kachita - maraton sam się nie pobiegnie...
Moderator: infernal
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
poniedziałek, 12 sierpnia
55 min body pump
Tym razem na pumpie nie było atrakcji typu ewakuacja, więc chcąc nie chcąc trzeba było się zmęczyć Przysiady z większym obciążeniem weszły całkiem spoko, chyba nie zrobiłam ani jednej przerwy, co moim skromnym zdaniem jest całkiem niezłym wyczynem po weekendowym ekscesie kilometrażowym I planki jakoś mi chyba lepiej szły, może nawet Krzysiek by powiedział "Bardzo dobrze" Niestety, za tydzień pump mi nie pasuje, za dwa tygodnie nie ma mnie we Wro, a za trzy tygodnie prawdopodobnie również mnie nie będzie... Co za pech...
I do tego jeszcze trzeba dodać 4 * 5 km na rowerze - do i z pracy oraz do i z siłowni
wtorek, 13 sierpnia
10,79 km w 1:10:39
średnie tempo: 6:33
Buty: Skechers GoRun
Obejrzałyśmy z Iką dzisiaj Lewego, jak ładnie dawał radę, a potem same wybiegłyśmy na ploteczki Plotkowało nam się całkiem dobrze, po plotach zrobiłam dwie minuty przerwy, pomachałam trochę nogami i poleciałam 6 przebieżek po 30 sek z minutową przerwą w truchciku. Więcej nie chciało mi się robić, bo nogi jednak trochę ciężkie, a i letki zakwas w gluteusie też był. Garminowska bateria nadal szaleje (ale chyba odkryłam przyczynę), więc dziś znów tylko ze stoperem i rysowaniem trasy na guglu.
W ogóle chyba za mało jem, tak mi się wydaje. Dzisiaj na przykład zjadłam kanapkę z jajkiem, niecałą małą pizzę, jabłko i może z pół kg moreli. I wypiłam małe piwo. I jestem jakby nieco głodna, a w lodówce pustki. Teoretycznie mam lody w zamrażalce, ale nie chce mi się słodkiego...
W czwartek jakieś interwały sobie trzasnę, może czterysetki. Stay tuned!
55 min body pump
Tym razem na pumpie nie było atrakcji typu ewakuacja, więc chcąc nie chcąc trzeba było się zmęczyć Przysiady z większym obciążeniem weszły całkiem spoko, chyba nie zrobiłam ani jednej przerwy, co moim skromnym zdaniem jest całkiem niezłym wyczynem po weekendowym ekscesie kilometrażowym I planki jakoś mi chyba lepiej szły, może nawet Krzysiek by powiedział "Bardzo dobrze" Niestety, za tydzień pump mi nie pasuje, za dwa tygodnie nie ma mnie we Wro, a za trzy tygodnie prawdopodobnie również mnie nie będzie... Co za pech...
I do tego jeszcze trzeba dodać 4 * 5 km na rowerze - do i z pracy oraz do i z siłowni
wtorek, 13 sierpnia
10,79 km w 1:10:39
średnie tempo: 6:33
Buty: Skechers GoRun
Obejrzałyśmy z Iką dzisiaj Lewego, jak ładnie dawał radę, a potem same wybiegłyśmy na ploteczki Plotkowało nam się całkiem dobrze, po plotach zrobiłam dwie minuty przerwy, pomachałam trochę nogami i poleciałam 6 przebieżek po 30 sek z minutową przerwą w truchciku. Więcej nie chciało mi się robić, bo nogi jednak trochę ciężkie, a i letki zakwas w gluteusie też był. Garminowska bateria nadal szaleje (ale chyba odkryłam przyczynę), więc dziś znów tylko ze stoperem i rysowaniem trasy na guglu.
W ogóle chyba za mało jem, tak mi się wydaje. Dzisiaj na przykład zjadłam kanapkę z jajkiem, niecałą małą pizzę, jabłko i może z pół kg moreli. I wypiłam małe piwo. I jestem jakby nieco głodna, a w lodówce pustki. Teoretycznie mam lody w zamrażalce, ale nie chce mi się słodkiego...
W czwartek jakieś interwały sobie trzasnę, może czterysetki. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
czwartek, 15 sierpnia
Plan: 10-15' E + 8* (400 m po 2:14 / 2:30 przerwa) + 10-15' E
Wykonanie:
Rozgrzewka: 2,35 km w 15:40, śr. tempo: 6:40
7 min rozciągania
Interwały:
1. 2:11 5. 2:14
2. 2:14 6. 2:14
3. 2:13 7. 2:12
4. 2:12 8. 2:12
Schłodzenie: 1,73 km w 11:47, śr. tempo 6:50
Buty: Skechers GoRun
Wczoraj miałam poćwiczyć, ale jakoś nie miałam natchnienia, byłam głodna i koniec końców się objadałam, a nie robiłam planki
Dziś rano za to zajrzałam na sprytną kartkę z rozpiską opcji interwałowych i taki trening mi się spodobał. Trochę na głodniaka to leciałam (rano zjadłam dwie kromeczki mocy, a poszłam biegać koło 14), więc podczas rozgrzewki jakoś nie czułam, żeby noga podawała. No ale porozciągałam się, pomachałam nogami i stwierdziłam, że nie ma to tamto, w końcu ten trening aż tak trudny znowu nie jest. Pierwsze powtórzenie jak zwykle za szybko, dobrze, że na guglu sobie wymierzyłam, gdzie mniej więcej będzie 100, 200, 300 i 400 m, łatwiej się tempo kontrolowało, bo garmin oczywiście pokazuje na tak krótkich odcinkach wartości bardzo orientacyjne. Przerwy na początku w truchcie, potem w marszu. Co ciekawe, oddech cały czas 3/3. Samopoczucie też w sumie całkiem spoko, chociaż jak wracałam do domu, to ledwo powłóczyłam nogami
No i zasadniczo tyle. W weekend coś pobiegam. Stay tuned!
Plan: 10-15' E + 8* (400 m po 2:14 / 2:30 przerwa) + 10-15' E
Wykonanie:
Rozgrzewka: 2,35 km w 15:40, śr. tempo: 6:40
7 min rozciągania
Interwały:
1. 2:11 5. 2:14
2. 2:14 6. 2:14
3. 2:13 7. 2:12
4. 2:12 8. 2:12
Schłodzenie: 1,73 km w 11:47, śr. tempo 6:50
Buty: Skechers GoRun
Wczoraj miałam poćwiczyć, ale jakoś nie miałam natchnienia, byłam głodna i koniec końców się objadałam, a nie robiłam planki
Dziś rano za to zajrzałam na sprytną kartkę z rozpiską opcji interwałowych i taki trening mi się spodobał. Trochę na głodniaka to leciałam (rano zjadłam dwie kromeczki mocy, a poszłam biegać koło 14), więc podczas rozgrzewki jakoś nie czułam, żeby noga podawała. No ale porozciągałam się, pomachałam nogami i stwierdziłam, że nie ma to tamto, w końcu ten trening aż tak trudny znowu nie jest. Pierwsze powtórzenie jak zwykle za szybko, dobrze, że na guglu sobie wymierzyłam, gdzie mniej więcej będzie 100, 200, 300 i 400 m, łatwiej się tempo kontrolowało, bo garmin oczywiście pokazuje na tak krótkich odcinkach wartości bardzo orientacyjne. Przerwy na początku w truchcie, potem w marszu. Co ciekawe, oddech cały czas 3/3. Samopoczucie też w sumie całkiem spoko, chociaż jak wracałam do domu, to ledwo powłóczyłam nogami
No i zasadniczo tyle. W weekend coś pobiegam. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
piątek, 16 sierpnia
30 min ćwiczenia siłowe
brzuchy, pompki, squaty, core, stabilność
sobota, 17 sierpnia
8,07 km w 54:19
średnie tempo: 6:44
średnie tętno: 163
max tętno: 174
Buty: Skechers GoRun
Oesu, jak mi się dzisiaj topornie szurało, masakra. Coś z tą pogodą chyba albo mam kiepski biorytm. Albo to kibicowanie dzisiejsze tak mnie wykończyło - w sumie w nocy budziłam się co godzinę i myślałam o tych, co w Tatrach... Może jutro będzie lepiej.
