Crochu - żołnierzem być
Moderator: infernal
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
Cześć wszystkim
Mam na imię Rafał, 24 lata, 174 cm i 72 kg. Studiuję logistykę, 'piąty' rok
Z zamiarem pisania bloga nosiłem się już dawno. Niestety przedłużająca się kontuzja nie pozwaliła mi na bieganie. Orzeczenie lekarza - zerwany mięsień, powinno się zregenerować samo. Nie zregenerowało. W tamtym czasie moja wiedza na temat kontuzji była znikoma. Teraz jest troszkę lepiej. Wiem, że nie można na zbyt długo zaprzestawać treningu. Trzeba zacząć się jak najszybciej ruszać i wykonywać ćwiczenia wzmacniające oraz jak najwięcej ruszać się, sam ruch działa cuda. I tak to minęło, że od 18 kwietnia tego roku nie biegałem. Pokonywałem już na treningu dystans 18km w czasie lekko ponad 90 minut.
Za to przez ten czas jeździłem bardzo dużo na rowerze, trochę sobie popływałem. Oprócz tego wykonuję ćwiczenia siłowe (kalistenika). Jak jest napisane w tytule - w niedalekiej przyszłości będę pod lub oficerem. W tym roku akademickim skończę studia i zamierzam przyatakować wojsko. To jest moim marzeniem i głównym celem, i to osiągnę. Dlatego także zacząłem biegać i ogólnie ćwiczyć.
Bieganie mnie wciągnęło - chciałem przebiec kolejno w minione wakacje półmaraton i maraton. Jak to się skończyło już wiecie. Aby zostać wojskowym trzeba przebiec śmieszne 3 km (co i tak stanowi wyzwania dla dużego odsetku żołnierzy, niestety) w 13 minut na ocenę piątkową. Szczerze, nigdy wcześniej nie mierzyłem sobie czasu na 3km, lecz podczas moich treningów wychodzi mi mniej więcej 5min/km, więc głowę mam raczej spokojną.
Do brzegu. 2 tygodnie temu wróciłem do biegania. Dzisiaj przebiegłem 11-12 km bez bólu w kolanie. Czuję, że wracam do gry Jeżeli chodzi o wytrzymałość to dałbym radę szybciej i więcej, lecz nie wiem jak na to się zapatruje moje kolano. Powoli i do celu. A jaki mam teraz cel (poza wojskiem oczywiście)? Taki jak sprzed kontuzji - dystans półmaratonu w 1,5 h.
Mam na imię Rafał, 24 lata, 174 cm i 72 kg. Studiuję logistykę, 'piąty' rok
Z zamiarem pisania bloga nosiłem się już dawno. Niestety przedłużająca się kontuzja nie pozwaliła mi na bieganie. Orzeczenie lekarza - zerwany mięsień, powinno się zregenerować samo. Nie zregenerowało. W tamtym czasie moja wiedza na temat kontuzji była znikoma. Teraz jest troszkę lepiej. Wiem, że nie można na zbyt długo zaprzestawać treningu. Trzeba zacząć się jak najszybciej ruszać i wykonywać ćwiczenia wzmacniające oraz jak najwięcej ruszać się, sam ruch działa cuda. I tak to minęło, że od 18 kwietnia tego roku nie biegałem. Pokonywałem już na treningu dystans 18km w czasie lekko ponad 90 minut.
Za to przez ten czas jeździłem bardzo dużo na rowerze, trochę sobie popływałem. Oprócz tego wykonuję ćwiczenia siłowe (kalistenika). Jak jest napisane w tytule - w niedalekiej przyszłości będę pod lub oficerem. W tym roku akademickim skończę studia i zamierzam przyatakować wojsko. To jest moim marzeniem i głównym celem, i to osiągnę. Dlatego także zacząłem biegać i ogólnie ćwiczyć.
Bieganie mnie wciągnęło - chciałem przebiec kolejno w minione wakacje półmaraton i maraton. Jak to się skończyło już wiecie. Aby zostać wojskowym trzeba przebiec śmieszne 3 km (co i tak stanowi wyzwania dla dużego odsetku żołnierzy, niestety) w 13 minut na ocenę piątkową. Szczerze, nigdy wcześniej nie mierzyłem sobie czasu na 3km, lecz podczas moich treningów wychodzi mi mniej więcej 5min/km, więc głowę mam raczej spokojną.
Do brzegu. 2 tygodnie temu wróciłem do biegania. Dzisiaj przebiegłem 11-12 km bez bólu w kolanie. Czuję, że wracam do gry Jeżeli chodzi o wytrzymałość to dałbym radę szybciej i więcej, lecz nie wiem jak na to się zapatruje moje kolano. Powoli i do celu. A jaki mam teraz cel (poza wojskiem oczywiście)? Taki jak sprzed kontuzji - dystans półmaratonu w 1,5 h.
Ostatnio zmieniony 22 paź 2013, 20:34 przez Crochu, łącznie zmieniany 2 razy.
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
17 październik 2013r.
Pobiegałem sobie troszkę Nie wiem ile czasu mi to zajęło, na razie się skupiam się na wydłużaniu dystansu. Dzisiaj osiągnąłem satysfakcjonujące 15 km. Elegancko biorąc pod uwagę, że to mój czwarty trening od przeszło 5 miesięcy. Chociaż w międzyczasie próbowałem coś pobiegać, to najdłużej jakieś 3 km dałem radę... po czym znowu ból w kolanie. Także nie biorę tego pod uwagę. Dzisiaj się przynajmniej zmęczyłem tym bieganiem, w końcu Wspaniałe uczucie. Podczas biegania zdarzył się jeszcze jeden fajny manewr. Mianowicie deszcz zaczął padać (na kilka minut dosłownie), a miny pochowanych pod zadaszeniem przechodniów jak każdy wie są bezcenne
Rower nie daje takich fajerwerków. Miałem na początku zamiar po raz w tygodniu biegać, jeździć na rowerze i pływać. Jednak doszedłem do wniosku, że niebezpiecznie będzie niedługo jeździć rowerem (nie ufam kierowcom). Dlatego 2x bieganie i 1x w tygodniu basen. Nie chcę za bardzo przeciążać nogi, a pływanie przyda mi się jeśli chodzi o mój główny cel (wojsko).
