rubin - SOG-U 2019 < 24h
Moderator: infernal
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
środa, 12 czerwca
środa nowa moda, czyli dziś też biegamy: 10 km śr. 5:33, w tym 6 km BC + 5x60m rytm i do domu; łąką, trochę ścieżkami ale więcej w poprzek, czyli totalny przełaj przez wysokie trawy
bardzo przyjemny bieg lekko weszło, aż żal, że w planie tylko tyle stało
...
wreszcie kupiłam takie buty , w innym sklepie teraz tylko czekać na listonosza
środa nowa moda, czyli dziś też biegamy: 10 km śr. 5:33, w tym 6 km BC + 5x60m rytm i do domu; łąką, trochę ścieżkami ale więcej w poprzek, czyli totalny przełaj przez wysokie trawy
bardzo przyjemny bieg lekko weszło, aż żal, że w planie tylko tyle stało
...
wreszcie kupiłam takie buty , w innym sklepie teraz tylko czekać na listonosza
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
czwartek, 13 czerwca
15' BS śr. 5:49, trochę rytmów i 15' śr. 5:07 ; całość to 6,5 km śr. 5:27
te same łąki co wczoraj tylko znacznie cieplej i duszno, jak tak będzie dalej - zacznę wychodzić już całkiem o zmierzchu, bo rano chyba nie dam rady;
pierwsza część treningu luźniutko i przyjemnie; jak tylko wybiegłam spod koron drzew - zegarek dostał kopa i zaczął pokazywać znacznie szybsze tempo , no to sobie zwolniłam a i tak wyszło jak wyszło; po 15' chwila na rozciąganie, parę rytmów/p. w truchcie i na koniec 15' w tempie 5:07; tu już tak słodko nie było, ale dalim radę bez łez
do domu dotruchtałam 1,5 km, po ile nie wiem, bo zegarek wyłączyłam, ale raczej tanio było
15' BS śr. 5:49, trochę rytmów i 15' śr. 5:07 ; całość to 6,5 km śr. 5:27
te same łąki co wczoraj tylko znacznie cieplej i duszno, jak tak będzie dalej - zacznę wychodzić już całkiem o zmierzchu, bo rano chyba nie dam rady;
pierwsza część treningu luźniutko i przyjemnie; jak tylko wybiegłam spod koron drzew - zegarek dostał kopa i zaczął pokazywać znacznie szybsze tempo , no to sobie zwolniłam a i tak wyszło jak wyszło; po 15' chwila na rozciąganie, parę rytmów/p. w truchcie i na koniec 15' w tempie 5:07; tu już tak słodko nie było, ale dalim radę bez łez
do domu dotruchtałam 1,5 km, po ile nie wiem, bo zegarek wyłączyłam, ale raczej tanio było
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
sobota, 15 czerwca
trochę trzeba było dać stawom skokowym wytchnienia od temp po łąkach, dlatego dziś dla odmiany asfaltem i szutrowym poboczem wzdłuż szosy;
wieczór a gorąco; podczas rozgrzewki biłam się z myślami - nie dam rady, nie dam rady, nie będzie dzisiaj interwałów ; kolejny raz przekonałam się, że najwięcej blokad pochodzi z głowy - tempa weszły jak należy i bez szczególnego bólu ; przerwy w truchcie, chociaż nie - po pierwszym kmie chwilę w marszu - ale wtedy pod górę biegłam, więc zmachałam się bardziej niż przy natępnych;
pot lał się strużkami, wody nie wzięłam, coś ćmiło w kolanie, sama radocha; jak ustawiałam sobie w zegarku interwały myślałam, że phi, 3x po jednym kilometrze - takie nic mam dzisiaj w planie, o ja głupia i mało jeszcze wiedząca ...
15' rozgrzewki śr. 5:55
3x 1 km/p.3' w truchcie 4:58/5:00/4:55
schłodzenie 1,5 km po 5:50
całość, wliczając przerwy pomiędzy kilometrówkami to 7,85 km śr. po 5:37 z tętnem śr. 174
trochę trzeba było dać stawom skokowym wytchnienia od temp po łąkach, dlatego dziś dla odmiany asfaltem i szutrowym poboczem wzdłuż szosy;
wieczór a gorąco; podczas rozgrzewki biłam się z myślami - nie dam rady, nie dam rady, nie będzie dzisiaj interwałów ; kolejny raz przekonałam się, że najwięcej blokad pochodzi z głowy - tempa weszły jak należy i bez szczególnego bólu ; przerwy w truchcie, chociaż nie - po pierwszym kmie chwilę w marszu - ale wtedy pod górę biegłam, więc zmachałam się bardziej niż przy natępnych;
pot lał się strużkami, wody nie wzięłam, coś ćmiło w kolanie, sama radocha; jak ustawiałam sobie w zegarku interwały myślałam, że phi, 3x po jednym kilometrze - takie nic mam dzisiaj w planie, o ja głupia i mało jeszcze wiedząca ...
