Mazowiecki Park Krajobrazowy
- PiotrekMarysin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1143
- Rejestracja: 21 lip 2006, 13:15
Trochę szkoda Gerard, ale super, że się nie przejmujesz i już myślisz do przodu.
Co do mojego startu, to jestem bardzo zadowolony, bo to start kategorii C. Wychodzi więc, że powinno być tylko lepiej, ale zobaczymy jak wyjdzie. Start docelowy to IM za 2 miesiące. Mam nadzieję, że się uda potrenować jak planowałem i coś wyjdzie z tego startu...
A z tego co obserwuję tu i tam, to DAR pełnymi garściami czerpie radość z delektowania się różniastymi aktywnościami. Pozazdrościć...
Co do mojego startu, to jestem bardzo zadowolony, bo to start kategorii C. Wychodzi więc, że powinno być tylko lepiej, ale zobaczymy jak wyjdzie. Start docelowy to IM za 2 miesiące. Mam nadzieję, że się uda potrenować jak planowałem i coś wyjdzie z tego startu...
A z tego co obserwuję tu i tam, to DAR pełnymi garściami czerpie radość z delektowania się różniastymi aktywnościami. Pozazdrościć...
[url=http://team.entre.pl]ENTRE.PL TEAM[/url]
- Renata
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 677
- Rejestracja: 08 paź 2007, 17:38
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa - Gocław
- Kontakt:
Czyli jedziesz nad morze bronić tytułu? Na pewno wyjdzie. Widziałam jak trenujesz - tylko śmignąłeś miedzy samochodami na Poniatowskim, nawet szyby nie zdążyłam otworzyć żeby Cię pozdrowićPiotrekMarysin pisze:Start docelowy to IM za 2 miesiące. Mam nadzieję, że się uda potrenować jak planowałem i coś wyjdzie z tego startu...
@ Beata - fajny ten Twój kot, aż mi się nasze szare futrzaki przypomniały. A teraz Adaś ma takiego kotka - Andrzeja:
Trochę jest niesymetryczny, ale sympatyczny. Trochę przypomina indiańskiego konia, w sensie umaszczenia sierści.
Pozdrawiam,
Renata
http://renataidarek.blogspot.com/
Renata
http://renataidarek.blogspot.com/
- PiotrekMarysin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1143
- Rejestracja: 21 lip 2006, 13:15
Nad morzem w tym roku nic nie będzie - organizatorzy zrezygnowali.
Jadę podbijać bliską zagramanicę - za górki.
A z formą to powiem za 6 tygodni..
Jadę podbijać bliską zagramanicę - za górki.
A z formą to powiem za 6 tygodni..
[url=http://team.entre.pl]ENTRE.PL TEAM[/url]
- darek284
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 748
- Rejestracja: 23 kwie 2004, 11:11
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa-Gocław
- Kontakt:
Będziemy trzymać kciuki. IM to nie jest bułka z masłem.
Prognoza na niedzielę w Garwolinie jest dobra dla wczasowiczów i kibiców. Kosmiczne grupy Piotrka i Miodzia będą się krótko opalały na nasłonecznionym asfalcie, my z Renią i grupą na 55' trochę dłużej. Pamiętajcie o kremie do opalania z odpowiednim dla cery SPF.
A po biegu zanurzymy się w chłodnej wodzie nowego basenu. Kto umie pływać będzie szpanował delfinem, kto nie umie będzie podpatrywał umiejących
Prognoza na niedzielę w Garwolinie jest dobra dla wczasowiczów i kibiców. Kosmiczne grupy Piotrka i Miodzia będą się krótko opalały na nasłonecznionym asfalcie, my z Renią i grupą na 55' trochę dłużej. Pamiętajcie o kremie do opalania z odpowiednim dla cery SPF.
A po biegu zanurzymy się w chłodnej wodzie nowego basenu. Kto umie pływać będzie szpanował delfinem, kto nie umie będzie podpatrywał umiejących
Pozdrawiam,
Darek
Darek
- darek284
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 748
- Rejestracja: 23 kwie 2004, 11:11
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa-Gocław
- Kontakt:
Nie było za dużo biegaczy na basenie po biegu w Garwolinie, ważniejsze okazało się podium. Nigdy nie stałem na podium i nie wiem, ale czy stawanie na podium może okazać się z czasem nudne?