Stay tuned!
30 min ćwiczenia siłowe
brzuchy, pompki, squaty, core, stabilność
sobota, 17 sierpnia
8,07 km w 54:19
średnie tempo: 6:44
średnie tętno: 163
max tętno: 174
Buty: Skechers GoRun
Oesu, jak mi się dzisiaj topornie szurało, masakra. Coś z tą pogodą chyba albo mam kiepski biorytm. Albo to kibicowanie dzisiejsze tak mnie wykończyło - w sumie w nocy budziłam się co godzinę i myślałam o tych, co w Tatrach... Może jutro będzie lepiej.
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
niedziela, 18 sierpnia
11,17 km w 1:15:09
średnie tempo: 6:44
średnie tętno: 162
max tętno: 174
Buty: Skechers GoRun
Miał być long, było nie wiadomo co. Mimo, że wyszłam wieczorem, to nadal było bardzo ciepło i do tego jeszcze duszno... Biegło się topornie, tylko 4 kilometr jakoś mi poszedł, reszta to szkoda gadać. Zrobiłam sobie dwie przerwy, ale to nic nie dało i w końcu postanowiłam zawrócić do domu i skończyć trening wcześniej. Jak kończyłam, to zaczęło kropić, ale tylko parę kropel spadło i tyle. Teraz też niby coś tam kropi, ale od razu przestaje. Więc możecie sobie wyobrazić, co się dzieje z powietrzem. Jak weszłam do domu, to się ze mnie dosłownie lało - koszulka była cała mokra, a to u mnie rzadkie. Być może również nie wypoczęłam jeszcze po longasku z zeszłej niedzieli, więc chyba w przyszłym tygodniu wrzucę na luz. Stay tuned!
11,17 km w 1:15:09
średnie tempo: 6:44
średnie tętno: 162
max tętno: 174
Buty: Skechers GoRun
Miał być long, było nie wiadomo co. Mimo, że wyszłam wieczorem, to nadal było bardzo ciepło i do tego jeszcze duszno... Biegło się topornie, tylko 4 kilometr jakoś mi poszedł, reszta to szkoda gadać. Zrobiłam sobie dwie przerwy, ale to nic nie dało i w końcu postanowiłam zawrócić do domu i skończyć trening wcześniej. Jak kończyłam, to zaczęło kropić, ale tylko parę kropel spadło i tyle. Teraz też niby coś tam kropi, ale od razu przestaje. Więc możecie sobie wyobrazić, co się dzieje z powietrzem. Jak weszłam do domu, to się ze mnie dosłownie lało - koszulka była cała mokra, a to u mnie rzadkie. Być może również nie wypoczęłam jeszcze po longasku z zeszłej niedzieli, więc chyba w przyszłym tygodniu wrzucę na luz. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
wtorek, 20 sierpnia
11,06 km w 1:11:00
średnie tempo: 6:25
średnie tętno: 154
max tętno: 169
6 min rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Najpierw 9,5 km dość żwawego easy w tempie 6:29, potem 7 przebieżek po 30 sekund z minutową przerwą w truchciku. Sporo padało we Wro i zrobiło się chłodno, stąd takie tempo Biegło się w sumie spoko, chociaż jakaś taka ociężała się czułam, coś mi legło na żołądku chyba. Poza tym od kilku dni mam problemy z zasypianiem i ogólnie ze snem, masakra. Cóż, taki czas, trzeba to przeczekać, kiedyś będzie lepiej, zawsze prędzej czy później jest lepiej.
I w ogóle przyszedł mój plecaczek Nathan Intensity Race Vest Fajowy jest, myślę, że za dwa tygodnie wybiorę się nieco pohasać na masyw Ślęży, to go wypróbuję I czy ktoś się orientuje, czy ten taki wycior do czyszczenia rurki to trzeba kupić osobno? Bo coś nie widzę w paczce...
I ten, w maratoński weekend we Wro są zawody na orientację Wprawdzie to klubowe mistrzostwa Polski, ale będą też dodatkowe biegi dla niezrzeszonych amatorów. Wbijam, nie ma bata Będzie fun!
Chyba jutro coś pobiegam, bo w czwartek jakoś mi tak nie pasuje. Stay tuned!
11,06 km w 1:11:00
średnie tempo: 6:25
średnie tętno: 154
max tętno: 169
6 min rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Najpierw 9,5 km dość żwawego easy w tempie 6:29, potem 7 przebieżek po 30 sekund z minutową przerwą w truchciku. Sporo padało we Wro i zrobiło się chłodno, stąd takie tempo Biegło się w sumie spoko, chociaż jakaś taka ociężała się czułam, coś mi legło na żołądku chyba. Poza tym od kilku dni mam problemy z zasypianiem i ogólnie ze snem, masakra. Cóż, taki czas, trzeba to przeczekać, kiedyś będzie lepiej, zawsze prędzej czy później jest lepiej.
I w ogóle przyszedł mój plecaczek Nathan Intensity Race Vest Fajowy jest, myślę, że za dwa tygodnie wybiorę się nieco pohasać na masyw Ślęży, to go wypróbuję I czy ktoś się orientuje, czy ten taki wycior do czyszczenia rurki to trzeba kupić osobno? Bo coś nie widzę w paczce...
I ten, w maratoński weekend we Wro są zawody na orientację Wprawdzie to klubowe mistrzostwa Polski, ale będą też dodatkowe biegi dla niezrzeszonych amatorów. Wbijam, nie ma bata Będzie fun!
Chyba jutro coś pobiegam, bo w czwartek jakoś mi tak nie pasuje. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
czwartek, 22 sierpnia
4,61 km w 30:01
średnie tempo 6:31
średnie tętno: 156
max tętno: 162
Buty: Skechers GoRun
Miałam pobiegać wczoraj, ale jak wróciłam z pracy, to byłam tak potwornie głodna, że włączył mi się tryb odkurzacza i wciągałam wszystko, co mi wpadło w ręce i było jadalne. A i tak się nie najadłam... Pfff.
A dzisiaj nie bardzo miałam czas, więc dość krótko. I do tego rozładowała mi się bateria w zegarku, a że byłam blisko domu, to skończyłam szuranie nieco wcześniej. Dobrze, że chociaż te pół godziny było, bo wiadomo, że na krócej to się nie opyla w ciuchy biegowe przebierać Szurałam sobie spokojnie, według samopoczucia, momentami zwalniając, bo wydawało mi się, że chyba za szybko popylam - i w sumie samopoczucie mnie nie zawiodło, bo faktycznie momentami żwawo było. Ale to tempo już ogarniam na jako takim luzie, więc jest dobrze Jeszcze przydałoby się tak przyspieszyć o jakieś 30 sekund to izi No ale ziarnko do ziarnka i zrobi się, nie ma innej opcji
W weekend coś pobiegam. Stay tuned!
4,61 km w 30:01
średnie tempo 6:31
średnie tętno: 156
max tętno: 162
Buty: Skechers GoRun
Miałam pobiegać wczoraj, ale jak wróciłam z pracy, to byłam tak potwornie głodna, że włączył mi się tryb odkurzacza i wciągałam wszystko, co mi wpadło w ręce i było jadalne. A i tak się nie najadłam... Pfff.