15' rozgrzewki śr. 5:55
3x 1 km/p.3' w truchcie 4:58/5:00/4:55
schłodzenie 1,5 km po 5:50
całość, wliczając przerwy pomiędzy kilometrówkami to 7,85 km śr. po 5:37 z tętnem śr. 174
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
niedziela, 16 czerwca
20,4 km śr. 6:07;
bardzo spokojny bieg, celowo późnym wieczorem - bo po upalnym dniu wyjątkowo przyjemny wieczór i lekki chłodny wiatr;
tym razem zabrałam ze sobą wodę, co 2 kmy łyk - i wcale nie musiałam się już na tę czynność zatrzymywać; jeśli o zatrzymywaniu mowa - plan przewidywał na dziś nawet marszobieg , byle by tylko jak najdłużej i spokojniutko, ale tak lekko dawno nie biegłam, tętno jak na moje możliwości również niziutko bo jedyne 167 - więc nie było potrzeby przechodzenia do marszu;
łąki, resztki błota, buty znowu uwalone, już nie chce mi się ich czyścić - ale za to oszałamiający zapach rozgrzanych polnych ziół, kwiatów, zboża, piachu; ostatnie kilometry już o zmierzchu - w towarzystwie świerszczy :uuusmiech:
20,4 km śr. 6:07;
bardzo spokojny bieg, celowo późnym wieczorem - bo po upalnym dniu wyjątkowo przyjemny wieczór i lekki chłodny wiatr;
tym razem zabrałam ze sobą wodę, co 2 kmy łyk - i wcale nie musiałam się już na tę czynność zatrzymywać; jeśli o zatrzymywaniu mowa - plan przewidywał na dziś nawet marszobieg , byle by tylko jak najdłużej i spokojniutko, ale tak lekko dawno nie biegłam, tętno jak na moje możliwości również niziutko bo jedyne 167 - więc nie było potrzeby przechodzenia do marszu;
łąki, resztki błota, buty znowu uwalone, już nie chce mi się ich czyścić - ale za to oszałamiający zapach rozgrzanych polnych ziół, kwiatów, zboża, piachu; ostatnie kilometry już o zmierzchu - w towarzystwie świerszczy :uuusmiech:
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
no więc było tak:
gorrrąąąącooo!!!! i strasznie parno; po drodze wypiłam 0,75l muszynianki, łyk po łyku i to oszczędzając; pot lał się z nas strumieniami i wabił komary, więc cza było poginać do przodu co by nie zostać zjedzonym ;
trasa piękna; mnóstwo zwierzyny, sarny, inne jakieś mniejsze, ciągle byszczały do nas w świetle czołówek różne oczka ; obiecanych dzików jednak nie spotkaliśmy, choć były na to spore szanse - tereny są bardzo bogate w najprawdziwsze trufle
biegliśmy głównie leśnymi i polnymi ścieżkami; cieszę się bardzo, że coraz lepiej daję sobie radę na nierównym podłożu w nocy - swobodniej stawiam stopy, chociaż był taki kawałek przez łąkę, z trawami po pachy - że wyginało mi je we wszystkie strony - tam byłam mniej odważna ; po drodze jeszcze ekstra przeprawa przez wąwóz , spróchniały mostek nad rzeczką, męczące piachy, trochę bagienka (buty znów dostały w kość)
postoje dwa: jeden krótki, kolega wyglebił się na kamieniach, było krwawo, drugi dłuższy - kolega (ten sam) nam się zgubił, a to ciemny las był wczoraj, a kolega zapomniał czołówki, i telefonu, i skarpetek
mimo duchoty biegło się lekko; przy tętnie 180 swobodnie rozmawiałam ... dziwne to moje tętno
...