Pozdrawiamy z upalnych Bieszczad.
Pozdrawiamy z upalnych Bieszczad.
Pozdrawiam,
Darek
Darek
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Biegacze napływali falami. Choć istotnie, tłumów nie było.
Ale dało radę obskoczyć i podium, i basen
Ale dało radę obskoczyć i podium, i basen
- PiotrekMarysin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1143
- Rejestracja: 21 lip 2006, 13:15
Chyba stawanie na podium nie powszednieje. Może ja za rzadko staję? Zapytaj Darku Renię. Ania też może co nieco powiedzieć na ten temat...
Jak poszedłem na basen z dziećmi, kilka minut po biegu, to każdy z nas miał swój tor.
Najważniejsze, że zadanie udało się wypełnić prawie dokładnie. Obawy miałem bo w sobotę bardzo mocno wystartowałem w TRI w Płocku (6 m. generalka obok tuzów polskiego tri... ), także tym bardziej jest powód do radości.
Pozdrowienia dla Reni. Niech bieszczadzkie powietrze Ci służy! I za szybko po połoninach nie biegajcie.
Jak poszedłem na basen z dziećmi, kilka minut po biegu, to każdy z nas miał swój tor.
Najważniejsze, że zadanie udało się wypełnić prawie dokładnie. Obawy miałem bo w sobotę bardzo mocno wystartowałem w TRI w Płocku (6 m. generalka obok tuzów polskiego tri... ), także tym bardziej jest powód do radości.
Pozdrowienia dla Reni. Niech bieszczadzkie powietrze Ci służy! I za szybko po połoninach nie biegajcie.
[url=http://team.entre.pl]ENTRE.PL TEAM[/url]
- darek284
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 748
- Rejestracja: 23 kwie 2004, 11:11
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa-Gocław
- Kontakt:
Dziękujemy za odpowiedzi
Brawa dla Ani za szybki bieg i dobry czas na trudnej garwolińskiej trasie.
Gratulacje dla Piotrka za 6 miejsce open w doborowym towarzystwie tri.
Renia dziękuje za życzenia
Po połoninach na razie nie biegamy. Wczoraj zdobyliśmy Matragonę, dzisiaj Łopiennik i Korbanię. Z Korbani schodziliśmy na azymut i krzaki jeżyn zmasakrowały nasze nogi. Dzikie Bieszczady zostawiamy i od jutra będziemy się poruszać po szlakach.
Renia się rozkręca i może coraz szybciej
A upał nie odpuszcza.
Brawa dla Ani za szybki bieg i dobry czas na trudnej garwolińskiej trasie.
Gratulacje dla Piotrka za 6 miejsce open w doborowym towarzystwie tri.
Renia dziękuje za życzenia
Po połoninach na razie nie biegamy. Wczoraj zdobyliśmy Matragonę, dzisiaj Łopiennik i Korbanię. Z Korbani schodziliśmy na azymut i krzaki jeżyn zmasakrowały nasze nogi. Dzikie Bieszczady zostawiamy i od jutra będziemy się poruszać po szlakach.
Renia się rozkręca i może coraz szybciej
A upał nie odpuszcza.
Pozdrawiam,
Darek
Darek
- beata
- Ekspert/Trener
- Posty: 6501
- Rejestracja: 21 sty 2003, 11:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: W-wa
No tak, Łopiennik i Korbania, tam wszystko się zaczęło .darek284 pisze:Wczoraj zdobyliśmy Matragonę, dzisiaj Łopiennik i Korbanię. Z Korbani schodziliśmy na azymut i krzaki jeżyn zmasakrowały nasze nogi.
Korbania rzeczywiście zahaszczona, ale za to pyszne maliny tam są, choć o tej porze raczej jeszcze w wersji zielonej.
To były moje pierwsze góry, plecakowe, chyba w 1997? Pod Korbanią jest baza namiotowa SGGW, tam stacjonowałam przez tydzień, a później z kolegą ruszyliśmy z plecakami i namiotami przed siebie, a po kolejnym tygodniu wracając z Bieszczad zahaczyłam o innego - wówczas jeszcze - kolegę na Pogórzu Przemyskim i od tamtej pory przez te kilkanaście lat góry były obecne stale, w tym Bieszczady ze względów towarzysko-rodzinnych raz w roku, a Pogórze Przemyskie ze dwa razy co najmniej. Teraz Bieszczady zamieniłam na inne góry, a i Pogórze jakoś mi nie po drodze ... cóż, wszystko się zmienia, ale może jeszcze tam wrócę.
