kachita - maraton sam się nie pobiegnie...
Moderator: infernal
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
niedziela, 9 czerwca
10,35 km w 1:10:01
średnie tempo: 6:46
średnie tętno: 160
max tętno: 166
12 min rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Wczoraj jednak postanowiłam poleniuchować, a dziś polecieć coś luźnego, na ile nogi pozwolą, bo jakoś tak sporo kilometrów mi w tym tygodniu wyszło. Wybrałam się na bieganie późnym popołudniem, bo chciałam zdążyć na formułę Było bardzo duszno i parno, mimo, że nie było gorąco. I mocy dzisiaj nie było, zwłaszcza, że jakoś tak za szybko poleciałam pierwszy, a szczególnie drugi kilometr - czyżby przez nową spódniczkę? Nieważne, grunt, że jak spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że lecę 5:30, to ten, wiedziałam, że dobrze to się nie skończy... A potem jeszcze przez ponad 3 kilometry wicher wiał mi w mordę (standard, no ale wiał) - w sumie nie było źle, bo trochę chłodził, z drugiej strony jak patrzyłam na ptaki, które zawracało, to jakoś tak nie podnosiło mnie to na duchu. Po siódmym kilometrze zaczęło padać, a ja musiałam zrobić krótką przerwę. Potem dokręciłam już tylko do 10 km i w sumie styka - prawie 55 km w tym tygodniu nabiegałam, dużo. I dobrze, że skończyłam, bo dosłownie kilka minut później na zewnątrz zrobiło się ciemno jak w nocy i z małego deszczyku zrobiła się megaburza A w Kanadzie nie pada, pfff
Ogólnie po dzisiejszym szuraniu bez mocy jakoś tak zwątpiłam w sens atakowania życiówki za dwa tygodnie, z drugiej strony long w poniedziałek wyszedł mi bardzo ładnie. Zobaczymy, jak to będzie, myślę, że to pogoda rozda karty. Najwyżej pobiegnę jako zając Iki
We wtorek pewnie jakieś tysiączki walnę, tak przed Oławą. Stay tuned!
10,35 km w 1:10:01
średnie tempo: 6:46
średnie tętno: 160
max tętno: 166
12 min rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Wczoraj jednak postanowiłam poleniuchować, a dziś polecieć coś luźnego, na ile nogi pozwolą, bo jakoś tak sporo kilometrów mi w tym tygodniu wyszło. Wybrałam się na bieganie późnym popołudniem, bo chciałam zdążyć na formułę Było bardzo duszno i parno, mimo, że nie było gorąco. I mocy dzisiaj nie było, zwłaszcza, że jakoś tak za szybko poleciałam pierwszy, a szczególnie drugi kilometr - czyżby przez nową spódniczkę? Nieważne, grunt, że jak spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że lecę 5:30, to ten, wiedziałam, że dobrze to się nie skończy... A potem jeszcze przez ponad 3 kilometry wicher wiał mi w mordę (standard, no ale wiał) - w sumie nie było źle, bo trochę chłodził, z drugiej strony jak patrzyłam na ptaki, które zawracało, to jakoś tak nie podnosiło mnie to na duchu. Po siódmym kilometrze zaczęło padać, a ja musiałam zrobić krótką przerwę. Potem dokręciłam już tylko do 10 km i w sumie styka - prawie 55 km w tym tygodniu nabiegałam, dużo. I dobrze, że skończyłam, bo dosłownie kilka minut później na zewnątrz zrobiło się ciemno jak w nocy i z małego deszczyku zrobiła się megaburza A w Kanadzie nie pada, pfff
Ogólnie po dzisiejszym szuraniu bez mocy jakoś tak zwątpiłam w sens atakowania życiówki za dwa tygodnie, z drugiej strony long w poniedziałek wyszedł mi bardzo ładnie. Zobaczymy, jak to będzie, myślę, że to pogoda rozda karty. Najwyżej pobiegnę jako zając Iki
We wtorek pewnie jakieś tysiączki walnę, tak przed Oławą. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
wtorek, 11 czerwca
Plan: 5-10'E + 4-6*(1000m/3') + 5-10'E
Wykonanie:
Rozgrzewka: 1,66 km w 10:56, śr. tempo: 6:35
5 min rozciągania
Tysiączki:
1. 5:47
2. 5:49
3. 5:41
4. 5:44
5. 5:38
Schłodzenie: 1,69 km w 11:22, śr. tempo: 6:43
Buty: Skechers GoRun
Zgodnie z zapowiedzią były dzisiaj tysiączki. Wyszłam dość późno, bo siedziałam długo w pracy, więc słońce już nie świeciło tak mocno - było ciepło, ale nie bardzo Planowałam tempo ok. 5:50, wyszło jak zwykle za szybko. O ile pierwsze dwa jeszcze były w miarę OK, to przy trzecim źle spojrzałam na zegarek i pomyliłam dwójkę z trójką. Czułam, że coś za szybko chyba biegnę, ale międzyczasy mi się zgadzały, dopiero pod koniec się skapnęłam, że rąbnęłam się w rachunkach o 10 sekund Czwarte już jakoś samo tak nieco szybciej weszło, a przy piątym - ostatnim - to już nawet nie zwracałam uwagi na tempo, bo planowo miało być nieco szybciej. Jakoś super luźno dzisiaj nie było, ale też nie zmęczyłam się jakoś szczególnie. Może to i dobrze? Zresztą ja lubię biegać interwały, to może dlatego jestem zawsze tak zadowolona po Czy noga poda w Oławie (a przypominam, że biegnę treningowo )? Czy będzie dobra pogoda? Jaki tam w ogóle jest profil trasy? Cóż, okaże się w niedzielę. A o połówce zacznę myśleć za tydzień.
W czwartek jakieś izi, jutro może skoczę na jogę. Stay tuned!
Plan: 5-10'E + 4-6*(1000m/3') + 5-10'E
Wykonanie:
Rozgrzewka: 1,66 km w 10:56, śr. tempo: 6:35
5 min rozciągania
Tysiączki:
1. 5:47
2. 5:49
3. 5:41
4. 5:44
5. 5:38
Schłodzenie: 1,69 km w 11:22, śr. tempo: 6:43
Buty: Skechers GoRun
Zgodnie z zapowiedzią były dzisiaj tysiączki. Wyszłam dość późno, bo siedziałam długo w pracy, więc słońce już nie świeciło tak mocno - było ciepło, ale nie bardzo Planowałam tempo ok. 5:50, wyszło jak zwykle za szybko. O ile pierwsze dwa jeszcze były w miarę OK, to przy trzecim źle spojrzałam na zegarek i pomyliłam dwójkę z trójką. Czułam, że coś za szybko chyba biegnę, ale międzyczasy mi się zgadzały, dopiero pod koniec się skapnęłam, że rąbnęłam się w rachunkach o 10 sekund Czwarte już jakoś samo tak nieco szybciej weszło, a przy piątym - ostatnim - to już nawet nie zwracałam uwagi na tempo, bo planowo miało być nieco szybciej. Jakoś super luźno dzisiaj nie było, ale też nie zmęczyłam się jakoś szczególnie. Może to i dobrze? Zresztą ja lubię biegać interwały, to może dlatego jestem zawsze tak zadowolona po Czy noga poda w Oławie (a przypominam, że biegnę treningowo )? Czy będzie dobra pogoda? Jaki tam w ogóle jest profil trasy? Cóż, okaże się w niedzielę. A o połówce zacznę myśleć za tydzień.
