Wczoraj przeszedłem samego siebie po czym umarłem... Rano, w ciągu 4 godzin zrobiłem 30 kilometrów wokół krakowskich Błoń. Chciałem machnąć zwykłe 10 km czy max 15 km, ale pogoda (brak słońca, 10 st. celc) była wybitnie idealna do biegania, więc postanowiłem się nie zatrzymywać. Tętno od 155 do 170 (mój max to 201) więc wydolnościowo z palcem w nosie, mięśniowo ... nie najgorzej tj. siły w mięśniach miałem w sam raz na 30 km. Moją uwagę jednak zwróciło co innego. Od około 22-23 kilometra niektóre moje mięśnie łydek, dwugłowego i ścięgna wokół kolan zaczęły mnie najpierw boleć, potem zesztywniały (przerwy i naciągania pomagały na następne 500 metrów) a na koniec biegu nogi już nie były "moje" a ból nie do opisania.
Dziwne uczucie, ponieważ oddechowo i "glikogenowo" mogłem biec dalej. Jednak moje nogi zablokowały się jakby "fizycznie"
Satysfakcja po zrobieniu rekordu dystansu 30 km (poprzedni miesiąc temu 25 km, wcześniej 21) ogromna, czuję, że maraton mam w zasięgu ręki, ból mięśni ustąpił do wieczora. Teraz tylko bolą mnie kolana, są gorące i mam kłopot z wychodzeniem po schodach
Jakie są Wasze spostrzeżenia ? Jak wzmocnić do MW2013 moje newralgiczne punkty ?
http://www.endomondo.com/workouts/195344396/8260261