żona jest jedyną osobą w najbliższej rodzinie, którą można sobie wybrać.
Komentarz do artykułu Rozterki biegacza (część I)
-
grzechu_wroc
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 355
- Rejestracja: 08 maja 2010, 14:51
- Życiówka na 10k: 32:30
- Życiówka w maratonie: 2:27:16
- Lokalizacja: Wrocław
jest takie powiedzenie "widziały gały co brały" 
żona jest jedyną osobą w najbliższej rodzinie, którą można sobie wybrać.
żona jest jedyną osobą w najbliższej rodzinie, którą można sobie wybrać.
#WrocławskieIten
HM: 1:11:11
M: 2:27:16
HM: 1:11:11
M: 2:27:16
- maly89
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 4862
- Rejestracja: 10 paź 2011, 23:05
- Życiówka na 10k: 37:44
- Życiówka w maratonie: 02:56:04
- Lokalizacja: Gdańsk / Lidzbark Warmiński
- Kontakt:
Tylko, że sporo osób zmienia się/zaczyna biegać jak już ma żonęgrzechu_wroc pisze:jest takie powiedzenie "widziały gały co brały"
żona jest jedyną osobą w najbliższej rodzinie, którą można sobie wybrać.
-
human
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 378
- Rejestracja: 04 lut 2009, 10:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Piaseczusetts
"Któregoś dnia założyłeś buty i poszedłeś w nich pierwszy raz w życiu biegać. Za chwilę byłeś z powrotem. Niezależnie od tego, ile udało Ci wtedy przebiec czułeś się wspaniale."
Taaa, u mnie było zupełnie odwrotnie. Moja pierwsza dycha (zawody), okolice ósmego km : "co ja tutaj robię ? po co mi to było ? nie,nie, i jeszcze raz nie, to na pewno ostatni raz ! "
p.s. po pierwszym wyjściu "na bieganie" było to samo
Taaa, u mnie było zupełnie odwrotnie. Moja pierwsza dycha (zawody), okolice ósmego km : "co ja tutaj robię ? po co mi to było ? nie,nie, i jeszcze raz nie, to na pewno ostatni raz ! "
p.s. po pierwszym wyjściu "na bieganie" było to samo
-
ania102
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 730
- Rejestracja: 02 kwie 2013, 18:30
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Artykuł dość słaby, ale temat ciekawy.
Ja biegam, mój mąż nie. Nie zauważyłam, żeby bieganie było dla niego lub dzieci problemem. Mam wrażenie, że są ze mnie dumni. Chwalą się innym, że przebiegłam maraton, dopingują na zawodach, jeżeli mogą. Nie czuję, że tracą coś - raczej zyskują, bo dzięki bieganiu lepiej się czuję, mam lepszy nastrój.
Nie schudłam, bo nie mam z czego. Jem to samo, co reszta rodziny. Z resztą mąż jest szczupły, chociaż niczego trenuje, więc nie ma "traumy", że oto żona mu się zrobiła za atrakcyjna;-)
Myślę, że jeżeli ludzie się kochają, to będą potrafili znaleźć balans, będą szanowali swoje pasje. Nie muszą ich wcale dzielić - jak widać na moim przykładzie. 15 lat razem, to chyba wystarczający staż, żeby się pomądrzyć na ten temat?
Ja biegam, mój mąż nie. Nie zauważyłam, żeby bieganie było dla niego lub dzieci problemem. Mam wrażenie, że są ze mnie dumni. Chwalą się innym, że przebiegłam maraton, dopingują na zawodach, jeżeli mogą. Nie czuję, że tracą coś - raczej zyskują, bo dzięki bieganiu lepiej się czuję, mam lepszy nastrój.
