P@weł - na przekór...
Moderator: infernal
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Sobota 13.04.2013r.
W czwartek nie udało mi się dotrzeć na siłownię...Byłem już spakowany, picie w bidonie, ale godzina zrobiła się tak późna, że nie było sensu...Tym razem nie zawiniłem, tak ułożyło się zaskakująco popołudnie...Cóż, pomyślałem, że odpocznę więcej, może po środowej lekcji pokory na Marcelinie przyda mi się...
Piątek jest tradycyjnie dniem wolnym, jedyne, co dotyczy biegania, to....planowanie weekendu . Zastanawiam się nad BBLem, pierwszym dla mnie w tym roku, ale ta godzina 9:30....czy się zwlokę??...Budzik ustawiam, ale to niczego nie przesądza..
Plan na dziś..
Jeśli się uda wstać, BBL + dowolny wariant "rusałkowy" po nim...
..8:15..Sir Elton John próbuje mnie podnieść...nie udaje się...Kolejna próba po 10 minutach..Żadnych szans ...Śni mi się motoparalotniarz, który jakimś cudownym manewrem ratuje się przed zderzeniem z Matką Ziemią...Zdążyłem go dopaść, pogratulować zimnej krwi, zanim po raz kolejny Sir Elton przypomina o Błękitnych Oczach...No dobra, może to one powinny mi się przyśnić, a nie pełne emocji sekundy przed tragicznym wypadkiem...Przewracam się, sprawdzam komórkę...8:41...Jestem gotów wstać, ale już raczej na BBLa nie zdążę... . Wiedziałem, że tak będzie....
Przecieram oczy na widok tego, co za oknem...Błękit ...Słońce ...Mmmmmmmmm...Wczoraj coś mówili o deszczu, a nawet burzach, a tu taka niespodzianka.....Kawa z mlekiem i myślą, a może by jednak spróbować... Koncentruję się (co nie jest łatwe u mnie tuz po pobudce): "jest przed 9tą, szybkie golenie twarzy, żeby ludzi nie wystraszyć (a może wystraszyć, ale nie tak bardzo ), kwadrans i jestem..."....Hmm?...Dobra! Jadę!!!!! Akcja od golitka do auta trwa niewiele powyżej 20 minut, 9:21 jestem w drodze...Przed stadionem zatrzymuję się 7-8 minut po wpół....Pewnie spóźnię się na kółeczka rozruchowe, ale na zasadniczych zajęciach będę , to się liczy - przy takiej pogodzie grzechem byłoby nie być...No i ta zapowiedź deszczu była mobilizująca...
Faktycznie - grupka właśnie skończyła rozgrzewkę i szykuje się na prostej do ćwiczeń koordynacyjnych..
Podbiegam, witam się z kilkoma znajomymi osobami..Widzę Agatę, Łukasza, Szymona, Maćka z bliźniaczego duetu M&M, Anię, z którą ostatnio biegłem kółko po zajęciach zBN...Na pozycji trenerskiej nie widzę Yacoola (?), jest natomiast Robert i - tu miła nowość - zapowiadana przez Monię, a poznana na imprezie w Room55, Aga, która w zakończonym cyklu GP zajęła drugie miejsce w klasyfikacji pań .
Nie zatrzymuję się, tylko śmigam kółko dla przetarcia...Dołączam do zajęć, gdy ekipa w dwuszeregu pracuje jeszcze nad koordynacją ...Tą część prowadzi Aga. Po ćwiczeniach w ruchu są przebieżki, ale start do nich następuje z różnych pozycji, m.in z odwróconego przysiadu ...
...z pozycji "do pompek" i in....Aga pokazuje, co robić...
my słuchamy, omawiamy i nie tracimy humoru ...
(na pierwszym planie po lewej Maciek-bliźniak, po prawej rozbawiony Łukasz)
Czas na Roberta i płotki... ...Coś na moje kiepsko rozciągnięte biodra.....
Słowo o technice...
Pora zmierzyć się z przeszkodą...
Jest nieźle..
Nie brakuje śmiechu..
Na koniec mocniejszy akcent - przebieżki...Do pokonania 100 metrów, możliwie najlepiej technicznie, na 80-90% możliwości..
Aga robi zdjęcia. Podczas mojej solowej przebieżki ustawia się na torze - w biegu o mało nie przeskoczyłem nad nią, powstrzymała mnie obawa, co by było, gdyby moje rozpędzone ponad 100kg nieopatrzenie nie poradziło sobie z tą uroczą przeszkodą ...Na koniec to właśnie ona prowadzi rozciąganie..Są standardowe ćwiczenia na stojąco, są też elementy jogi w pozycji leżącej, ot choćby "powitanie słońca" ...Na koniec wspólna fotka, która pewnie pojawi się na stronie BBLa - niestety ja akurat maszerowałem na tyłach i zwyczajowo mnie na niej nie będzie...Potem jeszcze omówienie zajęć i luźne rozmowy..
no i szykowanie do powrotu do domu..
Agata pokazuje na mnie palcem i się uśmiecha - okazuje się, że ćwiczenia zostawiły na mojej koszulce unikalny i wymowny ślad Nieeezłe!! Wychodzi ze mnie zamiłowanie do sportu ...
Jest mega-przyjemnie: ciepło, słonecznie, wiosennie...stoimy grupką i rozmawiamy, nie chce nam się opuszczać tego miejsca - dokładnie tydzień temu zalegał tu śnieg, a oczyszczony był zaledwie jeden tor (!!!), dziś nie ma już tu nawet malutkiego śladu zimy .
Myślę, co dalej...Po tej "części technicznej" biegowego dnia, chcę teraz troszkę pomknąć w teren...Nieoczekiwanie, ale ku mojej uciesze, akces zgłasza tez Maciek-bliźniak ...Ma przed sobą jeszcze powrót na Rataje, z których przybiegł na zajęcia, ale chętniej zrobi jeszcze kółko wokół Rusałki, a do domu najwyżej wróci komunikacją miejską..Świetnie!!!..No to jest nas dwóch i razem ruszamy po dużym obwodzie wokół jeziora..
Prowadzę...Tempo 5:30-6:00...Chcę teraz coraz częściej biegać bliżej tej pierwszej wartości, trochę mocniej się angażować..Trasę wybieram wzdłuż torów do gastronomii, potem do parkingu leśnego, moim letnim duktem do obwodnicy i powrót nad Rusałkę, na duży krąg...3/4 trasy rozmawiamy, Maciek wspomina półmaraton - mam teraz spojrzenie na ta minioną imprezę kolejnymi oczyma ..W miarę możliwości staram się dotrzymać kroku w rozmowie, bo w biegu obaj się kontrolujemy, by nie wyrywać do przodu...Słoneczko mocno daje się we znaki zwłaszcza na podbiegu...Wciąż odczuwam lekką niemoc - może w kontynuacji środy, może po BBLowych przebieżkach...ale jest bardzo sympatycznie..Na północnym brzegu musimy w kilku miejscach pokonać błotne bajorka, zmieniając kolorystykę butów (znów będzie płukanie w domu..)..Przy mostku robimy jeszcze 200 metrów nadprogramowo, by dociągnąć do "szóstki" - łącznie z BBLem, trochę chodzonym, trochę bieganym, mam dziś ok. 8km na liczniku - całkiem fajnie...
Postanawiam odwieźć Maćka pod dom, nic mnie nie goni dziś, a jest okazja, by jeszcze pogadać...W drodze zaczyna kropić..Deszcz przeradza się w ulewę ..Miło, że my mamy już dach nad głową...W tych okolicznościach odstawiam Maćka pod samą bramę jego domu, by zminimalizować "straty" i zawracam z Rataj do domu.
Podsumowanie.. - dane z biegu po BBLu
Trasa - Rusałka, duże kółko "+"
Temperatura: wioooosna....>10stp., w słońcu pewnie dwa razy tyle
Start: 11:16
Czas: 36:32
Dystans: 6,05/6,02 km (Garmin/endo) BLISKA ZGODNOŚĆ
Tempo śr.: 6:02/6:00 (G/e)
Max tempo: 5:24/4:32 (G/e)
Śr. HR: 165bpm. coraz lepiej.....
Max HR: 179bpm..
Śr. kad.: 84spm
Max kad.: 88spm
Wrażenia..
Świetnie, że zebrałem swoje "cztery litery" i popędziłem na zajęcia...Warto było. Pewnie i tak bym się później zjawił tu biegać, ale mógłbym dostać klapsa za lenistwo w postaci oberwania chmury ...
BBL to zajęcia techniczne, nie ma tu spokojnego biegania w terenie, są ćwiczenia na bieżni, które mają nas lepiej do takiego biegania przygotować ...I to stanowi o ich wartości ...Są też znajomi biegacze, jest więc kolejna okazja do pogadania i wymiany doświadczeń. Do dobrej zabawy tym bardziej!!!
Taka mała uwaga marginalna - nie miałem czasu robić rotacji kartą SIM pomiędzy telefonami, więc endo na BBLu pracowało na Galaxy S3ce, po BBLu, w terenie, wróciłem do SE Neo V...Nie grzebałem w konfiguracji GPSa S3ki, ale porównanie tracków tak na szybko pokazuje sporą przewagę Sony Ericssona...Póki co i tak wygrywa obsługą ANT+, a więc połączeniem z opaską HR, ale GPSa chcę jeszcze potestować w Samsungu ze zwykłej ciekawości..
W czwartek nie udało mi się dotrzeć na siłownię...Byłem już spakowany, picie w bidonie, ale godzina zrobiła się tak późna, że nie było sensu...Tym razem nie zawiniłem, tak ułożyło się zaskakująco popołudnie...Cóż, pomyślałem, że odpocznę więcej, może po środowej lekcji pokory na Marcelinie przyda mi się...
Piątek jest tradycyjnie dniem wolnym, jedyne, co dotyczy biegania, to....planowanie weekendu . Zastanawiam się nad BBLem, pierwszym dla mnie w tym roku, ale ta godzina 9:30....czy się zwlokę??...Budzik ustawiam, ale to niczego nie przesądza..
Plan na dziś..
Jeśli się uda wstać, BBL + dowolny wariant "rusałkowy" po nim...
..8:15..Sir Elton John próbuje mnie podnieść...nie udaje się...Kolejna próba po 10 minutach..Żadnych szans ...Śni mi się motoparalotniarz, który jakimś cudownym manewrem ratuje się przed zderzeniem z Matką Ziemią...Zdążyłem go dopaść, pogratulować zimnej krwi, zanim po raz kolejny Sir Elton przypomina o Błękitnych Oczach...No dobra, może to one powinny mi się przyśnić, a nie pełne emocji sekundy przed tragicznym wypadkiem...Przewracam się, sprawdzam komórkę...8:41...Jestem gotów wstać, ale już raczej na BBLa nie zdążę... . Wiedziałem, że tak będzie....
Przecieram oczy na widok tego, co za oknem...Błękit ...Słońce ...Mmmmmmmmm...Wczoraj coś mówili o deszczu, a nawet burzach, a tu taka niespodzianka.....Kawa z mlekiem i myślą, a może by jednak spróbować... Koncentruję się (co nie jest łatwe u mnie tuz po pobudce): "jest przed 9tą, szybkie golenie twarzy, żeby ludzi nie wystraszyć (a może wystraszyć, ale nie tak bardzo ), kwadrans i jestem..."....Hmm?...Dobra! Jadę!!!!! Akcja od golitka do auta trwa niewiele powyżej 20 minut, 9:21 jestem w drodze...Przed stadionem zatrzymuję się 7-8 minut po wpół....Pewnie spóźnię się na kółeczka rozruchowe, ale na zasadniczych zajęciach będę , to się liczy - przy takiej pogodzie grzechem byłoby nie być...No i ta zapowiedź deszczu była mobilizująca...
Faktycznie - grupka właśnie skończyła rozgrzewkę i szykuje się na prostej do ćwiczeń koordynacyjnych..
Podbiegam, witam się z kilkoma znajomymi osobami..Widzę Agatę, Łukasza, Szymona, Maćka z bliźniaczego duetu M&M, Anię, z którą ostatnio biegłem kółko po zajęciach zBN...Na pozycji trenerskiej nie widzę Yacoola (?), jest natomiast Robert i - tu miła nowość - zapowiadana przez Monię, a poznana na imprezie w Room55, Aga, która w zakończonym cyklu GP zajęła drugie miejsce w klasyfikacji pań .
Nie zatrzymuję się, tylko śmigam kółko dla przetarcia...Dołączam do zajęć, gdy ekipa w dwuszeregu pracuje jeszcze nad koordynacją ...Tą część prowadzi Aga. Po ćwiczeniach w ruchu są przebieżki, ale start do nich następuje z różnych pozycji, m.in z odwróconego przysiadu ...
...z pozycji "do pompek" i in....Aga pokazuje, co robić...
my słuchamy, omawiamy i nie tracimy humoru ...
(na pierwszym planie po lewej Maciek-bliźniak, po prawej rozbawiony Łukasz)
Czas na Roberta i płotki... ...Coś na moje kiepsko rozciągnięte biodra.....
Słowo o technice...
Pora zmierzyć się z przeszkodą...
Jest nieźle..
Nie brakuje śmiechu..
Na koniec mocniejszy akcent - przebieżki...Do pokonania 100 metrów, możliwie najlepiej technicznie, na 80-90% możliwości..
Aga robi zdjęcia. Podczas mojej solowej przebieżki ustawia się na torze - w biegu o mało nie przeskoczyłem nad nią, powstrzymała mnie obawa, co by było, gdyby moje rozpędzone ponad 100kg nieopatrzenie nie poradziło sobie z tą uroczą przeszkodą ...Na koniec to właśnie ona prowadzi rozciąganie..Są standardowe ćwiczenia na stojąco, są też elementy jogi w pozycji leżącej, ot choćby "powitanie słońca" ...Na koniec wspólna fotka, która pewnie pojawi się na stronie BBLa - niestety ja akurat maszerowałem na tyłach i zwyczajowo mnie na niej nie będzie...Potem jeszcze omówienie zajęć i luźne rozmowy..
no i szykowanie do powrotu do domu..
Agata pokazuje na mnie palcem i się uśmiecha - okazuje się, że ćwiczenia zostawiły na mojej koszulce unikalny i wymowny ślad Nieeezłe!! Wychodzi ze mnie zamiłowanie do sportu ...
Jest mega-przyjemnie: ciepło, słonecznie, wiosennie...stoimy grupką i rozmawiamy, nie chce nam się opuszczać tego miejsca - dokładnie tydzień temu zalegał tu śnieg, a oczyszczony był zaledwie jeden tor (!!!), dziś nie ma już tu nawet malutkiego śladu zimy .
Myślę, co dalej...Po tej "części technicznej" biegowego dnia, chcę teraz troszkę pomknąć w teren...Nieoczekiwanie, ale ku mojej uciesze, akces zgłasza tez Maciek-bliźniak ...Ma przed sobą jeszcze powrót na Rataje, z których przybiegł na zajęcia, ale chętniej zrobi jeszcze kółko wokół Rusałki, a do domu najwyżej wróci komunikacją miejską..Świetnie!!!..No to jest nas dwóch i razem ruszamy po dużym obwodzie wokół jeziora..
Prowadzę...Tempo 5:30-6:00...Chcę teraz coraz częściej biegać bliżej tej pierwszej wartości, trochę mocniej się angażować..Trasę wybieram wzdłuż torów do gastronomii, potem do parkingu leśnego, moim letnim duktem do obwodnicy i powrót nad Rusałkę, na duży krąg...3/4 trasy rozmawiamy, Maciek wspomina półmaraton - mam teraz spojrzenie na ta minioną imprezę kolejnymi oczyma ..W miarę możliwości staram się dotrzymać kroku w rozmowie, bo w biegu obaj się kontrolujemy, by nie wyrywać do przodu...Słoneczko mocno daje się we znaki zwłaszcza na podbiegu...Wciąż odczuwam lekką niemoc - może w kontynuacji środy, może po BBLowych przebieżkach...ale jest bardzo sympatycznie..Na północnym brzegu musimy w kilku miejscach pokonać błotne bajorka, zmieniając kolorystykę butów (znów będzie płukanie w domu..)..Przy mostku robimy jeszcze 200 metrów nadprogramowo, by dociągnąć do "szóstki" - łącznie z BBLem, trochę chodzonym, trochę bieganym, mam dziś ok. 8km na liczniku - całkiem fajnie...
Postanawiam odwieźć Maćka pod dom, nic mnie nie goni dziś, a jest okazja, by jeszcze pogadać...W drodze zaczyna kropić..Deszcz przeradza się w ulewę ..Miło, że my mamy już dach nad głową...W tych okolicznościach odstawiam Maćka pod samą bramę jego domu, by zminimalizować "straty" i zawracam z Rataj do domu.
Podsumowanie.. - dane z biegu po BBLu
Trasa - Rusałka, duże kółko "+"
Temperatura: wioooosna....>10stp., w słońcu pewnie dwa razy tyle
Start: 11:16
Czas: 36:32
Dystans: 6,05/6,02 km (Garmin/endo) BLISKA ZGODNOŚĆ
Tempo śr.: 6:02/6:00 (G/e)
Max tempo: 5:24/4:32 (G/e)
Śr. HR: 165bpm. coraz lepiej.....
Max HR: 179bpm..
Śr. kad.: 84spm
Max kad.: 88spm
Wrażenia..
Świetnie, że zebrałem swoje "cztery litery" i popędziłem na zajęcia...Warto było. Pewnie i tak bym się później zjawił tu biegać, ale mógłbym dostać klapsa za lenistwo w postaci oberwania chmury ...
BBL to zajęcia techniczne, nie ma tu spokojnego biegania w terenie, są ćwiczenia na bieżni, które mają nas lepiej do takiego biegania przygotować ...I to stanowi o ich wartości ...Są też znajomi biegacze, jest więc kolejna okazja do pogadania i wymiany doświadczeń. Do dobrej zabawy tym bardziej!!!
Taka mała uwaga marginalna - nie miałem czasu robić rotacji kartą SIM pomiędzy telefonami, więc endo na BBLu pracowało na Galaxy S3ce, po BBLu, w terenie, wróciłem do SE Neo V...Nie grzebałem w konfiguracji GPSa S3ki, ale porównanie tracków tak na szybko pokazuje sporą przewagę Sony Ericssona...Póki co i tak wygrywa obsługą ANT+, a więc połączeniem z opaską HR, ale GPSa chcę jeszcze potestować w Samsungu ze zwykłej ciekawości..