Udanych wycieczek !
A w kwestii wycieczek - ja odbyłam dość ciężką, bo służbową wycieczkę po zakomarzonych na maksa lasach Wielkopolski (przyznaję Darkowi rację - komary w tym roku są ) i lasów na razie mam dosyć. W następnym tygodniu na horyzoncie majaczą Tatry, w wersji wspinaczkowej, ale wszystko zależy od pogody.
Za trzy tyg. pewnie znów zobaczę (i poczuję pod butami) śnieg ...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 278
- Rejestracja: 15 lis 2007, 09:37
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa Gocławek
To ja może dla ożywienia wątku parę słów o Maratonie Gór Stołowych, kóry biegłem w ostatnią sobotę, a właściwie o moich wrażeniach.
Najpierw jednak mały background. To drugi start w MGS. W zeszłym roku biegłem po marnie przepracowanej zimie i wiośnie. W dużych bólach czas na mecie 5:37. W tym miała byc poprawa. Forma jest, no ok, była. W kwietniu. Potem nieudany Rzeźnik i lajtowy czerwiec - raptem przebiegnietych 140km, głównie rekreacyjnie. Teraz ze względu na ograniczenia urlopowe, najpierw tydzień hasania z rodziną po Kotlinie Kłodzkiej i na koniec MGS. Biegałem tylko w poniedziałek, reszta to bardziej i mniej intensywne chodzenie po górach.
Przed startem niemiła niespodzianka. Jak w zeszłym roku, chciałem żeby żona mnie podwiozła do Pasterki. Droga była zamknięta, ale wtedy puścili bez problemu. W tym roku nie puścili... Tym cudownym sposobem o 9:20 parkujemy w Karłowie i mam przed sobą 3 km rozgrzewki w drodze na start. Planowałem krótszą, biorąc pod uwagę czekające 46 km... Na starcie melduję się o 9:51. Od razu wchodzę w strefę startu, od przodu. Dzięki temu ustawiam sie bez problemu w jakiejs 6-7 linii. Chwila na złapanie odechu, coś tam rozciągam się w tłumie i w zasadzie zaraz start.
Początek mocny, gdzieś tam na łuku majaczy nawet z przodu czołówka biegu. Pierwsze podejście mocnym marszem, w dół się nie oszczędzam, ale bez szaleństw. Mimo to na zbiegu sporo osób wyprzedzam. Gdzies na 4 km zagaduje mnie jakis chłopak, pytając o wynik z zeszłego roku (biegłem w czerwonej koszulce z poprzedniego biegu). Mówię, dodaję też, że w tym roku mimo dłuższej trasy, chciałbym go lekko poprawić. Chłopak na to, że w takim razie będzie się mnie trzymał, bo chciałby jakies 5:30 i liczy na moje doświadczenie. I dodaje, że trenuje go Świerc. Lecimy bardzo sprawnie razem do 8 km. Biegnę szybko, wąska ścieżka nie daje szans na wyprzedzanie, cisnę za innymi, czując napieranie z tyłu. Ale czuję, że zaczynam sie gotować. Niedobrze...
Zwalniam. Kolega leci do przodu. Może sie jeszcze zobaczymy, myslę.
Przed pierwszym punktem wciągam żel. Na pukcie staję i na spokojnie piję dwa kubki wody. Drugi odcinek biegnę zdecydowanie spokojniej. Lekkie podbiegi biorę truchtem. Na zbiegach nogi juz nie niosą jak na początku. Do tego dostaję jakiejś kolki. Robię sie głodny, posilam się batonem - akurat zrobiło sie lekko pod górkę (początek niebieskiego szlaku, 14 km). Trochę luda mnie mija. Trudno, może jeszcze sie zobaczymy...
