Aniad1312 Run 4 fun - not 4 records ;)
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
30 kwietnia 2013
Wczoraj dzień upłynął pod hasłem: "Jem, więc jestem" Szczegółów oszczędzę
Ok 20 stwierdziłam, że muszę się kimnąć na 2h, bo nie wyrobię; a potem popracuję, coby zrobić to, co miałam do zrobienia. Po 2h zadzwonił budzik, padło nieśmiertelne "jeszcze chwilkę" i tak-to-to ta chwilka zabrała mi kolejne 8h Wstałam w końcu, ogarnęłam się i poszłam pobiegać. Założyłam spódniczkę nabytą czas jakiś temu i muszę powiedzieć, że biegało się całkiem całkiem zobaczymy, jak będzie w bardziej gorących warunkach, mam nadzieję, że równie dobrze i te wszyte spodenki nie będą za bardzo uciskać. Szkoda tylko, że nie ma kieszonki na chusteczki.
Anyway, akcja zalewowe opalanie.
Biegło się ciężkawo, pobolewały mnie piszczele (na bank przez to, że za długo spałam ).
Wpadło 10.1km po 5:30. Ostatnie dwa kaemy żwawiej - po 5:18 i 5:02.
Jak się uda, to może jeszcze coś dzisiaj pobiegam.
Wczoraj dzień upłynął pod hasłem: "Jem, więc jestem" Szczegółów oszczędzę
Ok 20 stwierdziłam, że muszę się kimnąć na 2h, bo nie wyrobię; a potem popracuję, coby zrobić to, co miałam do zrobienia. Po 2h zadzwonił budzik, padło nieśmiertelne "jeszcze chwilkę" i tak-to-to ta chwilka zabrała mi kolejne 8h Wstałam w końcu, ogarnęłam się i poszłam pobiegać. Założyłam spódniczkę nabytą czas jakiś temu i muszę powiedzieć, że biegało się całkiem całkiem zobaczymy, jak będzie w bardziej gorących warunkach, mam nadzieję, że równie dobrze i te wszyte spodenki nie będą za bardzo uciskać. Szkoda tylko, że nie ma kieszonki na chusteczki.
Anyway, akcja zalewowe opalanie.
Biegło się ciężkawo, pobolewały mnie piszczele (na bank przez to, że za długo spałam ).
Wpadło 10.1km po 5:30. Ostatnie dwa kaemy żwawiej - po 5:18 i 5:02.
Jak się uda, to może jeszcze coś dzisiaj pobiegam.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
30 kwietnia 2013
Part 2
Miała być beznamiętność stadionowa. A było pieprznie (zawsze to lepiej brzmi niż ubojnia )
1) Dobieg do stadionu - 1.81km -->5:14/ 5:04
2) Stadion
Ze względu na brak czasu musiałam skrócić dystans. Decyzja na miejscu - a, co tam, pobiegnę coś szybszego, może nawet 4km czegoś szybszego-ciągłego. Niestety, nie dałam rady bez przerw, ale też i tempo zacne było, a należy pamiętać, że trochę dzisiaj rano pobiegałam.
Tak więc najpierw:
1 i 2km bez przerwy --> 4:44/ 4:47
Przerwa na złapanie oddechu i uspokojenie kolki, która zaczynała się odzywać.
3km --> 4:20 a wydawało mi się, że tępo i mega-ciężko biegłam ten odcinek i już widziałam oczyma wyobraźni na lapie kole 5/km. A tu taka niespodzianka! Mała rzecz, a cieszy
4km --> 4:28
3) Rozciąganie i powrót do domu - 2:47km -->5:29/ 4:55/ 5:04
Te 4km ...Lekko się nie biegło, ale na maksymalnym zmęczeniu też nie.
Dzisiaj ogółem wpadło 18.4km.
A w kwietniu - 241km.
Jutro coś dłuższego, a na piątek planuję porządnego longa.