dawno nie stałam na wadze
dziś rano 55,5 kg
gorrrąąąącooo!!!! i strasznie parno; po drodze wypiłam 0,75l muszynianki, łyk po łyku i to oszczędzając; pot lał się z nas strumieniami i wabił komary, więc cza było poginać do przodu co by nie zostać zjedzonym ;
trasa piękna; mnóstwo zwierzyny, sarny, inne jakieś mniejsze, ciągle byszczały do nas w świetle czołówek różne oczka ; obiecanych dzików jednak nie spotkaliśmy, choć były na to spore szanse - tereny są bardzo bogate w najprawdziwsze trufle
biegliśmy głównie leśnymi i polnymi ścieżkami; cieszę się bardzo, że coraz lepiej daję sobie radę na nierównym podłożu w nocy - swobodniej stawiam stopy, chociaż był taki kawałek przez łąkę, z trawami po pachy - że wyginało mi je we wszystkie strony - tam byłam mniej odważna ; po drodze jeszcze ekstra przeprawa przez wąwóz , spróchniały mostek nad rzeczką, męczące piachy, trochę bagienka (buty znów dostały w kość)
postoje dwa: jeden krótki, kolega wyglebił się na kamieniach, było krwawo, drugi dłuższy - kolega (ten sam) nam się zgubił, a to ciemny las był wczoraj, a kolega zapomniał czołówki, i telefonu, i skarpetek
mimo duchoty biegło się lekko; przy tętnie 180 swobodnie rozmawiałam ... dziwne to moje tętno
...
dawno nie stałam na wadze
dziś rano 55,5 kg
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
środa, 19 czerwca
4 km BS + 10x100m. zbieg/p. marsz , 1 km. trucht do domu
...
na rozgrzewkę 4 km śr. 5:50 a ponieważ pozazdrościłam Ani, że nie leniwa jest to a jakże: 10 x 100 m. w rytmie soul, tyle że dla utrudnienia podbiegałam w dół , dla równowagi podchodząc spacerem;
rytmy w okolicach 4:15-3:50, dokładnie to nie wiem bo jak zwykle nie lapowałam; za krótki odcinek, w dodatku trochę pod drzewami więc pomiar taki se ; ale żwawo było napewno i starałam się ładnie ;
do domu wiadomo trzeba było wrócić, więc wpadł jeszcze cały jeden kilometr truchciku i w ten sposób uzbierało się ich dziś aż siedem
dawno taka pracowita nie byłam : )))
4 km BS + 10x100m. zbieg/p. marsz , 1 km. trucht do domu
...
na rozgrzewkę 4 km śr. 5:50 a ponieważ pozazdrościłam Ani, że nie leniwa jest to a jakże: 10 x 100 m. w rytmie soul, tyle że dla utrudnienia podbiegałam w dół , dla równowagi podchodząc spacerem;
rytmy w okolicach 4:15-3:50, dokładnie to nie wiem bo jak zwykle nie lapowałam; za krótki odcinek, w dodatku trochę pod drzewami więc pomiar taki se ; ale żwawo było napewno i starałam się ładnie ;
do domu wiadomo trzeba było wrócić, więc wpadł jeszcze cały jeden kilometr truchciku i w ten sposób uzbierało się ich dziś aż siedem
dawno taka pracowita nie byłam : )))
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
czwartek, 20 czerwca
9,3 km śr. 5:56 z czego pierwsze sześć baaardzo spokojnie, a ostatnie trzy - dość żwawo na każdej pierwszej minucie; więcej mi się nie chciało ...
późnym wieczorem (22:00) a wcale nie komfortowo - rozgrzany asfalt ;
praca domowa na trzy z plusem; nie chciało mi się dziś jak nie powiem co, skróciłam trening z planowanych 12 na 9 km; ciężki dzień w pracy, od rana do 21 na pełnych obrotach ze zmęczenia i gorąca nie miałam siły nic jeść; wpadło jedynie trochę arbuza, kilka nektarynek i orzechy, za to piłam jak ten smok wawelski ;
plus za to, że jednak wyszłam, no bo jeśli tylko o niechcenie chodzi, to nie ma litości ;
z plusów dodatkowych - córa dostała wyniki z OKE, zdała egzamin gimnazjalny na 145 pkt i ma wielkie szanse dostać się do wymarzonego liceum
9,3 km śr. 5:56 z czego pierwsze sześć baaardzo spokojnie, a ostatnie trzy - dość żwawo na każdej pierwszej minucie; więcej mi się nie chciało ...
