Strasb - w pogoni za formą
Moderator: infernal
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
W poniedziałek była regeneracja, a poza tym obrona doktoratu koleżanki i stowarzyszone uroczystości.
Wtorek 26/11/2013
Wspinaczka 2.5h
We wtorek wstępnie było w planach bieganie, ale rozkład dnia i siła wiatru zdecydowanie sugerowały przełożenie tej przyjemności. Późno bo późno ale wspinanie jednak wpadło. Bez spektakularnych sukcesów, ale pracuje się nad drogami o poziom i dwa wyżej.
Środa 27/11/2013
Dalej utrzymuje się piękna, słoneczna pogoda - i nasz lokalny wiatr bise będący jej sprawcą. Żadna chmura nie strzyma takiej wichurze. Wieje już tak od soboty i ma do piątku. Niemniej miałam w południu po biegoplotkować z koleżanką, ale eksperymenty nie chciały się skończyć na czas. Jak już wreszcie skończyłam, to najpierw zjadłam, a biegać wyszłam później, jak już strawiłam. Zatoczyłam nieco obszerniejsze kółeczko wokół campusu, po jakiś 10 minutach złapała mnie kolka, więc się turlałam powolutku, by przeszła. Po jakiś 20 minutach byłam w okolicach stadionu, niby już nie bolało, więc może być tak coś szybszego? Ostatecznie było:
1h02' w tym 8x400m p=200m (100m marsz + 100m trucht) buty Hyperspeed
Takie stateczne, a nawet bardzo czterysetki. Wyszły dość równo jak już złapałam tempo: 6:05/5:56/5:51/5:45/5:51/5:44/5:49/5:44 min/km.
Ubrana byłam w bluzę zimową na t-shirta - do biegania było w sam raz, na przerwy w marszu już nie najlepiej przy tym wietrzysku.
Wtorek 26/11/2013
Wspinaczka 2.5h
We wtorek wstępnie było w planach bieganie, ale rozkład dnia i siła wiatru zdecydowanie sugerowały przełożenie tej przyjemności. Późno bo późno ale wspinanie jednak wpadło. Bez spektakularnych sukcesów, ale pracuje się nad drogami o poziom i dwa wyżej.
Środa 27/11/2013
Dalej utrzymuje się piękna, słoneczna pogoda - i nasz lokalny wiatr bise będący jej sprawcą. Żadna chmura nie strzyma takiej wichurze. Wieje już tak od soboty i ma do piątku. Niemniej miałam w południu po biegoplotkować z koleżanką, ale eksperymenty nie chciały się skończyć na czas. Jak już wreszcie skończyłam, to najpierw zjadłam, a biegać wyszłam później, jak już strawiłam. Zatoczyłam nieco obszerniejsze kółeczko wokół campusu, po jakiś 10 minutach złapała mnie kolka, więc się turlałam powolutku, by przeszła. Po jakiś 20 minutach byłam w okolicach stadionu, niby już nie bolało, więc może być tak coś szybszego? Ostatecznie było:
1h02' w tym 8x400m p=200m (100m marsz + 100m trucht) buty Hyperspeed
Takie stateczne, a nawet bardzo czterysetki. Wyszły dość równo jak już złapałam tempo: 6:05/5:56/5:51/5:45/5:51/5:44/5:49/5:44 min/km.
Ubrana byłam w bluzę zimową na t-shirta - do biegania było w sam raz, na przerwy w marszu już nie najlepiej przy tym wietrzysku.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Czwartek 28/11/2013
Wspinaczka 2.5h
Nowe wyzwania, niby nie tak daleko poziomem od tego, co robię, ale jednak twardo się przekonałam, że to jeszcze za wysokie progi. Ale wprawiać się można. Na koniec byłam okropnie śpiąca i mam nadzieję że tylko dlatego nie udało się zrobić jednej nowej niby nie za trudnej drogi.
Piątek 29/11/2013
45' w tym 2x10' szybciej p=3'
Miało być bieganie w południe, ale całe przedpołudnie i tak już spędziłam w biegu, a potem była seria różnych obchodów: urodziny, pożegnanie, dwa ciasta i szampan w każdym razie. Trafiła mi się na szczęście inna dobra opcja - mogłam oddać wszystkie swoje klamoty w dobre ręce, które je dostarczyły do domu, a ja z pracy do domu pobiegłam. W ramach wprawek do szybszego biegania dziś coś podobnego do praktykowanej na wiosnę endurance active, Kachita by to pewnie nazwała przyjemnie wymagającym tempem, a ktoś mądry którymś tam zakresem. W każdym razie oddech był 2/2 i leciało się fajniej, wyraźnie wyżej się nad chodnikiem unosiłam. Na koniec pierwszej dziesiątki zrobiłam rundę honorową na wyremontowanym stadionie Coubertin - fajny ten niebieski tartan. Ponoć w przyszłości to tu ma być Diamentowa Liga zamiast na Pontaise. Być może przez tę atmosferę stadionu tę końcówkę przycisnęłam nawet za bardzo. Na drugiej dziesiątce był fajny luz, elastyczność w ruchach, no lekkość taka jakiej dawno w moim bieganiu nie było.
