Od około trzech lat biegam regularnie. Tylko, że w dosyć specyficzny sposób, tzn. zawsze na tydzień-dwa przed feriami, aby przygotować się na narty (na których to prawdę mówiąc jeżdżę lepiej od nie jednego "instruktora"). Oczywiście na dworze, jakoś bardzo lubię biegać przy ujemnej temperaturze, przedzierać leśne ścieżki pokryte puchem.
Przez ostatnie kilka miesięcy około 10kg przytyłem i niby nie jest to wiele, jednak wizualnie uważam, że mam brzuch za duży i chciał bym to zrzucić. Na kaloryferze mi nie zależy, więc bieganie będzie okej. Mam jakieś 180cm zrostu (może trochę więcej) i jakieś 80kg (może trochę mniej). Już od jakiegoś miesiąca, może nawet więcej, zacząłem się zdrowiej odżywiać. Zerwałem z moim ukochanym majonezem, porzuciłem ukochane frytki, przestałem słodzić herbatę, ostatnio też czarną porzuciłem na rzecz zieloną i chleba nie smaruję masłem. Więc odżywiam się o wiele lepiej. Czy taka dieta będzie wystarczająca? Bo prawdę mówiąc nie chce mi się zagłębiać w jakieś liczenie kalorii, rozpoznawanie co jest węglowodanem, a co czymś innym itp.
Druga kwestia - dystans, który przebiegam, wg. google maps wynosi 8400m. Dziś (pierwszy bieg w tym roku, nie licząc zimowych) pokonałem ten dystans w 56 minut, czyli średnio 9km/h. Czy to dobry czas, jak na pierwsze kroki w bieganiu? Dodam, że podczas zimowych biegów dystans ten pokonywałem w takim samym czasie (plus minus kilkadziesiąt sekund). I czy biegając w ten sposób powiedzmy 5 razy w tygodniu szybko zobaczę efekty?
I pytanie odnośnie mojego dziwnego zmęczenia - po tej prawie godzinie byłem bardzo zmęczony i padnięty, jednak zmęczenie odczuwałem podczas biegu raczej w klatce piersiowej, a nogi miałem wrażenie, że nie były zmęczone. To normalne?
I jeszcze jedno

Pozdrawiam!
EDIT: i jeszcze jedno pytanie. Dwa piwa od czasu do czasu korzystnie nie wpłyną na trening, ale też nie będą chyba jakąś wielką zbrodnią, prawda?