późnym wieczorem (22:00) a wcale nie komfortowo - rozgrzany asfalt ;
praca domowa na trzy z plusem; nie chciało mi się dziś jak nie powiem co, skróciłam trening z planowanych 12 na 9 km; ciężki dzień w pracy, od rana do 21 na pełnych obrotach ze zmęczenia i gorąca nie miałam siły nic jeść; wpadło jedynie trochę arbuza, kilka nektarynek i orzechy, za to piłam jak ten smok wawelski ;
plus za to, że jednak wyszłam, no bo jeśli tylko o niechcenie chodzi, to nie ma litości ;
z plusów dodatkowych - córa dostała wyniki z OKE, zdała egzamin gimnazjalny na 145 pkt i ma wielkie szanse dostać się do wymarzonego liceum
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
sobota, 22 czerwca
weekend festiwalowo-koncertowy; żal nie skorzystać, zwłaszcza, że na własnym podwórku; gdzieś pomiędzy marią peszek a zespołem the whip z wlk. brytanii wcisnęłam 9 kilometrów zabawy biegowej ;
miałam nawet nie wciskać i dać sobie spokój bo trochę ćmiło w kolanie, a przecież za tydzień zawody w górach i kolana się przydadzą; skoro jednak za tydzień zawody w górach - trza się przygotować, a na odpoczynek przeznaczony jest następny tydzień tak więc :
15' rozgrzewki 6:01,
DZB 5x3'/4' 4:56/5:55/4:43/5:46/4:49/5:48/4:51/6:01/4:54
i dotrucht do domu 1 km śr. 5:58
asfaltem, relatywnie płasko, bo jedynie 68 up i tyleż w dół po całości
kolano po kilku minutach rozgrzewki przestało dawać jakiekolwiek znaki; po treningu na wszelki wypadek potraktowałam je kilka minut lodowatym prysznicem i żelem przeciwzapalnym; zobaczymy co będzie jutro na spokojnym wybieganiu
weekend festiwalowo-koncertowy; żal nie skorzystać, zwłaszcza, że na własnym podwórku; gdzieś pomiędzy marią peszek a zespołem the whip z wlk. brytanii wcisnęłam 9 kilometrów zabawy biegowej ;
miałam nawet nie wciskać i dać sobie spokój bo trochę ćmiło w kolanie, a przecież za tydzień zawody w górach i kolana się przydadzą; skoro jednak za tydzień zawody w górach - trza się przygotować, a na odpoczynek przeznaczony jest następny tydzień tak więc :
15' rozgrzewki 6:01,
DZB 5x3'/4' 4:56/5:55/4:43/5:46/4:49/5:48/4:51/6:01/4:54
i dotrucht do domu 1 km śr. 5:58
asfaltem, relatywnie płasko, bo jedynie 68 up i tyleż w dół po całości
kolano po kilku minutach rozgrzewki przestało dawać jakiekolwiek znaki; po treningu na wszelki wypadek potraktowałam je kilka minut lodowatym prysznicem i żelem przeciwzapalnym; zobaczymy co będzie jutro na spokojnym wybieganiu
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
niedziela, 23 czerwca
12,5 km BS, śr. 5:44, z czego ponad 10 km łąkami i laskiem; pod nogami miękka trawa, piaski, świeżo przeorana wilgotna ziemia, nierówne wąskie ścieżki i trochę łagodnych pagórków (up ok. 90m i tyleż w dół) - czyli przy okazji wzmacniamy staw skokowy
wracając przez las - skorzystałam z okazji i prawie 1 km zbiegu potraktowałam trochę żwawiej, pościgałam się przy tym z dzieciatą rodzinką na rowerach ; na zbiegu w końcu mnie dogonili, ale na podbiegu ja ich : )))
hr pozytywnie zaskoczyło: średnio dla całości 168, co przy pagórkowatym krosie jest dla mnie wyjątkowo dobrym wskazaniem, zwłaszcza, że BS powinnam znacznie wolniej;
generalnie baaaardzo przyjemny, relaksujący bieg - a o to dziś chodziło ; zadowolonam podwójnie, bo kolano siedzi cichutko a ja czuję się po biegu wyjątkowo rześko
12,5 km BS, śr. 5:44, z czego ponad 10 km łąkami i laskiem; pod nogami miękka trawa, piaski, świeżo przeorana wilgotna ziemia, nierówne wąskie ścieżki i trochę łagodnych pagórków (up ok. 90m i tyleż w dół) - czyli przy okazji wzmacniamy staw skokowy
wracając przez las - skorzystałam z okazji i prawie 1 km zbiegu potraktowałam trochę żwawiej, pościgałam się przy tym z dzieciatą rodzinką na rowerach ; na zbiegu w końcu mnie dogonili, ale na podbiegu ja ich : )))
hr pozytywnie zaskoczyło: średnio dla całości 168, co przy pagórkowatym krosie jest dla mnie wyjątkowo dobrym wskazaniem, zwłaszcza, że BS powinnam znacznie wolniej;