A dzisiaj nie bardzo miałam czas, więc dość krótko. I do tego rozładowała mi się bateria w zegarku, a że byłam blisko domu, to skończyłam szuranie nieco wcześniej. Dobrze, że chociaż te pół godziny było, bo wiadomo, że na krócej to się nie opyla w ciuchy biegowe przebierać Szurałam sobie spokojnie, według samopoczucia, momentami zwalniając, bo wydawało mi się, że chyba za szybko popylam - i w sumie samopoczucie mnie nie zawiodło, bo faktycznie momentami żwawo było. Ale to tempo już ogarniam na jako takim luzie, więc jest dobrze Jeszcze przydałoby się tak przyspieszyć o jakieś 30 sekund to izi No ale ziarnko do ziarnka i zrobi się, nie ma innej opcji
W weekend coś pobiegam. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
sobota, 24 sierpnia
I Lubuski Maraton Szlakiem Wina i Miodu
5:00:57 brutto (5:00:47 moje netto z garmina)
Open kobiet: 20/32
Kategoria K18 : 6/10
Buty: Skechers GoRun
Jak niektórzy już wiedzą, poleciałam wczoraj maraton. Zapisałyśmy się na niego u Ani, po kilku piwkach, a potem jakoś zapłaciłam wpisowe i w sumie szkoda mi było 80 zyla, no to pojechałam Nie żałuję, bo było super! A teraz po kolei.
W piątek zajechałam do Zielonej do Concordii, która mnie przechowała i znosiła moją megapanikę przedstartową Bo generalnie nie byłam jakoś szczególnie przygotowana do tego maratonu... Ale o dziwo spałam całkiem nieźle. W sobotę rano przyjechała Ania, spotkałyśmy jeszcze kilkoro znajomych - Dobajkę, Cichego, Kasię i Arka z obozu, fajnie, fajnie. Wszyscy życzyli mi powodzenia w debiucie i koili moje skołatane nerwy. Przed startem przybita piąteczka, no i poszli. Na początku było z górki, więc weszło szybko, potem jakoś zgadałam się z sympatycznym kolegą, pobiegliśmy razem z 8 kilometrów, potem biegłam sama, aż wróciła do mnie Concordia na rowerku, która towarzyszyła mi aż do końca. Pierwsza winnica i degustacja winka - całkiem dobre czerwone i orzeźwiające białe I pycha arbuzy! Ogólnie na punktach był pełen luzik, zatrzymywałam się na każdym, na jednym nawet dałam sobie pomasować łydki, na innym spróbowałam miodu trójniaczka, który miał swoją moc No i te arbuzy! A tak poza tym to sobie biegłam, w relaksie, bez napinki, to ja kogoś wyprzedzałam, to znowu mnie ktoś wyprzedzał, z kilkoma osobami spotykaliśmy się regularnie na punktach i w winnicach, bardzo sympatycznie. Słonko już dość mocno grzało, teren był coraz mocniej pofałdowany, podłoże było przeróżne - od asfaltu, przez leśne ścieżki, trawiaste chaszcze po kopny piach, no ale napieram. Połówkę zrobiłam w 2:22. Trochę szybko, myślę sobie, no ale dobra, łorewa. Wiem, że druga część będzie wolniejsza, bo nie ma opcji, żeby mnie siły nie opuściły. Ale póki są, to biegnę. Nic to, że łydki są bardzo spięte, spodziewałam się tego, wybierając takie buty a nie inne. To zresztą był mój wielki dylemat - jakie buty? W końcu doszłam do wniosku, że skoro każde zawody w Mirażach 2 kończyły się bólem kolana, to co mi tam, biorę Go Runy. I to była dobra decyzja, mimo tych łydek. Tymczasem jakoś po 30-31 km poczułam zmęczenie. Taki kryzysik mały. Tempo trochę spadło, nie mogłam się doczekać punktu odżywczego (to ten, na którym pani masowała mi łydki), no ale nadal truchtałam. I tak szło, do 34 km, gdzie już osłabłam mocniej. Pozostałe 8 km przeturlałam się marszobiegiem - więcej truchtałam niż szłam, ale też i teren był trudny i mocno pod górkę. Jakoś 3 kilometry przed metą jeszcze była szansa zmieścić się w 5 godzinach, więc poderwałam się do biegu (a ciężko było, bo zamiast łydek miałam jakieś gruzły). Minęłam zakręt, a tam nagle wyrosła mi przed oczami piękna stroma megapiaszczysta górka. Cóż, 5 godzin poszło się czesać Rzucałam mięsem strasznie, ale jakoś się na górkę wdrapałam. A potem przyszła jeszcze jedna piaszczysta górka! Noż ku**** Na sam koniec jakiś miły kolega motywował mnie do biegu, a ja tak podbiegałam trzy kroki, szłam kolejne trzy. Ale jak już usłyszałam kibiców i dotarło do mnie, że ta meta faktycznie jest blisko, to ostatnie sto metrów pędziłam jak nowonarodzona!
Moje założenia na ten bieg były takie - cel minimum to dotrzeć do mety w limicie czasu w jednym kawałku. Cel "byłabym zadowolona" to zmieścić się w pięciu godzinach. Wziąwszy pod uwagę profil trasy, nawierzchnię, degustację w pit stopach i pogodę, to uważam, że mogę być bardziej niż zadowolona Mitycznej ściany chyba nie zaliczyłam - owszem, zabrakło mi sił na cały dystans, no ale to było bardziej niż pewne, ale w żadnym momencie nie czułam, że mięśnie odmawiają współpracy. Dziś bolą mnie trochę kolana i łydki, coś tam popiskuje w biodrach, ale póki co zakwasów nie mam. Wieczorem po biegu złapała mnie migrena, no ale to może po tym winie Dziś czuję się bardzo dobrze
Generalnie debiut uważam za udany i już wiem, że podoba mi się bieganie maratonów To nie było moje ostatnie słowo w tym temacie
A, i gdybym pobiegła 10 minut szybciej, to dostałabym statuetkę za zajęcie pierwszego miejsca poza podium
Jeszcze nie wiem, kiedy pobiegam następny raz, bo jutro wyjeżdżam do Karpacza. Stay tuned!
I Lubuski Maraton Szlakiem Wina i Miodu
5:00:57 brutto (5:00:47 moje netto z garmina)
Open kobiet: 20/32
Kategoria K18 : 6/10
Buty: Skechers GoRun
Jak niektórzy już wiedzą, poleciałam wczoraj maraton. Zapisałyśmy się na niego u Ani, po kilku piwkach, a potem jakoś zapłaciłam wpisowe i w sumie szkoda mi było 80 zyla, no to pojechałam Nie żałuję, bo było super! A teraz po kolei.
