Strasb - w pogoni za formą

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Środa 15/05/2013

1h E, buty Hyperspeed

A jednak, około 20ej wreszcie przestało lać. Ba, nawet padać przestało. :hahaha: Wyszłam pobiegać z mężem, ale on w końcu zdecydował się dziś na krótki trening, więc po 15 minutach on zawrócił, a ja gnałam przed siebie jeszcze następny kwadrans. Potem nawrotka i do domu. I nawet jakoś w miarę dynamicznie dziś biegłam, nie szurałam za bardzo. :oczko:
Kiprun
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 16/05/2013

Wspinaczka 2.5-3h

Ścianka w Sottens (bo u nas wciąż pogoda listopadowa, wszelkie relacje z upałów w Polsce brzmią kosmicznie). Byliśmy w trójkę z jeszcze jedną znajomą. Tłok spory, więc jakoś tak naturalnie zaczęliśmy się od razu wspinać z prowadzeniem. I się okazało, że głowa ma się znacznie, znacznie lepiej i mniej przeszkadza - taki natychmiastowy efekt wizyt w skałkach? :orany:

Piątek 17/05/2013

Miałam pobiegać, a jak, nawet jakaś przerwa w opadach się nadarzyła. Tylko jak to w piątek pod wieczór nic w pracy nie działa idealnie i byłam w domu koło 22ej. Jakbym jeszcze na bieganie wyszła, to by mnie chyba mąż do domu nie wpuścił. :oczko:

Sobota 18/05/2013

Wspinaczka, St Triphon, dzionek cały

W ostatnim momencie przełożyliśmy to z niedzieli na sobotę, by mieć szansę na dobrą pogodę, ale dopóki nie zaświeciło mi słońce w oczy po przebudzeniu w sobotę rano, to nie wierzyłam, że się uda. W końcu była nas zgrabna, przez większość czasu sześcioosobowa grupka i naprawdę sporo podziałaliśmy. Pogoda wytrzymała, choć były zrywy huraganowego wiatru i raz naprawdę wyglądało, że za 10 minut będzie burza jak ta lala. Ostatecznie było głównie słonecznie choć rześko dzięki czemu wróciliśmy z pięknie spalonymi na czerwono twarzami i rękami. A krem był w plecaku, wystarczyło użyć...Do tego z powodu buffa brzegi czoła białe, wygląda komicznie. :hahaha:

Działalność rozpoczęliśmy na ścianie południowej, bo ona schnie najszybciej. Wchodziliśmy głównie 5b/5c choć chłopaki otworzyli i 6b, które w końcu ambitnie spróbowałam, ale oczywiście na kroku 6b poległam. Miałam pomysł jak przejść nawet, ale niekoniecznie wystarczająco siły. Na koniec dnia doschła i ściana północa, z którą zaznajomiliśmy się już we wtorek i tam wreszcie ja otworzyłam jedną drogę dla debiutantów, na takiej bardziej na serio zablokowałam się w 2/3 jak trzeba było krok na samych rękach w zasadzie zrobić. Ale aż do tamtąd i tak sama siebie zaskoczyłam odwagą i nad paniką też dobrze panowałam - zgabrnie zeszłam do ostatniego wpiętego punktu.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Z południowej ściany był przepiękny widok na Alpy, rejon Chablais i Diablerets, jak rzadko ostatnio skąpane w słońcu, a kilka dni wcześniej przypruszone świeżym śniegiem. Oczywiście tak się zbierałam do zdjęć, że ani jednego nie zrobiłam. Trochę zdjęć porobił pan małżonek dopiero na ścianie północnej.

Obie ściany mają zupełnie różny charakter, ta północna to malutkie ryski i miniaturowe bruzdki na stopy, w które bardziej trzeba wierzyć, że tam są niż można zobaczyć. Ściana południowa to nieregularne bloki, spore półki, daszki, wybrzuszenia do ominięcia. Często na półkę najłatwiej najpierw było wejść kolanem - wygląd naszych kolan dzień po - bezcenny! Bo półki równe nie są, a na tym kolanie trzeba było następnie całe swe cielsko wciągnąć.

