Od soboty nie biegałam, nie ćwiczyłam, choroba mnie zmogła. Całe szczęście było to przeziębienie, nie kontuzja. W sobotę jeszcze jakoś dałam radę funkcjonować w pracy, ale po powrocie padłam. Dopadły mnie dreszcze i bardzo wysoka gorączka, przez noc wypociłam się jak szczur (3 razy musiałam zmieniac piżamę...i nawet wyjście do wc było problemem bo dopadały mnie straszliwe dreszcze jak tylko próbowałam się ruszyć), w niedzielę rano myślałam, że jest już po wszystkim, jakoś przeżyłam dzień w pracy, ale wieczorem znowu to samo chociaż już z dużo mniejszą siłą. Dzisiaj czuję sie lepiej, ale nadal jestem ospała i zmęczona, tak że nie pójdę biegać:( Może jutro bedzie już na tyle dobrze, że zrobię chociaż jedną pętelkę. Oczywiście straciłam na wadze kolejne 0,5 kg...bo jedyne co miałam siłe w siebie wmusić i siłę przygotować to były grejfruty i pare marnych kanapek.
Ostatnie dni nie dały mi satysfakcji jeśli chodzi o moje własne biegi, ale odniosłam sukces na polu trenerskim;) moja siostra namówiona przeze mnie miesiąc temu do biegania zaliczyła wczoraj swoje pierwsze 2 km w tempie 6 min/km , a w sobotę mój facet biegnie Chudego Wawrzyńca jego pierwszy bieg górski, bardzo się o niego martwię...Dużo bym dała żeby zrezygnował, ale powiedział, że nic z tego i nie ważne jaka będzie pogoda i tak to bedzie jego życiówka...No cóż do soboty będę żyła w wielkim stresie:(
Przebiegłam 6 km, znacznie lepiej się dzisiaj czuję. Od dawna nie biegałam z zegarkiem, w piatek mam zamiar przeprowadzić test na 10 km. Jeśli uda mi się w 50min to kupię sobie spodenki do biegania, według mojej zasady, że na jakąkolwiek rzecz do biegania trzeba sobie zasłużyć.
Muszę też dzisiaj wrócić do ćwiczeń, akurat moge sobie poćwiczyć oglądając/ słuchając mecz;)
Udało się 10 km w 49min 20 sekund(o ile faktycznie tam gdzie biegłam jest 10 km):), ale po namysle stwierdziłam, ze nie potrzebuje jakoś bardzo spodenek
Zostały mi jeszcze ćwiczenia do zrobienia, nie chce mi sie straszliwie dzisiaj. Wczoraj miałam maraton w pracy 13h, spałam dzisiaj tylko parę godzin i znowu 10 h w pracy, ale zbiorę sie w sobie i poćwiczę.
Jutro Chudy Wawrzyniec, nawet nie mam pojecia po okołu ilu godzinach skończy biec/isć. Stresuję się tym biegiem bardziej niż własnym półmaratonem:).
25 km dobrze się dzisiaj biegało, pogoda idealna. Udało mi sie tez zrobic 80 pompek- 8x10+brzuszki i inne ćwiczenia.
Chudego Wawrzyńca ukończył w 8 h:), więc już po moim stresie i teraz mogę być dumna i spokojna:)
Wstyd sie przyznać, oststnimi czasy znalazły się rzeczy ważniejsze, przyjemniejsze od biegania i ćwiczeń. Najpierw nie było czasu, przygotowywałam sie na przyjazd gosci (chciałam skończyc jak najwiecej roboty okołoremontowej), a póżniej kazda godzina spędzona razem liczyła sie bardziej niż kilometry...Wypadłam troche z rytmu, ale już we wtorek wieczorem wróciłam do ćwiczeń, a dzisiaj pójdę biegać na pewno!Z przerwy w bieganiu wyciągnęłam jednak wniosek-brak apetytu powiązany jest z bieganiem i ćwiczeniami. Jak nie biegam jem dużo więcej, chociaż na wadze sie to nie odbiło (mimo, że nie ćwiczyłam ruchu miałam duzo). W czasie oststnich dni wróciła chęć jedzenia, pojawiła sie myśl "mam ochote zjeść to", dawno tego nie miałam.