Wspinaczka 2.5h
Nowe wyzwania, niby nie tak daleko poziomem od tego, co robię, ale jednak twardo się przekonałam, że to jeszcze za wysokie progi. Ale wprawiać się można. Na koniec byłam okropnie śpiąca i mam nadzieję że tylko dlatego nie udało się zrobić jednej nowej niby nie za trudnej drogi.
Piątek 29/11/2013
45' w tym 2x10' szybciej p=3'
Miało być bieganie w południe, ale całe przedpołudnie i tak już spędziłam w biegu, a potem była seria różnych obchodów: urodziny, pożegnanie, dwa ciasta i szampan w każdym razie. Trafiła mi się na szczęście inna dobra opcja - mogłam oddać wszystkie swoje klamoty w dobre ręce, które je dostarczyły do domu, a ja z pracy do domu pobiegłam. W ramach wprawek do szybszego biegania dziś coś podobnego do praktykowanej na wiosnę endurance active, Kachita by to pewnie nazwała przyjemnie wymagającym tempem, a ktoś mądry którymś tam zakresem. W każdym razie oddech był 2/2 i leciało się fajniej, wyraźnie wyżej się nad chodnikiem unosiłam. Na koniec pierwszej dziesiątki zrobiłam rundę honorową na wyremontowanym stadionie Coubertin - fajny ten niebieski tartan. Ponoć w przyszłości to tu ma być Diamentowa Liga zamiast na Pontaise. Być może przez tę atmosferę stadionu tę końcówkę przycisnęłam nawet za bardzo. Na drugiej dziesiątce był fajny luz, elastyczność w ruchach, no lekkość taka jakiej dawno w moim bieganiu nie było.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Sobota 30/11/2013
Wspinaczka 4h
Byliśmy już kwadrans po otwarciu sali, nie było za dużo osób, można było się męczyć do woli na czym się tylko chciało. I zmęczyłam się nieźle już na początku, zaczynając od rozliczenia z tą niebieską drogą co mi napsuła krwi pod koniec w czwartek. Dwie inne drogi zrobiłam prawie. I sobie myślę - jakby to było prosto, gdyby człowiek się nie bał spadania, po prostu zapierniczał dalej i dalej aż łapki się nie utrzymają chwytów zamiast przy każdej wpince kalkulować czy jest 100% gwarancji dotarcia do następnej.
Bieganie 55', buty Hyperspeed
W nocy i rano padał śnieg - na górze Lozanny porządnie, u mnie za oknem więcej niż symbolicznie. Pięknie wyglądał las w białej szacie wzdłuż drogi na ściankę. A jak jeszcze słoneczko wyszło w drodze powrotnej - bajka! Niestety nie udało mi się wyrobić na bieganie w tymże słoneczku czy w ogóle za jasności. A skoro już i tak miałam biegać po ciemku, to nie było się co spieszyć. Wyszłam późno, miałam w planach naprawdę luźniutkie bieganie, bo w sumie już dwa akcenty w tym tygodniu były i wspinaczka dzisiaj. A tu same nogi poniosły żwawo. Wyśmienicie mi się biega w tych temperaturach. I gęba się śmieje, bo chyba naprawdę forma rośnie. :uuusmiech:
Wspinaczka 4h
Byliśmy już kwadrans po otwarciu sali, nie było za dużo osób, można było się męczyć do woli na czym się tylko chciało. I zmęczyłam się nieźle już na początku, zaczynając od rozliczenia z tą niebieską drogą co mi napsuła krwi pod koniec w czwartek. Dwie inne drogi zrobiłam prawie. I sobie myślę - jakby to było prosto, gdyby człowiek się nie bał spadania, po prostu zapierniczał dalej i dalej aż łapki się nie utrzymają chwytów zamiast przy każdej wpince kalkulować czy jest 100% gwarancji dotarcia do następnej.
