mclakiewicz - Ni ma motywacji
Moderator: infernal
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
Piątek, 6 września.
Dystans: 7 km. Czas: 36:38. Tempo: 5:14/km.
Dziś powtórzyłem sobie interwały 3x1,5 km/0,5 km. Nie byłem zadowolony z poprzednich, więc zdecydowałem, że moge poświęcić podbiegi. Założyłem tempo 4:50 interwału i 5:50 odpoczynku. Jakoś nogi dziś jednak niechciały nieść, chociaż oddechowo było OK.
Pobiegłem wokół parku w drugą stronę, dzięki czemu miałem stosunkowo płasko.
Ranki już zimne, biegaczy na horyzoncie również żadnych już nie widuję.
Tempa pięćsetek:
Rozgrzewka - 5:46, 5:40.
Interwały - 4:56, 4:52, 4:50/5:54
4:46, 4:58, 4:54/6:26
4:50, 4:46, 4:54
Schłodzenie - 5:26, ostatnie 50 metrów sprint pod górę.
Dalej nie jestem zadowolony, we wtorek kolejna powtórka interwałów.
Dystans: 7 km. Czas: 36:38. Tempo: 5:14/km.
Dziś powtórzyłem sobie interwały 3x1,5 km/0,5 km. Nie byłem zadowolony z poprzednich, więc zdecydowałem, że moge poświęcić podbiegi. Założyłem tempo 4:50 interwału i 5:50 odpoczynku. Jakoś nogi dziś jednak niechciały nieść, chociaż oddechowo było OK.
Pobiegłem wokół parku w drugą stronę, dzięki czemu miałem stosunkowo płasko.
Ranki już zimne, biegaczy na horyzoncie również żadnych już nie widuję.
Tempa pięćsetek:
Rozgrzewka - 5:46, 5:40.
Interwały - 4:56, 4:52, 4:50/5:54
4:46, 4:58, 4:54/6:26
4:50, 4:46, 4:54
Schłodzenie - 5:26, ostatnie 50 metrów sprint pod górę.
Dalej nie jestem zadowolony, we wtorek kolejna powtórka interwałów.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
Niedziela, 8 września.
Dystans: 21,1 km. Czas: 1:53:54. Tempo: 5:23/km.
Ostatni long przed półmaratonem.
Wreszcie dobry trening w tym tygodniu.
Założenie było takie: 4 km rozgrzewki, potem 12-13 km w okolicy tempa startowego (5:10-5:20/km), reszta trasy to bieg spokojny.
Wybrałem się najpierw do lasu, by przez niego dostac się do Miechowic i zrobić kółeczko na trasie zawodów. Biegło się tak fajnie, że przegapiłem jeden skręt i trochę za daleko zaleciałem ale szybko wróciłem na trasę.
Dobrze, że ostatnie 3 kilometry trasy są cały czas z górki, będzie można nadrobić straty. Około 10 kilometra zacząłem odczuwac nogi, tłumaczę to tym, że był to szczyt podbiegu. Zakładane tempo utrzymalem przez 13 kilometrów, ostatni km przez dłuższy czas biegłem nawet poniżej 5/km, co było również zaplanowane jako próba przyspieszenia. Później już zluzowałem (nie robimy zawodów z treningu), zresztą ostatnie kilometry były pod dosć mocną górkę (zmieniłem trase powrotu i odkryłem nieźle masakrujący podbieg).
Poniżej tempa:
1. 05:32
2. 05:13 - za szybko - z górki było
3. 05:22
4. 05:56
5. 05:14
6. 05:12
7. 05:07
8. 05:05
9. 05:18
10. 05:25
11. 05:08
12. 05:21
13. 05:13
14. 05:17
15. 05:16
16. 05:04
17. 05:01
18. 05:50
19. 05:59
20. 05:55
21. 05:33
22. 05:11
Po tym treningu mogę przestać bić się z myślami i bez oporu atakować 1:50 w półmaratonie. Przemyślałem strategię biegu i wyszło mi że:
- do 15 kilometra będę trzymał tempo ok. 5:20 z międzyczasami: 26:40 - 5 km; 53:20 - 10 km; 1:20:00 - 15 km;
- od 16 km zwiększenie tempa na ok 5:05 i międzyczasy: 1:35:15 - 18 km;
- od 19 kilometra wreszcie finisz, co fabryka dała, zakładane ok. 4:45: 1:44:45 - 20 km; 1:49:30 - META.
Jełśi ktoś chce, moze pobrać całą rozpiskę TUTAJ.
Wszelkie uwagi bardzo mile widziane.
Pozdrawiam
Marek.
Dystans: 21,1 km. Czas: 1:53:54. Tempo: 5:23/km.
Ostatni long przed półmaratonem.
Wreszcie dobry trening w tym tygodniu.
Założenie było takie: 4 km rozgrzewki, potem 12-13 km w okolicy tempa startowego (5:10-5:20/km), reszta trasy to bieg spokojny.
Wybrałem się najpierw do lasu, by przez niego dostac się do Miechowic i zrobić kółeczko na trasie zawodów. Biegło się tak fajnie, że przegapiłem jeden skręt i trochę za daleko zaleciałem ale szybko wróciłem na trasę.
Dobrze, że ostatnie 3 kilometry trasy są cały czas z górki, będzie można nadrobić straty. Około 10 kilometra zacząłem odczuwac nogi, tłumaczę to tym, że był to szczyt podbiegu. Zakładane tempo utrzymalem przez 13 kilometrów, ostatni km przez dłuższy czas biegłem nawet poniżej 5/km, co było również zaplanowane jako próba przyspieszenia. Później już zluzowałem (nie robimy zawodów z treningu), zresztą ostatnie kilometry były pod dosć mocną górkę (zmieniłem trase powrotu i odkryłem nieźle masakrujący podbieg).