generalnie baaaardzo przyjemny, relaksujący bieg - a o to dziś chodziło ; zadowolonam podwójnie, bo kolano siedzi cichutko a ja czuję się po biegu wyjątkowo rześko
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
wtorek, 25 czerwca
14 km śr. 6:06 nocnego krosu z lampką na czole; kierunek kopalnia surowców wapiennych "Latosówka"; jak w anegdocie o biegaczach z czołówkami, powiedzenie "ło, górnicy lecą" nabrało dla nas nowego wymiaru ) )
skoro kopalnia odkrywkowa - nic dziwnego, że po drodze gliniaste, rozjeżdżone dróżki; a że popadało niedawno dość zdrowo - od razu zrobiło nam się swojsko, cieplej na duszy, weselej i ... ciężej w butach;
... jeżeli o buty chodzi ... no nie powstrzymałam się, pobiegłam w nowych; rewelacja; miękkie, lekkie, stopy po wszystkim wypoczęte - teraz dopiero zauważyłam jak bardzo męczyły się w sztywnych asicsach; mam nadzieję, że łydki jutro nie będą marudzić, na wszelki wypadek za chwilę gorąca solanka, a jak będzie ok to w niedzielę lecę w nich zawody
trasa: płasko - jedynie 80 m up i tyleż w dół na całym dystansie, ale za to mokro i hmm, wciągająco
czerwone sznurówki moich niu papci prezentują się nadzwyczaj szykownie
mokro było już od pierwszego kilometra
zanim ochrona obiektu zdążyła się zorientować i zareagować .... już nas nie było
z całą pewnością można stwierdzić, że "obuw" stracił dziś dziewictwo i bez wstydu będzie można go wciągnąć w niedzielę:)
14 km śr. 6:06 nocnego krosu z lampką na czole; kierunek kopalnia surowców wapiennych "Latosówka"; jak w anegdocie o biegaczach z czołówkami, powiedzenie "ło, górnicy lecą" nabrało dla nas nowego wymiaru ) )
skoro kopalnia odkrywkowa - nic dziwnego, że po drodze gliniaste, rozjeżdżone dróżki; a że popadało niedawno dość zdrowo - od razu zrobiło nam się swojsko, cieplej na duszy, weselej i ... ciężej w butach;
... jeżeli o buty chodzi ... no nie powstrzymałam się, pobiegłam w nowych; rewelacja; miękkie, lekkie, stopy po wszystkim wypoczęte - teraz dopiero zauważyłam jak bardzo męczyły się w sztywnych asicsach; mam nadzieję, że łydki jutro nie będą marudzić, na wszelki wypadek za chwilę gorąca solanka, a jak będzie ok to w niedzielę lecę w nich zawody
trasa: płasko - jedynie 80 m up i tyleż w dół na całym dystansie, ale za to mokro i hmm, wciągająco
czerwone sznurówki moich niu papci prezentują się nadzwyczaj szykownie
mokro było już od pierwszego kilometra
zanim ochrona obiektu zdążyła się zorientować i zareagować .... już nas nie było
z całą pewnością można stwierdzić, że "obuw" stracił dziś dziewictwo i bez wstydu będzie można go wciągnąć w niedzielę:)
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
czwartek, 27 czerwca
ok. 6 km BC + 11x100/100 zbiego-rytm i 1 km dotruchtu do domu
ostatni trening przed niedzielnymi zawodami, miało być rytmu 10 sztuk, ale tak się złożyło, że jak zatrzymywałam się po 7-dmym, wpadłam na kolegę, pogadalim, potruchtalim do lasu gdzie pokazał mi górkę do ćwiczenia zbiego-podbiegów (dowcipniś, na 40% chciał mnie wsadzić ) i z tego wszystkiego zapomniałam na którym to się zatrzymałam
BS średnio po ok. 5:40 wyszedł, rytmy w ok. 3:40; powrót pod górę - marszem
...
trochę się bałam, że po dość gwałtownej przesiadce na mniejszy drop będę płakać, że łydki, że achilles, ale albo jestem tak elastyczna albo stare buty były tak wytłuczone - że nic z tych rzeczy
ok. 6 km BC + 11x100/100 zbiego-rytm i 1 km dotruchtu do domu
ostatni trening przed niedzielnymi zawodami, miało być rytmu 10 sztuk, ale tak się złożyło, że jak zatrzymywałam się po 7-dmym, wpadłam na kolegę, pogadalim, potruchtalim do lasu gdzie pokazał mi górkę do ćwiczenia zbiego-podbiegów (dowcipniś, na 40% chciał mnie wsadzić ) i z tego wszystkiego zapomniałam na którym to się zatrzymałam
BS średnio po ok. 5:40 wyszedł, rytmy w ok. 3:40; powrót pod górę - marszem
...
trochę się bałam, że po dość gwałtownej przesiadce na mniejszy drop będę płakać, że łydki, że achilles, ale albo jestem tak elastyczna albo stare buty były tak wytłuczone - że nic z tych rzeczy
Ostatnio zmieniony 20 sie 2015, 14:19 przez rubin, łącznie zmieniany 1 raz.