Bieganie 55', buty Hyperspeed
W nocy i rano padał śnieg - na górze Lozanny porządnie, u mnie za oknem więcej niż symbolicznie. Pięknie wyglądał las w białej szacie wzdłuż drogi na ściankę. A jak jeszcze słoneczko wyszło w drodze powrotnej - bajka! Niestety nie udało mi się wyrobić na bieganie w tymże słoneczku czy w ogóle za jasności. A skoro już i tak miałam biegać po ciemku, to nie było się co spieszyć. Wyszłam późno, miałam w planach naprawdę luźniutkie bieganie, bo w sumie już dwa akcenty w tym tygodniu były i wspinaczka dzisiaj. A tu same nogi poniosły żwawo. Wyśmienicie mi się biega w tych temperaturach. I gęba się śmieje, bo chyba naprawdę forma rośnie. :uuusmiech:
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Niedziela 01/12/2013
Narty biegowe 11-12km
Piękne miejsce, doskonały śnieg, dobre towarzystwo. I niestety orka straszna, bo jednak moje narty są za twarde. Na kiepskim, tępym śniegu tydzień temu jeszcze w miarę trzymały, ale dzisiaj to kopałam jak wściekła w miejscu na podbiegach. W dół mknęłam wyśmienicie, tylko niestety tak się nie da, żeby na pętli było tylko w dół. Około połowy mała konsultacja z trenerką, żeby zobaczyć, czy to jednak nie moja technika nawala, ale technika przyzwoita, choć oczywiście jest nad czym pracować. Po korekcie jeszcze jedna próba na pętelce, wściekła praca rękami, ale narty bez zmian. W tygodniu skoczę wymienić narty na miększe. A jutro pewnie będzie mnie wszystko boleć. Przynamniej słońca zatankowaliśmy obficie. I widok z góry na jezioro i unoszące się ponad mgłą majestatyczne ubielone Alpy - bezcenne.
Narty biegowe 11-12km
Piękne miejsce, doskonały śnieg, dobre towarzystwo. I niestety orka straszna, bo jednak moje narty są za twarde. Na kiepskim, tępym śniegu tydzień temu jeszcze w miarę trzymały, ale dzisiaj to kopałam jak wściekła w miejscu na podbiegach. W dół mknęłam wyśmienicie, tylko niestety tak się nie da, żeby na pętli było tylko w dół. Około połowy mała konsultacja z trenerką, żeby zobaczyć, czy to jednak nie moja technika nawala, ale technika przyzwoita, choć oczywiście jest nad czym pracować. Po korekcie jeszcze jedna próba na pętelce, wściekła praca rękami, ale narty bez zmian. W tygodniu skoczę wymienić narty na miększe. A jutro pewnie będzie mnie wszystko boleć. Przynamniej słońca zatankowaliśmy obficie. I widok z góry na jezioro i unoszące się ponad mgłą majestatyczne ubielone Alpy - bezcenne.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Poniedziałek 02/12/2013
Bouldering 1.5h
Skłaniałam się, by nie iść, tylko odpocząć po nartach, ale kolega zachęcił, że jeśli ja przyjdę, to jego dziewczyna też. Dawno się nie widziałyśmy, więc czemu nie. Niestety na miejscu okazało się, że koleżanki nie ma. Panowie ruszyli na swoje hardcorowe drogi, a ja zostałam sama. Zwykle mi to nie przeszkadza, ale tego wieczora jakoś nic nie szło i humor był do bani. Trochę powalczyłam, ale zebraliśmy się do domu wcześnie. W ten sposób chociaż się wyspałam.
Bouldering 1.5h
Skłaniałam się, by nie iść, tylko odpocząć po nartach, ale kolega zachęcił, że jeśli ja przyjdę, to jego dziewczyna też. Dawno się nie widziałyśmy, więc czemu nie. Niestety na miejscu okazało się, że koleżanki nie ma. Panowie ruszyli na swoje hardcorowe drogi, a ja zostałam sama. Zwykle mi to nie przeszkadza, ale tego wieczora jakoś nic nie szło i humor był do bani. Trochę powalczyłam, ale zebraliśmy się do domu wcześnie. W ten sposób chociaż się wyspałam.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Środa 04/12/2013
47'E, buty Hyperspeed
Wczoraj jednak przegrałam, nie tyle z lenistwem tym razem, co z TYMI dniami. Bolało i żadna aktywność mi się nie uśmiechała, pomimo kuszącego słoneczka, poza małym spacerkiem po obiedzie. Za to dziś z przyjemnością nadrobiłam. Nie byłam jeszcze w formie na interwały czy coś, ale takie swobodne człapanie po mini-lasku na campusie i nad jeziorem weszło OK. Nawet z wygrzebanym footpodem zakręciłam kalibracyjne kółeczko na stadionie. Pogoda bardzo przyjemna, nad jeziorem mnóstwo osób biegało, zwłaszcza na ścieżce fińskiej. Nic dziwnego - rano było okropnie szaro, byłam przekonana, że prognoza nas oszukała, a tymczasem tuż przed dwunastą to obiecane słońce naprawdę się przebiło. :uuusmiech:
Garmin sugeruje, że szuram sobie tak pi razy oko w tempie 7 min/km. To by się zgadzało z moimi odczuciami.