Poniżej tempa:
1. 05:32
2. 05:13 - za szybko - z górki było
3. 05:22
4. 05:56
5. 05:14
6. 05:12
7. 05:07
8. 05:05
9. 05:18
10. 05:25
11. 05:08
12. 05:21
13. 05:13
14. 05:17
15. 05:16
16. 05:04
17. 05:01
18. 05:50
19. 05:59
20. 05:55
21. 05:33
22. 05:11
Po tym treningu mogę przestać bić się z myślami i bez oporu atakować 1:50 w półmaratonie. Przemyślałem strategię biegu i wyszło mi że:
- do 15 kilometra będę trzymał tempo ok. 5:20 z międzyczasami: 26:40 - 5 km; 53:20 - 10 km; 1:20:00 - 15 km;
- od 16 km zwiększenie tempa na ok 5:05 i międzyczasy: 1:35:15 - 18 km;
- od 19 kilometra wreszcie finisz, co fabryka dała, zakładane ok. 4:45: 1:44:45 - 20 km; 1:49:30 - META.
Jełśi ktoś chce, moze pobrać całą rozpiskę TUTAJ.
Wszelkie uwagi bardzo mile widziane.
Pozdrawiam
Marek.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
Wtorek, 10 września.
Dystans: 7,4 km. Czas: 40:00. Tempo: 5:21/km.
Bieg spokojny, regeneracyjny. Jeszcze gdzieniegdzie coś boli po niedzieli, dlatego interwały przełożyłem na jutro.
Przypadkowo wyszedł mi dziś czas biegu równe 40 minut
Nad Bytomiem dziś zawisła mgła. Czy to zjawisko pogodowe, czy jakieś trujące opary, czy jedno i drugie - nie wiem.
Dystans: 7,4 km. Czas: 40:00. Tempo: 5:21/km.
Bieg spokojny, regeneracyjny. Jeszcze gdzieniegdzie coś boli po niedzieli, dlatego interwały przełożyłem na jutro.
Przypadkowo wyszedł mi dziś czas biegu równe 40 minut
Nad Bytomiem dziś zawisła mgła. Czy to zjawisko pogodowe, czy jakieś trujące opary, czy jedno i drugie - nie wiem.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
Środa, 11 września.
Dystans: 7,3 km. Czas: 40:14. Tempo: 5:30/km.
Gdzieś mi się dni gubią, wczoraj był poniedziałek, dziś mam wrażenie że czwartek...
Dziś interwały. Postanowiłem zrobić cztery sztuki, ale krótsze 1 km na 0,5 km odpoczynku. Założyłem tempo 4:45.
Fajnie dziś się biegło, pogoda dopisała, żadnej mgły, nie za chłodno, idealnie. Trening zaliczam do udanych. Po drodze w parku pod nogi wyskoczył mi jeż, całe szczęście, że akurat miałem odcinek odpoczynkowy, bo bym nie wyhamował. Zatrzymałem się i próbowałem mu wyperswadować poruszanie się ścieżką rowerową. Chyba posłuchał bo na drugim kółku juz go nie było.
Tempa poszczególnych pięćsetek:
6:16, 5:30 - rozgrzewka
4:44, 4:46/7:18
4:40, 4:42/6:44
4:40, 4:56/7:50
4:36, 4:36/5:38
W piątek podbiegi, w niedzielę chcę zrobić mini longa na ok 12-13 km z jakimiś akcentami. A potem już tylko spokojne biegi.
Dystans: 7,3 km. Czas: 40:14. Tempo: 5:30/km.
Gdzieś mi się dni gubią, wczoraj był poniedziałek, dziś mam wrażenie że czwartek...
Dziś interwały. Postanowiłem zrobić cztery sztuki, ale krótsze 1 km na 0,5 km odpoczynku. Założyłem tempo 4:45.
Fajnie dziś się biegło, pogoda dopisała, żadnej mgły, nie za chłodno, idealnie. Trening zaliczam do udanych. Po drodze w parku pod nogi wyskoczył mi jeż, całe szczęście, że akurat miałem odcinek odpoczynkowy, bo bym nie wyhamował. Zatrzymałem się i próbowałem mu wyperswadować poruszanie się ścieżką rowerową. Chyba posłuchał bo na drugim kółku juz go nie było.
Tempa poszczególnych pięćsetek:
6:16, 5:30 - rozgrzewka
4:44, 4:46/7:18
4:40, 4:42/6:44
4:40, 4:56/7:50
4:36, 4:36/5:38
W piątek podbiegi, w niedzielę chcę zrobić mini longa na ok 12-13 km z jakimiś akcentami. A potem już tylko spokojne biegi.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
Piątek, 13 września.
Dystans: 6 km. Czas: 34:18. Tempo: 5:43/km.
Deszczowy piątek był dniem podbiegów. Zaplanowane było 8, wyszło 7 bo postanowiłem skrócić trasę. Pojawił się ból w prawym śródstopiu i wolałem nie ryzykować. Na domiar złego od kilku dni siakieś przeziębienie mnie trzyma, gardło boli, w płucach łaskocze, chyrlom jak stary górnik.
Dystans: 6 km. Czas: 34:18. Tempo: 5:43/km.
Deszczowy piątek był dniem podbiegów. Zaplanowane było 8, wyszło 7 bo postanowiłem skrócić trasę. Pojawił się ból w prawym śródstopiu i wolałem nie ryzykować. Na domiar złego od kilku dni siakieś przeziębienie mnie trzyma, gardło boli, w płucach łaskocze, chyrlom jak stary górnik.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
Motto:
"I cały misterny plan w pizdu..." - Siara Siarzewski.
Będzie trochę jojczenia emerytki stojącej od piątej rano w kolejce do rejestracji w przychodni.
Najpierw w piątek rozbolał mnie łeb. Bynajmniej w sobotę nie przestał, wręcz przeciwnie, wydawało mi się że uratuje mnie tylko metoda lecznicza imienia Robespierra. Na dodatek w sobotę okazało się, że jestem czymś struty - i to od piątku (nie pytajcie jak rozpoznałem, widziałem więc wiem). W związku z tym biegowy plan na niedzielę poszedł w maliny. Zresztą, w nocy czułem sie jak półżywy zombie.
W niedzielę jakoś przeszło, nawet zjadłem dwa sucharki z wodą mineralną, ale wróciło przeziębienie (chociaż łaskotanie w płucach wywołujące napady kaszlowe to chyba coś więcej niż przeziębienie). Podejrzewam, że odkąd Wuwuzelka zmieniła żłobek na przedszkole zaczęła znosić do domu nowe nieznane zarazki. Trzeba chyba wrócić do metody profilaktyki "50 gram wódki zabija wszystkie znane bakterie i wirusy, 100 gram nawet te nieznane".
