Start w maratonie po znacznej przerwie, czy to ma sens?
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 3
- Rejestracja: 20 sie 2013, 12:36
- Życiówka na 10k: 43:43
- Życiówka w maratonie: 4:27:00
Cześć,
to mój pierwszy post, jednak forum przeglądam już od dłuższego czasu.
Chciałbym poznać opinię innych na temat mojej sytuacji oraz zasięgnąć rady, co do treningu.
Treningi w tym sezonie zacząłem w lutym od tygodniowego kilometrażu 25km na 3 treningach. Zwiększałem go powoli, stopniowo o ok. 3-4 km na tydzień, aż do półmaratonu 4 kwietnia w Poznaniu. W tym czasie nie robiłem żadnych szybkich treningów. Bieganie tylko w pierwszym zakresie (do 160~ uderzeń) pozwoliło mi ukończyć połówkę z czasem 1:37:44.
Po półmaratonie postanowiłem ułożyć sobie solidniejszy trening. Przez dwa kolejne miesiące biegałem 4 razy w tygodniu (wtorek, czwartek, sobota, niedziela) tygodniowy kilometraż 50 - 60, z szybszymi treningami we wtorki i długimi wybieganiami w soboty. Aż do Półmaratonu Wrocławskiego. Dwa tygodnie przed startem nabawiłem się jakiegoś przeciążenia w okolicy guza kulszowo-goleniowego. Zluzowałem wtedy do dwóch wolnych wybiegań w tygodniu nie więcej jak 12km. Półmaraton przebiegłem w ok. 1:38:00 (tragicznie rozłożyłem siły).
Później odpuściłem bieganie na ok. trzy tygodnie, następnie pobiegałem - noga nadal bolała. Poszedłem do lekarza ogólnego, który polecił mi nie biegać jeszcze przez ok. dwa tygodnie i przepisał tabletki przeciwzapalne/przeciwbólowe. Nie biegałem trzy tygodnie, zrobiłem dwa treningi i ból znowu wrócił. Wtedy udałem się do ortopedy. Zdiagnozował u mnie entezopatie guza kulszowo-goleniowego, powstanie zwapnień w miejscu uszkodzonych tkanek i zalecił rozciąganie oraz nie widział przeciwwskazań, aby normalnie trenować.
Teraz sedno sprawy. Na półmaraton Wrocławski zapisałem się w pakiecie z maratonem. Ogólnie miałem 8 tygodni przerwy po dość dobrze przepracowanych prawie pięciu miesiącach, teraz do maratonu został jeden, 4 tygodnie dokładnie, a w zasadzie 3, bo ostatni wypadało by trochę odpocząć.
Czy mam szansę ukończyć maraton, czy to porywanie się z motyką na księżyc?
Czy taka długa przerwa przekreśla formę wypracowaną przed nią?
Jeżeli start w maratonie jest realny, to jak przepracować nadchodzące tygodnie?
Czy spotkał się ktoś z podobnym przypadkiem?
to mój pierwszy post, jednak forum przeglądam już od dłuższego czasu.
Chciałbym poznać opinię innych na temat mojej sytuacji oraz zasięgnąć rady, co do treningu.
Treningi w tym sezonie zacząłem w lutym od tygodniowego kilometrażu 25km na 3 treningach. Zwiększałem go powoli, stopniowo o ok. 3-4 km na tydzień, aż do półmaratonu 4 kwietnia w Poznaniu. W tym czasie nie robiłem żadnych szybkich treningów. Bieganie tylko w pierwszym zakresie (do 160~ uderzeń) pozwoliło mi ukończyć połówkę z czasem 1:37:44.
Po półmaratonie postanowiłem ułożyć sobie solidniejszy trening. Przez dwa kolejne miesiące biegałem 4 razy w tygodniu (wtorek, czwartek, sobota, niedziela) tygodniowy kilometraż 50 - 60, z szybszymi treningami we wtorki i długimi wybieganiami w soboty. Aż do Półmaratonu Wrocławskiego. Dwa tygodnie przed startem nabawiłem się jakiegoś przeciążenia w okolicy guza kulszowo-goleniowego. Zluzowałem wtedy do dwóch wolnych wybiegań w tygodniu nie więcej jak 12km. Półmaraton przebiegłem w ok. 1:38:00 (tragicznie rozłożyłem siły).
Później odpuściłem bieganie na ok. trzy tygodnie, następnie pobiegałem - noga nadal bolała. Poszedłem do lekarza ogólnego, który polecił mi nie biegać jeszcze przez ok. dwa tygodnie i przepisał tabletki przeciwzapalne/przeciwbólowe. Nie biegałem trzy tygodnie, zrobiłem dwa treningi i ból znowu wrócił. Wtedy udałem się do ortopedy. Zdiagnozował u mnie entezopatie guza kulszowo-goleniowego, powstanie zwapnień w miejscu uszkodzonych tkanek i zalecił rozciąganie oraz nie widział przeciwwskazań, aby normalnie trenować.
Teraz sedno sprawy. Na półmaraton Wrocławski zapisałem się w pakiecie z maratonem. Ogólnie miałem 8 tygodni przerwy po dość dobrze przepracowanych prawie pięciu miesiącach, teraz do maratonu został jeden, 4 tygodnie dokładnie, a w zasadzie 3, bo ostatni wypadało by trochę odpocząć.
Czy mam szansę ukończyć maraton, czy to porywanie się z motyką na księżyc?
Czy taka długa przerwa przekreśla formę wypracowaną przed nią?
Jeżeli start w maratonie jest realny, to jak przepracować nadchodzące tygodnie?
Czy spotkał się ktoś z podobnym przypadkiem?
- Bylon
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1613
- Rejestracja: 17 wrz 2012, 17:42
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
1. Pewnie w maksymalnej skrajności masz, ale to będzie bezmyślność i ryzykowanie kontuzją.
2. Nie przekreśla, bo nie zaczynasz od zera, ale znacznie, znacznie tę formę obniża. U mnie, po niecałych dwóch miesiącach z bardzo małą ilością biegania (łącznie może kilka treningów), za to z dwoma kuracjami antybiotykowymi, mimo ogólnie nadal ponadprzeciętnej aktywności fizycznej (treningi siłowe kontynuowałem w miarę możliwości, kiedy tylko mogłem, dużo chodziłem z wysoką prędkością) tempo przeciętnych treningów spadło z 5:30-5:55 do 6:15-6:50. No więc makabra. Ty nie miałeś tych kuracji antybiotykowych, ale też zapewne poza bieganiem nie miałeś innych aktywności - i tak pewnie Twoja forma nie obniżyła się aż tak, ale obniżyła się na pewno.
Najlepiej wyjdź pobiegać i przekonaj się, jakie teraz tempo możesz utrzymywać bez trudu.
3. Przepracowywać z myślą o maratonie w dalszej przyszłości, nie tym najbliższym.
4. Jak widać, mój przypadek z grubsza podobny w kwestii utrat formy (tak dokładnie to przerwa trwała 6,5 tygodnia, z tym, że forma zaczęła bardzo znacznie spadać dopiero w trakcie/po drugiej kuracji). Na Twoim miejscu bym nie ryzykował, Twój organizm zdążył już trochę zapomnieć o większym wysiłku. Z drugiej strony, ewidentnie przed przerwą miałeś mocną bazę tlenową, a maraton bieganie się na wytrzymałości... Najlepiej wyjdź pobiegać, napisz, co z tego wyszło (czy faktycznie tak dużo kondychy straciłeś) i sam zdecyduj. Ja "jestem na nie", po prostu uważam, że nie powinieneś się na siłę narażać i zaraz po przerwie próbować tak dużego wysiłku.
2. Nie przekreśla, bo nie zaczynasz od zera, ale znacznie, znacznie tę formę obniża. U mnie, po niecałych dwóch miesiącach z bardzo małą ilością biegania (łącznie może kilka treningów), za to z dwoma kuracjami antybiotykowymi, mimo ogólnie nadal ponadprzeciętnej aktywności fizycznej (treningi siłowe kontynuowałem w miarę możliwości, kiedy tylko mogłem, dużo chodziłem z wysoką prędkością) tempo przeciętnych treningów spadło z 5:30-5:55 do 6:15-6:50. No więc makabra. Ty nie miałeś tych kuracji antybiotykowych, ale też zapewne poza bieganiem nie miałeś innych aktywności - i tak pewnie Twoja forma nie obniżyła się aż tak, ale obniżyła się na pewno.
Najlepiej wyjdź pobiegać i przekonaj się, jakie teraz tempo możesz utrzymywać bez trudu.
3. Przepracowywać z myślą o maratonie w dalszej przyszłości, nie tym najbliższym.
4. Jak widać, mój przypadek z grubsza podobny w kwestii utrat formy (tak dokładnie to przerwa trwała 6,5 tygodnia, z tym, że forma zaczęła bardzo znacznie spadać dopiero w trakcie/po drugiej kuracji). Na Twoim miejscu bym nie ryzykował, Twój organizm zdążył już trochę zapomnieć o większym wysiłku. Z drugiej strony, ewidentnie przed przerwą miałeś mocną bazę tlenową, a maraton bieganie się na wytrzymałości... Najlepiej wyjdź pobiegać, napisz, co z tego wyszło (czy faktycznie tak dużo kondychy straciłeś) i sam zdecyduj. Ja "jestem na nie", po prostu uważam, że nie powinieneś się na siłę narażać i zaraz po przerwie próbować tak dużego wysiłku.