Przed drugim punktem wybiegamy na łąkę. Jest lekko pod górę. W zeszłym roku uderzało tam słońce, nie mogłem biec, dopadał kryzys. Teraz szału nie ma, ale całość elegancko ciagnę truchtem. Słońce nie grzeje, coś nawet kropi. Sporo osób maszeruje, to dodaje skrzydeł Na punkcie znowu dwa kubki wody, woda na głowę, banan w rękę i na asfalt. Biegnę, ale rozpędzić się nie mogę. Tempo jakieś 6/km. Inni biegnący mnie wyprzedzają, ale wielu zaraz maszeruje. To ja ich mijam konsekwentnym biegusiem. Ci co nie przechodzą w marsz jednak mi odjeżdżają. Na zbiegu (jest długi) zaczynam się rozpędzać. Cos jakby drugi oddech. Mija półmetek, robi się konsekwentnie pod górę. Do tego zaczęło mocno palić słońce. Większość podbiegu truchtem. Zaczynam doganiać i wyprzedać. Podoba mi się Mijam kolejnych i kolejnych. Wciągam batona i żel na jakimś bardziej stromym odcinku i napieram do Pasterki. Tam powinna czekac rodzinka. Jestem 10 minut wczesniej niż im mówiłem, ale są! Trzyminutowy postój przy Pasterce. Piję, uzupełniam bkłak, trochę żatruję z rodziną. Dwa banany w rękę i spokojnym marszem po łące zmierzam dalej. Potem jest masakryczne podejście pod Szczeliniec na tym dodanym kawałku. Ciężko, ale do przodu. kogos wyprzedzam, inny siedzi na kamieniu i odpoczywa. Na górze znowu rodzinka. Słychac odgłosy z mety. Mówię: I'll be back, i lecę w dół. W zasadzie to schodzę. Duże kamienie, korzenie, nie jestem w stanie się rozpędzić. Na szczęście zaraz sie to kończy i znowu biegusiem, lekko w dół po łące i w słońcu. Biegnę, ale robi się coraz ciężej. Bolą mnie plecy, nogi nie pozwalają na rozpędzenie się. Na zbiegu walę palcami w kamień i cudem łapię równowagę. Organizm daje w ten sposób sygnały, że jest zmęczony. Wreszcie cień i koniec zbiegu. Teraz będzie pod górę do Błędnych Skał. Czuję sie zmęczony, zaczynam iść. Wciągam kolejny żel. Mijam piechotą wioskę i biorę sie w garść. W zeszłym roku trochę to biegłem pod góre, to teraz tym bardziej dam radę. Zaczynam truchtać. Doganiam i mijam na asfalcie dwóch biegaczy. Skręcamy w las, robi się stromo. Idę mocno pod górę, mijam kolejnych. Potem taki fajny szuterek, lekko pod górę. Znowu biegnę, czuję się jak traktor. Wolno, ale konsekwentnie do przodu. Cały czas biegnę, mijam coraz więcej ludzi. Zwalniam przy tym koledze, co go Świerc trenuje. Nie wygląda dobrze, nie ma wody. Daje mu łyk od siebie i bieguiem dalej pod górę. Potem jeszcze troche po skałkach i korzeniach i oto są Błedne Skały. Piję, obmywam twarz, kark, woda na głowę i lece dalej. Kurde, pod górę miałem takie samo tempo jak teraz po płaskim. Nogi nie niosą, ale wciąż biegnę. Na Lisim Grzbiecie mam wrażenie, że w zeszłym roku miałem więcej werwy. Nie jestem w stanie sprawnie skakać po kamieniach. Zaczyna sie robic w dół do afaltu w Karłowie, a ja musze przejść do marszu! Daję odpocząć plecom i mięśniom brzucha. Nogi też są wdzięczne.
Po minucie stwierdzam, że nie ma co się opier...ć i trzeba biec. Sunę w dół. Jest wrescie asfalt. Tu też truchtem, ktoś mnie wyprzedza, ktoś kto może trochę biec po asfalcie, a nie człapać. Skręt na Szczeliniec, robi się pod górę. Biegnę. Mijam gościa, co mnie wyprzedził na asfalcie. Pod górę on nie może, a ja jak traktor. Chwila oddechu przed schodami i w górę. Rok temu umierałem tutaj, teraz łykam po dwa schodki. Jeszcze kogoś wyprzedzam (mijaliśmy się sporo od Błednych), sprint na koniec i jest zaraz już meta! Łapię dzieciaki za ręcę i bieniemy razem koło schroniska. Przed bramą mety dzieciaki uciekają w bok a ja wbiegam. 5:40:12. Jestem bardzo z siebie, z biegu i taktyki zadowolony! W sumie od Pasterki chyba ostatecznie nikt mnie nie wyprzedził, ja minąłem ponad 20 osób. Nie udało sie poprawić wyniku z zeszłego roku, ale mam poczucie bardzo dobrze przebiegniętego biegu.