Aha, prawe śródstopie wspomianne parędni wcześniej jakoś mniej bolało.
Dobra, ide dziś pobiegać.
Wspomniałem, że śródstopie mniej bolało? Manewr taktyczny. Po kilku krokach zaczęło boleć bardziej. Do obrzygu. Dałem sobie spokój po 2 km i truchtem kulawego konia wróciłem do domu.
Do HM został tydzień. Boli prawe śródstopie: grzbiet stopy, podczas używania śródstopia i palców. Co robić? Smarować, chłodzić, coś jeszcze? Choćby na morfinie to pobiegnę w niedzielę, ale wolałbym zaleczyć. Z jednej strony dobrze, że wszystkie mocne treningi już za mną, ale z drugiej, tydzień przed zawodami sezony złapać uraz to trochę śmierdzi prawami Murphiego i chichotem wszechświata.
"I cały misterny plan w pizdu..." - Siara Siarzewski.
Będzie trochę jojczenia emerytki stojącej od piątej rano w kolejce do rejestracji w przychodni.
Najpierw w piątek rozbolał mnie łeb. Bynajmniej w sobotę nie przestał, wręcz przeciwnie, wydawało mi się że uratuje mnie tylko metoda lecznicza imienia Robespierra. Na dodatek w sobotę okazało się, że jestem czymś struty - i to od piątku (nie pytajcie jak rozpoznałem, widziałem więc wiem). W związku z tym biegowy plan na niedzielę poszedł w maliny. Zresztą, w nocy czułem sie jak półżywy zombie.
W niedzielę jakoś przeszło, nawet zjadłem dwa sucharki z wodą mineralną, ale wróciło przeziębienie (chociaż łaskotanie w płucach wywołujące napady kaszlowe to chyba coś więcej niż przeziębienie). Podejrzewam, że odkąd Wuwuzelka zmieniła żłobek na przedszkole zaczęła znosić do domu nowe nieznane zarazki. Trzeba chyba wrócić do metody profilaktyki "50 gram wódki zabija wszystkie znane bakterie i wirusy, 100 gram nawet te nieznane".
Aha, prawe śródstopie wspomianne parędni wcześniej jakoś mniej bolało.
Dobra, ide dziś pobiegać.
Wspomniałem, że śródstopie mniej bolało? Manewr taktyczny. Po kilku krokach zaczęło boleć bardziej. Do obrzygu. Dałem sobie spokój po 2 km i truchtem kulawego konia wróciłem do domu.
Do HM został tydzień. Boli prawe śródstopie: grzbiet stopy, podczas używania śródstopia i palców. Co robić? Smarować, chłodzić, coś jeszcze? Choćby na morfinie to pobiegnę w niedzielę, ale wolałbym zaleczyć. Z jednej strony dobrze, że wszystkie mocne treningi już za mną, ale z drugiej, tydzień przed zawodami sezony złapać uraz to trochę śmierdzi prawami Murphiego i chichotem wszechświata.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
Dziś jeszcze niebiegowo.
Stopa już prawie nie boli. Trzy dni smarowania, utykania i polewania ciepłą wodą pod prysznicem bardzo pomogły. Mógłbym już właściwie "normalnie" chodzić, ale wolę jeszcze po-herr-flikować żeby nie przeciążać stopy - największy dyskomfort jest przy przetaczaniu z pięty na palce.
W aptece poprosiłem o najmocniejszy żel przeciwbólowy, taki dla konia - dostałem Voltaren Na wszelki wypadek kupiłem też Traumon i smaruję na zmianę. Oprócz tego raz dziennie łykam Opokan - podobno najsilniejszy przeciw -bólowo -zapalny.
Podjąłem decyzję, że do samych zawodów nic nie biegam. Chciałem tak jak radził Sosik zrobić krótki trening w sobotę, ale boję się, że niby wszystko będzie fajnie, a nagle nocą coś tam w środku się zbuntuje i niedzielny poranek przywitam z bólem.
No to co, z biegnącymi w niedzielę w Bytomiu myślę, że jakoś się zobaczymy - wyższych ode mnie chyba nie będzie . Kibicujący, trzymajcie kciuki od 11:00 do 12:49,59. No i potem od 14 na losowaniu nagród.
Startującym w innych imprezach życzę powodzenia! Oby to był weekend legendarnych życiówek.
Stopa już prawie nie boli. Trzy dni smarowania, utykania i polewania ciepłą wodą pod prysznicem bardzo pomogły. Mógłbym już właściwie "normalnie" chodzić, ale wolę jeszcze po-herr-flikować żeby nie przeciążać stopy - największy dyskomfort jest przy przetaczaniu z pięty na palce.
W aptece poprosiłem o najmocniejszy żel przeciwbólowy, taki dla konia - dostałem Voltaren Na wszelki wypadek kupiłem też Traumon i smaruję na zmianę. Oprócz tego raz dziennie łykam Opokan - podobno najsilniejszy przeciw -bólowo -zapalny.
Podjąłem decyzję, że do samych zawodów nic nie biegam. Chciałem tak jak radził Sosik zrobić krótki trening w sobotę, ale boję się, że niby wszystko będzie fajnie, a nagle nocą coś tam w środku się zbuntuje i niedzielny poranek przywitam z bólem.
No to co, z biegnącymi w niedzielę w Bytomiu myślę, że jakoś się zobaczymy - wyższych ode mnie chyba nie będzie . Kibicujący, trzymajcie kciuki od 11:00 do 12:49,59. No i potem od 14 na losowaniu nagród.
Startującym w innych imprezach życzę powodzenia! Oby to był weekend legendarnych życiówek.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
Dobra, wszyscy już popisali, poczytali i poszli spać. To ja niepostrzeżenie dodam swoją relację z
V Półmaratonu Bytomskiego
Mój najważniejszy start w tym roku.
Miłe złego początki.
W sobotę odebrałem pakiet startowy, koszulka techniczna (wreszcie mieli XXL), numerek, wałczer na grochówę i parę reklam. Bez zicherek (agrafek). Na szybko dokupiłem i wieczorem byłem spakowany i przygotowany.