Nie schudłam, bo nie mam z czego. Jem to samo, co reszta rodziny. Z resztą mąż jest szczupły, chociaż niczego trenuje, więc nie ma "traumy", że oto żona mu się zrobiła za atrakcyjna;-)
Myślę, że jeżeli ludzie się kochają, to będą potrafili znaleźć balans, będą szanowali swoje pasje. Nie muszą ich wcale dzielić - jak widać na moim przykładzie. 15 lat razem, to chyba wystarczający staż, żeby się pomądrzyć na ten temat?
-
operaus
- Dyskutant

- Posty: 48
- Rejestracja: 30 sie 2012, 10:49
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
maly89 pisze:Tylko, że sporo osób zmienia się/zaczyna biegać jak już ma żonęgrzechu_wroc pisze:jest takie powiedzenie "widziały gały co brały"
żona jest jedyną osobą w najbliższej rodzinie, którą można sobie wybrać.I co wtedy? Chyba trzeba znaleźć jakiś kompromis. Rodzina to nie samochód, żeby ją sobie zmieniać co i rusz. Tak jak napisałem, ja tego problemu nie mam, ale w pełni rozumiem osoby, które mają takowy problem ze swoją drugą połówką.
Wszystko jest do ogarnięcia. piszę to jako biegająca żona i matka, pod warunkiem, że nie przyznamy bieganiu " palmy pierwszeństwa" . Mąż nieusportowiony, ale zapalony kibic siatkówki, ze zrozumieniem podchodzi do mojego biegania.
Mój plan biegowy dostosowany jest do rodziny a nie odwrotnie. Np. zawożę córkę na basen i zamiast czekać bezczynnie 1,5 godz. idę na bieżnię obok basenu albo do pobliskiego lasu pobiegać. Możliwości jest wiele tylko trzeba je zobaczyć.
- mary
- Wyga

- Posty: 150
- Rejestracja: 06 sie 2012, 13:36
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
Na szczęście się z tym nie spotkałam. Tylko rodzice trochę się zaczęli martwić, jak biegałam coraz dłużej i dłużej i wciąż mnie ubywało, bo myśleli, że wciąż się odchudzam - ale jak w Święta zobaczyli jaki mam spust, to dali sobie spokój i z dumą mówią znajomym ile to ja biegam
Mój narzeczony tak samo. Sam nie biega (choć przebąkuje, że zacznie), ale bardzo mnie wspiera i jest dumny "bo moja Mary to biega codziennie po 14 kilometrów". Gdyby robił mi uwagi i przytyki byłoby mi przykro i zastanowiłabym się nad sensem takiego związku - gdzie nie ma wzajemnego wsparcia i dopingu, może po prostu kwestia zaburzonej komunikacji czy co? Rozumiem, że jak ktoś całe życie rodzinne chce podporządkować bieganiu (nie pójdę na wywiadówkę, wisi mi rocznica ślubu, ja dziś biegam, nie jedziemy na wakacje do Grecji, bo ja w upale biegać nie będę itd.) - to może być problem, ale nie uwierzę, że w normalnej rodzinie zwykłe bieganie może powodować jakiekolwiek problemy.
Reszta problemów dla mnie naciągana. Pani z mięsnego? Kobiece wyrzuty sumienia? Może w pokoleniu naszych babć, ale dzisiaj? Dzisiaj kiedy gadanie o samorealizacji zakrawa czasem o śmieszność? Kiedy bycie kobietą z pasją jest wręcz modne i pożądane, a bycie tzw. matką-Polką jest często wyszydzane, nawet jeśli kobiecie akurat takie życie odpowiada i nie narzeka?
Prawda jest taka, że większość nie-biegających, czy też ogólnie niepoświęcających się jakiejś pasji, w czasie, kiedy my się swoim poświęcamy, nie zbawia świata, tylko ślęczy przed kompem lub tv
Nie wiem ile trzeba by było codziennie biegać, żeby zaniedbać rodzinę i przyjaciół... Dlaczego bieganie miałoby budować jakąś barierę, nieporozumienia?