Part 2
Miała być beznamiętność stadionowa. A było pieprznie (zawsze to lepiej brzmi niż ubojnia )
1) Dobieg do stadionu - 1.81km -->5:14/ 5:04
2) Stadion
Ze względu na brak czasu musiałam skrócić dystans. Decyzja na miejscu - a, co tam, pobiegnę coś szybszego, może nawet 4km czegoś szybszego-ciągłego. Niestety, nie dałam rady bez przerw, ale też i tempo zacne było, a należy pamiętać, że trochę dzisiaj rano pobiegałam.
Tak więc najpierw:
1 i 2km bez przerwy --> 4:44/ 4:47
Przerwa na złapanie oddechu i uspokojenie kolki, która zaczynała się odzywać.
3km --> 4:20 a wydawało mi się, że tępo i mega-ciężko biegłam ten odcinek i już widziałam oczyma wyobraźni na lapie kole 5/km. A tu taka niespodzianka! Mała rzecz, a cieszy
4km --> 4:28
3) Rozciąganie i powrót do domu - 2:47km -->5:29/ 4:55/ 5:04
Te 4km ...Lekko się nie biegło, ale na maksymalnym zmęczeniu też nie.
Dzisiaj ogółem wpadło 18.4km.
A w kwietniu - 241km.
Jutro coś dłuższego, a na piątek planuję porządnego longa.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
1 maja 2013
Pisałam, pisałam, nagle pach trach jakieś aktualizacje się włączyły. I tekst sie poszedł czesać. Drugi raz mi się nie chce.
Więc kronikarsko będzie, że dzisiaj 23.67km po 5:41 i było ciężko. No, może dodam jeszcze, że chciałam sobie nogi opalić i cały czas się zastanawiałam, czemu nie ma tego słońca, co to je onet pokazywał, a teraz już jest
Pisałam, pisałam, nagle pach trach jakieś aktualizacje się włączyły. I tekst sie poszedł czesać. Drugi raz mi się nie chce.
Więc kronikarsko będzie, że dzisiaj 23.67km po 5:41 i było ciężko. No, może dodam jeszcze, że chciałam sobie nogi opalić i cały czas się zastanawiałam, czemu nie ma tego słońca, co to je onet pokazywał, a teraz już jest
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
2 maja 2013
Trochę się dzisiaj wahałam, czy biegać, jak chciałam, czy jednak nie biegać. Jednak stanęło na tym, że biegam. OD samego początku tak mi jakoś tempo mocne wychodziło, czemu, to nie wiem, w końcu wczoraj ubojnia była. Aha, już wiem, pewnie to zasługa bloku czekoladowego Kachity, z którego już tylko okruszki zostały, zeżarłam prawie cały bezwstydnie i z nikim się nie podzieliłam. Taka jestem, o!
Chciałam zwolnić, w końcu jutro czeba-by jakiegoś przyzwoitego longa trzasnąć, w tempie wolnym co prawda, ale jednak; no czasem się udawało.
Po każdym kaemie musiałam się zatrzymać, żeby jakoś ogarnąć ten wodospad, co to z mojej twarzy się wydobywał, więc średnie tempo byłoby mylące, dlatego też szczegółowo wyliczę:
1-5:19
2-5:08
3-5:08
4-5:17
5-5:06
6-5:07
7-4:59
8-5:38
9-4:53
10-5:14
I tak sobie myślę, że jednak lubię biegać
Trochę się dzisiaj wahałam, czy biegać, jak chciałam, czy jednak nie biegać. Jednak stanęło na tym, że biegam. OD samego początku tak mi jakoś tempo mocne wychodziło, czemu, to nie wiem, w końcu wczoraj ubojnia była. Aha, już wiem, pewnie to zasługa bloku czekoladowego Kachity, z którego już tylko okruszki zostały, zeżarłam prawie cały bezwstydnie i z nikim się nie podzieliłam. Taka jestem, o!
Chciałam zwolnić, w końcu jutro czeba-by jakiegoś przyzwoitego longa trzasnąć, w tempie wolnym co prawda, ale jednak; no czasem się udawało.