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
sobota 29. - niedziela 30. czerwca
na niedzielne zawody w Małym Cichym wyjechaliśmy dzień wcześniej; sobota, 5:10 rano odjazd z dworca PKS, planowany przyjazd do Poronina ok. 9. rano; no ale od czego plany, jak nie od tego by je zmieniać ?
w Krakowie kwadrans postoju, więc chwila na toaletę i do baru po kawę; z kilkuminutowym zapasem czasu wracamy na stanowisko busa .. stanowisko jak było tak jest, ale busa nima ... co jest grane??? w wielkim skrócie napiszę tylko, że zwyczajnie odjechał nam z bagażami; co za przeprawę przeszliśmy na dworcu to nasze ustaliliśmy szybko, że za chwilę jedzie następny, że tamten kończy bieg w Zakopcu, dyspozytornia w Zakopanem już czekała powiadomiona na nasze bambetle, bo zachodziło ryzyko, że jak nie zdążymy, to do Słupska będziemy po rzeczy jechać
jak już szczęśliwie znaleźliśmy: się i bagaże w Zakopanem - 10 rano - pada propozycja co by tu?
padło na Kasprowy Wierch
weszliśmy nań od strony Myślenickich Turni (trasa przewidziana na 3-godzinny spacer, 4 km up 1100m - uwinęliśmy się w 1,5 h), po drodze mijając M. Świerca z grupą którą obecnie trenuje; powrót z Kasprowego Upłazem, równie żwawo , schodząc zaczęliśmy się zastanawiać, czy to rozsądnie było w kontekście niedzielnych zawodów ;
na wieczór zajechaliśmy na kwaterę do Poronina; okazało się że u gospodarzy było Władysława, cza było po kielonku, potem na drugą nogę, na koniec okazało się, jak nam policzyli - że po trzy nogi mamy i nie było wyjścia a że nalewka spirytusowa to i wesolutko się zrobiło ; ugościli nas na bogato, tak więc wieczorna przebieżka z kotletem po przełyk, jakieś 6 km ; tak było śmiesznie, że prawie wturlaliśmy się do wartkiego potoka :uuusmiech:
....
niedziela
start: 21 km, suma przewyższeń ok. +-1200m; czas: 2:15:47
kaca nie było, za to tyłek trochę bolał po wczorajszych Tatrach; padła nawet koncepcja, że dzisiejsze zawody to raczej w ramach rozbiegania po-wczorajszych zakwasów
trasa: 2 pętle po ok. 10,5 km, odrobina asfaltu, reszta - błotnisto-kamieniste ścieżki, od początku dość stromo - już pierwsze 2 kilometry to ok. 160 m. w górę, początkowo po asfalcie, a po 300 metrach zaczął się prawdziwy ugór
wypłaszczeń było niewiele, jak nie pod górę to w dół, niektóre zbiegi nie dość, że prawdziwie wariackie, to i bardzo długie; zbiegało się albo po bardzo grząskim błocie albo kamienistymi wąskimi żlebami, albo łąką, na zakrętach ciężko było wyrobić i wyhamować; po drodze potok ok. 4 m szeroki, dość płytki z kamienistym dnem, przez potok prowadziła kładka 0,5 szerokości przy której zrobił się zator; ja już przyzwyczaiłam się, dzięki "nocnej czołówce" biegać "na mokro" więc bez zbędnego zastanawiania dałam prosto w potok i przebiegłam go w poprzek mijając kolejkę kładkowiczów
pod koniec pierwszej pętli, na błotnistym zbiegu dogonił mnie wiking ; pokonwersowaliśmy po drodze jakieś 2 kilometry, fajny kolega - bo poczekał na mnie chwilę, zaraz po tym jak dostałam po oczach gałęziami świerkowymi, z minutę potrwało jak odzyskałam wzrok i mogłam biec dalej;
zaczyna się druga pętla, cały czas biegniemy razem, znowu podbieg i tu wiking już taki koleżeński nie był - bo mnie najzwyczajniej porzucił ;