Do poprawy - korpus. Plecy i brzuch. Ale ja nie lubię takich ćwiczeń, wolę pobiegać. Albo iść na rower
A sama impreza? Jak dla mnie rewelacja!
Najpierw jednak mały background. To drugi start w MGS. W zeszłym roku biegłem po marnie przepracowanej zimie i wiośnie. W dużych bólach czas na mecie 5:37. W tym miała byc poprawa. Forma jest, no ok, była. W kwietniu. Potem nieudany Rzeźnik i lajtowy czerwiec - raptem przebiegnietych 140km, głównie rekreacyjnie. Teraz ze względu na ograniczenia urlopowe, najpierw tydzień hasania z rodziną po Kotlinie Kłodzkiej i na koniec MGS. Biegałem tylko w poniedziałek, reszta to bardziej i mniej intensywne chodzenie po górach.
Przed startem niemiła niespodzianka. Jak w zeszłym roku, chciałem żeby żona mnie podwiozła do Pasterki. Droga była zamknięta, ale wtedy puścili bez problemu. W tym roku nie puścili... Tym cudownym sposobem o 9:20 parkujemy w Karłowie i mam przed sobą 3 km rozgrzewki w drodze na start. Planowałem krótszą, biorąc pod uwagę czekające 46 km... Na starcie melduję się o 9:51. Od razu wchodzę w strefę startu, od przodu. Dzięki temu ustawiam sie bez problemu w jakiejs 6-7 linii. Chwila na złapanie odechu, coś tam rozciągam się w tłumie i w zasadzie zaraz start.
Początek mocny, gdzieś tam na łuku majaczy nawet z przodu czołówka biegu. Pierwsze podejście mocnym marszem, w dół się nie oszczędzam, ale bez szaleństw. Mimo to na zbiegu sporo osób wyprzedzam. Gdzies na 4 km zagaduje mnie jakis chłopak, pytając o wynik z zeszłego roku (biegłem w czerwonej koszulce z poprzedniego biegu). Mówię, dodaję też, że w tym roku mimo dłuższej trasy, chciałbym go lekko poprawić. Chłopak na to, że w takim razie będzie się mnie trzymał, bo chciałby jakies 5:30 i liczy na moje doświadczenie. I dodaje, że trenuje go Świerc. Lecimy bardzo sprawnie razem do 8 km. Biegnę szybko, wąska ścieżka nie daje szans na wyprzedzanie, cisnę za innymi, czując napieranie z tyłu. Ale czuję, że zaczynam sie gotować. Niedobrze...
Zwalniam. Kolega leci do przodu. Może sie jeszcze zobaczymy, myslę.
Przed pierwszym punktem wciągam żel. Na pukcie staję i na spokojnie piję dwa kubki wody. Drugi odcinek biegnę zdecydowanie spokojniej. Lekkie podbiegi biorę truchtem. Na zbiegach nogi juz nie niosą jak na początku. Do tego dostaję jakiejś kolki. Robię sie głodny, posilam się batonem - akurat zrobiło sie lekko pod górkę (początek niebieskiego szlaku, 14 km). Trochę luda mnie mija. Trudno, może jeszcze sie zobaczymy...