Kolejna aktualizacja we wtorek, spróbuję wówczas przebiec przynajmniej 16,5 km. Dla osób ze Stargardu (lub znających Stargard) wklejam moją trasę, którą uczęszczam:
http://www.runningmap.com/?id=631259
Pobiegałem sobie troszkę Nie wiem ile czasu mi to zajęło, na razie się skupiam się na wydłużaniu dystansu. Dzisiaj osiągnąłem satysfakcjonujące 15 km. Elegancko biorąc pod uwagę, że to mój czwarty trening od przeszło 5 miesięcy. Chociaż w międzyczasie próbowałem coś pobiegać, to najdłużej jakieś 3 km dałem radę... po czym znowu ból w kolanie. Także nie biorę tego pod uwagę. Dzisiaj się przynajmniej zmęczyłem tym bieganiem, w końcu Wspaniałe uczucie. Podczas biegania zdarzył się jeszcze jeden fajny manewr. Mianowicie deszcz zaczął padać (na kilka minut dosłownie), a miny pochowanych pod zadaszeniem przechodniów jak każdy wie są bezcenne
Rower nie daje takich fajerwerków. Miałem na początku zamiar po raz w tygodniu biegać, jeździć na rowerze i pływać. Jednak doszedłem do wniosku, że niebezpiecznie będzie niedługo jeździć rowerem (nie ufam kierowcom). Dlatego 2x bieganie i 1x w tygodniu basen. Nie chcę za bardzo przeciążać nogi, a pływanie przyda mi się jeśli chodzi o mój główny cel (wojsko).
Kolejna aktualizacja we wtorek, spróbuję wówczas przebiec przynajmniej 16,5 km. Dla osób ze Stargardu (lub znających Stargard) wklejam moją trasę, którą uczęszczam:
http://www.runningmap.com/?id=631259
Ostatnio zmieniony 29 paź 2013, 16:44 przez Crochu, łącznie zmieniany 2 razy.
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
22 październik 2013r.
Kolejny trening, kolejny sukces. Chociaż przebiegłem 'tylko' 16,3km to i tak jestem mega zadowolony, bo na dobrą sprawę mógłbym pociągnąć jeszcze trochę, a nóżka nic a nic nie bolała. Jakbym wiedział, że to będzie taki dystans (sprawdzam sobie po biegu na tej stronie co wcześniej podawałem trasę) to bym doturlał się te 200 metrów. Właściwie to elegancko mi się biegło, nie licząc kilku psów i tego, że na światłach musiałem poczekać chwilkę. Tym razem ogarnąłem mniej więcej czas, i wyszło 80 minut. To by oznaczało, że mam lepszy czas na km niż przed kontuzją.
Cieszy mnie to niezmiernie. Obawiałem się spadków, a nie poprawy, co prawda minimalnej, lecz dalej poprawy formy. Sądzę, że zawdzięczam to głównie rowerkowi. Najdłużej potrafiłem jeździć 3,5 h, a nie zwykłem się oszczędzać. Roweru też nie Aczkolwiek zazwyczaj wychodziło 2,5 h. Niestety nie mam licznika, więc nie wiem jaki miałem przebieg. Jeździłem głównie po drogach, których nie ma na mapach i nie mam tego jak sprawdzić. Jedynie gdy jechałem do Szczecina mogłem całkiem dokładnie oszacować kilometraż, a i tak na chwilę obecną go nie pamiętam :P Na pewno coś między 50 a 60 km, więc rozrzut bardzo duży. Właściwie rower był miłą odmianą od biegania, pozwiedzałem sobie trochę terenu wokół miasta. Ciągle zmieniające się pejzaże są zdecydowanie fajniejsze od mojej jednolitej trasy biegowej.
To tyle na dzisiaj. Kolejny odcinek już w czwartek Już mnie stopy świerzbią hehe.
Kolejny trening, kolejny sukces. Chociaż przebiegłem 'tylko' 16,3km to i tak jestem mega zadowolony, bo na dobrą sprawę mógłbym pociągnąć jeszcze trochę, a nóżka nic a nic nie bolała. Jakbym wiedział, że to będzie taki dystans (sprawdzam sobie po biegu na tej stronie co wcześniej podawałem trasę) to bym doturlał się te 200 metrów. Właściwie to elegancko mi się biegło, nie licząc kilku psów i tego, że na światłach musiałem poczekać chwilkę. Tym razem ogarnąłem mniej więcej czas, i wyszło 80 minut. To by oznaczało, że mam lepszy czas na km niż przed kontuzją.
Cieszy mnie to niezmiernie. Obawiałem się spadków, a nie poprawy, co prawda minimalnej, lecz dalej poprawy formy. Sądzę, że zawdzięczam to głównie rowerkowi. Najdłużej potrafiłem jeździć 3,5 h, a nie zwykłem się oszczędzać. Roweru też nie Aczkolwiek zazwyczaj wychodziło 2,5 h. Niestety nie mam licznika, więc nie wiem jaki miałem przebieg. Jeździłem głównie po drogach, których nie ma na mapach i nie mam tego jak sprawdzić. Jedynie gdy jechałem do Szczecina mogłem całkiem dokładnie oszacować kilometraż, a i tak na chwilę obecną go nie pamiętam :P Na pewno coś między 50 a 60 km, więc rozrzut bardzo duży. Właściwie rower był miłą odmianą od biegania, pozwiedzałem sobie trochę terenu wokół miasta. Ciągle zmieniające się pejzaże są zdecydowanie fajniejsze od mojej jednolitej trasy biegowej.
To tyle na dzisiaj. Kolejny odcinek już w czwartek Już mnie stopy świerzbią hehe.