W piątek zajechałam do Zielonej do Concordii, która mnie przechowała i znosiła moją megapanikę przedstartową Bo generalnie nie byłam jakoś szczególnie przygotowana do tego maratonu... Ale o dziwo spałam całkiem nieźle. W sobotę rano przyjechała Ania, spotkałyśmy jeszcze kilkoro znajomych - Dobajkę, Cichego, Kasię i Arka z obozu, fajnie, fajnie. Wszyscy życzyli mi powodzenia w debiucie i koili moje skołatane nerwy. Przed startem przybita piąteczka, no i poszli. Na początku było z górki, więc weszło szybko, potem jakoś zgadałam się z sympatycznym kolegą, pobiegliśmy razem z 8 kilometrów, potem biegłam sama, aż wróciła do mnie Concordia na rowerku, która towarzyszyła mi aż do końca. Pierwsza winnica i degustacja winka - całkiem dobre czerwone i orzeźwiające białe I pycha arbuzy! Ogólnie na punktach był pełen luzik, zatrzymywałam się na każdym, na jednym nawet dałam sobie pomasować łydki, na innym spróbowałam miodu trójniaczka, który miał swoją moc No i te arbuzy! A tak poza tym to sobie biegłam, w relaksie, bez napinki, to ja kogoś wyprzedzałam, to znowu mnie ktoś wyprzedzał, z kilkoma osobami spotykaliśmy się regularnie na punktach i w winnicach, bardzo sympatycznie. Słonko już dość mocno grzało, teren był coraz mocniej pofałdowany, podłoże było przeróżne - od asfaltu, przez leśne ścieżki, trawiaste chaszcze po kopny piach, no ale napieram. Połówkę zrobiłam w 2:22. Trochę szybko, myślę sobie, no ale dobra, łorewa. Wiem, że druga część będzie wolniejsza, bo nie ma opcji, żeby mnie siły nie opuściły. Ale póki są, to biegnę. Nic to, że łydki są bardzo spięte, spodziewałam się tego, wybierając takie buty a nie inne. To zresztą był mój wielki dylemat - jakie buty? W końcu doszłam do wniosku, że skoro każde zawody w Mirażach 2 kończyły się bólem kolana, to co mi tam, biorę Go Runy. I to była dobra decyzja, mimo tych łydek. Tymczasem jakoś po 30-31 km poczułam zmęczenie. Taki kryzysik mały. Tempo trochę spadło, nie mogłam się doczekać punktu odżywczego (to ten, na którym pani masowała mi łydki), no ale nadal truchtałam. I tak szło, do 34 km, gdzie już osłabłam mocniej. Pozostałe 8 km przeturlałam się marszobiegiem - więcej truchtałam niż szłam, ale też i teren był trudny i mocno pod górkę. Jakoś 3 kilometry przed metą jeszcze była szansa zmieścić się w 5 godzinach, więc poderwałam się do biegu (a ciężko było, bo zamiast łydek miałam jakieś gruzły). Minęłam zakręt, a tam nagle wyrosła mi przed oczami piękna stroma megapiaszczysta górka. Cóż, 5 godzin poszło się czesać Rzucałam mięsem strasznie, ale jakoś się na górkę wdrapałam. A potem przyszła jeszcze jedna piaszczysta górka! Noż ku**** Na sam koniec jakiś miły kolega motywował mnie do biegu, a ja tak podbiegałam trzy kroki, szłam kolejne trzy. Ale jak już usłyszałam kibiców i dotarło do mnie, że ta meta faktycznie jest blisko, to ostatnie sto metrów pędziłam jak nowonarodzona!
Moje założenia na ten bieg były takie - cel minimum to dotrzeć do mety w limicie czasu w jednym kawałku. Cel "byłabym zadowolona" to zmieścić się w pięciu godzinach. Wziąwszy pod uwagę profil trasy, nawierzchnię, degustację w pit stopach i pogodę, to uważam, że mogę być bardziej niż zadowolona Mitycznej ściany chyba nie zaliczyłam - owszem, zabrakło mi sił na cały dystans, no ale to było bardziej niż pewne, ale w żadnym momencie nie czułam, że mięśnie odmawiają współpracy. Dziś bolą mnie trochę kolana i łydki, coś tam popiskuje w biodrach, ale póki co zakwasów nie mam. Wieczorem po biegu złapała mnie migrena, no ale to może po tym winie Dziś czuję się bardzo dobrze
Generalnie debiut uważam za udany i już wiem, że podoba mi się bieganie maratonów To nie było moje ostatnie słowo w tym temacie
A, i gdybym pobiegła 10 minut szybciej, to dostałabym statuetkę za zajęcie pierwszego miejsca poza podium
Jeszcze nie wiem, kiedy pobiegam następny raz, bo jutro wyjeżdżam do Karpacza. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
Słit focie
Medal - bardzo ładny
Biegaczki na rozgrzewce - też bardzo ładne
Medal - bardzo ładny
Biegaczki na rozgrzewce - też bardzo ładne
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
środa, 28 sierpnia
6,52 km w 44:16
średnie tempo: 6:47
średnie tętno: 146
max tętno: 156
Buty: Skechers GoRun
Po maratonie parę dni aktywnie odpoczywałam. Myślałam, że będę dużo bardziej zmasakrowana, a tymczasem było całkiem nieźle - w niedzielę trochę bolały mnie kolana i czułam spięte łydki, potem to już w sumie luzik. Po schodach wchodziłam i schodziłam normalnie, nie miałam jakichś większych przykurczy, a zakwasy to mam większe po sztangach czasami Albo się obijałam na tym maratonie, albo to winko i miodek tak zadziałały, albo - w co nie wierzy nawet mój wierny trolololo zoltar - nadaję się do biegania maratonów
Co do odpoczynku, to było tak. W poniedziałek byłam na basenie - jacuzzi, solanka, borowinka, 10 basenów bardzo rekreacyjnie (mocy w nogach nie było, oj nie ), jacuzzi, solanka, zjeżdżalnia. Potem kręgle, bilard, takie tam. We wtorek rano masaż nóg (bolało! ), basen - jacuzzi, solanka, algi, 20 basenów (moc jakby wróciła ), jacuzzi. Potem znowu kręgle, bilard, manicure (3 paznokcie letko kolor zmieniają, ale szybko je pomalowałam ciemnym lakierem ), a potem intensywne świętowanie moich urodzin W związku z czym dzisiaj jestem letko wczorajsza No ale wypadało wyjść potruchtać, no to wyszłam.
Truchtało się dość topornie, ale jakoś tam szło. Nie śpieszyłam się zbytnio, bo uczeni w piśmie mówią, żeby to pierwsze rozbieganie zrobić bardzo spokojnie. W planach była jedna mała pętla osiedlowa, no i tyle było. Nogi delikatnie ciężkie, ale w sumie standardowo, jak na przykład po wspomnianych już sztangach. Miewałam w sumie gorsze treningi. Zobaczymy, jak będzie jutro, bo wypadałoby coś tam jeszcze strzelić przed tymi zawodami w sobotę, chociażby jakieś przebieżki, co by nogom przypomnieć, że można też nimi szybciej przebierać I chyba jutro się porozciągam, bo dzisiaj już mi się nie chciało...
Stay tuned!
6,52 km w 44:16
średnie tempo: 6:47
średnie tętno: 146
max tętno: 156
Buty: Skechers GoRun
Po maratonie parę dni aktywnie odpoczywałam. Myślałam, że będę dużo bardziej zmasakrowana, a tymczasem było całkiem nieźle - w niedzielę trochę bolały mnie kolana i czułam spięte łydki, potem to już w sumie luzik. Po schodach wchodziłam i schodziłam normalnie, nie miałam jakichś większych przykurczy, a zakwasy to mam większe po sztangach czasami Albo się obijałam na tym maratonie, albo to winko i miodek tak zadziałały, albo - w co nie wierzy nawet mój wierny trolololo zoltar - nadaję się do biegania maratonów
Co do odpoczynku, to było tak. W poniedziałek byłam na basenie - jacuzzi, solanka, borowinka, 10 basenów bardzo rekreacyjnie (mocy w nogach nie było, oj nie ), jacuzzi, solanka, zjeżdżalnia. Potem kręgle, bilard, takie tam. We wtorek rano masaż nóg (bolało! ), basen - jacuzzi, solanka, algi, 20 basenów (moc jakby wróciła ), jacuzzi. Potem znowu kręgle, bilard, manicure (3 paznokcie letko kolor zmieniają, ale szybko je pomalowałam ciemnym lakierem ), a potem intensywne świętowanie moich urodzin W związku z czym dzisiaj jestem letko wczorajsza No ale wypadało wyjść potruchtać, no to wyszłam.
Truchtało się dość topornie, ale jakoś tam szło. Nie śpieszyłam się zbytnio, bo uczeni w piśmie mówią, żeby to pierwsze rozbieganie zrobić bardzo spokojnie. W planach była jedna mała pętla osiedlowa, no i tyle było. Nogi delikatnie ciężkie, ale w sumie standardowo, jak na przykład po wspomnianych już sztangach. Miewałam w sumie gorsze treningi. Zobaczymy, jak będzie jutro, bo wypadałoby coś tam jeszcze strzelić przed tymi zawodami w sobotę, chociażby jakieś przebieżki, co by nogom przypomnieć, że można też nimi szybciej przebierać I chyba jutro się porozciągam, bo dzisiaj już mi się nie chciało...