47'E, buty Hyperspeed
Wczoraj jednak przegrałam, nie tyle z lenistwem tym razem, co z TYMI dniami. Bolało i żadna aktywność mi się nie uśmiechała, pomimo kuszącego słoneczka, poza małym spacerkiem po obiedzie. Za to dziś z przyjemnością nadrobiłam. Nie byłam jeszcze w formie na interwały czy coś, ale takie swobodne człapanie po mini-lasku na campusie i nad jeziorem weszło OK. Nawet z wygrzebanym footpodem zakręciłam kalibracyjne kółeczko na stadionie. Pogoda bardzo przyjemna, nad jeziorem mnóstwo osób biegało, zwłaszcza na ścieżce fińskiej. Nic dziwnego - rano było okropnie szaro, byłam przekonana, że prognoza nas oszukała, a tymczasem tuż przed dwunastą to obiecane słońce naprawdę się przebiło. :uuusmiech:
Garmin sugeruje, że szuram sobie tak pi razy oko w tempie 7 min/km. To by się zgadzało z moimi odczuciami.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
a wieczorem
Wspinaczka ok.2h
Starszny tłok był, więc był to wieczór pod znakiem wchodzenia dość przypadkowych dróg, które akurat były wolne. Dość gorąco było i po tych 2h nagle poczuliśmy się dość zmęczeni i jednogłośnie ewakuowaliśmy się do domu.
Wspinaczka ok.2h
Starszny tłok był, więc był to wieczór pod znakiem wchodzenia dość przypadkowych dróg, które akurat były wolne. Dość gorąco było i po tych 2h nagle poczuliśmy się dość zmęczeni i jednogłośnie ewakuowaliśmy się do domu.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Piątek 06/12/2013
46' w tym 2x10' żwawo, buty Hyperspeed
Z serii krócej a konkretnie. Mała przerwa biegowa w pracy po południu. Niby nie było za dużego wiatru, ale jakaś taka przenikliwa wilgoć. Nie czułam się zbyt energicznie, ale postanowiłam pomimo tego depnąć coś szybciej. Biegłam na wyczucie, ale miałam footpoda, więc pomyślałam sobie - zerknę po skończonym treningu ile to moje żwawe wyczucie warte. Niestety nic z tego, bo footpod znów się zaciął na prędkości 1:55 min/km i tyle tego było. Czyżby jednak nowy zegarek?
Wieczorkiem
Wspinaczka 3h
Męczyłam uparcie jedną drogę do wyrzygu. I prawie się udało. Tzn. tak mi obrzydła. Choć bez odpoczynku przejść się nie udało ostatecznie. Coś tam jeszcze porzeźbiłam w innym kątku, ale ogólnie za dobrze już nie było. Chyba przedawkowałam.
-----
I na tym się skończyła działalność sportowa w tym tygodniu. Ten weekend kręcił się wokół urodzinowej imprezy pana małżonka. W sobotę sprzątanie, zakupy, gotowanie, a w niedzielę - recovery. Miło było.
Chyba trzeba nieco zmian w moim grafiku sportowym i nie tylko. Mam wrażenie, że próbując robić wszystko, wychodzi z tego wielkie nic. I tylko zmęczona jestem.
46' w tym 2x10' żwawo, buty Hyperspeed
Z serii krócej a konkretnie. Mała przerwa biegowa w pracy po południu. Niby nie było za dużego wiatru, ale jakaś taka przenikliwa wilgoć. Nie czułam się zbyt energicznie, ale postanowiłam pomimo tego depnąć coś szybciej. Biegłam na wyczucie, ale miałam footpoda, więc pomyślałam sobie - zerknę po skończonym treningu ile to moje żwawe wyczucie warte. Niestety nic z tego, bo footpod znów się zaciął na prędkości 1:55 min/km i tyle tego było. Czyżby jednak nowy zegarek?
Wieczorkiem
Wspinaczka 3h
Męczyłam uparcie jedną drogę do wyrzygu. I prawie się udało. Tzn. tak mi obrzydła. Choć bez odpoczynku przejść się nie udało ostatecznie. Coś tam jeszcze porzeźbiłam w innym kątku, ale ogólnie za dobrze już nie było. Chyba przedawkowałam.
-----
I na tym się skończyła działalność sportowa w tym tygodniu. Ten weekend kręcił się wokół urodzinowej imprezy pana małżonka. W sobotę sprzątanie, zakupy, gotowanie, a w niedzielę - recovery. Miło było.
Chyba trzeba nieco zmian w moim grafiku sportowym i nie tylko. Mam wrażenie, że próbując robić wszystko, wychodzi z tego wielkie nic. I tylko zmęczona jestem.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
W pracy ostatnio jakaś koszmar, zmęczona psychicznie i fizycznie jestem, sport w odwrocie z powodu niedoczasu. Udało się tylko:
Poniedziałek 09/12/2013
Wspinaczka, 2h - nawet pozytywnie. Żeby znów się nie zanudzić i nie obrzydzić, to spróbowałam czegoś trudniejszego, ale na wędkę. Co mogę powiedzieć - na suficie jest ciekawie.
Środa 11/12/2013
50'E, buty Hyperspeed - wieczorem, z kolacją ciążącą w żołądku, toczyłam się jak lokomotywa ospale po dzielnicowych chodnikach. Dobrze, że ta wilgotna mgła wokół domu jakoś mniej odczuwalna była niż pod pracą. Footpod dalej się wiesza, dam mu ostatnią szansę po zmianie baterii. I złamałam się - dziś pierwszy tej zimy bieg w długich gatkach.
