biegam od miesiąca, zaczynałam od bardzo niskiego pułapu - przez kilka lat miałam zwolnienie lekarskie z wf, więc moja kondycja była tragiczna. Problemów z wagą nie miałam nigdy (49kg, 160cm wzrostu, poziom tłuszczu ok - badany u dietetyka), ale kondycja jak u przeciętnej osoby z nadwagą. Pierwszy bieg był okropny, przeplatałam go marszem bo byłam w stanie ubiec tylko 3 czy 4 minuty, miałam zadyszkę, okropny ucisk w płucach. Nie poddałam się; biegałam systematycznie co 2 dni przez cały miesiąc i ani razu nie odpuściłam treningu (oprócz pięciodniowej przerwy na naciągnięty mięsień - z własnej głupoty niestety

Zastanawiam się jednak, jak najefektywniej zbudować siłę i kondycję. Na razie przebiegnięcie 5km wydaje mi się bardzo odległe, a co dopiero 10km... Założyłam sobie, że na wiosnę 2014 przebiegnę półmaraton, i mimo że to dużo czasu, nie potrafię sobie tego kompletnie wyobrazić. Biegam bez planu bo tak mi wygodniej: nie mam za bardzo sprzętu, nawet zegarka ze stoperem, tylko komórkę w której ciągłe wpisywanie czasu do stopera przy przejściu do marszu lub biegu jest denerwujące, więc biegałam "na czuja". Zastanawiam się jednak, czy nie lepiej zacisnąć zęby i spróbować jakiegoś planu, może wyniki byłyby szybsze i lepsze? Nie wiem też, czy zwracać uwagę na tempo, czy skupić się na stopniowym zwiększaniu dystansu, a może nawet zwolnić i starać się przebiec ciągiem godzinę?
Serdecznie pozdrawiam i z góry dziękuję za wszystkie odpowiedzi!