POZnań - moje POZegnanie???

Moderator: infernal

wiking1234
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 239
Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:43:20
Lokalizacja: okolice Krakowa

Nieprzeczytany post

4 dni po Dębnie, w planie 8-10km spokojnego biegu. Zaczynam w tempie 5:30, na początku wszystko idzie dobrze, jednak po pierwszym kilometrze bach - czuję uderzenia tętna, serce wali jak szalone, robi mi się duszno, totalny brak siły! A więc znowu tętno. Jedyne wyjście - przechodzę w marsz. Robię jakieś 200 metrów, tętno się uspokoiło więc znowu mogę biec. Po 8 kilometrze odzyskuję świeżość, ale już wiem, że regeneracja potrwa nieco dłużej (miesiąc? dwa??) i nie dałbym rady pobiec w CM w tym roku. Muszę to wziąć pod uwagę przed jesiennymi startami. Teraz czekają mnie 2 dni przerwy do niedzielnego truchtania po Puszczy.
you got to lose to know how to win

Obrazek

Moje wypociny...
... i wasz odzew.

10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
New Balance but biegowy
wiking1234
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 239
Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:43:20
Lokalizacja: okolice Krakowa

Nieprzeczytany post

Dzisiaj mala analiza tegorocznych startów. Poczatek roku byl taki sobie i nie zapowiadal tego, co sie wydarzylo w Debnie. Jak wczesniej wspominalem prawie cala zime (glownie z powodu pogody) przetruchtalem , robiac wybiegania i podbiegi, praktycznie nie biegalem interwalow i szybkich odcinkow. A oto porównanie startów z 2012 i 2013 (czasy netto):

Rogate ranczo (8 km)
2012: - 46:53
2013: - 46:07

Pólmaraton Marzanny
2012: 1:42:58
2013: 1:41:24

Jednym slowem stabilizacja, róznice w granicach bledu. A teraz najlepsze:
Maraton
2012 (Kraków): 3:44:20
2013 (Debno): 3:32:53 (szok!)

Miedzyczasy na obu maratonach
10k
2012: 49:58
2013: 50:54

21k
2012: 1:45:18
2013: 1:46:18

40k
2012: 3:32:43
2013: 3:22:58

I na koniec lokata na miedzyczasach i na mecie w Debnie:
1,4k -782
10k - 491
21k - 412
30k - 342
40k - 300
meta - 288
Tydzien po maratonie w Debnie koncze polmaraton w Niepolomicach z nowa zyciowka 1:40:41 (co prawda bez atestu).

Wobec powyzszego zabieram sie do pracy nad predkoscia w oparciu o plan Bartoszaka na 45min/10k z planowanym podejsciem 26.05 (bieg Fiata). Potem zaczynam sile i wytrzymalosc do letnio-jesiennych startów.
you got to lose to know how to win

Obrazek

Moje wypociny...
... i wasz odzew.

10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
wiking1234
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 239
Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:43:20
Lokalizacja: okolice Krakowa

Nieprzeczytany post

Update z ostatnich dni:
Niedziela -start w Niepolomicach na polowke. Puszcza odkryta na nowo -az wstyd ze majac tak blisko nie przyjezdzam tu trenowac!
Poniedzialek - zgubila mnie chec zjedzenia pizzy. Zeby zrownowazyc bilans kaloryczny poszedlem sobie pobiegac. 7km i ciezarki u nóg.
Wtorek -poczatek planu Bartoszaka wg wlasnej modyfikacji (w oparciu o mozliwosci czasowe wcisniecia treningow w zycie)- tzn od razu 6-tydzien, zeby sie wyrobic na 26 maja. 3xrytmy + 8x 1 min, w sumie 15km.
Sroda - 21km wolno, z tego pare km pod ostry wiatr. Sila w nogach powoli wraca. W czwartek dzien przerwy.

PS Ten bieg RMF na 3550m w stopce to nie zart - to ma byc holowanie pociech do mety.
you got to lose to know how to win

Obrazek

Moje wypociny...
... i wasz odzew.