Podobno widać też różnice w mojej sylwetce, są mięśnie! Ja zmian nie zauważam, ale jak ktoś mnie długo nie widział, dostrzega znaczną różnicę. Zaczęłam z tego wszystkiego sie preżyc i napinac i faktycznie widzę, że mój brzuch wyglada inaczej i chyba z tego jestem najbardziej zadowolona
Czwartek 5 km
Piatek 5 km
Sobota 10 km
Niedziela 3 km
Poniedzialek 5 km
Do tego codziennie 10x100, a w niedziele dodatkowo 10xb stromy podbieg. Cwiczenia wciagnely mnie jeszcze bardziej, do tego stopnia, ze zaczynam przeliczac ile moglabym zrobic dodatkowych przysiadow gdybym teraz nie siedziala na blogu:) dlatego tez ostatnio rzadziej tu zagladam. W sobote udalo mi sie pokonac na reke faceta! prawde mowiac sasiedzialego, ale to jednak mezczyna ciezszy ode mnie o 40 kg.
Przestalam liczyc ile cwicze, teraz wicze na piosenki:) 2 piosenki na brzuszki, 2 na pompki, 2 na nogi, 2 na przysiady i tak w kolko az poczuje bol w miesniach i bede cala mokra, skacze tez po schodach i robie rozne wymachy i dolnymi i gornymi konczynami. Jestem bardzo zadowolona z efektow, wreszcie czuje sie wysportowana, cialo sie wysmuklilo i mam duzo dodatkowej energii. Potrzeba zorganizowania sobie czasu na bieganie i cwiczenia sprawila, ze nie marnotrawie ani minuty z dnia, ciagle w ruchu, zeby wyrobic sie ze wszystkim obowiazkami i miec czas na przyjemnosci:) Potrzebuje tez duzo mniej snu, wystarcza 5 h, tak ze mimo nawalu pracy, obowiazkow w domu mam jeszcze czas na 1,5 godziny czytania przed snem( wciagnely mnie oststnio 3 ksiazki) Jesc mi sie znowu nie chce, ale jem zdrowo i staram sobie jakos urozmaicac posiliki. Dzisiaj czeka mnie jeszcze prasowanie i porzadki, jesli sie wyrobie ze wszystkim to pojde przebiec 5km jesli nie to tylko cwiczenia i zrobie sobie dzien przerwy od biegania chyba zasluzony
Już niedlugo bede mogla znowu pobiec z zegarkiem, wtedy zobacze jakie jest moje srednie tempo. Boje sie tego testu, ciagle wydaje mi sie, ze biegne bardzo wolno. Dzisiaj czulam bol w miesniach po wczorajszych cwiczeniach, chyba wczoraj wieczorem przesadzilam z przysiadami:( rano nie moglam zejsc ze schodow, pozniej jakos sie rozchodzilam, a nawet robiegalam. Nie wiem ile cwiczyc zeby bylo dobrze.
Dzisiaj mialo byc 15, ale nic z tego nie wyszlo. Wczoraj o 21 zakonczylam ogromne porzadki, chyba nigdy nie bylo tak czysciutko, wszystko wyprasowane, wszystkie skarpetki maja swoja pare, kazda ksiazka wytarta, wszystkie obicia, zaslony wyprane i wyprasowane itd...porzadki byly wieksze niz na swieta i jeszcze obiady w zamrazarce zorobione, na dni w ktorych nie ma czasu czegos ugotowac...i jak juz bylo tak czysciutko nalezalao to uczcic, dlatego tez wypilysmy z siostra 1,5 butelki wina i do 3 w nocy ukladalysmy wierszyki, a dzisiaj rano okazalo sie, ze jednak ide do pracy (mialam miec wolne). Zwleklam sie jakos z lozka, przezylam dzien, wrocilam pocwiczylam i dalam rade zrobic tylko te 5 km, byla ulewa wiec mialam wymowke, zeby skonczyc wczesniej.