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
29 październik
Wpierw muszę się przyznać, że w poprzedni czwartek dałem ciała i nie poszedłem (pobiegłem chyba bardziej by pasowało) na trening, ponieważ dzień wcześniej sobie trochę popiwkowałem i mnie mega leń dopadł. Wytłumaczenia nie ma, po prostu tak wyszło. Plusem jest to, że sobie trochę odpocząłem bo już zaczynałem się chyba przetrenowywać. Bardzo lubię alkohol, lecz ograniczam spożywanie do minimum, bo no właśnie takie kwiatki potem wychodzą. Lubienie proszę nie mylić z chodzeniem po ścianach, chociaż i to się mi kiedyś przytrafiało. Było, minęło, nie ma o czym gadać.
To teraz dobre nowiny Co prawda w jakim czasie dokładnie czasie (pewnie ponad 1,5h), lecz przebiegłem dzisiaj 19 km. Bardzo fajnie mi się biegło, tylko od kluczy, które były w schowku w spodenkach po jakimś czasie zaczęła mnie boleć noga. Przynajmniej tak mi się wydaje, że to od nich. Następnym razem klucze wsadzę do rękawiczek, które wezmę nawet jeśli nie będzie tak chłodno na nie. Tym razem wziąłem sobie okulary dzięki czemu nic mi do oczu nie wpadało. Ostatnio załapałem 2x w oko od jakichś owadów. Podobna sytuacja jak jechałem na rowerze.
Kolejna aktualizacja w czwartek, a jutro na pewno nie będę nic pił
Wpierw muszę się przyznać, że w poprzedni czwartek dałem ciała i nie poszedłem (pobiegłem chyba bardziej by pasowało) na trening, ponieważ dzień wcześniej sobie trochę popiwkowałem i mnie mega leń dopadł. Wytłumaczenia nie ma, po prostu tak wyszło. Plusem jest to, że sobie trochę odpocząłem bo już zaczynałem się chyba przetrenowywać. Bardzo lubię alkohol, lecz ograniczam spożywanie do minimum, bo no właśnie takie kwiatki potem wychodzą. Lubienie proszę nie mylić z chodzeniem po ścianach, chociaż i to się mi kiedyś przytrafiało. Było, minęło, nie ma o czym gadać.
To teraz dobre nowiny Co prawda w jakim czasie dokładnie czasie (pewnie ponad 1,5h), lecz przebiegłem dzisiaj 19 km. Bardzo fajnie mi się biegło, tylko od kluczy, które były w schowku w spodenkach po jakimś czasie zaczęła mnie boleć noga. Przynajmniej tak mi się wydaje, że to od nich. Następnym razem klucze wsadzę do rękawiczek, które wezmę nawet jeśli nie będzie tak chłodno na nie. Tym razem wziąłem sobie okulary dzięki czemu nic mi do oczu nie wpadało. Ostatnio załapałem 2x w oko od jakichś owadów. Podobna sytuacja jak jechałem na rowerze.
Kolejna aktualizacja w czwartek, a jutro na pewno nie będę nic pił
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
5 listopad
Znowu niestety tydzień temu w czwartek nie byłem w stanie biegać. Noga mnie pobolewała od tak sądzę kluczy. Co dziwne dzisiaj także się to samo miejsce odezwało. No nic, mam nadzieję, że samo przejdzie. Jednak teraz opiszę mój dzisiejszy dzień treningowy
Pomijając rozgrzewkę trening zajął mi trochę ponad pół godziny. Nie mogłem sobie niestety pozwolić na dłużej. Niemniej nie marnotrawiłem czasu. Udałem się do amfiteatru, aby pohasać sobie po schodkach. No i tak sobie hasałem i wykonałem 33 wejścia na 73 lub 74 schody za jednym zamachem. Z tego wynika, że pokonałem pod górę 2409 schodów (lub 2442). Nie wiem czy to dobry wynik, bo nigdy wcześniej tak nie robiłem. Bądź co bądź nie czułem jeszcze takiego wyczerpania jakiego oczekiwałem. Wbiegłem więc na pobliską całkiem długą, lecz niezbyt stromą górkę. Nie dobiegłem do szczytu Spompowałem się okrutnie, zakończyłem tuż przed jej końcem i szczęśliwy wyruszyłem do domu na śniadanko
Doszedłem do wniosku, że raz w tygodniu będę przeprowadzał trening interwałowy. Sprawdzę jak to wpłynie na moją szybkość. W czwartek zamierzam zrobić (mam nadzieję) 19 km
Znowu niestety tydzień temu w czwartek nie byłem w stanie biegać. Noga mnie pobolewała od tak sądzę kluczy. Co dziwne dzisiaj także się to samo miejsce odezwało. No nic, mam nadzieję, że samo przejdzie. Jednak teraz opiszę mój dzisiejszy dzień treningowy
Pomijając rozgrzewkę trening zajął mi trochę ponad pół godziny. Nie mogłem sobie niestety pozwolić na dłużej. Niemniej nie marnotrawiłem czasu. Udałem się do amfiteatru, aby pohasać sobie po schodkach. No i tak sobie hasałem i wykonałem 33 wejścia na 73 lub 74 schody za jednym zamachem. Z tego wynika, że pokonałem pod górę 2409 schodów (lub 2442). Nie wiem czy to dobry wynik, bo nigdy wcześniej tak nie robiłem. Bądź co bądź nie czułem jeszcze takiego wyczerpania jakiego oczekiwałem. Wbiegłem więc na pobliską całkiem długą, lecz niezbyt stromą górkę. Nie dobiegłem do szczytu Spompowałem się okrutnie, zakończyłem tuż przed jej końcem i szczęśliwy wyruszyłem do domu na śniadanko
Doszedłem do wniosku, że raz w tygodniu będę przeprowadzał trening interwałowy. Sprawdzę jak to wpłynie na moją szybkość. W czwartek zamierzam zrobić (mam nadzieję) 19 km
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
7 listopad
W końcu czwartek zaliczony I to jak, rewelacja w ogóle 20,4 km dzisiaj przebiegnięte. Same plusy dzisiaj. Po przeczytaniu tego artykułu:
http://www.runners-world.pl/zdrowie/Odd ... egu,4639,1
postanowiłem oddychać ustami. Oprócz tego pochyliłem do przodu trochę tułów, bo wcześniej biegałem bardziej wyprostowany (żeby piszczele nie bolały). Pewnie to także wpłynęło na jakże elegancki wynik dzisiaj Oprócz tego się wyspałem syto, o 11 się obudziłem dopiero.