"Jak to zrobić, żeby utrzymać dobre relacje z ludźmi, na których nam zależy, a jednocześnie nie rezygnować z tego co dla nas ważne?" - zachować złoty środek? Rano/wieczór biegam, to czas dla mnie, droga rodzino wytrzymasz beze mnie tę godzinę dziennie.
Reszta problemów dla mnie naciągana. Pani z mięsnego? Kobiece wyrzuty sumienia? Może w pokoleniu naszych babć, ale dzisiaj? Dzisiaj kiedy gadanie o samorealizacji zakrawa czasem o śmieszność? Kiedy bycie kobietą z pasją jest wręcz modne i pożądane, a bycie tzw. matką-Polką jest często wyszydzane, nawet jeśli kobiecie akurat takie życie odpowiada i nie narzeka?
Prawda jest taka, że większość nie-biegających, czy też ogólnie niepoświęcających się jakiejś pasji, w czasie, kiedy my się swoim poświęcamy, nie zbawia świata, tylko ślęczy przed kompem lub tv
"Jak to zrobić, żeby utrzymać dobre relacje z ludźmi, na których nam zależy, a jednocześnie nie rezygnować z tego co dla nas ważne?" - zachować złoty środek? Rano/wieczór biegam, to czas dla mnie, droga rodzino wytrzymasz beze mnie tę godzinę dziennie.
- maly89
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 4862
- Rejestracja: 10 paź 2011, 23:05
- Życiówka na 10k: 37:44
- Życiówka w maratonie: 02:56:04
- Lokalizacja: Gdańsk / Lidzbark Warmiński
- Kontakt:
Dokładnie o tym mówię - trzeba znaleźć kompromis. A takowy jest niemalże zawsze. Czasem po prostu ciężej go wypracować 
-
L19:57
- Stary Wyga

- Posty: 186
- Rejestracja: 22 kwie 2013, 06:58
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:49:48
Ich auch. "Ojciec" może także "śmigać", nawet na trasie maratonuFretka pisze:Dochodzę do wniosku, że jestem szczęśliwą osobą, ....
Mój ojciec, ....., przyjechał mi kibicować na trasie maratonu. .....
Im krócej biegniesz, tym mniejszy dystans jesteś w stanie pokonać
.
- kris_brazylia
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 450
- Rejestracja: 17 kwie 2013, 17:05
- Życiówka na 10k: 43,29
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Chile
- Kontakt:
Podpisuje sie pod tym nogami I rekami I dodam od siebie, ze oprocz tego co Maly napisales, ludzie nie lubia (nie akceptuja, nie potrafia zrozumiec) "innosci"- czyli tego, ze ktos jest inny niz my Sami. Np. To ze ktos nie je miesa, nie pije wodki na imieninach, plywa zima przy -10, czy wlasnie- biega. Mozna to rowniez nazwac brakiem tolerancji.maly89 pisze:Chodzi o to, że ludzie nie lubią zmian. I jak coś się wokół nich zmienia to są niespokojni, reagują instynktownie, agresywnie.
Blog: [URL]viewtopic.php?f=27&t=33873&p=1073365#p1073365[/URL]
[b]10km:[/b] 43'29" (18.06.2014) trening
[b]21km:[/b] 1h38'48" (08.06.2014) Florianopolis
[b]10km:[/b] 43'29" (18.06.2014) trening
[b]21km:[/b] 1h38'48" (08.06.2014) Florianopolis
- Antaro
- Dyskutant

- Posty: 33
- Rejestracja: 12 maja 2013, 15:31
- Życiówka na 10k: 44min
- Życiówka w maratonie: brak
Normalnie jakbyś opisywał mnie. Ludzię się boją zmian, nieznanego, cokolwiek by to nie było. Lubio to co jest i to co znają. Normalne ludzkie podejscie. Pewnie min. dlatego ciąglę używam klasycznego telefonu a nie smartfona :P Ale to nie ne temat hehehe...kris_brazylia pisze:Podpisuje sie pod tym nogami I rekami I dodam od siebie, ze oprocz tego co Maly napisales, ludzie nie lubia (nie akceptuja, nie potrafia zrozumiec) "innosci"- czyli tego, ze ktos jest inny niz my Sami. Np. To ze ktos nie je miesa, nie pije wodki na imieninach, plywa zima przy -10, czy wlasnie- biega. Mozna to rowniez nazwac brakiem tolerancji.maly89 pisze:Chodzi o to, że ludzie nie lubią zmian. I jak coś się wokół nich zmienia to są niespokojni, reagują instynktownie, agresywnie.