"Silikon nad kolanami zapobiega ślizganiu się rąk podczas wspinania się" - patrzcie no, jakie cuda teraz produkują!
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1971
- Rejestracja: 07 cze 2012, 22:17
- Życiówka na 10k: 38:14
- Życiówka w maratonie: 2:57:08
- Kontakt:
Tu się nie ma nad czym zastanawiać. Po pierwsze jesteś nieprzygotowany i w trzy tygodnie tego nie zmienisz, a po drugie z tego co wnioskuje nadal nie jesteś do końca wyleczony. 42 km po asfalcie czy betonie to jest naprawde kiepski pomysł w Twojej sytuacji. Chyba lepiej stracić 50 zł czy tam ile niż pogorszyć swoj stan zdrowia i zrobić z siebie inwalide?
Mój blog: http://neversurrender.blog.pl/
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 3
- Rejestracja: 20 sie 2013, 12:36
- Życiówka na 10k: 43:43
- Życiówka w maratonie: 4:27:00
Biegałem w poniedziałek 10km, bez pulsometru zrobiłem je w tempie 5:33 min/km.
Wczoraj (w środę) zrobiłem prawie 13km w tempie ok. 5:48 min/km. Biegłem z pulsometrem i średnie tętno wyszło mi 161, wiec nie najgorzej. Generalnie uciążliwa było ciągła potrzeba zwalniania. Widać głowa by chciała szybciej, ale reszta nie pozwala. Trasę, którą zrobiłem uważam za dość urozmaiconą. Duża część pierwszej połowy to podbiegi. Podczas ostatnich treningów przed kontuzją na podobnej utrzymywałem tempo ok. 5:20 min/km.
Od czasu kiedy rozciągam mięśnie wskazane przez lekarza noga mnie nie boli.
Myślę, że najrozsądniej byłoby zrezygnować z maratonu we Wrocławiu i porządnie przygotować się do jakiegoś innego, jednak skoro już mam opłacone to chociaż połówkę myślę pobiec, a później zejść z trasy (chociaż podejrzewam, że może to być trudne).
Spotkał się ktoś z osobami, które bez przygotowania, bądź z marnym przygotowaniem ukończyły maraton bez komplikacji zdrowotnych?
Dodam, że w tamtym roku przed tym samym maratonem miałem podobną sytuację. Po półmaratonie w czerwcu miałem ok. 6 tygodni przerwy, a później 5 tygodni treningu trochę "na pałę", bo na maraton zapisałem się tydzień przed, kiedy to znieśli limit startujących. Maraton ukończyłem w 4,5h pomimo potężnych skurczy od ~32km. Kilka dni bolały mnie kolana, prawdopodobnie z powodu zbyt mocno zajechanych butów.
Wczoraj (w środę) zrobiłem prawie 13km w tempie ok. 5:48 min/km. Biegłem z pulsometrem i średnie tętno wyszło mi 161, wiec nie najgorzej. Generalnie uciążliwa było ciągła potrzeba zwalniania. Widać głowa by chciała szybciej, ale reszta nie pozwala. Trasę, którą zrobiłem uważam za dość urozmaiconą. Duża część pierwszej połowy to podbiegi. Podczas ostatnich treningów przed kontuzją na podobnej utrzymywałem tempo ok. 5:20 min/km.
Od czasu kiedy rozciągam mięśnie wskazane przez lekarza noga mnie nie boli.
Myślę, że najrozsądniej byłoby zrezygnować z maratonu we Wrocławiu i porządnie przygotować się do jakiegoś innego, jednak skoro już mam opłacone to chociaż połówkę myślę pobiec, a później zejść z trasy (chociaż podejrzewam, że może to być trudne).
Spotkał się ktoś z osobami, które bez przygotowania, bądź z marnym przygotowaniem ukończyły maraton bez komplikacji zdrowotnych?
Dodam, że w tamtym roku przed tym samym maratonem miałem podobną sytuację. Po półmaratonie w czerwcu miałem ok. 6 tygodni przerwy, a później 5 tygodni treningu trochę "na pałę", bo na maraton zapisałem się tydzień przed, kiedy to znieśli limit startujących. Maraton ukończyłem w 4,5h pomimo potężnych skurczy od ~32km. Kilka dni bolały mnie kolana, prawdopodobnie z powodu zbyt mocno zajechanych butów.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1971
- Rejestracja: 07 cze 2012, 22:17
- Życiówka na 10k: 38:14
- Życiówka w maratonie: 2:57:08
- Kontakt:
Taki start, żeby biec do połowy dystansu, a później zejść z trasy ma taki sam sens jak kupić bilet do kina i wyjść w połowie seansu....
Moja koleżanka boryka się z kłopotami po maratonie od roku a przed startem ich nie miała.
Nie życze Ci powodzenia, tylko rozwagi. A jeżeli wystartujesz to życze Ci, żebyś znalazł dobrego ortopede. W moich okolicach nawet prywatnie trzeba czekać około 3-4 tygodni do dobrego specjalisty.