10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
wiking1234
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 239
Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:43:20
Lokalizacja: okolice Krakowa

Nieprzeczytany post

wiking1234 pisze: PS Ten bieg RMF na 3550m w stopce to nie zart - to ma byc holowanie pociech do mety.
Tak sobie siedzę i czytam regulamin biegu RMF i właśnie wpadłem na genialny pomysł:

Jak wcześniej wspominałem, nie startuję w tym roku w CM (z powodu nieobecności w tym dniu w Krakowie + regeneracja po Dębnie), postanowiłem więc sobie pofolgować w przeddzień maratonu na biegu o puchar RMF. Zapisałem dwie starsze pociechy (dziewczyny po 13 i 15 lat) i siebie oczywiście, z zamiarem nadawania im tempa i towarzyszenia od startu do mety, pal licho wynik. Ale właśnie obmyśliłem nowy plan:
1. Dopisałem do biegu także najmłodszego (10 lat) - ostatnio wytruchtał na bieżni 3km więc powinien dać radę.
2. Pobiegnę na maxa -przyda mi się przed próbą bicia życiówki na 10k, bo tak krótkich dystansów nie biegam.
3. Dogonię familię na trasie (znaczy się zdubluję) i zmotywuję do ukończenia całego dystansu.
4. I tylko żal, że żona za Chiny nie dała się namówić :ech:
you got to lose to know how to win

Obrazek

Moje wypociny...
... i wasz odzew.

10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
wiking1234
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 239
Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:43:20
Lokalizacja: okolice Krakowa

Nieprzeczytany post

I znów pobudka o 5:50 w niedziele. Ze wzgledu na uklad dnia nie dalbym rady wcisnac dzisiejszego biegu. Mysle sobie, ze gdyby nie to planowane podejscie do poprawy kompromitujacej zyciowki na dyche pod koniec maja to by mi sie po prostu nie chcialo wstawac i zasuwac.

Zgodnie z rozkladem poszlo 3x7 min w tempie (prawdopodobnie) 4:20. Oddechowo nie bylo najgorzej, tylko znowu lacznosc BT z telefonem nawalila i nie mam zapisu tetna.
Reszta druzyny ma dzisiaj zadane 2x15 min biegu z przerwa na marsz. Zobaczymy jak im pójdzie.
you got to lose to know how to win

Obrazek

Moje wypociny...
... i wasz odzew.

10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
wiking1234
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 239
Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:43:20
Lokalizacja: okolice Krakowa

Nieprzeczytany post

Dzisiaj podwójne wyjście. Najpierw z żoną i hamulcowym, tj. Johnym, żeby sprawdzić jego kondycję przed sobotnim startem na 3550m. Zaczął od tradycyjnego:
-Nogi mnie bolą.
- Od kiedy? - pytam.
- Zawsze jak chodzę w tych butach.
- To czemu nic nie mówisz?
- Mówiłem.
Stoi i ryczy.
- Uśmiechnij się, będą Cię fotografować!
- No i co z tego.
Ręce mnie opadły. Przyjdzie mi go chyba donieść na plecach do mety...
Potem próba rozruszania go i wreszcie po jakichś 15 minutach zapomniał i zaczął szaleć po lesie. O bolących nogach ani słowa. Po 40 minutach tego marszobiegu zapakowałem towarzystwo do auta i wysłałem do domu. Sam zostałem na obwodnicy żeby zaliczyć swoje. Z tego wszystkiego tak się zaplątałem, że nie wiedziałem, czy w planie mam dwa czy trzy razy po 5 minut w tempie 4:20 (po powrocie do domu okazało się, że dwa). Na wszelki wypadek zrobiłem trzy, żeby poprawić sobie kilometraż. Po drodze kilka razy mijałem dziewczynę na rolkach (czyżby szykowała się do jakiegoś startu?), pierwszy raz ją spotkałem, przy okazji pozdrawiam :usmiech:
Całość wyszła mniej więcej tak jak na załączonym obrazku, niestety tempo 4:20 jest zdecydowanie nie dla mnie :ech:
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
you got to lose to know how to win

Obrazek

Moje wypociny...
... i wasz odzew.

10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
wiking1234
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 239
Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:43:20
Lokalizacja: okolice Krakowa

Nieprzeczytany post

ŻAL, ŻAL, ŻALLLLL!

