Strasb - w pogoni za formą

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Sobota 01/02/2014

Wspinaczka 2.5h

Dzisiaj jakoś miałam ochotę na kształcenie brutalnej siły - czyli napieranie w przewieszkach na wędce. Zobaczymy co ręce na to jutro. Bo dzisiaj tuż po to bolą mnie...nogi, a dokładniej kolana. Dziwne. W każdym razie na siłe iść biegać wobec tego nie będę. Jutro biegówki.
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 02/02/2014

Biegówki 2.5h

Dziś powolutku bo z początkującym towarzystwem, ale było super pięknie w lesie pełnym świeżego śniegu. Chyba pierwszy raz tej zimy! Pod koniec troszkę się ten śnieg lepił do łuski nart, ale widoki rekompensowały. Po nartach w planie była odnowa biologiczna w termach, ale pierwsze były zamknięte w niedzielę po południu, a w drugich kolejka do wejścia prawie wystawała na parking (do którego była osobna kolejka).
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Dobrze, że ten tydzień przechodzi już do historii. :lalala: Nawał pracy i presja w pracy mnie kompletnie podkopały, miałam ochotę się schować się gdzieś i przeczekać.

Wtorek 04/02/2014

Wspinaczka 2h a potem zrobiło mi się słabo i ewakuowaliśmy się do domu.

Reszta tygodnia roboczego do kitu. Odżyłam psychicznie w sobotę a fizycznie dopiero dziś.

Niedziela 09/02/2014

Biegówki, ze 3h

Wybraliśmy się na Col de Mosses po raz pierwszy zimą. W Lozannie wiosna, więc postanowiłam nie ubrać się za ciepło i dodatkowo nie ciągnąć ze sobą różnych gratów, które prawie nigdy się nie przydają - jak spodnie z membraną, grube rękawice, kurtka z membraną... Dojechaliśmy - na przełęczy śnieżyca. No to grubo. Wrzuciłam na grzbiet cywilną kurtkę i plecak, gdzie bym ją mogła potem upchnąć. Po jakimś czasie faktycznie się rozgrzaliśmy i zadymka ucichła. A skoro się ładnie zrobiło, to zaczęliśmy podchodziś na Pra Cornet. Niestety na tym pięknym plateau wiatr hulał aż miło, ślady miejscami mocno zasypane - cała szeroka trasa schowana pod zaspami. Ale dobrze się bawiliśmy, nawet na naszych wąziutkich nartach. A jak wiatr dawał w plecy to jak się jechało! Niestety po zawrotce wiatr był od frontu i szybciutko bardzo mi przemarzły ręce. Przez zaspy odwrót do bacówki był. A tam pyszne jedzonko na rozgrzewkę - nie wyszło źle. Potem super zjazd na niższe tereny i tam już w pięknym słońcu pętla. Nieźle się sponiewierałam, ale zadowolenie na maksa.

Zawiane plateau:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A to już po wypogodzeniu i nieco niżej:

Obrazek

Obrazek

Fajnie, że dziś dla odmiany zamiast w Jurę ruszyliśmy w Alpy. Urocze są pagórki i lasy jurajskie, jednak nasycić się raz za czas alpejską panoramą trzeba. Tylko się lepiej ubiorę następnym razem. :hahaha:

Na parkingu mieli sporo śniegu, to podrzucam trochę dla rubin.

Obrazek
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Poniedziałek 10/02/2014

Wspinaczka 2.5h

Dalej niemoc straszna, nie tylko mięśnie nie umieją odnaleźć dawnej sprawności i siły, ale na dokładkę czy może przede wszystkim głowa. Znów się bardzo boję. Wracałam ze ścianki sfrustrowana i potok czarnych myśli trwał. Że w bieganiu też lipa (no ale tu kogóż winić, nie trenuje się to nie ma), że w pracy też jakoś nieprzekonująco.