Przed drugim punktem wybiegamy na łąkę. Jest lekko pod górę. W zeszłym roku uderzało tam słońce, nie mogłem biec, dopadał kryzys. Teraz szału nie ma, ale całość elegancko ciagnę truchtem. Słońce nie grzeje, coś nawet kropi. Sporo osób maszeruje, to dodaje skrzydeł Na punkcie znowu dwa kubki wody, woda na głowę, banan w rękę i na asfalt. Biegnę, ale rozpędzić się nie mogę. Tempo jakieś 6/km. Inni biegnący mnie wyprzedzają, ale wielu zaraz maszeruje. To ja ich mijam konsekwentnym biegusiem. Ci co nie przechodzą w marsz jednak mi odjeżdżają. Na zbiegu (jest długi) zaczynam się rozpędzać. Cos jakby drugi oddech. Mija półmetek, robi się konsekwentnie pod górę. Do tego zaczęło mocno palić słońce. Większość podbiegu truchtem. Zaczynam doganiać i wyprzedać. Podoba mi się Mijam kolejnych i kolejnych. Wciągam batona i żel na jakimś bardziej stromym odcinku i napieram do Pasterki. Tam powinna czekac rodzinka. Jestem 10 minut wczesniej niż im mówiłem, ale są! Trzyminutowy postój przy Pasterce. Piję, uzupełniam bkłak, trochę żatruję z rodziną. Dwa banany w rękę i spokojnym marszem po łące zmierzam dalej. Potem jest masakryczne podejście pod Szczeliniec na tym dodanym kawałku. Ciężko, ale do przodu. kogos wyprzedzam, inny siedzi na kamieniu i odpoczywa. Na górze znowu rodzinka. Słychac odgłosy z mety. Mówię: I'll be back, i lecę w dół. W zasadzie to schodzę. Duże kamienie, korzenie, nie jestem w stanie się rozpędzić. Na szczęście zaraz sie to kończy i znowu biegusiem, lekko w dół po łące i w słońcu. Biegnę, ale robi się coraz ciężej. Bolą mnie plecy, nogi nie pozwalają na rozpędzenie się. Na zbiegu walę palcami w kamień i cudem łapię równowagę. Organizm daje w ten sposób sygnały, że jest zmęczony. Wreszcie cień i koniec zbiegu. Teraz będzie pod górę do Błędnych Skał. Czuję sie zmęczony, zaczynam iść. Wciągam kolejny żel. Mijam piechotą wioskę i biorę sie w garść. W zeszłym roku trochę to biegłem pod góre, to teraz tym bardziej dam radę. Zaczynam truchtać. Doganiam i mijam na asfalcie dwóch biegaczy. Skręcamy w las, robi się stromo. Idę mocno pod górę, mijam kolejnych. Potem taki fajny szuterek, lekko pod górę. Znowu biegnę, czuję się jak traktor. Wolno, ale konsekwentnie do przodu. Cały czas biegnę, mijam coraz więcej ludzi. Zwalniam przy tym koledze, co go Świerc trenuje. Nie wygląda dobrze, nie ma wody. Daje mu łyk od siebie i bieguiem dalej pod górę. Potem jeszcze troche po skałkach i korzeniach i oto są Błedne Skały. Piję, obmywam twarz, kark, woda na głowę i lece dalej. Kurde, pod górę miałem takie samo tempo jak teraz po płaskim. Nogi nie niosą, ale wciąż biegnę. Na Lisim Grzbiecie mam wrażenie, że w zeszłym roku miałem więcej werwy. Nie jestem w stanie sprawnie skakać po kamieniach. Zaczyna sie robic w dół do afaltu w Karłowie, a ja musze przejść do marszu! Daję odpocząć plecom i mięśniom brzucha. Nogi też są wdzięczne.
Po minucie stwierdzam, że nie ma co się opier...ć i trzeba biec. Sunę w dół. Jest wrescie asfalt. Tu też truchtem, ktoś mnie wyprzedza, ktoś kto może trochę biec po asfalcie, a nie człapać. Skręt na Szczeliniec, robi się pod górę. Biegnę. Mijam gościa, co mnie wyprzedził na asfalcie. Pod górę on nie może, a ja jak traktor. Chwila oddechu przed schodami i w górę. Rok temu umierałem tutaj, teraz łykam po dwa schodki. Jeszcze kogoś wyprzedzam (mijaliśmy się sporo od Błednych), sprint na koniec i jest zaraz już meta! Łapię dzieciaki za ręcę i bieniemy razem koło schroniska. Przed bramą mety dzieciaki uciekają w bok a ja wbiegam. 5:40:12. Jestem bardzo z siebie, z biegu i taktyki zadowolony! W sumie od Pasterki chyba ostatecznie nikt mnie nie wyprzedził, ja minąłem ponad 20 osób. Nie udało sie poprawić wyniku z zeszłego roku, ale mam poczucie bardzo dobrze przebiegniętego biegu.