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Niedziela 14.04.2013r.
Spotkanie zBiegiemNatury nad Jez. Rusałka
Cudnej pogody ciąg dalszy...Od rana mam świetny nastrój - gęba sama się uśmiecha na widok tego, co za oknem :uuusmiech: :uuusmiech: ...Długo wszyscy czekaliśmy na tą chwilę, gdy przed wyjściem na trening nie będziemy mieli dylematu: koszulka+bluza+kurtka..czy koszulka+bluza..czy może koszulka+koszulka+kurtka ... ...Dziś wiem, że będzie to termo+koszulka techniczna, a lekka wiatrówka do auta, gdyby "dmuchało"....
Przy stadionie melduję się idealnie, ok. 5-6 minut przed jedenastą...Od razu spotykam Olę z mężem - Ola uczestniczyła w zajęciach przez całą zimę, mąż zapowiedział powrót na wiosnę i "słowo się rzekło, kobyłka u płotu" - był tydzień temu, jest i dziś ...Jeszcze przed wiaduktem "przybijam piątkę" Monice, która biegnie w drugą stronę - jak się okazuje po medale z GP, bo dziś znów kilka osób zjawiło się po ich odbiór...
W małym "okienku" przejścia pod wiaduktem widać już naszą grupkę biegaczy..
Po drugiej stronie wita nas uśmiechnięty Pędziwiatr ...
...oraz Przemo z Mariuszem..
Monika wraca i odbywa się kolejna mini-ceremonia nagrodzenia tych, którzy dzielnie walczyli w cyklu Grand Prix nad Rusałką ..
Jest Bartek (z lewej) z kolegą, którzy biegali tu już dziś wcześniej..
oraz kilku znajomych stałych bywalców...Po raz pierwszy nie ma pośpiechu na starcie :uuusmiech: - dziś nie marzniemy, ciepło jest wszechogarniające i niesamowicie miłe ....Dołącza do nas też Aga, która prowadziła wczorajsze zajęcia BBL jako trenerka - będzie się dziś z nami relaksować ...
Startujemy na trasę tradycyjnego dużego kółka wokół jeziora...Od początku sprintem dopadam Maćka i Dorotę, by z nimi zamienić kilka zdań, a Dorocie pogratulować występu na Półmaratonie ...Trzymam się z nimi chwilkę, ale że to jest czoło grupy, a czas bliski 5:00, zwalniam, by dołączyć do Przema i kilku chłopaków...Razem przebiegamy koło gastronomii i dobijamy do skraju jeziora..Wyprzedzam ich nieco, by zrobić kilka fotek...
Skręcają dalej, "na cypel"...
a ja czekam na resztę grupy, która majaczy gdzieś w oddali..
Nadbiega jedna z naszych koleżanek..
mija mnie, a końcowy peleton jest ledwo widoczny na horyzoncie, jeszcze daleko..
Przypuszczam, że Monika z tymi, którzy dziś zjawili się pierwszy raz, daruje sobie "cypel" i od razu skręci nad jezioro, więc nie czekam, biegnę dalej...Po samotnej rundzie melduję się przy grupce, która czeka na skraju jeziora - nikt nie wie, czy czekać na Monikę, czy faktycznie pobiegła "na skróty", czy za chwilę pojawi się za plecami...Widzimy kilka kolorowo ubranych osób na południowym brzegu, na naszej tradycyjnej "łączce", ale nie wiemy, czy to oni...Potwierdza to dopiero Aga, która specjalnie po nas przybiega ...
Kilka minut i jesteśmy w komplecie... Zaczynają się ćwiczenia w ruchu..
Monika dryguje, a grupkę prowadzi Aga Dziś nie ma Piotra, mamy więc miły, kobiecy duet
Większość uczestników pali się do ćwiczeń..Ruch odbywa się obiema stronami ścieżki..
Maciek i ja......trochę się byczymy , robiąc fotki...
Dorota rozciąga się i przygotowuje się do powrotu do domu - na resztę długiego, ok. 30-kilometrowego wybiegania ...Bartek zaś uznał, że nie ma co się spinać w tak piękny, wiosenny i obserwuje wszystko "z parteru"
Grupa biega "w podskokach"..
a potem szykuje do skłonów i wypadów w marszu...
Finał jest jak zwykle statyczny - stretching, czyli niezbędna, potreningowa kosmetyka...Oczywiście w klasycznym wydaniu, czyli w standardowych ćwiczeniach..
i w bardziej wyrafinowany sposób, w próbie powykręcania kończyn górnych
Czas wracać....Dziś nie zamykamy kółka dookoła jeziora, ale z uwagi na zalegające po południowej stronie błoto, wracamy północnym, nadbrzeżnym traktem
Biegnę z Pędziwiatrem. Spokojnie, dopiero za gastronomią zaczyna mnie podpuszczać Patrzę na zegarek - wcale nie jest tak spokojnie , jak myślałem: 5:10-5:15...Słyszę: "od zbiegu ścieżek nad jeziorem do mostku - moim tempem! Dajesz! "..Cały Maciek...Nie odpuszcza, ma być akcent na koniec i już ...Ciało mi mówi: "masz w baku opary", serce powtarza "Dajesz!"..No to daję .....Redukcja na niższy bieg i "poszły konie po betonie" ..Mijamy w galopie Agę, która nas dopinguje...Wreszcie mostek...Ufffff....Muszę potruchtać w miejscu, uspokoić serducho i złapać przy murku oddech..
Maciek zaś, jakby nigdy nic, przysiada na mostku...Normalnie - Terminator!..
Gdy zjawia się komplet uczestników, czas na rozciąganie..
Robię zdjęcia z góry, Maciek bierze przykład i wdrapuje się wyżej z telefonem..
Jedna z jego fotek trafia we mnie, co udaje mi się zarejestrować..
Z drugiej strony wygląda to tak:
Kończymy zajęcia...Grupka się rozpierzcha i pomału rozchodzi..Zostaję z Maćkiem i z myślą, że warto byłoby jeszcze troszkę dorzucić do dzisiejszych osiągów...Póki co stoimy i "pogadujemy" z Moniką oraz Agą..Od naszego spotkania w Room55 i przedstawienia Agi jako jednej z najlepiej biegających dziewczyn w cyklu GP intrygowało mnie, jak wygląda jej trening, że potrafi biegać "piątkę" w niewiele ponad 18 minut...Teraz mam okazję zapytać ...Nasza BBL-owa trenerka to skromna, bardzo sympatyczna i uśmiechnięta osoba, miło się z nią rozmawia ...Ustalamy z Maćkiem, że zrobimy dokrętkę, trasą do gastronomii, przez kładkę nad torami i Golęcin...Niespodziewanie Monika, już całkiem na odchodne rzuca mi wyzwanie: "Biegniecie jeszcze?..To zrobisz sobie 10 mocniejszych akcentów "...Maciej rączo zobowiązuje się mnie dopilnować... Wiedziałem, że mogę na niego liczyć ...Ruszamy zatem i już po pierwszych 150 metrach zaczynamy szybsze przebieżki..Pędziwiatr "w locie" uzgadnia skąd-dokąd...Powtarzamy tak kilka razy, aż do zakrętu, potem pod górkę...Maciek rzuca tylko "Dajesz, daaaajesz!!"...I ciągniemy przed siebie do kładki...Rezerwy mocy na wyczerpaniu...regeneruję się w ślimaczym truchcie, ale za to sam szarpię pod górę w stronę knajpki, w której mieliśmy w grudniu "opłatek"...Tam sekunda oddechu w kilku krokach i dalej już spokojny zbieg w stronę kortów Olimpii, a potem stadionu i parkingu, gdzie czeka na nas moje auto..
Kiedy tam docieramy, mamy na liczniku ok. 8,7km wg Garmina, tym razem ja rzucam hasło, by jeszcze podbiec w stronę jeziora i uskrobać te kilkaset metrów...Okazuje się, że potrzeba ich troszkę więcej, bo endo pozostaje w tyle za Garminem na kolejne 200-300 metrów...Gdy już oba urządzenia sygnalizują minięcie 9go kilometra, transferujemy się w okolicę samochodu...Na szczęście mam tam bidon - z przyjemności sączę życiodajną wodą z sokiem.....
Siedzę na krawędzi załadunku bagażnika...słońce ogrzewa duszę i ciało...czuję endorfiny i radość w sercu, że znów udało się pobiec niemal dychę......że podołałem tym niełatwym interwałom, że nie zdezerterowałem spod Maćka kurateli...że mimo zmęczenia, pobiegłem szybciej, choć padałem na twarz...Teraz siedzę, odpoczywam, słucham Pędziwiatra i oddaję się wiośnie...
Wracamy....
Podsumowanie..
Trasa - Rusaka do łączki i z powrotem + 6x akcent na pętli na Golęcin i do auta; trening razem z biegiem "po"
Temperatura: ok. 15-18stp. wiosna "pełną gębą"
Start: 11:04..
Czas: 59:01
Dystans: 9,42/9,21 km (Garmin/endo)
Tempo śr.: 6:05/5:50 (G/e)
Max tempo: 2:24/3:12 (G/e)
Śr. HR: 154bpm
Max HR: 178bpm...jak na tempo i ilość potu, to naprawdę niewiele
Śr. kad.: 81spm
Max kad.: 114spm
Wrażenia..
Kolejne kapitalne zajęcia - w pięknym, wiosennym słońcu i doborowym towarzystwie!!..Na koniec mocniejsze akcenty, które bardzo mi się przydadzą w kontekście przepalania tłuszczu , jak i wzrostu MOCy...Mamy teraz taką małą, niepisaną umowę, że będziemy wplatać takie interwały na koniec treningów, a przynajmniej ja, bo potrzeba mi odmiany od monotonii truchtu, a i wzrost mojej wytrzymałości jest wielce pożądany
Spotkanie zBiegiemNatury nad Jez. Rusałka
Cudnej pogody ciąg dalszy...Od rana mam świetny nastrój - gęba sama się uśmiecha na widok tego, co za oknem :uuusmiech: :uuusmiech: ...Długo wszyscy czekaliśmy na tą chwilę, gdy przed wyjściem na trening nie będziemy mieli dylematu: koszulka+bluza+kurtka..czy koszulka+bluza..czy może koszulka+koszulka+kurtka ... ...Dziś wiem, że będzie to termo+koszulka techniczna, a lekka wiatrówka do auta, gdyby "dmuchało"....
Przy stadionie melduję się idealnie, ok. 5-6 minut przed jedenastą...Od razu spotykam Olę z mężem - Ola uczestniczyła w zajęciach przez całą zimę, mąż zapowiedział powrót na wiosnę i "słowo się rzekło, kobyłka u płotu" - był tydzień temu, jest i dziś ...Jeszcze przed wiaduktem "przybijam piątkę" Monice, która biegnie w drugą stronę - jak się okazuje po medale z GP, bo dziś znów kilka osób zjawiło się po ich odbiór...
W małym "okienku" przejścia pod wiaduktem widać już naszą grupkę biegaczy..
Po drugiej stronie wita nas uśmiechnięty Pędziwiatr ...
...oraz Przemo z Mariuszem..
Monika wraca i odbywa się kolejna mini-ceremonia nagrodzenia tych, którzy dzielnie walczyli w cyklu Grand Prix nad Rusałką ..
Jest Bartek (z lewej) z kolegą, którzy biegali tu już dziś wcześniej..
oraz kilku znajomych stałych bywalców...Po raz pierwszy nie ma pośpiechu na starcie :uuusmiech: - dziś nie marzniemy, ciepło jest wszechogarniające i niesamowicie miłe ....Dołącza do nas też Aga, która prowadziła wczorajsze zajęcia BBL jako trenerka - będzie się dziś z nami relaksować ...
Startujemy na trasę tradycyjnego dużego kółka wokół jeziora...Od początku sprintem dopadam Maćka i Dorotę, by z nimi zamienić kilka zdań, a Dorocie pogratulować występu na Półmaratonie ...Trzymam się z nimi chwilkę, ale że to jest czoło grupy, a czas bliski 5:00, zwalniam, by dołączyć do Przema i kilku chłopaków...Razem przebiegamy koło gastronomii i dobijamy do skraju jeziora..Wyprzedzam ich nieco, by zrobić kilka fotek...
Skręcają dalej, "na cypel"...
a ja czekam na resztę grupy, która majaczy gdzieś w oddali..
Nadbiega jedna z naszych koleżanek..
mija mnie, a końcowy peleton jest ledwo widoczny na horyzoncie, jeszcze daleko..
Przypuszczam, że Monika z tymi, którzy dziś zjawili się pierwszy raz, daruje sobie "cypel" i od razu skręci nad jezioro, więc nie czekam, biegnę dalej...Po samotnej rundzie melduję się przy grupce, która czeka na skraju jeziora - nikt nie wie, czy czekać na Monikę, czy faktycznie pobiegła "na skróty", czy za chwilę pojawi się za plecami...Widzimy kilka kolorowo ubranych osób na południowym brzegu, na naszej tradycyjnej "łączce", ale nie wiemy, czy to oni...Potwierdza to dopiero Aga, która specjalnie po nas przybiega ...
Kilka minut i jesteśmy w komplecie... Zaczynają się ćwiczenia w ruchu..
Monika dryguje, a grupkę prowadzi Aga Dziś nie ma Piotra, mamy więc miły, kobiecy duet
Większość uczestników pali się do ćwiczeń..Ruch odbywa się obiema stronami ścieżki..
Maciek i ja......trochę się byczymy , robiąc fotki...
Dorota rozciąga się i przygotowuje się do powrotu do domu - na resztę długiego, ok. 30-kilometrowego wybiegania ...Bartek zaś uznał, że nie ma co się spinać w tak piękny, wiosenny i obserwuje wszystko "z parteru"
Grupa biega "w podskokach"..
a potem szykuje do skłonów i wypadów w marszu...
Finał jest jak zwykle statyczny - stretching, czyli niezbędna, potreningowa kosmetyka...Oczywiście w klasycznym wydaniu, czyli w standardowych ćwiczeniach..
i w bardziej wyrafinowany sposób, w próbie powykręcania kończyn górnych
Czas wracać....Dziś nie zamykamy kółka dookoła jeziora, ale z uwagi na zalegające po południowej stronie błoto, wracamy północnym, nadbrzeżnym traktem
Biegnę z Pędziwiatrem. Spokojnie, dopiero za gastronomią zaczyna mnie podpuszczać Patrzę na zegarek - wcale nie jest tak spokojnie , jak myślałem: 5:10-5:15...Słyszę: "od zbiegu ścieżek nad jeziorem do mostku - moim tempem! Dajesz! "..Cały Maciek...Nie odpuszcza, ma być akcent na koniec i już ...Ciało mi mówi: "masz w baku opary", serce powtarza "Dajesz!"..No to daję .....Redukcja na niższy bieg i "poszły konie po betonie" ..Mijamy w galopie Agę, która nas dopinguje...Wreszcie mostek...Ufffff....Muszę potruchtać w miejscu, uspokoić serducho i złapać przy murku oddech..
Maciek zaś, jakby nigdy nic, przysiada na mostku...Normalnie - Terminator!..
Gdy zjawia się komplet uczestników, czas na rozciąganie..
Robię zdjęcia z góry, Maciek bierze przykład i wdrapuje się wyżej z telefonem..
Jedna z jego fotek trafia we mnie, co udaje mi się zarejestrować..
Z drugiej strony wygląda to tak:
Kończymy zajęcia...Grupka się rozpierzcha i pomału rozchodzi..Zostaję z Maćkiem i z myślą, że warto byłoby jeszcze troszkę dorzucić do dzisiejszych osiągów...Póki co stoimy i "pogadujemy" z Moniką oraz Agą..Od naszego spotkania w Room55 i przedstawienia Agi jako jednej z najlepiej biegających dziewczyn w cyklu GP intrygowało mnie, jak wygląda jej trening, że potrafi biegać "piątkę" w niewiele ponad 18 minut...Teraz mam okazję zapytać ...Nasza BBL-owa trenerka to skromna, bardzo sympatyczna i uśmiechnięta osoba, miło się z nią rozmawia ...Ustalamy z Maćkiem, że zrobimy dokrętkę, trasą do gastronomii, przez kładkę nad torami i Golęcin...Niespodziewanie Monika, już całkiem na odchodne rzuca mi wyzwanie: "Biegniecie jeszcze?..To zrobisz sobie 10 mocniejszych akcentów "...Maciej rączo zobowiązuje się mnie dopilnować... Wiedziałem, że mogę na niego liczyć ...Ruszamy zatem i już po pierwszych 150 metrach zaczynamy szybsze przebieżki..Pędziwiatr "w locie" uzgadnia skąd-dokąd...Powtarzamy tak kilka razy, aż do zakrętu, potem pod górkę...Maciek rzuca tylko "Dajesz, daaaajesz!!"...I ciągniemy przed siebie do kładki...Rezerwy mocy na wyczerpaniu...regeneruję się w ślimaczym truchcie, ale za to sam szarpię pod górę w stronę knajpki, w której mieliśmy w grudniu "opłatek"...Tam sekunda oddechu w kilku krokach i dalej już spokojny zbieg w stronę kortów Olimpii, a potem stadionu i parkingu, gdzie czeka na nas moje auto..
Kiedy tam docieramy, mamy na liczniku ok. 8,7km wg Garmina, tym razem ja rzucam hasło, by jeszcze podbiec w stronę jeziora i uskrobać te kilkaset metrów...Okazuje się, że potrzeba ich troszkę więcej, bo endo pozostaje w tyle za Garminem na kolejne 200-300 metrów...Gdy już oba urządzenia sygnalizują minięcie 9go kilometra, transferujemy się w okolicę samochodu...Na szczęście mam tam bidon - z przyjemności sączę życiodajną wodą z sokiem.....
Siedzę na krawędzi załadunku bagażnika...słońce ogrzewa duszę i ciało...czuję endorfiny i radość w sercu, że znów udało się pobiec niemal dychę......że podołałem tym niełatwym interwałom, że nie zdezerterowałem spod Maćka kurateli...że mimo zmęczenia, pobiegłem szybciej, choć padałem na twarz...Teraz siedzę, odpoczywam, słucham Pędziwiatra i oddaję się wiośnie...
Wracamy....
Podsumowanie..
Trasa - Rusaka do łączki i z powrotem + 6x akcent na pętli na Golęcin i do auta; trening razem z biegiem "po"
Temperatura: ok. 15-18stp. wiosna "pełną gębą"
Start: 11:04..