W czwartek jakieś izi, jutro może skoczę na jogę. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
środa, 12 czerwca
20 min ćwiczenia siłowe
Miałam iść na jogę, ale nie poszłam, bo o poranku stwierdziłam, że nie mam się w co ubrać (po cywilnemu ), więc po pracy poszłam na szoping. Ale coś tam poćwiczyłam we własnym zakresie, jakieś brzuszki, pompki, przysiady, machanie hantlami, przysiady z hantlami, itp., itd. Nawet się zmachałam
czwartek, 13 czerwca
10,45 km w 1:08:14
średnie tempo: 6:32
średnie tętno: 161
max tętno: 176
17 min rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Dzisiaj izi z przebieżkami na koniec. Postanowiłam rozkminić w końcu te interwały w garminie i ustawiłam sobie 9 powtórzeń odcinków stumetrowych z rozgrzewką i schłodzeniem. Udało się, ładnie zadziałało, co prawda przez prawie kilometr biegłam z niewłączonym zegarkiem, ale oj tam, oj tam, zdarza się nawet najlepszym Ale następnym razem ustawię sobie jednak te przebieżki nie na dystans, a na czas, bo przerwy mi wyszły za krótkie.
Tak poza tym to ciepło się zrobiło, dzisiaj niby tylko 24 stopnie, ale już czuć, że jeśli tak dalej pójdzie, to w niedzielę będzie masakra Spódniczunia jest spoko, to podjeżdżanie spodenek to jest raczej taki ficzer, dzisiaj znowu mi podjechały, aż tyłkiem świeciłam, ku uciesze przejeżdżających kierowców - dzisiaj kłaniali mi się nie tylko panowie żulowie z kategorii M50, przekrój wiekowy był pełen, łącznie z nastolatkami Cóż, jak się świeci bladym udem i pośladem, to co się dziwić
A tak bajdełej to I'm gonna live forever
W sobotę jakiś luźny rozruch - plan przewiduje coś dłuższego, ale raczej sobie daruję przed Oławą, zwłaszcza, że jutro mam imprezkę pożegnalną ze starym teamem I nie wiem, czy w sobotę nie wybiorę się jeszcze na jakieś tańce, hulanki i swawole Stay tuned!
20 min ćwiczenia siłowe
Miałam iść na jogę, ale nie poszłam, bo o poranku stwierdziłam, że nie mam się w co ubrać (po cywilnemu ), więc po pracy poszłam na szoping. Ale coś tam poćwiczyłam we własnym zakresie, jakieś brzuszki, pompki, przysiady, machanie hantlami, przysiady z hantlami, itp., itd. Nawet się zmachałam
czwartek, 13 czerwca
10,45 km w 1:08:14
średnie tempo: 6:32
średnie tętno: 161
max tętno: 176
17 min rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Dzisiaj izi z przebieżkami na koniec. Postanowiłam rozkminić w końcu te interwały w garminie i ustawiłam sobie 9 powtórzeń odcinków stumetrowych z rozgrzewką i schłodzeniem. Udało się, ładnie zadziałało, co prawda przez prawie kilometr biegłam z niewłączonym zegarkiem, ale oj tam, oj tam, zdarza się nawet najlepszym Ale następnym razem ustawię sobie jednak te przebieżki nie na dystans, a na czas, bo przerwy mi wyszły za krótkie.
Tak poza tym to ciepło się zrobiło, dzisiaj niby tylko 24 stopnie, ale już czuć, że jeśli tak dalej pójdzie, to w niedzielę będzie masakra Spódniczunia jest spoko, to podjeżdżanie spodenek to jest raczej taki ficzer, dzisiaj znowu mi podjechały, aż tyłkiem świeciłam, ku uciesze przejeżdżających kierowców - dzisiaj kłaniali mi się nie tylko panowie żulowie z kategorii M50, przekrój wiekowy był pełen, łącznie z nastolatkami Cóż, jak się świeci bladym udem i pośladem, to co się dziwić
A tak bajdełej to I'm gonna live forever
W sobotę jakiś luźny rozruch - plan przewiduje coś dłuższego, ale raczej sobie daruję przed Oławą, zwłaszcza, że jutro mam imprezkę pożegnalną ze starym teamem I nie wiem, czy w sobotę nie wybiorę się jeszcze na jakieś tańce, hulanki i swawole Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
sobota, 15 czerwca
6,82 km w 44:43
średnie tempo: 6:33
średnie tętno: 165
max tętno: 182
Buty: Skechers GoRun
6 km izi, a potem 4 przebieżki po 30 sekund z minutową przerwą w marszu. Przygrzało dzisiaj mocno, niby ubrałam się bardzo lekko (po raz pierwszy od lat założyłam coś bez rękawów), niby wmordewind nieco chłodził, ale jednak słońce dawało się we znaki. Do tego na wczorajszej imprezce wpadło kilka piwek, ale dziś rano samopoczucie nawet było niezłe, może delikatnie pić mi się chciało, a tak to spoko Wziąwszy te czynniki pod uwagę, nie wiem, skąd mi się dzisiejsze tempo wzięło... Próbowałam zwalniać, ale jakoś nie szło. W sumie nie obraziłabym się, gdyby się okazało, że wreszcie trening daje efekty i że to jest teraz moje izi
A teraz objadam się truskawkami. Dietę odłożyłam na później, bo według jej zaleceń nie można za dużo owoców jeść, no a w końcu sezon jest, to nie będę się katować
Jutro Oława, o 11 ma być ok. 20 stopni, czyli jest szansa, że nie będzie grzało aż tak mocno. Plan jest taki, żeby zacząć spokojnie i się potem rozkręcić, żeby trochę przyzwyczaić nogi do szybszego tempa przed Radomiem. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Trzymajcie kciuki za pogodę i za losowanie pralki! Jednak nie koguta, nie wiem, skąd mi się ten kogut wziął
Stay tuned!