Biegnąc przypomniałem sobie dlaczego oddychałem nosem zamiast ustami. Jako długoletni palacz (już były) ciągle zbierała mi się wydzielina i więcej plułem niż oddychałem. Dlatego zostałem zmuszony do używania nosa, aczkolwiek wydychałem powietrze już ustami. Teraz ten problem ustąpił Oczywiście zdarza się coś popluć, lecz myślę, że to taka norma. Ciało to cudowny mechanizm, jak się mu nie przeszkadza to sam się naprawia.
Podczas biegu postanowiłem skakać przez kałuże zamiast je omijać. Bardzo fajna zabawa, polecam Chociaż po 10 km zaczęło mnie lekko kłuć kolano w jednym punkcie, więc zaniechałem procederu. Postanowiłem, że zainteresuję się plyometryką i wtedy wrócę do skakania podczas biegu, bo jednak obawiam się, że coś sobie zrobię. Bądź co bądź na 15 km stwierdziłem, że nie miałbym już nawet siły brać rozpęd żeby przeskakiwać przeszkody. Na 16. zaczęła się blokada psychiczna, która na szczęście minęła po jakimś kilometrze. Myślenie o piciu o cieście (babka, moja ulubiona) w domu to zło podczas biegania
Jestem bardzo bardzo zadowolony z wyników i za tydzień liczę na równie zacny trening. Do tego czasu kupię sobie zegarek, aby zacząć mierzyć czas. Komórka jest dla mnie zbyt kłopotliwa, aby ją nosić. Mam manię sprawdzania czy dobrze leży, i czy w ogóle jeszcze leży w kieszeni.
Pozdrawiam i życzę takiego samopoczucia jakie ja mam hehe
W końcu czwartek zaliczony I to jak, rewelacja w ogóle 20,4 km dzisiaj przebiegnięte. Same plusy dzisiaj. Po przeczytaniu tego artykułu:
http://www.runners-world.pl/zdrowie/Odd ... egu,4639,1
postanowiłem oddychać ustami. Oprócz tego pochyliłem do przodu trochę tułów, bo wcześniej biegałem bardziej wyprostowany (żeby piszczele nie bolały). Pewnie to także wpłynęło na jakże elegancki wynik dzisiaj Oprócz tego się wyspałem syto, o 11 się obudziłem dopiero.
Biegnąc przypomniałem sobie dlaczego oddychałem nosem zamiast ustami. Jako długoletni palacz (już były) ciągle zbierała mi się wydzielina i więcej plułem niż oddychałem. Dlatego zostałem zmuszony do używania nosa, aczkolwiek wydychałem powietrze już ustami. Teraz ten problem ustąpił Oczywiście zdarza się coś popluć, lecz myślę, że to taka norma. Ciało to cudowny mechanizm, jak się mu nie przeszkadza to sam się naprawia.
Podczas biegu postanowiłem skakać przez kałuże zamiast je omijać. Bardzo fajna zabawa, polecam Chociaż po 10 km zaczęło mnie lekko kłuć kolano w jednym punkcie, więc zaniechałem procederu. Postanowiłem, że zainteresuję się plyometryką i wtedy wrócę do skakania podczas biegu, bo jednak obawiam się, że coś sobie zrobię. Bądź co bądź na 15 km stwierdziłem, że nie miałbym już nawet siły brać rozpęd żeby przeskakiwać przeszkody. Na 16. zaczęła się blokada psychiczna, która na szczęście minęła po jakimś kilometrze. Myślenie o piciu o cieście (babka, moja ulubiona) w domu to zło podczas biegania
Jestem bardzo bardzo zadowolony z wyników i za tydzień liczę na równie zacny trening. Do tego czasu kupię sobie zegarek, aby zacząć mierzyć czas. Komórka jest dla mnie zbyt kłopotliwa, aby ją nosić. Mam manię sprawdzania czy dobrze leży, i czy w ogóle jeszcze leży w kieszeni.
Pozdrawiam i życzę takiego samopoczucia jakie ja mam hehe
Ostatnio zmieniony 14 lis 2013, 18:57 przez Crochu, łącznie zmieniany 1 raz.
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
12 listopad
Dzisiaj znowu interwały. 32 wbiegnięcia na 74 schodki. Tym razem dobrze policzyłem Niestety jedno wbięgniecie mniej, także następnym razem będę musiał się bardziej spiąć. Tak oszczędzam te siły, że aż do tyłu jestem. Niemniej to nic, za tydzień zrobię porządną robotę. Bądź co bądź i tak czuję progres, bo nawet się za bardzo nie zmęczyłem po tym. No i bieg pod górkę był do jej końca, a siły jeszcze nie opuściły
Jutro zamierzam pójść kupić sobie zegarek na rękę, aby dokładnie odliczać czas. Także w czwartek będę wiedział dokładnie ile czasu mi trening zajmie. Nic mnie nie boli, nic nie urąga - jest bajka
Dzisiaj znowu interwały. 32 wbiegnięcia na 74 schodki. Tym razem dobrze policzyłem Niestety jedno wbięgniecie mniej, także następnym razem będę musiał się bardziej spiąć. Tak oszczędzam te siły, że aż do tyłu jestem. Niemniej to nic, za tydzień zrobię porządną robotę. Bądź co bądź i tak czuję progres, bo nawet się za bardzo nie zmęczyłem po tym. No i bieg pod górkę był do jej końca, a siły jeszcze nie opuściły
Jutro zamierzam pójść kupić sobie zegarek na rękę, aby dokładnie odliczać czas. Także w czwartek będę wiedział dokładnie ile czasu mi trening zajmie. Nic mnie nie boli, nic nie urąga - jest bajka
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
14 listopad
Witam
Nutka na początek dla osób lubiących rap: http://www.youtube.com/watch?v=vzonteKwceI
Rewelacja powiadam Wam, rewelacja Niemniej od początku. Kupiłem sobie ten zegarek, taki zwykły, tyle, że wodoszczelny - firmy Xonix (kojarzy to ktoś w ogóle? ). Skoro już go sobie kupiłem to się pobawiłem czasem. Jedno okrążenie, które robię ma 4,7 km. Zauważyłem, że co kółko, to czas zdobycia go się wydłuża, odpowiednio o : 5 sekund, minutę i potem całe 2 minuty. Oczywiście pierwsze kółko jest podstawą (22 min 30 sek).
