Ponieważ biegam rekreacyjnie, nie mam nad sobą terminów wyścigów, surowych planów treningowych, parcia na wynik czy poprawę życiówki. Oczywiście tracę przez to dużo emocji i sportowej satysfakcji, ale w kwestii o którą pytasz zyskuję to, że:
- raczej się nie przeciążam i biegam, żeby nic nie bolało (obciążenie biegowe dostosowane do aktualnej formy czy prozaicznego samopoczucia, pilnowanie jako tako poprawnej techniki itp.);
- jeśli się nawet czasem i trochę przeciążę to niczego nie przyspieszam tylko dolegliwości traktuję jako surowe upomnienie od mojego organizmu, że coś zrobiłem nie tak, czego on nie lubi. Albo za dużo do pieca, albo odpuściłem technikę, postawa poszła się paść itd. Nie biegam z każdym bólem od razu na lasery i bajery

Więc pierwszy odruch to dać ciału trochę luzu i poczekać aż sobie samo z tym poradzi. Dopiero ponad-normalna dotkliwość albo przewlekłość wysłałaby mnie do speca typu orto czy fizjo

Ale taką sytuację miałem tylko raz na początku biegania i też bez laserów bajerów się obyło. Zacząłem pracować nad techniką, mniej do pieca dawałem i się wszystko uspokoiło - odpukać.