co do moich wyliczeń: nie obliczyłam kalorii dla 89 g białka czystego, dałam Wam przykład, co biorę pod uwagę: 4 plastry sera, 150 g kurczaka, 100 g jogurtu bodajże, wrzuciłam w kalkulator, i podałam Wam, ile kalorii wyszło. uproszczona wersja, owszem, ale w porównaniu z 15% dziennego zapotrzebowania, które pokrywa plaster goudy, i tak jest to chyba wystarczający przykład, że spokojnie Europejczycy szamią dużo więcej białka, niż klosiowe 15% średniej wartości kalorycznej.
klosiu - ja sama, z kolei, będąc wege, białka jadłam za dużo, bo się naczytałam, ile to sportowcy nie potrzebują, a że trenowałam do triathlonu, to myślałam, żem sportowiec. owszem, w porównaniu z kanapowcem byłam super pro, więc sobie nie żałowałam soczewicy i fasoli. połamane paznokcie to był najwyraźniejszy objaw. niemożność schudnięcia, mimo minimum 10 h dość intensywnego treningu tygodniowo, to było drugie "nie halo". poszłam do dietetyczki, i trochę mnie zaskoczyło, jak mocno mi obcięła - i soczewicę, i pełnoziarniste chlebki, czyli zjechała ogólnie jednocześnie z kalorii, ale i z białka, i z węglowodanów przy okazji. dorzuciła za to warzyw (których myślałam poprzednio, że jem sporo). jak parę osób, czytających mój stary blog, wie - dorwała mnie w międzyczasie poważna kontuzja, wykluczając mnie na 2 lata z aktywności. myślałam, że po 10-12 h treningu w tygodniu zejście do zera przy moich problemach generalnych wagowych zaowocuje kolejnymi kilogramami, z prędkością światła rosnącą oponą itd. odwrotnie: zeszłam wreszcie do 58. paznokcie wreszcie bez plam, bez łamania - i jak tylko zwiększę białko, tydzień-dwa później paznokcie się pogarszają. tyle, jeśli chodzi o opisywanie własnych doświadczeń.
dietetyka temat ciężki, niestety, i szkoda, że tyle niezgodności i wzajemnie wykluczających się badań, ile łatwiej by nam wszystkim było... a już najgorzej, jak Eskimosi dowodzą wybitnie, że da się bez warzyw i owoców, z kolei Hindusi mięsa nie tkną i również mniej więcej radośnie sobie żyją...

_____________________
ok, teraz temat nr 2, bardzo proszę o porady: kolejność wykonywania treningu aerobowego i siłowego. tu pytanie o cel. kfadam, napisałeś: "Długotrwałe bieganie zaszkodzi przyrostom masy i siły mięśniowej a o to chyba nam chodzi". ok, mi nie o to chodzi. zdecydowanie siłę mięśniową chcę poprawić, nie wykonuję ćwiczeń dla kulturystów, więc nie będę wyglądać jak Arnie, a po moich plerach zoperowanych plus przy trybie pracy: dźwiganie sprzętu kamerowego, kręgosłupy facetów siadają, więc mój zoperowany babski tym bardziej woła o pomoc - mięśnie chcę sobie wzmocnić, a jak się rozrosną, to też płakać nie będę, byle kręgol chroniły i wspierały porządnie. ale widzę, że wg danych, które przytaczasz, również bieganie po treningu siłowym mi zaszkodzi. to teraz proszę o podpowiedź: co lepsze? biorąc pod uwagę, że mi na wzmocnieniu tych mięśni jednak zależy - czyli w którym modelu uszkodzą się mniej? pewnie najlepsza opcja to jednego dnia jedno, jednego drugie, ale chcę siłowy 3x w tygodniu, bieganie 4x, plus jeden dzień wolny, więc na bank wypadnie przynajmniej jedno połączenie, plus kilka innych nieprzewidzianych (plan tygodnia zmienia się jak w kalejdoskopie przy moim trybie pracy). help?