Po każdym kaemie musiałam się zatrzymać, żeby jakoś ogarnąć ten wodospad, co to z mojej twarzy się wydobywał, więc średnie tempo byłoby mylące, dlatego też szczegółowo wyliczę:
1-5:19
2-5:08
3-5:08
4-5:17
5-5:06
6-5:07
7-4:59
8-5:38
9-4:53
10-5:14
I tak sobie myślę, że jednak lubię biegać
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
3 maja 2013
Wczoraj łażenie po Toruniu.
Buniek, szkoda, żę nie dało rady się spotkać, od Mikołajów w 2010 trochę czasu zleciało
Lody tradycyjnie wszamałam, ale niestety nie było mojego ulubionego-od-nich smaku kawy irlandzkiej. Nic to, czea będzie jeszcze latem się wybrać
Wróciłam zmachana mocno, bo na dodatek oprócz śniadania i tych lodów od Lenkiewicza, to nic nie jadłam wciągu dnia (tak, też się zastanawiam, jak to możliwe ) i tak szczerze mówiąc, ta 30ka wcale mi się nie uśmiechała, ale no ja nie pobiegnę, ja nie pobiegnę?
Rano wstałam, nastrój jak u rozkapryszonej królewny, na dodatek śniło mi się że walczyłam z pająkiem z ogromnymi nogami, pewnie przez to, że wczoraj jednego zatłukłam w łazience. Ale ten akurat miał nogi normalne, tylko co mnie będzie straszył? i jeszcze coś innego mi się śniło, ale nie powiem co.
No i wstałam, z oporami...zjadłam śniadanie jak pod 30kę, wyjrzałam za okno i wcale się nie ucieszyłam. Najchętniej nie biegłabym wogle. Ale jak już zjadłam takie śniadanie, a wczoraj na kolację też odrabiałam zaległości z całego dnia, to czea było jednak się zebrać. Oczywiście, jak już miałam wychodzić, to zaczęło padać dość mocno
No ale nic to. Stwierdziłam, że nie ma gupich, z takim nastawieniem to 30ki nie robię, zresztą po co ona mi?
Pobiegam max 2.5h i już.
Poleciałam, na krótko, założyłam sobie CEPy, żeby cieplej ciut było.
Kierunek zalew, a tam rajd rowerowy, pogadałam chwile ze znajomym-organizatorem-też biegaczem i pognałam dalej.
Przy końcu 7km akurat napatoczył się las.
Jak biegłam w środę longa, to też na chwilę do lasu wleciałam, tym bardziej, że stało auto kumpla, to se pomyślałam, że może biegnie wolniej i go dogonię, albo co. Tiaaa, dogonię, kogoś, kto właśnie natrzaskał 3:15 w maratonie
Jak można się domyślić, nie udało mi się
Ale dzisiaj nie było żadnego auta, więc wleciałam niby na chwilę, żeby tak 2km pobiec. No ale jak kończyłam, to stwierdziłam, że machnę 1 pętlę krosu. Trochę się bałam, bo las ciut nieprzyjemny w tej aurze, poza tym raczej biegaczy i bajkowców nie było. No ale bałam się trochę i biegałam I tak mi się fajnie ten kros biegało, że machnęłam 4 pętelki, każda ma ok 2km. Ale mi tempa wychodziły, sama nie wierzyłam!
1- 5:49/ 5:37
2- 5:29/ 5:22
3- 5:27/ 5:11
4- 5:25/ 5:00
Nie wiem, jak mi się to udało, bo zazwyczaj jak biegamy tego krosa, a jest sporo pod górkę i zbiegów, to chłopaki lecą, a ja się ślimaczę za nimi.
Zostałabym dłużej, ale skoro 4 pętla miała być na uspokojenie, a wyszło jak wyszło, a wody nie miałam, to wolałam jednak się ewakuować choć z żalem, przyznam.
No nicto, dobiłam po ostatniej pętli jeszcze trochę i wyszło mi całości tego odcinka 17.38km. Średnio wyszło po 5:38, ale w tym zawiera się kros, więc raczej miarodajne to nie jest.