Teraz troche mnie sumienie gryzie, ale nie dam rady juz wyjsc, zrobie karne pompki:)
Opuściłam się ostatnio z bieganiem...coś mi nie wychodzi, nie wiem jeszcze gdzie jest przyczyna. Na pewno muszę zrezygnować z maratonu tej jesieni, ale jakoś nie jest mi bardzo żal. Biegania nie mam zamiaru odpuszczać, ale zaczełam je traktować jako dodatek do ćwiczeń, a na początku było odwrotnie-to ćwiczenia miały mi pomagać w osiąganiu lepszych wyników biegowych. W poniedziałek postaram się wrócić do dawnego stylu, zmobilizować się, zobaczyć w jakim punkcie jestem, bo mimo wszystko zależy mi na przebiegnięciu maratonu! Dzisiaj byłam na spacerze w parku, akurat był rozgrywany półmaraton i zaczęłam tęsknić za rywalizacją, może więc dobrym pomysłem będzie start w zawodach lokalnych. Wczoraj nie biegałam, za to wybraliśmy się na Babią Górę. Szczyt zdobyliśmy w szybkim tempie (nikt nas nie wyprzedził, a my dosyć sporo grupek), z Babiej prawie zbiegliśmy-czasem musieliśmy się zatrzymywać, żeby kogoś ominąć. Cały mój problem rozbija się o kondycję, mam wytrzymałe mięśnie, nie czuję zmęczenia ciała tylko ten oddech sprawia mi kłopoty. Dawniej nie miałam tego problemu bo biegałam dużo wolniej, teraz nie mogę przełamać pewnej bariery od dłuższego czasu, może ten brak postępów trochę mnie znużył, w ćwiczeniach ciągle idę do przodu z dnia na dzień widzę rezultaty i to sprawia, że chce mi się to robić codziennie. Wczoraj wracając do domu wpadłam na pomysł ćwiczeń przy muzyce poważnej, do tego stopnia zaciekawiło mnie jak to wyjdzie razem, że po powrocie zapuściłam Chopina i wzięłam się za brzuszki itp. Przyjemność z ćwiczeń była jeszcze większa:). chociaż na początku trudno było mi się skupić na ćwiczeniach, gdyż muzyka za bardzo wciągała i łapałam sie na tym, że po prostu leżę i słucham zamiast robić skłony.
Ps.
Dwie wagi do pomiaru tłuszczu, kosci, wody i mieśni pokazały mi bardzo podobne wyniki, więc może nie kłamią.
Wrocilam do porzadnego poukladanego planu, niestety wykonanego wlasnorecznie, wiec nie wiem czy do konca poprawnego. Dzisiaj interwaly i tu wlasnie pojawiaja sie pierwsze watpliwosci. Bylabym bardzo wdzieczna gdyby ktos mogl mi podpowiedziec. Nie mam jak patrzec na czas w czasie biegu, wiec interwal typu 2 min bieg 1 min marsz odpada, wymyslilam sobie cos takiego: na odmierzonej w parku sciezce: 500 m szybkiego biegu 300 metrow powrotu marszem 5 razy taka seria, potem 5 min marszu (w marszu moge patrzec na czas) i drugi raz taka sama seria. Nie wiem co ma oznaczac szybki bieg? czy kazde 500 metrow ma byc wykonywane w podobnym czasie, czy kazde na maksa mozliwosci? (wtedy na pewno pierwsze 500 metrow bedzie duzo szybsze od piatego?)
Wrócilam z kickboxingu:)
Zajecia byly calkiem fajne. Na poczatku 20 minut rozgrzewki, pozniej cwiczenia w parach na szybkosc, trening z workiem, a na koniec 100 brzuszkow. Nie czulam sie jakos zmeczona, moj domowy zestaw meczy mnie bardziej, ale koszulka byla mokra. Cos czuje, ze jutro bedzie mnie wszystko bolec, bo zawsze po czyms nowym okazuje sie, ze calkiem inne miesnie pracowaly niz zazwyczaj i mimo ze w trakcie wszystko jest ok, to na drugi dzien dopiero wszystko wychodzi. Zajecia kosztuja 15 zl, musze to sobie przemyslec na spokojnie. Dzisiaj jeszcze zrobie moje cwiczenia, a jutro porzadny bieg w tempie maratonskim:)
Okolo 1,5 km truchtu, potem 5x200 interwal(przynajmniej cos co wedlug mnie nim jest), 5 km wolnego biegu.
Rano wstalam z poteznymi zakwasami po kickboxingu, tak jak sie tego spodziewalam bolaly rozne dziwne miesnie, o ktorych istnieniu nie mialam pojecia. Prawe udo bylo twarde jak kamien i skutecznie przeszkodzilo mi w realizacji dzisiejszego tempa maratonskiego:( Musi to byc skutek kickboxingu bo bolalo tylko prawe, a akurat kopniecia prawa noga wczoraj robilismy, bolala tez noga z przodu tuz nad kostka--od tych kopniec w worek. Najbardziej jednak bolaly miesnie nad lopatkami i przy szyi.