Co do biegania. To u mnie zaczeło sie troche inaczej i pewnie nietypowo. 7 miesiecy cwiczyłem na silowni, ostro, 4x w tygodniu....do momentu aż nawał kontuzji wykluczył mnie z trenowania (np. łokieć tenisty). Nie chiałem jednak sie "zatrzymywac" i przestac prowadzic aktywny tryb zycia, wiec postanowiłem zacząć biegac (pierwsze kroki na bieżniach w fitness klubach). No i tak to juz mniej wiecej miesiac minął a na "liczniku" przeszlo 100 wybieganych kilometrów
-
Ryszard N.
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 2243
- Rejestracja: 15 maja 2010, 23:49
Mały, pomimo szczerych chęci, nie rozumiem tego zdania.maly89 pisze:Powiem szczerze, na jeszcze rok temu podpisałbym się w całości pod tym artykułem. Ale teraz wydaje mi się, że ludzie dookoła mnie już się przyzwyczaili do tego, że biegam. Nie tylko to zaakceptowali, ale nawet mnie w tym wspierają, dopingują.
Bo tak naprawdę nie chodzi o to, że zaczyna biegać - nie o bieganie tutaj chodzi. Chodzi o to, że ludzie nie lubią zmian. I jak coś się wokół nich zmienia to są niespokojni, reagują instynktownie, agresywnie.
Tak ja to widzę.
PS: No, a co do dzielenia pasji to mimo, że Patrycja nie biega wydaje mi się, że mamy idealny układ - ja biegam, Ona robi zdjęcia. Razem wybieramy zawody, na które chcemy pojechać. Czasami towarzyszy mi rowerem podczas treningów. Jej pomoc jest dla mnie nieoceniona. Jest dla mnie niczym trener i menadżer w jednym
Bo tak naprawdę nie chodzi o to, że zaczyna biegać - nie o bieganie tutaj chodzi. Chodzi o to, że ludzie nie lubią zmian. I jak coś się wokół nich zmienia to są niespokojni, reagują instynktownie, agresywnie.
Jacy ludzie i co oni mają do Twojego biegania?
Przykład, który podajesz z własnego życia jest tylko jedną z wersji możliwych. Co więcej, słabo reprezentatywny bo Ty nie wiesz jak to jest biegać, jak się ma żonę, dwoje dzieci, jedno zachorowało, drugie drze się w nocy. Jestem ciekawy, jak by wówczas wyglądał stan akceptacji Twojej pasji ze strony Twojej partnerki.
Mały, tyle wiesz o sobie ile Cię życie sprawdziło.
Czytając wpisy poszczególnych osób, większość pisze z poziomu życia panienki lub kawalera. Jak zwykle, bardzo ładnie i gładko potrafimy pisać o własnym uzależnieniu ubierając go w piękną frazeologię. Ja jak raz jestem szczęśliwy, nie potrzebuję niczyjej akceptacji, nie przeszkadzają mi komentarze ( jak raz, wczoraj po kilkunastu latach przerwy, ponownie usłyszałem za sobą okrzyki,..gej. To dobrze, to mnie utwierdza w świadomości, że nadal mieszkam w kraju nad Wisłą ) przechodniów. Mam dorosłe dzieci, obowiązku głównie wobec siebie. Na szereg komentarzy, potrafię jednak podać wiele przykładów ze środowiska gdzie bieganie a tak na prawdę uzależnienie biegowe, jest źródłem nieustających kłopotów i napięć. Gdzie bieganie pozycjonuje dzień, tydzień, wakacje, urlop. Gdzie dla świętej zgody, z zaciśniętym zębami, partnerka ( jednak zwykle to partnerka musi się na coś zgodzić, lub chce) akceptuje kolejne wydatki, kolejny wyjazd.
