Maly dostal antybiotyk, jest decyzja ze jedziemy jutro.
Dzis nie marnowalam czasu i po wizycie u lekarza postanowilysmy z kolezanka zostawic dzieci z mezami w domu i pojechac na wyprawe do wawozu Masca. Trasa dojazdowa marzenie, ale musialbym jeszcze potrenowac conajmniej rok, przez
3 km wznios prawie 25 procent. Za to trekking to hardcore. Nie wiem, moze o innej porze roku jest lepiej, ale mysly brodzily w strumieniach, trawersowalsmy skaliste zbocza, w niektorych momentach to raczej przypominalo wspinaczke skalkowa niz wedrowke gorska. Caly czas mega koncentracja by nie poleciec w przepasc albo nie skrecic nogi. Moje buty biegowe, bo w takich szlam, sa zupelnie mokre. Czy to mozliwe, ze jutro bedzie gorzej? Dam znac, jak wjedziemy.
Na nogach wawoz, a do poczatku wawozu dojechalysmy taksowka, powrot lodka. Ale trasa dojazdowa do gory super, widzialam rowery, ale nam w wypozyczalni odradzali jako wyjatkowo trudna droge i moge potwierdzic, ze bylo ostro. Ja bym tam autem bala sie przejechac.
Spiesze doniesc, ze sie udalo. W sumie 9 godzin na rowerze, 6.5 pod gore i 2.5 w dol. Lacznie 98 km, z czego polowa to wjazd - z poziomu morza na 2200 m. Piekne widoki. Pierwsze 10 km podjazdu fajnie sie jechalo, druga dziesiatka to byla juz mordega, trzecia dziesiatka to tragedia, ale zlapalam drugi oddech, czwarta dzisiatka poszla ok, ale w koncowce juz ledwo ciagnelam. Spowrotem jechalam ostatkiem sil, szosa byla z zlym stanie i musielismy uwazac zeby nie zlapac gumy, wiec caly czas na hamulcu. Po drodze widzielismy w sumie z 10 kolarzy i 3 biegaczy. Kolarze wszyscy znaczniej szybsi od nas. Myslalam ze zmiescimy sie w 5 godzinach na gore, ale wazne ze sie udalo. Teraz sie tylko zastanawiam po co to bylo, jak najwieksze Teide to dwa skarbiki co na nas czekaly na dole caly dzien.
No, pora podkrecic tempo treningow biegowych bo Sobotka juz za 4 tygodnie.
Katekate, ja tez juz chce do domu do normalnosci i do mojego weekendowego dlugiego biegania.
ASK pisze:Spiesze doniesc, ze sie udalo. W sumie 9 godzin na rowerze, 6.5 pod gore i 2.5 w dol. Lacznie 98 km, z czego polowa to wjazd - z poziomu morza na 2200 m.
szacunek i gratulacje!!!!
jak tyłek i jak nogi?
ASK pisze:Teraz sie tylko zastanawiam po co to bylo, jak najwieksze Teide to dwa skarbiki co na nas czekaly na dole caly dzien.
Ale chyba nie mialas wątpliwości? Skarbiki dały radę, Ty dałaś radę i wszyscy szczęśliwi
Teraz odpoczywaj
ech... tylko na tyle mnie stać w temacie ASK bo ciężko mi zebrać myśli. Z 2 strony chcieć to móc i nawet najtrudniejsze staje się do przejścia! Życzę szybkiej regeneracji kochana
Kate... 17 tka i kąpiel w Bałtyku zabrzmiało to tak swobodnie i radośnie, prawie zapomniałam że to nie lato brrrrr mi ostatnio strasznie zimno, więc nawet sobie tego nie wyobrażam!
Od 4 dni nie mogę wstać z łóżka mimo że śpię dużo i kładę się bardzo wcześnie, jednak rano budzę się sama a mimo to powieki ciężkie nogi i ręce z ołowiu. Myślicie że to pogoda? Bo kilka osób skarżylo mi się na te same objawy.
Planuję wprowadzić sok z buraków do diety może doda mi skrzydeł skoro tak go zachwalają!
"Ból jest nieunikniony, cierpienie jest wyborem." Tak więc cierpieć nie zamierzam!
Cześć dziewczyny. Z dzieciakiem ok, antybiotyk szybko podziałał i czuł się już dobrze, jakby było gorzej, to bym pewnie nie pojechała. co ciekawe ze znajomymi dzieci były ponoć grzeczne jak aniołki.
Jeśli chodzi o siedzenie, to jest ok, miałam naprawdę wygodne spodenki i zero dyskomfortu. Nogi też w porządku. Generalnie na trasie najważniejsza była głowa, żeby podejmować decyzję o dalszej jeździe. W pewnych momentach wyłączało mi się całe myślenie, głowa i ciało było osobno, a tylko nogi miały kręcić. Mięsnie działały, ale najgorsze było narastające zmęczenie. Staraliśmy się co godzinę zatrzymywać na jedzenie, mieliśmy rodzynki i batoniki i po takiej regeneracji szło od razu lepiej, ale końcówkę pod górę ciągnęliśmy ostatkiem sił. Tak naprawdę najgorzej było przy zjeździe, bo ręka mi nie wytrzymywała naciskania hamulca, a trzeba było cisnąć cały czas 2,5 godziny, ręka mi drętwiała. Wszystko w strasznym wietrze, na górze było przeraźliwie zimno, śnieg, jechałam w koszulce, bluzie do biegania i kurtce z windstoperem, w czapce i buffie, spodnie długie. Dziś mam tylko lekkie zakwasy w udach, a za godzinę trzeba jechać 30 km odwieźć rowery do wypożyczalni.
Wrzucam jedno zdjątko, jak będę miała czas to wieczorem może napisze jakąś fotorelację.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
ASK gratuluję i podziwiam! Będziesz miała co wspominać:-) Wspaniale, że wszystko się udało i dałaś radę wjechać tak wysoko i zjechać. Dzieciaki zwykle najbardziej szaleją przy rodzicach.