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
I jeszcze dwie słit focie, bo nadal się jaram tym maratonem
Tu zorientowałam się, że meta faktycznie blisko
Więc wstąpiły we mnie nowe siły, a ulga i szczęście wymalowały się na twarzy
Tu zorientowałam się, że meta faktycznie blisko
Więc wstąpiły we mnie nowe siły, a ulga i szczęście wymalowały się na twarzy
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
czwartek, 29 sierpnia
7,23 km w 46:15
średnie tempo: 6:24
średnie tętno: 159
max tętno: 178
15 min rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Dzisiaj już odespałam i nawodniłam się trochę, więc od razu lepiej się szurało. Nawet dość żwawo mi to weszło, więc zamiast przebieżek zrobiłam sobie ostatnie 300 metrów dość szybko, gdzieś po ok. 5:20. Bo tak Miesiąc mi chyba wyjdzie rekordowy pod względem przebiegu, fajnie, fajnie
W ogóle to zastanawiam się, czy by nie polecieć Warszawy. W sumie mam jeszcze miesiąc, dwa longi spokojnie wpadną, do tego porobię jakieś ćwiczenia, sztangi, takie tam... Rozsądne to nie jest, trenejro odradzał, ale i tak się nie posłuchałam, więc czy nie posłucham się bardziej, to w sumie nie ma znaczenia Pisałam zaraz po obozie, że nie mam ciśnienia, ale tak mi się spodobało w sobotę, że chcę to koniecznie powtórzyć i nie chce mi się czekać do wiosny A tymczasem od niedzieli wpisowe rośnie do 150 zeta, a to już jest drogo... Hm, hm, hm.
Tymczasem w sobotę Chyża Dziesiątka. Stay tuned!
7,23 km w 46:15
średnie tempo: 6:24
średnie tętno: 159
max tętno: 178
15 min rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Dzisiaj już odespałam i nawodniłam się trochę, więc od razu lepiej się szurało. Nawet dość żwawo mi to weszło, więc zamiast przebieżek zrobiłam sobie ostatnie 300 metrów dość szybko, gdzieś po ok. 5:20. Bo tak Miesiąc mi chyba wyjdzie rekordowy pod względem przebiegu, fajnie, fajnie
W ogóle to zastanawiam się, czy by nie polecieć Warszawy. W sumie mam jeszcze miesiąc, dwa longi spokojnie wpadną, do tego porobię jakieś ćwiczenia, sztangi, takie tam... Rozsądne to nie jest, trenejro odradzał, ale i tak się nie posłuchałam, więc czy nie posłucham się bardziej, to w sumie nie ma znaczenia Pisałam zaraz po obozie, że nie mam ciśnienia, ale tak mi się spodobało w sobotę, że chcę to koniecznie powtórzyć i nie chce mi się czekać do wiosny A tymczasem od niedzieli wpisowe rośnie do 150 zeta, a to już jest drogo... Hm, hm, hm.
Tymczasem w sobotę Chyża Dziesiątka. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
sobota, 31 sierpnia
III Chyża Dziesiątka
1:01:10 netto (1:02:09 brutto)
Open: 701/801
Kobiety: 148/213
K30: 65/90
Buty: Skechers GoRun
Generalnie to nie wiedziałam za bardzo, czego się spodziewać po tych zawodach. Trzeba je było pobiec, no bo Grand Prix, ale pytanie było - jak? W końcu tydzień po debiucie w mara, bez specjalnego treningu i w ogóle. Postanowiłam więc pobiec to na luziku, tak nawet po 6:10- 6:15. Na zaliczenie, bez spiny. Nikt mi złego słowa przecież nie powie, a tak w ogóle to biegam dla siebie. No ale... Najpierw na forumie w słit komciach się zaczęło, że pałer, że coś tam, że życiówki się biega po maratonach, potem ta sama gadka przed startem, presja, oczekiwania, więc co ja biedny żuczek mogłam zrobić Poleciałam na rekord Pierwszy kilometr jak zwykle za szybko, potem już szło lepiej, gdzieś do 40-41 minuty. Tam mi zabrakło sił i chęci Pozostałe kilometry zrobiłam sobie marszobiegiem, a co. Najlepszy był ostatni - nie chciało mi się go biec strasznie, ale jedna laska mnie cały czas doganiała, a nie chciałam się dać jej przegonić, poza tym biegnąca przede mną jedna laseczka też słabła i istniała szansa, że ją jednak dogonię - nie dogoniłam chyba, zresztą nawet nie wiem. Więc na tym ostatnim kilometrze te odcinki biegowe jakoś tak żwawiej robiłam. Aż tu nagle jakaś panna mnie mija i mówi, że to już niedaleko, że dawaj dawaj, dasz radę. No to się z leksza wkurzyłam, bo marsz to był mój świadomy wybór i nie będzie mi tu jakaś lala mówić, że dam radę. I ją dogoniłam, przegoniłam i zostawiłam hen! w tyle, zwłaszcza, że już było widać bramkę mety, więc sprint był. Niestety, okazało się, że to, co wzięłam za metę, metą nie było, a meta była ze sto metrów dalej. Czyli dalej trzeba było lecieć tym sprintem, a tu już nie ma mocy I jeszcze Ania z mimikiem coś tam krzyczą, że mam biec do końca, a ja tu umieram Postarałam się do nich uśmiechnąć, ale Ania powiedziała potem, że raczej mi nie wyszło Do mety dotarłam, tempo na koniec było w okolicach 4:00, nie wiem, jakim cudem nie przewróciłam się za metą, ale w sumie dało radę. I nawet po chwili już nie byłam zmęczona.
Z wniosków - mam braki w wytrzymałości tempowej, muszę biegać interwały, wzmacniać mięśnie i będzie git. A tymczasem udało się zrobić niezły tempo run.
A po biegu imprezka, ciasto, piknik, a potem cross po Poznaniu, a potem w Warszawie tańce, hulanki i swawola do 5 rano
wtorek, 3 września
7,63 km w 47:41
średnie tempo: 6:15
Buty: Skechers GoRun
Parę dni nie biegałam, bo poniewierałam się w Warszawie przez weekend i musiałam wczoraj to odespać. Nawet dobrze, bo nogi wypoczęły. W związku z tym biegło mi się dzisiaj bardzo dobrze i dość żwawo. Nie patrzyłam za bardzo na zegarek, ale jak zobaczyłam, że cały czas przyspieszam, to końcówkę postanowiłam pocisnąć nieco mocniej i tym sposobem wyszedł mi poniekąd BNP: 6:38, 6:23, 6:30*, 6:19, 6:13, 6:08, 5:59, 5:29. Uwielbiam jesień
* na tej trasie na tym kilometrze zawsze mam niższe tempo niż na wszystkich innych km, nie wiem czemu, może dlatego, że biegnę przez krzaczory, bo nie ma chodnika, albo coś...
Jutro też pobiegam, mam też w planie wyskoczyć w piątek do Sobótki polatać wokół Ślęży w ramach testu plecaczka. Stay tuned!