Pod artykułem, nie ma komentarzy osób które żyją z osobą biegającą. To one by były najbardziej wartościowe i reprezentatywne.
Głównie tych które mają rodzinę, obowiązki i borykają się z problemami życia codziennego a nie osób które pod wpływem "motylków w brzuszku" są w stanie zaakceptować dowolną wariację swojego partnera.
Ach, zapomniał bym napisać. Nigdy nie byłem w Egipcie, Tunezji, itp. Tam kiepsko się biega. Najlepsze miejsce na urlop to Alpy Włoskie, Austriackie lub góry w Hiszpanii,... Wiadomo kto tu rozdaje karty,...
-
L19:57
- Stary Wyga

- Posty: 186
- Rejestracja: 22 kwie 2013, 06:58
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:49:48
A ja nie wiemRyszard N. pisze:...
...
i,... Wiadomo kto tu rozdaje karty,...
Ale spoko. Prędzej czy później się dowiemy. I nie warto licytować się, kto "bardziej, więcej czy dalej". A u mnie "tekścik": "I TAK CIĘ KOCHAM".
PS.
Teraz muszę się zast., czy w moich tekstach nie było "bardziej, więcej czy dalej" (pewnie było, przecież mieszkam w kraju nad W.).
Im krócej biegniesz, tym mniejszy dystans jesteś w stanie pokonać
.
-
infomsp
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 599
- Rejestracja: 02 sty 2012, 20:30
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
@Ryszard N.
tak chciałem napisać, ale nie chciało mi się pisać tak dużo.
Ja mam 4 dzieci, dwie firmy do ogarnięcia, dwa stowarzyszenia, psa i 19 arów trawy do koszenia, no i dom. Gdyby żona nie była tak wyrozumiała, to by nie było szans na bieganie. Co do (innych) ludzi, to od pewnego wieku (czyt. perspektywy do życia i siebie) problem przestaje istnieć. W pewnych sytuacjach życiowych tego się nie da poukładać na stałe. Prawie każde wyjście na bieganie to wybór "coś za coś" i wyrzuty sumienia zagłuszane wysokim poziomem endorfin. Trzeba głęboko w sobie kopać żeby się dokopać satysfakcji.
A krótko pisząc "wtedy widać, że na prawdę o to warto walczyć". Wtedy widać dopiero jak bieganie (z psem lub w samotności) smakuje. Każdy jednak ma swoją historię i (wbrew temu co się powszechnie sądzi) szytą na swoją miarę.
tak chciałem napisać, ale nie chciało mi się pisać tak dużo.
A krótko pisząc "wtedy widać, że na prawdę o to warto walczyć". Wtedy widać dopiero jak bieganie (z psem lub w samotności) smakuje. Każdy jednak ma swoją historię i (wbrew temu co się powszechnie sądzi) szytą na swoją miarę.
-
kapolo
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 744
- Rejestracja: 30 wrz 2011, 13:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Maków
@infomsp
I jeszcze Ci się biegać zachciało? Oczywiście żart.
Mam podobnie. Trafiłem szczęśliwie, bo moja żona chociaż nie do końca akceptuje moje bieganie i czasami daje mi to odczuć, to mimo wszystko w jakimś sensie to toleruje. Dla mnie najgorsze jest sumienie. Zawody, wszystko w pędzie byle jak najkrócej nie być w domu.