Kilka fotek z północnej ściany - zemsta na Zodiaque'u - ale już na wędkę. Jest skupienie, jest walka, jest radość na koniec.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 19/05/2013

30'E + rozciąganie + 5x30'' podbieg p=1'30'' +10'E, buty Hyperspeed

Jednak się nie rozlało od razu od rana. Wstaliśmy nieco połamani po eskapadzie dnia poprzedniego. Ale powiedziałam sobie - coś tam pobiegnę. Niezrealizowanych treningów z tygodnia miałam do wyboru do koloru - podbiegi krótkie, podbiegi długie etc. Na podbiegi długie nie czułam się na pewno. Po 20 minutach doszurałam w bólach pod początek upiornej górki do podbiegów krótkich. I poczułam, że wsprintować na nią się nie uda, znów ciekło mi z nosa i dusiło. Postanowiłam potruchtać dalej pod znacznie mniejszą górkę. Trzeba było nieco podbiec po drodze i masakra była, pot płynie, duszę się, zadyszka na maxa, nogi drewniane. Po 30 minutach byłam na mini góreczce wzdłuż metra - jest to pięknie ukwiecona promenada. Tam sobie powiedziałam - przecież biegasz dla przyjemności. Postanowiłam zrobić więc coś, na co właśnie miałam ochotę jak dawno - spokojną sesję rozciągania na słoneczku. Fontanna w nosie nieco przyschła. Zaatakowałam więc rozpoznawczo podbiegi, do 5 dociagnęłam, ale dalej sensu nie było. Schłodzenie szurane noga za nogą. A w myślach - to nie ma sensu, dopóki się nie skończy to pasmo infekcji/alergii/kto tam wie czego, ciężko coś planować czy wymuszać. Zawody - niedorzeczne. I muszę uszanować, że wspinaczka solidnie męczy i nie da się trenować biegowo tak, jakby się innych sportów nie uprawiało. Zrezygnowana zawinęłam do domu. Na ściankę już nie pojechaliśmy.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Poniedziałek 20/05/2013

ok.2h, ponad 300m up and down, buty Hyperspeed (ciągle zapominam Evo z pracy przynieść)

Rano najpierw odsypianie, potem szybkie ogarnięcie mieszkania i imprezka prawie grillowa. Mięsożerni byli po niej jeszcze długo kwadratowi z przejedzenia, ale ja po 2-3h byłam akurat na bieganie. Ubrałam się, postanowiłam wziąć muzykę i wyszłam z domu z myślą, że nic nie muszę - pobiegnę w górę albo w dół, godzinę, półtorej albo i dwie - się zobaczy. I dlatego, że nie musiałam, to wreszcie wbiegłam lisią ściężką na samą górę ponad autostradę. Czasem ze 30s przerwy na złapanie oddechu, czasem część podejścia w marszu, ale przecież tak to będzie wyglądać w godzinie próby. :oczko: I się okazało, że ostatnio wciąż pewne fragmenty biegłam niepotrzebnie ulicą/chodnikiem, gdy istniała też ścieżka bezpośrednio na rzeką. I oznaczenie szlaku jednak jest z dołu do góry, tylko nie za wiele jest samych tyczek (których ostatnio wypatrywałam), ale należy skupić się na małych płytkach z odciskiem lisich łap wtopionych w jezdnie i chodniki - dokładnie pokazują kierunek na prawie wszystkich skrętach, ale łatwo je przeoczyć. Powrót na azymut, częściowo nowymi uliczkami i alejkami - w Lozannie powroty do domu są łatwe, każda droga w dół jest dobra, można dać się ponieść fantazji.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Tak mi się jeszcze przypomniało - czas ściąć włosy, bo już to woreczka z magnezją włażą. :hahaha:

Obrazek

Na serio szukam inspiracji na lekką letnią fryzurkę.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Nie ma to jak podsumowywać tydzień w piątek - tzn. ten poprzedni tydzień

Podsumowanie tygodnia - 13.05 - 20.05.2013

Ilość treningów: 3
Kilometraż: ?
Pozostała aktywność: wspinaczka x 3

Dzięki długiemy weekendowi i zapożyczeniu poniedziałku bieganie : wspinaczka 1:1.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Środa 22/05/2013

49' biegam bo lubię, buty Light Silence

Wyszłam naprawdę późno, ale o dziwo bardzo dobrze nastawiona i w sumie pełna zapału. Dalej trzymam się zasady - nic nie muszę, wszystko mogę, biegam dla przyjemności. Jedną z opcji było pobiegnięcie 5x4' pod górę szybko. Po rozgrzewce znalazłam się u stóp górki, gdzie byłoby to możliwe, ale już wiedziałam, że now way - dalej wysiłek uruchamia różne duszące wydzieliny w nosie i okolicach. Ale za to poczłapałam sobie pod górę w tempie mniej wymagającym - tak z kwadrans ciurkiem. Samopoczucie po treningu - świetne.