Czas: 59:01
Dystans: 9,42/9,21 km (Garmin/endo)
Tempo śr.: 6:05/5:50 (G/e)
Max tempo: 2:24/3:12 (G/e)
Śr. HR: 154bpm
Max HR: 178bpm...jak na tempo i ilość potu, to naprawdę niewiele
Śr. kad.: 81spm
Max kad.: 114spm
Wrażenia..
Kolejne kapitalne zajęcia - w pięknym, wiosennym słońcu i doborowym towarzystwie!!..Na koniec mocniejsze akcenty, które bardzo mi się przydadzą w kontekście przepalania tłuszczu , jak i wzrostu MOCy...Mamy teraz taką małą, niepisaną umowę, że będziemy wplatać takie interwały na koniec treningów, a przynajmniej ja, bo potrzeba mi odmiany od monotonii truchtu, a i wzrost mojej wytrzymałości jest wielce pożądany
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Środa 17.04.2013r.
Na początku tygodnia dałem sobie do wiwatu...A zastanawiałem się nawet przez moment, czując w nogach weekend, czy w poniedziałek nie odpuścić sobie czasem koszykówki...Oczywiście takie myśli to tylko podpucha - miałem lenia, ale nie takiego, by dać sobie odpust...Poza tym - kosz to dla mnie nie tylko ruch, to od lat pasja, życie, walka, rywalizacja, moc i niesamowita radocha...Nie ma opcji, by to rzucić tylko dlatego, że to czy tamto mnie "strzyka" ......Wątpliwość miała jednak jakieś uzasadnienie, bo było wiadomo, że skoro przyjdę, nie będę sobie truchtał na pół gwizdka...W efekcie odezwała się pachwina i to na tyle mocno, że ostatni mecz dograłem "dla kolegów"... ...Zabolało i to mocno...
Na tyle solidnie, że we wtorek odpuściłem siłownię, fundując sobie "dzień dziecka". Miałem ułatwione zadanie, bo urodziny w domu spowodowały, że trochę wpadło obowiązków z tym związanych, no i niezręcznie byłoby na koniec wrzucić sprzęt do torby i powiedzieć "adios!"....Bezruch postanowiłem sobie odbić dzisiaj, na bieganiu z Maćkiem i - prawdopodobnie - również Anitą z Czesiem...
Plany na dziś...
Spokojny trucht we troje z Maćkiem i Anitą, nad Rusałką lub w Lasku Marcelińskim.
W ciągu dnia dzwonię dwa razy do Maćka, piszę na fejsie z Anitą, która potwierdza swój udział...Uzgadniamy Marcelin, 19:30. Było kilka propozycji, m.in. wcześniejsza Malta "B", czyli leśne tereny na tyłach spacerowiska, przy i za ulicą Browarną. Niespodziewanie Maciek rzucił hasło "Run for Boston" - spontanicznego, światowego protestu przeciw przemocy po wczorajszym zamachu w trakcie maratonu bostońskiego, do którego dołączył dziś Poznań, organizując wspólny trucht o 20:30 wokół Malty...To gest zjednoczenia z ofiarami i poszkodowanymi, symboliczny i zacząłem się łamać, czy się naszą grupką jednak nie przyłączyć...Wątpliwości rozwiała Anita, która opowiedziała się za Marcelinem. I tak zostało...
Tym razem jestem na czas..Spotykamy się we dwóch w stałym miejscu - na styku Lasku i terenów stadionowych. Pędziwiatr przez pół godziny trochę już tu zaszalał , za co sam siebie gani twierdząc, że jednak bieganie solo jest dla niego..niebezpieczne :D . Teraz odpoczywa na drewnianych słupkach..
Razem wypatrujemy Anity...mijają kolejne minuty, a jej nie ma...Nie jest już zimno, możemy spokojnie czekać - wieczór jest przepiękny, niemal letni, bo temperatura oscyluje wokół 18-20stp. Jeszcze dwa tygodnie temu biegaliśmy to w lodzie i chłodzie...
Wreszcie jest nasza..Córka Marnotrawna , zajeżdża i parkuje z werwą...Obok rozgrzewa się jakiś "kolega po fachu" ..
Jest też Czesiu...Miło ich widzieć po dwóch tygodniach nieobecności na wspólnych szlakach...
Zachęcamy Anitę do rozgrzewki, bo chcemy spróbować pobiegać jeszcze przy dziennym świetle, a to już pomału, pomału gaśnie...Przed biegiem jeszcze - niestety nieostra - fotka..
i ruszamy...Tradycyjnie plan mamy w ogólnym zarysie, będziemy go modyfikować na bieżąco...Po kilkudziesięciu metrach Pędziwiatr znika "za potrzebą", by móc dalej komfortowo truchtać, my nie zatrzymując się, biegniemy wolno dalej...Gdy do nas dołącza dochodzi do mało dyplomatycznej wymiany zdań "na odległość" z panią, której pies, biegający luzem, zaczepiał Czesia - niestety, pokutuje w naszym społeczeństwie pogląd, że smycz to ograniczanie swobody czworonogom...Gdyby jeszcze te wszystkie miłe zwierzaki były przeszkolone i karne, ale niestety tak nie jest...
Kierujemy się długa przecinką, pod trakcją wysokiego napięcia...Na jej końcu, po lewej, za drzewami pojawia się wysoki i bardzo stromy kopiec, prawdopodobnie po robotach budowlanych...Anita żartuje, że to podbieg dla Maćka, a ten, podchwyciwszy rzecz jasna, odbija, by go obejrzeć ....Niewielki kawałek pokonujemy chodnikiem równoległym do asfaltu, a dalej pada decyzja, że nie przekraczamy tu jezdni, tylko biegniemy wzdłuż niego ścieżką leśną...Prowadzi Maciek, który wyraźnie dziś wyrywa do przodu, co jakiś czas przystając i czekając na nas...Ja jako jedyny mam pod ręką pomiar tempa, staram się je trzymać w ryzach: z początkowego 5:20-5:30 zwolniłem celowo do 6:00, pomny tego, co było tydzień i dwa temu....Tymczasem nasz kolega o mało nie przyprawia o zawał dwóch chłopaków na trasie - rozpierzchli się na boki z hałasem ...A to taki sympatyczny facet! ...
Przecinamy asfalt, przechodząc na stronę, którą nazywam "stroną cmentarza", choć do niego jeszcze kawałek i póki co tam nie docieramy...Tu ścieżki prowadzą lasem, przez podmokłą łąkę i delikatnie grząskie sąsiedztwo leśne, a potem wracają do asfaltu...Biegnie się wybornie, tempo przeskakuje "6ke" raz w górę, raz w dół...Anita odczuwa już trudy, choć jest o niebo lepiej niż przed dwoma tygodniami...Mamy kilka, nawet nie postojów, a "przystanięć" w związku z Czesiem, którego dziś wartko do przodu prowadzą różne wiosenne instynkty :D :D...W trakcie rozmawiamy o Biegu Niepodległości w Gnieźnie w zeszłą sobotę, w którym Iskierka złamała godzinę na "dychę"...
Dobiegamy do stawku i wzdłuż niego kierujemy się z powrotem...Maciek urywa nam się do przodu, zapewne dlatego, że tempo zelżało do 6:15-6:20..My spokojnie, w zapadającym zmroku, przemierzamy znajomy mi szlak brzegiem łąki z wybiegiem dla psów. Na styku ścieżek zatrzymujemy się na moment - okazuje się, że Pędziwiatr szturmował wysoki i stromy podbieg, który mijaliśmy chwilę temu po prawej stronie - cóż, to się nazywa "potrzeba silnego bodźca" ...
Mamy za sobą niecałe 6km, mało troszkę...Postanawiamy obiec kopiec z drugiej strony, w kierunku lasu i dołożyć może jeszcze z kilometr...W trakcie przejmuję Czesia, by ulżyć trochę Anicie..Faktycznie ten manewr daje nam, gdy stajemy przy autach ~6,7km...Brakujące kilkaset metrów dokładamy "po męsku" z Maćkiem w małej pętelce po lesie z mocnym finiszem....
7,3km - w sam raz ....Łapię oddech dość łapczywie, ale czuję się extra, nic mi nie dolega - to był bardzo fajny, spokojny bieg z mocnym finałem...Teraz można bez ryzyka schłodzić się, stojąc, bo wieczór przypomina te lipcowo-sierpniowe...Mmmmmmmm .... Przysiadamy na chwilę na drewnianych palikach...
Rozmawiamy.. Mamy sobie troszkę do pogadania, nie widzieliśmy się - jak na nas - dość długo ... Po dwudziestu minutach pogania nas głód i późna pora...Żegnamy się i rozjeżdżamy, Maciek tradycyjnie ze mną moim pracowniczym "postrachem szos" :D...
Podsumowanie...
Trasa - Marcelin, pętla, a właściwie "ósemka"
Temperatura: ok. 18-20stp. toż to już niemal lato!
Start: 19:48
Czas: 46:24
Dystans: 7,28/7,31 km (Garmin/endo)
Tempo śr.: 6:19/6:25 (G/e)
Max tempo: 3:24/4:21 (G/e)
Śr. HR: 156bpm
Max HR: 176bpm
Śr. kad.: 83spm
Max kad.: 100spm
Wrażenia...
Cieszy powrót naszego "tria+Czesiu" ....Niesamowicie fajny to był wieczór, nie szaleliśmy z tempem, ani dystansem...To, co godne odnotowania, a nawet podkreślenia to to, że był to mój tegoroczny debiut w krótkich gaciach i pojedynczej, technicznej koszulce. Jest niepojęte, że jeszcze dwa tygodnie temu truchtaliśmy tu w zlodziałym śniegu przy wskazaniach w okolicy zera stopni...Taki gradient temperaturowy szokuje, a krawędź pór roku wydaje się wskazywać, że długo oczekiwana wiosna może nam zaginąć wyparta przez lato.....
W każdym razie - doświadczyłem dziś wreszcie tak wyczekiwanej swobody w ubiorze
Na koniec uwaga techniczna...Kilka razy dziś telefon zameldował mi utratę sygnału GPS, co nie zdarzało mu się często...SE Neo V jest udanym pomysłem do współpracy z endomondo (a obsługa ANT+ do łączności z "garminowym" paskiem HR to jeszcze bardziej podkreśla), ma dokładnego tracka i nie oszukuje...Jak widać miewa jednak humory A może to po dzisiejszej aktualizacji softu?...Hmmm...
Przy okazji - po diabła programiści wprowadzali "test na 3km" do zakresu treningowego, zamiast przede wszystkim poprawić aplikację pod kątem podstawowej obsługi ze słuchawek???...To ich, nieco irytująca, tajemnica...
Na początku tygodnia dałem sobie do wiwatu...A zastanawiałem się nawet przez moment, czując w nogach weekend, czy w poniedziałek nie odpuścić sobie czasem koszykówki...Oczywiście takie myśli to tylko podpucha - miałem lenia, ale nie takiego, by dać sobie odpust...Poza tym - kosz to dla mnie nie tylko ruch, to od lat pasja, życie, walka, rywalizacja, moc i niesamowita radocha...Nie ma opcji, by to rzucić tylko dlatego, że to czy tamto mnie "strzyka" ......Wątpliwość miała jednak jakieś uzasadnienie, bo było wiadomo, że skoro przyjdę, nie będę sobie truchtał na pół gwizdka...W efekcie odezwała się pachwina i to na tyle mocno, że ostatni mecz dograłem "dla kolegów"... ...Zabolało i to mocno...
Na tyle solidnie, że we wtorek odpuściłem siłownię, fundując sobie "dzień dziecka". Miałem ułatwione zadanie, bo urodziny w domu spowodowały, że trochę wpadło obowiązków z tym związanych, no i niezręcznie byłoby na koniec wrzucić sprzęt do torby i powiedzieć "adios!"....Bezruch postanowiłem sobie odbić dzisiaj, na bieganiu z Maćkiem i - prawdopodobnie - również Anitą z Czesiem...
Plany na dziś...
Spokojny trucht we troje z Maćkiem i Anitą, nad Rusałką lub w Lasku Marcelińskim.
W ciągu dnia dzwonię dwa razy do Maćka, piszę na fejsie z Anitą, która potwierdza swój udział...Uzgadniamy Marcelin, 19:30. Było kilka propozycji, m.in. wcześniejsza Malta "B", czyli leśne tereny na tyłach spacerowiska, przy i za ulicą Browarną. Niespodziewanie Maciek rzucił hasło "Run for Boston" - spontanicznego, światowego protestu przeciw przemocy po wczorajszym zamachu w trakcie maratonu bostońskiego, do którego dołączył dziś Poznań, organizując wspólny trucht o 20:30 wokół Malty...To gest zjednoczenia z ofiarami i poszkodowanymi, symboliczny i zacząłem się łamać, czy się naszą grupką jednak nie przyłączyć...Wątpliwości rozwiała Anita, która opowiedziała się za Marcelinem. I tak zostało...
Tym razem jestem na czas..Spotykamy się we dwóch w stałym miejscu - na styku Lasku i terenów stadionowych. Pędziwiatr przez pół godziny trochę już tu zaszalał , za co sam siebie gani twierdząc, że jednak bieganie solo jest dla niego..niebezpieczne :D . Teraz odpoczywa na drewnianych słupkach..
Razem wypatrujemy Anity...mijają kolejne minuty, a jej nie ma...Nie jest już zimno, możemy spokojnie czekać - wieczór jest przepiękny, niemal letni, bo temperatura oscyluje wokół 18-20stp. Jeszcze dwa tygodnie temu biegaliśmy to w lodzie i chłodzie...
Wreszcie jest nasza..Córka Marnotrawna , zajeżdża i parkuje z werwą...Obok rozgrzewa się jakiś "kolega po fachu" ..
Jest też Czesiu...Miło ich widzieć po dwóch tygodniach nieobecności na wspólnych szlakach...
Zachęcamy Anitę do rozgrzewki, bo chcemy spróbować pobiegać jeszcze przy dziennym świetle, a to już pomału, pomału gaśnie...Przed biegiem jeszcze - niestety nieostra - fotka..
i ruszamy...Tradycyjnie plan mamy w ogólnym zarysie, będziemy go modyfikować na bieżąco...Po kilkudziesięciu metrach Pędziwiatr znika "za potrzebą", by móc dalej komfortowo truchtać, my nie zatrzymując się, biegniemy wolno dalej...Gdy do nas dołącza dochodzi do mało dyplomatycznej wymiany zdań "na odległość" z panią, której pies, biegający luzem, zaczepiał Czesia - niestety, pokutuje w naszym społeczeństwie pogląd, że smycz to ograniczanie swobody czworonogom...Gdyby jeszcze te wszystkie miłe zwierzaki były przeszkolone i karne, ale niestety tak nie jest...
Kierujemy się długa przecinką, pod trakcją wysokiego napięcia...Na jej końcu, po lewej, za drzewami pojawia się wysoki i bardzo stromy kopiec, prawdopodobnie po robotach budowlanych...Anita żartuje, że to podbieg dla Maćka, a ten, podchwyciwszy rzecz jasna, odbija, by go obejrzeć ....Niewielki kawałek pokonujemy chodnikiem równoległym do asfaltu, a dalej pada decyzja, że nie przekraczamy tu jezdni, tylko biegniemy wzdłuż niego ścieżką leśną...Prowadzi Maciek, który wyraźnie dziś wyrywa do przodu, co jakiś czas przystając i czekając na nas...Ja jako jedyny mam pod ręką pomiar tempa, staram się je trzymać w ryzach: z początkowego 5:20-5:30 zwolniłem celowo do 6:00, pomny tego, co było tydzień i dwa temu....Tymczasem nasz kolega o mało nie przyprawia o zawał dwóch chłopaków na trasie - rozpierzchli się na boki z hałasem ...A to taki sympatyczny facet! ...
Przecinamy asfalt, przechodząc na stronę, którą nazywam "stroną cmentarza", choć do niego jeszcze kawałek i póki co tam nie docieramy...Tu ścieżki prowadzą lasem, przez podmokłą łąkę i delikatnie grząskie sąsiedztwo leśne, a potem wracają do asfaltu...Biegnie się wybornie, tempo przeskakuje "6ke" raz w górę, raz w dół...Anita odczuwa już trudy, choć jest o niebo lepiej niż przed dwoma tygodniami...Mamy kilka, nawet nie postojów, a "przystanięć" w związku z Czesiem, którego dziś wartko do przodu prowadzą różne wiosenne instynkty :D :D...W trakcie rozmawiamy o Biegu Niepodległości w Gnieźnie w zeszłą sobotę, w którym Iskierka złamała godzinę na "dychę"...
Dobiegamy do stawku i wzdłuż niego kierujemy się z powrotem...Maciek urywa nam się do przodu, zapewne dlatego, że tempo zelżało do 6:15-6:20..My spokojnie, w zapadającym zmroku, przemierzamy znajomy mi szlak brzegiem łąki z wybiegiem dla psów. Na styku ścieżek zatrzymujemy się na moment - okazuje się, że Pędziwiatr szturmował wysoki i stromy podbieg, który mijaliśmy chwilę temu po prawej stronie - cóż, to się nazywa "potrzeba silnego bodźca" ...
Mamy za sobą niecałe 6km, mało troszkę...Postanawiamy obiec kopiec z drugiej strony, w kierunku lasu i dołożyć może jeszcze z kilometr...W trakcie przejmuję Czesia, by ulżyć trochę Anicie..Faktycznie ten manewr daje nam, gdy stajemy przy autach ~6,7km...Brakujące kilkaset metrów dokładamy "po męsku" z Maćkiem w małej pętelce po lesie z mocnym finiszem....
7,3km - w sam raz ....Łapię oddech dość łapczywie, ale czuję się extra, nic mi nie dolega - to był bardzo fajny, spokojny bieg z mocnym finałem...Teraz można bez ryzyka schłodzić się, stojąc, bo wieczór przypomina te lipcowo-sierpniowe...Mmmmmmmm .... Przysiadamy na chwilę na drewnianych palikach...
Rozmawiamy.. Mamy sobie troszkę do pogadania, nie widzieliśmy się - jak na nas - dość długo ... Po dwudziestu minutach pogania nas głód i późna pora...Żegnamy się i rozjeżdżamy, Maciek tradycyjnie ze mną moim pracowniczym "postrachem szos" :D...
Podsumowanie...
Trasa - Marcelin, pętla, a właściwie "ósemka"
Temperatura: ok. 18-20stp. toż to już niemal lato!