Pokonałem dzisiaj niebagatela 22 km w przeciągu 108 minut. Daje mi to prędkość poniżej 5 min/km Ogólnie chciałem przebiec dystans półmaratonu, lecz o tym pomyślałem dopiero podczas biegu i nie wiedziałem, w którym miejscu mam się dokładnie zatrzymać, więc wolałem pobiec dalej niż bliżej. Właściwie to czułem się wspaniale i mogłem biec dalej. Wspaniałość się jednak skończyła kiedy się zatrzymałem hehe. Póki przebierałem nogami było ok, jak już przestałem to nie jestem taki pewny, czy dałbym radę biec dalej. Pi razy drzwi jakby to był maraton to zamknąłbym w 103 minutach +/- 1 min.
Ogarnąłem w domciu w jakim miejscu powinienem skończyć, aby mieć te 21,1 km. Teraz będę cisnął coraz krótsze czasy. Wydaje mi się, że to będzie trudniejsze niż zwiększanie wytrzymałości. Na koniec dodam, że podczas biegania nie piję ani nie jem niczego, a i tak jest gitara
Pozdro dla wszystkich zajaranych życiem :uuusmiech:
Witam
Nutka na początek dla osób lubiących rap: http://www.youtube.com/watch?v=vzonteKwceI
Rewelacja powiadam Wam, rewelacja Niemniej od początku. Kupiłem sobie ten zegarek, taki zwykły, tyle, że wodoszczelny - firmy Xonix (kojarzy to ktoś w ogóle? ). Skoro już go sobie kupiłem to się pobawiłem czasem. Jedno okrążenie, które robię ma 4,7 km. Zauważyłem, że co kółko, to czas zdobycia go się wydłuża, odpowiednio o : 5 sekund, minutę i potem całe 2 minuty. Oczywiście pierwsze kółko jest podstawą (22 min 30 sek).
Pokonałem dzisiaj niebagatela 22 km w przeciągu 108 minut. Daje mi to prędkość poniżej 5 min/km Ogólnie chciałem przebiec dystans półmaratonu, lecz o tym pomyślałem dopiero podczas biegu i nie wiedziałem, w którym miejscu mam się dokładnie zatrzymać, więc wolałem pobiec dalej niż bliżej. Właściwie to czułem się wspaniale i mogłem biec dalej. Wspaniałość się jednak skończyła kiedy się zatrzymałem hehe. Póki przebierałem nogami było ok, jak już przestałem to nie jestem taki pewny, czy dałbym radę biec dalej. Pi razy drzwi jakby to był maraton to zamknąłbym w 103 minutach +/- 1 min.
Ogarnąłem w domciu w jakim miejscu powinienem skończyć, aby mieć te 21,1 km. Teraz będę cisnął coraz krótsze czasy. Wydaje mi się, że to będzie trudniejsze niż zwiększanie wytrzymałości. Na koniec dodam, że podczas biegania nie piję ani nie jem niczego, a i tak jest gitara
Pozdro dla wszystkich zajaranych życiem :uuusmiech:
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
19 listopad
Mógłbym dzisiaj napisać, że przebiegłem 2x400m i 3 wte i wewte po schodach. Po tym stwierdziłem, że nie mam już mocy i poszedłem do domu. I to by była prawda. Niemniej jest jednak powód takiego stanu rzeczy, że się tak wypompowałem. Nie mówiąc o tym, że prawie zszedłem przy tych 400 metrach, a wcale tak szybko nie biegłem.
Otóż należy się cofnąć w czasie do soboty. Po pracy poszedłem na basen i to było dobre. Po basenie wyszedłem się spotkać ze znajomymi. I to też było ok. Piwkowałem sobie trochę co by mieć siły na niedzielę, aby pobiegać, bo akurat wolne mi wypadło, a dodatkowy ruch jak najbardziej. Niestety w miarę piwkowania wjechała wódka, a ja i na to przystałem. I to było zdecydowanie złe. W niedzielę nie biegałem. W poniedziałek nie zrobiłem swojego treningu siłowego. Dzisiejszy trening woła o pomstę do nieba. Nic na mnie tak nie działa jak regres zamiast progresu, a teraz moja forma jest jak z początku przygody z bieganiem (taka mała hiperbola (taki tam oksymoron )). W związku z tym wolałem skończyć i 'poczekać' na lepszy czas. Do tego nie pojechałem na uczelnię. Także nic nie czytałem i nie zrobiłem niczego kreatywnego/pożytecznego. Jak widać same plusy hehe.