Całą sobotę chodziłem w plastrach łagodzących ból przyklejonych do prawej stopy, nawet coś pomogło. Zeżarłem kupę makaronu i pełen nadziei oczekiwałem niedzieli.
Bardzo fajna atmosfera.
na starcie. Przyjechałem wcześniej bojąc się, że nie będzie gdzie zaparkować. Niepotrzebnie. Pokręciłem sie trochę po okolicy, tam wypatrzył mnie Mimik (ja nie mam pamięci do twarzy, więc wykorzystuję warunki i sam robię za punkt orientacyjny). Pogadaliśmy, wyczekiwaliśmy Leandrosa, po drodze pojawiła się Provitaminka a zaraz za nią Boberek21. Poznałem tez Łukasza z forum, czytelnika mojego bloga - miło było poznać i jeszcze raz gratulacje za bieg.
Później szybko: przebieranie, kibelek i lekkie rozciaganie bo czas nagli.
Start.
Ustawiliśmy sę w trójke w dobrym miejscu. Startowało ponad 1800 osób, a sam początek wypadał w bardzo wąskiej i zamkniętej z jednej strony uliczce i nie wiem, czy wszyscy się zmieścili. Na marginesie, władze mogłyby już pomyśleć o przeniesieniu biegu do Centrum, chociaż tam dopiero jest pofałdowane. No ale Bytom mógłby się wtedy szczycić najtrudniejsza połówką w kraju
Poszły konie po betonie, Mimik nas prowadził, jeden winkiel, drugi i słyszę doping Marjasa. Po dgórkę, idzie nieźle chociaż złapała mnie kolka. Czujecie to , pierwszy raz w trakcie biegu złapała mnie kolka i to w takiej chwili. Wdech, wydech, napinam mięśnie. Po paru chwilach przeszło. Pierwsze kilometry wg planu, trzeci ciut za szybko, ale wyrównało się przynajmniej. Na 5 km jesteśmy 20 sekund lepiej niż mój zakładany plan. Dalej z górki Stolarzowicką i teraz myślę, że wtedy pojawił się pierwszy niepokojący sygnał: zbiegało mi się niekomfortowo. W międzyczasie mijali nas biegnący już w przeciwnym kierunku Etiopczyk z Kenijczykiem - to jest biegowy kosmos.
Pod górkę biegło mi się trochę lepiej, cały czas miałem przed sobą w zasiegu wzroku Mimika i Leandrosa. Fajne były wzajemne pozdrowienia z biegaczami dopiero zbliżającymi sie do agrafki. Na trasie zresztą też parę osób z forum mnie zagadało, ogólnie sielanka. Ostatni lekki podbieg na tym okrążeniu i 3 km z górki. Czas na 10 km wciąż o 20 sekund lepszy od zakładanego.
Drugie kółko
rozpoczęło się podbiegiem. No i między 11 a 12 kilometrem mnie odcięło. Straciłem rytm, zwolniłem zaczęły mnie łapać skórcze czwórek i łydek. Na wypłaszczeniu troche poskipowałem ale nie wiele pomogło. Jakoś się przełamałem i wróciłem do zakładanego rytmu i tempa, ale już coś było nie tak. Kawałek z górki, a ja nie potrafiłem przyspieszyć. No i stało się, po 13 km prawy kulas przypomniał o swym istnieniu. Wytrąciło mnie to całkiem z tempa, nawet drugi zbieg Stolarzowicką był słaby i nieprzyjemny. Bolało. Na 15 km juz miałem stratę ponad 50 sek do planu a tu jeszcze trzeba było przyspieszać. NIe wyszło, momentami wręcz mnie stopowało, walczyłem o o, by nie przejśc w marsz a i takie myśli były.
Ostatnie 3 km, z górki, a tu nic, żadnych szans na przyspieszenie. Każda próba mocniejszego odbicia sprawia ból. Nawet różne układanie stopy - przetaczanie zewnętrzną, wewnętrzną częścią - nic nie daje. Tempa wychodza ponad 6 minut! Masakra jakaś.
Ostatnia prosta, z gróki, potem podbieg, meta, medal, picie, gratulacje od chłopaków, od Teścia który niespodziewanie pojawił się mnie dopingować, ale ja wiem, że wraz z nogą dałem dupy.
Czas netto 1:55:27, brutto 1:56:29.
Miejsca: open 769/1198, w kat. 296/419.
Wnioski.
Po dzisiejszym ledwo chodzę. Noga boli jak po złamaniu śródstopia (a wiem co to za ból). Czeka mnie tydzień, może dwa herr-flickowania. Jak za dwa nie przejdzie zaszczycę swą bytnością jakiegoś lekarza (mam uczulenie na nich).
Po porażce, bo inaczej nie mogę nazwać sytuacji, gdy nie udaje mi ise zrealizowac założeń czasowych i co gorsza robię gorszy czas niż na longu, trzeba szybko się pozbierać psychicznie. Aczkolwiek nie ma porażek - są informacje zwrotne, naczytałem się mózgotrzepów więc jakoś sobie z tym poradzę.
Odpocznę, potem biorę się za lekturę Danielsa, gdy wrócę do sprawności chcę popracować nad techniką - przejśc na śródstopie i do końca listopada skupię się tylko na tym. A od 1 grudnia plan na CM.
Dzięki raz jeszcze wszystkim za dzisiaj.
Na koniec kilka fotek dzięki uprzejmośc Marjasa.
Tuż po starcie, na czerwono Mimik.
V Półmaratonu Bytomskiego
Mój najważniejszy start w tym roku.
Miłe złego początki.
W sobotę odebrałem pakiet startowy, koszulka techniczna (wreszcie mieli XXL), numerek, wałczer na grochówę i parę reklam. Bez zicherek (agrafek). Na szybko dokupiłem i wieczorem byłem spakowany i przygotowany.
Całą sobotę chodziłem w plastrach łagodzących ból przyklejonych do prawej stopy, nawet coś pomogło. Zeżarłem kupę makaronu i pełen nadziei oczekiwałem niedzieli.