Moja koleżanka boryka się z kłopotami po maratonie od roku a przed startem ich nie miała.
Nie życze Ci powodzenia, tylko rozwagi. A jeżeli wystartujesz to życze Ci, żebyś znalazł dobrego ortopede. W moich okolicach nawet prywatnie trzeba czekać około 3-4 tygodni do dobrego specjalisty.
Mój blog: http://neversurrender.blog.pl/
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.
- maly89
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4862
- Rejestracja: 10 paź 2011, 23:05
- Życiówka na 10k: 37:44
- Życiówka w maratonie: 02:56:04
- Lokalizacja: Gdańsk / Lidzbark Warmiński
- Kontakt:
Jest to dość powszechna praktyka. Albo inaczej, może nie powszechna, ale dobrze znana. Tak zrobił chociażby Mo Farah podczas ostatniego maratonu w Londynie. O czymś takim pisał też bodajże Daniels. Jeżeli tak zakłada nasz trening to czemu tego nie zrobić? No chyba, że decydują względy ekonomiczne. Inaczej to może być fajna sprawa - wiadomo, że lepiej utrzymać tempo podczas zawodów niż samotnie na treningu.Adrian26 pisze:Taki start, żeby biec do połowy dystansu, a później zejść z trasy ma taki sam sens jak kupić bilet do kina i wyjść w połowie seansu....![]()
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1971
- Rejestracja: 07 cze 2012, 22:17
- Życiówka na 10k: 38:14
- Życiówka w maratonie: 2:57:08
- Kontakt:
Wyczyn to troche inna bajka, tam się dużo więcej kalkuluje. W przypadku amatorskiego biegania jest to co najmniej dziwne.maly89 pisze: Jest to dość powszechna praktyka. Albo inaczej, może nie powszechna, ale dobrze znana. Tak zrobił chociażby Mo Farah podczas ostatniego maratonu w Londynie. O czymś takim pisał też bodajże Daniels. Jeżeli tak zakłada nasz trening to czemu tego nie zrobić? No chyba, że decydują względy ekonomiczne. Inaczej to może być fajna sprawa - wiadomo, że lepiej utrzymać tempo podczas zawodów niż samotnie na treningu.
Dla mnie samo zejście z trasy byłoby bardzo traumatyczne, nie wspominając już o tym, że mógłbym je planować jeszcze przed startem. To samo tyczy się zaangażowania. W moim przypadku albo biegne na maksa, albo nie biegne wcale. Nie potrafiłbym polecieć na pół gwizdka i potraktować start jako mocniejszy trening. W każdym razie rozumiem, że są różne podejścia i w tym miejscu wiele osób może się ze mną nie zgodzić. Co do takich startów, to pominę już nawet aspekt finansowy (wpisowe, dojazd itp) czy czasowy - najczęściej pół dnia w plecy, a czasami więcej

