35 MARATON WARSZAWSKI
Pogoda: 11st, niebo częściowo zachmurzone, wiatru brak
Dystans / Czas / Tempo
5km 000m / 22min 54s / 04:35
5km 000m / 22min 22s / 04:28
5km 000m / 22min 27s / 04:29
5km 000m / 22min 34s / 04:31
5km 000m / 22min 40s / 04:32
5km 000m / 23min 07s / 04:37
5km 000m / 23min 55s / 04:47
5km 000m / 24min 39s / 04:56
2km 195m / 10min 41s / 04:52
tempo
W sumie
42km 195m / 3h 15min 19s / 04:38/km NOWA ŻYCIÓWKA!!!
I połówka -
1h 35min 13s -->
NOWA ŻYCIÓWKA!!!
II połówka -
1h 40min 06s
No i przyszedł czas na zakończenie mojego sezonu startowego. Przyszedł również czas na zakończenie a raczej ukończenie misji którą podjąłem się na początku 2012 roku czyli zdobycie "Korony Maratonów Polski"! Oficjalnie moge juz powiedzieć, Panie i Panowie misja z powodzeniem została zakończona

! Zakończyłem ją z niezłym przytupem bo z fajną życiówką o której jeszcze 1-1,5mc temu mogłem tylko pomarzyć i sądziłem że to są raczej marzenia ściętej głowy! Jednak dwa mocne impulsy biegowe spowodowały że złamanie 3:20 jest bardzo realne a czas w granicach 3:15 również jest w moim zasięgu! Ale od początku...
...Nie będe sie rozpisywał o tym jak przyjechałem do Warszawy i o tym jak wyglądały bezpośrednie godziny przed startem bo te chyba juz mam opracowane do prawie ideału i nie ma się co powtarzać i rozpisywać. Wszystko to poszło jak z płatka! A więc?
9:00, wystrzał i start!!! Ruszyłem zgodnie z założeniami czyli z balonami na 3:15! Na starcie spotkałem się z Krzyśkiem i ruszyliśmy razem, po ok 1km Krzychu tylko spytał czy biegne z Nim zaraz po 4:35/km, ja grzecznie podziękowałem i zostałem nadal przy balonie. Po przekroczeniu 5km szło nieco za szybko ale nie było tragedii, za to do ok 10km ku mojemu zdziwieniu ukazał mi się w bardzo bliskiej odległości <ok 100-150m> balon na 3:10!!! Skonsultowałem się z paroma biegnącymi odnośnie taktyki zająca i każdy stwierdził że biegnie za szybko ale każdy też <tak jak i z resztą ja> nic z tego sobie nie robił i biegł tak nadal. Mało tego okazało się też że między czasie minąłem też gdzieś na tej drugiej piątce Krzyśka który jeszcze przed dyszką mnie z powrotem minął

heh. W tym momencie postanowiłem zwalniać i kontrolować balon na 3:10 jak mi się oddalał i balon na 3:15 któremu z kolei ja się oddalałem! I tak sobie biegłem kontrolując tempo w okolicach 4:29-4:33/km. Jadłem na każdym punkcie 1-2 kawałki banana, piłem wode na każdym wodopoju zaczynając od 15km, oczywiście wczesniej też piłem izotonik który taskałem w butelce 0,7l aż do 41km

! Wszystko układało się idealnie! W pewnym momencie nie widziałem już ani balonów na 3:10 ani na 3:15, czyli szło idealnie i nieco powyżej mojego zakładanego i wbitego w zegarek czasu <3:15>. Na 30km skontrolowałem swoje samopoczucie, swój stan mięśniowo-odczuciowy, kontrolując przy tym oddech i tempo, planowałem w głowie od kiedy by tu przyspieszyć, czy od 35km? Czy może od 38? A moze polecieć z tym tempem co teraz do 40km a potem do odcięcia??? Sam nie wiedziałem jaką taktyke przyjąć na końcówke skoro czułem się tak jak nieraz na wybieganiu swobodnej dyszki po lesie w tempie 4:50-5:00!!! I wtedy przyszedł wodopój na 32,5km! Mały chłopaczek podający wode w kubkach prawie wpdał na mnie kiedy ja sięgałem po kubek od jakiejś dziewczynki, mocny uskok w lewo, zrobiony z prawej nogi spowodował małe zakłucie w prawej łydce! Nie zastanawiając się długo chwyciłem kolejny kubek i oblałem łydke, do tego wypiłem pół fiolki magnezu w płynie który mam na wrazie czego od czasu Cracovia Maraton! Po ok 200m skurcz minął! Wróciłem do swojego poprzedniego tempa i po jakimś czasie znowu łup, tak na 34km! Znowu zwolniłem i zacząłem głębiej oddychać <ponoć to na skurcze też pomaga?> Puściło! Niestety cały czas już czułem że jak tylko przyspieszam to delikatne kłucie łydki powraca. Wziąłem ją na przetrwanie i na rozbieganie, tempo siadło tylko ze względu na łydke, miałem już taki dylemat rok temu w Suszu, zwolnić i dobiec czy meczyć sie z możliwością kompletnej klapy! Na początek wybrałem opcje zwolnić i bronić tego co zostało, ale ambicja podpowiadała idź na całość, to już jest koniec a nie tak jak w Suszu początek zabawy! No to ogień! W ogniu ubiegłem może 1km

a potem tak w okolicy 38-39km łydka postanowiła zastrajkować na dobre! Wypiłem drugą część fiolki z magnezem, dopiero po ok 600-700m puściło!!! Doczłapałem jakoś do 41km, potem lekko przyspieszyłem a od 41,5 biegłem na tyle na ile skurcz nie dawał porządnie po dupie! Na tych ostatnich 700m było dużo prościej bo i było już z górki, i mnóstwo kibiców i stadion do którego dzieliły mnie dosłownie metry, to wszystko uskrzydlało

! Ostatnie 100m, czyli bieg już przez płyte narodowego to juz oglądanie się dookoła i poszukiwanie żony która mnie wypatrywała z aparatem

Nie zależało mi czy bede 10s wcześniej czy później, chciałem poczuć że zrobiłem dobry czas z lekkimi przeciwnościami losu przy tak fajnym i mało męczącym treningu który wykonywałem! Po przebiegnieciu mety z rękoma uniesionymi w góre zobaczyłem moją żone która przygotowała dla mnie korone i koszulke z hasłem że "Zdobyłem Korone Maratonów Polski"! Do tego szampan Piccolo i duży ogromny buziak od Niej

! Dla takich chwil warto żyć! Dla takich chwil warto wylać litry potu na treningach! Na taką chwilę czekałem prawie 2lata! Ale się doczekałem! Teraz przede mną nowe inne cele do których bede dążył i w których mam nadzieje że tak jak i teraz bede miał pełne wsparcie w mojej cudownej żonce
Na zakończenie dodam że po maratonie zrobiłem ok 12km spaceru po Warszawie na rozchodne

Dzisiaj, czyli w poniedziałem uda mocno czuje przy schodzeniu po schodach <typowe zakwasy>, natomiast z prawą łydką jest to samo co po Suszu! Ból taki jakby mi ktoś tam coś pociął i miał w środku łydki świeżą rane! Pewnikiem po 2-3dniach ból minie i dopiero pierwszy rozruch planuje na sb