Część druga to 7.7km po 5:40, powrót prawie tą samą trasą, bo nad zalewem koniec rajdu i dużo ludzi, więc obiegłam lasek i dopiero do domu.
Przemyślenia mam takie, że ten trening urozmaicony, dał mi więcej niż bym machnęła tę 30kę.
A te pętle biegło mi się zadziwiająco swobodnie, w porównaniu do tego, jak je biegałam wcześniej.
Przemyslenie trzecie to takie, że nie wiem za co Niebo dało mi w prezencie lekki deszcz tylko na początkowych i końcowych 2-3km, cała reszta na sucho znaczy się, ja tradycyjnie cała do wymiany, choć zimno mi była w tych krótkich gaciach, nie powiem.
A w ogle, to nie wiem skąd tyle znów napisałam, bo wcześniej nawet nie miałam ochoty nic tu napisać, bo i po co?
Wczoraj łażenie po Toruniu.
Buniek, szkoda, żę nie dało rady się spotkać, od Mikołajów w 2010 trochę czasu zleciało
Lody tradycyjnie wszamałam, ale niestety nie było mojego ulubionego-od-nich smaku kawy irlandzkiej. Nic to, czea będzie jeszcze latem się wybrać
Wróciłam zmachana mocno, bo na dodatek oprócz śniadania i tych lodów od Lenkiewicza, to nic nie jadłam wciągu dnia (tak, też się zastanawiam, jak to możliwe ) i tak szczerze mówiąc, ta 30ka wcale mi się nie uśmiechała, ale no ja nie pobiegnę, ja nie pobiegnę?
Rano wstałam, nastrój jak u rozkapryszonej królewny, na dodatek śniło mi się że walczyłam z pająkiem z ogromnymi nogami, pewnie przez to, że wczoraj jednego zatłukłam w łazience. Ale ten akurat miał nogi normalne, tylko co mnie będzie straszył? i jeszcze coś innego mi się śniło, ale nie powiem co.
No i wstałam, z oporami...zjadłam śniadanie jak pod 30kę, wyjrzałam za okno i wcale się nie ucieszyłam. Najchętniej nie biegłabym wogle. Ale jak już zjadłam takie śniadanie, a wczoraj na kolację też odrabiałam zaległości z całego dnia, to czea było jednak się zebrać. Oczywiście, jak już miałam wychodzić, to zaczęło padać dość mocno
No ale nic to. Stwierdziłam, że nie ma gupich, z takim nastawieniem to 30ki nie robię, zresztą po co ona mi?
Pobiegam max 2.5h i już.
Poleciałam, na krótko, założyłam sobie CEPy, żeby cieplej ciut było.
Kierunek zalew, a tam rajd rowerowy, pogadałam chwile ze znajomym-organizatorem-też biegaczem i pognałam dalej.
Przy końcu 7km akurat napatoczył się las.
Jak biegłam w środę longa, to też na chwilę do lasu wleciałam, tym bardziej, że stało auto kumpla, to se pomyślałam, że może biegnie wolniej i go dogonię, albo co. Tiaaa, dogonię, kogoś, kto właśnie natrzaskał 3:15 w maratonie
Jak można się domyślić, nie udało mi się
Ale dzisiaj nie było żadnego auta, więc wleciałam niby na chwilę, żeby tak 2km pobiec. No ale jak kończyłam, to stwierdziłam, że machnę 1 pętlę krosu. Trochę się bałam, bo las ciut nieprzyjemny w tej aurze, poza tym raczej biegaczy i bajkowców nie było. No ale bałam się trochę i biegałam I tak mi się fajnie ten kros biegało, że machnęłam 4 pętelki, każda ma ok 2km. Ale mi tempa wychodziły, sama nie wierzyłam!
1- 5:49/ 5:37
2- 5:29/ 5:22
3- 5:27/ 5:11
4- 5:25/ 5:00
Nie wiem, jak mi się to udało, bo zazwyczaj jak biegamy tego krosa, a jest sporo pod górkę i zbiegów, to chłopaki lecą, a ja się ślimaczę za nimi.