---
Jutro się coś powspinam, w sobotę bieg świąteczny na 7.5km (cel - zdążyć przed północą), w niedzielę pewnie nartki.
Poniedziałek 09/12/2013
Wspinaczka, 2h - nawet pozytywnie. Żeby znów się nie zanudzić i nie obrzydzić, to spróbowałam czegoś trudniejszego, ale na wędkę. Co mogę powiedzieć - na suficie jest ciekawie.
Środa 11/12/2013
50'E, buty Hyperspeed - wieczorem, z kolacją ciążącą w żołądku, toczyłam się jak lokomotywa ospale po dzielnicowych chodnikach. Dobrze, że ta wilgotna mgła wokół domu jakoś mniej odczuwalna była niż pod pracą. Footpod dalej się wiesza, dam mu ostatnią szansę po zmianie baterii. I złamałam się - dziś pierwszy tej zimy bieg w długich gatkach.
---
Jutro się coś powspinam, w sobotę bieg świąteczny na 7.5km (cel - zdążyć przed północą), w niedzielę pewnie nartki.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Mam wrażenie jakby mnie tu wieki nie było.
Czwartek 12/12/2013
Wspinaczka 2h
Gościnnie na ściance we Frybourgu. Niezły obiekt choć mogłoby być mnie tłumnie. Byłam z koleżanką, przy obcych zawsze jakoś człowiek bardziej trzyma strach na wodzy. Trening siłowy przy okazji zaliczony, z wybieraniem ciężkiej i grubej liny, masakra.
Sobota 14/12/2013
Lausanne Midnight Run, 7.2 km, czas ok.49', buty Hyperspeed
To był dłuuugi dzień. Wieczór wcześniej była impreza bo kolega oficjalnie doktorem został. Wyrobiłam normalną dniówkę w pracy, bo jednego dnia wakacji mi brakowało na dwutygodniowy świąteczny urlop. Wróciłam pod wieczór wściekle głodna, wtrząsnęłam michę makaronu i położyłam się na drzemkę - nerwową jednak, bo bałam się zaspać na bieg. Przed dziesiątą wieczór byłam umówiona z koleżanką, bo numery startowe musiałyśmy odebrać do 22ej. Do numeru był ładny okolicznościowy buff i prościutka koszulka techniczna z wielkim logo sponsora. Zasiadłyśmy na godzinkę w ogrzewanym namiocie, zostało nam miejsce blisko głośników - przynajmniej nie przysypiałam. Porzuciłyśmy ciepełko i wyszłyśmy na wspólną rozgrzewkę, ale załapałyśmy się ledwie na końcówkę, mimo że stawiłyśmy się wg planu. Trochę szkoda. Koleżanka była też niepocieszona, bo przez późne zapisy nie miałyśmy imion wypisanych na numerach. Obie trochę się tego biegu obawiałyśmy, więc postanowiłyśmy, że założenia tylko dwa będą: 1)skończyć przed północą, 2) biec cały czas. Szczęśliwie pogoda była w tym roku dobra, choć bruk pozostał wilgotny po porannym deszczu - nauczona doświadczeniem wzięłam coś lepiej przyczepnego niż Zenki. Z zeszłorocznego stroju zachowałam natomiast rogi renifera.
O 23ej ruszyłyśmy na trzy kółeczka po bardzo pofałdowanym ścisłym centrum Lozanny. Na pierwszym staramy się biec bardzo rozsądnie. Hyperspeedy trzymają dobrze na mokrych płytkach i bruku, więc na zbiegu puszczam nogi luźno. Myślami jesteśmy już na głównym podbiegu - krótko stroma "ściana" a na szczycie na poprawkę zakręt i długo po mniejszym nachyleniu. Niemniej jakoś mniej się to dłużyło niż w zeszłym roku. Na moście staramy się wyrównać oddech, bo jeszcze czeka nas wspinaczka pod samą katedrę. Gdy wreszcie tam jesteśmy nogi są ciężkie a tu trzeba gazować na stromym zbiegu w stronę starto-mety. Na sam koniec okrążenia jeszcze malutki podbieg. Przebiegając pod łukiem startowym z ulgą odliczamy: jeden! Drugie okrążenie idzie wciąż nieźle, może troszkę wolniej, ale główny podbieg ładnie połknęłyśmy (z dużo lepszym odczuciem niż rok temu na tym etapie). Niestety gdzieś koło katedry zaczyna mnie coś ciągnąć w dole brzucha. I im dalej tym gorzej. Po wycedzeniu przez zęby: dwa! mówię koleżance, że na trzecim kółku może być problem. Ona mnie dzielnie zabawia komentując witryny wszystkich mijanych sklepów, ja przebieram nogami, choć nie za szybko. Niestety na długim podbiegu już się poddałam, bo się bałam, że zaraz mi się słabo zrobi. Dospacerowałyśmy aż do podnóży katedry, zaczęło się zimno robić, więc znów spróbowałam poszurać i po chwili nagle ból ustąpił. Jeszcze nieśmiało wczłapałyśmy pod katedrę, a potem w dół piękny finisz, z podtrzymaniem tempa również na finałowym podbiegu. I zmieściłyśmy się nie tylko w mniej niż godzinę, ale i mniej niż 50 minut, w 49 w zasadzie. Za metą uściski, ciepła herbatka, bardzo byłyśmy z siebie dumne, ale przede wszystkich szczęśliwe ze wspólnej przygody. Bez spacery wykręciłybyśmy około 46 minut.