Zastanawiając się nad tym stanem rzeczy doszedłem do wniosku, że oprócz alkoholu przyczyną jest także ostatnie poluzowanie z dietą. Plus ostre treningi i ta dam, mamy po piciu trzydniowego lenia. Pisząc 'lenia' mam na myśli sytuację, kiedy nie zje się pomarańczy, bo przecież trzeba ją obrać ze skórki. Aczkolwiek to jeszcze daleki stan od 'nie chce się nie chcieć' - nie potrafię tego inaczej wytłumaczyć. Kto przeżył ten wie, kto nie wie ten naprawdę nic nie traci
Postanowienia końcowe:
Nie ma co się użalać, tylko trzeba wysnuć odpowiednie wnioski. Jako, że człowiek to suma nawyków, zamierzam przestać pić w ogóle, tak jak jakiś czas temu. Poluzowałem sobie i proszę jakie rzeczy się dzieją. Ostatnimi czasy o wiele częściej niż norma przewiduje. Także pora na abstynencję. Lubię alkohol, ale nie czuję żalu w ogóle. Właściwie to się nawet cieszę
Potraktujcie tę historię jako przestrogę, a ci, którzy od dawna nie piją i się pukają w czoło mogą już przestać, w końcu jestem już abstynentem
Pozdrawiam
Mógłbym dzisiaj napisać, że przebiegłem 2x400m i 3 wte i wewte po schodach. Po tym stwierdziłem, że nie mam już mocy i poszedłem do domu. I to by była prawda. Niemniej jest jednak powód takiego stanu rzeczy, że się tak wypompowałem. Nie mówiąc o tym, że prawie zszedłem przy tych 400 metrach, a wcale tak szybko nie biegłem.
Otóż należy się cofnąć w czasie do soboty. Po pracy poszedłem na basen i to było dobre. Po basenie wyszedłem się spotkać ze znajomymi. I to też było ok. Piwkowałem sobie trochę co by mieć siły na niedzielę, aby pobiegać, bo akurat wolne mi wypadło, a dodatkowy ruch jak najbardziej. Niestety w miarę piwkowania wjechała wódka, a ja i na to przystałem. I to było zdecydowanie złe. W niedzielę nie biegałem. W poniedziałek nie zrobiłem swojego treningu siłowego. Dzisiejszy trening woła o pomstę do nieba. Nic na mnie tak nie działa jak regres zamiast progresu, a teraz moja forma jest jak z początku przygody z bieganiem (taka mała hiperbola (taki tam oksymoron )). W związku z tym wolałem skończyć i 'poczekać' na lepszy czas. Do tego nie pojechałem na uczelnię. Także nic nie czytałem i nie zrobiłem niczego kreatywnego/pożytecznego. Jak widać same plusy hehe.
Zastanawiając się nad tym stanem rzeczy doszedłem do wniosku, że oprócz alkoholu przyczyną jest także ostatnie poluzowanie z dietą. Plus ostre treningi i ta dam, mamy po piciu trzydniowego lenia. Pisząc 'lenia' mam na myśli sytuację, kiedy nie zje się pomarańczy, bo przecież trzeba ją obrać ze skórki. Aczkolwiek to jeszcze daleki stan od 'nie chce się nie chcieć' - nie potrafię tego inaczej wytłumaczyć. Kto przeżył ten wie, kto nie wie ten naprawdę nic nie traci
Postanowienia końcowe:
Nie ma co się użalać, tylko trzeba wysnuć odpowiednie wnioski. Jako, że człowiek to suma nawyków, zamierzam przestać pić w ogóle, tak jak jakiś czas temu. Poluzowałem sobie i proszę jakie rzeczy się dzieją. Ostatnimi czasy o wiele częściej niż norma przewiduje. Także pora na abstynencję. Lubię alkohol, ale nie czuję żalu w ogóle. Właściwie to się nawet cieszę
Potraktujcie tę historię jako przestrogę, a ci, którzy od dawna nie piją i się pukają w czoło mogą już przestać, w końcu jestem już abstynentem
Pozdrawiam
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
27 listopad
W zeszły czwartek nie zrobiłem treningu. Czułem się niezbyt dobrze, bez mocy, bez energii. Kiedyś miałem podobnie, z tym tylko, że poszedłem biegać. Skończyło się chorobą i przerwą w treningu (parę tygodni). Dlatego tym razem odpuściłem. Na ironię zakrawa fakt, że kiedyś musiałem siłą się wyciągać, aby pobiegać, a teraz muszę siłą się utrzymywać z dupskiem w fotelu. Wolę jednak odpuścić dzionek niż potem ileś tygodni.
Wtorkowy trening przeniósł się na środę, czyli dzisiaj. Wykonywałem podbiegi w parku, około 100 metrów będzie. Nie mam pojęcia jaki jest kąt nachylenia, ani jak wysoka ów górka jest. Niemniej innej tak stromej nie posiadam, więc będę hasał na niej. Wykonałem 7 powtórzeń, najlepsze w czasie 23 sekund. W ogóle to jest inny wymiar biegania, całkowicie co innego niż bieganie długodystansowe, czy po schodach. Chociaż pewnie po schodach też bym mógł uzyskać podobny efekt, lecz takich schodów długich brak Efekt mianowicie taki, że ledwo zipiałem, lecz nie w taki sposób jak tydzień temu. Chwila odpoczynku i znowu do boju Za tydzień postaram się szybciej i więcej, dzisiaj wykonywałem jeszcze pistolety (przysiady na jednej nodze) i spuchłem trochę po tym wszystkim.
Przypomniało mi się jak w liceum biegałem na setkę i przy próbie poprawienia wyniku miałem wrażenie, że przejdę zaraz na tamten świat. Wtedy myślałem, że to z powodu stylu życia (imprezowicza). Nie to, że dopiero teraz takie odkrycie zrobiłem, lecz po prostu mnie naszła taka refleksja.
W zeszły czwartek nie zrobiłem treningu. Czułem się niezbyt dobrze, bez mocy, bez energii. Kiedyś miałem podobnie, z tym tylko, że poszedłem biegać. Skończyło się chorobą i przerwą w treningu (parę tygodni). Dlatego tym razem odpuściłem. Na ironię zakrawa fakt, że kiedyś musiałem siłą się wyciągać, aby pobiegać, a teraz muszę siłą się utrzymywać z dupskiem w fotelu. Wolę jednak odpuścić dzionek niż potem ileś tygodni.