Bardzo fajna atmosfera.
na starcie. Przyjechałem wcześniej bojąc się, że nie będzie gdzie zaparkować. Niepotrzebnie. Pokręciłem sie trochę po okolicy, tam wypatrzył mnie Mimik (ja nie mam pamięci do twarzy, więc wykorzystuję warunki i sam robię za punkt orientacyjny). Pogadaliśmy, wyczekiwaliśmy Leandrosa, po drodze pojawiła się Provitaminka a zaraz za nią Boberek21. Poznałem tez Łukasza z forum, czytelnika mojego bloga - miło było poznać i jeszcze raz gratulacje za bieg.
Później szybko: przebieranie, kibelek i lekkie rozciaganie bo czas nagli.
Start.
Ustawiliśmy sę w trójke w dobrym miejscu. Startowało ponad 1800 osób, a sam początek wypadał w bardzo wąskiej i zamkniętej z jednej strony uliczce i nie wiem, czy wszyscy się zmieścili. Na marginesie, władze mogłyby już pomyśleć o przeniesieniu biegu do Centrum, chociaż tam dopiero jest pofałdowane. No ale Bytom mógłby się wtedy szczycić najtrudniejsza połówką w kraju
Poszły konie po betonie, Mimik nas prowadził, jeden winkiel, drugi i słyszę doping Marjasa. Po dgórkę, idzie nieźle chociaż złapała mnie kolka. Czujecie to , pierwszy raz w trakcie biegu złapała mnie kolka i to w takiej chwili. Wdech, wydech, napinam mięśnie. Po paru chwilach przeszło. Pierwsze kilometry wg planu, trzeci ciut za szybko, ale wyrównało się przynajmniej. Na 5 km jesteśmy 20 sekund lepiej niż mój zakładany plan. Dalej z górki Stolarzowicką i teraz myślę, że wtedy pojawił się pierwszy niepokojący sygnał: zbiegało mi się niekomfortowo. W międzyczasie mijali nas biegnący już w przeciwnym kierunku Etiopczyk z Kenijczykiem - to jest biegowy kosmos.
Pod górkę biegło mi się trochę lepiej, cały czas miałem przed sobą w zasiegu wzroku Mimika i Leandrosa. Fajne były wzajemne pozdrowienia z biegaczami dopiero zbliżającymi sie do agrafki. Na trasie zresztą też parę osób z forum mnie zagadało, ogólnie sielanka. Ostatni lekki podbieg na tym okrążeniu i 3 km z górki. Czas na 10 km wciąż o 20 sekund lepszy od zakładanego.
Drugie kółko
rozpoczęło się podbiegiem. No i między 11 a 12 kilometrem mnie odcięło. Straciłem rytm, zwolniłem zaczęły mnie łapać skórcze czwórek i łydek. Na wypłaszczeniu troche poskipowałem ale nie wiele pomogło. Jakoś się przełamałem i wróciłem do zakładanego rytmu i tempa, ale już coś było nie tak. Kawałek z górki, a ja nie potrafiłem przyspieszyć. No i stało się, po 13 km prawy kulas przypomniał o swym istnieniu. Wytrąciło mnie to całkiem z tempa, nawet drugi zbieg Stolarzowicką był słaby i nieprzyjemny. Bolało. Na 15 km juz miałem stratę ponad 50 sek do planu a tu jeszcze trzeba było przyspieszać. NIe wyszło, momentami wręcz mnie stopowało, walczyłem o o, by nie przejśc w marsz a i takie myśli były.
Ostatnie 3 km, z górki, a tu nic, żadnych szans na przyspieszenie. Każda próba mocniejszego odbicia sprawia ból. Nawet różne układanie stopy - przetaczanie zewnętrzną, wewnętrzną częścią - nic nie daje. Tempa wychodza ponad 6 minut! Masakra jakaś.
Ostatnia prosta, z gróki, potem podbieg, meta, medal, picie, gratulacje od chłopaków, od Teścia który niespodziewanie pojawił się mnie dopingować, ale ja wiem, że wraz z nogą dałem dupy.
Czas netto 1:55:27, brutto 1:56:29.
Miejsca: open 769/1198, w kat. 296/419.
Wnioski.
Po dzisiejszym ledwo chodzę. Noga boli jak po złamaniu śródstopia (a wiem co to za ból). Czeka mnie tydzień, może dwa herr-flickowania. Jak za dwa nie przejdzie zaszczycę swą bytnością jakiegoś lekarza (mam uczulenie na nich).
Po porażce, bo inaczej nie mogę nazwać sytuacji, gdy nie udaje mi ise zrealizowac założeń czasowych i co gorsza robię gorszy czas niż na longu, trzeba szybko się pozbierać psychicznie. Aczkolwiek nie ma porażek - są informacje zwrotne, naczytałem się mózgotrzepów więc jakoś sobie z tym poradzę.
Odpocznę, potem biorę się za lekturę Danielsa, gdy wrócę do sprawności chcę popracować nad techniką - przejśc na śródstopie i do końca listopada skupię się tylko na tym. A od 1 grudnia plan na CM.
Dzięki raz jeszcze wszystkim za dzisiaj.
Na koniec kilka fotek dzięki uprzejmośc Marjasa.
Tuż po starcie, na czerwono Mimik.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
Po tygodniu odpoczynku postanowiłem wybrać się na lekki trening, aby sprawdzić jak ma się stopa. Ból minłą już około czwartku, tzn. czułem ją, coś tam uciskało, ale dało się już normalnie chodzić. Jednak dałem sobie na wstrzymanie i mimo że mnie roznosiło uznałem, że rozsądniej będzie poczekać.
Na dziś wymyśłiłem sobie spokojne 10 km. Pierwotnie miałem lecieć do lacu na Dąbrowę Miejską, ale po starcie gdy stopa jednak trochę zaczęła uciskać uznałem, ze lepiej będzie pokręcić się bliżej domu - w razie czego nie będę miał daleko gdyby kontuzja się odnowiła. Dlatego zdecydowałem się zobaczyć jak wygląda "stadion" Politechniki. Fajerwerków się nie spodziewałem, i ich nie było. Mocno zarośnięty stadion, na murawie latało parę psów, a ścieżka wokół bieżni nawet nie przypominała - trawa a po bokach haszcze. Ale przynajmniej było miękko, dzięki czemu nic nie bolało.