wtorek 11/02/2014

Wstał nowy, słoneczny dzień - u nas ostatnio na zmianę - albo ulewy albo lampa i błękit. Na przekór frustracji wyszłam więc w to południowe słońce. Nie lubię tej pory biegania i jakoś niesporo się zbierałam, ale się zebrałam. Na początek rundka po bardzie pofalowanej części campusu, do lasu za głęboko nie wchodziłam jednak, bo bagienko, a nie miałam butów stosownych. Pętelkę zamknęłam po jakiś 20 minutach. Przystanęłam przy torach na zamkniętym przejeździe i niestety wtedy mnie nagle dopadł ból brzucha. Szybka ocena czy wracać do bazy - bo była zaraz obok - czy próbować dalej. Zdecydowałam się na rundkę dokładnie wokół budynków politechniki - bliskość serwis pointów dawała spokój ducha. Po jakimś kwadransie ból odpuścił i ostatnie 5 minut czułam się naprawdę super. I taka lekkość została mi na całą resztę dnia i do teraz mnie trzyma. I jak tu nie lubić biegania?

Biegania było jakieś 40 minut, zapomniałam założyć zegarka, przypomniałam to sobie na schodach, ale uznałam, że to znak i się nie wracałam. :oczko:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Środa 12/02/2014

Wspinaczka 2.5h

Nareszcie pewne postępy, ale jakiego wysiłku do wymaga!

-----

Czwartkowego biegania nie było, dziś u nas dzikie nawałnice z potokami deszczu i szalejącym wiatrem łamiącym drzewa. Do jutra ma przejść, spróbuję zrobić biegowy rozruch przed snowboardem.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Piątek 14/02/2014

30'E

Choć nie było łatwo wstać - pół godziny porannego rozruchu przed ruszeniem w góry. Potem jakieś 5h na snowboadzie. Warunki nierewelacyjne. Duży wiatr zamknął nas w zasadzie w jednej dolinie. Jak do tego zaczął padać mocno deszcz, to bez żalu ewakuowaliśmy się na odnowę biologiczną do term.

Sobota 15/02/2014

Zupełnia inna bajka, calutki dzień szusowania, choć pomimo połowy lutego śnieg mamy już miękki, ciężki wiosenny. Temperatura w południe jak w Soczi, więc nie dziwota. Pod koniec miałam konkretnie dość, a dokładniej nogi miały dość. Do tego mam nowe buty w tym sezonie i jakoś bolą mnie od nich stopy...


A dziś w niedzielę bolą mnie mięśnie w różnych dziwnych miejscach, nogi w zasadzie nie. Może uda się wyjś jednak pobiegać.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Tydzień się kończy, wypadało by się choć po krótce rozliczyć.

W niedzielę poprzednią nie pobiegałam, posłuchałam organizmu krzyczącego - regeneracja! I pewnie lenia po części też. Miałam nadrobić w poniedziałek, ale jak już wróciłam ze wspinaczki, gdzie naciągnęłam jakiś mięsień w prawej ręce, to się okazało, że pan małżonek wsparcia potrzebował i szurać nie wyszłam.

(Poniedziałek wspinaczka 2h)

Wyszłam dopiero w środę, ale za to z jaką radością, 45 minut wokół dzielnicowego parku + rozciąganie w oczekiwaniu aż pralka ponownie odwiruje to, czego wcześniej nie chciała.

(Środa 45'E, buty Light Silence)

W czwartek znów wspinaczka podleczona ręka niestety znów zaczęła boleć.

(Czwartek wspinaczka 2.5h?)

W piątek obudziłam się z gwoździem w czaszce, w ciągu dnia gwoździe wwiercające się w czaszkę już były dwa, po obu stronach, ból nie odstąpił aż padłam spać.

Sobota - wstał piękny wiosenny poranek. Wstaliśmy i my wcześnie, więc cały dzień dla nas. Wyszurałam godzinkę, trochę też po górkach. Zwiedziłam m.in. odnowiony po remoncie park przy muzeum olimpijskim - mają teraz nawet bieżnię tartanową z trzema 100 metrowymi torami. Zaliczyłam też przerwę na rozciągania na pomoście na jeziorem - pięknie jak w bajce było. Po obiadku wspinaczka, ręka po pewnym czasie dokucza, ale ogólne odczucia wreszcie dobre. Wraca siła, wraca wyczucie i nieco pewności siebie! Aż chce się działać.