Mój blog: http://neversurrender.blog.pl/
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.
- maly89
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4862
- Rejestracja: 10 paź 2011, 23:05
- Życiówka na 10k: 37:44
- Życiówka w maratonie: 02:56:04
- Lokalizacja: Gdańsk / Lidzbark Warmiński
- Kontakt:
Ja treningowo ostatnio biegłem dwa półmaratony. Od czasu do czasu mam okazję wziąć udział w różnych biegach będąc zwolnionym z opłaty startowej w zamian za relację/ fotorelację czy jakąkolwiek inną pomoc. Pomyślałem więc, że fajnie by było polecieć z innymi zawodnikami zamiast po raz kolejny nabijać samemu kilometry. Jako, że imprezy były dzień po dniu założyłem sobie, że pierwszy bieg polecę spokojnie. W drugim zaś chciałem się sprawdzić biegnąc w tempie maratońskim. I powiem Ci, że wyszło całkiem fajnie. Oczywiście w tym pierwszym biegu nieco dałem się ponieść, szczególnie w końcówce. Za to drugi bieg poezja - idealne tempo - wszystko zgodnie z założeniami. Fajnie jest od czasu do czasu odpuścić sobie walkę o miejsca, zarzynanie się w celu osiągnięcia jak najlepszego czasu. Taki starto-trening to naprawdę ciekawe doświadczenie.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1971
- Rejestracja: 07 cze 2012, 22:17
- Życiówka na 10k: 38:14
- Życiówka w maratonie: 2:57:08
- Kontakt:
Na pewno ma to sensowne uzasadnienie, ale dla mnie jest nierealne ze względów "ambicjonalnych" czy jakkolwiek je nazwać
Tak samo twierdze, że jak skończe z nieco poważniejszym bieganiem i będe wyłącznie sobie "truchtał" to przestane także startować w zawodach, bo straci to dla mnie sens