Czwartek 23/05/2013

Wspinaczka, 3h

Na początek się zdawało, że totalnie nie mój dzień, śnięta cały dzień byłam i duch mało bojowy był. Ale po kilku próbach weszłam w końcu ostatnie niezdobyte 5c w Sottens - i powiedziałam "ale łatwe". :hahaha: Głowa się trenuje. Potem jeszcze dwie 5c+ przeszłam - tylko jeszcze na raty, z odpoczywaniem i powtarzaniem kawałków. Niemniej do przodu!

------

A na dziś mam opcję na zawody, start za 3h, 3 pętle po pagórach w mieście, 10.2km. Koleżanka namawia.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Piątek 24/05/2013

A travers Pully, 10.? km, ok.160m up? , 1:07:41.81, buty Hyperspeed

Zaczęła mnie namawiać koleżanka na wspólnym lunczyku we wtorek. Co prawda wspominała, że rok temu prawie umierała na tym biegu, ale miała ochotę znów się upodlić. :bum: Ja sobie pomyślałam, że to będzie dobra forma zrobienia treningu podbiegowego, a zawody w towarzystwie to fajna zabawa. Niemniej dziś się obudziłam z potwornym bólem brzucha - niech żyją TE dni. Na szczęście przed wyjściem do pracy zaczęła działać tabletka przeciwbólowa. Zapakowałam biegowe ciuszki - bo może jednak pojadę. Po południu w pracy czułam się jakoś pozytywnie naładowana i ostatecznie mąż mnie zachęcił - no pojedź. Więc dzwonię do Pauliny i jedziemy. Tylko nagle poczułam, żem potwornie głodna - szybki przelot przez sklep po jakąś bułę z czekoladą, potem jeszcze banan od Pauliny. Parkujemy nad jeziorem, podchodzimy pod górę do biura zawodów. Brrr, zimno wieje, no chociaż śnieg nie pada - wczoraj jak byliśmy na ściance padał. Szybki zapis, opłata i dostaję numerek oraz pamiątkową torbę na buty. Przebieram się i mamy jeszcze mnóstwo czasu - gadamy więc grzejąc się wewnątrz sali.

Na kwadrans przed startem rozgrzewka, truchtam powoli, brzuch z żołądkiem nie najlepiej. Poranna tabletka przestała działać, nowej nie mam. No nic, zobaczymy. Wystrzał i lecimy, do pokonania mamy 3 okrążenia. Najpierw ostry zakręt, brukowane uliczki w centrum i wpadamy na "single track" przez winnice. Tzn. nie wpadamy, bo korek i ludzie stoją/idą już trochę przed. Truchtamy powoli pomimo zachęcającego spadku. Na dole punkt z wodą (omijam) i zaczyna się podbieg. Najpierw łagodny, potem przejście podziemne pod główną drogą - ze spiralami na każdym końcu, następnie robi sie coraz bardziej stromo aż docieramy pod boiska. Męczę się bardzo, dyszę, uda ciężkie, wyprzedza mnie kilka osób - wydaje mi się, że jestem ostatnia - no tego jeszcze nie przerabiałam, może by tak zejść po pierwszej pętli? Tymczasem najlepsze przed nami. Tam nachylenie ma ponoć 23%. Jestem w stanie uwierzyć, szybko zamiast biec postanawiam iść. Na szczycie znów czas biec, obiegamy boiska, znów trochę podbiegamy, ale nie stromo i wreszcie zakręt i zbieg. Ale nie za długi, potem agrafka i niebawem mostek nad torami - koniec pierwszego okrążenia.