Start: 19:48
Czas: 46:24
Dystans: 7,28/7,31 km (Garmin/endo)
Tempo śr.: 6:19/6:25 (G/e)
Max tempo: 3:24/4:21 (G/e)
Śr. HR: 156bpm
Max HR: 176bpm
Śr. kad.: 83spm
Max kad.: 100spm
Wrażenia...
Cieszy powrót naszego "tria+Czesiu" ....Niesamowicie fajny to był wieczór, nie szaleliśmy z tempem, ani dystansem...To, co godne odnotowania, a nawet podkreślenia to to, że był to mój tegoroczny debiut w krótkich gaciach i pojedynczej, technicznej koszulce. Jest niepojęte, że jeszcze dwa tygodnie temu truchtaliśmy tu w zlodziałym śniegu przy wskazaniach w okolicy zera stopni...Taki gradient temperaturowy szokuje, a krawędź pór roku wydaje się wskazywać, że długo oczekiwana wiosna może nam zaginąć wyparta przez lato.....
W każdym razie - doświadczyłem dziś wreszcie tak wyczekiwanej swobody w ubiorze
Na koniec uwaga techniczna...Kilka razy dziś telefon zameldował mi utratę sygnału GPS, co nie zdarzało mu się często...SE Neo V jest udanym pomysłem do współpracy z endomondo (a obsługa ANT+ do łączności z "garminowym" paskiem HR to jeszcze bardziej podkreśla), ma dokładnego tracka i nie oszukuje...Jak widać miewa jednak humory A może to po dzisiejszej aktualizacji softu?...Hmmm...
Przy okazji - po diabła programiści wprowadzali "test na 3km" do zakresu treningowego, zamiast przede wszystkim poprawić aplikację pod kątem podstawowej obsługi ze słuchawek???...To ich, nieco irytująca, tajemnica...
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Sobota 20.04.2013r.
No nareszcie nadeszła Bo przy takiej fajnej pogodzie, nie mogłem się doczekać od środy....
W czwartek byłem na siłowni...wieczór, gdy jechałem, był bajeczny...ciepło, delikatny wiaterek...gdy wyszedłem z sali, nie chciało mi się wracać...Zaczynają się wielce oczekiwane chwile - przyszły nagle, wyłoniły się z mrozu i śniegu, ale są...trzeba je celebrować, wykorzystywać najlepiej jak się da .... Na siłowni popracowałem solidnie, ergometr potraktowałem rozgrzewkowo, 2.5km, potem były już ciężary...
Piątek mam tradycyjnie wypoczynkowy, a myśli przy weekendzie...A już jutro z rana - zajęcia z Robertem i Agą na stadionie Olimpii .
Plan na dziś...
BBL - tym razem już nie "jeśli wstanę".. A potem mój "Run4Fun", zapewne gdzieś wokół jeziora, wariant sobie ułożę w trakcie .
Wieczorem zasypiam gładko i szybko, smakując wcześniej różowe wino z portugalskich winnic ...Budzę się wyspany "odruchowo" przed siódmą, potem na raty przysypiam...Zabawne, ale nie mogę doczekać się dźwięku budzika!..Wreszcie...8:15...Schodzę, kawa, szybka bułka...Przebudzenie...Na zewnątrz ładnie, choć słońce musi się mocować z chmurami i jak na razie przegrywa...Ale zapowiada się raczej ładny i ciepły dzień...Właśnie - ciepły?? Wychodzę do ogrodu...Upsss...Niby 10stp., ale czuję chłód...Zastanawiam się, czy nie ubrać czasem legginsów dziś.....
Jednak nie - uznaję, że jak się rozruszam, będzie mi za gorąco. Wskakuję więc w komplet sprzed tygodnia, czyli termo + techniczna, a na spód krótkie spodnie z Kalenji...Przed wyjściem narzucam na siebie lekką wiatrówkę. Jadę...
Stadion Olimpii, 9:27, w sam raz. Wysiadam, chłód poranka znów delikatnie głaszcze. Rozglądam się wokół..Dziś tu tłoku nie ma..
Zaglądam przez szczeliny ogrodzenia..grupa już się zbiera...Nagle olśnienie!!!! - kurcze, dziś jest test na 1000 metrów! Jakoś duchowo się nie nastawiłem, tym bardziej, że chcę później poszurać w okolicy....Zobaczymy...Idę na stadion, myśląc o tym...Witam się ze znajomymi i z trenerami - dziś jest Aga i...Yacool, będzie więc duuuuuuużo pracy nad luzem :D ....Padają ustalenia - najpierw dwa kółka zupełnie swobodne, dla rozgrzewki...Grupa rusza...
..ja chowam Samsunga, którym uwieczniam start i muszę gonić czołówkę...Dalej już truchtam ze wszystkimi, pewnie ~6:30...800 metrów szybko mija. Czas na ćwiczenia w truchcie, wracamy marszem..
Przed testem na kilometr, Yacool pracuje nad naszym rozluźnieniem. Spacerujemy w obie strony starając się "być na luzie", pracować miednicą, ale nogami poruszać bez napięcia, w największym stopniu rozluźnienia. Przyznam, że działa to relaksacyjnie i odprężająco...Zanim ruszamy do boju, robimy jeszcze swobodne przebieżki i jedno kółko treningowo, po którym niektórzy zrzucają zbędne ciuchy...
Przemieszczamy się na koniec prostej, gdzie nastąpi start...
Tam już czekają trenerzy...
Bieg nie jest obowiązkowy, ale decyduję się startować - a co mi tam, to dwa i pół kółka, mam nadzieję, że ambitna czołówka za bardzo mi nie ucieknie ..Zrzucam wiatrówkę, nie jest mi potrzebna...
Aga wyjaśnia zasady i porządek na starcie oraz pomiary na mecie...Widząc, że robię zdjęcie, prosi o uśmiech ..
Będzie biegła jako zając tempem 4:00...Pomyślałem, że będę się jej trzymał, na tyle, na ile starczy mi sił.. ..Ustawiamy się, pada komenda, dwa kroki do zakrzywionej linii..."Start!!"...Mocni rwą do przodu, ja realizuję swój plan, jestem tuż przy niebieskiej koszulce ...Staram się zachować luz...Po dwustu metrach oddycham już mocniej, kolejna setka..dwie...ja wciąż tuż za Agą, ale czuję zmęczenie, słysząc swój oddech...Jest głęboki na maxa, odzywają się niezaleczone oskrzela, mam wrażenie, że wszyscy słyszą, jak szarpię oddechem...W głowie się wściekam...ale nic nie poradzę, osiągnąłem już maksymalną pojemność, wyznaczoną kondycją dolnych dróg, więcej tlenu nie przyswoję, a czuję, że jest mi cholernie potrzebny....cholernie....Po pełnym okrążeniu odpuszczam Agę, oddaję tor osobie za mną, która wolno przesuwa się przede mnie...Zwalniam na prostej...Staram się rozłożyć pozostałe siły, jeśli mam dobiec ...Na łuku mijam Agę, która zatrzymała się wcześniej, by nas motywować w połowie drugiego kółka...Poprawiam się technicznie..żeby nie było i prę do przodu już nie tak energicznie...Zamykam 800 metrów z myślą, że czas nie jest dla mnie istotny - i tak jestem w tyłach stawki - ważne by dobiec, nie powłócząc nogami...Udaje mi się to, na ostatnich kilkudziesięciu metrach jeszcze przyspieszam...Mijam Yacoola, który zatrzymuje stoper i rzuca "dziesięć" - by zapamiętać, który w kolejności czas miałem...Truchtam dla uspokojenia serca, które właśnie wrzeszczy na mnie z wewnątrz: "Co to do jasnej cholery miało być??..Mógłbyś mnie chociaż uprzedzić, że życzysz sobie zawał.." ....
Maszerujemy do ławeczek z ciuchami, Jacek podaje mi czas: 4:38...Przy pierwszym, który miał bodaj 3:02, przypomina to rezultat emerytowanego ochroniarza z Tesco i to w pełnym rynsztunku... ...Dla mnie to..całkiem nieźle ...Nie biegałem chyba od podstawówki kilometra na czas, teraz będę miał punkt odniesienia przy następnych testach...
Aga aplikuje nam stretching...na stojąco...
i z Yacoolem..na leżąco...
Na koniec Jacek prezentuje nam na Agacie ćwiczenie, które ma za zadanie rozluźnić ciało a zwłaszcza - najczęściej spięte - kończyny dolne...To "kolibanie", prowadzone z pomocą drugiej osoby, przez 20 minut i więcej potrafi skutecznie nas wyluzować, równie dobrze po, jak i przed biegiem...
Zaraz znajdują się chętni do spróbowania...
Jest sympatycznie, nie chce się kończyć zajęć, zwłaszcza, że wiele ciekawego można się dowiedzieć właśnie teraz, w bezpośrednim kontakcie z Jackiem i Agą....Ale czas nagli - czuję się zregenerowany po teście już, ba! - nawet czuję MOC , warto więc to spożytkować gdzieś w okolicy ... Żegnam się i schodzę, rozmawiając z Anią, która uczestniczy również w naszych zajęciach zBN-owych...Zaglądam do auta, by zabrać i odpalić mojego SE z endo - w czwartek załatwiłem w salonie drugą kartę, tandemową, łatwo jest mi teraz zamieniać rolę telefonów bez ich rozbierania: SE ląduje na ramieniu jako telefon i GPS dla endo, Samsunga (który pracował z endo na BBLu), w trybie "samolot", czyli poza siecią GSM, chowam do paska biegowego jako aparat ....
Trasę i dystans wyznaczę sobie spontanicznie w zależności od tego, jak się będę czuł...Zaczynam od mostku ścieżką przy torach, bardzo spokojnie, ~6:15-6:30...Biegnie mi się lekko, nawet, gdy szlak się nieco wspina pomiędzy drzewami do kładki nad trakcją kolejową...Nie przekraczam jej, ale decyduję, że pokieruję się dalej wzdłuż nasypu, gdzie jeszcze nie biegałem..Ścieżka wyprowadza mnie przy przejeździe na Golęcinie, kontynuuję kawałeczek chodnikiem, a potem skręcam przed szkołą w lewo, mijam miejsce, gdzie parkowałem przed GP i tuż za budynkiem odbijam w prawo, do dużego, trawiastego, otoczonego lasem boiska....Wracają wspomnienia - to tu właśnie, niemal każdej soboty, mniej więcej o podobnej porze, przyjeżdżałem z paczką moich kolegów klasowych z podstawówki, pograć w piłkę...To był rytuał! :D .... Pamiętam nawet, jak kiedyś zabraliśmy ze sobą wycinek z gazety ze zdjęciem zmarłego towarzysza Breżniewa...Tego dnia uczciliśmy minutą ciszy któregoś ze zmarłych piłkarzy, a potem każdy z nas, po kolei, zbeszcześcił fotografię - w sposób wiadomy - "niekochanego" przez nas wodza bratniego narodu...
Za boiskiem znów wkraczam nieco w nieznane..trzymam się betonowego muru i wąskiej ścieżynki...Improwizuję, nie wiem, co mnie dalej czeka, tym bardziej, że mijam...martwe zwierzęta..
Slalomem dobiegam do śladów leśnej drogi i trzymając się jej przecinam asfalt, który prowadzi do parkingu leśnego...Nie chcę biec w lewo, na znane ścieżki, na prawo znajduję znów ślad jakiegoś leśnego duktu, więc odważnie ruszam tam...Błąd...Zaczynam się przedzierać, a szlak po prostu znika...Wybiegam więc na pobocze asfaltowego łącznika do obwodnicy w kierunku Woli, kieruję się wzdłuż niego, a potem wzdłuż ruchliwej trasy...Szukam miejsca, by zbiec w las...Gdy go znajduję, trasa znów mnie nie przekonywuje, ale postanawiam ponownie zaryzykować...Przy okazji wypłaszam trzy młode sarenki.. ... Udaje się - mało widoczna ścieżka leśna, równoległa do obwodnicy, przechodzi w wyraźniejszą, a ta doprowadza do miejsc, które już znam - tu postanawiam przeskoczyć jezdnię i zniknąć w lesie po drugiej stronie...Biegałem tu ubiegłego lata, więc mogę już "zluzować" uwagę i skupić się na przyjemności z biegu...Właśnie mija około 3 i pół kilometra, a ja się czuję znakomicie - biegnę swobodnie, jakby bez wysiłku, tempem ~6:10-6:15...Dawno nie czułem takiej przyjemności ze swobody i lekkości biegu ..W głowie świta mi myśl, by pobiec dychę, albo i więcej..Kreślę w myślach przebieg trasy...
Obiegam dużą łąkę-pole...Ostatnio robiłem tu zdjęcia w śniegu , postanawiam uwiecznić, jak wygląda trasa dziś - za mną...
i drugi brzeg łąki, przede mną...
Nie chcę stawać, do tych zdjęć aparat wyciągam jeszcze w ruchu, potem przystaję, stabilizuję, strzelam zdjęcia i w biegu już chowam...Postoje wybijają z rytmu, a ja go już złapałem i nie chcę tracić...Docieram do "biegostrady" i skręcam w kierunku Strzeszynka...Planuję pobiec odcinkiem, który dwa tygodnie temu tak mi się dał we znaki rozmokłym śniegiem...Teraz jest tu cudownie sucho, a buty aż niosą .... Mija szósty kilometr....Odczuwam już delikatnie dystans, ale wciąż jest lekko i przyjemnie, a ja staram się wciąż oscylować wokół 6:10...Przecinam powrotnie obwodnicę, przede mną Wola...Trzymam się trasy sprzed dwóch tygodni, tylko, że w odwrotnym kierunku...Muzyka niesie i pomaga, tym bardziej, że teren tu pofałdowany i zaczynam podbiegi...Tu już ciężko pracuję, na szczęście na krótkim odcinku...Docieram do ścieżki, a wraz z nią przecinam szlak, schodzący od znajomego przejazdu kolejowego i znów wkraczam w las - to będzie już ostatni kawałek terenu do pokonania...Zostawiam za sobą siódmy i ósmy kilometr...Oceniam, że do mostku, gdzie zaczynałem dotrę przed zamknięciem "dychy" i konieczna będzie dokrętka...Mimo zmęczenia staram się kurczowo utrzymywać zadane wcześniej tempo...Dobrze oceniłem - mijam mostek i potrzebuję jeszcze pół kilometra...Trzymam się traktu nad brzegiem jeziora...Garmin i endo niemal solidarnie komunikują 10km... ....mniej więcej w tym miejscu..
Nie kryję zadowolenia
Kaczki nie podzielają zachwytu, odpłynęły spod nóg i przyglądają mi się z dystansem
W tył zwrot...
i marszem wracam do mostku...
Wykonałem kawałek fajnej pracy ...Rozciągam się, nie czując już zmęczenia - to też mnie cieszy: szybkość dochodzenia do siebie...restytucja Znak to, że organizm przystosował się do cyklicznych obciążeń...Zadowolony wracam do auta.
Plan zrealizowany nawet z nawiązką, bo jeśli dodać 3,7km z BBLa, to mam dziś w nogach prawie 14km (!!) - to mi się bardzo podoba .
Podsumowanie... - bieg po BBLu
Trasa - Rusałka, nie "duże kółko", a "wielkie koło" - jezioro widziałem tylko na początku i końcu biegu
Temperatura: ok. 7-10stp., tym razem chłodniej
Start: 11:10
Czas: 1:03:51
Dystans: 10,02/10,07 km (Garmin/endo)
Tempo śr.: 6:22/6:22 (G/e) idealnie to samo!!
Max tempo: 5:17/4:28 (G/e)
Śr. HR: 165bpm
Max HR: 177bpm
Śr. kad.: 84spm
Max kad.: 94spm
Wrażenia...
Po pierwsze - dobra decyzja przetestowania się na 1 km, również dlatego, że dał mi kilka cennych spostrzeżeń, co do wydolności, stanu moich dolnych dróg oddechowych, ale też restytucji powysiłkowej. Po drugie - świetne zajęcia, jak zwykle dające wiele nietypowej wiedzy okołobiegowej. Po trzecie - "dycha" po BBLu - trzymałem się zadanego tempa, nie wyrywałem, to był typowy Run4Fun i dał mi ogromną radochę, ale też satysfakcję z "połkniętego" dystansu. Pomijam przy tym, że poprawiłem swój czas, bo póki jest on powyżej godziny, póty nie zwracam na to uwagi. Miałem za to okazję, wybierając trasę, zajrzeć w miejsca, gdzie mnie jeszcze nie było . Po piąte - łączny pokonany dystans dnia to niemal 14km - to chyba mój najdłuższy biegowy dystans, od pamiętnego letniego marszobiegu Rusałka-Strzeszynek i chyba w ogóle najdłuższy BC . To ostatnie najbardziej cieszy, bo zrobione po niespodziewanym i nie tak prostym dla mnie teście na 1km na bieżni.
Słowem: świetna sobota!!! Teraz czekam na niedzielę
Wprost z biegania, naładowany endorfinami, postanowiłem zajrzeć do nowo powstałego sklepu biegowego - Runnersclub przy ul. Piątkowskiej 153, usytuowany w tym oto ładnym budynku:
z dość szerokim asortymentem
Sklep sympatyczny, obsługa fajna, choć jakby nieco..rozkojarzona, gdy pojawi się u nich na raz więcej niż jeden klient ...Ponoć mają fajny tester do stóp, z badań drukują 8-stronicowy raport i nie obejmuje on tylko stopy, ale również inne elementy naszego układu ruchu, jak np. kolana. Byłem tam chwilkę, ciężko coś więcej powiedzieć - ceny jak w innych podobnych tego typu przybytkach, czyli dużo za duże ...Inaczej - normalne, czyli ciężko znaleźć tu but "budżetowy"...No chyba, że cena 299,-, przedstawiona jako promocyjna jest traktowana jako interesująca... Mimo wszystko i tak tu pewnie zawitam na wspomniane badanie i bliższe zapoznanie z ofertą, niż te kilkuminutowe odwiedziny .
No nareszcie nadeszła Bo przy takiej fajnej pogodzie, nie mogłem się doczekać od środy....
W czwartek byłem na siłowni...wieczór, gdy jechałem, był bajeczny...ciepło, delikatny wiaterek...gdy wyszedłem z sali, nie chciało mi się wracać...Zaczynają się wielce oczekiwane chwile - przyszły nagle, wyłoniły się z mrozu i śniegu, ale są...trzeba je celebrować, wykorzystywać najlepiej jak się da .... Na siłowni popracowałem solidnie, ergometr potraktowałem rozgrzewkowo, 2.5km, potem były już ciężary...
