Witam ponownie. Kolejna garść zapisków z treningów wraz z dozą przemyśleń.
Zeszłotygodniowe 400-metrówki wyszły następująco: /przerwy ok. 4 minut/
1:27
1:27
1:25
1:23
1:24
1:16 (jak widać, nowa "życiówka" na 400 metrów)
Z kolei dzisiejszy, analogiczny trening, z którego przed momentem wróciłem, skończył się tak:
1:29
1:28
1:22
1:23
1:22
1:22
Na początku biegło mi się dziwnie, bardzo dziwnie lekko. Po końcowym spojrzeniu na stoper okazało się, czym było to spowodowane. No cóż, trzeba się było wziąć za siebie, więc już po trzech minutach ruszyłem do boju... by znów ponieść porażkę i stracić na każdych 100 metrach sekundę. Chwila dezorientacji, zakład z samemu sobą o ryż po biegu (który i tak bym zeżarł, ale to szczegół), powrót do standardowego, czterominutowego wypoczynku i - dajemy! No i poszło. Nie całkiem bezboleśnie, ale przynajmniej też nie tak wolno. Kolejne trzy serie już bez zaskoczeń, z grubsza okej, chociaż tradycyjnie już po czwartej zaczęło być naprawdę ciężko. Jeśli chodzi o ostatnią, to, w przeciwieństwie do poprzednich treningów, postanowiłem nie biec jej na prawie-maxa, a zaliczyć sprint na końcu. No i sprint był, ale za to środek wyszedł nieciekawie, zmęczenie dało o sobie zdać. Jakby nie naprawdę dość szybka końcówka, niechybnie nie zmieściłbym się w 1:24.
Zauważyłem, że pewien sposób akcentuję prawy krok. Nie cieszy mnie to zbytnio, bo mam hopla na punkcie równowagi mięśniowej i dopada mnie szewska pasja, gdy czuję - na przykład - mocniejszy ból potreningowy w prawym mięśniu, a słabszy w lewym. A tam, nie ma co jęczeć.
Kompletnie nie wiem, jak zapisywać takie treningi w Endomodno. Ostatecznie stanęło na kompromisowym "3 km w 15 minut". xD
No bo co, mam pisać, że 2,4 km w osiem i pół minuty? Trochę szybko, khem... A jednocześnie zasugerowanie, że 2,4 km pokonuję w DWADZIEŚCIAosiem i pół minuty (8,5+5x4 min przerw) trochę mojej dumie ubliża. :D
No cóż, 3 km w 15 minut wydaje się całkiem uczciwe - ani nie zawyża, ani nie zaniża statystyk, a jednocześnie sugeruje małą objętość. Zresztą to tylko Endomondo...
W ramach ciekawostki wspomnę, że już poza treningiem, ale tak jakby w ramach niego, wspiąłem się do mieszkania (8 pięter, 144 schody) w ~41 sekund, tragicznie tracąc rytm na każdym półpiętrze. Prawie każdy krok "trzyschodowy" przypadał na prawą nogę. Tak być nie może, pogłębię sobie nierównowagę mięśniową!!!

Myślę, że jak dołączę podpieranie się o poręcz, 35 sekund jest w moim zasięgu.
Reszta planu idzie pięknie, zgodnie z założeniami, czasem nawet troszeczkę za szybko. Wczoraj był świąteczny cross po ciemku, strasznie było.
Nawet mi się udało wpleść przysiady w tydzień treningowy.
...i tym pozytywnym akcentem, kończymy relację.
Pozdrowienia!
"Silikon nad kolanami zapobiega ślizganiu się rąk podczas wspinania się" - patrzcie no, jakie cuda teraz produkują!