Czemuż ja nie biegnę w tą niedzielę, normalnie płakać mi się zachciało jak ją zobaczyłem. Tak cudnej jeszcze nie miałem - a tu proszę bardzo, przechodzi mi koło nosa przez własną głupotę. Gdyby nie mój wyjazd to choćby mi się przyszło czołgać z pacemakerami na 6:00 stanąłbym na starcie...
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
you got to lose to know how to win

Obrazek

Moje wypociny...
... i wasz odzew.

10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
wiking1234
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 239
Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:43:20
Lokalizacja: okolice Krakowa

Nieprzeczytany post

Sobotni bieg RMF zaliczony, chociaż innym trybem niż planowałem. Przed startem widząc stan młodego ("zmęczony jestem") zdecydowałem, że jednak go nie mogę zostawić samego i pobiegnę (= pójdę) z nim. Dziewczynom przykazałem bieg na miarę własnych możliwości. Kłopoty zaczęły się oczywiście zaraz po starcie więc praktycznie cała trasę musiałem Johnego zachęcać i nadawać tempo w stylu: biegniemy do niebieskiego znaku "P", potem marsz do pana w kamizelce. I tak nam powoli schodziło, martwiłem się tylko żebyśmy się jakoś zmieścili w limicie. Pod koniec ktoś z obsługi zasugerował, żebym wziął syna na plecy, ale powiedziałem NIE, ma pokonać cały dystans na własnych nogach. Na ostatnich 400 metrach nagle ożył, dobył z siebie resztki energii i pędem (czego się po nim zupełnie nie spodziewałem!) popędził do mety. Bieg ukończyliśmy na 10 miejscu od końca, dziewczyny prawie 10 minut przed nami. W sumie udało się zmontować niezłą drużynę, tak więc weekend pomimo niestartowania w CM muszę uznać za udany.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
you got to lose to know how to win

Obrazek

Moje wypociny...
... i wasz odzew.

10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
wiking1234
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 239
Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:43:20
Lokalizacja: okolice Krakowa

Nieprzeczytany post

Afery z niestartowaniem w CM ciąg dalszy.

Poniedziałek. Wszyscy od progu witają mnie pytaniem jak mi poszło.
"Co nie startowałeś???" (w domyśle: zawiodłeś nas, liczyliśmy na Ciebie, co ty sobie myślisz, jak mogłeś, obijasz się itp.) Na nic tłumaczenia, że akurat musiałem wyjechać, a to że 3 tygodnie wcześniej biegłem w Dębnie już nikogo nie obchodzi. Na osłodę mogłem tylko pokazać zdjęcia z sobotniego biegu RMF. - "Pan to potrafi dzieci zachęcić do biegania, to dzisiaj rzadkie wśród rodziców". O święta naiwności! Ja je po prostu bezczelnie przekupiłem obiecując dziewczynom kupno nowych butów jako nagrodę za ukończenie biegu. Johny wybrał sobie zestaw LEGO w cenie 35 zł (czyli według jego wyliczeń każde 100 metrów jego biegu jest warte 1 zł albo inaczej 1 grosz za 1 metr, mały kapitalista). Mówiąc poważnie uważam, że nie można zachęcać dzieci do sportu samemu spędzając czas na kanapie.
Po południu córka wraca ze szkoły i od progu mówi, że jej pan od wf-u pytał się jak mi poszło... Et te Brute contra me?

No nic, co było to było, pora myśleć o przyszłości, a tu nie mam dobrych wieści. Tempo siadło mi paskudnie, dzisiaj zrobiłem próbne 10km (między 3 a 13km) z przyśpieszeniem na ostatnich 3k, wyszło mi 49 minut. Nic dodać nic ująć, bez szans na poprawę życiówki, załączam obrazek.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
you got to lose to know how to win

Obrazek

Moje wypociny...
... i wasz odzew.