6,82 km w 44:43
średnie tempo: 6:33
średnie tętno: 165
max tętno: 182
Buty: Skechers GoRun
6 km izi, a potem 4 przebieżki po 30 sekund z minutową przerwą w marszu. Przygrzało dzisiaj mocno, niby ubrałam się bardzo lekko (po raz pierwszy od lat założyłam coś bez rękawów), niby wmordewind nieco chłodził, ale jednak słońce dawało się we znaki. Do tego na wczorajszej imprezce wpadło kilka piwek, ale dziś rano samopoczucie nawet było niezłe, może delikatnie pić mi się chciało, a tak to spoko Wziąwszy te czynniki pod uwagę, nie wiem, skąd mi się dzisiejsze tempo wzięło... Próbowałam zwalniać, ale jakoś nie szło. W sumie nie obraziłabym się, gdyby się okazało, że wreszcie trening daje efekty i że to jest teraz moje izi
A teraz objadam się truskawkami. Dietę odłożyłam na później, bo według jej zaleceń nie można za dużo owoców jeść, no a w końcu sezon jest, to nie będę się katować
Jutro Oława, o 11 ma być ok. 20 stopni, czyli jest szansa, że nie będzie grzało aż tak mocno. Plan jest taki, żeby zacząć spokojnie i się potem rozkręcić, żeby trochę przyzwyczaić nogi do szybszego tempa przed Radomiem. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Trzymajcie kciuki za pogodę i za losowanie pralki! Jednak nie koguta, nie wiem, skąd mi się ten kogut wziął
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
niedziela, 16 czerwca
VI Bieg Koguta
Czas netto: 1:02:27
Miejsce Open: 426/472
Miejsce Kobiety: 64/90
Miejsce K30: 29/37
Ogólnie to gorąco było Zajechaliśmy z mimikiem do Oławy przed dziesiątą, a tu już grzało - zgodnie stwierdziliśmy, że będzie rzeź. Rozgrzewka też nie poprawiła sytuacji - czułam, że raczej mocy nie ma. Wprawdzie coś tam pod koniec jakbym się rozgrzała, no ale postanowiłam jednak nie szaleć. Organizatorzy zapowiedzieli 3 wodopoje na trasie, nakazali pić na każdym, uczciliśmy minutą ciszy jakiegoś biegacza (nie dosłyszałam dokładnie, o co chodziło) i poszły konie po betonie
Pierwsze kilometry weszły nawet spoko, wiał lekki chłodzący wiaterek, słońce nie dawało się jeszcze tak mocno we znaki. Jak wybiegliśmy z Oławy, zrobiło się nieco cieplej. Tempo nawet spoko, może minimalnie za szybkie - 6:02, 6:01, 6:00, 5:56. Na piątym kilometrze był nawrót na agrafce i drugi wodopój - tam już byłam lekko zmęczona i chwileczkę szłam, żeby nie trafić wodą do nosa 6:16. No ale potem pomyślałam sobie, że w sumie następny wodopój za 2,5 km, to tam też się chwilkę przejdę, poleję wodą dla ochłody i te ostatnie 2,5 km już jakoś pójdzie. No to lecę 5:55, 6:02, dobiegam do wodopoju, a tam zonk - wody zabrakło. Zdemotywowałam się strasznie, no ale jeszcze trzymam fason. Potem wybiegliśmy na otwartą przestrzeń, słońce już grzało naprawdę mocno, a mi głowa siadła po tym democie i w sumie już mi się nie chciało. No to sobie zrobiłam półtora kilometra galołejem. 6:14, 6:55. Na ostatni kilometr trochę się wzięłam w garść, zwłaszcza, że było już słychać spikera ze stadionu - to mnie znowu zmotywowało, więc już dobiegłam - 6:05 Na rundce na stadionie wyprzedziło mnie parę osób, ale szczerze mówiąc nie miałam sił ani chęci na jakiekolwiek finiszowanie - mimik coś tam ze mną biegł, więc lekko szybsze tempo było (5:24), ale generalnie te kilka-kilkanaście sekund w te czy wewte nie robiło żadnej różnicy - w końcu start treningowy No i doleciałam jakoś do tej mety, czas słaby, ale i założenia były skromne. Prawdopodobnie też trasa była za długa jakieś 200 m, bo w złym miejscu postawili nawrót na agrafce. Mój garmin pokazał 170m więcej, to sporo, zwłaszcza, że trasa była prosta i nie było jak nadrabiać dystansu na zakrętach. Zresztą patrząc na czasy zwycięzców widać, że generalnie szału nie było
Po biegu posiedzieliśmy trochę na stadionie, spotkaliśmy znajomych i trenejro z BBLa, dowiedzieliśmy się ciekawych rzeczy o parku Szczytnickim , pogadaliśmy, zjedliśmy kiełbaski, ja się nie załapałam na gofry, ale za to mimik wcinał, aż mu się uszy trzęsły. Oczywiście tradycyjnie już nic nie wylosowałam, ale to wiadomo było z góry, więc rozczarowania nie było. Ogólnie było fajnie, mocniejszy trening przed połówką zaliczony, do tego w trudnych warunkach.
A na mecie wyglądałam tak:
W przyszłym tygodniu już będzie luźno, we wtorek jakieś 8 km, w środę 3 km w tempie startowym i tyle. Może w piątek w Radomiu jakieś pół godzinki potruchtam, ale to jeszcze nie wiem. Stay tuned!