Zrobiłem parę lekkich kółek, po czym ustawiłem interwał na 400 m i zrobiłem sobie jedno mocniejsze w tempie 3:40 - czas 1:28. Później znowu truchcik, rozciąganie, bieg spokojny, zrobiłem również dwa akcenty 100/100 metrów. Bardzo fajne ćwiczenie: setki na pełnej prędkości biega się o wiele bardziej komfortowo niż 30 sekundowe "ładne" przebieżki jak to robiłem do tej pory.
Spokojnym tempem wróciłem sobie do domu, nogi już ciążyły. Jednak dwa tygodnie przerwy (nie licząc startu) trochę mnie rozregulowały, nie bez znaczenia jest tu też Syndrom Snu Zimowego który w ostatnim tygodniu zmuszał mnie do zwiększenia ilości żarcia.
Wyszło 10 km, czas 54:36, tempo 5:28/km.
No i mamy jesień. 5 stopni gdy wychodziłem, 7 gdy wróciłem. Zimno. Trzeba kupić konkretne ciuchy, chciałem w Lidlu ale w czwartek po południu na Szombierkach już nic na mnie nie było chyba Marjas wszytko wykupił
Uznałem, że w tym roku potrzebny mi jeszcze jakiś sukces, bo do tej pory na pięć startów cztery zawaliłem. Tylko 5 km w Biegu Rodzinnym był sukcesem (planowałem 27:30 wyszło dwie minuty szybciej). Dlatego w listopadzie czy tam grudniu jakieś zawody na 5 lub 10 km zrobię, żeby podbudować się na zakończenie sezonu. Planu na przyszły roku już się krystalizują, ale jeszcze knuję.
No, styknie na dzisiej. Toż pyrsk ludkowie!
Na dziś wymyśłiłem sobie spokojne 10 km. Pierwotnie miałem lecieć do lacu na Dąbrowę Miejską, ale po starcie gdy stopa jednak trochę zaczęła uciskać uznałem, ze lepiej będzie pokręcić się bliżej domu - w razie czego nie będę miał daleko gdyby kontuzja się odnowiła. Dlatego zdecydowałem się zobaczyć jak wygląda "stadion" Politechniki. Fajerwerków się nie spodziewałem, i ich nie było. Mocno zarośnięty stadion, na murawie latało parę psów, a ścieżka wokół bieżni nawet nie przypominała - trawa a po bokach haszcze. Ale przynajmniej było miękko, dzięki czemu nic nie bolało.
Zrobiłem parę lekkich kółek, po czym ustawiłem interwał na 400 m i zrobiłem sobie jedno mocniejsze w tempie 3:40 - czas 1:28. Później znowu truchcik, rozciąganie, bieg spokojny, zrobiłem również dwa akcenty 100/100 metrów. Bardzo fajne ćwiczenie: setki na pełnej prędkości biega się o wiele bardziej komfortowo niż 30 sekundowe "ładne" przebieżki jak to robiłem do tej pory.
Spokojnym tempem wróciłem sobie do domu, nogi już ciążyły. Jednak dwa tygodnie przerwy (nie licząc startu) trochę mnie rozregulowały, nie bez znaczenia jest tu też Syndrom Snu Zimowego który w ostatnim tygodniu zmuszał mnie do zwiększenia ilości żarcia.
Wyszło 10 km, czas 54:36, tempo 5:28/km.
No i mamy jesień. 5 stopni gdy wychodziłem, 7 gdy wróciłem. Zimno. Trzeba kupić konkretne ciuchy, chciałem w Lidlu ale w czwartek po południu na Szombierkach już nic na mnie nie było chyba Marjas wszytko wykupił
Uznałem, że w tym roku potrzebny mi jeszcze jakiś sukces, bo do tej pory na pięć startów cztery zawaliłem. Tylko 5 km w Biegu Rodzinnym był sukcesem (planowałem 27:30 wyszło dwie minuty szybciej). Dlatego w listopadzie czy tam grudniu jakieś zawody na 5 lub 10 km zrobię, żeby podbudować się na zakończenie sezonu. Planu na przyszły roku już się krystalizują, ale jeszcze knuję.
No, styknie na dzisiej. Toż pyrsk ludkowie!
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
Dobra, powoli wracam do regularnego treningu.
Wyszedłem o piątej rano, ewidentnie zaczął się piździernik. Zimno jak u eskimosa w d... omku. Przezornie założyłem rękawiczki - i to jest numer. Okazało się, że po poprzedniej zimie robiłem porządki i wywaliłem stare rękawiczki. A nowych nie kupiłem. Zostały mi jedynie usztrykowane przez Babcię. Jestem chyba jedynym biegaczem który lata w wełnianych, robionych na drutach rękawiczkach Przynajmniej jest mi ciepło w rączki. W weekend trza do Decathlonu uderzyć.
Zrobiłem sobie spokojny trening w który wplotłem 6x 100/100 metrów. Pierwsze trzy weszły gładko, drugie trzy, robione na drugim okrążeniu parku już ciężej. Zimno skutecznie wychładało mi nogi, szczególnie mięśnie czwórgłowe. W domu gorący prysznic, zakończony krioterapią - zgodnie z naukami dziadka Suworowa.
Podsumowując: 8,1 km, czas 45:57 w tempie 5:38/km.
Bieganie bez planu jakoś mnie mało motywuje, a plan do CM rozpocznę dopiero w grudniu, więc trzeba jakoś te parę tygodni zagospodarować. Czy jest sens zrobić najpierw plan http://www.bieganie.pl/index.php?show=1&cat=19&id=306 :10 km / 45 min / 4 x tydz/ M. Bartoszak, 50 minut na dychę mam, mógłym spróbować realizacji, ale jak wyżej, czy ma sens robienie takiego planu a zaraz potem przejścia w maratoński wg Danielsa?
Wyszedłem o piątej rano, ewidentnie zaczął się piździernik. Zimno jak u eskimosa w d... omku. Przezornie założyłem rękawiczki - i to jest numer. Okazało się, że po poprzedniej zimie robiłem porządki i wywaliłem stare rękawiczki. A nowych nie kupiłem. Zostały mi jedynie usztrykowane przez Babcię. Jestem chyba jedynym biegaczem który lata w wełnianych, robionych na drutach rękawiczkach Przynajmniej jest mi ciepło w rączki. W weekend trza do Decathlonu uderzyć.
