Trzy życiówki w jeden weekend :D
1. Sobota - 10km w Międzychodzie - I Międzychodzka Dziesiątka
Szkoda, że organizatorzy liczyli tylko czas brutto.
W trakcie biegu w okolicy 5. kilometra mój zegarek pokazuje spadek pulsu, to przyspieszam, puls spada, nadal przyspieszam.. już nie mam siły. I tak pędzę na 90% możliwości, a puls 87... Coś tu nie tak!
Przestawiłem się więc na bieg na tempo i plan był na trening, a wyszła życiówka.
Bardzo fajna impreza! Dużo punktów z wodą i gąbkami, posiłek regeneracyjny dla zawodników, prysznice/toalety, sporo nagród.

Nie skorzystałem z posiłku dla zawodników i w nagrodę za dobry bieg w restauracji po drodze do domu... grillowany kurczak z warzywami! (Dzień jak co dzień
W drodze powrotnej (jako pasażer) czytam sobie forum bieganie.pl na telefonie i widzę, że jutro bieg charytatywny Onko Bieg. Aha! Coś dla mnie... Ale nie uprzedzajmy faktów.
2. Niedziela rano, ledwo wstaję z łóżka, bo jednak nogi trochę popracowały w Międzychodzie, a przecież o 10:00 zaczyna się II Wielka Ursynowska - bieg po torze konnym z akcentem charytatywnym. Wreszcie pobiegnę po czymś miękkim. Mieszkam niedaleko od toru, więc plan był na rower, ale pogoda skutecznie zrewidowała plany.
Na pół godziny przed startem padało tak ostro, że rozważałem pozostanie w domu...
Biegliśmy chyba po bagnach, trawa bardzo wysoka (podziwiam tych, którzy biegli pierwsi) w jednym miejscu koń pozostawił po sobie na naszej trasie odchody. Ale biegło się bardzo miękko i mokro.
No i zupełnym przypadkiem - zegarek nadal pokazuje dziwny puls, więc biegnę na tempo i znowu mi się wykręciła życiówka! To już druga życiówka w jeden weekend.

Deszcz szybko przegonił wszystkich zawodników tak, że o 11 byłem już w domu i myślę o Onko Biegu...
3. Czytam po raz kolejny regulamin Onko Biegu i wyraźnie jest napisane, że jak się chce to można sobie truchtać i można z wózkiem... No to myślę - rekordu nie robię, ale pobiegnę. O 12:30 odbieram dwa pakiety startowe - żona postanowiła przejść się ze mną! (Zawsze jeździ na moje wyczyny jako kibic, ale tym razem dała się skusić na uczestnictwo! Brawo! Brawo!).
O 14:27 wystartowaliśmy z naszym wózkiem biegowym (prócz naszego był jeszcze chyba tylko jeden), ale ponad 900 osób skutecznie ostudziło możliwości biegowe z pojazdem. Czyli - dziewczyny maszerują, a ja robię pętle... Udało mi się zrobić sześć.
Szkoda, że bieg niemal w całości po kostce betonowej. Moja kostka już to teraz czuje.
Ale... traktuję ten bieg jako życiówkę. Tak, tak. Po raz pierwszy w życiu biegłem w imprezie, dzięki której być może komuś będzie uratowane życie. A jak ratunek życia - to przecież życiówka!

Po trzech biegach w dwa dni zasłużyłem na porządny obiad. Uwierzycie? Grillowany kurczak z przecierem z dyni, posypany płatkami migdałowymi, a do tego makaron.
Ja to mam szczęście, że wszystkie moje posiłki (6 dziennie) mam domowe z rąk Mistrzyni Kulinarnej. (Dziękuję!)
Wygląda na to, że dziś będę miał w sumie 4 kąpiele...
A teraz idę sobie w spokoju regenerować się - trauman naszykowany, noga polana zimną wodą, woda do picia przy łóżku.