Tak samo twierdze, że jak skończe z nieco poważniejszym bieganiem i będe wyłącznie sobie "truchtał" to przestane także startować w zawodach, bo straci to dla mnie sens

Mój blog: http://neversurrender.blog.pl/
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 3
- Rejestracja: 20 sie 2013, 12:36
- Życiówka na 10k: 43:43
- Życiówka w maratonie: 4:27:00
Z tym, że bilet już mam zapłacony, więc choćby dla rozrywki chcę wziąć udział. Jak napisałem wyżej, mogło to by być trudne, bo też nie lubię robić nic na pół gwizdka, no ale cóż. Daleko nie mam, więc koszty są prawie zerowe.Adrian26 pisze:Taki start, żeby biec do połowy dystansu, a później zejść z trasy ma taki sam sens jak kupić bilet do kina i wyjść w połowie seansu....![]()
Moja koleżanka boryka się z kłopotami po maratonie od roku a przed startem ich nie miała.
Co się stało koleżance, że aż rok po maratonie ma problem?
Kto się nie czuje na siłach? Ja mam tak, że teraz wstałbym z krzesła i pobiec, te 42km mnie nie przerażają.adam1adam pisze:Po powrocie do treningu- pierwszy maraton po 2 latach (w drugim sezonie pod koniec)
Wczesniej nie czuje sie na silach , aby biec jak kiedys!
Czemu, aż 2 lata? We wrocławskim I Ty Możesz Zostać Maratończykiem w pół roku do ukończenia maratonu przygotowują.
- maly89
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4862
- Rejestracja: 10 paź 2011, 23:05
- Życiówka na 10k: 37:44
- Życiówka w maratonie: 02:56:04
- Lokalizacja: Gdańsk / Lidzbark Warmiński
- Kontakt:
Ogólnie to nawet Cię rozumiem. Jednak trzeba uważać, żeby nie zostać biegowym frustratem. Można pogubić się w takiej ciągłej pogoni za życiówkami, miejscami, czasami. Raz na jakiś czas warto po prostu się pobawić w bieganieAdrian26 pisze:Na pewno ma to sensowne uzasadnienie, ale dla mnie jest nierealne ze względów "ambicjonalnych" czy jakkolwiek je nazwać![]()
Tak samo twierdze, że jak skończe z nieco poważniejszym bieganiem i będe wyłącznie sobie "truchtał" to przestane także startować w zawodach, bo straci to dla mnie sens