(Sobota 1h E buty Hyperspeed + wspinaczka 2.5h)

Piękna zimowa niedziela to oczywiście biegówki. Tzn. w Lozannie było ładnie, a potem po drodze coraz pochmurniej i wreszcie w tę chmurę wjechaliśmy. W nowe miejsce jechaliśmy, gps doprowadził nas na jakieś małe dróżki i w środku mgły powiedział - to tu. Na szczęście po chwili konseternacji odnaleźliśmy właściwy cel - tuż ponad chmurami. Z powodu pewnych peryperii musieliśmy jednak przejechać do innego punktu w końcu zanim nam było dane narty założyć, ale i tak było pięknie. Jak w Soczi prawie. :oczko:

Obrazek
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Poniedziałek 24/02/2014

Wspinaczka ok.3h?

Zaczyna iść mi nieźle i przede wszystkim - wróciła przyjemność!


We wtorek miały być biegówki, lekcja stylu łyżwowego, ale tuż przed wyjazdem dostaliśmy telefon do instruktorki, że w górach już leje, więc lekcje przełożyliśmy na czwartek.

Środa 26/02/2014

45'E, buty Light Silence

Raniutko, na ostatnio zwyczajowej pętelce, w zamian za te nieodbyte wczoraj narty. Dawno tak wcześnie nie biegałam, pusto, spokojnie, cicho. Samopoczucie dobre, choć nie było jakiejś petardy w nogach. Ale była motywacja - a to ważne.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 27/02/2014

Biegówki - ok. 2h

Przełożyliśmy lekcję z wtorku na czwartek pod kątem lepszej pogody, a tu w Lozannie przy wyjeździe wyglądało to jeszcze gorzej niż we wtorek, ponuro na maksa. Na autostradzie ponuro szybko przeszło w mokro, deszcz dzwonił o szyby. Zjechaliśmy z austostrady i zaczęliśmy wspinać się w Jurę, powtarzając sobie w myślach - tam na górze zamiast deszczu będzie śnieg. I śledziliśmy zwiększająca się wysokość - a tu dalej deszcz. Wreszcie deszcz ze śniegiem, potem rzeczywiście sam śnieg - ale nie takie pruszące gwiazdki tylko zadymka w poziomie ze sporym wiatrem. No nic, najgorsze to wysiąść z samochodu, potem jakoś będzie. W oczekiwaniu na instruktorkę wyskoczyliśmy na rogrzewkową rundkę klasykiem. Na razie jeszcze w ciepłej kurtce na wierzch. Świeżego śniegu mnóstwo, ciężko nawet narty było zapiąć. Na szczęście za chwilę pojawił się ratrak i ubił trasę - na chwilę. Zjawiła się też Kathy i zaczęło się dopasowywanie sprzętu do łyżwy.

Kijki długaśne, narty dziwnie ślizgają się w miejscu, buty dostały mi się trochę przyduże. Z wahaniem, ale jednak zostawiłam ciepłą kurtkę w samochodzie, bo spodziewałam się, że już niedługo będzie nam porządnie ciepło. Pierwsze ćwiczenie - podjazd w śladach siłą samych rąk. Jaka masakra przy takich długich kijkach, mnie się zdawało, że mam mocniejsze ręce? :hahaha: Następne ćwiczenia na szczęście na równowagę, to idzie mi lepiej. Jeździmy na jednej narcie bez pomocy kijków i podobne zabawy. Narty bez łuski w dół rozpędzają się bardzo szybko. Potem łyżwujemy jedną nogą, najpierw bez kijków, potem z. Wreszcie wychodzimy z torów do klasyka i próbujemy jakoś zgrać naraz obie ręce i obie nogi. Z tymi nogami kłopot, bo mi się z każdym krokiem rozjeżdżały coraz szerzej, tak że w końcu nie dawałam rady się przemieszczać do przodu. Może przez luźnawe buty bardziej narty uciekały? W każdym razie tak się zaangażowałam w to przebieranie rękami i nogami, że nie zauważyłam kiedy śnieżyca przeszła w miłe pruszenie. :hahaha: Skończyliśmy ćwiczenia wprowadzające i zaczęła się jazda na serio - w odcinkach kilkudziesięciometrowych najpierw. 1-1; 1-2; jodełka, offset. Ponoć jodełka jak na początkującego szła mi super, offset pokracznie, ale dało się go rozpoznać. Wyposażeni w taki garanitur zapuściliśmy się zatoczyć całą oświetloną pętlę. Jest ona nieźle pofałdowana, więc takim początkującym jak my nieźle daje w kość. Po zatoczeniu pętli herbatka w nagrodę, potem miał być koniec, ale postanowiłam pojechać jeszcze jedną pętlę - tym razem w drugą stronę. Po podbiegach musiałam odpoczywać, ale na kawałku płaskiego złapałam się na tym, że wreszcie jadę, naprawdę jadę - powoli, ale bez rozmyślania nad każdym ruchem. No, warto było się napracować. :hej:
1655918_10153857199170084_1151824959_n.jpg
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Piątek 28/02/2014