VI Bieg Koguta
Czas netto: 1:02:27
Miejsce Open: 426/472
Miejsce Kobiety: 64/90
Miejsce K30: 29/37
Ogólnie to gorąco było Zajechaliśmy z mimikiem do Oławy przed dziesiątą, a tu już grzało - zgodnie stwierdziliśmy, że będzie rzeź. Rozgrzewka też nie poprawiła sytuacji - czułam, że raczej mocy nie ma. Wprawdzie coś tam pod koniec jakbym się rozgrzała, no ale postanowiłam jednak nie szaleć. Organizatorzy zapowiedzieli 3 wodopoje na trasie, nakazali pić na każdym, uczciliśmy minutą ciszy jakiegoś biegacza (nie dosłyszałam dokładnie, o co chodziło) i poszły konie po betonie
Pierwsze kilometry weszły nawet spoko, wiał lekki chłodzący wiaterek, słońce nie dawało się jeszcze tak mocno we znaki. Jak wybiegliśmy z Oławy, zrobiło się nieco cieplej. Tempo nawet spoko, może minimalnie za szybkie - 6:02, 6:01, 6:00, 5:56. Na piątym kilometrze był nawrót na agrafce i drugi wodopój - tam już byłam lekko zmęczona i chwileczkę szłam, żeby nie trafić wodą do nosa 6:16. No ale potem pomyślałam sobie, że w sumie następny wodopój za 2,5 km, to tam też się chwilkę przejdę, poleję wodą dla ochłody i te ostatnie 2,5 km już jakoś pójdzie. No to lecę 5:55, 6:02, dobiegam do wodopoju, a tam zonk - wody zabrakło. Zdemotywowałam się strasznie, no ale jeszcze trzymam fason. Potem wybiegliśmy na otwartą przestrzeń, słońce już grzało naprawdę mocno, a mi głowa siadła po tym democie i w sumie już mi się nie chciało. No to sobie zrobiłam półtora kilometra galołejem. 6:14, 6:55. Na ostatni kilometr trochę się wzięłam w garść, zwłaszcza, że było już słychać spikera ze stadionu - to mnie znowu zmotywowało, więc już dobiegłam - 6:05 Na rundce na stadionie wyprzedziło mnie parę osób, ale szczerze mówiąc nie miałam sił ani chęci na jakiekolwiek finiszowanie - mimik coś tam ze mną biegł, więc lekko szybsze tempo było (5:24), ale generalnie te kilka-kilkanaście sekund w te czy wewte nie robiło żadnej różnicy - w końcu start treningowy No i doleciałam jakoś do tej mety, czas słaby, ale i założenia były skromne. Prawdopodobnie też trasa była za długa jakieś 200 m, bo w złym miejscu postawili nawrót na agrafce. Mój garmin pokazał 170m więcej, to sporo, zwłaszcza, że trasa była prosta i nie było jak nadrabiać dystansu na zakrętach. Zresztą patrząc na czasy zwycięzców widać, że generalnie szału nie było
Po biegu posiedzieliśmy trochę na stadionie, spotkaliśmy znajomych i trenejro z BBLa, dowiedzieliśmy się ciekawych rzeczy o parku Szczytnickim , pogadaliśmy, zjedliśmy kiełbaski, ja się nie załapałam na gofry, ale za to mimik wcinał, aż mu się uszy trzęsły. Oczywiście tradycyjnie już nic nie wylosowałam, ale to wiadomo było z góry, więc rozczarowania nie było. Ogólnie było fajnie, mocniejszy trening przed połówką zaliczony, do tego w trudnych warunkach.
A na mecie wyglądałam tak:
W przyszłym tygodniu już będzie luźno, we wtorek jakieś 8 km, w środę 3 km w tempie startowym i tyle. Może w piątek w Radomiu jakieś pół godzinki potruchtam, ale to jeszcze nie wiem. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
Znalazło się parę innych fotek, na niektórych widać, że jeszcze trochę trzeba to i owo ociosać, no ale niech będzie moja strata, zresztą myślałam, że będzie to gorzej wyglądać
Trzymam fason, zaczęłam biec, jak zobaczyłam fotografa
Na finiszu sięgam umysłem, gdzie wzrok nie sięga
Trzymam fason, zaczęłam biec, jak zobaczyłam fotografa
Na finiszu sięgam umysłem, gdzie wzrok nie sięga
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
poniedziałek, 17 czerwca
Siłka - 1h 15 min
Ponieważ miałam potrzebę porozciągania się trochę oraz bolą mnie ostatnio plecy, to stwierdziłam, że sobie pójdę na tę jogę, bo dawno nie byłam. Okazało się, że zajęcia były odwołane. Ale ponieważ już byłam przebrana, skasowali mi multisporta i w ogóle, no to stwierdziłam, że sobie zrobię obwód jakiś. A że nie miałam butów sportowych (na jodze występuje się boso, więc miałam klapeczki ), to rozgrzewkę i schłodzenie zrobiłam na rowerku. Będą zakwasy
wtorek, 18 czerwca
8,01 km w 52:31
średnie tempo: 6:33
średnie tętno: 157
max tętno: 171
8 min rozciągania
Buty: Saucony Mirage 2
Rzecz się stała niesłychana, dałam się namówić na trening rano, przed pracą, żeby uniknąć upałów. A że w pracy musiałam być dzisiaj nieco wcześniej, to trening wyszedł o szóstej Wstałam jakoś dwadzieścia minut wcześniej (żeby zjeść bułeczkę mocy, bo nie biegam na czczo). Masakra. Biegło się jak zwykle rano, czyli dość tępo, zwłaszcza, że mimo wczesnej pory i tak już było bardzo ciepło - po treningu lało się ze mnie tak jak zwykle, a może nawet bardziej. I jak mi ktoś powie, że bieganie rano ładuje energią na cały dzień, to go zabiję śmiechem. Cały dzień byłam dzisiaj senną dętką, do tego bolała mnie głowa i w ogóle byłam nie do życia. W tramwaju do pracy przysypiałam na dzięcioła i obijałam się głową o kasowniki Obiecałam sobie, że nigdy więcej. W ciągu dnia zmieniły się moje plany wyjazdowe, a ponieważ jestem miłą koleżanką, to znowu dałam się namówić na poranny trening, tym razem jutro. Ale że biegamy nieco krócej, to umówione jesteśmy "dopiero" na 6:15. Do tego po południu czeka mnie jeszcze podróż, a nie umiem spać na siedząco. Chyba padnę trupem
No nic, stay tuned!
PS Dla wszystkich zmagających się z bolącymi piszczelami mam świetną poradę od doktora Snoopy'ego
Siłka - 1h 15 min
Ponieważ miałam potrzebę porozciągania się trochę oraz bolą mnie ostatnio plecy, to stwierdziłam, że sobie pójdę na tę jogę, bo dawno nie byłam. Okazało się, że zajęcia były odwołane. Ale ponieważ już byłam przebrana, skasowali mi multisporta i w ogóle, no to stwierdziłam, że sobie zrobię obwód jakiś. A że nie miałam butów sportowych (na jodze występuje się boso, więc miałam klapeczki ), to rozgrzewkę i schłodzenie zrobiłam na rowerku. Będą zakwasy
wtorek, 18 czerwca
8,01 km w 52:31
średnie tempo: 6:33
średnie tętno: 157
max tętno: 171
8 min rozciągania
Buty: Saucony Mirage 2
Rzecz się stała niesłychana, dałam się namówić na trening rano, przed pracą, żeby uniknąć upałów. A że w pracy musiałam być dzisiaj nieco wcześniej, to trening wyszedł o szóstej Wstałam jakoś dwadzieścia minut wcześniej (żeby zjeść bułeczkę mocy, bo nie biegam na czczo). Masakra. Biegło się jak zwykle rano, czyli dość tępo, zwłaszcza, że mimo wczesnej pory i tak już było bardzo ciepło - po treningu lało się ze mnie tak jak zwykle, a może nawet bardziej. I jak mi ktoś powie, że bieganie rano ładuje energią na cały dzień, to go zabiję śmiechem. Cały dzień byłam dzisiaj senną dętką, do tego bolała mnie głowa i w ogóle byłam nie do życia. W tramwaju do pracy przysypiałam na dzięcioła i obijałam się głową o kasowniki Obiecałam sobie, że nigdy więcej. W ciągu dnia zmieniły się moje plany wyjazdowe, a ponieważ jestem miłą koleżanką, to znowu dałam się namówić na poranny trening, tym razem jutro. Ale że biegamy nieco krócej, to umówione jesteśmy "dopiero" na 6:15. Do tego po południu czeka mnie jeszcze podróż, a nie umiem spać na siedząco. Chyba padnę trupem
No nic, stay tuned!