Piątek mam tradycyjnie wypoczynkowy, a myśli przy weekendzie...A już jutro z rana - zajęcia z Robertem i Agą na stadionie Olimpii .
Plan na dziś...
BBL - tym razem już nie "jeśli wstanę".. A potem mój "Run4Fun", zapewne gdzieś wokół jeziora, wariant sobie ułożę w trakcie .
Wieczorem zasypiam gładko i szybko, smakując wcześniej różowe wino z portugalskich winnic ...Budzę się wyspany "odruchowo" przed siódmą, potem na raty przysypiam...Zabawne, ale nie mogę doczekać się dźwięku budzika!..Wreszcie...8:15...Schodzę, kawa, szybka bułka...Przebudzenie...Na zewnątrz ładnie, choć słońce musi się mocować z chmurami i jak na razie przegrywa...Ale zapowiada się raczej ładny i ciepły dzień...Właśnie - ciepły?? Wychodzę do ogrodu...Upsss...Niby 10stp., ale czuję chłód...Zastanawiam się, czy nie ubrać czasem legginsów dziś.....
Jednak nie - uznaję, że jak się rozruszam, będzie mi za gorąco. Wskakuję więc w komplet sprzed tygodnia, czyli termo + techniczna, a na spód krótkie spodnie z Kalenji...Przed wyjściem narzucam na siebie lekką wiatrówkę. Jadę...
Stadion Olimpii, 9:27, w sam raz. Wysiadam, chłód poranka znów delikatnie głaszcze. Rozglądam się wokół..Dziś tu tłoku nie ma..
Zaglądam przez szczeliny ogrodzenia..grupa już się zbiera...Nagle olśnienie!!!! - kurcze, dziś jest test na 1000 metrów! Jakoś duchowo się nie nastawiłem, tym bardziej, że chcę później poszurać w okolicy....Zobaczymy...Idę na stadion, myśląc o tym...Witam się ze znajomymi i z trenerami - dziś jest Aga i...Yacool, będzie więc duuuuuuużo pracy nad luzem :D ....Padają ustalenia - najpierw dwa kółka zupełnie swobodne, dla rozgrzewki...Grupa rusza...
..ja chowam Samsunga, którym uwieczniam start i muszę gonić czołówkę...Dalej już truchtam ze wszystkimi, pewnie ~6:30...800 metrów szybko mija. Czas na ćwiczenia w truchcie, wracamy marszem..
Przed testem na kilometr, Yacool pracuje nad naszym rozluźnieniem. Spacerujemy w obie strony starając się "być na luzie", pracować miednicą, ale nogami poruszać bez napięcia, w największym stopniu rozluźnienia. Przyznam, że działa to relaksacyjnie i odprężająco...Zanim ruszamy do boju, robimy jeszcze swobodne przebieżki i jedno kółko treningowo, po którym niektórzy zrzucają zbędne ciuchy...
Przemieszczamy się na koniec prostej, gdzie nastąpi start...
Tam już czekają trenerzy...
Bieg nie jest obowiązkowy, ale decyduję się startować - a co mi tam, to dwa i pół kółka, mam nadzieję, że ambitna czołówka za bardzo mi nie ucieknie ..Zrzucam wiatrówkę, nie jest mi potrzebna...
Aga wyjaśnia zasady i porządek na starcie oraz pomiary na mecie...Widząc, że robię zdjęcie, prosi o uśmiech ..
Będzie biegła jako zając tempem 4:00...Pomyślałem, że będę się jej trzymał, na tyle, na ile starczy mi sił.. ..Ustawiamy się, pada komenda, dwa kroki do zakrzywionej linii..."Start!!"...Mocni rwą do przodu, ja realizuję swój plan, jestem tuż przy niebieskiej koszulce ...Staram się zachować luz...Po dwustu metrach oddycham już mocniej, kolejna setka..dwie...ja wciąż tuż za Agą, ale czuję zmęczenie, słysząc swój oddech...Jest głęboki na maxa, odzywają się niezaleczone oskrzela, mam wrażenie, że wszyscy słyszą, jak szarpię oddechem...W głowie się wściekam...ale nic nie poradzę, osiągnąłem już maksymalną pojemność, wyznaczoną kondycją dolnych dróg, więcej tlenu nie przyswoję, a czuję, że jest mi cholernie potrzebny....cholernie....Po pełnym okrążeniu odpuszczam Agę, oddaję tor osobie za mną, która wolno przesuwa się przede mnie...Zwalniam na prostej...Staram się rozłożyć pozostałe siły, jeśli mam dobiec ...Na łuku mijam Agę, która zatrzymała się wcześniej, by nas motywować w połowie drugiego kółka...Poprawiam się technicznie..żeby nie było i prę do przodu już nie tak energicznie...Zamykam 800 metrów z myślą, że czas nie jest dla mnie istotny - i tak jestem w tyłach stawki - ważne by dobiec, nie powłócząc nogami...Udaje mi się to, na ostatnich kilkudziesięciu metrach jeszcze przyspieszam...Mijam Yacoola, który zatrzymuje stoper i rzuca "dziesięć" - by zapamiętać, który w kolejności czas miałem...Truchtam dla uspokojenia serca, które właśnie wrzeszczy na mnie z wewnątrz: "Co to do jasnej cholery miało być??..Mógłbyś mnie chociaż uprzedzić, że życzysz sobie zawał.." ....
Maszerujemy do ławeczek z ciuchami, Jacek podaje mi czas: 4:38...Przy pierwszym, który miał bodaj 3:02, przypomina to rezultat emerytowanego ochroniarza z Tesco i to w pełnym rynsztunku... ...Dla mnie to..całkiem nieźle ...Nie biegałem chyba od podstawówki kilometra na czas, teraz będę miał punkt odniesienia przy następnych testach...
Aga aplikuje nam stretching...na stojąco...
i z Yacoolem..na leżąco...
Na koniec Jacek prezentuje nam na Agacie ćwiczenie, które ma za zadanie rozluźnić ciało a zwłaszcza - najczęściej spięte - kończyny dolne...To "kolibanie", prowadzone z pomocą drugiej osoby, przez 20 minut i więcej potrafi skutecznie nas wyluzować, równie dobrze po, jak i przed biegiem...
Zaraz znajdują się chętni do spróbowania...
Jest sympatycznie, nie chce się kończyć zajęć, zwłaszcza, że wiele ciekawego można się dowiedzieć właśnie teraz, w bezpośrednim kontakcie z Jackiem i Agą....Ale czas nagli - czuję się zregenerowany po teście już, ba! - nawet czuję MOC , warto więc to spożytkować gdzieś w okolicy ... Żegnam się i schodzę, rozmawiając z Anią, która uczestniczy również w naszych zajęciach zBN-owych...Zaglądam do auta, by zabrać i odpalić mojego SE z endo - w czwartek załatwiłem w salonie drugą kartę, tandemową, łatwo jest mi teraz zamieniać rolę telefonów bez ich rozbierania: SE ląduje na ramieniu jako telefon i GPS dla endo, Samsunga (który pracował z endo na BBLu), w trybie "samolot", czyli poza siecią GSM, chowam do paska biegowego jako aparat ....
Trasę i dystans wyznaczę sobie spontanicznie w zależności od tego, jak się będę czuł...Zaczynam od mostku ścieżką przy torach, bardzo spokojnie, ~6:15-6:30...Biegnie mi się lekko, nawet, gdy szlak się nieco wspina pomiędzy drzewami do kładki nad trakcją kolejową...Nie przekraczam jej, ale decyduję, że pokieruję się dalej wzdłuż nasypu, gdzie jeszcze nie biegałem..Ścieżka wyprowadza mnie przy przejeździe na Golęcinie, kontynuuję kawałeczek chodnikiem, a potem skręcam przed szkołą w lewo, mijam miejsce, gdzie parkowałem przed GP i tuż za budynkiem odbijam w prawo, do dużego, trawiastego, otoczonego lasem boiska....Wracają wspomnienia - to tu właśnie, niemal każdej soboty, mniej więcej o podobnej porze, przyjeżdżałem z paczką moich kolegów klasowych z podstawówki, pograć w piłkę...To był rytuał! :D .... Pamiętam nawet, jak kiedyś zabraliśmy ze sobą wycinek z gazety ze zdjęciem zmarłego towarzysza Breżniewa...Tego dnia uczciliśmy minutą ciszy któregoś ze zmarłych piłkarzy, a potem każdy z nas, po kolei, zbeszcześcił fotografię - w sposób wiadomy - "niekochanego" przez nas wodza bratniego narodu...
Za boiskiem znów wkraczam nieco w nieznane..trzymam się betonowego muru i wąskiej ścieżynki...Improwizuję, nie wiem, co mnie dalej czeka, tym bardziej, że mijam...martwe zwierzęta..
Slalomem dobiegam do śladów leśnej drogi i trzymając się jej przecinam asfalt, który prowadzi do parkingu leśnego...Nie chcę biec w lewo, na znane ścieżki, na prawo znajduję znów ślad jakiegoś leśnego duktu, więc odważnie ruszam tam...Błąd...Zaczynam się przedzierać, a szlak po prostu znika...Wybiegam więc na pobocze asfaltowego łącznika do obwodnicy w kierunku Woli, kieruję się wzdłuż niego, a potem wzdłuż ruchliwej trasy...Szukam miejsca, by zbiec w las...Gdy go znajduję, trasa znów mnie nie przekonywuje, ale postanawiam ponownie zaryzykować...Przy okazji wypłaszam trzy młode sarenki.. ... Udaje się - mało widoczna ścieżka leśna, równoległa do obwodnicy, przechodzi w wyraźniejszą, a ta doprowadza do miejsc, które już znam - tu postanawiam przeskoczyć jezdnię i zniknąć w lesie po drugiej stronie...Biegałem tu ubiegłego lata, więc mogę już "zluzować" uwagę i skupić się na przyjemności z biegu...Właśnie mija około 3 i pół kilometra, a ja się czuję znakomicie - biegnę swobodnie, jakby bez wysiłku, tempem ~6:10-6:15...Dawno nie czułem takiej przyjemności ze swobody i lekkości biegu ..W głowie świta mi myśl, by pobiec dychę, albo i więcej..Kreślę w myślach przebieg trasy...
Obiegam dużą łąkę-pole...Ostatnio robiłem tu zdjęcia w śniegu , postanawiam uwiecznić, jak wygląda trasa dziś - za mną...
i drugi brzeg łąki, przede mną...
Nie chcę stawać, do tych zdjęć aparat wyciągam jeszcze w ruchu, potem przystaję, stabilizuję, strzelam zdjęcia i w biegu już chowam...Postoje wybijają z rytmu, a ja go już złapałem i nie chcę tracić...Docieram do "biegostrady" i skręcam w kierunku Strzeszynka...Planuję pobiec odcinkiem, który dwa tygodnie temu tak mi się dał we znaki rozmokłym śniegiem...Teraz jest tu cudownie sucho, a buty aż niosą .... Mija szósty kilometr....Odczuwam już delikatnie dystans, ale wciąż jest lekko i przyjemnie, a ja staram się wciąż oscylować wokół 6:10...Przecinam powrotnie obwodnicę, przede mną Wola...Trzymam się trasy sprzed dwóch tygodni, tylko, że w odwrotnym kierunku...Muzyka niesie i pomaga, tym bardziej, że teren tu pofałdowany i zaczynam podbiegi...Tu już ciężko pracuję, na szczęście na krótkim odcinku...Docieram do ścieżki, a wraz z nią przecinam szlak, schodzący od znajomego przejazdu kolejowego i znów wkraczam w las - to będzie już ostatni kawałek terenu do pokonania...Zostawiam za sobą siódmy i ósmy kilometr...Oceniam, że do mostku, gdzie zaczynałem dotrę przed zamknięciem "dychy" i konieczna będzie dokrętka...Mimo zmęczenia staram się kurczowo utrzymywać zadane wcześniej tempo...Dobrze oceniłem - mijam mostek i potrzebuję jeszcze pół kilometra...Trzymam się traktu nad brzegiem jeziora...Garmin i endo niemal solidarnie komunikują 10km... ....mniej więcej w tym miejscu..
Nie kryję zadowolenia
Kaczki nie podzielają zachwytu, odpłynęły spod nóg i przyglądają mi się z dystansem
W tył zwrot...
i marszem wracam do mostku...
Wykonałem kawałek fajnej pracy ...Rozciągam się, nie czując już zmęczenia - to też mnie cieszy: szybkość dochodzenia do siebie...restytucja Znak to, że organizm przystosował się do cyklicznych obciążeń...Zadowolony wracam do auta.
Plan zrealizowany nawet z nawiązką, bo jeśli dodać 3,7km z BBLa, to mam dziś w nogach prawie 14km (!!) - to mi się bardzo podoba .
Podsumowanie... - bieg po BBLu
Trasa - Rusałka, nie "duże kółko", a "wielkie koło" - jezioro widziałem tylko na początku i końcu biegu
Temperatura: ok. 7-10stp., tym razem chłodniej
Start: 11:10
Czas: 1:03:51
Dystans: 10,02/10,07 km (Garmin/endo)
Tempo śr.: 6:22/6:22 (G/e) idealnie to samo!!
Max tempo: 5:17/4:28 (G/e)
Śr. HR: 165bpm
Max HR: 177bpm
Śr. kad.: 84spm
Max kad.: 94spm
Wrażenia...
Po pierwsze - dobra decyzja przetestowania się na 1 km, również dlatego, że dał mi kilka cennych spostrzeżeń, co do wydolności, stanu moich dolnych dróg oddechowych, ale też restytucji powysiłkowej. Po drugie - świetne zajęcia, jak zwykle dające wiele nietypowej wiedzy okołobiegowej. Po trzecie - "dycha" po BBLu - trzymałem się zadanego tempa, nie wyrywałem, to był typowy Run4Fun i dał mi ogromną radochę, ale też satysfakcję z "połkniętego" dystansu. Pomijam przy tym, że poprawiłem swój czas, bo póki jest on powyżej godziny, póty nie zwracam na to uwagi. Miałem za to okazję, wybierając trasę, zajrzeć w miejsca, gdzie mnie jeszcze nie było . Po piąte - łączny pokonany dystans dnia to niemal 14km - to chyba mój najdłuższy biegowy dystans, od pamiętnego letniego marszobiegu Rusałka-Strzeszynek i chyba w ogóle najdłuższy BC . To ostatnie najbardziej cieszy, bo zrobione po niespodziewanym i nie tak prostym dla mnie teście na 1km na bieżni.
Słowem: świetna sobota!!! Teraz czekam na niedzielę
Wprost z biegania, naładowany endorfinami, postanowiłem zajrzeć do nowo powstałego sklepu biegowego - Runnersclub przy ul. Piątkowskiej 153, usytuowany w tym oto ładnym budynku:
z dość szerokim asortymentem
Sklep sympatyczny, obsługa fajna, choć jakby nieco..rozkojarzona, gdy pojawi się u nich na raz więcej niż jeden klient ...Ponoć mają fajny tester do stóp, z badań drukują 8-stronicowy raport i nie obejmuje on tylko stopy, ale również inne elementy naszego układu ruchu, jak np. kolana. Byłem tam chwilkę, ciężko coś więcej powiedzieć - ceny jak w innych podobnych tego typu przybytkach, czyli dużo za duże ...Inaczej - normalne, czyli ciężko znaleźć tu but "budżetowy"...No chyba, że cena 299,-, przedstawiona jako promocyjna jest traktowana jako interesująca... Mimo wszystko i tak tu pewnie zawitam na wspomniane badanie i bliższe zapoznanie z ofertą, niż te kilkuminutowe odwiedziny .
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Niedziela 21.04.2013r.
Weekendu "w ruchu" odsłona druga
Powodów, dla których zaczynamy biegać mogą być tysiące. Jeśli już zaczniemy, argumentacja ewoluuje. Podobnie z formułą tej aktywności - często najpierw nieco się "klamkujemy", skrywamy przed światem, a gdy już któregoś dnia, zasapani, wymienimy kilka zdań z przypadkowo spotkanym "pobratymcem", nagle zdajemy sobie sprawę z przynależności do wcale niemałej społeczności ...I ta społeczność nie gryzie... . Co więcej - można potruchtać wspólnie! ...
Dla mnie "bieganie stadne" było odkryciem zeszłego roku nr 1. Oczywiście, nic nie stoi na przeszkodzie, by wciąż uprawiać długie, solowe wybiegania - takie "sam na sam" jest nam też potrzebne, ale bieganie w grupie dodaje naszej aktywności aspektu "towarzyskiego", dostarczając przy tym ogrom nowych doświadczeń, jak wspólna motywacja, dzielenie się wiedzą, zabawa (to cenię najbardziej! ), współzawodnictwo i wiele innych.
Miałem na początku trochę oporów...Pierwszą próbę podjąłem ponad rok temu, stawiając się na nieformalne, zimowe zajęcia BiegamBoLubię w lasku na poznańskiej Malcie - ja ją nazywam Maltą "B" w odróżnieniu od znanej asfaltowej pętli wokół jeziora ..Spróbowałem...Pech chciał, że pierwszy raz w życiu rozłożyłem się na zatoki...Kiedy się wykurowałem, inne względy zadecydowały, że nie poszedłem "za ciosem". Wciąż jednak się czaiłem, zostawiając sobie furtkę pt. "w przyszłą sobotę" .
Aż wyczaiłem, że rusza nowy cykl biegowych zajęć pod patronatem zBiegiemNatury. Drugie podejście okazało się strzałem w dziesiątkę ...Tym bardziej, że wszyscy zaczynaliśmy od zera....Od tamtej chwili czas tygodnia odmierzam od 11tej w niedzielę do 11tej w niedzielę...Nawet, gdy chwilowo byłem zdrowotnie "uziemiony" ...
Spotkanie zBiegiemNatury nad Jez. Rusałka
Pogoda jakby starała się wynagrodzić nam dłuuuuugą zimową szarówkę - dziś jest tak, jak wczoraj: przepięknie, słonecznie, choć delikatny wiaterek odrobinę chłodny...Znów przyjemnie jest narzucić na siebie lekkie ciuchy . Czuję wczorajsze dłuższe bieganie, ale jest lepiej niż myślałem. Na tyle dobrze, że może dziś...po zajęciach...znów spróbuję dołożyć kilka kilometrów ...