10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
wiking1234
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 239
Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:43:20
Lokalizacja: okolice Krakowa

Nieprzeczytany post

Majówka biegowa 2013
Miesiąc temu planowałem spędzenie długiego weekendu majowego z rodziną, jeździłem palcem po mapie wybierając imprezy biegowe i atrakcje dla reszty. Wymyśliłem sobie ostatecznie wyjazd w Pieniny i zaliczenie maratonu górskiego w Szczawnicy.
http://maratonszczawnica.pl/
Zacząłem przygotowania, kompletowanie wyposażenia, jadła i picia na trasę. Na 4 przed wyjazdem wszystko zaczęło się sypać. Najpierw zapaliła się kontrolka w samochodzie, który stracił moc i zaczął zachowywać się jak obładowany wielbłąd, więc z duszą na ramieniu odstawiłem go do serwisu. Po południu telefon - samochód był w stanie przedzawałowym i lista rzeczy wymagających wymiany sprawiła, że zaczynamy rozglądać się za nowszym autem. Niestety na dzień dzisiejszy jesteśmy uziemieni i z wyjazdu nici. "Nic to" pomyślałem, pozostaje plan "B" czyli wyjazd bez rodziny autobusem. I tu dostałem drugie ostrzeżenie: Wstaję rano, budzę się z potwornym bólem gardła, kaszlem, katarem i stanem podgorączkowym, a za oknem pada deszcz. Koło południa poczułem się wprawdzie trochę lepiej i już już miałem się wybrać w drogę, ale ostatecznie zrezygnowałem. W normalnych warunkach deszcz czy wiatr nie byłby żadną przeszkodą, jednak w tym stanie ciała boję się, że nie wróciłbym z gór żywy. Żona i dzieci zaczęły mnie pocieszać i na otarcie łez postanowiliśmy pojechać do Bałtowa:
http://huntrun.pl/hunt-run-jura-park-18-maja-2013/ - może być ciekawie... :hejhej:
Na razie zużywam kilogramy chusteczek -nie wiem czy zapas wystarczy mi do soboty, jutro wszystko pozamykane. Ech, a tak bym sobie pobiegał.
you got to lose to know how to win

Obrazek

Moje wypociny...
... i wasz odzew.

10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
wiking1234
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 239
Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:43:20
Lokalizacja: okolice Krakowa

Nieprzeczytany post

Dłużej nie mogłem już wytrzymać i po tygodniowym bezruchu spowodowanym przeziębieniem, postanowiłem wreszcie wyskoczyć na mały bieg. Nadal kaszlę i nos mam jeszcze zatkany, poczułem się jednak na tyle dobrze, że zaryzykowałem. Po raz pierwszy od dłuższego czasu założyłem pulsometr. A oto wrażenia:
Początkowo byłem jak zombie, sztywne nogi i dające o sobie znać osłabienie. W miarę przebieganych kilometrów samopoczucie stopniowo się poprawiało. Tętno początkowo 130-140 i już-już myślałem że tym razem będzie dobrze, kiedy pod koniec 3 kilometra walnęło na 185 i do końca utrzymało się w zakresie 165-180, przy średnim tempie 5:30. Ostatni km nieziemsko zmęczony doczłapałem w tempie 6:00. W sumie zrobiłem 13km. Od powrotu minęły 4 godziny a ja już chciałbym sobie pobiegać - to dobrze wróży na jutro!

PS. W międzyczasie mój plan na 10km całkowicie się wysypał, więc prysnęły także marzenia o łamaniu 45 minut za 2,5 tygodnia.
you got to lose to know how to win

Obrazek

Moje wypociny...
... i wasz odzew.

10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
wiking1234
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 239
Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:43:20
Lokalizacja: okolice Krakowa

Nieprzeczytany post

Drugi dzień po chorobie, czułem się już dużo lepiej niż wczoraj. W planie 6x5 min po 4:20, a oto relacja:
Początek spokojny, 2,5 km na rozbieganie - 14:00 HR 157 (88%)
5:00 HR 182 (102%)
3:30 HR 162 (91%)
5:00 HR 195 (110%)
3:30 HR 176 (99%)
5:00 HR 196 (110%)
3:30 HR 184 (103%)
5:00 HR 202 (113%)
3:30 HR 188 (106%)
5:00 HR 201 (113%)
Po piątym odcinku odpuściłem-stwierdziłem, że nie było sensu tego dalej ciągnąć. Nadmieniam, że tempo szybkich odcinków wahało się w około 4:20-4:40.
Na zakończenie 17:55 w tempie 5:30, HR 175 (98%), tętno do końca nie zeszło poniżej 168 (95%)
W sumie 14km w 1:11 minut, średnie tętno z całości 177 (99%)
PS Gwoli ścisłości, HR max osiągnięte dzisiaj to 210 (118%)
you got to lose to know how to win

Obrazek

Moje wypociny...
... i wasz odzew.