Wtorkowy trening przeniósł się na środę, czyli dzisiaj. Wykonywałem podbiegi w parku, około 100 metrów będzie. Nie mam pojęcia jaki jest kąt nachylenia, ani jak wysoka ów górka jest. Niemniej innej tak stromej nie posiadam, więc będę hasał na niej. Wykonałem 7 powtórzeń, najlepsze w czasie 23 sekund. W ogóle to jest inny wymiar biegania, całkowicie co innego niż bieganie długodystansowe, czy po schodach. Chociaż pewnie po schodach też bym mógł uzyskać podobny efekt, lecz takich schodów długich brak Efekt mianowicie taki, że ledwo zipiałem, lecz nie w taki sposób jak tydzień temu. Chwila odpoczynku i znowu do boju Za tydzień postaram się szybciej i więcej, dzisiaj wykonywałem jeszcze pistolety (przysiady na jednej nodze) i spuchłem trochę po tym wszystkim.
Przypomniało mi się jak w liceum biegałem na setkę i przy próbie poprawienia wyniku miałem wrażenie, że przejdę zaraz na tamten świat. Wtedy myślałem, że to z powodu stylu życia (imprezowicza). Nie to, że dopiero teraz takie odkrycie zrobiłem, lecz po prostu mnie naszła taka refleksja.
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
28 listopad
Dzisiaj leciutki trening - 11,5 km w 58 minut. Od początku biegu czułem się już zmęczony. Jest to spowodowane wczorajszymi podbiegami i pistoletami. Przeokrutne mam zakwasy na tyłku i udach Oznaka dobrze wykonanej roboty. Trudno mi się wstaje i zanim się nie rozruszam trochę to boli jak cholera. Lubię te uczucie, lecz tym razem trochę przesada.
W niedzelę zamierzam wykonać swój 'normalny' kilometraż. Mam wolne od pracy, dlatego dzisiaj mogłem sobie trochę skrócić. Chociaż i tak bym musiał, bo te ostatnie metry to bardziej jogging niż bieganie było. Bądź co bądź wszystko jest fajnie, dzień się jeszcze nie skończył i można zrobić jeszcze trochę konstruktywnych rzeczy
Pozdrawiam
Dzisiaj leciutki trening - 11,5 km w 58 minut. Od początku biegu czułem się już zmęczony. Jest to spowodowane wczorajszymi podbiegami i pistoletami. Przeokrutne mam zakwasy na tyłku i udach Oznaka dobrze wykonanej roboty. Trudno mi się wstaje i zanim się nie rozruszam trochę to boli jak cholera. Lubię te uczucie, lecz tym razem trochę przesada.
W niedzelę zamierzam wykonać swój 'normalny' kilometraż. Mam wolne od pracy, dlatego dzisiaj mogłem sobie trochę skrócić. Chociaż i tak bym musiał, bo te ostatnie metry to bardziej jogging niż bieganie było. Bądź co bądź wszystko jest fajnie, dzień się jeszcze nie skończył i można zrobić jeszcze trochę konstruktywnych rzeczy
Pozdrawiam
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
30 listopad
Wiem, że dzisiaj jest 3. grudzień, lecz wydarzenia opisywane działy się właśnie 30.. Bieg trwał całe 12 minut i 30 sekund (a takie ładne tempo miałem). Kłujący ból w kolanie, tym razem w prawym dla odmiany Przed niedzielą mnie noga bolała przy wchodzeniu i schodzeniu po schodach, mimo to postanowiłem biec. Wyszło jak wyszło. Od jakiegoś czasu zaprzestałem wykonywać ćwiczenia, które mi pomogły na lewą nogę, nie spodziewałem się jednak, że to samo się przytrafi prawej. Jeszcze wczoraj mnie bolała przy chodzeniu, a nawet podczas siedzenia czułem, jak się skurczybyk czai.
Jestem zmuszony przerwać treningi, na początek na 2 tygodnie. Oczywiście będę wykonywał ćwiczonka na nóżkę. Będę także częstszym bywalcem na basenie Trzeba ten 'wolny' czas wykorzystać.
Pozdrawiam
Wiem, że dzisiaj jest 3. grudzień, lecz wydarzenia opisywane działy się właśnie 30.. Bieg trwał całe 12 minut i 30 sekund (a takie ładne tempo miałem). Kłujący ból w kolanie, tym razem w prawym dla odmiany Przed niedzielą mnie noga bolała przy wchodzeniu i schodzeniu po schodach, mimo to postanowiłem biec. Wyszło jak wyszło. Od jakiegoś czasu zaprzestałem wykonywać ćwiczenia, które mi pomogły na lewą nogę, nie spodziewałem się jednak, że to samo się przytrafi prawej. Jeszcze wczoraj mnie bolała przy chodzeniu, a nawet podczas siedzenia czułem, jak się skurczybyk czai.
Jestem zmuszony przerwać treningi, na początek na 2 tygodnie. Oczywiście będę wykonywał ćwiczonka na nóżkę. Będę także częstszym bywalcem na basenie Trzeba ten 'wolny' czas wykorzystać.
Pozdrawiam
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
15 kwiecień
Zeszło dłużej niż '2 tygodnie'. Przebiegłem wczoraj 14,1km w przeciągu 72 minut Można powiedzieć, że jestem z powrotem w grze. Naderwany mięsień uda nie pozwolił mi na wcześniejsze wrócenie do biegania. Treningi zacząłem już 3 tygodnie temu, lecz nie zamierzałem pisać dopóty, dopóki nie byłem pewien, że już będzie wszystko ok
Chociaż noga dalej się 'czai', a wczoraj przez pierwsze 20 minut czułem sztywność w łydce i goleniu to potem już przeszło i bym nawet poczuł wiatr we włosach, gdyby nie to, żem łysy Do formy zamierzam wrócić raz dwa i znowu robić kilometry.
Wracając do kontuzji to była ona wynikiem przypadku, po prostu źle stanąłem i stało się. Polecono mi fizjoterapię, magnetronik + laser + czas i jak widać podziałało. Chociaż przy początkowych treningach czaem czułem kłucie, a na drugi dzień miałem lekkie trudności ze schodzeniem po schodach, to i tak miałem przeświadczenie, że to nic poważnego i może być już tylko lepiej. Przez cały czas przerwy oczywiście uprawiałem inne sporty - trochę roweru, cała garść basenu.
