Jak zaczynałam biegać (czyste "run for fun") nie łapałam żadnych kontuzji, a teraz chyba moja nadgorliwość zwiodła mnie na manowce... Od jakiegoś czasu mam problem z prawą nogą, wszystko zaczęło się po ściągnięciu gipsu (kiedy to miałam zapalenie pochewki ścięgnistej zginacza palucha). Zaczęłam ostrożnie biegać, niewielkie dystanse i niezbyt szybko. Wydawało się, że wszystko ok, ale po ok 2 tyg zaczął się problem, który właściwie ciągnie się już blisko 2 miesiące. Zatem do sedna sprawy - boli mnie przewodziciel, od pachwiny niemal do samego kolana, jest to rwąco piekący ból, występuje głównie przy większym obciążeniu (bieg), ale potrafi mnie też boleć kiedy spokojnie sobie siedzę, a już najbardziej jak docisnę mocno dwugłowym do siedziska. Aż mam lekko zesztywniałą nogę. Próbowałam chyba wszystkich sposobów - okłady z lodu, maści chłodzące, maści rozgrzewające, Ketonal Forte, naświetlanie lampą IR, masaże. Jakikolwiek bieg przywracał problem, więc w końcu odpuściłam. Miesiąc przerwy. Chodziłam (w tym sporo po górach) i jakoś przeszło. Wczoraj w końcu wyszłam pobiegać i ... jest znowu to samo. Całe udo po wewnętrznej rwie okropnie!!! Fakt, że przegięłam (z kilometrażem i tempem) no ale czy to normalne, że tak boli? Czy to może być naderwanie mięśnia? Może ktoś z Was miał taką przypadłość i wie, jak sobie z tym poradzić? Macie jakieś wskazówki i sugestie? Przepraszam za przydługi wywód, ale musiałam się wyżalić. Za pasem zawody na 10 km, a ja jużnie wiem co robić...