10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
wiking1234
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 239
Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:43:20
Lokalizacja: okolice Krakowa

Nieprzeczytany post

Dzisiaj to czego nie było w planie Bartoszaka, a musiałem zaliczyć z uwagi na Chudego i nadchodzącą szybkimi krokami jesień (swoją drogą tylko patrzeć jak liście zaczną spadać z drzew...). Ale do rzeczy. Zamiar był 25km i 2,5h biegu, z pulsometrem i GPS. Na dzień dobry straciłem fixa (czyżby to obrączkowe zaćmienie dało o sobie znać?), biegłem więc na wyczucie w tempie ok. 5:30. Tętno przez pierwsze 10 minut ok 130, potem tradycyjnie dało gazu i nie odpuściło do końca -średnie z całości 166 (93%), max 189 (106%). Po 1:45 minut na rozstaju dróg miałem do wyboru zakończyć na 2 godz czy powalczyć o planowane 2,5, wybrałem oczywiście to drugie i to był mój błąd. Jak niepyszny musiałem się zwijać do domu- całkiem odebrało mi siły. Ostatecznie zrobiłem 22 km w 2:06.

Z dobrych wieści natomiast mam już nagrany transport do Bałtowa i to dla trzech osób, więc drużyna jedzie ze mną!
you got to lose to know how to win

Obrazek

Moje wypociny...
... i wasz odzew.

10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
wiking1234
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 239
Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:43:20
Lokalizacja: okolice Krakowa

Nieprzeczytany post

Zaczynam zwiększać objętość - dla poprawy nastroju dzisiaj machnąłem sobie 16,5 km. W planie miałem podbiegi, ale wyszedłem za późno i pozostało mi biegać po asfalcie. Na obwodnicy ruch na autostradzie. Najpierw pani z kijkami, potem chłopak w stroju piłkarza (pewno z miejscowego klubu), znajomy na rowerze i po zmroku jeszcze dwie dziewczyny. Jak zobaczyłem je w oddali to postanowiłem je dogonić i fundnąć sobie mały BNP, tym bardziej że przez pierwszy kilometr GPS był bez fixa, więc żeby zrobić przyzwoite tempo nadrabiałem w trakcie. Ostatecznie wyszło 16km, kończyłem już po zmroku. W sumie to niezły pomysł tak wyjść bez planu i zobaczyć co się urodzi w trakcie.

PS Dzisiaj znajoma mojej żony widząc mnie wychodzącego powiedziała, że jest u nas grupa biegających wieczorami 30-latek. Zaproponowałem jej start za tydzień na 4km w Koszycach, ale się przeraziła dystansem. W sumie mnie też te 4km przerażają -nie biegałem jeszcze na takim dystansie.

PS2 Trzymajcie teraz kciuki za Jura Hunt!!!
you got to lose to know how to win

Obrazek

Moje wypociny...
... i wasz odzew.

10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
wiking1234
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 239
Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:43:20
Lokalizacja: okolice Krakowa

Nieprzeczytany post

Bałtów Hunt Run 18 05 2013.