Na drugim w winnicach mogę normalnie biec. Staram się rozluźnić, ale asfalt nieco powybrzuszany, więc miejsce jak znalazł na strasboglebę - pozostaję więc dość skupiona. Tuż za wodopojem zaczynają mnie dublować najszybsi panowie. Ale suną - niesamowite wrażenie. Podbieg boli, wybieg z przejścią podziemnego - uffff, ciężko, pod wiaduktem kolejowym charczę na maxa, ale już widać wspinaczkę obok boisk - oby dobiec tam, potem chwila podchodzenia. Tylko nawet podchodzić nogi nie chcą, stawiane na palcach - trochę lepiej. Ciężko poderwać się znów do biegu, ale podczepiam się do jednej pani i jakoś idzie (dogoniłam kilkoro biegaczy dzięki zbiegowi w winnicach). Ostatni dłuższy podbieg i wyprzedzam jedną kobitkę - głównie po to, żeby zostawić prawą wolną do dublowania. Ale w sumie z powrotem nie dam się już wyprzedzić. Na zbiegu raczej odpoczywam niż bardzo cisnę, ale zaczynam czuć, że do mety już bliżej niż dalej - ulga! Z mostku nad torami większość zbiega już na lewo - do mety, ja muszę na prawo - znów na kieracik.

Kibiców już prawie nie ma, nawet obsługa jakby zaczęła już sprzątać zabezpieczenia. Przed winnicami doganiam kolejną panią, chwilę biegnę tuż za nią, jednak na najstromszym nachyleniu ona hamuje, a ja daję się nieść - no kiedyś trzeba skorzystać z tego fantastycznego zbiegu. Pewnie mniej jednak ona dopadnie na podbiegu, no nic. Doczołganie się do "muru" przy boiskach znów boli, ale sam mur idzie lepiej niż na drugim kółku - to pewnie świadość, że to już ostatni raz. Wyprzedzone panie wciąż za mną. Przede mną dwóch panów biegnących razem. Na końcu górki głowa popycha znów nogi w ruch. Okrążając boiska sukcesywnie zmniejszam dystans do panów, na początku ostatniego długiego podbiegu włącza mi sie fighter i panów zgrabnie mijam. "Nie zostawiaj nas samych, zgubimy się" - krzyczą za mną. :hahaha: Do końca górki z zaciśnietymi zębami. Przede mną jest kolejna kobitka, ale dość daleko - ona od początku była wyraźnie z przodu. Jej raczej nie dogonię, ale tym razem na zbiegu porządnie cisnę. Jeszcze tylko podbiec na mostek nad torami - ale to już na zapale finiszowym się zrobi. Zfruwam z mostku i tym razem na lewo. Hmm, ciekawe gdzie dokładnie meta, może to ta żółta linia. Sprintem biorę tuż przed nią jakiegoś pana, ale po linii nie zwalniam całkiem, bo dalej jest korzytarz otaśmowany i brama na końcu. Nie sprintuję na maksa, ale wciąż biegnę. Dopiero obsługa spod bramy daje mi znak, żeby zwolnić. Pomiar czasu zatrzymywał się na żółtej linii, tam tylko numery zapisują. Uffff, dałam radę. Teraz pić! Gratulują mi Pauliną i Ralph, idziemy szybko się schować do ciepełka. Potem jeszcze jednego kolegę spotkałam, fajnie było pogadać. Posiedzieliśmy jeszcze w sali aż do dekoracji zwycięzców, coś zjedliśmy i wypiliśmy (ponoć obsługa w kasie od jedzenia była już kompetnie pijana :hahaha: ).

Naprawdę fajny wieczór, choć mój wynik sportowy...Ale trening porządny zrobiłam, to się liczy. Ostatecznie byłam 295 na 310 osób, które wystartowało (31/36 wśród seniorek). Na pierwszej pętli miałam trochę doła, że przy całym tym treningu stać mnie tylko na bycie ostatnią, ale teraz już się czuję ok. Tzn. psychicznie, bo brzuch :wrr: :sss: :wrrwrr: .
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Sobota 25/05/2013

Wspinaczka - bouldering, 2.5h

Niestety pogoda niewyjściowa, zimno, mokro, wyżej w górach na minusie, w skałkach tak koło 5 stopni. Zatem bouder. Zaczęliśmy naprawdę intensywnie i w zasadzie w godzinę się spompowaliśmy. Ale zrobiłam kilka nowych problemów, w tym takie w mocnych przewieszkach.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

No to słowo się rzekło - za tydzień SemiMarathon de Transju'trail. Oby padało tak mało, jak to możliwe i nie spadł śnieg. :bum:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 26/05/2013

Znów zimno, znów mokro.