Do poprawy - korpus. Plecy i brzuch. Ale ja nie lubię takich ćwiczeń, wolę pobiegać. Albo iść na rower
A sama impreza? Jak dla mnie rewelacja!
-----------------------------------------------------
Pozdrawiam,
Gerard
Pozdrawiam,
Gerard
- Kazig
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2518
- Rejestracja: 01 paź 2001, 11:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa Targówek
- Kontakt:
Gratulacje, fajnie się czytało
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Gerard, gratulacje. Ja prawie do ostatniej chwili liczyłam, że mimo wszelkich przeciwności losu uda mi się pobiec, ale w końcu się poddałam, nie miało sensu tam jechać w ogóle. Może za rok...
- darek284
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 748
- Rejestracja: 23 kwie 2004, 11:11
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa-Gocław
- Kontakt:
Ho, ho, ale emocjonująca relacja Gerarda. Czyta się jak dobry dreszczowiec
Miałem tu wczoraj spytać o MGS, dziś wchodzę na forum a tu taka niespodzianka, super. Brawo Gerard
My ostatnio bawimy się w rekreację. W sobotę byliśmy na rowerach w Czersku, a w niedzielę na romantycznym spacerze w towarzystwie komarów. Poszliśmy od CZD do Karczmy Wiązowskiej, zjedliśmy obiad i wróciliśmy. Razem wyszło prawie 23 km.
Piękny jest nasz MPK
Miałem tu wczoraj spytać o MGS, dziś wchodzę na forum a tu taka niespodzianka, super. Brawo Gerard
My ostatnio bawimy się w rekreację. W sobotę byliśmy na rowerach w Czersku, a w niedzielę na romantycznym spacerze w towarzystwie komarów. Poszliśmy od CZD do Karczmy Wiązowskiej, zjedliśmy obiad i wróciliśmy. Razem wyszło prawie 23 km.
Piękny jest nasz MPK
Pozdrawiam,
Darek
Darek
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 278
- Rejestracja: 15 lis 2007, 09:37
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa Gocławek
Dziękuje za gratulacje.
Ania - są przeciwności i PRZECIWNOŚCI. Rozumiem, że to były te drugie. Szkoda, oby za rok się udało. Bieg jest wart poświęcenia
Darek - ja od połowy kwietnia też uprawiam rekreację
Ania - są przeciwności i PRZECIWNOŚCI. Rozumiem, że to były te drugie. Szkoda, oby za rok się udało. Bieg jest wart poświęcenia
Darek - ja od połowy kwietnia też uprawiam rekreację
-----------------------------------------------------
Pozdrawiam,
Gerard
Pozdrawiam,
Gerard
- Renata
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 677
- Rejestracja: 08 paź 2007, 17:38
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa - Gocław
- Kontakt:
Gerard vel "traktor" - fajna ta twoja relacja i rekreacja. Nie jedna/jeden by chciał z takiej rekreacji robić przyzwoite wyniki. Jak czasem sie widujemy i patrzę na ciebie, to twoja sylwetka wskazuje na dość mocno zaawansowany trening biegowy.
Co do ćwiczeń na korpus - nikt ich nie lubi, ale przy długich dystansach + plecak (nawet taki lekki z bukłakiem picia tylko), okazują się kluczowe. Wydaje mi się, że znalazłam na nie sposób, tzn. na ich wykonywanie, bo nie na same ćwiczenia, których jest całe mnóstwo
Gerard, jak policzyłam co zjadłeś w trakcie tych ponad 5 h wysiłku (może o czymś zapomniałeś napisać, a udało ci się zjeść/wciągnąć) to mogłeś faktycznie osłabnąć z tego powodu.
Co do ćwiczeń na korpus - nikt ich nie lubi, ale przy długich dystansach + plecak (nawet taki lekki z bukłakiem picia tylko), okazują się kluczowe. Wydaje mi się, że znalazłam na nie sposób, tzn. na ich wykonywanie, bo nie na same ćwiczenia, których jest całe mnóstwo
Gerard, jak policzyłam co zjadłeś w trakcie tych ponad 5 h wysiłku (może o czymś zapomniałeś napisać, a udało ci się zjeść/wciągnąć) to mogłeś faktycznie osłabnąć z tego powodu.
Pozdrawiam,
Renata
http://renataidarek.blogspot.com/
Renata
http://renataidarek.blogspot.com/