Snowboard

Mgliście i tłoczno - to mi głównie pozostanie w pamięci po tym dniu. Mała stacja oblężona przez rodziny na feriach. Ale z przymusu oswoiłam orczyk. Zawsze mi się wydawało, że nie umiem nim wjeżdżać z tylko jedną nogą wpiętą. Z dwoma jako tako, tylko że coraz częściej tego zabraniają. Dałam się więc namówić na spróbowanie na jednej. Na początek spektakularna gleba po kilku metrach mimo pomocy pana wyciągowego. Wykrzyczałam więc panu małżonkowi ponownie, że przecież mówiłam, że NIE UMIEM i NIE BĘDĘ PRÓBOWAĆ. Ale uporem namówił mnie do spróbowania raz jeszcze. Tym razem pan pomagający już wiedział, żem przypadek specjalny, jakoś lepiej mnie wyprawił w podróż i dojechałam caaaałym długą trasę, z ostrymi podjazdami, zjazdami i skrętem nawet. Co więcej, w zasadzie wygodnie było. :hahaha:

Sobota 01/03/2014

Biegówki

Biegówkowy dzień cały i strasb w roli pani instruktor. Bo w górach byliśmy z okazji pracowego wyjazdu integracyjnego i zebrała się silna ekipa żądna poznania biegówek. Dziewczyny jednak się wykruszyły na rzecz lenistwa w termach, więc stanęłam jako rodzynka na czele męskiego zastępu. Wypożyczyliśmy narty, przekopaliśmy się przez świeży śnieg na parking przy trasach i ruszyliśmy ku przygodzie. Trasy nie były typowo pod poczatkujących więc szybiutko trzeba było się uczyć hamowania i skręcania. Postępy były różne, jedni potrzebowali mniej upadków niż innych by przyswoić sobie umiejętności niezbędne do przeżycia. Potem zrobiliśmy nawet zawody w zjeździe na krechę z największej górki, jeszcze udawało mi się nadrabiać techniką, by się nie dać wyprzedzić. Po zakończeniu tej 4-5km pętelki zrobiliśmy przerwę na coś na ząb i coś na przepłukowanie gardła. Następnym celem była pętelka 10kilometrowa, zrobiłam wywiad kto chętny, myślałam, że co bardziej zmęczone osobniki odpuszczą, ale wszyscy twardo postanowili jechać. Szacun za zawziętość dla nich, bo trasa sprawiła im jednak sporo kłopotu. Zmienialiśmy się z panem małżonkiem na czele i na ogonie grupy, doglądając na zmianę szybszej i wolniejszej grupy. Dwa razy przecinaliśmy trasy zjazdowe. Ta czerwona zdała nam się niewiele gorsza niż nasza biegówkowa, zatem w ułańskiej fantazji w trójkę zjechaliśmy nią sobie kawałek. Dopiero podchodząc w górę przekonaliśmy się, jak była stroma. :hahaha: Ale sił na dogonienie grupy starczyło. Na zawrotce zrobiliśmy sobie kilka zdjęć. Powrót był nieco inną trasą, ze wspaniałymi wirażami na zjeździe, oj one się chyba będę moim uczniom śnić po nocach. :oczko: Końcówka ciężka, w miękkim śniego pod górę. Najlepszy z świeżowkręconych w biegówki narzucił takie tempo, że nie mogłam dotrzymać kroku. Ale to wysportowany typ, więc w sumie się spodziewałam, choć nie tak szybko. :oczko:

Tutaj pozujemy niewzruszenie przy ostrzeżeniu przed lawinami,

Obrazek

gdy tymczasem wdzięczni uczniowie odpalili śnieżną kanonadę. :bum:

Obrazek

Zdjęć z lepszym widokiem w tle brak, bo piątkowa mgła się utrzymała.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

W poniedziałek miała być wspinaczka, ale pan małżonek zarządził odpoczynek.

We wtorek miały być biegówki łyżwą, ale dostaliśmy meldunek z Jury, że pada deszcz i i na trasach miękka ciapa zupełnie nie na łyżwę. Rzeczy biegowych na podorędziu nie miałam, ale wspinaczkowe tak, więc przynajmniej wspinaczkę odrobiliśmy.

Wtorek 04/03/2014

Bouldering 2.5h?

Dawno nie boulderowaliśmy, dało się odczuć. Skóra na rękach piszczała. :oczko: Coś tam w końcu udało się wejść, ale ogólnie marnie. Ale ponoć świetnie to wpływa na poprawę techniki na ścianę - tego się trzymajmy.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 05/03/2014

45'E, buty Light Silence

Wczoraj miało być odrabianie wtorku, ale późno wróciłam i niestety mój wzrok padł na proszące się o posprzątanie zakątki. I tak od jednej do drugiej rzeczy - zrobiło się jeszcze później, więc odpuściłam. Za to położyłam się nie za późno z chęcia poszurania rano. Obudziłam się nawet przed budzikiem, zaczekałam jednak na dzwonek, poleniuchowałam jeszcze parę minut, ale wstałam bez problemu. Tylko jak wstałam, to stwierdziłam, że ja za nic nie mam siły biegać. Tylko po czym tak? To chyba wrócę do łóżka? Ale zamiast tego chwilę się pokręciłam, zarzuciłam mały zastrzyk cukru i postanowiłam wyjść zobaczyć, jak to będzie. Przywitał mnie wiatr - no tak, mamy rozpogodzenie, nie wzięło się znikąd - bise operuje. Ruszyłam jakoś pod ten wiatr, skręciłam na początek inaczej niż zwykle, ale i tak wylądowałam niebawem na moim tradycyjnym ostatnio kółeczko - tylko tym razem w przeciwnym kierunku - z ostrzejszym podbiegiem a dłuższym i łagodniejszym zbiegiem. Tu jakoś mniej wiało, aż mi się szybko zrobiło za ciepło. Biegło się odrobinę opornie, ale bez tragedii. Celem było ponad 30 minut, a jak dobrze pójdzie to normalnie 45. Tyle też wyrobiłam. Tak szybko zrobiło się widno podczas biegania, że zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno było ciemnawo, gdy wychodziłam z domu, czy to tylko moje zaspane oczy mało światła wpuszczały. :oczko:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Jakoś nie mogę się zebrać na uzupełnienie zapisków.

Wspinaczka

Na koniec dnia jeszcze wspinaczka. Był to dzień z demostracją sprzętu różnych firm i ze sponsorowanymi przez te firmy zawodnikami. I można się było zapisać na krótką sesję z takimż zawodnikiem, wypróbować za darmo sprzęt i wylosować jakieś upominki. Tylko za cenę tłoku i zamieszania oczywiście. Narzekać nie możemy, na wstępie oboje wylosowaliśmy upominki (choć pan małżonek swój być może zgubił, a mój muszę spieniężyć, bo za duży solidnie). Udało nam się też na "coaching" zapisać. Nie było to coś ekstra, bo w hałasie ciężko było będąc na ścianie coś z dołu usłyszeć, ale ogólny feedback o naszym wspinaniu dostaliśmy i będziemy się starali nad tymi punktami pracować. W ramach testu sprzętu postanowiłam dla odmiany od moich wygodnych, dwa razy już podgumowywanych kapciuszków spróbować super hiper agresywne techniczne buty. I już wiem, że widziane wcześniej na filmach rzucanie się do zdejmowania butów jeszcze podczas bycia opuszczanym na linie na ziemię to nie przesada. :hahaha: Ale różnica w stawianiu nogi jest. W najbardziej hardcorowe buty na pewno nie pójdę, bo to na moim poziomie więcej szkody niż pożytku, ale może kiedyś zaszaleję i sprawię sobie ciut mniej okrutne papucie do zadań specjalnych - mam już w głowie odpowiedni model jak co.

