
i do razu przyznam bez bicia: absolutnie nie jestem sportowcem, mam zrywy, jak przytyje 2-3-5 kg (a zdarza mi sie to czesto w krotkim czasie, jak sie nie kontroluje...) wtedy chodze na silownie, jakies aerobiki, basen.. etc.
ostatnio zmienilam podejscie!

mam 28 lat, 160 cm wzrostu i waze 55-53 kg (wahania dzienne...

na poczatku lutego zaczelam 3x w tyg uprawiac marszobieg. sciagnelam aplikacje na komorke: runkeepr'a, ustawilam na 2 interwaly steday & slow. podczas steady (poczatkowo 2 min, teraz 3 min.) truchtam, w slow (2min) maszeruje (ale, to nie jest na granicy truchtu i marszu, mozna powiedziec.. ide...). staram sie zawsze zeby to byl dystans kolo 5-6 km, (bywa wiecej do 8 nawet), czasowo min. 40 minut.
czy myslicie ze taki marszobieg (2min marszu / 3min truchtu), 3x w tyg, po +/- 60 min. kazdy, MA SENS? czy zrzuce tych kilka kg (chcialabym 3-4),wysmukle cialo, jak po zwyklych biegach, czy bede miala lepsza wydolnosc, etc.?!
bo jak do tej pory poza przyjemnym uczuciem zmeczenia, lepszym snem (biegam mimo mrozow, deszczu, sniegu etc wieczorami), nie zauwazylam zadnych zmian w swoim ciele, nie wspomne nawet ze waga ani drgnie... a minelo juz jakies 9 tyg... najgorsze bo nie zauwazylam zadnej poprawy wydolnosci... mimo ze ostatnio (2 tyg temu) rzucilam palenie!!
zastanawiam sie tez, czy ma znaczenie gdzie sie biega? gdybym biegala na stadionie, po plaskiej powierzchni bylabym w stanie bez przerwy przebiec pewnie z 15 minut. ale biegam po miescie ktore ciagle ma jakas gorke, uliczka - w gorke, chwilke w dol albo plasko, za chwile znowu gorka (runkeeper pokazuje climb 120m +/-) czasem 2 min marszu nie wystarcza na wyrownanie oddechu! (uuh, jaka zadyszka!!). na chwile obecna (po tylu tyg!) nie wyobrazam sobie biegac 30 min bez przerwy

moze jednak wybiore sie na stadion, zeby zwiekszyc dlugosc biegu?
jak myslicie?
co do diety: generalnie, jem duzo mniej, staram sie malo tluszczy, malo weglowodanow. glownie serki wiejskie, chrupkie pieczywo, banany na przekaski, sniadania, lub przed biegiem; chude mieso (kurczak), ryby (losos, wiem tlusty, ale to dobre tłuszcze), duzoo marchewki (bo lubie), pije wode i czerwona herbate. (wydaje sie malo,ale nie gloduje,serio!), zdaje sobie sprawe tez ze jest kiepsko zbalansowana ta dieta, ale jakos nie mam weny i polotu na dlugie pichcenia wymyslnych lekkich potraw...
czekam na sugestie, wszytskie wezme do siebie!
pozdr!