Wskakuję do auta. Nie piłem wody przed drogą, więc krótko po starcie sięgam po bidon i...funduję sobie mały prysznic , zapominając odetkać na maxa ustnik..Upppps..."Eeee tam, wyschnę" - myślę, w końcu w aucie szybko robi się ciepło...
Wysiadając przed stadionem, słyszę za plecami głos - to Kony . Fajnie, że jest - nie zawsze ma możliwość, a dziś się udało. Szkoda, że nie będzie Maćka, to z kolei rzadko się zdarza, ale tym razem nasz Mistrz i "exportowy biegacz" uczy, jak to się powinno robić Wolsztynian...Może też zabraknąć Anity, która kończyła wczorajszy dzień imprezowo ... Liczę po cichu na obecność Piecha - w sumie to kawałek czasu już się nie widzieliśmy, a ostatnio zdrowie płata mu psikusa...Umawiał się, że "spróbuje" się pojawić..
Maszerujemy w kierunku wiaduktu...Grupka już się formuje ...O!!..jest "trenejro", Piotr, jest Marek z dwójki bliźniaków, jest Ola z mężem...
No proszę!!! - i kogo tu widzimy?? Jest nasza gwiazda "gorączki sobotniej nocy" A jednak! Aparat w dłoń..ale...wyczuwam wyraźny opór przed obiektywem
Myślę, że nieuzasadniony ...Czesiu pokornie uwiązany "u nogi"
Pojawiają się kolejne osoby..
Jest Przemo .
Po raz kolejny Monika nadrabia zaległości dekoracyjne - znów mała uroczystość ...
W międzyczasie - jak miło! - dociera Piechu , szykuje się sympatyczne przedpołudnie ....No dobra, komu w drogę, temu..
W tempie ~5:30-5:40 jest czas na pogaduchy i śmiechy ....Na zbiegu przyspieszam do sprintu, by wyprzedzić wszystkich i zrobić kilka ujęć grupie "en face"...
Ta demonstracja MOCy jest dziś...bardziej dla mediów, ze zrozumiałych względów ...Znajomi Anity i tak się stukali w czoło, nie mogąc zrozumieć, czemu nie odpuści sobie dziś biegania ..
Mąż Oli się rozkręca - jest nawet szybszy od niej ...
Zbieram się za nimi, dochodzę Przema i razem obiegamy "cypel" dość sprawnie, bo w ~5:30...Pogoda, rześkie leśne powietrze i słońce ponad drzewami uskrzydlają... ...Zatrzymujemy się dopiero przy grupie na tradycyjnej polance nieopodal brzegu jeziora, gdzie zwykle odbywa się część ćwiczebna ...Tym razem tu nie zagościmy, Monika zabiera nas powyżej podbiegu, na nasłonecznione "plateau" na trasie "dużego kółka"...
Tu dziś zapoznamy się bliżej z dwiema nowościami: drabinką koordynacyjną i taśmami (slackline). Po te drugie extra kurs do domu zrobił Piotrek i zaraz powinien nadbiec .
Kony i "Super-Piechu" są już gotowi
Monika przystępuje do dzieła - wyjaśnia ogólne założenia, przestrzega, jak zachować bezpieczeństwo, by nie stracić uzębienia .
Potrzebni są ochotnicy...
No!...Jest Przemo ...
Po nim rusza już "Latający Cyrk Monty Paytona" ...
Są i tacy, którzy wybrali...mniejszą intensywność ćwiczeń (zgodnie z przewidywaniem )...
Zabawa na drabince trwa, spektrum ćwiczeń rozciąga się od prostych przeskoków..
- choć nie zawsze takich prostych -
..do poważniejszych "wariacji" na kończyny dolne
Pani Trener podnosi skalę trudności, a potem..dokumentuje, jak sobie radzimy ..
Czas na Piotra, który w międzyczasie wybrał odpowiednie drzewa i rozciągnął pomiędzy nimi dwie transportowe taśmy samochodowe, na których będziemy sprawdzać nasze poczucie równowagi . Najpierw wprowadzenie i prezentacja..
a potem już indywidualna zabawa "na całego" ...
Ćwiczenie nie jest łatwe ...Kiedy stawiamy stopę na taśmie, nasza noga wraz z nią wpada w wahanie prawo-lewo z taką częstotliwością, że trudno to opanować ...Kilka jednak prób i dajemy jakoś radę, choć nikomu, poza Piotrem, nie udaje się ustać samodzielnie dłuższą chwilę...Próbujemy też klękać, kłaść się i siadać.. . Pomysł jednak świetny - nawet do naśladownictwa poza zajęciami , wystarczą taśma i dwa drzewa, a można w prosty sposób zaangażować te partie ciała, które zwykle pozostają bezczynne .
Wszystkim tak się podoba, że nasze spotkanie dziś się wydłuża ...Czas wracać, część osób, w tym Anita, już tu się żegna, my zaś, małą grupką, spokojnym truchtem, rozmawiając, wracamy na nasz mostek ....
Poświęcamy chwilę mięśniom, rozciągamy się i rozmawiamy. Dzień jest przepiękny, kilometraż póki co niewielki, mam zamiar go poprawić. Zostaję jeszcze moment z Piechem i Kony'm, potem ściskamy dłoń tego ostatniego, który ma przed sobą 7km powrotu na Rataje i ponownie truchtamy "dużym kółkiem" - odprowadzę Piecha, który zaparkował na osiedlu Anity, a potem...pokombinuję ...W drodze gadamy...Błyskawicznie osiągamy krzyżówkę, gdzie droga odbija podbiegiem do rogatki kolejowej. Chwilę stoimy, deliberując nad butami - muszę już pomału myśleć niestety nad zmianą swoich, w których siateczka zdradza wybiegane 600km - potem nad moim dalszym planem - Piechu proponuje kontynuować kółko do styku z "małym", dalej zwrot przez rufę i obrać kierunek przeciwny do porannego. Podchwytuję pomysł, żegnam się i zasuwam...
Dziwnie się biegnie solowo po tym, jak ostatnie półtorej godziny spędziło się gromadnie...Słońce mocno już operuje, na trasach pojawiło się mnóstwo spacerowiczów, "kijkarzy", "psiarzy" itp., mam więc mały slalom po drodze..Na szczęście tylko do krzyżówki z "biegostradą" - tu, nie kryjąc szczęścia, opuszczam to "zbiegowisko" podbiegiem w las, wybierając ścieżkę, prowadzącą do miejsca, gdzie zeszłym latem z reguły zaczynałem bieganie wokół Rusałki. Uff, jest cicho i spokojnie, niemal bezludnie...Biegnę spokojnie, pod górę ~6:30, czyli relaksacyjnie, na wypłaszczeniu ~6:00...Osiągam asfalt, prowadzący do parkingu leśnego, odbijam w lewo, w stronę wczorajszego mojego szlaku...Za wybiegiem dla psów skręcam w prawo, próbując poszukać nowego trawersu, ale dobiegam do krzaków na skraju terenu podmokłego..i tam muszę zawrócić...Cóż, taka jest cena poznania ...Powrót na asfalt, jeszcze kawałek prosto i dopiero tutaj w prawo, na wczorajszy szlak, tylko w przeciwnym kierunku...
Mijam martwego liska, dalej boisko z piłkarską obsadą, zostawiam z lewej szkołę, potem z prawej samotne domostwo i krótkim asfaltem docieram do przejazdu. Przed nim przeskakuję w prawo, na ścieżkę wzdłuż nasypu i bardzo przyjemnym, zacienionym lasem biegnę aż do mostku...W tą stronę trasa jest fajniejsza, bo w drugiej swojej połowie, na długim odcinku opada, co przynosi ulgę nogom...Biegnie się komfortowo, zerkam na zegarek tylko dla kontroli tempa, czuję się wyśmienicie...
Koniec...7,5km dołożone do dzisiejszych niemal pięciu na zajęciach...Świetnie!! Kolejny dzień i znów ponad 12km - nie miałem jeszcze takiego weekendu!!! Jestem zadowolony . Rozciągam się, a potem siadam w słońcu na mostku - uświadamiam sobie pokonany dystans i to, że czuję się, jakbym...nie biegał!! Niesamowite - chyba przepracowana zima, w śniegu i lodzie procentuje ...Wiem, że kilometry poczuję na pewno po powrocie do domu....
No właśnie - czas wracać....A tak fajnie tu...............
Podsumowanie 1... - z endo, bo tam mam osobno dwie "części" dzisiejszego dnia
Trasa - Rusałka, "duże kółko" podczas zajęć
Temperatura: w słońcu bardzo ciepło, może nawet >20stp (!), ale delikatnie chłodny wiaterek działa ożywczo
Start: 11:06
Czas: 1:03:51
Dystans: 4,94 km (endo) - bieg, bo na czas ćwiczeń zatrzymałem (!)
Tempo śr.: 6:04 (e)
Max tempo: 4:12 (e)
Śr. HR: 149bpm
Max HR: 166bpm
Podsumowanie 2...
Trasa - Rusałka, "dokrętka" trasą improwizowaną
Temperatura: jak powyżej
Start: 12:47
Czas: 45:52
Dystans: 7,30 km (endo)
Tempo śr.: 6:17 (e)
Max tempo: 4:13 (e)
Śr. HR: 161bpm - niestety, opaska znów miała focha pod koniec..
Max HR: 171bpm
Wg Garmina, który połączył oba treningi i zapisywał tylko ruch:
Dystans: 12,12 km (G)
Tempo śr.: 6:07 (G)
Max tempo: 3:23 (G)
Śr. HR: 157bpm
Max HR: 175bpm
Wrażenia...
To się nazywa pożytecznie spędzony weekend!!! Dziś zajęcia były dodatkowo uatrakcyjnione, było wesoło, ale i edukacyjnie ...Bieganie to nie tylko "klepanie kilometrów" , choć muszę przyznać, że wyjątkowo z tego też jestem bardzo kontent...
Było i grupowo, i solowo, ale w obu przypadkach bez napinania się, na spokojnie...Cieszy mnie wzrastająca wydolność, a może raczej kształtująca się umiejętność utrzymania określonej intensywności na coraz dłuższym dystansie, przy jednoczesnej dość szybkiej restytucji...Oczywiście, gdy przychodzi schłodzenie, odczuwam wysiłek "w kościach", zwłaszcza w biodrach - co jest nowiną od jakiegoś czasu - ale swojej sporej masy nie oszukam, stawy mają co dźwigać...Mam nadzieję, że na jutrzejszą koszykówkę będę świeżutki i gotów do "pójścia na całość" ...
Muszę .
Mam nadzieję, że i Wy równie fajnie spędziliście niedzielę ..Chwalcie się w komentarzach ...Pozdrawiam!
Weekendu "w ruchu" odsłona druga
Powodów, dla których zaczynamy biegać mogą być tysiące. Jeśli już zaczniemy, argumentacja ewoluuje. Podobnie z formułą tej aktywności - często najpierw nieco się "klamkujemy", skrywamy przed światem, a gdy już któregoś dnia, zasapani, wymienimy kilka zdań z przypadkowo spotkanym "pobratymcem", nagle zdajemy sobie sprawę z przynależności do wcale niemałej społeczności ...I ta społeczność nie gryzie... . Co więcej - można potruchtać wspólnie! ...
Dla mnie "bieganie stadne" było odkryciem zeszłego roku nr 1. Oczywiście, nic nie stoi na przeszkodzie, by wciąż uprawiać długie, solowe wybiegania - takie "sam na sam" jest nam też potrzebne, ale bieganie w grupie dodaje naszej aktywności aspektu "towarzyskiego", dostarczając przy tym ogrom nowych doświadczeń, jak wspólna motywacja, dzielenie się wiedzą, zabawa (to cenię najbardziej! ), współzawodnictwo i wiele innych.
Miałem na początku trochę oporów...Pierwszą próbę podjąłem ponad rok temu, stawiając się na nieformalne, zimowe zajęcia BiegamBoLubię w lasku na poznańskiej Malcie - ja ją nazywam Maltą "B" w odróżnieniu od znanej asfaltowej pętli wokół jeziora ..Spróbowałem...Pech chciał, że pierwszy raz w życiu rozłożyłem się na zatoki...Kiedy się wykurowałem, inne względy zadecydowały, że nie poszedłem "za ciosem". Wciąż jednak się czaiłem, zostawiając sobie furtkę pt. "w przyszłą sobotę" .
Aż wyczaiłem, że rusza nowy cykl biegowych zajęć pod patronatem zBiegiemNatury. Drugie podejście okazało się strzałem w dziesiątkę ...Tym bardziej, że wszyscy zaczynaliśmy od zera....Od tamtej chwili czas tygodnia odmierzam od 11tej w niedzielę do 11tej w niedzielę...Nawet, gdy chwilowo byłem zdrowotnie "uziemiony" ...
Spotkanie zBiegiemNatury nad Jez. Rusałka
Pogoda jakby starała się wynagrodzić nam dłuuuuugą zimową szarówkę - dziś jest tak, jak wczoraj: przepięknie, słonecznie, choć delikatny wiaterek odrobinę chłodny...Znów przyjemnie jest narzucić na siebie lekkie ciuchy . Czuję wczorajsze dłuższe bieganie, ale jest lepiej niż myślałem. Na tyle dobrze, że może dziś...po zajęciach...znów spróbuję dołożyć kilka kilometrów ...
Wskakuję do auta. Nie piłem wody przed drogą, więc krótko po starcie sięgam po bidon i...funduję sobie mały prysznic , zapominając odetkać na maxa ustnik..Upppps..."Eeee tam, wyschnę" - myślę, w końcu w aucie szybko robi się ciepło...
Wysiadając przed stadionem, słyszę za plecami głos - to Kony . Fajnie, że jest - nie zawsze ma możliwość, a dziś się udało. Szkoda, że nie będzie Maćka, to z kolei rzadko się zdarza, ale tym razem nasz Mistrz i "exportowy biegacz" uczy, jak to się powinno robić Wolsztynian...Może też zabraknąć Anity, która kończyła wczorajszy dzień imprezowo ... Liczę po cichu na obecność Piecha - w sumie to kawałek czasu już się nie widzieliśmy, a ostatnio zdrowie płata mu psikusa...Umawiał się, że "spróbuje" się pojawić..
Maszerujemy w kierunku wiaduktu...Grupka już się formuje ...O!!..jest "trenejro", Piotr, jest Marek z dwójki bliźniaków, jest Ola z mężem...
No proszę!!! - i kogo tu widzimy?? Jest nasza gwiazda "gorączki sobotniej nocy" A jednak! Aparat w dłoń..ale...wyczuwam wyraźny opór przed obiektywem
Myślę, że nieuzasadniony ...Czesiu pokornie uwiązany "u nogi"
Pojawiają się kolejne osoby..
Jest Przemo .
Po raz kolejny Monika nadrabia zaległości dekoracyjne - znów mała uroczystość ...
W międzyczasie - jak miło! - dociera Piechu , szykuje się sympatyczne przedpołudnie ....No dobra, komu w drogę, temu..
W tempie ~5:30-5:40 jest czas na pogaduchy i śmiechy ....Na zbiegu przyspieszam do sprintu, by wyprzedzić wszystkich i zrobić kilka ujęć grupie "en face"...
Ta demonstracja MOCy jest dziś...bardziej dla mediów, ze zrozumiałych względów ...Znajomi Anity i tak się stukali w czoło, nie mogąc zrozumieć, czemu nie odpuści sobie dziś biegania ..
Mąż Oli się rozkręca - jest nawet szybszy od niej ...
Zbieram się za nimi, dochodzę Przema i razem obiegamy "cypel" dość sprawnie, bo w ~5:30...Pogoda, rześkie leśne powietrze i słońce ponad drzewami uskrzydlają... ...Zatrzymujemy się dopiero przy grupie na tradycyjnej polance nieopodal brzegu jeziora, gdzie zwykle odbywa się część ćwiczebna ...Tym razem tu nie zagościmy, Monika zabiera nas powyżej podbiegu, na nasłonecznione "plateau" na trasie "dużego kółka"...
Tu dziś zapoznamy się bliżej z dwiema nowościami: drabinką koordynacyjną i taśmami (slackline). Po te drugie extra kurs do domu zrobił Piotrek i zaraz powinien nadbiec .
Kony i "Super-Piechu" są już gotowi
Monika przystępuje do dzieła - wyjaśnia ogólne założenia, przestrzega, jak zachować bezpieczeństwo, by nie stracić uzębienia .
Potrzebni są ochotnicy...
No!...Jest Przemo ...
Po nim rusza już "Latający Cyrk Monty Paytona" ...
Są i tacy, którzy wybrali...mniejszą intensywność ćwiczeń (zgodnie z przewidywaniem )...
Zabawa na drabince trwa, spektrum ćwiczeń rozciąga się od prostych przeskoków..
- choć nie zawsze takich prostych -
..do poważniejszych "wariacji" na kończyny dolne
Pani Trener podnosi skalę trudności, a potem..dokumentuje, jak sobie radzimy ..
Czas na Piotra, który w międzyczasie wybrał odpowiednie drzewa i rozciągnął pomiędzy nimi dwie transportowe taśmy samochodowe, na których będziemy sprawdzać nasze poczucie równowagi . Najpierw wprowadzenie i prezentacja..
a potem już indywidualna zabawa "na całego" ...
Ćwiczenie nie jest łatwe ...Kiedy stawiamy stopę na taśmie, nasza noga wraz z nią wpada w wahanie prawo-lewo z taką częstotliwością, że trudno to opanować ...Kilka jednak prób i dajemy jakoś radę, choć nikomu, poza Piotrem, nie udaje się ustać samodzielnie dłuższą chwilę...Próbujemy też klękać, kłaść się i siadać.. . Pomysł jednak świetny - nawet do naśladownictwa poza zajęciami , wystarczą taśma i dwa drzewa, a można w prosty sposób zaangażować te partie ciała, które zwykle pozostają bezczynne .
Wszystkim tak się podoba, że nasze spotkanie dziś się wydłuża ...Czas wracać, część osób, w tym Anita, już tu się żegna, my zaś, małą grupką, spokojnym truchtem, rozmawiając, wracamy na nasz mostek ....
