Hmm... skomplikowanie się zrobiło
Co do śródstopia to może spróbuj tak (w biegu spokojnym tempem):
1) ustaw prosto to, co masz nad stopami (nie pochylaj głowy, nie garb się i przede wszystkim nie wypinaj tyłka zginając ciało wpół);
2) ugnij porządnie kolana;
3) pobiegnij szybszym, raczej "odbijającym" niż "odpychającym" truchcikiem;
4) WYLUZUJ się - od szyi po sam dół, także stopę, staw skokowy, łydki - zarówno przy lądowaniu, jak i startowaniu (bez siłowego wypychania się).
To tylko parę elementów do przypilnowania (choć paradoksalnie z luzem jest zdradliwie niełatwo, spinanie się jest nieraz mimowolne i trudne do wyplenienia

). Zobacz, co Ci wyjdzie, nie wymuszaj żadnego efektu, który wg książek powinien nastąpić. Mnie się wydaje, że wyjdzie Ci w miarę swobodny trucht krótkim krokiem "ze śródstopia" - w tym sensie, że w fazie pełnego podparcia będziesz miał całą stopę (tak tak, z piętą wspartą na ziemi) w miarę równo rozklapioną pod ciałem. Być może pierwszy kontakt stopy z podłożem będzie bliżej palców, być może bardziej od pięty... ale to nie pierwsze dotknięcie gleby jest wg mnie kluczowe, tylko właściwe pełne lądowanie. Jasne, że wolno też można.... a nawet z początku staraj się nie gazować
Jak masz kawałek równej szerokiej prostej to zamknij na chwilę oczy, fajniej się wtedy czuje bieg. Zeznaj wrażenia

Mam nadzieję, że odczujesz na własnej skórze, że to, co się dzieje, jest właśnie (jak pisze Qba) nieuchronnym skutkiem w biomechanicznym łańcuchu przyczynowo-skutkowym. Np. że przy zgiętych kolanach nie da się po prostu sięgać prostą girą daleko przed ciało, więc zamiast dumać i starać się lądować blisko po prostu zegnij kolana i to się "zrobi samo". Swobodne trzymanie stopy powoduje, że nie masz jej kurczowo podgiętej do góry i nie walisz piętą, a z drugiej strony nie pląsasz też siłowo na palcach katując łydki. Niewypinanie zadka poprawia efektywność i (tak było u mnie) likwiduje wiele dolegliwości przeciążeniowych. Rozumiesz... wiele rzeczy naprawdę "robi się samo". Powodzenia.