PS Dla wszystkich zmagających się z bolącymi piszczelami mam świetną poradę od doktora Snoopy'ego
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
Z cyklu: Wspieramy świetne inicjatywy
W tym roku chłopaki z Biegiem Przez Świat po raz trzeci będą biegli dla osób potrzebujących pomocy. Przebiegli już Polskę wzdłuż, wszerz, teraz biegną dookoła. Można pobiec kawałek z nimi (w zakładce Trasa wszystko widać pięknie z mapkami), można też ich wesprzeć finansowo tutaj: http://polakpotrafi.pl/projekt/biegiem- ... iat-2200km
Każda pomoc się liczy, więc rozsyłajcie wici po znajomych
Sękju!
W tym roku chłopaki z Biegiem Przez Świat po raz trzeci będą biegli dla osób potrzebujących pomocy. Przebiegli już Polskę wzdłuż, wszerz, teraz biegną dookoła. Można pobiec kawałek z nimi (w zakładce Trasa wszystko widać pięknie z mapkami), można też ich wesprzeć finansowo tutaj: http://polakpotrafi.pl/projekt/biegiem- ... iat-2200km
Każda pomoc się liczy, więc rozsyłajcie wici po znajomych
Sękju!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
środa, 19 czerwca
Plan: 10-15'E + 3km T21 + 10-15'E
Wykonanie:
Rozgrzewka: 2,28 km w 15 min, śr. tempo: 6:36
5-8 min rozciągania
Tempo:
3,01 km w 18:09
średnie tempo: 6:02
średnie tętno: 161
max tętno: 170
Schłodzenie: Nie starczyło czasu
Buty: Saucony Mirage 2
Pospałam pół godzinki dłużej i samopoczucie od razu lepsze Ale i tak raczej nie przekonam się do biegania rano... Wyruszyłyśmy o 6:15, było ciepło, ale jakby bardziej rześko niż dzień wcześniej. Rozgrzeweczka, rozciąganie w cieniu i tempo teoretycznie startowe Hamowałam nas cały czas, ale i tak było za szybko. Garmin pokazał, że tempo poszczególnych kilometrów było bardzo równe. Przy tym tempie dało się gadać, aczkolwiek z małą zadyszką W Radomiu będzie zdecydowanie wolniej, nie ma innej opcji.
Na schłodzenie i rozciąganie po nie starczyło czasu, bo musiałam się spakować na wyjazd przed wyjściem do pracy. W piątek może lekko potruchtam po trasie połówki, ale to też raczej przed pracą (jak wstanę!), bo po południu na jakiegoś grilla idę W ogóle klimat tutaj jest inny niż we Wro - mimo, że jest naprawdę ciepło, to nie ma tej wrocławskiej duchoty To daje pewną nadzieję
Stay tuned!
Plan: 10-15'E + 3km T21 + 10-15'E
Wykonanie:
Rozgrzewka: 2,28 km w 15 min, śr. tempo: 6:36
5-8 min rozciągania
Tempo:
3,01 km w 18:09
średnie tempo: 6:02
średnie tętno: 161
max tętno: 170
Schłodzenie: Nie starczyło czasu
Buty: Saucony Mirage 2
Pospałam pół godzinki dłużej i samopoczucie od razu lepsze Ale i tak raczej nie przekonam się do biegania rano... Wyruszyłyśmy o 6:15, było ciepło, ale jakby bardziej rześko niż dzień wcześniej. Rozgrzeweczka, rozciąganie w cieniu i tempo teoretycznie startowe Hamowałam nas cały czas, ale i tak było za szybko. Garmin pokazał, że tempo poszczególnych kilometrów było bardzo równe. Przy tym tempie dało się gadać, aczkolwiek z małą zadyszką W Radomiu będzie zdecydowanie wolniej, nie ma innej opcji.
Na schłodzenie i rozciąganie po nie starczyło czasu, bo musiałam się spakować na wyjazd przed wyjściem do pracy. W piątek może lekko potruchtam po trasie połówki, ale to też raczej przed pracą (jak wstanę!), bo po południu na jakiegoś grilla idę W ogóle klimat tutaj jest inny niż we Wro - mimo, że jest naprawdę ciepło, to nie ma tej wrocławskiej duchoty To daje pewną nadzieję
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
niedziela, 23 czerwca
I Półmaraton Radomskiego Czerwca
Czas netto: 2:18:21
Miejsce open: 804/848
Miejsce kobiety: 85/97
Miejsce K30: 37/43
Generalnie nie poszło mi w ogóle w tych zawodach, wiedziałam, że szału nie będzie, ale nie sądziłam, że będzie aż tak źle. Miałam trochę czasu, żeby o tym pomyśleć, znalazło się sporo błędów Ale o tym za chwilę.
Impreza była bardzo fajna. Pakiet startowy odebrałam w sobotę, organizatorzy trochę nie spodziewali się, że tyle ludzi przyjdzie o 16 (o tej otwierali biuro zawodów), dodatkowo na stadionie był mecz i w innych okienkach, gdzie miały być wydawane pakiety, jeszcze sprzedawano bilety. Wolontariusze też troszkę byli zakręceni, dwa razy się wracałam - raz po kupon na żarcie, a drugi raz po worek na depozyt. Ale było sympatycznie, więc nie będę się czepiać. W dodatku pakiet startowy bardzo zacny - koszulka techniczna (z wycięciem w serek, to dobrze, bo nie lubię mieć ciasno pod szyją), izotonik, dwie szklanki i skarpety okolicznościowe (skarpety dostał Tata, bo rozmiar 41-43 będzie miał na kijki), na bogato
W niedzielę rano obudziła mnie burza z piorunami - za oknem ściana wody, 17 stopni na termometrze, myślę sobie, że dobrze, bo się ochłodzi. Na stadion poszłam sobie razem z Tatą spacerkiem, tam spotkałam się z Iką i paroma innymi osobami, gdzieś mi śmignął Zoltar, a tymczasem poszło info, że z powodu deszczu start będzie opóźniony o godzinę - organizatorzy w tej nawałnicy nie byli w stanie rozstawić oznaczeń na trasie, dodatkowo w jednym miejscu była zalana jezdnia. No nic, poszliśmy na trybuny stadionu posiedzieć i pokibicować charytatywnej mili.
W międzyczasie zaczęło się robić coraz cieplej, słońce też zaczęło przeświecać przez chmury. Moje obawy, że po deszczu może być sauna, zaczęły się spełniać. No nic, trudno. Organizator zapowiedział, że będą kurtyny wodne na trasie, więc nie powinno być tak źle.