Zostałabym dłużej, ale skoro 4 pętla miała być na uspokojenie, a wyszło jak wyszło, a wody nie miałam, to wolałam jednak się ewakuować choć z żalem, przyznam.
No nicto, dobiłam po ostatniej pętli jeszcze trochę i wyszło mi całości tego odcinka 17.38km. Średnio wyszło po 5:38, ale w tym zawiera się kros, więc raczej miarodajne to nie jest.
Część druga to 7.7km po 5:40, powrót prawie tą samą trasą, bo nad zalewem koniec rajdu i dużo ludzi, więc obiegłam lasek i dopiero do domu.
Przemyślenia mam takie, że ten trening urozmaicony, dał mi więcej niż bym machnęła tę 30kę.
A te pętle biegło mi się zadziwiająco swobodnie, w porównaniu do tego, jak je biegałam wcześniej.
Przemyslenie trzecie to takie, że nie wiem za co Niebo dało mi w prezencie lekki deszcz tylko na początkowych i końcowych 2-3km, cała reszta na sucho znaczy się, ja tradycyjnie cała do wymiany, choć zimno mi była w tych krótkich gaciach, nie powiem.
A w ogle, to nie wiem skąd tyle znów napisałam, bo wcześniej nawet nie miałam ochoty nic tu napisać, bo i po co?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
5 maja 2013
Miałam dzisiaj wyjątkowo być na taśmociągu, ale okazało się, że wczoraj wyrobiłam się z robotą i dzisiaj free.
Tak więc nie mogłam przegapić tego-wolnego i polazłam biegać.
Tym bardziej, że wczorajszy wieczór zleciał mi na zaspokajaniu kaprysów zupełnie jak w ciąży i do tego zestawu smaków brakowało mi tylko ogórków. No, ale że w ciąży nie jestem, to poleciałam żem. Rano napisałam do kumpla, czy idzie biegać, a że szedł, to pobiegaliśmy po lesie te 19km po 5:30, z tym że w okolicach 16.5km się rozdzieliliśmy na odmulającą pętlę krosową, którą pobiegłam na początku trochę wolniej, a potem na total zmęczeniu i zaschniętym gardle (jak się rano wypiło pół kubka kawy i parę łyków wody, to tak się miało) pełny kilometr wyszedł mi po 4:57. Kolega czekał na mnie i dotruchtaliśmy do auta ostatni kilometr po 5:36.
Ale że okoliczności przyrody dziś są tak niepowtarzalne, to jak pojadłam po bieganiu, to jeszcze sobie pojeździłam rowerem, czas 1:48:30, dystans 35.65km. Co prawda rylają mi się wszelkie możliwe śrubki i nie wiem, jak jutro na tym rajdzie się nie będę wkurzać na te łomotanie, więc jutro to już musowo do przeglądu muszę rower dać.
W tygodniu nabiegało mi się, zupełnie nieplanowanie 96.2km, no tak wyszło. Cóż. W tym tygodniu czea będzie coś na szybkość może poćwiczyć.
Miałam dzisiaj wyjątkowo być na taśmociągu, ale okazało się, że wczoraj wyrobiłam się z robotą i dzisiaj free.
Tak więc nie mogłam przegapić tego-wolnego i polazłam biegać.
Tym bardziej, że wczorajszy wieczór zleciał mi na zaspokajaniu kaprysów zupełnie jak w ciąży i do tego zestawu smaków brakowało mi tylko ogórków. No, ale że w ciąży nie jestem, to poleciałam żem. Rano napisałam do kumpla, czy idzie biegać, a że szedł, to pobiegaliśmy po lesie te 19km po 5:30, z tym że w okolicach 16.5km się rozdzieliliśmy na odmulającą pętlę krosową, którą pobiegłam na początku trochę wolniej, a potem na total zmęczeniu i zaschniętym gardle (jak się rano wypiło pół kubka kawy i parę łyków wody, to tak się miało) pełny kilometr wyszedł mi po 4:57. Kolega czekał na mnie i dotruchtaliśmy do auta ostatni kilometr po 5:36.