III Chyża Dziesiątka
1:01:10 netto (1:02:09 brutto)
Open: 701/801
Kobiety: 148/213
K30: 65/90
Buty: Skechers GoRun
Generalnie to nie wiedziałam za bardzo, czego się spodziewać po tych zawodach. Trzeba je było pobiec, no bo Grand Prix, ale pytanie było - jak? W końcu tydzień po debiucie w mara, bez specjalnego treningu i w ogóle. Postanowiłam więc pobiec to na luziku, tak nawet po 6:10- 6:15. Na zaliczenie, bez spiny. Nikt mi złego słowa przecież nie powie, a tak w ogóle to biegam dla siebie. No ale... Najpierw na forumie w słit komciach się zaczęło, że pałer, że coś tam, że życiówki się biega po maratonach, potem ta sama gadka przed startem, presja, oczekiwania, więc co ja biedny żuczek mogłam zrobić Poleciałam na rekord Pierwszy kilometr jak zwykle za szybko, potem już szło lepiej, gdzieś do 40-41 minuty. Tam mi zabrakło sił i chęci Pozostałe kilometry zrobiłam sobie marszobiegiem, a co. Najlepszy był ostatni - nie chciało mi się go biec strasznie, ale jedna laska mnie cały czas doganiała, a nie chciałam się dać jej przegonić, poza tym biegnąca przede mną jedna laseczka też słabła i istniała szansa, że ją jednak dogonię - nie dogoniłam chyba, zresztą nawet nie wiem. Więc na tym ostatnim kilometrze te odcinki biegowe jakoś tak żwawiej robiłam. Aż tu nagle jakaś panna mnie mija i mówi, że to już niedaleko, że dawaj dawaj, dasz radę. No to się z leksza wkurzyłam, bo marsz to był mój świadomy wybór i nie będzie mi tu jakaś lala mówić, że dam radę. I ją dogoniłam, przegoniłam i zostawiłam hen! w tyle, zwłaszcza, że już było widać bramkę mety, więc sprint był. Niestety, okazało się, że to, co wzięłam za metę, metą nie było, a meta była ze sto metrów dalej. Czyli dalej trzeba było lecieć tym sprintem, a tu już nie ma mocy I jeszcze Ania z mimikiem coś tam krzyczą, że mam biec do końca, a ja tu umieram Postarałam się do nich uśmiechnąć, ale Ania powiedziała potem, że raczej mi nie wyszło Do mety dotarłam, tempo na koniec było w okolicach 4:00, nie wiem, jakim cudem nie przewróciłam się za metą, ale w sumie dało radę. I nawet po chwili już nie byłam zmęczona.
Z wniosków - mam braki w wytrzymałości tempowej, muszę biegać interwały, wzmacniać mięśnie i będzie git. A tymczasem udało się zrobić niezły tempo run.
A po biegu imprezka, ciasto, piknik, a potem cross po Poznaniu, a potem w Warszawie tańce, hulanki i swawola do 5 rano
wtorek, 3 września
7,63 km w 47:41
średnie tempo: 6:15
Buty: Skechers GoRun
Parę dni nie biegałam, bo poniewierałam się w Warszawie przez weekend i musiałam wczoraj to odespać. Nawet dobrze, bo nogi wypoczęły. W związku z tym biegło mi się dzisiaj bardzo dobrze i dość żwawo. Nie patrzyłam za bardzo na zegarek, ale jak zobaczyłam, że cały czas przyspieszam, to końcówkę postanowiłam pocisnąć nieco mocniej i tym sposobem wyszedł mi poniekąd BNP: 6:38, 6:23, 6:30*, 6:19, 6:13, 6:08, 5:59, 5:29. Uwielbiam jesień
* na tej trasie na tym kilometrze zawsze mam niższe tempo niż na wszystkich innych km, nie wiem czemu, może dlatego, że biegnę przez krzaczory, bo nie ma chodnika, albo coś...
Jutro też pobiegam, mam też w planie wyskoczyć w piątek do Sobótki polatać wokół Ślęży w ramach testu plecaczka. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
czwartek, 5 września
9,46 km w 1:01:07
średnie tempo: 6:28
Buty: Saucony Mirage 2
Trochę mi się plany pozmieniały, więc zamiast biegać wczoraj biegałam dzisiaj, a Sobótka będzie w sobotę
W ogóle jakoś strasznie mi się nie chce ostatnio, chyba za dużo śpię i za dużo jem - bo spust mam niezły, wciągam wszystko, co się nadaje i jest w lodówce, szafce czy gdziekolwiek. Chyba z tego złapał mnie dziś jakiś skurcz we wnętrznościach pod koniec treningu i musiałam pędzić do domu, a nie na przebieżki
Ale generalnie biegło się bardzo dobrze, oddech 4/4 lub 3/3, a tymczasem tempo wyszło całkiem żwawe - na zegarek nie patrzyłam, bo już ciemno było, więc bieg był na samopoczucie. Paska od pulsometru też ostatnio nie noszę, bo muszę dać mojej skórze się zagoić... Ale już zauważyłam, że po takich większych zawodach jakoś tak lepiej mi się biega - tak samo było po pierwszym półmaratonie. Szkoda, że na życiówkę na dychę nie starczyło
Dzisiaj też zmiana butów. Po maratonie coś mnie pobolewa zewnętrzna krawędź prawej stopy i chciałam sprawdzić, czy w butach z amortyzacją będzie pobolewać mniej niż w Skechersach. Otóż nie. I do tego jeszcze pobolewa mnie achilles. Szkoda, bo te miraże to prawie nówki, ledwie 500 km przebiegu mają... Byłam dzisiaj w sklepie poprzymierzać nowe butki biegowe, ale jakoś nie mogę się zdecydować, jakich butów chcę. Czy na trening, czy na zawody, czy sztywne, czy miękkie... Na pewno lekkie. Mierzyłam Kinvary, Hattori, jakieś Diadory, ale jakoś nie mogę się zdecydować. I w GoSporcie mają Merrelle Vapour Glove w moim rozmiarze za 199 zeta... Też mierzyłam, są nawet całkiem wygodne, ale jednak to już jest minimalizm pełną gębą, a ja nie wiem, czy jestem na to gotowa. Gdyby nie były wściekle różowe, to bym wzięła, bo zawsze można je nosić po cywilu - zwłaszcza, że są naprawdę wygodne. Rany, co robić, co robić? Przymierzyłabym chętnie New Balance te bardziej minimalne, ale nie wiem, czy którykolwiek sklep we Wro ma je w ofercie. No nic, pomyślimy.
Stay tuned!
9,46 km w 1:01:07
średnie tempo: 6:28
Buty: Saucony Mirage 2
Trochę mi się plany pozmieniały, więc zamiast biegać wczoraj biegałam dzisiaj, a Sobótka będzie w sobotę
W ogóle jakoś strasznie mi się nie chce ostatnio, chyba za dużo śpię i za dużo jem - bo spust mam niezły, wciągam wszystko, co się nadaje i jest w lodówce, szafce czy gdziekolwiek. Chyba z tego złapał mnie dziś jakiś skurcz we wnętrznościach pod koniec treningu i musiałam pędzić do domu, a nie na przebieżki
Ale generalnie biegło się bardzo dobrze, oddech 4/4 lub 3/3, a tymczasem tempo wyszło całkiem żwawe - na zegarek nie patrzyłam, bo już ciemno było, więc bieg był na samopoczucie. Paska od pulsometru też ostatnio nie noszę, bo muszę dać mojej skórze się zagoić... Ale już zauważyłam, że po takich większych zawodach jakoś tak lepiej mi się biega - tak samo było po pierwszym półmaratonie. Szkoda, że na życiówkę na dychę nie starczyło
Dzisiaj też zmiana butów. Po maratonie coś mnie pobolewa zewnętrzna krawędź prawej stopy i chciałam sprawdzić, czy w butach z amortyzacją będzie pobolewać mniej niż w Skechersach. Otóż nie. I do tego jeszcze pobolewa mnie achilles. Szkoda, bo te miraże to prawie nówki, ledwie 500 km przebiegu mają... Byłam dzisiaj w sklepie poprzymierzać nowe butki biegowe, ale jakoś nie mogę się zdecydować, jakich butów chcę. Czy na trening, czy na zawody, czy sztywne, czy miękkie... Na pewno lekkie. Mierzyłam Kinvary, Hattori, jakieś Diadory, ale jakoś nie mogę się zdecydować. I w GoSporcie mają Merrelle Vapour Glove w moim rozmiarze za 199 zeta... Też mierzyłam, są nawet całkiem wygodne, ale jednak to już jest minimalizm pełną gębą, a ja nie wiem, czy jestem na to gotowa. Gdyby nie były wściekle różowe, to bym wzięła, bo zawsze można je nosić po cywilu - zwłaszcza, że są naprawdę wygodne. Rany, co robić, co robić? Przymierzyłabym chętnie New Balance te bardziej minimalne, ale nie wiem, czy którykolwiek sklep we Wro ma je w ofercie. No nic, pomyślimy.