Koniec stagnacji. Wracam
Zeszło dłużej niż '2 tygodnie'. Przebiegłem wczoraj 14,1km w przeciągu 72 minut Można powiedzieć, że jestem z powrotem w grze. Naderwany mięsień uda nie pozwolił mi na wcześniejsze wrócenie do biegania. Treningi zacząłem już 3 tygodnie temu, lecz nie zamierzałem pisać dopóty, dopóki nie byłem pewien, że już będzie wszystko ok
Chociaż noga dalej się 'czai', a wczoraj przez pierwsze 20 minut czułem sztywność w łydce i goleniu to potem już przeszło i bym nawet poczuł wiatr we włosach, gdyby nie to, żem łysy Do formy zamierzam wrócić raz dwa i znowu robić kilometry.
Wracając do kontuzji to była ona wynikiem przypadku, po prostu źle stanąłem i stało się. Polecono mi fizjoterapię, magnetronik + laser + czas i jak widać podziałało. Chociaż przy początkowych treningach czaem czułem kłucie, a na drugi dzień miałem lekkie trudności ze schodzeniem po schodach, to i tak miałem przeświadczenie, że to nic poważnego i może być już tylko lepiej. Przez cały czas przerwy oczywiście uprawiałem inne sporty - trochę roweru, cała garść basenu.
Koniec stagnacji. Wracam
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
17 kwiecień
Ten sam kilometraż, (14,1) czas lepszy o minutę Myślę, że dałbym radę jeszcze trochę szybciej, lecz za ciepło się ubrałem i miejscami uczucie gorąca mi odbierało siły. 30 minut przed bieganiem jechałem rowerem i sądziłem, że jestem ubrany adekwatnie do pogody, a tu proszę jaka niespodzianka. Nie licząc tego małego mankamentu było rewelacyjnie - sztywność w łydce minęła jeszcze podczas świńskiego galopu rozgrzewkowego, a kolano nic a nic nie dokuczało. Po skończeniu treningu marszem do domu, wtem...
Tak mnie zaczęło kłuć, że nie mogłem iść. Jedno ćwiczenie rozciągające, trochę lepiej. 20 metrów dalej nawrót, więc zaatakowałem innym strechingiem. Ponownie ból minął, lecz po kolejnych 30 metrach znowu to samo. Także powyginałem się chwilę i tym razem już odpuściło
Zacząłem czytać 'Rozciąganie odprężone' Pavla Tsatsouline'a i w myśl tego się rozciągam. Dopiero zacząłem, lecz ten gość to kozak (wcześniej ogarniałem 'Nagiego wojownika') więc na pewno wypróbuję jego metody Polecam. Odnośnie mojej nogi to zobaczymy kto jest większym cwaniakiem, skoro rozciąganie tak łagodzi skutki kontuzji to będę się rozciągał nawet w dni niebiegowe. Także wypowiadam wojnę nodze Przewiduję jeszcze 2-3 tygodnie żebym zapomniał o tym.
Na koniec bardzo fajna nutka - koniecznie słuchać i oglądać teledysk naraz:
https://www.youtube.com/watch?v=WUhtctHo358
Pozdro
Ten sam kilometraż, (14,1) czas lepszy o minutę Myślę, że dałbym radę jeszcze trochę szybciej, lecz za ciepło się ubrałem i miejscami uczucie gorąca mi odbierało siły. 30 minut przed bieganiem jechałem rowerem i sądziłem, że jestem ubrany adekwatnie do pogody, a tu proszę jaka niespodzianka. Nie licząc tego małego mankamentu było rewelacyjnie - sztywność w łydce minęła jeszcze podczas świńskiego galopu rozgrzewkowego, a kolano nic a nic nie dokuczało. Po skończeniu treningu marszem do domu, wtem...
Tak mnie zaczęło kłuć, że nie mogłem iść. Jedno ćwiczenie rozciągające, trochę lepiej. 20 metrów dalej nawrót, więc zaatakowałem innym strechingiem. Ponownie ból minął, lecz po kolejnych 30 metrach znowu to samo. Także powyginałem się chwilę i tym razem już odpuściło
Zacząłem czytać 'Rozciąganie odprężone' Pavla Tsatsouline'a i w myśl tego się rozciągam. Dopiero zacząłem, lecz ten gość to kozak (wcześniej ogarniałem 'Nagiego wojownika') więc na pewno wypróbuję jego metody Polecam. Odnośnie mojej nogi to zobaczymy kto jest większym cwaniakiem, skoro rozciąganie tak łagodzi skutki kontuzji to będę się rozciągał nawet w dni niebiegowe. Także wypowiadam wojnę nodze Przewiduję jeszcze 2-3 tygodnie żebym zapomniał o tym.
Na koniec bardzo fajna nutka - koniecznie słuchać i oglądać teledysk naraz:
https://www.youtube.com/watch?v=WUhtctHo358
Pozdro
Ostatnio zmieniony 28 kwie 2014, 22:23 przez Crochu, łącznie zmieniany 1 raz.
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
24 kwiecień
Dystans ten sam, minut 75. Kolano zaczęło pobolewać tuż po samej rozgrzewce, (czyli po około 15 minutach świńskiego truchtu) a potem przestało i nawet po biegu nic się nie odzywało. Zawsze też na drugi dzień czułem je przy schodzeniu po schodach, a teraz nic. To jest kontuzja, tego nie ogarniesz Myślę, że będzie w końcu do przodu. Powoli acz konsekwetnie
Dystans ten sam, minut 75. Kolano zaczęło pobolewać tuż po samej rozgrzewce, (czyli po około 15 minutach świńskiego truchtu) a potem przestało i nawet po biegu nic się nie odzywało. Zawsze też na drugi dzień czułem je przy schodzeniu po schodach, a teraz nic. To jest kontuzja, tego nie ogarniesz Myślę, że będzie w końcu do przodu. Powoli acz konsekwetnie