Przed jedenastą poszłyśmy się rozgrzewać, ja się od razu spociłam Trochę pomachałam nogami i już trzeba było iść na start. Tam znalazłyśmy Zoltara, który stwierdził, że biegnie z nami. Spoko Znaleźliśmy pacemakerów na 2:15, ustawiliśmy się w okolicy i poszło.
Na początku żarło całkiem nieźle, staraliśmy się trzymać baloników, ale coś tempo było za szybkie - momentami poniżej 6 min/km. No ale nic, lecimy. Koło 4 km udało się nieco zwolnić, baloniki trochę nam uciekły, ale w ciągu paru następnych km ich dogoniliśmy. Niestety, od około 5-6 km zaczęło być non stop pod górkę. I było też coraz cieplej. I jeszcze coś kolano zaczęło ćmić. W końcu po wiadukcie mówię Ice i Zoltarowi, że mają się trzymać baloników, a ja się jakoś doturlam. I trochę sobie szłam, trochę biegłam, ale ogólnie brakowało mi kompletnie siły, no i bolało kolano. Trochę trzymałam fason przy kibicach, ale jak tylko było pusto, to szłam. Cały czas też robiłam różne sztuczki motywacyjne typu "dobra, to do zakrętu truchtasz, a dopiero potem idziesz", "no dobra, to jeszcze kawałek po zakręcie i dopiero potem przerwa", "pacz, doganiasz tego faceta, to jak go dogonisz, to wtedy przerwa", no i jakoś się kulałam. W pewnym momencie było mi już obojętne, czy będę miała kolkę albo czy woda będzie mi chlupotać w żołądku i na punkcie wychyliłam duszkiem dwa kubki wody. Parę km wcześniej wciągnęłam żela. I zrobiło się z górki. I w sumie zostało tylko 8 km do mety, więc niecała godzinka. No to ruszyłam znowu. Pod wiadukt podeszłam, a potem trzeba było trzymać fason, bo Tata kibicował I jakoś tak złapałam drugi oddech. 17-sty km zrobiłam nawet w 6:07. Szło dobrze, aż do stadionu, kiedy to okazało się, że musimy jeszcze kluczyć gdzieś hen daleko dookoła. To mnie znowu zdemotywowało, ale po ostatnim wodopoju na 20. km ruszyłam, byle szybciej do mety Dodatkowo za mną leciało jakieś małżeństwo i facet dopingował laskę, że już niedaleko, że teraz ma cisnąć, że przyspieszamy, więc przy okazji zmotywowałam się i ja, że przecież nie dam się wyprzedzić Nie było lekko, bo ja nie miałam kogo gonić, no ale jakoś szło. Na stadionie wyprzedziłam jeszcze dwie osoby, w ostatniej chwili zauważyłam, że Tata robi zdjęcie i zdążyłam się uśmiechnąć No i tyle.
A teraz błędy:
1. W czwartek i w sobotę zrobiłam sobie piesze wycieczki sentymentalne po Radomiu. Nałaziłam się jak głupia, nogi mi w du*ę wrastały. Bez sensu.
2. Za szybko zaczęliśmy. Pierwsze 3 kilometry szły po 6:01, 6:03, 6:03.
3. Za mało piłam po drodze.
4. Nie ćwiczyłam podbiegów.
5. Nie zrobiłam sobie żadnego planu, jak biec.
6. Chyba jednak za dużo zawodów biegałam przez te ostatnie miesiące
Jeśli dodać do tego niesprzyjającą pogodę (była sauna, niby słońce nie świeciło, a jednak strzaskałam się jak na plaży i mam teraz nogi, plecy i dekolt we wzorek ), to w sumie nie miało prawa się udać A, no i to kolano. Nie wiem, jak to jest, że na treningu nie boli, na dychach nie boli, a na półmaratonach zaczyna boleć po 8. km. Może jednak te Miraże nie są dla mnie najlepsze? Na szczęście dziś już wszystko w porządku, więc to było tylko lekkie przeciążenie.
Co dalej? Cóż, trzeba przełknąć tę żabę i wyciągnąć wnioski. Teraz dwa miesiące nie startuję i zastanawiam się, co ze sobą zrobić. Na lipiec mam zaplanowany nowy eksperyment na żywym organizmie, więc może być ciekawie Stay tuned!
I Półmaraton Radomskiego Czerwca
Czas netto: 2:18:21
Miejsce open: 804/848
Miejsce kobiety: 85/97
Miejsce K30: 37/43
Generalnie nie poszło mi w ogóle w tych zawodach, wiedziałam, że szału nie będzie, ale nie sądziłam, że będzie aż tak źle. Miałam trochę czasu, żeby o tym pomyśleć, znalazło się sporo błędów Ale o tym za chwilę.
Impreza była bardzo fajna. Pakiet startowy odebrałam w sobotę, organizatorzy trochę nie spodziewali się, że tyle ludzi przyjdzie o 16 (o tej otwierali biuro zawodów), dodatkowo na stadionie był mecz i w innych okienkach, gdzie miały być wydawane pakiety, jeszcze sprzedawano bilety. Wolontariusze też troszkę byli zakręceni, dwa razy się wracałam - raz po kupon na żarcie, a drugi raz po worek na depozyt. Ale było sympatycznie, więc nie będę się czepiać. W dodatku pakiet startowy bardzo zacny - koszulka techniczna (z wycięciem w serek, to dobrze, bo nie lubię mieć ciasno pod szyją), izotonik, dwie szklanki i skarpety okolicznościowe (skarpety dostał Tata, bo rozmiar 41-43 będzie miał na kijki), na bogato
W niedzielę rano obudziła mnie burza z piorunami - za oknem ściana wody, 17 stopni na termometrze, myślę sobie, że dobrze, bo się ochłodzi. Na stadion poszłam sobie razem z Tatą spacerkiem, tam spotkałam się z Iką i paroma innymi osobami, gdzieś mi śmignął Zoltar, a tymczasem poszło info, że z powodu deszczu start będzie opóźniony o godzinę - organizatorzy w tej nawałnicy nie byli w stanie rozstawić oznaczeń na trasie, dodatkowo w jednym miejscu była zalana jezdnia. No nic, poszliśmy na trybuny stadionu posiedzieć i pokibicować charytatywnej mili.
W międzyczasie zaczęło się robić coraz cieplej, słońce też zaczęło przeświecać przez chmury. Moje obawy, że po deszczu może być sauna, zaczęły się spełniać. No nic, trudno. Organizator zapowiedział, że będą kurtyny wodne na trasie, więc nie powinno być tak źle.
Przed jedenastą poszłyśmy się rozgrzewać, ja się od razu spociłam Trochę pomachałam nogami i już trzeba było iść na start. Tam znalazłyśmy Zoltara, który stwierdził, że biegnie z nami. Spoko Znaleźliśmy pacemakerów na 2:15, ustawiliśmy się w okolicy i poszło.
