Wasz pierwszy start w zawodach?
-
- Dyskutant
- Posty: 44
- Rejestracja: 20 lut 2013, 21:13
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Jestem w Polsce
Czytam ostatnio w sieci blogi i artykuły o wspomnieniach z pierwszego startu w zawodach i o tym jak najlepiej się do takiego startu przygotować.
Np tu fajny tekst (fajny tzn autorka dużo porad opisała, które niby banalne ale oczywiście ja bym o takich wszystkich drobiazgach zapomniała pewnie : http://www.superstyler.pl/sport-i-dieta ... olmaraton/ - tekst jest autorki bloga PannaAnnaBiega.pl).
Ale do rzeczy: jak wy wspominacie wasz pierwszy start, wpadki, miłe momenty, zapomnienia i zwycięstwa?
Np tu fajny tekst (fajny tzn autorka dużo porad opisała, które niby banalne ale oczywiście ja bym o takich wszystkich drobiazgach zapomniała pewnie : http://www.superstyler.pl/sport-i-dieta ... olmaraton/ - tekst jest autorki bloga PannaAnnaBiega.pl).
Ale do rzeczy: jak wy wspominacie wasz pierwszy start, wpadki, miłe momenty, zapomnienia i zwycięstwa?
..Samo zdrowie:) plus trochę uśmiechu na trasie
- Bylon
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1613
- Rejestracja: 17 wrz 2012, 17:42
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Miałem kolkę, musiałem stanąć. Bardzo mnie to wnerwiło, ponadto zostało jeszcze trochę energii i przez to końcówkę biegłem w szaleńczym, jak na tamte czasy tempie. No i sprint na koniec.
To ostatnie stało się już tradycją.
To ostatnie stało się już tradycją.
"Silikon nad kolanami zapobiega ślizganiu się rąk podczas wspinania się" - patrzcie no, jakie cuda teraz produkują!
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 282
- Rejestracja: 10 maja 2012, 13:20
- Życiówka na 10k: 46:06
- Życiówka w maratonie: brak
Pierwszy start? Półmaraton w czerwcu. Poszedłem spać o 2 w nocy (wyścig 24h Le Mans, moja pasja) wstałem ok 6, była burza i kryty basen w piwnicy, więc na rozgrzewkę wylewanie wody
. Start opóźniony o godzinę z powodu wspomnianej burzy (zalało trasę w jednym miejscu po kolana, trochę zdemolowało bufety itp). Mierzyłem się z dwiema godzinami, cel osiągnąlem, za finisz dostałem pochwałę od pacemakera.

Nie licząc udziału w zawodach międzyszkolnych w podstawówce to mój pierwszy poważniejszy debiut to maraton w 2005 roku. Zapisanie sie na bieg to przypadek. Akurat w letni dzień stal namiot promujący maraton w Poznaniu. Pomyślałem, a co tam, zapisze sie, tak "dla jaj"
Kiedy przysłali list z pakietem informacyjnym, pomyślałem, ooo to będzie trzeba pobiec. Start praktycznie "z biegu" bez przygotowań
Trochę potruchtałem na dwa, trzy tygodnie przed startem w zwykłych trampkach i tyle. Masakra, czas 5:17
Start w pożyczonych
zwykłych, ciężkich trekingowych butach. Na trasie wypiłem sporo mocno gazowanego napoju energetycznego. Po krótkim czasie brzuch urósł mi jakbym był w ciąży
Na trasie moja dziewczyna mówiła "zejdź z trasy, chyba nie dasz rady..." itd Parę razy chciałem zejść z trasy ale upór i ambicja nie pozwalały. Gdyby w 2005, 2006 lub nawet w 2008 powiedział, ze pobiegnę kiedyś w największych maratonach na świecie, to bym wtedy powiedział, ze ma się mocno postukać w czoło
To byly czasy









- Bylon
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1613
- Rejestracja: 17 wrz 2012, 17:42
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Rufuz, nieustająco Twój pierwszy maraton zaliczyłeś szybciej od Pameli Anderson.
"Silikon nad kolanami zapobiega ślizganiu się rąk podczas wspinania się" - patrzcie no, jakie cuda teraz produkują!
- Adam Klein
- Honorowy Red.Nacz.
- Posty: 32176
- Rejestracja: 10 lip 2002, 15:20
- Życiówka na 10k: 36:30
- Życiówka w maratonie: 2:57:48
- Lokalizacja: Polska cała :)
Moje pierwszy w życiu (poza szkołą) zawody to był maraton.
Opisałem to kiedyś tutaj: http://bieganie.pl/?show=1&cat=14&id=516