Zrobiłem sobie spokojny trening w który wplotłem 6x 100/100 metrów. Pierwsze trzy weszły gładko, drugie trzy, robione na drugim okrążeniu parku już ciężej. Zimno skutecznie wychładało mi nogi, szczególnie mięśnie czwórgłowe. W domu gorący prysznic, zakończony krioterapią - zgodnie z naukami dziadka Suworowa.
Podsumowując: 8,1 km, czas 45:57 w tempie 5:38/km.
Bieganie bez planu jakoś mnie mało motywuje, a plan do CM rozpocznę dopiero w grudniu, więc trzeba jakoś te parę tygodni zagospodarować. Czy jest sens zrobić najpierw plan http://www.bieganie.pl/index.php?show=1&cat=19&id=306 :10 km / 45 min / 4 x tydz/ M. Bartoszak, 50 minut na dychę mam, mógłym spróbować realizacji, ale jak wyżej, czy ma sens robienie takiego planu a zaraz potem przejścia w maratoński wg Danielsa?
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
Dzisiej spokojny bieg, właściwie bez żadnej historii. Miałem dylemat gdzie lecieć, najpierw ruszyłem w kierunku obwodnicy, potem zawróciłem z zamiarem biegu do autostrady, w końcu odbiłem do parku.
8,8 km, 48:29 w tempie 5:31/km.
Jedyne na czym mi zależało to utrzymanie tempa właśnie na poziomie 5:30, więc trening uważam za udany. Chociaż koło 5 kilometra nogi coś zaczęły mi ciążyć i pojawiła się demotywująca myśl "jesteś zmęczony leć do domu", ale stwierdziłem, że mądrzej będzie trochę obniżyć tempo zamiast skracać dystans. I tak je obniżyłem, że potem płynnie znów wróciłem do zakładanego.
8,8 km, 48:29 w tempie 5:31/km.
Jedyne na czym mi zależało to utrzymanie tempa właśnie na poziomie 5:30, więc trening uważam za udany. Chociaż koło 5 kilometra nogi coś zaczęły mi ciążyć i pojawiła się demotywująca myśl "jesteś zmęczony leć do domu", ale stwierdziłem, że mądrzej będzie trochę obniżyć tempo zamiast skracać dystans. I tak je obniżyłem, że potem płynnie znów wróciłem do zakładanego.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
Dzis zrobiłem dawno nie trenowane interwały. Wg przelicznika wychodzi mi że powinienem trzymać sie tempa 4:26. Nie powiem, cięzko było. Zimno, nogi jakieś ciężkie, ciągle pojawiała się myśl, żeby nie robić czterech a dwa. Ale zrobiłem cztery: 800 m interwał na 400 m odpoczynku.
Tempa interwałów na poszczególne czterystometrówki (tak ustawiłem autolap) powychodziły takie:
1 - 4:30, 4:48 - pod górkę
2 - 4:20, 4:20 - z górki
3 - 4:25, 4:50 - pod górkę
4 - 4:23, 4:25 - z górki.
W sumie 8 km, 45:16, średnie tempo 5:40/km.
Jak widać, wciąż chaos w treningach, bez ładu i składu, trenuję to na co mam ochotę. Przynajmniej jest fun, po dzisiejszym treningu jest duży.
Tempa interwałów na poszczególne czterystometrówki (tak ustawiłem autolap) powychodziły takie:
1 - 4:30, 4:48 - pod górkę
2 - 4:20, 4:20 - z górki
3 - 4:25, 4:50 - pod górkę
4 - 4:23, 4:25 - z górki.
W sumie 8 km, 45:16, średnie tempo 5:40/km.
Jak widać, wciąż chaos w treningach, bez ładu i składu, trenuję to na co mam ochotę. Przynajmniej jest fun, po dzisiejszym treningu jest duży.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
Niedziela, więc bieg długi.
Za oknem 11 stopni! Zszokowany zrezygnowałem z rękawiczek i bluzy i nawet nie żałowałem, że ich nie wziąłem.
Postanowiłem dzisiejszego longa podzielić na trzy etapy.
Najpierw dobiegniecie do stadionu przy polibudzie w ramach rozgrzewki.
2,8 km, 16:27, tempo 5:53.
Na stadionie zaplanowałam sobie po raz pierwszy (!) trening progowy (czemu wcześniej takiego nie robiłem? Chaos trenignowy przyczyną porażki w PB). W necie poszukałem ile powinno wynosić moje tempo i wyszło mi, że około 5:06/km.
Jednak zdecydowałem się spróbować je określić wg samopoczucia i wyszło zdecydowanie lepsze.
5 km, 24:24, tempo 4:53:
4:48/4:53/4:54/4:53/4:53
Było to tempo idealnie na granicy komfortu. Czułem, że gdybym przyspieszył to po kolejnym kółeczku braknie sił, a biegnąc równo te 4:53 mógłbym spokojnie przebiec drugie 5 km, psychicznie byłem spokojny, oddech równy no i gdzieś tam czułem zapas sił.
Potem rozciąganie i ruszyłem na dokończenie trenignu długiego wzdłuż wąskotorówki do lasów na Dąbrówce.
9,2 km, 53:50, 5:51/km.
W sumie 17 km.
Na Dąbrówce ścieżki po bokach poryte, znaczy dziki wyruszyły na żer (trza kupić łuk). Spotkałem grzybiarza z pełnym koszykiem i reklamówką pełną grzybów.
Trochę odzywała się stopa no i kolejny hit sezonu, lewe kolano z zewnętrznej strony coś kłuło, a już po treningu dość mocno boli przy schodzeniu ze schodów. Jaja jak u Karringtonów.
Chciałem w Decathlonie kupić spodnie na zimę, ale motylanoga nie mam mojego rozmiaru na długość! A nie wydam paredziesiat zeta na przykrótkie spodnie, takie mogę kupić z Tesco za 10 zł. Wie ktoś, gdzie w rozsądnej cenie można kupić spodnie dresowe do biegania (nie legginsy) o długości nogawki na dwumetrowca??