Impreza fajna, jak rok temu. W grudniu Lozanna jest udekorowana różnymi instalacjami świetlnymi, wiele było na naszej drodze. Kibice dopisali, nieśli dopingiem niesamowicie (gdybym na tym podbiegu była zwyczajnie zmęczona, ale nie skręcona z bólu, to bym na bank poderwała się znów do biegu). Pomimo braku imion na numerach startowych wciąż dostałyśmy sporo indywidualnych słów zachęty i uznania jako renifer i mikołajka - warto było choć trochę się przebrać. Choć do świetnych biegnących choinek, prezentów, superbohaterów to się nie umywało.
Dziś odsypiałam te nocne szaleństwa, potem przebijałam się przez mgłę w kierunku lotniska w Genewie, by odebrać męża. W bagażniku miałam biegówki i mieliśmy w drodze powrotnej mały spacerek w Jurze zaliczyć, ale po przekąszeniu czegoś stwierdziliśmy, że zbyt zmęczeni jesteśmy na błądzenie w mgle.
Czwartek 12/12/2013
Wspinaczka 2h
Gościnnie na ściance we Frybourgu. Niezły obiekt choć mogłoby być mnie tłumnie. Byłam z koleżanką, przy obcych zawsze jakoś człowiek bardziej trzyma strach na wodzy. Trening siłowy przy okazji zaliczony, z wybieraniem ciężkiej i grubej liny, masakra.
Sobota 14/12/2013
Lausanne Midnight Run, 7.2 km, czas ok.49', buty Hyperspeed
To był dłuuugi dzień. Wieczór wcześniej była impreza bo kolega oficjalnie doktorem został. Wyrobiłam normalną dniówkę w pracy, bo jednego dnia wakacji mi brakowało na dwutygodniowy świąteczny urlop. Wróciłam pod wieczór wściekle głodna, wtrząsnęłam michę makaronu i położyłam się na drzemkę - nerwową jednak, bo bałam się zaspać na bieg. Przed dziesiątą wieczór byłam umówiona z koleżanką, bo numery startowe musiałyśmy odebrać do 22ej. Do numeru był ładny okolicznościowy buff i prościutka koszulka techniczna z wielkim logo sponsora. Zasiadłyśmy na godzinkę w ogrzewanym namiocie, zostało nam miejsce blisko głośników - przynajmniej nie przysypiałam. Porzuciłyśmy ciepełko i wyszłyśmy na wspólną rozgrzewkę, ale załapałyśmy się ledwie na końcówkę, mimo że stawiłyśmy się wg planu. Trochę szkoda. Koleżanka była też niepocieszona, bo przez późne zapisy nie miałyśmy imion wypisanych na numerach. Obie trochę się tego biegu obawiałyśmy, więc postanowiłyśmy, że założenia tylko dwa będą: 1)skończyć przed północą, 2) biec cały czas. Szczęśliwie pogoda była w tym roku dobra, choć bruk pozostał wilgotny po porannym deszczu - nauczona doświadczeniem wzięłam coś lepiej przyczepnego niż Zenki. Z zeszłorocznego stroju zachowałam natomiast rogi renifera.
