klosiu pisze:To jest taki sposób argumentacji stosowany przez różnych nawiedzeńców z sekt. Rzucić kilka chwytliwych hasełek i kazać innym udowadniać że się nie ma racji

. To mnie też bardzo często wkurzało w książkach i w ogóle materiałach o wegetarianiźmie - nie prezentowały żadnego spójnego, logicznego systemu wiedzy, tylko zbiór hasełek przeplatanych kompletnie niemerytorycznymi zawodzeniami o ekologii, cierpieniu zwierząt (w tej chwili cierpią już karpie w wannach, a tylko czekać, aż zaczną cierpieć pszczoły, którym się kradnie miód) i odnowie duchowej przez jedzenie. Przypominam że byłem wege przez kilkanaście lat i ta retoryka była jednym z powodów (poza niedostateczną regeneracją po treningach) dla których sobie odpuściłem i postanowiłem spróbować czegoś nowego.
O dziwo poczułem się lepiej, ale może jakoś źle przez te lata dobierałem sobie roślinki

.
W każdym razie od logicznej i wszechstronnie umotywowanej książki Taubesa dzielą literaturę wege całe eony. Co je różni: Taubes wychodzi od biochemii i gospodarki hormonalnej, które przecież są całkiem nieźle poznane, i na tej podstawie buduje dopiero dietę, która wydaje się najlepiej działać na organizm i najmniej tą gospodarkę hormonalną zaburzać.
Wegetarianie wychodzą od tego, że dieta wegetariańska jest najlepsza, a później dokrawają argumentację, żeby to udowodnić.
Taubes traktuje otyłość jak chorobę - czyli objaw nierównowagi hormonalnej, bez znaczenia, czy na skutek niedoczynności tarczycy, czy nadmiernego poziomu insuliny. Wegetarianie traktują otyłość jak karę za grzechy, a otyłych, za ludzi łakomych i o słabej woli, którzy nie potrafią się powstrzymać od obżarstwa.
W tym sensie faktycznie ich argumentacja jest religijna, co słusznie zauważył Yurek.
1. Ja akurat spożywam sporo żywności zwierzęcej, daleko mi do wegetarianizmu. Niemniej coraz bardziej rozumiem tą merytorykę gdyż ma bardzo dużo sensu. Jeśli określeniem "nawiedzeńcy z sekt" do mnie pijesz synek, to jak kulą w płot :D
2. Materiały o żywności roślinnej (wolę to sformułowanie niż wegetarianizm, gdyż o zywność roślinną mi chodzi) właśnie prezentują logiczny, spójny i naukowo udowodniony system o bardzo merytorycznych argumentach. Jestem absolutnie zaskoczony Twoją opinią? Byc może wynika z lektury laickich źródeł.
3. Uważam, że 'kompletnie niemerytoryczne' jest wypowiadanie się o literaturze traktującej o wegetarianiźmie jako 'kopletnie niemerytorycznej'. Czy ty aby napewno byłeś wege????? Jeśli tak - to wydaje się, iż nastąpiło to z bardzo płytkich pobudek.
4. Nie czytałem jeszcze nic o odnowie duchowej przez jedzenie. O jakiej pozycji mówisz klosiu?
5. Akurat Twoje niegdysiejsza niedostateczna regeneracja po wysiłku mogła być skutkiem braku wiedzy (albo lenistwa) o żywieniu.
6. "Wegetarianie wychodzą od tego, że dieta wegetariańska jest najlepsza, a później dokrawają argumentację, żeby to udowodnić."
Hmmm...np Campbel doszedł do wniosków w odwrotnej kolejności. To argumenty dziesiątek badań przekonały go do ŻYWNOŚCI ROŚLINNEJ głównie NIE/MAŁO-PRZETWORZONEJ. Poza tym, to rozmawiając i czytając żródła dot wege doszedłem do wniosku, że w większości przypadków jest zupełnie odwrotnie niż Ty mówisz. Ciekawe...
"Wegetarianie traktują otyłość jak karę za grzechy, a otyłych, za ludzi łakomych i o słabej woli, którzy nie potrafią się powstrzymać od obżarstwa." --- Jeżeli ludzie otyli są łakomi i o słabej woli, to otyłość powinna być skutkiem (funkcją/pochodną ODPOWIEDZIALNOŚCI) łakomstwa i słabej woli, a nie karą za grzechy. Poza tym nigdy nie spotkałem się z takim podejściem wegetarian, które utożsamiałoby otyłość z karą za grzechy

Szczerze, to uśmiałem się czytając Twoją opinię

Dzięki! Ponadto, dużo ludzi szczupłych i dbających o siebie (a to szeroka grupa społeczna wśród której mogą ale nie muszą być wegetarianie) oceniają ludzi otyłych za łakomych i o słabej woli. Nie bede z tym teraz dłużej polemizował.
Uogólniając, maksymalnie uogólniasz :P Twoja merytoryka brzmi jakby była zbudowana na mitach o wegetarianach....Aczkolwiek podyskutować zawsze warto.
P.S. Jesteś z 'sekty' Yurka3??