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
sobota, 7 września
Bieg:
11 km w 1:26:13
średnie tempo: 7:50
Marsz:
5 km w 52:56
średnie tempo: 10:33
Buty: Skechers GoRun
Wycieczka biegowa czarnym szlakiem wokół masywu Ślęży, czyli testuję plecaczek i nowe trasy biegowe Test wypadł pomyślnie
Od moich drzwi do Przełęczy pod Wieżycą jedzie się (i idzie) 1h 20min. Z tego PKSem 45 minut, reszta to dojście na przystanek we Wro i dojście na przełęcz w Sobótce. Nie wiem, czemu myślałam, że to jest daleko, naprawdę nie wiem...
Tras i ich kombinacji jest do wyboru, do koloru. Można długo, można krótko, można mocno pod górę (na Ślężę), można trochę łagodniej, a większość trasy i tak jest w lesie, więc jak żar leje się z nieba (jak dzisiaj), to i tak jest przyjemnie. I niewiarygodnie cicho, przynajmniej na czarnym szlaku, mało kogo tam po drodze spotkałam - jednego biegacza, kilka par, kilku samotnych turystów i paru rowerzystów. Dwóch w ogóle jechało za mną przez jakieś pół kilometra Na podbiegu, na którym dość ciężko mi szło, oczywiście. No ale przecież nie przejdę do marszu, jak rowerzyści jadą za mną, no heloł, więc biegłam, bo co było zrobić. Jak tylko mnie wyprzedzili, to się od razu zatrzymałam, żeby odsapnąć
Ogólnie trasa nie była jakaś bardzo trudna, ale łatwa też nie. Najpierw pobiegłam wschodnią częścią szlaku do Przełęczy Tąpadła (gdzie zjadłam pyszne malinki ), tam było najpierw cały czas w górę, a na jakieś dwa km przed przełęczą dla odmiany w dół. Niestety, w dół nie dało się za bardzo przyspieszyć, bo były tam bardzo nieprzyjemne ostre kamienie. A mnie już stopa bolała. No i nie chciałam znowu wykręcić kostki, a kamienie były naprawdę wredne. Na zachodniej części szlaku na początku znowu był zbieg po kamulcach, do tego podmywanych jakimś źródełkiem czy czymś, potem dla odmiany były krzaczory i kamulce, a jak już ten jedenasty kilometr przebiegłam lądując prawą stopą wyłącznie na palcach (bo każde inne lądowanie było bardzo bolesne), to stwierdziłam, że zanim sobie przeciążę następne coś, to może już lepiej te ostatnie kilometry (miało być 4, było 5) sobie przejdę spokojnie marszem. I tak zrobiłam. Przez następny kilometr i tak bym pewnie mało biegła, bo a) było ostre podejście, b) jak już się wypłaszczyło, to ścieżka była rozjechana jakimś traktorem i w koleinach były kałuże oraz błocko, trzeba się było przemykać po krzaczorach obok lub topić buty w błocie po kostki (wypróbowałam oba warianty, buty są do prania ). A potem to już prawie do końca była elegancka prosta szeroka ścieżka, trochę falowana, ale minimalnie, pod koniec znowu pojawiły się kamulce i podejście, tam stopa znowu piszczała.
Potem zjadłam w Domu Turysty schabowego (nie polecam), lody, przebrałam się i wróciłam do domu - miałam fuksa, bo doszłam na dworzec PKS akurat 10 minut przed odjazdem autobusu. Ale generalnie jeżdżą co godzinę, a w dni robocze nawet częściej, więc to nie jest problem.
Plecaczek sprawił się znakomicie, bardzo wygodny, fajnie leży na plecach, kieszonki z przodu są łatwo dostępne, nic się nie majta, ciepło oczywiście jest na plecach, ale bez szaleństwa, zauważyłam dopiero, jak zdjęłam plecak i miałam wilgotną koszulkę. Jest też całkiem pakowny, mimo, że do tej dużej kieszeni, w której jest bukłak, włożyłam tylko koszulkę na zmianę, a resztę poupychałam w kieszeni mniejszej i kieszonkach z przodu. Muszę jeszcze chyba parę razy przepłukać bukłak, bo niby go umyłam przed pierwszym użyciem, ale woda smakowała jakoś tak gorzko i plastikowo. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym sobie czegoś nie obtarła - jak szłam, to inaczej machałam ramionami i zapięcia od kieszonek z przodu trochę obtarły mi pelikany... Ale to można rozwiązać w ten sposób, że luzuje się tasiemki regulujące - wtedy wprawdzie plecak może podskakiwać, bo nie jest idealnie unieruchomiony, ale przy marszu to nie robi większej różnicy. Zresztą tasiemki regulujące są świetne, można je swobodnie obsługiwać, nie zdejmując plecaczka z siebie.
Trochę martwi mnie ta stopa. Z objawów wnioskuję, że przeciążyłam sobie przyczep tych dwóch ścięgien, co idą aż od łydki, poza kostką i dochodzą do śródstopia, których zadaniem jest stabilizowanie kostki. Na chodnikach nie bolało tak bardzo, bo tam nie ma czego stabilizować, ale dzisiaj z tymi kamulcami było niedobrze. Na razie do wtorku nie biegam, chłodzę, smaruję maściami i w poniedziałek zadzwonię do pana fizjo, mam nadzieję, że przejdzie na tyle, żeby móc biegać Dżiz, jak nie urok, to sraczka, normalnie... A, i myślę, że nawet gdybym wzięła bardziej amortyzowane buty (bo przez chwilę plułam sobie w brodę, że wzięłam GoRuny), to nie zrobiłoby to większej różnicy, a nawet mogłoby być gorzej. Być może mogłabym zbiegać ciut szybciej, ale obawiam się, że mogłabym częściej wykręcać kostki - co jak co, ale w Skechersach czucie podłoża jest, było mi łatwo szybko reagować na to, co się działo pod stopami. I lewej stopie nic nie jest. Chociaż jak pojadę podbiegać pod Ślężę (i potem z niej zbiegać), to wypróbuję Cascadie
A teraz jeszcze słit focie
Tu byłam i jeszcze wrócę
Wahałam się tylko przez chwilkę
Piękne okoliczności przyrody
Pycha maliny
Stay tuned!
Bieg:
11 km w 1:26:13
średnie tempo: 7:50
Marsz:
5 km w 52:56
średnie tempo: 10:33
Buty: Skechers GoRun
Wycieczka biegowa czarnym szlakiem wokół masywu Ślęży, czyli testuję plecaczek i nowe trasy biegowe Test wypadł pomyślnie
Od moich drzwi do Przełęczy pod Wieżycą jedzie się (i idzie) 1h 20min. Z tego PKSem 45 minut, reszta to dojście na przystanek we Wro i dojście na przełęcz w Sobótce. Nie wiem, czemu myślałam, że to jest daleko, naprawdę nie wiem...