Wszystko to jednak ma swoją cenę. Kontakty ze znajomymi praktycznie ograniczone do minimum. Gdy przyjeżdżają rodzice, lub my ich odwiedzamy to po krótkiej rozmowie lecę na trening, bo dzieci mają opiekę. Gdy urodziło mi się dziecko, które wymaga opieki 24h/7 to kupiłem specjalny wózek i cześć treningów robimy razem. I tak jakoś leci.
Ryszard trafił w sedno. Porozmawiam dziś z żoną
I jeszcze Ci się biegać zachciało? Oczywiście żart.
Mam podobnie. Trafiłem szczęśliwie, bo moja żona chociaż nie do końca akceptuje moje bieganie i czasami daje mi to odczuć, to mimo wszystko w jakimś sensie to toleruje. Dla mnie najgorsze jest sumienie. Zawody, wszystko w pędzie byle jak najkrócej nie być w domu.
Wszystko to jednak ma swoją cenę. Kontakty ze znajomymi praktycznie ograniczone do minimum. Gdy przyjeżdżają rodzice, lub my ich odwiedzamy to po krótkiej rozmowie lecę na trening, bo dzieci mają opiekę. Gdy urodziło mi się dziecko, które wymaga opieki 24h/7 to kupiłem specjalny wózek i cześć treningów robimy razem. I tak jakoś leci.
Ryszard trafił w sedno. Porozmawiam dziś z żoną
- skuzniak
- Wyga

- Posty: 77
- Rejestracja: 27 kwie 2013, 23:00
- Życiówka na 10k: 54:08
- Życiówka w maratonie: 4:36:50
- Kontakt:
Tak jak powiedział Mały: wszystko jest kwestią kompromisu.
Mam jedno 2 i pół letnie dziecko i drugie w drodze: chciałem biegać wieczorami, ale mała zasypiała bardzo kapryśnie więc o jakiejkolwiek regularności nie było mowy. To podszedłem z drugiej strony. W soboty albo w niedzielę wstaję o 6 i biegam. W pracy pozwolili mi na jeden dzień pracy zdalnej to mogę biegać w ciągu tygodnia i jakoś to się kręci. Żona z córką najczęściej jeszcze śpią jak wracam, więc zdążę się wykąpać i przygotować śniadanie i tym sposobem wszyscy są zadowoleni.
Jasne mógłbym biegać cztery razy w tygodniu po pracy, kiedy mi najwygodniej, ale wtedy to córkę bym ze zdjęcia na biurku chyba tylko kojarzył. Jak dziecko jest chore to nie biegam, jak raz w tygodniu nie pójdę to mi od razu dupy nie urwę. Mam czas na bieganie, pracę, rodzinę i jak widać nawet usiąść przed komputerem mi się udaje.
Mam jedno 2 i pół letnie dziecko i drugie w drodze: chciałem biegać wieczorami, ale mała zasypiała bardzo kapryśnie więc o jakiejkolwiek regularności nie było mowy. To podszedłem z drugiej strony. W soboty albo w niedzielę wstaję o 6 i biegam. W pracy pozwolili mi na jeden dzień pracy zdalnej to mogę biegać w ciągu tygodnia i jakoś to się kręci. Żona z córką najczęściej jeszcze śpią jak wracam, więc zdążę się wykąpać i przygotować śniadanie i tym sposobem wszyscy są zadowoleni.
Jasne mógłbym biegać cztery razy w tygodniu po pracy, kiedy mi najwygodniej, ale wtedy to córkę bym ze zdjęcia na biurku chyba tylko kojarzył. Jak dziecko jest chore to nie biegam, jak raz w tygodniu nie pójdę to mi od razu dupy nie urwę. Mam czas na bieganie, pracę, rodzinę i jak widać nawet usiąść przed komputerem mi się udaje.