Piszę naszybko co by nie zapomnieć. Zaczne od tego, że jeszcze nigdy w życiu nie zdażyło mi się puszczać takiej wiązanki przekleństw w czasie biegu. A teraz po kolei. Dotarliśmy wcześniej, bo pociechy miały startować w biegu dla dzieci, o czym dowiedziały się dopiero w czasie podróży. Na miejscu jednak okazało się, że ze względu na małą frekwencję nie będzie biegów w kategoriach wiekowych, wszystkie dzieci pobiegną razem. W sumie naliczyłem ich dziesięcioro, z tego moje córki były jedynymi dziewczynami. Tak więc spotkał je zaszczyt, który mi nie był nigdy dany - stanęły na podium.
Godzina 14, start biegu głównego. Profilaktycznie ściągam zegarek, nie zabieram żadnej elektroniki. Na starcie 43 zawodników i zawodniczek, tłoku nie było. Zaczynamy na stadionie, pierwszy zakręt i wpadamy w gęsty dym. Nie widać nic, stąpam ostroźnie, żeby kogoś nie zadeptać. Dym się kończy i zaczyna się bieg po płaskim, chyba najdłuższy na całej trasie. Na łąkach kolejna przeszkoda - drewniana platforma przechylająca się pod ciężarem biegaczy jak huśtawka. Zbieg z łaki i wpadamy na rzeczkę, którą trzeba pokonać wpław. Nie zdążyłem się nawet zawahać jak ja nie cierpię zimnej wody, ("Przecież nie przyjechałem tutaj pływać") -i pada pierwsza wiązanka. Wchodzę do wody, na szczęście płytkiej do pasa i krótkiej może na 2 metry. Wychodzimy z wody, w butach idzie się chlap-chlap, nawrót po łące i znów do rzeczki. Tym razem głęboko do piersi i jakieś 5 metrów do pokonania. Po wyjściu z wody nie zdążyłem ochłonąć a już czekają kolejne przyjemności. Bieg po jakiejś zgniłej słomie a potem bajorko, które trzeba pokonać na czworaka pod wstęgami. Na brzegu grupa ludzi (orgi i reporterzy) - mają niezły ubaw. Czuję się upokorzony. Wychodzimy z wody, rękawiczki nasiąkły wodą i nieźle ciążą (szkoda, że nie wziąłem rowerowych). Wspinamy się po skarpie -teraz rękawiczki oblepione gliną zamieniają się w dwie skorupy. Wychodzimy przez zarośla na jakąś górę, biegniemy/idziemy po krzakach, miedzach, rowach, znów wspinaczka po glinie, zbieg wąwozem. Tracę rachubę ile razy wchodziliśmy i schodziliśmy z tej góry. Zjazd po folii polewanej wodą, na dole wręczają mi jakiś czarny kawał plastiku. Nie ma czasu na myślenie, robię to co inni - zakładam go na głowę i zaczynam się czołgać po piachu. Okzauje się że nad głową mam zasieki z drutu kolczastego!. Uważam, żeby nie zawadzić pupą lub koszulką. Wbieg do góry. Na szczycie przebiegamy obok pasących się strusi, lam i żubra, mijamy autobus z grupką turystów zwiedzających to mini zoo i pewnie oglądających nas jak kolejną atrakcję. Stopniowo stawka się rozrzedza, tracę kontakt wzrokowy z innymi zawodnikami, zaczyna się psychodelia. Wreszcie wchodzę na otwarta przestrzeń, która okazuje się bagnem. Trasa oznakowana wstążkami, przed sobą widzę brodzących i zapadających się po pas zawodników. Woda mętna, pływają w niej jakieś paskudztwa, każdym krokiem staram się ostrożnie namierzyć dno. W wodzie jakieś kępy, gałęzie, mam wrażenie, że zgubię tu buty. Wreszcie ostatnia płycizna i wychodzimy na brzeg. Znowu podbiegi i zbiegi - po glinie, kamieniach, gałęziach. Znwu łąka, na łące piramida ze słomy na którą trzeba się wspiąć nabierając rozpędu, potem zjechać na dół i bieg po cuchnącym oborniku., Przed sobą słyszę czyjś krzyk ( to może być jeszcze coś gorszego???) i za chwilę rozumiem dlaczego. Czeka mnie bieg przez pokrzywy w krótkich spodenkach. Pada kolejna wiązanka pod nosem. Teraz bieg po łące i żeby nie było za lekko musimy wziąć po dwie opony i zrobić kółko z nimi w rękach ("Przecież nie przyjechałe tu na strongmena"). Zostawiam opony wbiegam do lasu. W lesie