znając już co mnie czeka deko zwolniłam na podbiegu, potem kawałek szłam, ale bez wstydu, bo doniesiono mi, że czołówka też w tym miejscu podchodziła ; na szczycie, gdzie wypłaszczenie, myślę sobie - czas już chyba wrzucić 2. bieg ; dla ułatwienia zadania natychmiast lunęło; prawdziwe oberwanie chmury wraz z gradobiciem; tak jeszcze nie biegałam , chciało ze skóry obedrzeć ; było tam trochę asfaltu ale to co się działo podczas deszczu - prawdziwa rzeka , znowu wariackie zbiegi i buty jeszcze cięższe i jeszcze bardziej uwalone
na drugiej pętli nikt mnie nie wyprzedził, na podbiegach trzymałam się spokojnie, na zbiegach - trochę szalałam i po kolei pykałam ostrożniejszych - tu muszę napisać, że inołajty poradziły sobie znakomicie, ani razu się nie poślizgnęłam, doskonale trzymały, niezależnie od warunków , czułam się bardzo bezpiecznie ; zresztą cała druga pętla poszła mi o 7 minut lepiej niż pierwsza; wcześniej, na starcie ustawiłam się trochę z tyłu, plan był taki, że pierwsza pętla na ostrożnie i spokojnie a jak sił starczy - przyspieszę na drugiej - i w sumie tak też udało mi się zrobić
najgorsze były ostatnie metry, meta na dość sporym podbiegu, myślałam, że uda mi wybuchną, tak się gotowały, resztkami sił walczyłam by nie przejść do marszu i nie przeszłam : )))))) ; próbowałam jeszcze dogonić takiego jednego, nie udało mi się go przegonić, ale razem wbiegaliśmy )
...
na koniec lodowaty prysznic, grzane piwo i do domu
dzisiaj boli mnie tylko tyłek - o dziwo kolana po szalonych zbiegach mają się świetnie
25.08 następne zawody z cyklu - tym razem Babia Góra
fotek z biegu jeszcze nie mam, jak będą to się pochwalę
aaaa, jeszcze jedno - na Koniczynce taki sam dystans i b. podobna suma przewyższeń - wczoraj byłam szybsza o ok. 20 minut; kolega z którym biegłam i Koniczynkę i wczorajszy bieg - miał czas słabszy o kilka minut i mówił, że wczorajsza trasa trudniejsza
na niedzielne zawody w Małym Cichym wyjechaliśmy dzień wcześniej; sobota, 5:10 rano odjazd z dworca PKS, planowany przyjazd do Poronina ok. 9. rano; no ale od czego plany, jak nie od tego by je zmieniać ?
w Krakowie kwadrans postoju, więc chwila na toaletę i do baru po kawę; z kilkuminutowym zapasem czasu wracamy na stanowisko busa .. stanowisko jak było tak jest, ale busa nima ... co jest grane??? w wielkim skrócie napiszę tylko, że zwyczajnie odjechał nam z bagażami; co za przeprawę przeszliśmy na dworcu to nasze ustaliliśmy szybko, że za chwilę jedzie następny, że tamten kończy bieg w Zakopcu, dyspozytornia w Zakopanem już czekała powiadomiona na nasze bambetle, bo zachodziło ryzyko, że jak nie zdążymy, to do Słupska będziemy po rzeczy jechać
jak już szczęśliwie znaleźliśmy: się i bagaże w Zakopanem - 10 rano - pada propozycja co by tu?
padło na Kasprowy Wierch
weszliśmy nań od strony Myślenickich Turni (trasa przewidziana na 3-godzinny spacer, 4 km up 1100m - uwinęliśmy się w 1,5 h), po drodze mijając M. Świerca z grupą którą obecnie trenuje; powrót z Kasprowego Upłazem, równie żwawo , schodząc zaczęliśmy się zastanawiać, czy to rozsądnie było w kontekście niedzielnych zawodów ;
na wieczór zajechaliśmy na kwaterę do Poronina; okazało się że u gospodarzy było Władysława, cza było po kielonku, potem na drugą nogę, na koniec okazało się, jak nam policzyli - że po trzy nogi mamy i nie było wyjścia a że nalewka spirytusowa to i wesolutko się zrobiło ; ugościli nas na bogato, tak więc wieczorna przebieżka z kotletem po przełyk, jakieś 6 km ; tak było śmiesznie, że prawie wturlaliśmy się do wartkiego potoka :uuusmiech:
....