-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1971
- Rejestracja: 07 cze 2012, 22:17
- Życiówka na 10k: 38:14
- Życiówka w maratonie: 2:57:08
- Kontakt:
Tylko, że jedno drugiego nie wyklucza
Można dawać z siebie wszystko na zawodach, a jednocześnie nie przejmować się końcowym rezultatem, bo po prostu: "na tyle było mnie stać w danym dniu". Zgodzę się jednak, że do frustracji w przypadku osób podchodzących bardzo amibcjonalnie do startów jest bardzo blisko
Z drugiej strony taka sportowa złość Cię w pewnym stopniu napędza do dalszej pracy i poprawiania się 



Mój blog: http://neversurrender.blog.pl/
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.
- maly89
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4862
- Rejestracja: 10 paź 2011, 23:05
- Życiówka na 10k: 37:44
- Życiówka w maratonie: 02:56:04
- Lokalizacja: Gdańsk / Lidzbark Warmiński
- Kontakt:
Oczywiście, że tak. Zresztą obecnie mamy bardzo podobne wydaje mi się podejście. Jeden i drugi z nas trenuje chcąc poprawiać swoje dotychczasowe czasy. Jednak jako amatorzy ile jeszcze jesteśmy w stanie urwać z tych życiówek? Nie mam złudzeń, że raczej żaden z nas nie będzie łamał 2:30 w maratonie czy 1:10 w połówce. Dycha na poziomie 30 minut też nam nie grozi. Rodzina, praca, dom - czasami trzeba wybrać coś ważniejszego niż bieganieAdrian26 pisze:Z drugiej strony taka sportowa złość Cię w pewnym stopniu napędza do dalszej pracy i poprawiania się

Aczkolwiek póki co trzeba ciężko tyrać na treningach, bo jeszcze trochę jest do urwania


-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1971
- Rejestracja: 07 cze 2012, 22:17
- Życiówka na 10k: 38:14
- Życiówka w maratonie: 2:57:08
- Kontakt:
To jest Twoja decyzja, ja po prostu napisałem swoje zdanie, bo zadałeś pytanie czy start w maratonie ma w Twoim przypadku sens. Patrząc na to wszystko z boku zastanawiam się czy jest sens ryzykować zdrowie, będąc w ogóle nieprzygotowanym? To nie jest łatwy dystans, a znam przypadki gdzie osoby przed startem były całkowicie sprawne, a po biegu ciągnęły się za nimi kontuzje. Sam kilka maratonów w życiu biegłem i wiem jakie to obciążenie biec 42 km po asfalcie czy betonie. A tak na marginesie to zastanawiam się nad jedną kwestią. W mojej okolicy jest las z mnóstwem ścieżek, a tuż obok niego ciągnie się ścieżka rowerowa. Ile razy tamtędy przejeżdżam widzę multum biegających osób i się zastanawiam dlaczego oni katują swoje stawy i ścięgna mając dosłownie 50 metrów dalej miękkie podłożealbert_biegacz pisze: Z tym, że bilet już mam zapłacony, więc choćby dla rozrywki chcę wziąć udział. Jak napisałem wyżej, mogło to by być trudne, bo też nie lubię robić nic na pół gwizdka, no ale cóż. Daleko nie mam, więc koszty są prawie zerowe.

Jakieś komplikacje w okolicy stawu skokowego.albert_biegacz pisze:Co się stało koleżance, że aż rok po maratonie ma problem?
Ja tam nie stawiam sobie granic, pobiegnę tyle, ile będe w staniemaly89 pisze:Jeden i drugi z nas trenuje chcąc poprawiać swoje dotychczasowe czasy. Jednak jako amatorzy ile jeszcze jesteśmy w stanie urwać z tych życiówek? Nie mam złudzeń, że raczej żaden z nas nie będzie łamał 2:30 w maratonie czy 1:10 w połówce. Dycha na poziomie 30 minut też nam nie grozi. Rodzina, praca, dom - czasami trzeba wybrać coś ważniejszego niż bieganie



Mój blog: http://neversurrender.blog.pl/
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.