przejście po omszonym pniu w poprzek wąwozu, na dole pod nami ratownicy pstrykający sobie fotki. Znowu wąwozy, labirynt po zagajniku -biegnę zygzakiem oznakowanym pasem szerokości około 1 metra z dziewczyną, którą przed chwilą wyprzedziłem na trasie. Przez dłuższy czas siedziała mi na plecach i dosłownie czułem jej oddech na plecach. W pewnej chwili widzę zbliżających się z naprzeciwka biegaczy, myślę sobie coś tu nie gra. Pytam jednego z nich czy dobrze biegnę - mówi że ja tak, a on pomylił drogę. Psychodelia narasta. Rozglądam się za tabliczkami z oznakowaniem kilometrów żeby mieć pewność, że jednak biegnę w dobrym kierunku. Mijam kolejno 6, 7 kilometr więc chyba jest dobrze. Znowu wąwozy wbieg i zbieg, rozpędzam się i wybiegam na łąkę, gubie oznakowania. Na skarpie nade mną stoi jakiś dziadek i się gapi, nie odezwie się słowem. Cofam się kilkadziesiąt metrów, odnajduję trasę i znowu się wspinam, dziadek gapi się dalej. Potem pojawia się jakaś gliniana ściana. Szukam zagłębień na ręce i stopy, wspinam się powoli, nie ma żadnej liny pomocniczej, Zbieg po łące, znowu zasieki z drutu. W czasie czołgania coś mi wybucha kólo głowy - okazało się że byłem pod ostrzałem (z painballa? - nie wiem bo na szczęscie nie zostałem trafiony). Na piachu w zasiekach widze jakis kawal papieru chyba numer startowy-postrzelili goscia?. Wspinaczka po folii rozłożonej na łące, na gorze stoi gosiu ze szlauchem i z dzika radoscia leje we mnie woda. Na górze znikają wstążki znaczace trase, w zaroślach ma być gdzieś zbieg na dół którego nie mogę odnaleźć. Rozglądam się bezradnie, dogania mnie znajoma dziewczyna, która zaczyna się wściekać, że nas doganiają. Pytamy orga na trasie gdzie dalej - mówi pokazując ręką że gdzieś tam, ale że nie wie dokładnie gdzie. Kilkadziesiąt metrów przed sobą widzę zawodnika biegnącego w poprzek mojej trasy. Myślę sobie, ktoś tu pobłądził i nie chciałbym to być ja ("Przecież nie przyjechałem tu na biegi na orientację"). Wreszcie odnajduję ukryty w zaroślach zbieg (poznaję go po ledwo widocznym kawałku linki, wstążek dale nie widać. Teraz to już z górki, wracamy po tej samej trasie, znajome bajorko, zgniła słoma, znowu dwa razy przeprawa przez rzeczkę, czołganie po piachu pod wstążkami i wbieg na stadion. Ostatnie przeszkody - trzeba pokonać drewniane ścianki, zostaję obrzucony balonikami z wodą (jak się później okazło także przez własne córki!), jakiś dzikus próbuje mnie powstrzymać ("Przecież nie przyjechałem tu na zapasy")- rzucam przedostatnią wiązankę i biorę go z rozpędu, potem czeka mnie już tylko meta! Odbieram medal, ustawiam się w kolejce pod prysznic. Na koniec nie potrafię się oprzeć przyjemności porzucania sobie wodą w biegaczy. Kolejni zawodnicy pojawiają się w odstępach kilkuminutowych, wszyscy ukończyli. Sprawdzam wyniki końcowe i oczom nie wierzę - 10-te miejsce, no tak wysoko to ja nigdy jeszcze nie byłem (i pewnie już nie będę), czas 1:30:23.
PS. Przed biegiem zapowiedziano dwa punkty nawadniania na trasie, ja nie zauważyłem żadnego. Podobno był w pobliżu zasieków na 7km, a na 3km nie zdążono dojechać - dobiegliśmy za szybko? W każdym bądź razie na brak wody na trasie nie narzekałem.
PS.2 Jeden z zawodników wbiega na mete z numerem startowym w zebach - a wiec przezyl i go odnalazl w zasiekach, inny zawodnik dociera bez spodni (pochlonelo je bagno?)
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Ostatnio zmieniony 01 cze 2013, 19:09 przez wiking1234, łącznie zmieniany 2 razy.
you got to lose to know how to win

Obrazek

Moje wypociny...
... i wasz odzew.

10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
ODPOWIEDZ