niedziela
start: 21 km, suma przewyższeń ok. +-1200m; czas: 2:15:47
kaca nie było, za to tyłek trochę bolał po wczorajszych Tatrach; padła nawet koncepcja, że dzisiejsze zawody to raczej w ramach rozbiegania po-wczorajszych zakwasów
trasa: 2 pętle po ok. 10,5 km, odrobina asfaltu, reszta - błotnisto-kamieniste ścieżki, od początku dość stromo - już pierwsze 2 kilometry to ok. 160 m. w górę, początkowo po asfalcie, a po 300 metrach zaczął się prawdziwy ugór
wypłaszczeń było niewiele, jak nie pod górę to w dół, niektóre zbiegi nie dość, że prawdziwie wariackie, to i bardzo długie; zbiegało się albo po bardzo grząskim błocie albo kamienistymi wąskimi żlebami, albo łąką, na zakrętach ciężko było wyrobić i wyhamować; po drodze potok ok. 4 m szeroki, dość płytki z kamienistym dnem, przez potok prowadziła kładka 0,5 szerokości przy której zrobił się zator; ja już przyzwyczaiłam się, dzięki "nocnej czołówce" biegać "na mokro" więc bez zbędnego zastanawiania dałam prosto w potok i przebiegłam go w poprzek mijając kolejkę kładkowiczów
pod koniec pierwszej pętli, na błotnistym zbiegu dogonił mnie wiking ; pokonwersowaliśmy po drodze jakieś 2 kilometry, fajny kolega - bo poczekał na mnie chwilę, zaraz po tym jak dostałam po oczach gałęziami świerkowymi, z minutę potrwało jak odzyskałam wzrok i mogłam biec dalej;
zaczyna się druga pętla, cały czas biegniemy razem, znowu podbieg i tu wiking już taki koleżeński nie był - bo mnie najzwyczajniej porzucił ;
znając już co mnie czeka deko zwolniłam na podbiegu, potem kawałek szłam, ale bez wstydu, bo doniesiono mi, że czołówka też w tym miejscu podchodziła ; na szczycie, gdzie wypłaszczenie, myślę sobie - czas już chyba wrzucić 2. bieg ; dla ułatwienia zadania natychmiast lunęło; prawdziwe oberwanie chmury wraz z gradobiciem; tak jeszcze nie biegałam , chciało ze skóry obedrzeć ; było tam trochę asfaltu ale to co się działo podczas deszczu - prawdziwa rzeka , znowu wariackie zbiegi i buty jeszcze cięższe i jeszcze bardziej uwalone
na drugiej pętli nikt mnie nie wyprzedził, na podbiegach trzymałam się spokojnie, na zbiegach - trochę szalałam i po kolei pykałam ostrożniejszych - tu muszę napisać, że inołajty poradziły sobie znakomicie, ani razu się nie poślizgnęłam, doskonale trzymały, niezależnie od warunków , czułam się bardzo bezpiecznie ; zresztą cała druga pętla poszła mi o 7 minut lepiej niż pierwsza; wcześniej, na starcie ustawiłam się trochę z tyłu, plan był taki, że pierwsza pętla na ostrożnie i spokojnie a jak sił starczy - przyspieszę na drugiej - i w sumie tak też udało mi się zrobić
najgorsze były ostatnie metry, meta na dość sporym podbiegu, myślałam, że uda mi wybuchną, tak się gotowały, resztkami sił walczyłam by nie przejść do marszu i nie przeszłam : )))))) ; próbowałam jeszcze dogonić takiego jednego, nie udało mi się go przegonić, ale razem wbiegaliśmy )
...
na koniec lodowaty prysznic, grzane piwo i do domu
dzisiaj boli mnie tylko tyłek - o dziwo kolana po szalonych zbiegach mają się świetnie
25.08 następne zawody z cyklu - tym razem Babia Góra
fotek z biegu jeszcze nie mam, jak będą to się pochwalę
aaaa, jeszcze jedno - na Koniczynce taki sam dystans i b. podobna suma przewyższeń - wczoraj byłam szybsza o ok. 20 minut; kolega z którym biegłam i Koniczynkę i wczorajszy bieg - miał czas słabszy o kilka minut i mówił, że wczorajsza trasa trudniejsza
Ostatnio zmieniony 01 lip 2013, 15:26 przez rubin, łącznie zmieniany 1 raz.
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
są już wyniki : )))))
poz. 89/159 open , 8 wśród 29 kobiet, w K40 2/5 więc nieźle, uważam :
http://www.maratonypolskie.pl/wyniki/2013/tpn321op.pdf
ps. wikingowi na 2. pętli dołożyłam 10 minut, sorrry, nie wytrzymałam, musiałam się pochwalić ...
poz. 89/159 open , 8 wśród 29 kobiet, w K40 2/5 więc nieźle, uważam :
http://www.maratonypolskie.pl/wyniki/2013/tpn321op.pdf
ps. wikingowi na 2. pętli dołożyłam 10 minut, sorrry, nie wytrzymałam, musiałam się pochwalić ...