Na początku żarło całkiem nieźle, staraliśmy się trzymać baloników, ale coś tempo było za szybkie - momentami poniżej 6 min/km. No ale nic, lecimy. Koło 4 km udało się nieco zwolnić, baloniki trochę nam uciekły, ale w ciągu paru następnych km ich dogoniliśmy. Niestety, od około 5-6 km zaczęło być non stop pod górkę. I było też coraz cieplej. I jeszcze coś kolano zaczęło ćmić. W końcu po wiadukcie mówię Ice i Zoltarowi, że mają się trzymać baloników, a ja się jakoś doturlam. I trochę sobie szłam, trochę biegłam, ale ogólnie brakowało mi kompletnie siły, no i bolało kolano. Trochę trzymałam fason przy kibicach, ale jak tylko było pusto, to szłam. Cały czas też robiłam różne sztuczki motywacyjne typu "dobra, to do zakrętu truchtasz, a dopiero potem idziesz", "no dobra, to jeszcze kawałek po zakręcie i dopiero potem przerwa", "pacz, doganiasz tego faceta, to jak go dogonisz, to wtedy przerwa", no i jakoś się kulałam. W pewnym momencie było mi już obojętne, czy będę miała kolkę albo czy woda będzie mi chlupotać w żołądku i na punkcie wychyliłam duszkiem dwa kubki wody. Parę km wcześniej wciągnęłam żela. I zrobiło się z górki. I w sumie zostało tylko 8 km do mety, więc niecała godzinka. No to ruszyłam znowu. Pod wiadukt podeszłam, a potem trzeba było trzymać fason, bo Tata kibicował I jakoś tak złapałam drugi oddech. 17-sty km zrobiłam nawet w 6:07. Szło dobrze, aż do stadionu, kiedy to okazało się, że musimy jeszcze kluczyć gdzieś hen daleko dookoła. To mnie znowu zdemotywowało, ale po ostatnim wodopoju na 20. km ruszyłam, byle szybciej do mety Dodatkowo za mną leciało jakieś małżeństwo i facet dopingował laskę, że już niedaleko, że teraz ma cisnąć, że przyspieszamy, więc przy okazji zmotywowałam się i ja, że przecież nie dam się wyprzedzić Nie było lekko, bo ja nie miałam kogo gonić, no ale jakoś szło. Na stadionie wyprzedziłam jeszcze dwie osoby, w ostatniej chwili zauważyłam, że Tata robi zdjęcie i zdążyłam się uśmiechnąć No i tyle.
A teraz błędy:
1. W czwartek i w sobotę zrobiłam sobie piesze wycieczki sentymentalne po Radomiu. Nałaziłam się jak głupia, nogi mi w du*ę wrastały. Bez sensu.
2. Za szybko zaczęliśmy. Pierwsze 3 kilometry szły po 6:01, 6:03, 6:03.
3. Za mało piłam po drodze.
4. Nie ćwiczyłam podbiegów.
5. Nie zrobiłam sobie żadnego planu, jak biec.
6. Chyba jednak za dużo zawodów biegałam przez te ostatnie miesiące
Jeśli dodać do tego niesprzyjającą pogodę (była sauna, niby słońce nie świeciło, a jednak strzaskałam się jak na plaży i mam teraz nogi, plecy i dekolt we wzorek ), to w sumie nie miało prawa się udać A, no i to kolano. Nie wiem, jak to jest, że na treningu nie boli, na dychach nie boli, a na półmaratonach zaczyna boleć po 8. km. Może jednak te Miraże nie są dla mnie najlepsze? Na szczęście dziś już wszystko w porządku, więc to było tylko lekkie przeciążenie.
Co dalej? Cóż, trzeba przełknąć tę żabę i wyciągnąć wnioski. Teraz dwa miesiące nie startuję i zastanawiam się, co ze sobą zrobić. Na lipiec mam zaplanowany nowy eksperyment na żywym organizmie, więc może być ciekawie Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
No i słit focie
Przed startem:
W trakcie:
No i po
Przed startem:
W trakcie:
No i po
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
wtorek, 25 czerwca
7,1 km w 48:09
średnie tempo: 6:47
średnie tętno: 156
max tętno: 166
14 min rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Wolne szuranko po pracy w parku. Na termometrze 28 stopni, słońce grzało, nogi były jeszcze nieco ciężkie po niedzieli, no ale jakoś się kulałam. W sumie bez historii. Kolano nie bolało, chociaż jak je macam, to coś tam czuję.
Jutro chcę iść na basen popływać i się trochę rekreacyjnie popluskać Stay tuned!
7,1 km w 48:09
średnie tempo: 6:47
średnie tętno: 156
max tętno: 166
14 min rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Wolne szuranko po pracy w parku. Na termometrze 28 stopni, słońce grzało, nogi były jeszcze nieco ciężkie po niedzieli, no ale jakoś się kulałam. W sumie bez historii. Kolano nie bolało, chociaż jak je macam, to coś tam czuję.
Jutro chcę iść na basen popływać i się trochę rekreacyjnie popluskać Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
środa, 26 czerwca
50 min basen
Trochę popływałam dyrektorską żabką, trochę się popluskałam w bąbelkach (fajnie masowały uda ) i sztucznej rzece, razem wyszło 30 basenów (750m). Pod koniec łapały mnie skurcze w palcach u stóp - tak śmiesznie mi je wyginało w różne strony. Nie było to bolesne, tylko raczej nieco upierdliwe, bo pływając musiałam cały czas przebierać tymi palcami, żeby skurcz puścił
czwartek, 27 czerwca
8,02 km w 51:19
średnie tempo: 6:24
średnie tętno: 158
max tętno: 167
8 min rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Dzisiaj dla odmiany 18 stopni, chociaż jak słońce wychodziło zza chmur, to nieźle grzało. Znowu polatałam sobie w Parku Szczęśliwickim, jakoś tak mnie niosło dzisiaj, mimo, że próbowałam zwalniać. Dwa razy się zatrzymałam na chwilę rozciągania, ale też żeby się wybić z tego żwawego rytmu, generalnie niewiele to dawało Trochę bolała mnie prawa pięta, bo wczoraj oczywiście nią rąbnęłam o schodek w basenie
Zaraz wyjeżdżam w warmińsko-mazurskie, może coś pobiegam, może nie, może się popluskam w jeziorze, a może nie, zobaczymy. Na pewno będę mało spać Stay tuned!