-
- Dyskutant
- Posty: 26
- Rejestracja: 27 lis 2013, 20:53
- Życiówka na 10k: 52.17
- Życiówka w maratonie: marzenie na 2015
Ja biegam lekko od ponad roku. Biegałem początkowo bez żadnego planu treningowego ale z kiepskimi wzrostami mocy i odległości natomiast z początkiem lata wskoczyłem w znaleziony plan 10 tygodniowy dla początkujących (oceniłem moc i zacząłem od 8 tygodnia - i wskoczyłem wtedy w plan 10 tygodniowy do biegu godzinnego. Od wakacji tego roku zastanawiałem się pomału nad jakimś startem dla samego sprawdzenia jak to jest i o co chodzi - jakieś 5-10km. Zobaczyłem ostatecznie ogłoszenie MOSiR Włodawa o biegu Sobiborskim (w tym roku miał 14,5km) i pomimo tego że w planie treningowym byłem na pierwszym dniu 3x20 z minutowymi przerwami (wychodziło ok11km) postanowiłem się zapisać (wyszedłem z założenia że za niedobiegnięcie do mety nie linczują). Do startu było 3 tygodnie więc przypływem szaleństwa dałem do kotła: następnego dnia 11km bez przerwy w lekko ponad godzinę, 2 dni potem 11km w lekko poniżej godziny. Następny trening sprawdzeniowy na 13,5km i ...przetrenowanie/przemęczenie jak zwał tak zwał. Kolana sztywne, mięśnie ud bolące. Kolejny bieg skończył się z bólem po 7 km więc tydzień odpoczynku i dopiero w tygodniu przed biegiem 6-7 km x2. Tyle tytułem wstępu.
Do biegu przystępowałem w nastroju...o kurcze nie wiem co się dzieje, ludzie poubierani jak zawodowcy, starzy kompani z tras i co ja tu robię.
Start i pobiegłem i dopiero się zaczęło...czy nie za szybko, czy nie za wolno...chyba za czybko bo za mną kilku zawodowców zostało ale nic z tego - biegnę i coś się wymyśli. Muzyka na uszach więc by nie mieć wahania tempa spowodowanego różnymi utworami postanowiłem się pod kogoś podpiąć - kogoś z muzą na uszach by perfidnie nie dyszeć człowiekowi nad uchem. Dopytałem się na jaki czas biegnie - biegł na dobiegnięcie więc mi pasowało. Po 3 km zauważyłem ze za szybko gnamy bo 5,10 min/km na liczniku - tak nie biegałem jeszcze ale nic, gnamy. Wizja 5 km i wody cieszyła niestety jedyna butelka na wodopoju się skończyła - byli szybsi. Lecimy dalej. Od 4km organizm przyzwyczaił się do wysiłku i zaczął pracować normalnie - biegło się lekko / względem tego co się zapowiadało wcześniej bo i szybkość dostosowaliśmy do możliwości (my wyprzedzaliśmy, nas wyprzedzano). Jeśli by to była powieść to było by tu teraz wiele stron opisów przyrody po plenery i pogoda dopisały niesamowicie i za rok na 100% jestem - ale nie o tym. od 7-8km wizja wody na wodopoju 10km była mocno napierająca na umysł - mocno się pocę więc uzupełnianie konieczne. 10 km i informacja...samochód z wodą jechał ale gdzieś w lesie utknął
(. Jest niewesoło, bardzo niewesoło. Kolega pod którego się podpiąłem poratował łykiem izotoniku - lekko pobudził do działania. Do mety dalej daleko a sił nie przybywa. 13km zaczynam się zastanawiać czy się nie przejść kawałek - hasło od kolegi "dajesz do mety" więc daję dalej ostatkiem sił licząc każdy metr mijam stojących kibiców, nie mam siły by pomachać tylko człapię do mety. Doczłapałem z czasem ok 1h19. Wiem że 15km to nie jest dla większości żaden wyczyn a moja relacja sięga niemalże opisem jakbym biegł maraton ale najważniejsze było osiągnięcie tego jednego celu. Udało się, medal trafił do szuflady a wspomnienia do głowy. Za rok będzie lepiej a poza tym jakiś półmaraton jako kolejny krok (i piekielna 15 u mnie na wiosce).
ps. na kolejne biegi biorę wodę a z kolegą w niedzielę zaliczamy już 3 wspólny start. Teraz jestem wyjadaczem z kompanem z trasy :D
Do biegu przystępowałem w nastroju...o kurcze nie wiem co się dzieje, ludzie poubierani jak zawodowcy, starzy kompani z tras i co ja tu robię.
Start i pobiegłem i dopiero się zaczęło...czy nie za szybko, czy nie za wolno...chyba za czybko bo za mną kilku zawodowców zostało ale nic z tego - biegnę i coś się wymyśli. Muzyka na uszach więc by nie mieć wahania tempa spowodowanego różnymi utworami postanowiłem się pod kogoś podpiąć - kogoś z muzą na uszach by perfidnie nie dyszeć człowiekowi nad uchem. Dopytałem się na jaki czas biegnie - biegł na dobiegnięcie więc mi pasowało. Po 3 km zauważyłem ze za szybko gnamy bo 5,10 min/km na liczniku - tak nie biegałem jeszcze ale nic, gnamy. Wizja 5 km i wody cieszyła niestety jedyna butelka na wodopoju się skończyła - byli szybsi. Lecimy dalej. Od 4km organizm przyzwyczaił się do wysiłku i zaczął pracować normalnie - biegło się lekko / względem tego co się zapowiadało wcześniej bo i szybkość dostosowaliśmy do możliwości (my wyprzedzaliśmy, nas wyprzedzano). Jeśli by to była powieść to było by tu teraz wiele stron opisów przyrody po plenery i pogoda dopisały niesamowicie i za rok na 100% jestem - ale nie o tym. od 7-8km wizja wody na wodopoju 10km była mocno napierająca na umysł - mocno się pocę więc uzupełnianie konieczne. 10 km i informacja...samochód z wodą jechał ale gdzieś w lesie utknął