Ale że okoliczności przyrody dziś są tak niepowtarzalne, to jak pojadłam po bieganiu, to jeszcze sobie pojeździłam rowerem, czas 1:48:30, dystans 35.65km. Co prawda rylają mi się wszelkie możliwe śrubki i nie wiem, jak jutro na tym rajdzie się nie będę wkurzać na te łomotanie, więc jutro to już musowo do przeglądu muszę rower dać.
W tygodniu nabiegało mi się, zupełnie nieplanowanie 96.2km, no tak wyszło. Cóż. W tym tygodniu czea będzie coś na szybkość może poćwiczyć.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
6 maja 2013
Rowerowo-rajdowo 30km w 2:15.
Dwie solidne porcje grochówki.
Potem już samodzielnie dokulałam jeszcze 18km w 1h, dla równego rachunku.
Czyli wpadło dziś 48km. Dość przyzwoicie nawet.
Podczas tego dokulywania (matkoż doloż, co to za słowo ) jak mię coś na usta nie wpadnie, jak mię igiełkami nie zacznie w te usta kłuć, robactwo jakieś dzikie...Całe szczęście, że buziuchnę miałam zamkniętą, bo inaczej to nie wiem co by się działo. Zaczęło się jakieś drętwienie, puchnięcie lekkie, ale widać jestem bardziej jadowita niż to coś, bo na tym się skończyło, a nawet wszystko wygląda tak, jak gdyby nigdy nic
Rowerowo-rajdowo 30km w 2:15.
Dwie solidne porcje grochówki.
Potem już samodzielnie dokulałam jeszcze 18km w 1h, dla równego rachunku.
Czyli wpadło dziś 48km. Dość przyzwoicie nawet.
Podczas tego dokulywania (matkoż doloż, co to za słowo ) jak mię coś na usta nie wpadnie, jak mię igiełkami nie zacznie w te usta kłuć, robactwo jakieś dzikie...Całe szczęście, że buziuchnę miałam zamkniętą, bo inaczej to nie wiem co by się działo. Zaczęło się jakieś drętwienie, puchnięcie lekkie, ale widać jestem bardziej jadowita niż to coś, bo na tym się skończyło, a nawet wszystko wygląda tak, jak gdyby nigdy nic
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
13 maja 2013
Dziś stadionowa Anna-Opalanna.
Z dotarciem-do i beznamiętnymi kółkami wyszło 8.24km po 5:58.
Potem 10 setek z truchtem w przerwach też setkowych: 3:34/ 3:57/ 3:41/ 3:41/ 3:39/ 3:51/ 3:41/ 3:38/ 3:47/ 3:13.
Potem ległam na trawie, później się trochę porozciągałam, potem zrobiłam 800m na bosaka po trawie, znów się porozciągałam i pobiegłam do domu, czyli razem po tych przebieżkach wyszło 3.58km po 5:35.
A było mi tak fajnie, że wcale nie chciało mi się wracać
Dziś stadionowa Anna-Opalanna.
Z dotarciem-do i beznamiętnymi kółkami wyszło 8.24km po 5:58.
Potem 10 setek z truchtem w przerwach też setkowych: 3:34/ 3:57/ 3:41/ 3:41/ 3:39/ 3:51/ 3:41/ 3:38/ 3:47/ 3:13.
Potem ległam na trawie, później się trochę porozciągałam, potem zrobiłam 800m na bosaka po trawie, znów się porozciągałam i pobiegłam do domu, czyli razem po tych przebieżkach wyszło 3.58km po 5:35.
A było mi tak fajnie, że wcale nie chciało mi się wracać
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
14 maja 2013
Part 1, rano: 10.88km po 5:21.