O 23ej ruszyłyśmy na trzy kółeczka po bardzo pofałdowanym ścisłym centrum Lozanny. Na pierwszym staramy się biec bardzo rozsądnie. Hyperspeedy trzymają dobrze na mokrych płytkach i bruku, więc na zbiegu puszczam nogi luźno. Myślami jesteśmy już na głównym podbiegu - krótko stroma "ściana" a na szczycie na poprawkę zakręt i długo po mniejszym nachyleniu. Niemniej jakoś mniej się to dłużyło niż w zeszłym roku. Na moście staramy się wyrównać oddech, bo jeszcze czeka nas wspinaczka pod samą katedrę. Gdy wreszcie tam jesteśmy nogi są ciężkie a tu trzeba gazować na stromym zbiegu w stronę starto-mety. Na sam koniec okrążenia jeszcze malutki podbieg. Przebiegając pod łukiem startowym z ulgą odliczamy: jeden! Drugie okrążenie idzie wciąż nieźle, może troszkę wolniej, ale główny podbieg ładnie połknęłyśmy (z dużo lepszym odczuciem niż rok temu na tym etapie). Niestety gdzieś koło katedry zaczyna mnie coś ciągnąć w dole brzucha. I im dalej tym gorzej. Po wycedzeniu przez zęby: dwa! mówię koleżance, że na trzecim kółku może być problem. Ona mnie dzielnie zabawia komentując witryny wszystkich mijanych sklepów, ja przebieram nogami, choć nie za szybko. Niestety na długim podbiegu już się poddałam, bo się bałam, że zaraz mi się słabo zrobi. Dospacerowałyśmy aż do podnóży katedry, zaczęło się zimno robić, więc znów spróbowałam poszurać i po chwili nagle ból ustąpił. Jeszcze nieśmiało wczłapałyśmy pod katedrę, a potem w dół piękny finisz, z podtrzymaniem tempa również na finałowym podbiegu. I zmieściłyśmy się nie tylko w mniej niż godzinę, ale i mniej niż 50 minut, w 49 w zasadzie. Za metą uściski, ciepła herbatka, bardzo byłyśmy z siebie dumne, ale przede wszystkich szczęśliwe ze wspólnej przygody. Bez spacery wykręciłybyśmy około 46 minut.
Impreza fajna, jak rok temu. W grudniu Lozanna jest udekorowana różnymi instalacjami świetlnymi, wiele było na naszej drodze. Kibice dopisali, nieśli dopingiem niesamowicie (gdybym na tym podbiegu była zwyczajnie zmęczona, ale nie skręcona z bólu, to bym na bank poderwała się znów do biegu). Pomimo braku imion na numerach startowych wciąż dostałyśmy sporo indywidualnych słów zachęty i uznania jako renifer i mikołajka - warto było choć trochę się przebrać. Choć do świetnych biegnących choinek, prezentów, superbohaterów to się nie umywało.
Dziś odsypiałam te nocne szaleństwa, potem przebijałam się przez mgłę w kierunku lotniska w Genewie, by odebrać męża. W bagażniku miałam biegówki i mieliśmy w drodze powrotnej mały spacerek w Jurze zaliczyć, ale po przekąszeniu czegoś stwierdziliśmy, że zbyt zmęczeni jesteśmy na błądzenie w mgle.
Ostatnio zmieniony 01 sty 2014, 17:29 przez strasb, łącznie zmieniany 1 raz.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Sportowo nie za bardzo jest o czym poczytać, to może kilka obrazków dla urozmaicenia. Po pierwsze dlaczego uważam, że żywot Hyperspeedów dobiega końca:
ale przede wszystkim to:
Niedługo będę się wybijać paluchem wprost z asfaltu i mam obawy, czy takim krzywym butem nie zrobię sobie kuku.
Dla porównania nowy but:
Dla rozeznania miałam więc do zmierzenia w domu takie buciki:
i takie jeszcze:
Wrażenia? Z Gazelle bardzo pozytywne, leciutki (134g sztuka w rozmiarze 38 2/3), elastyczny, ale sprzężysty but. Desing do przyjęcia. Jedyne co mnie zastanawia to cholewka. Jest taka skarpetkowata i otula stopę. Także nad palcami. Gdy zginam stopę czuję jak one tej cholewki dotykają. I nie wiem, czy bym się po 5 minutach biegu to tego przyzwyczaiła, czy raczej by mnie uwierało. Wysokość "toebox" jest wyraźnie mniejsza niż w Hyperspeedach:
Puma... Przede wszystkim pomimo deklarowanego rozmiaru 24cm (czyli identycznie jak dwa pozostałe buty w tym poście), ten but jest ogromny, może nawet 2 rozmiary za duży.
I dlatego nie wiem, czy pewne cechy wynikają z zadużości czy z kroju buta po prostu. Otóż chodzi o to, że dla mnie jest to but typu zupełnie miękka minimalistyczna cholewka niczym nie usztywniona na dość sztywnej podeszwie. I to może kiepsko działać w technicznym terenie. Bieżnik jest niezły, w realu bardziej obiecujący niż na zdjęciach, kolorystykę wolałabym inną, ale z tej był rozmiar.
Buty na razie wróciły do sklepu, ale gazelki może w przyszłości zakupię (tylko niekoniecznie w Szwajcarii ).
ale przede wszystkim to:
Niedługo będę się wybijać paluchem wprost z asfaltu i mam obawy, czy takim krzywym butem nie zrobię sobie kuku.