50 min basen
Trochę popływałam dyrektorską żabką, trochę się popluskałam w bąbelkach (fajnie masowały uda ) i sztucznej rzece, razem wyszło 30 basenów (750m). Pod koniec łapały mnie skurcze w palcach u stóp - tak śmiesznie mi je wyginało w różne strony. Nie było to bolesne, tylko raczej nieco upierdliwe, bo pływając musiałam cały czas przebierać tymi palcami, żeby skurcz puścił
czwartek, 27 czerwca
8,02 km w 51:19
średnie tempo: 6:24
średnie tętno: 158
max tętno: 167
8 min rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Dzisiaj dla odmiany 18 stopni, chociaż jak słońce wychodziło zza chmur, to nieźle grzało. Znowu polatałam sobie w Parku Szczęśliwickim, jakoś tak mnie niosło dzisiaj, mimo, że próbowałam zwalniać. Dwa razy się zatrzymałam na chwilę rozciągania, ale też żeby się wybić z tego żwawego rytmu, generalnie niewiele to dawało Trochę bolała mnie prawa pięta, bo wczoraj oczywiście nią rąbnęłam o schodek w basenie
Zaraz wyjeżdżam w warmińsko-mazurskie, może coś pobiegam, może nie, może się popluskam w jeziorze, a może nie, zobaczymy. Na pewno będę mało spać Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
wtorek, 2 lipca
6,47 km w 40:21
średnie tempo: 6:14
średnie tętno: 171
max tętno: 182
rozciąganie: trochę przed, trochę po
Buty: Skechers GoRun
Wróciłam. Niewyspana straszliwie - pierwszej nocy spałam niecałe 3h, drugiej niecałe 4h, a trzeciej 1,5h - mój rekord, zazwyczaj ostatniej nocy śpię ok. 2h Ale było warto, oj jak bardzo było warto Odwodniłam się też troszeczkę, no ale to szczegół. I ostatnie 3 dni smarkam krwią, ale to też szczegół Organizm się zregeneruje, już nie takim ekscesom dawał radę.
A ponieważ w głowie mam chaos i kosmos , to jakoś tak mi żwawiej to bieganie wyszło, mimo upału, zmęczenia, odwodnienia i lekkiej arytmii (jak serce tak mocno wali, to bardzo dobrze można to zaobserwować). Nie chciało mi się biegać nic długiego, więc w sumie nie było tak źle, zwłaszcza, że po drodze były światła dla pieszych. Na razie daję sobie nieco luzu, coś tam będę biegać, ale na razie bez większego planu. Stay tuned!
PS W ogóle jaki usłyszałam komplement na konwencie! Przy tańcu-przytulańcu kolega rzucił uwagę: "Masz fajne mięśnie grzbietu."
6,47 km w 40:21
średnie tempo: 6:14
średnie tętno: 171
max tętno: 182
rozciąganie: trochę przed, trochę po
Buty: Skechers GoRun
Wróciłam. Niewyspana straszliwie - pierwszej nocy spałam niecałe 3h, drugiej niecałe 4h, a trzeciej 1,5h - mój rekord, zazwyczaj ostatniej nocy śpię ok. 2h Ale było warto, oj jak bardzo było warto Odwodniłam się też troszeczkę, no ale to szczegół. I ostatnie 3 dni smarkam krwią, ale to też szczegół Organizm się zregeneruje, już nie takim ekscesom dawał radę.
A ponieważ w głowie mam chaos i kosmos , to jakoś tak mi żwawiej to bieganie wyszło, mimo upału, zmęczenia, odwodnienia i lekkiej arytmii (jak serce tak mocno wali, to bardzo dobrze można to zaobserwować). Nie chciało mi się biegać nic długiego, więc w sumie nie było tak źle, zwłaszcza, że po drodze były światła dla pieszych. Na razie daję sobie nieco luzu, coś tam będę biegać, ale na razie bez większego planu. Stay tuned!
PS W ogóle jaki usłyszałam komplement na konwencie! Przy tańcu-przytulańcu kolega rzucił uwagę: "Masz fajne mięśnie grzbietu."
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
środa, 3 lipca
TRX - 1h
Łojeżu, mogłam się spodziewać, że jak ćwiczenia wymyślili sobie nudzący się Navy Sealsi, to będzie hardkor, no ale żeby aż tak? Pewnie to dlatego, że dawno nic nie robiłam w tym temacie Czas nadrobić zaległości. Ale ogólnie podobało mi się, lało się ze mnie strumieniami, zakwasy do dzisiaj mnie trzymają W poniedziałek idę znowu
czwartek, 4 lipca
7,27 km w 49:04
średnie tempo: 6:45
średnie tętno: 161
max tętno: 175
13 min rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Takie tam izi w upale, z koleżanką Iką, poplotkowałyśmy co nieco Zakwasy masakryczne, ledwo nogami ruszałam, no ale jakoś poszło. Wreszcie się trochę porozciągałam.
sobota, 6 lipca
Biegam Bo Lubię
2,85 km w 18:55
śr. tempo: 6:39
Buty: Skechers GoRun
500m w 4 min boso
Dziś na BBLu była siła biegowa. Omatkobosko, jak się zmachałam Jeszcze trochę męczyły zakwasy, zwłaszcza w gluteusie, ale w sumie w trakcie tych wszystkich skipów, dziwnych kroków, defilad i innych się rozmasowały. Niby rano chłodno, niby pochmurno, a i tak się ze mnie lało
Na koniec wolniusieńki truchcik boso po trawce.
Jutro wypadałoby coś dłuższego zrobić, zobaczymy, co z tego wyjdzie. Stay tuned!
TRX - 1h
Łojeżu, mogłam się spodziewać, że jak ćwiczenia wymyślili sobie nudzący się Navy Sealsi, to będzie hardkor, no ale żeby aż tak? Pewnie to dlatego, że dawno nic nie robiłam w tym temacie Czas nadrobić zaległości. Ale ogólnie podobało mi się, lało się ze mnie strumieniami, zakwasy do dzisiaj mnie trzymają W poniedziałek idę znowu
czwartek, 4 lipca
7,27 km w 49:04
średnie tempo: 6:45
średnie tętno: 161
max tętno: 175
13 min rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Takie tam izi w upale, z koleżanką Iką, poplotkowałyśmy co nieco Zakwasy masakryczne, ledwo nogami ruszałam, no ale jakoś poszło. Wreszcie się trochę porozciągałam.
sobota, 6 lipca
Biegam Bo Lubię
2,85 km w 18:55
śr. tempo: 6:39
Buty: Skechers GoRun
500m w 4 min boso
Dziś na BBLu była siła biegowa. Omatkobosko, jak się zmachałam Jeszcze trochę męczyły zakwasy, zwłaszcza w gluteusie, ale w sumie w trakcie tych wszystkich skipów, dziwnych kroków, defilad i innych się rozmasowały. Niby rano chłodno, niby pochmurno, a i tak się ze mnie lało
Na koniec wolniusieńki truchcik boso po trawce.
Jutro wypadałoby coś dłuższego zrobić, zobaczymy, co z tego wyjdzie. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]