Part 2, po południu: kros 6 pętli po 2km, jakaś przerwa po każdej pętli, ale nie za długa. Też i nie za krótka
Rozgrzewka
1- 5:48/ 5:20
Potem
2- 4:59/ 5:02
3- 5:04/ 5:04
Zwolniłam
4- 5:19/ 5:10
5- 5:18/ 4:54
Schłodzenie
6- 5:54/ 5:49
Komary cięły niemiłosiernie, to musieliśmy się ewakuować. A szkoda, bo fajnie się gadało.
Edit - wyczaiłam, jak Kachitę na wiktorię prowadzę Chyba właśnie jej mówiłam, że jeszcze trochę i da radę, no i bałam się, czy mi z liścia nie przywali
Part 1, rano: 10.88km po 5:21.
Part 2, po południu: kros 6 pętli po 2km, jakaś przerwa po każdej pętli, ale nie za długa. Też i nie za krótka
Rozgrzewka
1- 5:48/ 5:20
Potem
2- 4:59/ 5:02
3- 5:04/ 5:04
Zwolniłam
4- 5:19/ 5:10
5- 5:18/ 4:54
Schłodzenie
6- 5:54/ 5:49
Komary cięły niemiłosiernie, to musieliśmy się ewakuować. A szkoda, bo fajnie się gadało.
Edit - wyczaiłam, jak Kachitę na wiktorię prowadzę Chyba właśnie jej mówiłam, że jeszcze trochę i da radę, no i bałam się, czy mi z liścia nie przywali
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
15 maja 2013
Czea było odprowadzić babcię na wycieczkę, to jak już wstałam w środku nocy (zupełnie niepotrzebnie, bo na miejscu zbiórki okazało się, że babcia "zapobiegawczo-samowolnie" sama ustaliła sobie czas wyjazdu na 15 minut wcześniej, niż to zrobił organizator), no to pobiegałam w tym pięknym słońcu, które zdążyło się już pokazać
Tradycyjnie dycha po 5:22.
Ostatnio na bieganiu żołądek się buntuje. Podejrzewam, że zaczyna działać jakaś Klątwa Gifego
Czy coś się jeszcze przydarzy biegowo dzisiaj? Może.
Czea było odprowadzić babcię na wycieczkę, to jak już wstałam w środku nocy (zupełnie niepotrzebnie, bo na miejscu zbiórki okazało się, że babcia "zapobiegawczo-samowolnie" sama ustaliła sobie czas wyjazdu na 15 minut wcześniej, niż to zrobił organizator), no to pobiegałam w tym pięknym słońcu, które zdążyło się już pokazać
Tradycyjnie dycha po 5:22.
Ostatnio na bieganiu żołądek się buntuje. Podejrzewam, że zaczyna działać jakaś Klątwa Gifego
Czy coś się jeszcze przydarzy biegowo dzisiaj? Może.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
16 maja 2013
Wczoraj już się nic nie przydarzyło, bo jednak nie miałam chęci, a czasu tym bardziej.
Za to dzisiaj, szybko, bo się nie mogłam zdecydować czy wstać, czy nie wstać i tak się kulałam po łóżku, w końcu się wykulałam i pobiegłam, ale spieszyć się musiałam.
1-5:17
2-5:06
Kilka interwałów z przerwą ok 1-2min.
3-4:57
4-5:01
5-4:59
6-4:55
7-5:06
8-4:54
Na 7 i 8 km przerwa w połowie też, bo się zmachałam jednak.
Wczoraj już się nic nie przydarzyło, bo jednak nie miałam chęci, a czasu tym bardziej.
Za to dzisiaj, szybko, bo się nie mogłam zdecydować czy wstać, czy nie wstać i tak się kulałam po łóżku, w końcu się wykulałam i pobiegłam, ale spieszyć się musiałam.
1-5:17
2-5:06
Kilka interwałów z przerwą ok 1-2min.