Dla porównania nowy but:
Dla rozeznania miałam więc do zmierzenia w domu takie buciki:
i takie jeszcze:
Wrażenia? Z Gazelle bardzo pozytywne, leciutki (134g sztuka w rozmiarze 38 2/3), elastyczny, ale sprzężysty but. Desing do przyjęcia. Jedyne co mnie zastanawia to cholewka. Jest taka skarpetkowata i otula stopę. Także nad palcami. Gdy zginam stopę czuję jak one tej cholewki dotykają. I nie wiem, czy bym się po 5 minutach biegu to tego przyzwyczaiła, czy raczej by mnie uwierało. Wysokość "toebox" jest wyraźnie mniejsza niż w Hyperspeedach:
Puma... Przede wszystkim pomimo deklarowanego rozmiaru 24cm (czyli identycznie jak dwa pozostałe buty w tym poście), ten but jest ogromny, może nawet 2 rozmiary za duży.
I dlatego nie wiem, czy pewne cechy wynikają z zadużości czy z kroju buta po prostu. Otóż chodzi o to, że dla mnie jest to but typu zupełnie miękka minimalistyczna cholewka niczym nie usztywniona na dość sztywnej podeszwie. I to może kiepsko działać w technicznym terenie. Bieżnik jest niezły, w realu bardziej obiecujący niż na zdjęciach, kolorystykę wolałabym inną, ale z tej był rozmiar.
Buty na razie wróciły do sklepu, ale gazelki może w przyszłości zakupię (tylko niekoniecznie w Szwajcarii ).
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Środa 01/01/2014
To było jednak tylko 2.5 tygodnia bez biegania? A czułam się jakby więcej...
Dziś 44' E, buty Hyperspeed
Tak na dobry początek. Czego? Jeszcze dokładnie nie wiem...
To było jednak tylko 2.5 tygodnia bez biegania? A czułam się jakby więcej...
Dziś 44' E, buty Hyperspeed
Tak na dobry początek. Czego? Jeszcze dokładnie nie wiem...
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Po ostatnim bieganiu balansowałam parę dni na krawędzi przeziębienia. Udało się nieco podleczyć, to mogłam cieszyć się przemiłą wizytą u rubin, ale w drodze powrotnej do Szwajcarii znów się czułam kiepsko. Po taskaniu bagaży na nasze wysokie czwarte piętro kręciło mi się w głowie. No nic, jakoś przeszło.
Wtorek 07/01/2014
39'E, buty Hyperspeed
Powrót z pracy do domu, na butach - biegowych. Powolutko jak to moja kondycja wymaga. Ale nie poleciałam najkrótszą drogą, tylko zaliczyłam jeszcze fakultatywną górkę. Bo może jednak uda się do czegoś trenować. Choć na razie sporty na dalszym planie na czas nieokreślony. Nie do końca mi to odpowiada, ale to kwestia tzw. priorytetów. Imprez docelowych na ten rok nie mam na razie zaplanowanych, pewnie będzie lokalnie i bez wielkich marek.
Wtorek 07/01/2014
39'E, buty Hyperspeed
Powrót z pracy do domu, na butach - biegowych. Powolutko jak to moja kondycja wymaga. Ale nie poleciałam najkrótszą drogą, tylko zaliczyłam jeszcze fakultatywną górkę. Bo może jednak uda się do czegoś trenować. Choć na razie sporty na dalszym planie na czas nieokreślony. Nie do końca mi to odpowiada, ale to kwestia tzw. priorytetów. Imprez docelowych na ten rok nie mam na razie zaplanowanych, pewnie będzie lokalnie i bez wielkich marek.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Czwartek 09/01/2014
38'E, buty Hyperspeed
Znów z pracy, znów tą samą trasą, znów o tej samej porze. Tylko mi się zdawało, że bardziej zmęczona jestem i jeszcze bardziej się wlokę. A tu proszę, nawet kapkę szybciej było. Tym razem nie zapomniałam wziąć mojej ślicznej, nowej, zielonej czołówki, którą pod choinką znalazłam. Dzięki temu na długim zbiegu wzdłuż drogi zaraz przy pracy nie musiałam omijać dziur z pamięci, tylko wszystko ładnie widziałam. Czołówka dobrze trzyma się głowy i rzeczywiście jest lekka. Z minusów to zdecydowanie za ciepło się ubrałam. Dziwna ta zima.
38'E, buty Hyperspeed
Znów z pracy, znów tą samą trasą, znów o tej samej porze. Tylko mi się zdawało, że bardziej zmęczona jestem i jeszcze bardziej się wlokę. A tu proszę, nawet kapkę szybciej było. Tym razem nie zapomniałam wziąć mojej ślicznej, nowej, zielonej czołówki, którą pod choinką znalazłam. Dzięki temu na długim zbiegu wzdłuż drogi zaraz przy pracy nie musiałam omijać dziur z pamięci, tylko wszystko ładnie widziałam. Czołówka dobrze trzyma się głowy i rzeczywiście jest lekka. Z minusów to zdecydowanie za ciepło się ubrałam. Dziwna ta zima.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Tak mi się jeszcze przypomniało. Z wakacji świątecznych wróciłam przejedzona i cięęężka. Na szczęście wygląda na to, że powrót do normalnej diety zaczyna normować też wskazania wagi.