ps. na kolejne biegi biorę wodę a z kolegą w niedzielę zaliczamy już 3 wspólny start. Teraz jestem wyjadaczem z kompanem z trasy :D
Ostatnio zmieniony 29 lis 2013, 01:12 przez Ojtoja, łącznie zmieniany 2 razy.
Niedawno zacząłem ale jeszcze kogoś gdzieś dogonię :D
-
- Wyga
- Posty: 62
- Rejestracja: 14 lis 2013, 13:51
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
mój pierwszy start w zawodach biegowych... dopiero nastąpi
dobrze że mam doświadczenie ze startów na zawodach w innych dyscyplinach. Ps. na pierwszy ogień idzie maraton. Jak spaść to z wysokiego konia 


- katekate
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 7135
- Rejestracja: 01 paź 2013, 18:11
- Życiówka na 10k: 45.18
- Życiówka w maratonie: 3.42.11
Adam Klein pisze:Moje pierwszy w życiu (poza szkołą) zawody to był maraton.Opisałem to kiedyś tutaj: http://bieganie.pl/?show=1&cat=14&id=516
'test Coopera, test Coopera' rulezzz


Adam na zdjeciach z artykułu wyglądasz 20 lat młodziejAdam Klein pisze:Moje pierwszy w życiu (poza szkołą) zawody to był maraton.Opisałem to kiedyś tutaj: http://bieganie.pl/?show=1&cat=14&id=516

-
- Dyskutant
- Posty: 40
- Rejestracja: 26 wrz 2013, 10:34
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Pierwszy start zaliczyłem stosunkowo niedawno, bo 20 października tego roku. Był to start w biegu (jak się wszystkim na początku wydawało) na 5 km. Bieg ten był organizowany jako bieg "poboczny", bowiem główną imprezą był półmaraton. Hrmax osiągnąłem już przed startem... to jednak nerwy
Ruszyliśmy na trasę, 1...2...3...4...5 kilometr i.... nie ma mety. Okazało się, że organizator nie poinformował nas, że w rzeczywistości biegniemy na dystansie 6,1 km. Teraz wspominam to z uśmiechem na ustach, ale na trasie nie było mi do śmiechu
Reasumując, pobiegłem na 6 km w biegu na "piątek", a na dodatek dostałem medal z półmaratonu. Monty Python 



-
- Dyskutant
- Posty: 26
- Rejestracja: 27 lis 2013, 20:53
- Życiówka na 10k: 52.17
- Życiówka w maratonie: marzenie na 2015
I weź tu powiedz że bieganie jest nudne jak nigdy nie wiesz co Cię czeka (lub wręcz przeciwnie) za zakrętem :DRadek_1988 pisze: Ruszyliśmy na trasę, 1...2...3...4...5 kilometr i.... nie ma mety. Okazało się, że organizator nie poinformował nas, że w rzeczywistości biegniemy na dystansie 6,1 km. Teraz wspominam to z uśmiechem na ustach, ale na trasie nie było mi do śmiechuReasumując, pobiegłem na 6 km w biegu na "piątek", a na dodatek dostałem medal z półmaratonu. Monty Python
Niedawno zacząłem ale jeszcze kogoś gdzieś dogonię :D