Przed południem:

Wspinaczka 3h

Łaaa, takiego tłoku na sali to ja jeszcze chyba nie widziałam, ale biorąc pod uwagę pogodę - nic dziwnego. Nawet nieźle powalczyliśmy biorąc pod uwagę zmęczenie po wczoraj. Niech już naprawdę się zrobi lepsza pogoda, bo przy takiej frekwencji na sali coraz częściej na osobniki dziwne rzeczy robiące się trafia.

Pod wieczór:

1h32' po lesie, buty WT110

Jeszcze w południe wątpliłam, czy wyprawię się do lasu (na termometrze +4, padało), ale pod wieczór obeschło i z 10 stopni było, więc bajka. Założyłam sobie, że doczłapię do Montpreveyres i z powrotem. Nogi miałam zdecydowanie nie świeże po weekendowym combo + byłam ogólnie zmęczona, więc człapanie to było dobre założenie. Przy okazji test nowych opasek. Początek zieloną ścieżką biegową, ale na pierwszym rozwidleniu uciekłam z niej, kierując się od tego momentu mapą. Niebawem zaczęło się błoto prawie po uszy, szybko miałam je i wewnątrz ceratkowych butów, ale szybko wyschło przynajmniej. Wybierając na szybko cel nie patrzyłam zbyt na poziomice i tak wyszło, że trasa poprowadziła mnie przez najwyższe wzniesienie okolicznych lasów - bez maszerowania się nie obeszło. Zbliżała się pora nawrotki, na horyzoncie pojawiły się domki, no wszystko gra. Oprócz nazwy wioski na tabliczce. Gdzieś w połowie zgubiłam szlak i potem musiałam wbiec na inny (tu one wszystkie są znaczone po prostu na żółto) i tak znalazłam się w Riau Graubon. W kwestii powrotu zdecydowałam się na nieśmiały drogowskaz w stronę wąskiej asfaltówki - "Lausanne". I biegłam tak wzdłuż wielkich pól rzepaku, na asfalówce żywego ducha. Wreszcie kolejna wioska (bliżej Lozanny, dobrze!) i zaraz za nią odnalazłam szlak, którym planowałam biec pierwotnie. Na nim też spotkałam rowerzystę, z którym już się witałam w okolicach "punktu kulminacyjnego". Uśmiechnęliśmy się do siebie jak niepoprawni miłośnicy taplania w leśnym błocie. :hej: Potem trafiłam na piękny punkt widokowy na góry (nawet fotkę telefonem cyknęłam), a później grzecznie wracałam szlakiem do Chalet a Gobet - ten właściwy miał zdecydowanie mniej błota! Skręciłam raz jeszcze za strzałką "Lausanne" i wylądowałam w okolicy znanej, ale niestety musiałabym zasuwać wzdłuż drogi szybkiego ruchu. Zamiast tego ruszyłam skrajem łąki - chaszcze po pas czasami, wilgotne, pięknie mi buty wymyły od zewnątrz. I opaski na łydki bardzo się przydały na odcinku z pokrzywami. :hahaha: Przy okazji wypłoszyłam już trzecią z kolei sarnę. Na końcowym odcinku znów ominęłam największe błoto dzięki alternatywnej trasie. Fajnie się biegło, ale przed zawodami zdecydowanie muszę wypocząć.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Podsumowanie tygodnia - 21.05 - 26.05.2013

Ilość treningów: 3 (w tym jeden to zawody)
Kilometraż: ?
Pozostała aktywność: wspinaczka x 3
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Jeszcze to zdjęcie z wczoraj:

Obrazek
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Poniedziałek 27/05/2013

Wspinaczka 2.5h

Wszystko mnie bolało po intensywnym weekendzie, ale wyszło tak piękne słońce - według prognoz po raz pierwszy i ostatni w tym tygodniu - że urwałam się wcześniej z pracy i pojechaliśmy w skały. Z założeniem, że jak nie na wspinaczkę to chociaż na spacer. Na ścianie spotkaliśmy koleżankę z pracy w biurka obok - nikt nie chciał przepuścić takiego słońca. Mnie wspinało się bardzo średnio, mąż się bawił zdecydowanie lepiej. Wróciłam okropnie zmęczona i niemal z miejsca padłam na kanapie w salonie.
ODPOWIEDZ