3-4:57
4-5:01
5-4:59
6-4:55
7-5:06
8-4:54
Na 7 i 8 km przerwa w połowie też, bo się zmachałam jednak.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
17 maja 2013
Samopoczucie po 3.5h snu -> mocno nie-spoko Gdyż nawet nie pamiętam budzika, a do tego standardowy tekst "jeszcze chwilę" towarzyszył mi chwil wiele W końcu się wykulałam i jakoś tak szybko w miarę się wytelepałam na zewnątrz. Po chyba 2-3km przypomniało mi się, że zapomniałam się napić czegokolwiek. Brawo...
Że wczoraj było szybko, dzisiaj miało być wolniej.
1-5km --> 5:29/ 5:35/ 5:34/ 5:35/ 5:41
6-10.6km --> 5:39/ 5:29/ 5:32/ 5:22/ 5:23/ 5:21
Okazuje się, że o 6 rano jest już strasznie gorąco. Wczoraj wyszłam pół godziny wcześniej i było zdecydowanie lepiej.
A że dzisiaj biegałam już 6 dzień z rzędu, to jutro free. Nie z chęci, ale z przymusu - nie będę mieć czasu, niestety
Samopoczucie po 3.5h snu -> mocno nie-spoko Gdyż nawet nie pamiętam budzika, a do tego standardowy tekst "jeszcze chwilę" towarzyszył mi chwil wiele W końcu się wykulałam i jakoś tak szybko w miarę się wytelepałam na zewnątrz. Po chyba 2-3km przypomniało mi się, że zapomniałam się napić czegokolwiek. Brawo...
Że wczoraj było szybko, dzisiaj miało być wolniej.
1-5km --> 5:29/ 5:35/ 5:34/ 5:35/ 5:41
6-10.6km --> 5:39/ 5:29/ 5:32/ 5:22/ 5:23/ 5:21
Okazuje się, że o 6 rano jest już strasznie gorąco. Wczoraj wyszłam pół godziny wcześniej i było zdecydowanie lepiej.
A że dzisiaj biegałam już 6 dzień z rzędu, to jutro free. Nie z chęci, ale z przymusu - nie będę mieć czasu, niestety
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
19 maja 2013
Co by tu napisać? No biegałam dzisiaj, pogoda ładna, mam nadzieję, że się opaliłam przez te 26km.
Najpierw dobiegłam do lasu, czyli 5.75km po 6:08. W lesie pobiegałam sobie 15.38km po 5:48. I wróciłam do domu czyli 5km po 5:49, przedostatni kaem po 5:33, ciut szybciej czyli
Dla moich Lexusów, to już chyba ostatnie pożegnanie było, po 1560km od sierpnia właśnie mi dziękują... prawa podeszwa starta na pięcie...ech, będę za nimi tęsknić...
Czas więc na nowe butki...mam jeszcze adasie response stability 4, nabiegały 528km, więc mogą być, ale czasem w nich jak w żelazkach: łup łup łup... Nawet mogłabym się skusić na lexusy po raz drugi, bo to najlepsze buty, jakie do tej pory miałam, no ale nie miałam też innych, które może będę równie fajne?
Tydzień zakończony na 91km z kawałkiem.
Co by tu napisać? No biegałam dzisiaj, pogoda ładna, mam nadzieję, że się opaliłam przez te 26km.
Najpierw dobiegłam do lasu, czyli 5.75km po 6:08. W lesie pobiegałam sobie 15.38km po 5:48. I wróciłam do domu czyli 5km po 5:49, przedostatni kaem po 5:33, ciut szybciej czyli
Dla moich Lexusów, to już chyba ostatnie pożegnanie było, po 1560km od sierpnia właśnie mi dziękują... prawa podeszwa starta na pięcie...ech, będę za nimi tęsknić...
Czas więc na nowe butki...mam jeszcze adasie response stability 4, nabiegały 528km, więc mogą być, ale czasem w nich jak w żelazkach: łup łup łup... Nawet mogłabym się skusić na lexusy po raz drugi, bo to najlepsze buty, jakie do tej pory miałam, no ale nie miałam też innych, które może będę równie fajne?
Tydzień zakończony na 91km z kawałkiem.