Tras i ich kombinacji jest do wyboru, do koloru. Można długo, można krótko, można mocno pod górę (na Ślężę), można trochę łagodniej, a większość trasy i tak jest w lesie, więc jak żar leje się z nieba (jak dzisiaj), to i tak jest przyjemnie. I niewiarygodnie cicho, przynajmniej na czarnym szlaku, mało kogo tam po drodze spotkałam - jednego biegacza, kilka par, kilku samotnych turystów i paru rowerzystów. Dwóch w ogóle jechało za mną przez jakieś pół kilometra Na podbiegu, na którym dość ciężko mi szło, oczywiście. No ale przecież nie przejdę do marszu, jak rowerzyści jadą za mną, no heloł, więc biegłam, bo co było zrobić. Jak tylko mnie wyprzedzili, to się od razu zatrzymałam, żeby odsapnąć
Ogólnie trasa nie była jakaś bardzo trudna, ale łatwa też nie. Najpierw pobiegłam wschodnią częścią szlaku do Przełęczy Tąpadła (gdzie zjadłam pyszne malinki ), tam było najpierw cały czas w górę, a na jakieś dwa km przed przełęczą dla odmiany w dół. Niestety, w dół nie dało się za bardzo przyspieszyć, bo były tam bardzo nieprzyjemne ostre kamienie. A mnie już stopa bolała. No i nie chciałam znowu wykręcić kostki, a kamienie były naprawdę wredne. Na zachodniej części szlaku na początku znowu był zbieg po kamulcach, do tego podmywanych jakimś źródełkiem czy czymś, potem dla odmiany były krzaczory i kamulce, a jak już ten jedenasty kilometr przebiegłam lądując prawą stopą wyłącznie na palcach (bo każde inne lądowanie było bardzo bolesne), to stwierdziłam, że zanim sobie przeciążę następne coś, to może już lepiej te ostatnie kilometry (miało być 4, było 5) sobie przejdę spokojnie marszem. I tak zrobiłam. Przez następny kilometr i tak bym pewnie mało biegła, bo a) było ostre podejście, b) jak już się wypłaszczyło, to ścieżka była rozjechana jakimś traktorem i w koleinach były kałuże oraz błocko, trzeba się było przemykać po krzaczorach obok lub topić buty w błocie po kostki (wypróbowałam oba warianty, buty są do prania ). A potem to już prawie do końca była elegancka prosta szeroka ścieżka, trochę falowana, ale minimalnie, pod koniec znowu pojawiły się kamulce i podejście, tam stopa znowu piszczała.
Potem zjadłam w Domu Turysty schabowego (nie polecam), lody, przebrałam się i wróciłam do domu - miałam fuksa, bo doszłam na dworzec PKS akurat 10 minut przed odjazdem autobusu. Ale generalnie jeżdżą co godzinę, a w dni robocze nawet częściej, więc to nie jest problem.
Plecaczek sprawił się znakomicie, bardzo wygodny, fajnie leży na plecach, kieszonki z przodu są łatwo dostępne, nic się nie majta, ciepło oczywiście jest na plecach, ale bez szaleństwa, zauważyłam dopiero, jak zdjęłam plecak i miałam wilgotną koszulkę. Jest też całkiem pakowny, mimo, że do tej dużej kieszeni, w której jest bukłak, włożyłam tylko koszulkę na zmianę, a resztę poupychałam w kieszeni mniejszej i kieszonkach z przodu. Muszę jeszcze chyba parę razy przepłukać bukłak, bo niby go umyłam przed pierwszym użyciem, ale woda smakowała jakoś tak gorzko i plastikowo. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym sobie czegoś nie obtarła - jak szłam, to inaczej machałam ramionami i zapięcia od kieszonek z przodu trochę obtarły mi pelikany... Ale to można rozwiązać w ten sposób, że luzuje się tasiemki regulujące - wtedy wprawdzie plecak może podskakiwać, bo nie jest idealnie unieruchomiony, ale przy marszu to nie robi większej różnicy. Zresztą tasiemki regulujące są świetne, można je swobodnie obsługiwać, nie zdejmując plecaczka z siebie.
Trochę martwi mnie ta stopa. Z objawów wnioskuję, że przeciążyłam sobie przyczep tych dwóch ścięgien, co idą aż od łydki, poza kostką i dochodzą do śródstopia, których zadaniem jest stabilizowanie kostki. Na chodnikach nie bolało tak bardzo, bo tam nie ma czego stabilizować, ale dzisiaj z tymi kamulcami było niedobrze. Na razie do wtorku nie biegam, chłodzę, smaruję maściami i w poniedziałek zadzwonię do pana fizjo, mam nadzieję, że przejdzie na tyle, żeby móc biegać Dżiz, jak nie urok, to sraczka, normalnie... A, i myślę, że nawet gdybym wzięła bardziej amortyzowane buty (bo przez chwilę plułam sobie w brodę, że wzięłam GoRuny), to nie zrobiłoby to większej różnicy, a nawet mogłoby być gorzej. Być może mogłabym zbiegać ciut szybciej, ale obawiam się, że mogłabym częściej wykręcać kostki - co jak co, ale w Skechersach czucie podłoża jest, było mi łatwo szybko reagować na to, co się działo pod stopami. I lewej stopie nic nie jest. Chociaż jak pojadę podbiegać pod Ślężę (i potem z niej zbiegać), to wypróbuję Cascadie
A teraz jeszcze słit focie
Tu byłam i jeszcze wrócę
Wahałam się tylko przez chwilkę
Piękne okoliczności przyrody
Pycha maliny
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
poniedziałek, 9 września
1h body pump
Ostatnio (czyli tak ze trzy tygodnie ) trochę zaniedbałam ćwiczenia siłowe, ale miałam świetną wymówkę. Wczoraj nie miałam już żadnej (ewentualnie stopa, ale to by było grubymi nićmi szyte), więc polazłam na sztangi. I kurczę, nie wiem, o co kaman, ale czułam się w sumie silniejsza niż zwykle i dziwiłam się, że serie tak szybko się kończyły... Strange... Aczkolwiek dzisiaj lekkie zakwasy są, nie powiem. Cóż, ucieszyło mnie to i poprawiło mój strasznie podły nastrój - poniedziałki po urlopie są naprawdę do bani Humor poprawił mi też instruktor, puszczając do mnie figlarnie oko Czy wspominałam, że jest przystojny? Chyba tak. Ale nie wspominałam, że jest żonaty, niestety. W związku z tym jego atrakcyjność mocno się zmniejszyła... Ech. Myślę, że za jakieś dwa-trzy tygodnie zwiększę znowu obciążenie.
Dzisiaj (wtorek) miałam biegać, ale postanowiłam przesunąć to na jutro, niech stopa jeszcze trochę wypocznie. Dzisiaj już prawie nie boli, więc jestem dobrej myśli. W ramach spowalniania spadku formy znowu jeżdżę do roboty na rowerze.
1h body pump
Ostatnio (czyli tak ze trzy tygodnie ) trochę zaniedbałam ćwiczenia siłowe, ale miałam świetną wymówkę. Wczoraj nie miałam już żadnej (ewentualnie stopa, ale to by było grubymi nićmi szyte), więc polazłam na sztangi. I kurczę, nie wiem, o co kaman, ale czułam się w sumie silniejsza niż zwykle i dziwiłam się, że serie tak szybko się kończyły... Strange... Aczkolwiek dzisiaj lekkie zakwasy są, nie powiem. Cóż, ucieszyło mnie to i poprawiło mój strasznie podły nastrój - poniedziałki po urlopie są naprawdę do bani Humor poprawił mi też instruktor, puszczając do mnie figlarnie oko Czy wspominałam, że jest przystojny? Chyba tak. Ale nie wspominałam, że jest żonaty, niestety. W związku z tym jego atrakcyjność mocno się zmniejszyła... Ech. Myślę, że za jakieś dwa-trzy tygodnie zwiększę znowu obciążenie.
Dzisiaj (wtorek) miałam biegać, ale postanowiłam przesunąć to na jutro, niech stopa jeszcze trochę wypocznie. Dzisiaj już prawie nie boli, więc jestem dobrej myśli. W ramach spowalniania spadku formy znowu jeżdżę do roboty na rowerze.
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]