Poświęcamy chwilę mięśniom, rozciągamy się i rozmawiamy. Dzień jest przepiękny, kilometraż póki co niewielki, mam zamiar go poprawić. Zostaję jeszcze moment z Piechem i Kony'm, potem ściskamy dłoń tego ostatniego, który ma przed sobą 7km powrotu na Rataje i ponownie truchtamy "dużym kółkiem" - odprowadzę Piecha, który zaparkował na osiedlu Anity, a potem...pokombinuję ...W drodze gadamy...Błyskawicznie osiągamy krzyżówkę, gdzie droga odbija podbiegiem do rogatki kolejowej. Chwilę stoimy, deliberując nad butami - muszę już pomału myśleć niestety nad zmianą swoich, w których siateczka zdradza wybiegane 600km - potem nad moim dalszym planem - Piechu proponuje kontynuować kółko do styku z "małym", dalej zwrot przez rufę i obrać kierunek przeciwny do porannego. Podchwytuję pomysł, żegnam się i zasuwam...
Dziwnie się biegnie solowo po tym, jak ostatnie półtorej godziny spędziło się gromadnie...Słońce mocno już operuje, na trasach pojawiło się mnóstwo spacerowiczów, "kijkarzy", "psiarzy" itp., mam więc mały slalom po drodze..Na szczęście tylko do krzyżówki z "biegostradą" - tu, nie kryjąc szczęścia, opuszczam to "zbiegowisko" podbiegiem w las, wybierając ścieżkę, prowadzącą do miejsca, gdzie zeszłym latem z reguły zaczynałem bieganie wokół Rusałki. Uff, jest cicho i spokojnie, niemal bezludnie...Biegnę spokojnie, pod górę ~6:30, czyli relaksacyjnie, na wypłaszczeniu ~6:00...Osiągam asfalt, prowadzący do parkingu leśnego, odbijam w lewo, w stronę wczorajszego mojego szlaku...Za wybiegiem dla psów skręcam w prawo, próbując poszukać nowego trawersu, ale dobiegam do krzaków na skraju terenu podmokłego..i tam muszę zawrócić...Cóż, taka jest cena poznania ...Powrót na asfalt, jeszcze kawałek prosto i dopiero tutaj w prawo, na wczorajszy szlak, tylko w przeciwnym kierunku...
Mijam martwego liska, dalej boisko z piłkarską obsadą, zostawiam z lewej szkołę, potem z prawej samotne domostwo i krótkim asfaltem docieram do przejazdu. Przed nim przeskakuję w prawo, na ścieżkę wzdłuż nasypu i bardzo przyjemnym, zacienionym lasem biegnę aż do mostku...W tą stronę trasa jest fajniejsza, bo w drugiej swojej połowie, na długim odcinku opada, co przynosi ulgę nogom...Biegnie się komfortowo, zerkam na zegarek tylko dla kontroli tempa, czuję się wyśmienicie...
Koniec...7,5km dołożone do dzisiejszych niemal pięciu na zajęciach...Świetnie!! Kolejny dzień i znów ponad 12km - nie miałem jeszcze takiego weekendu!!! Jestem zadowolony . Rozciągam się, a potem siadam w słońcu na mostku - uświadamiam sobie pokonany dystans i to, że czuję się, jakbym...nie biegał!! Niesamowite - chyba przepracowana zima, w śniegu i lodzie procentuje ...Wiem, że kilometry poczuję na pewno po powrocie do domu....
No właśnie - czas wracać....A tak fajnie tu...............
Podsumowanie 1... - z endo, bo tam mam osobno dwie "części" dzisiejszego dnia
Trasa - Rusałka, "duże kółko" podczas zajęć
Temperatura: w słońcu bardzo ciepło, może nawet >20stp (!), ale delikatnie chłodny wiaterek działa ożywczo
Start: 11:06
Czas: 1:03:51
Dystans: 4,94 km (endo) - bieg, bo na czas ćwiczeń zatrzymałem (!)
Tempo śr.: 6:04 (e)
Max tempo: 4:12 (e)
Śr. HR: 149bpm
Max HR: 166bpm
Podsumowanie 2...
Trasa - Rusałka, "dokrętka" trasą improwizowaną
Temperatura: jak powyżej
Start: 12:47
Czas: 45:52
Dystans: 7,30 km (endo)
Tempo śr.: 6:17 (e)
Max tempo: 4:13 (e)
Śr. HR: 161bpm - niestety, opaska znów miała focha pod koniec..
Max HR: 171bpm
Wg Garmina, który połączył oba treningi i zapisywał tylko ruch:
Dystans: 12,12 km (G)
Tempo śr.: 6:07 (G)
Max tempo: 3:23 (G)
Śr. HR: 157bpm
Max HR: 175bpm
Wrażenia...
To się nazywa pożytecznie spędzony weekend!!! Dziś zajęcia były dodatkowo uatrakcyjnione, było wesoło, ale i edukacyjnie ...Bieganie to nie tylko "klepanie kilometrów" , choć muszę przyznać, że wyjątkowo z tego też jestem bardzo kontent...
Było i grupowo, i solowo, ale w obu przypadkach bez napinania się, na spokojnie...Cieszy mnie wzrastająca wydolność, a może raczej kształtująca się umiejętność utrzymania określonej intensywności na coraz dłuższym dystansie, przy jednoczesnej dość szybkiej restytucji...Oczywiście, gdy przychodzi schłodzenie, odczuwam wysiłek "w kościach", zwłaszcza w biodrach - co jest nowiną od jakiegoś czasu - ale swojej sporej masy nie oszukam, stawy mają co dźwigać...Mam nadzieję, że na jutrzejszą koszykówkę będę świeżutki i gotów do "pójścia na całość" ...
Muszę .
Mam nadzieję, że i Wy równie fajnie spędziliście niedzielę ..Chwalcie się w komentarzach ...Pozdrawiam!
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Środa 24.04.2013r.
Poniedziałek zakończyłem tradycyjnie koszykówką. Tym razem, co ciekawe, nie czułem jednak tak w kościach dwóch biegowych dni, mogłem się bardziej zaangażować w grę. Właściwie to nigdy się nie oszczędzam, tym razem jednak miałem dobre samopoczucie i komfort ...No i działo się...Była walka, była krew (dosłownie!) i pełne poświęcenie. Efekt - w dramatycznych okolicznościach przechyliliśmy zwycięstwo na naszą stronę , a końcówka przypominała te znane z NBA ....
Wtorkowy wieczór spędziłem na siłowni, tradycyjnie dając odpocząć nogom skupiłem się na tym, co powyżej ...To zawsze wysiłek w miłych okolicznościach, bo ze mną potu nie szczędzi Tomek, czyli Kuzyn - jest okazja do pogadania o bieganiu, co dodatkowo podkręca temperaturę oczekiwania na środę i zmagania naszego "tria" ...
Plan na dziś...
Trucht w Lasku Marcelińskim z Maćkiem i Anitą...
Dziś zwroty akcji są dość gwałtowne. Od wczoraj mamy postanowione we troje, że spotykamy się biegowo na Marcelinie. Z Maćkiem nie widzieliśmy się w weekend, tym fajniej będzie go zobaczyć. Ustalona jest też godzina 20:15 - niestety, Anita nie może dziś szybciej, wraca więc wariant zimowy. Przelotnie był projekt Malty i wspólnego biegu z Piechem i Kony'm, ale oni jednak spotkają się wcześniej....
Późnym popołudniem zaskoczenie - dostaję smsa od Maćka, że dopadła go infekcja i musi odwołać udział.. Szkoda wielka, bo liczyłem na spotkanie i na jego pozytywną energię....Szybka korespondencja dostępnymi kanałami z Anitą i zmieniamy lokalizację na bliższą jej domowi Rusałkę. W głowie świta mi plan, by nie trzymać się tradycji i pobiec inaczej, przez Wolę..może nawet w stronę Strzeszynka...Zobaczymy, pora spotkania zmienia się na 20tą, co niewiele daje nam w kontekście "łapania dnia" - i tak dopadnie nas słabe światło...Około godziny przed treningiem Anita prosi o spotkanie 10min wcześniej, bo ma do nas dołączyć..Przemo i koleżanka z niedzielnych zajęć, Magda ...Wow!! Rośnie nam obsada ...Fajnie, cieszę się na odmianę i sprężam, by się ze wszystkim wyrobić...
"Dokuję" na Lotników punktualnie, kilkuminutowe spóźnienie zgłasza Czesiowa Mama...Czekam na nią, rozgrzewając się i ustawiając gadżety Po chwili nadciąga wraz z Psem-Celebrytą
zwyczajowo wzbraniając się przed akcją zdjęciową
Witamy się, ale jej dźwięczący telefon skutecznie uniemożliwia rozmowę, gdy ruszamy na spotkanie naszych znajomych...Gdy pokonujemy już przejście podziemne i wkraczamy w uliczkę prowadzącą do przejazdu, w jej świetle, na końcu widzę czekającą Magdę. Gdy do niej docieramy okazuje się, że w samochodzie obok siedzi też Przemo .... Witam się i szybko rozgrzewam..czas nagli, bo słońce zachodzi i z każdą minutą ilość światła będzie coraz mniejsza.
Padają propozycje trasy i dystansu. Uzgadniamy minimum 8km. Przemo chce w tym celu obiec dwukrotnie jezioro, ale przekonuję wszystkich, że sympatyczniej będzie wykorzystać tereny hipodromu, bo wtedy załapiemy "brakujące" 2km do ósemki...Wszyscy akceptują, więc ruszamy. Jest nas czworo, biegniemy chwilami gęsiego, chwilami szpalerem i rozmawiamy. Na początek odbijamy ze zbiegu od strony przejazdu w lewo, a potem prowadzę wszystkich znajomą mi trasą z ubiegłego weekendu - wzdłuż lasu, potem krosem przez hipodrom do przeciwległego brzegu. Podłoże nie jest najfajniejsze - chwilami twarde, trawiaste, ale na wielu fragmentach piaszczyste, co utrudnia poruszanie i zabiera siły...Każdy jednak na swój sposób sobie radzi i nie narzeka...Przemo kluczy równoległą ścieżką, nieco z lewej. Docieramy do przeciwległego brzegu, skręcamy w prawo i, mijając miejsce, gdzie kiedyś spotkałem dziki, zbiegamy znów piaszczystą łachą do mostku. Za nim przecinamy "biegostradę" i wkraczamy na "cypel" - Przemo niespodziewanie skręca w lewo, by za chwilę nas dogonić - wyraźnie ma dziś ochotę wybiegać więcej niż my ... Trzymam spokojne tempo ~6:10-6:15, konsultuję je z Magdą, która z nami wcześniej nie biegała, nie wiedząc, jaka prędkość ją satysfakcjonuje. Okazuje się, że jest w sam raz ... Cieszę się, że mamy okazję wspólnie pobiegać - każdy bieg z nową osobą, to kolejne doświadczenie, to kolejne poznanie ...Cypel mija szybko, nawet Anita nie kryje zaskoczenia, że mamy już ponad trzy kilometry, a dopiero zaczęliśmy...Uzgadniam z nią, że pociągniemy dalej do torów i trasą wzdłuż nich, którą biegłem w niedziele sam
Przy gastronomii Iskierka zwalnia, by dać chwilę Czesiowi, ja to wykorzystuję i wybiegam do przodu z aparatem...Mam świadomość, że zdjęcia mogą być niewyraźne i poruszone, bo ilość światła jest już opłakana - właściwie ściemnia się błyskawicznie....
Dalej prowadzi Przemo, który ma sporo sił mimo kontuzjowanego kolana...Asfalt doprowadza do skrętu w prawo, w wąską ścieżkę, równoległą do torów...Biegniemy znów gęsiego, mało tu miejsca...Przebiegamy centralnie przez małe "piwne zgromadzenie" młodzieży i trzymając się szlaku, dobiegamy do mostku..Przemo nie wyhamowuje, biegnie dalej, my przystajemy na prośbę Anity...Pauza jest krótka, nie ma się co gościć, bo noc nadciąga wielkimi krokami...Truchtamy dalej, tym razem Przemo mija nas z przeciwnego kierunku, by znów za chwilę nas gonić....Zakręciło nim dziś ...Południowym brzegiem biegnie mi się kiepsko, bo przy małym świetle tracę przestrzenne postrzeganie gruntu - w każdej chwili krok kolejny może zwiastować, przy ruchomych kostkach, kłopoty....Radzimy sobie jednak szczęśliwie zarówno z nierównościami, jak i miejscami z mokrymi i błotnymi fragmentami....
Okazuje się, że pomyliłem się w szacunku - gdy osiągniemy podbieg do torów, będziemy mieli "na liczniku" niewiele ponad 6km...Uzgadniamy więc w ruchu, że nie zatrzymujemy się, truchtając dalej w stronę podbiegu (tym razem nim zbiegając), dostajemy się na "małe kółko" i tu dorzucimy kilometr lub dwa...Anita wyrywa do przodu, choć chwilami miała już dość - teraz prowadzi ....Przecinamy naszą łączkę z niedzielnych zajęć i "ciśniemy" wzdłuż brzegu jeziora...Jak to zwykle bywa w końcówce, trasa mi się "psychicznie" wydłuża ...Narastający zmrok i niepewność przy stawianiu kroków nasila u mnie ochotę, by jak najszybciej dobiec i rozprawić się z siódmym kilometrem ... Gdy wreszcie osiągamy już rogatkę, przy której się spotkaliśmy dziś, Garmin pokazuje, że jesteśmy blisko "ósemki"...Razem z Anitą i Magdą "zamykam" kilometraż na asfaltowo-ziemnym podłożu...
Magda się spieszy - ma już na koncie 11km, a czekają ją kolejne trzy do domu - żegna się więc błyskawicznie i znika w cieniu uliczki, którą za chwilę będziemy wracali...
Rozciągam się z Anitą intensywnie...
..Przemo zaś - jakby nie biegał w ogóle - chwilę rozmawia, potem wsiada do auta bez ćwiczeń i odjeżdża....Nas czeka jeszcze króciutki powrót spacerem. W międzyczasie dzwoni do mnie alarmująco brat, który dotarł do mnie do domu i czeka na wspólne oglądanie półfinału Ligii Mistrzów Borussia - Real . Spotkanie nagrywa mi się, więc zamieniam jeszcze kilka słów z Anitą, a potem "pa pa", auto i gaz mocniej w podłogę, bo dusza kibica wygrywa dziś z biegowymi endorfinami
Podsumowanie...
Trasa - Rusałka - przez Wolę i dużym kołem z "dokrętką"
Temperatura: b.d. - ciepły, "letni" wieczór
Start: 20:09
Czas: 52:01
Dystans: 8,04/8,13 km (Garmin/endo)
Tempo śr.: 6:27 (G/e) zgodność idealna
Max tempo: 3:29/4:14 (G/e)
Śr. HR: 157bpm - wreszcie ta wartość stabilizuje się na rozsądniejszym poziomie
Max HR: 170bpm
Wrażenia...
Poza absencją Maćka wszystko cieszy - obecność dawno nie widzianego w środę Przema, debiut Magdy z nami, tempo, dystans 8km, pogoda...Cieszę się też, że poprowadziłem towarzystwo przez Wolę - powtarzanie małego kółka wokół jeziora byłoby dla psychiki mniej wypoczynkowe .... Miałem tylko jeden dylemat, który wraz z zapadającym zmierzchem narastał - nie miałem czołówki, a ta przydałaby się jednak...Tylko..jakoś ciężko mi samego siebie przekonać, by w czasie, gdy z radością pozbywam się z siebie ciuchów i cieszę coraz większą swobodą i "lekkością", zakładać na łeb dość masywną lampkę...Zimą nie miało to kompletnie znaczenia, teraz kłóci mi się z poczuciem "wolności" ... Dzisiejszy bieg jednak dowiódł, że skoro pory - z uwagi na Anitę - nie będziemy zmieniać, póki co światełko przydałoby się, chyba że przecierpię jakoś niepewność biegu w końcowej fazie - jakby nie było dzień się będzie do czerwca wydłużał
PS. Dopiero teraz widzę, po danych, że tempo jednak mieliśmy słabsze, ale pewnie tak będzie zawsze, gdy przyjdzie dreptać o zmierzchu
Poniedziałek zakończyłem tradycyjnie koszykówką. Tym razem, co ciekawe, nie czułem jednak tak w kościach dwóch biegowych dni, mogłem się bardziej zaangażować w grę. Właściwie to nigdy się nie oszczędzam, tym razem jednak miałem dobre samopoczucie i komfort ...No i działo się...Była walka, była krew (dosłownie!) i pełne poświęcenie. Efekt - w dramatycznych okolicznościach przechyliliśmy zwycięstwo na naszą stronę , a końcówka przypominała te znane z NBA ....
Wtorkowy wieczór spędziłem na siłowni, tradycyjnie dając odpocząć nogom skupiłem się na tym, co powyżej ...To zawsze wysiłek w miłych okolicznościach, bo ze mną potu nie szczędzi Tomek, czyli Kuzyn - jest okazja do pogadania o bieganiu, co dodatkowo podkręca temperaturę oczekiwania na środę i zmagania naszego "tria" ...
Plan na dziś...
Trucht w Lasku Marcelińskim z Maćkiem i Anitą...
Dziś zwroty akcji są dość gwałtowne. Od wczoraj mamy postanowione we troje, że spotykamy się biegowo na Marcelinie. Z Maćkiem nie widzieliśmy się w weekend, tym fajniej będzie go zobaczyć. Ustalona jest też godzina 20:15 - niestety, Anita nie może dziś szybciej, wraca więc wariant zimowy. Przelotnie był projekt Malty i wspólnego biegu z Piechem i Kony'm, ale oni jednak spotkają się wcześniej....
Późnym popołudniem zaskoczenie - dostaję smsa od Maćka, że dopadła go infekcja i musi odwołać udział.. Szkoda wielka, bo liczyłem na spotkanie i na jego pozytywną energię....Szybka korespondencja dostępnymi kanałami z Anitą i zmieniamy lokalizację na bliższą jej domowi Rusałkę. W głowie świta mi plan, by nie trzymać się tradycji i pobiec inaczej, przez Wolę..może nawet w stronę Strzeszynka...Zobaczymy, pora spotkania zmienia się na 20tą, co niewiele daje nam w kontekście "łapania dnia" - i tak dopadnie nas słabe światło...Około godziny przed treningiem Anita prosi o spotkanie 10min wcześniej, bo ma do nas dołączyć..Przemo i koleżanka z niedzielnych zajęć, Magda ...Wow!! Rośnie nam obsada ...Fajnie, cieszę się na odmianę i sprężam, by się ze wszystkim wyrobić...