Piątek 07/03/2014

59'E, buty Hyperspeed

Wiosna, wiosna u nas. Ale w samo południe w największe słońce byłam tylko na krótkim spacerku nad jeziorem, szurać wyszłam pod wieczór. W lasku na campusie postanowiłam zwiedzić inną część tej nowo ubitej ścieżki biegowej tylko szybko okazało się, że to ślepa uliczka, bo montują nowy mostek przez rzekę. Trzeba było jakoś okrążyć przez błoto, by wybiec z lasu z innej strony. Potem pokulałam się do parku nad jeziorem i nad owe jezioro - biegaczy na pęczki. Powrót pod górkę trochę męczący i wahałam się pomiędzy jeszcze jedną pętlą wokół Rolex Lerning Center na koniec a powrotem wsport do bazy. Zdecydowałam się poszurać tę pętlę na totalnym luzie i dobrze, bo to chyba najprzyjemniejsze chwile treningu się okazały.

Sobota 08/03/2014

Biegówki ok.3,5h

Z okazji dnia kobiet chciałoby się napisać, ale tak naprawdę to z okazji szybko wycofującej się zimy, przedostatnia chyba eskapada biegówkowa w Jurze. Nie zebraliśmy się bladym świtem, wiedzieliśmy, że już będzie miękko, więc nie porywaliśmy się na łyżwowanie, ale miałam w zanadrzu inny plan - zaliczyć wreszcie trawers pomiędzy dwoma słynnymi przełęczami w tej części Jury, u stóp masywnego Mont Tendre. Słońce dawało czadu, choć zaskoczył nas powrót wiatru bise. Na tę stronę przełęczy Mollendruz nie udawał się oprócz nas praktycznie nikt. Pierwsze kilkaset metrów trasy tłumaczyło dlaczego - ślad stary, rozjechany, w słońcu już ciapowato. Ale okolica urokliwa. Szybko zostawiliśmy za plecami schronisko i wspinaliśmy się pod górę w lesie. Tylko my i ta piękna okolica. Tempo spokojne bo przewyższenia w tej części są znaczne - to było zdecydowanie bardziej nordic touring niż bieganie. Ski tourowców zresztą sporo spotkaliśmy. Szybko rozebraliśmy się z kurtek, w bluzce podwinęłam rękawy, ale bluzkę tym razem zostawiłam, bo trafiały się podmuchy wiatru plus cieniste kawałki w lesie. Bardzo mi się ta wycieczka podobała, czułam, że mogłabym tak sobie człapać i człapać. Pan małżonek utyskiwał nieco, że wolałby warunki bardziej biegowe. Przecięliśmy stok zjazdowy, orczyk niby działał, ale nie wiózł nikogo. Wdrapaliśmy się wreszcie w najwyższy punkt tras biegowych, u stóp Mont Tendre i z żalem zawróciliśmy ku Mollendruz - nie wyrobilibyśmy się z dotarciem do Marchairuz i powrotem do Mollendruz do samochodu, a niestety w zimie komunikacją publiczną na te przełęcze dotrzeć się nie da. Mieliśmy nadzieję na świetną jazdę w dół po całej tej wspinaczce, ale niestety śnieg już nieźle rozmiękł - tzn. wszędzie poza kawałkami w cieniu, gdzie wciąż trzymał się lud. Zmiany przyczepności bywały bardzo gwałtowne i trzeba było jechać skupionym. I sporo się odpychać nawet na spadkach, bo jednak większość trasy w słońcu była. Trafił się za to jeden zjazd, wyglądający niewinnie z początku, gdzie jednak z czasem osiągało się taką prędkość, że ze 3 razy byłam pewna, że zaraz będę leżeć. I jak nie z własnej winy, to z powodu złapania pod jedną nartę nawianej kępki porostów czy wyłażącej grudki błota. Wystawiłam sobie niby jedną nartę z torów do półpługu, tylko że na lodzie niewiele to dało. Wręcz przeciwnie, była duża szansa na szpagat z powodu różnicy nawierzchni pod nartami. Pan małżonek jadący na krechę miał mniej problemów (choć przyznał, że tak szybko na biegówkach jeszcze chyba nie jechał) - nie opłacało się być asekurantem. :bum:

