cava pisze:
Ale żeby ciągle jakaś kontuzja z niczego? zaprzestałam robienia podbiegów, przebieżek skipów bo się boję kontuzji...
Robię ćwiczenia siłowe, rozciągające przed bieganiem, po bieganiu w dni nie biegania.
Chodzę dodatkowo 3 razy w tygodniu na aquaaerobik.
A mimo to i tak ciągle mam jakieś kontuzje. :/
[...]
Że zwyczajnie ludzie do biegania się nie nadają. :/
Jakbyśmy się nadawali, to bieganie samo w sobie nie byłoby takie kontuzjogenne.
I co to za paranoja, że żeby biegać trzeba ciągle trzaskać jakieś inne ćwiczenia?
Jak jeździłam konno, to mięśnie potrzebne do jazdy konnej wyrabiała jazda konna.
To czemu bieganie nie wyrabia mięśni potrzebnych do biegania? :/
Człowiek niestety nie urodził się po to, by biegać. W tym sensie, że ewolucja nie zoptymalizowała go pod tym kątem, przeżycie gatunku nie zależało bezpośrednio od sprawnego biegania (jak u geparda czy gazeli). Bieganie zostało dane/zostawione człowiekowi jako jedna z form aktywności - i to w dodatku w wersji mniej wydajnej w porównaniu z czworonogami (ale wystarczającej... no i to była cena za inne ewidentne korzyści z nabytej dwunożności). Było po prostu jedną z rzeczy, które człowiek robił w poza wieloma innymi rzeczami, które go stale i od małego angażowały fizycznie. Biegał, chodził, skakał, rzucał dzidą, dźwigał drewno, kopał dołki, wiosłował przez rzekę, pływał, schylał się, wspinał..... Był z konieczności harmonijnie i ogólnie sprawny (tak, wiem, wiem, choroby, zwyrodnienia, krótkie życie itd.... ale w pełni sił był motorycznie sprawny). A teraz rodzimy się z potencjałem, ale wkrótce różnymi rzeczami doprowadzamy do stanu, że jesteśmy harmonijnie i ogólnie.. niesprawni. W tej sytuacji jakaś aktywność X oczywiście podczas samego jej uprawiania wyrabia mięśnie potrzebne do jej uprawiania, ale wybiórczo angażuje tylko fragment aparatu ruchu oraz jest nieproporcjonalnie "rozdęta" w stosunku do reszty czasu spędzanego na lenistwie. Jest jednostronna, prowadzi do nierównowagi. Usiłujemy temu zaradzić i emulować stare czasy dobrej ogólnej sprawności różnymi dziwnymi zastępczymi zabiegami, procedurami, planami, ćwiczeniami, rozciąganiami, masażami, maściami, stabilizatorami, butami dla pronatorów... Udaje się to do pewnego stopnia, jasne, zwłaszcza jeśli przyświecają nam ambitne cele sportowe. Ale czy potrafimy w ten sposób dobrze odtworzyć sprawność ogólną wywodzącą się po prostu z codziennego funkcjonowania/aktywnego trybu życia od kolebki? Są programy czy koncepcje, które robią to lepiej niż inne (MovNat np.).
Jak to jest u Ciebie? Te przeróżne ćwiczenia, fitnessy... dużo starań i kombinowania

A istnieją przecież ludzie, którzy względnie bezkontuzyjnie biegają latami bez wielkiego (nie twierdzę, że zupełnie bez) cudowania - co dowodzi, że jest to możliwe. Ok, może i także nie mają osiągów sportowych, ich życiówki są średnie, przegląd Endomondo tyłka nie urywa... ale dla zdrowia i rekreacji jest OK
Kontuzje nie biorą się MSZ "z niczego". Można oczywiście mieć dolegliwości, które manifestują się (objawy) poprzez bieganie a tak naprawdę ich przyczyny są zręcznie ukryte gdzie indziej i w czym innym. To powinni orzec spece. Pewnym kwestiom może zaradzisz techniką biegu albo wywaleniem sztywnych ciężkich butów - jest sporo takich historii (oczywiście nie wiem jak biegasz i czy jeszcze masz ciężkie buty

). Ale - jeśli nie masz (lub zgodzisz się porzucić czy zredukować) wielkich zamierzeń sportowych - to może po prostu wszystko bardziej na luzie? Zmiana podejścia na "less pain, more fun"? Posłuchanie co ma nam do powiedzenia własne ciało i co sygnalizuje? Wiele rzeczy mamy w głowie... może tam też można zacząć proces ucieczki od wiecznych kontuzji?
Powodzenia!