"Dokuję" na Lotników punktualnie, kilkuminutowe spóźnienie zgłasza Czesiowa Mama...Czekam na nią, rozgrzewając się i ustawiając gadżety Po chwili nadciąga wraz z Psem-Celebrytą
zwyczajowo wzbraniając się przed akcją zdjęciową
Witamy się, ale jej dźwięczący telefon skutecznie uniemożliwia rozmowę, gdy ruszamy na spotkanie naszych znajomych...Gdy pokonujemy już przejście podziemne i wkraczamy w uliczkę prowadzącą do przejazdu, w jej świetle, na końcu widzę czekającą Magdę. Gdy do niej docieramy okazuje się, że w samochodzie obok siedzi też Przemo .... Witam się i szybko rozgrzewam..czas nagli, bo słońce zachodzi i z każdą minutą ilość światła będzie coraz mniejsza.
Padają propozycje trasy i dystansu. Uzgadniamy minimum 8km. Przemo chce w tym celu obiec dwukrotnie jezioro, ale przekonuję wszystkich, że sympatyczniej będzie wykorzystać tereny hipodromu, bo wtedy załapiemy "brakujące" 2km do ósemki...Wszyscy akceptują, więc ruszamy. Jest nas czworo, biegniemy chwilami gęsiego, chwilami szpalerem i rozmawiamy. Na początek odbijamy ze zbiegu od strony przejazdu w lewo, a potem prowadzę wszystkich znajomą mi trasą z ubiegłego weekendu - wzdłuż lasu, potem krosem przez hipodrom do przeciwległego brzegu. Podłoże nie jest najfajniejsze - chwilami twarde, trawiaste, ale na wielu fragmentach piaszczyste, co utrudnia poruszanie i zabiera siły...Każdy jednak na swój sposób sobie radzi i nie narzeka...Przemo kluczy równoległą ścieżką, nieco z lewej. Docieramy do przeciwległego brzegu, skręcamy w prawo i, mijając miejsce, gdzie kiedyś spotkałem dziki, zbiegamy znów piaszczystą łachą do mostku. Za nim przecinamy "biegostradę" i wkraczamy na "cypel" - Przemo niespodziewanie skręca w lewo, by za chwilę nas dogonić - wyraźnie ma dziś ochotę wybiegać więcej niż my ... Trzymam spokojne tempo ~6:10-6:15, konsultuję je z Magdą, która z nami wcześniej nie biegała, nie wiedząc, jaka prędkość ją satysfakcjonuje. Okazuje się, że jest w sam raz ... Cieszę się, że mamy okazję wspólnie pobiegać - każdy bieg z nową osobą, to kolejne doświadczenie, to kolejne poznanie ...Cypel mija szybko, nawet Anita nie kryje zaskoczenia, że mamy już ponad trzy kilometry, a dopiero zaczęliśmy...Uzgadniam z nią, że pociągniemy dalej do torów i trasą wzdłuż nich, którą biegłem w niedziele sam
Przy gastronomii Iskierka zwalnia, by dać chwilę Czesiowi, ja to wykorzystuję i wybiegam do przodu z aparatem...Mam świadomość, że zdjęcia mogą być niewyraźne i poruszone, bo ilość światła jest już opłakana - właściwie ściemnia się błyskawicznie....
Dalej prowadzi Przemo, który ma sporo sił mimo kontuzjowanego kolana...Asfalt doprowadza do skrętu w prawo, w wąską ścieżkę, równoległą do torów...Biegniemy znów gęsiego, mało tu miejsca...Przebiegamy centralnie przez małe "piwne zgromadzenie" młodzieży i trzymając się szlaku, dobiegamy do mostku..Przemo nie wyhamowuje, biegnie dalej, my przystajemy na prośbę Anity...Pauza jest krótka, nie ma się co gościć, bo noc nadciąga wielkimi krokami...Truchtamy dalej, tym razem Przemo mija nas z przeciwnego kierunku, by znów za chwilę nas gonić....Zakręciło nim dziś ...Południowym brzegiem biegnie mi się kiepsko, bo przy małym świetle tracę przestrzenne postrzeganie gruntu - w każdej chwili krok kolejny może zwiastować, przy ruchomych kostkach, kłopoty....Radzimy sobie jednak szczęśliwie zarówno z nierównościami, jak i miejscami z mokrymi i błotnymi fragmentami....
Okazuje się, że pomyliłem się w szacunku - gdy osiągniemy podbieg do torów, będziemy mieli "na liczniku" niewiele ponad 6km...Uzgadniamy więc w ruchu, że nie zatrzymujemy się, truchtając dalej w stronę podbiegu (tym razem nim zbiegając), dostajemy się na "małe kółko" i tu dorzucimy kilometr lub dwa...Anita wyrywa do przodu, choć chwilami miała już dość - teraz prowadzi ....Przecinamy naszą łączkę z niedzielnych zajęć i "ciśniemy" wzdłuż brzegu jeziora...Jak to zwykle bywa w końcówce, trasa mi się "psychicznie" wydłuża ...Narastający zmrok i niepewność przy stawianiu kroków nasila u mnie ochotę, by jak najszybciej dobiec i rozprawić się z siódmym kilometrem ... Gdy wreszcie osiągamy już rogatkę, przy której się spotkaliśmy dziś, Garmin pokazuje, że jesteśmy blisko "ósemki"...Razem z Anitą i Magdą "zamykam" kilometraż na asfaltowo-ziemnym podłożu...
Magda się spieszy - ma już na koncie 11km, a czekają ją kolejne trzy do domu - żegna się więc błyskawicznie i znika w cieniu uliczki, którą za chwilę będziemy wracali...
Rozciągam się z Anitą intensywnie...
..Przemo zaś - jakby nie biegał w ogóle - chwilę rozmawia, potem wsiada do auta bez ćwiczeń i odjeżdża....Nas czeka jeszcze króciutki powrót spacerem. W międzyczasie dzwoni do mnie alarmująco brat, który dotarł do mnie do domu i czeka na wspólne oglądanie półfinału Ligii Mistrzów Borussia - Real . Spotkanie nagrywa mi się, więc zamieniam jeszcze kilka słów z Anitą, a potem "pa pa", auto i gaz mocniej w podłogę, bo dusza kibica wygrywa dziś z biegowymi endorfinami
Podsumowanie...
Trasa - Rusałka - przez Wolę i dużym kołem z "dokrętką"
Temperatura: b.d. - ciepły, "letni" wieczór
Start: 20:09
Czas: 52:01
Dystans: 8,04/8,13 km (Garmin/endo)
Tempo śr.: 6:27 (G/e) zgodność idealna
Max tempo: 3:29/4:14 (G/e)
Śr. HR: 157bpm - wreszcie ta wartość stabilizuje się na rozsądniejszym poziomie
Max HR: 170bpm
Wrażenia...
Poza absencją Maćka wszystko cieszy - obecność dawno nie widzianego w środę Przema, debiut Magdy z nami, tempo, dystans 8km, pogoda...Cieszę się też, że poprowadziłem towarzystwo przez Wolę - powtarzanie małego kółka wokół jeziora byłoby dla psychiki mniej wypoczynkowe .... Miałem tylko jeden dylemat, który wraz z zapadającym zmierzchem narastał - nie miałem czołówki, a ta przydałaby się jednak...Tylko..jakoś ciężko mi samego siebie przekonać, by w czasie, gdy z radością pozbywam się z siebie ciuchów i cieszę coraz większą swobodą i "lekkością", zakładać na łeb dość masywną lampkę...Zimą nie miało to kompletnie znaczenia, teraz kłóci mi się z poczuciem "wolności" ... Dzisiejszy bieg jednak dowiódł, że skoro pory - z uwagi na Anitę - nie będziemy zmieniać, póki co światełko przydałoby się, chyba że przecierpię jakoś niepewność biegu w końcowej fazie - jakby nie było dzień się będzie do czerwca wydłużał
PS. Dopiero teraz widzę, po danych, że tempo jednak mieliśmy słabsze, ale pewnie tak będzie zawsze, gdy przyjdzie dreptać o zmierzchu
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Mili moi...nie tak to miało wyglądać, ale życie pisze swoje scenariusze ...Kilka osób szeptało mi do ucha juz od dłuższego czasu, że moje "skrobanie" tu, w tym gościnnym miejscu, powinno jednak wykroczyć poza... Nie miałem zbyt dużo czasu, nie mam doświadczenia, wszystkiego muszę uczyć się od zera, ale podjąłem wyzwanie...
To miało inaczej wyglądać, bo póki co - ma charakter baaaaaaardzo roboczy. Jestem na etapie nadawania temu wszystkiemu formy, wyglądu, wyrazu..w ogóle - na głębokim etapie wdrażania. Chciałem pokazać się już "wypieszczonym" i "wymuskanym" , ale niebezpiecznie czas pogalopował, a ja chciałem zachować ciągłość opisów i nie narobic sobie zaległości. I tak od jakiegoś czasu wpisy "dublowałem", bo wciąż nie byłem gotów...
Teraz też nie jestem...ale...ile razy na starcie zawodów też nie jesteśmy pewni, "czy to właściwa decyzja i moment"?...
Zapraszam więc, jeszcze bardzo roboczo, w moje skromne blogowe progi....tam będę teraz publikował relacje z mojego skromnego biegania, ale i nie tylko.....
http://www.zyciewbiegu.pl
Wiele mi tam jeszcze brakuje, niemal wszystkiego, ale jest to, co najważniejsze - opisy, które chciałbym cyklicznie publikować, jak to dotychczas robiłem w przyjaznym forumowym kącie na http://bieganie.pl.
Spore to wyzwanie dla mnie - póki co, "idzie mi to" mniej sprawnie, ale to kwestia wprawy i poznania możliwości softowych. mam nadzieję, że pomożecie i wesprzecie radą co do kształtu i zawartości. Tu będę również pisał, ale na relacje zapraszał do siebie . Mam nadzieję, że trafią na podobne zainteresowanie z Waszej strony, jakie spotkało mnie tu. Jestem Wam wdzięczny, że zaglądacie do mojego wątku, że dopingujecie i że dostaję od Was sygnały, bym się nie rozmyślał, ale pisał dalej ...DZIĘKUJĘ... Postaram się sprostać oczekiwaniom ...Biegowo również
Pozdrawiam serdecznie!
To miało inaczej wyglądać, bo póki co - ma charakter baaaaaaardzo roboczy. Jestem na etapie nadawania temu wszystkiemu formy, wyglądu, wyrazu..w ogóle - na głębokim etapie wdrażania. Chciałem pokazać się już "wypieszczonym" i "wymuskanym" , ale niebezpiecznie czas pogalopował, a ja chciałem zachować ciągłość opisów i nie narobic sobie zaległości. I tak od jakiegoś czasu wpisy "dublowałem", bo wciąż nie byłem gotów...
Teraz też nie jestem...ale...ile razy na starcie zawodów też nie jesteśmy pewni, "czy to właściwa decyzja i moment"?...
Zapraszam więc, jeszcze bardzo roboczo, w moje skromne blogowe progi....tam będę teraz publikował relacje z mojego skromnego biegania, ale i nie tylko.....
http://www.zyciewbiegu.pl
Wiele mi tam jeszcze brakuje, niemal wszystkiego, ale jest to, co najważniejsze - opisy, które chciałbym cyklicznie publikować, jak to dotychczas robiłem w przyjaznym forumowym kącie na http://bieganie.pl.
Spore to wyzwanie dla mnie - póki co, "idzie mi to" mniej sprawnie, ale to kwestia wprawy i poznania możliwości softowych. mam nadzieję, że pomożecie i wesprzecie radą co do kształtu i zawartości. Tu będę również pisał, ale na relacje zapraszał do siebie . Mam nadzieję, że trafią na podobne zainteresowanie z Waszej strony, jakie spotkało mnie tu. Jestem Wam wdzięczny, że zaglądacie do mojego wątku, że dopingujecie i że dostaję od Was sygnały, bym się nie rozmyślał, ale pisał dalej ...DZIĘKUJĘ... Postaram się sprostać oczekiwaniom ...Biegowo również
Pozdrawiam serdecznie!
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Jestem od dwóch dni na Pomorzu, miejscu idealnym do łamania wlasnych biegowych słabości - co z tego wynikło, napiszę w kolejnej relacji ...Póki co jednak, moje zapracowane Saucony poprosiły, przecierajacą się siateczką, o urlop i znalezienie zmiennika :D ...Zajrzalem wiec w kilka znajomych miejsc zanim wyjechałem i o tym w najnowszym wpisie na blogu:
http://zyciewbiegu.pl/przymiarki-do-nowych-butow/
http://zyciewbiegu.pl/przymiarki-do-nowych-butow/
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
"Długoweekendowy" czwartek okazał się dla mnie dość istotny i szczęśliwy biegowo. Miałem okazję potestować w warunkach bojowych Ekideny 75. Zważywszy mój wcześniejszy sceptycyzm, co do zestawienia: buty z piankową amortyzacją vs waga XXL , byłem baaaardzo ciekaw tej próby. O tym i nie tylko o tym wraz z garścią fotek tu:
Czwartek 02.05.2013r.
Zapraszam
Czwartek 02.05.2013r.
Zapraszam
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Zachodniopomorskiej opowieści część 2. Tym razem w wiosennym skwarze, nieco bliżej i troszkę inaczej...Do tego pod presją czasu i zajęć, bo to dzień wyjazdu....a tak chętnie bym został i pozwiedzał w biegu okolicę...Jest wiele miejsc tam, które muszę w truchtem odwiedzić ...
Póki co zapraszam na niedzielne, krótsze, ale konkretniejsze bieganie..
Niedziela 02.05.2013r.
Pozdrawiam
Póki co zapraszam na niedzielne, krótsze, ale konkretniejsze bieganie..
Niedziela 02.05.2013r.
Pozdrawiam
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Co prawda swoją niedzielą już się z Wami podzieliłem, ale dostałem od Anity porcję zdjęć z naszych zajęć zBiegiemNatury. Żałuję, że na nich nie byłem - od listopada/grudnia byłem chyba na każdych, ale postanowiłem kilka słów o nich napisać ...
Zapraszam!
Niedzielne spotkanie zBiegiemNatury
Przy okazji - co tydzień na stronie głównej akcji zBiegiemNatury pojawiają się meldunki o tym, co działo się w całym kraju, w miastach, w których spotykają się uczestnicy. My, poznaniacy pokazujemy zdjęcia i kontaktujemy się głównie za pośrednictwem fanpage'a: zBiegiemNatury - Poznań.
Co tydzień pojawiają się nowe osoby i wspólnie świetnie się bawimy . Jeśli ktoś byłby choćby przejazdem w okolicy, serdecznie zapraszam - będzie okazja się poznać i potruchtać konwersacyjnie
Zapraszam!
Niedzielne spotkanie zBiegiemNatury
Przy okazji - co tydzień na stronie głównej akcji zBiegiemNatury pojawiają się meldunki o tym, co działo się w całym kraju, w miastach, w których spotykają się uczestnicy. My, poznaniacy pokazujemy zdjęcia i kontaktujemy się głównie za pośrednictwem fanpage'a: zBiegiemNatury - Poznań.
Co tydzień pojawiają się nowe osoby i wspólnie świetnie się bawimy . Jeśli ktoś byłby choćby przejazdem w okolicy, serdecznie zapraszam - będzie okazja się poznać i potruchtać konwersacyjnie
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Środy...Tak samo oczekiwane, jak niedzielne zajęcia zBiegiemNatury ...Kiedyś, na samym początku, gdy niewiele się znaliśmy, ktoś z nas postanowił coś z tym zrobić ..Nie pamiętam już, czy hasło rzuciła Anita, czy Maciek, czy może Piechu..Najlepszym sposobem było wspólne bieganie, swobodne, bez rygoru planu, szerokiej kadry...małą, kilkuosobową grupką...Tak zrodził się Team : Anita z Czesiem, Maciek i ja, a z nami Przemo i wspomagający - Piechu i Kony. Najpierw były wcześniejsze spotkania w niedzielę, przed zajęciami zBN, później doszły środowe wieczory...Te drugie zagościły na stałe w kalendarzu naszej trójki - przemierzaliśmy razem zimą mroczne i mroźne szlaki nad Rusałką i w Lasku Marcelińskim, pomagając sobie światełkami czołówek...marząc, by wreszcie nadeszła wiosna - ciepłe, pachnące wieczory, gdy słońce dłuuuugo towarzyszy biegaczom...
Tak było właśnie wczoraj . Ba - nawet lepiej . Chętnych na wspólną godzinę w biegu nad Rusałką było więcej...I nie było ciepło, było baaaaardzo ciepło...
Ale o tym wszystkim tu:
Środowe "rusałkowanie"
Zapraszam
Tak było właśnie wczoraj . Ba - nawet lepiej . Chętnych na wspólną godzinę w biegu nad Rusałką było więcej...I nie było ciepło, było baaaaardzo ciepło...
Ale o tym wszystkim tu:
Środowe "rusałkowanie"
Zapraszam
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Nadrabiam braki ...Niestety weekend był pod znakiem sympatycznych, acz niespodziewanych gości i nie wypadało siadać do kompa, by stukać relacje z obu dni...
Wrzuciłem już opis soboty - zajęcia BBL a po nich dość nieoczekiwane bieganie na raty , w dwóch różnych lokalizacjach..Dlaczego tak i jak to wszystko wyszło - zapraszam na bloga
Sobota 11.05.2013r.
Wrzuciłem już opis soboty - zajęcia BBL a po nich dość nieoczekiwane bieganie na raty , w dwóch różnych lokalizacjach..Dlaczego tak i jak to wszystko wyszło - zapraszam na bloga
Sobota 11.05.2013r.
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Kolejny weekend mijając "na biegowo" . Po sobotnim BBLu przyszedl czas na coniedzielne spotkanie zBiegiemNatury. Tym razem z kropiącym na "dzień dobry" deszczem, w szczuplejszym gronie, ale równie sympatycznie - wiosną chyba niewiele trzeba, by cieszyć się ruchem na wolnym powietrzu
Niedziela 12.05.2013r. - zBiegiemNatury
Niedziela 12.05.2013r. - zBiegiemNatury
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Kto z Was w ciągu tych długich, ciemnych, mroźnych wieczorów nie marzył o bieganiu w cieple, rozganianym delikatnym ożywczym wiatrem, w świetle zachodzącego słońca i zapachu kwitnącego bzu??
W takie środy, jak ostatnia, marzenia się spełniają . Ja miałem do tego jeszcze miłe towarzystwo - po prostu...wypas!
Środa 15.05.2013r.
W takie środy, jak ostatnia, marzenia się spełniają . Ja miałem do tego jeszcze miłe towarzystwo - po prostu...wypas!
Środa 15.05.2013r.
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...