Plany na koniec roku już określone. 26 października lecę w Biegu Halloween w Parku Chorzowskim, nietpowo bo 7 km, ale trasa atestowana wię pierwsze 2 km pobiegnę rozgrzewkowo a potem powalcze o o życiówkę na 5 km.
Zapisałem się na Bieg Legionów 9 listopada w Ustroniu. 10 km, połowa trasy z górki, połowa pod górkę. Spróbuję coś powalczyć. Liczę również, że 11 listopada gdzies w okolicy będzie jakiś bieg niepodległości, na razie żadnych info nie ma, ale może ktoś będzie organizował.
Za oknem 11 stopni! Zszokowany zrezygnowałem z rękawiczek i bluzy i nawet nie żałowałem, że ich nie wziąłem.
Postanowiłem dzisiejszego longa podzielić na trzy etapy.
Najpierw dobiegniecie do stadionu przy polibudzie w ramach rozgrzewki.
2,8 km, 16:27, tempo 5:53.
Na stadionie zaplanowałam sobie po raz pierwszy (!) trening progowy (czemu wcześniej takiego nie robiłem? Chaos trenignowy przyczyną porażki w PB). W necie poszukałem ile powinno wynosić moje tempo i wyszło mi, że około 5:06/km.
Jednak zdecydowałem się spróbować je określić wg samopoczucia i wyszło zdecydowanie lepsze.
5 km, 24:24, tempo 4:53:
4:48/4:53/4:54/4:53/4:53
Było to tempo idealnie na granicy komfortu. Czułem, że gdybym przyspieszył to po kolejnym kółeczku braknie sił, a biegnąc równo te 4:53 mógłbym spokojnie przebiec drugie 5 km, psychicznie byłem spokojny, oddech równy no i gdzieś tam czułem zapas sił.
Potem rozciąganie i ruszyłem na dokończenie trenignu długiego wzdłuż wąskotorówki do lasów na Dąbrówce.
9,2 km, 53:50, 5:51/km.
W sumie 17 km.
Na Dąbrówce ścieżki po bokach poryte, znaczy dziki wyruszyły na żer (trza kupić łuk). Spotkałem grzybiarza z pełnym koszykiem i reklamówką pełną grzybów.
Trochę odzywała się stopa no i kolejny hit sezonu, lewe kolano z zewnętrznej strony coś kłuło, a już po treningu dość mocno boli przy schodzeniu ze schodów. Jaja jak u Karringtonów.
Chciałem w Decathlonie kupić spodnie na zimę, ale motylanoga nie mam mojego rozmiaru na długość! A nie wydam paredziesiat zeta na przykrótkie spodnie, takie mogę kupić z Tesco za 10 zł. Wie ktoś, gdzie w rozsądnej cenie można kupić spodnie dresowe do biegania (nie legginsy) o długości nogawki na dwumetrowca??
Plany na koniec roku już określone. 26 października lecę w Biegu Halloween w Parku Chorzowskim, nietpowo bo 7 km, ale trasa atestowana wię pierwsze 2 km pobiegnę rozgrzewkowo a potem powalcze o o życiówkę na 5 km.
Zapisałem się na Bieg Legionów 9 listopada w Ustroniu. 10 km, połowa trasy z górki, połowa pod górkę. Spróbuję coś powalczyć. Liczę również, że 11 listopada gdzies w okolicy będzie jakiś bieg niepodległości, na razie żadnych info nie ma, ale może ktoś będzie organizował.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
Wczoraj wieczorem uznałem, ze skoro dość nieźle się czuję, jestem nawet wyspany, to robię poniedziałkowo-nietypowo bieg spokojny regeneracyjny.
Zrobiłem bardzo spokojne 6 km ze średnim 5:56, w to wplotłem sześć rytmów 100/100 m.
W tym tygodniu chcę zrobić 5 treningów, mam nadzieję, że nic nagle mi nie wyskoczy.
"Fakt" w piątek pisał, że idą upały, zobaczymy. Dziś rano jednak było chłodno a gdy zaczęło się robić widno to pojawiła się potwornie gęst mgła, jak u Carpentera.
Jutro interwały.
Zrobiłem bardzo spokojne 6 km ze średnim 5:56, w to wplotłem sześć rytmów 100/100 m.
W tym tygodniu chcę zrobić 5 treningów, mam nadzieję, że nic nagle mi nie wyskoczy.
"Fakt" w piątek pisał, że idą upały, zobaczymy. Dziś rano jednak było chłodno a gdy zaczęło się robić widno to pojawiła się potwornie gęst mgła, jak u Carpentera.
Jutro interwały.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
Wczorajsze interwały przeniosłem na dziś. W sumie nawet lepiej bo było więcej mocy.Po krótkim dobiegu w ramach rozgrzewki zrobiłem cztery serie po 800 m z przerwą truchcikiem bardzo powolnym 400 m.
Czasy poszczególnych czteresetek:
1 - 4:30/4:33
2 - 4:28/4:23
3 - 4:28/4:50
4 - 4:15/4:23
W sumie dziś wyszło 9,8 km w czasie 57:13, tempo 5:50/km.
Biegło sie na tyle dobrze, że mógłbym lecieć dalej, ale trza było wracać i zbierać się do roboty.
Nad Bytomiem znowu mgła z horroru kopalnia dokopała się w końcu do piekła
Serial pt. "Nemocnica na skraju mesta" trwa nadal, złapał mnie katar a i prawe przodostopie (dla odmiany) zgłasza swoje pretensje - ale je masuję i da się biegać.
Czasy poszczególnych czteresetek:
1 - 4:30/4:33
2 - 4:28/4:23
3 - 4:28/4:50
4 - 4:15/4:23
W sumie dziś wyszło 9,8 km w czasie 57:13, tempo 5:50/km.
Biegło sie na tyle dobrze, że mógłbym lecieć dalej, ale trza było wracać i zbierać się do roboty.
Nad Bytomiem znowu mgła z horroru kopalnia dokopała się w końcu do piekła
Serial pt. "Nemocnica na skraju mesta" trwa nadal, złapał mnie katar a i prawe przodostopie (dla odmiany) zgłasza swoje pretensje - ale je masuję i da się biegać.