To ja powiem, że korzyści praktyczne brzmią dla mnie jeszcze gorzej. Nie od dziś mówi się, że ludzie wspinają się na góry bo one są i to wystarczy. Argument już poruszany - człowiek ma w naturze pokonywanie przeszkód, pokonywanie ograniczeń, eksplorację, odkrywanie własnych możliwości. Są tacy, którym konstrukcja psychiczna/fizyczna pozwala na pójście dalej niż większości z nas. I powtórzę się - dopóki nikt nikogo nie ciągnie na siłę i działanie nie niesie szkód dla postronnych to nic złego się nie dzieje. I to w żadnej dziedzinie.Adam Klein pisze:tajt28 pisze:A dlaczego tak trudno zrozumieć, że ten SENS jest w głowie tego kto tam idzie. Jest absolutnie niemierzalny i wara innym od tego - z szacunku. Póki nikt nie ciągnie nikogo tam "pod karabinem", to jest to tylko sprawa wspinających się i ich najbliższych. A układy rodzinne są też chyba na tyle intymną sprawą, że poruszanie ich poza własnym ogródkiem jest włażeniem z buciorami.Adam Klein pisze:Ale to naprawde inna liga. Himalaizm jest na absolutnym szczycie relacji: ryzyko/sens, może wlasnie dlatego tak emocjonuje nawet tych, którzy sie nie wspinają akceptując to, że wspinać sie nigdy nie będą.
W 10 sekund po napisaniu mojego kometarza zmieniłem to na "korzyści praktyczne" zamiast sens, bo oczywiście sens jest subiektywny a korzyści praktyczne znacznie bardziej obiektywne.
Niestety zdążyłeś mnie zacytować.
Sam podziwiam himalaistów, podziwiam odkrywców za to co robią. Podziwiam pasję, choć sam nigdy bym nie zaryzykował ułamka tego czym oni ryzykują. Może i jest to tani romantyzm z mojej strony, ale ich osiągnięcia potrafią motywować choćby do ruszenia tyłka z fotela na 15km trening przy śnieżycy.