

Bieganie pokochałam, dziś nawet pierwszy raz chyba podczas treningu poczułam taki jakby żal, gdy pojawiła się w głowie myśl "następny raz dopiero w piątek"

Kiedyś wyczytałam, że bieganie to nie wszystko i nie należy zapominać o treningu siłowym.
Mam trochę kilogramów do zgubienia, jakieś 15, może nawet więcej. Chodzi o to, czy bieganie 4 razy w tygodniu, teraz 45 minut, a już niebawem po godzinie, wystarczy? Czy muszę mordować się przed telewizorem z Mel B z ćwiczeniami na pośladki, nogi, brzuch? Bardzo tego szczerze mówiąc nie lubię. A zastanowiło mnie czy to konieczne, ponieważ ostatnio pobolewają mnie łydki, piszczele i myślałam że to od biegania, a dziś po porannych 7,5 km zero bólu, nastomiast po treningu właśnie z Mel B na nogi znowu pobolewają mnie łydki. Podczas ćwiczeń właśnie poczułam ból dokładnie w tym miejscu, o które się ostatnio martwię i które smaruję maściami i przez które łykam ibuprom przed biegiem.
Czy Wy Kobitki ćwiczycie poza bieganiem? Czy może w dni bez biegania wystarczy jakiś trening cardio przed telewizorkiem ewentualnie taniec itp? A o ćwiczeniach siłowych pomyśleć jak już osiągnę szczupłą sylwetkę w celu wyrzeźbienia jej?