Bardzo, bardzo podobała mi się ta okolica - zresztą poznałam bezbłędnie, którędy prowadzą letnie szlaki, dzięki którym już tam zawitałam. Aż by się chciało pobłądzić bez szlaków na nartach nieco bardziej terenowych - ale to prawdopodobnie już nie w tym roku. :smutek:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Poniedziałek 10/03/2014

Wspinaczka 2.5h

Oj, czuję dziś, że się ambitniej powspinaliśmy, plecki nie pozwalają zapomnieć. Na początek była tragedia, bo znów się włączył strach, później nieco lepiej. A dziś chyba ostatnie biegówki w St. George.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wtorek 12/03/2014

Biegówki, 1.5h albo i więcej :oczko:

Wiosna, piękna wiosna nam się trzyma. Ale strona centrum nordyckiego w St.George zapewniała, że trasa na wtorek wieczór będzie gotowa. Choć siedzący w temacie mówią, że może po raz ostatni. No to jak po raz ostatni, to trzeba było pojechać. Wsiadamy w auto, już po 19ej, na termometrze 12 stopni. Zjechaliśmy z autostrady, Aubonne, Gimel, ciepło, sucho, śniegu ani śladu. Co ciekawe w samym St. George też nie. Pojawił się dopiero na podjeździe z miasteczka w stronę przełęczy Marchairuz. Na parkingu sporo samochodów, temperatura wciąż wyraźnie na plusie, ale trasa wyratrakowana i dziur nie widać. Zakładamy narty - o kurcze, jeden lód. Co przekładało się na to, że w śladach pędziliśmy jak rakiety, a bez śladów ciężko było się ruszać w sposób skoordynowany - łuska za nic nie chciała chwycić zmrożonych rowków na ubitej części do łyżwy na podejściach. Za to w dół była jazda - jak to po lodzie. Jeno łuski grzechotały. I dobrze, bo dzięki temu usłyszały nas panie zapodające pod prąd bez żadnego oświetlenia z drugiej strony pagórka - oj, niefajnie by się było czołowo zderzyć. Biegowe ciuszki z odblaskami dobrze się rzucały w oczy w świetle latarek. Szybcy zawodnicy zapodający łyżwą mieli zwykle takie reflektory, że przy mijaniu się absolutnie nie było widać twarzy czy nawet sylwestki - tylko narty. I z takiej poświaty dochodziły tylko odgłosy wymienianych pozdrowień. Byliśmy pod wrażeniem, jak te dwie panie bez lampek tak dawały radę całkiem po ciemku, więc w ramach eksperymentu wyłączyliśmy nasze czołówki i się okazało, że księżyć oświetla jedynie z połowę słabiej niż lampki. :hahaha: (I piękne gwiazdy przy okazji zauważyliśmy.) To na otwartej przestrzeni jednak tylko, w lesie bez lampki już bardziej ryzykownie. Choć w sumie nawierzchnia bez niespodzianek typu porosty, kamienie, dziury - lód lity. :hahaha: I zakręty i zjazdy też już w zasadzie na pamięć znamy. :oczko: Super się dotleniliśmy przy czołówkach na biegówkach (zawsze sobie przy takich ekspadach o rubin myślę :uuusmiech: ) choć warunki bardzo specyficzne. Pogoda sprzyjająca, ale w śnieżycy było jakoś bardziej magicznie. :taktak:
ODPOWIEDZ