Jakos zmusilam moje udo do sprintu na 200 metrow, ale bolalo i bylo ociezale. Po powrocie do domu zrobilam brzuszki (600 trudniejszych), pompki, inne cwiczenia na brzuch i ok 20 min cwiczen na tylek (3 serie po 4 cwiczenia)
Jutro ekipa jedzie na Bieg Dzika, tez mialam zamiar, ale jesli udo bedzie w dalszym ciagu dokuczac to zrobie jedynie wolne wybieganie w parku 2 kólka ok 16 km.
15.09.2013
16 km wolnego biegu po parku + cwiczenia
W ciagu oststniego tygodnia staralam sie zmodyfikowac moje cwiczenia i ustalic co zrobic, zeby poprawic moja forme biegowa. Nie lubie dzialac wedlug planow, ale niestety bez nich sie placze w tym wszystkim. Zrobilam swoj wlasny plan, nie jest pewnie tak dobry jak te profesjonalne, ale przynajmniej okielzna wszystkie moje aktywnosci:)
DIETA
Odzywiam sie raczej zdrowo, ale przygladajac sie mojemu jadlospisowi z ostatniego tygodnia, widze pare rzeczy, ktore powinnam poprawic:
1. Jesc wiecej miesa (nie jestem wegetarianka, ale miesa jem b malo, wrecz sporadycznie czasem nawet przez miesiac nie zjem kawalka)
2. Systematycznie jesc orzechy(teraz jem, ale powinnam troszke wiecej), to samo tyczy sie kaszy, soczewicy, fasoli itp.-jesc tego wiecej
3. Owocow i warzyw jem b duzo, ale przydaloby sie zjadac mniej owocow na rzecz warzyw.
4. Ograniczyc kawe do 2 dziennie- jedna moze byc z cukrem druga bez!
5. Kupic wreszcie olej sezamowy, zeby moc wyrabiac humus(odkad skonczylam oststnia butelke ciagle zapominam kupic nowa...) i dodawac go rowniez do salatek- zazwyczaj salatki okraszam sosem musztardowo-miodowym, a przydaloby sie troche oleju, moze kupic jeszcze jakis inny olej bo sezamowy ma ostry smak i czesto zaglusza inne skladniki.
6. I jeszcze taka rzecz, ktora chcialabym wprowadzic polecana przez babcie I wszystkie jej kolezanki w podobnym wieku: wypijac rano szklanke wody z cytryna i miodem podobno niezawodny sposob na ladny wyglad i dobre samopoczucie:)
Do tego wszystkiego jeszcze: Nie korzystac z windy (12 pietro), wysiadac 2 przystanki wczesniej(czasowo powinno wyjsc podobnie bo nie bede stac w korku) I najgorsze: zmusic sie do zimnego prysznica po treningu...
*czyli moje stare cwiczenia zmodyfikowane tak by poprawialy rowniez kondycje nie tylko meczyly miesnie
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Mialo byc 8km i chyba bylo cos kolo tego. Dzisiaj nie bieglam bo zmierzonej trasie, wiec po prostu pobieglam 50 minut. Dzisiejszy bieg byl cudowny, chyba najlepszy w moim zyciu. Bylam w lesie, biegalam po mieciutkiej trawie, po blocie, piachu. Wrocilam brudna, przemoknieta i szczesliwa...nawet nie wiem jak to opisac w uszach Wspomnienie Niemena, od ktorego dostaje gesiej skorki, a w nosie zapach sosen...
Pozniej zrobilam swoj zestaw cwiczen. Do zimnego prysznica jeszcze sie nie zmusilam, ale byl juz dosyc chlodny:)
Jesli chodzi o diete to bardzooo zdrowo dzisiaj bylo i nie skusilam sie na 3 kawe. Rano byly tez schody zamiast windy.
Pierwszy dzien planu uwazam za wyjatkowo udany.
Dzisiejszy plan wykonany, chociaz nie bylo juz tak przyjemnie jak wczoraj. Czekalam z nadzieja, ze w koncu przestanie lac, o 20 30 nie bylo sensu dluzej zwlekac. Pobieglam w tej ulewie, cala przemoklam, a w butach mi chlupalo...oby do jutra wyschly. Chyba bede musiala zaopatrzyc sie w cos przeciwdeszczowego, bo taka bawelniana bluza szybko przesiaka i tylko ciazy, ale to sie jeszcze zobaczy na razie nie jest zle:)