rubin - SOG-U 2019 < 24h
Moderator: infernal
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
:uuusmiech: :uuusmiech: :uuusmiech: :uuusmiech: :uuusmiech:
właśnie dostałam informację, że zostałam wpisana na listę startową półmaratonu Koniczynka : )))))))))
bardzo bardzo się cieszę, nie było łatwo się tam dostac bo zapisy dawno zamknięte a limit uczestników mały
tak było rok temu
teraz trzeba będzie jeszcze bardziej wziąc się za siłę, bo będzie ostro
właśnie dostałam informację, że zostałam wpisana na listę startową półmaratonu Koniczynka : )))))))))
bardzo bardzo się cieszę, nie było łatwo się tam dostac bo zapisy dawno zamknięte a limit uczestników mały
tak było rok temu
teraz trzeba będzie jeszcze bardziej wziąc się za siłę, bo będzie ostro
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
wtorek, 30 kwietnia
bardzo ciekawy trening ; podłączyłam się dziś do grupy z klubu, organizującej co-tygodniowe wyprawy pod nazwą "zabiegana czołówka trial"; wycieczki polegają na treningu w terenie /różnie, raz łatwiejszym, raz trudniejszym/, za każdym razem inną trasą, czasem poza cz-wą np. na jurze - a istotne tu jest to - że trening zawsze zaczyna się po zmierzchu; czołówka jest więc niezbędna
dzisiaj tak śmiesznie się złożyło, że trasa miała miejsce w doskonale znanych mi rejonach, czyli lasek aniołowski;
spotkanie o 20:30, w założeniu miało być bardzo spokojnie - bowiem wszyscy traktowali dzisiejszy bieg jako rozruch po niedzielnych maratonach; dla mnie dobrze - bo to moje pierwsze nocne bieganie z lampką na czole ;
ale, żeby nie było nudno - to zamiast leśnymi ścieżkami - w większości biegliśmy obok tych ścieżek; między krzewami, drzewami, przeskakując przez powalone konary i przełażąc pod tymi, które jeszcze nie całkiem na ziemi leżały ; dodatkową atrakcją były dziesiątki błyszczących w świetle lampek oczu - głównie sarny, ale też i drobniejsze zwierzaki świetnie to wyglądało : ))) ; las w nocy jest niesamowity ... taki cichy ... sporo rozmawialiśmy po drodze, ale szeptem prawie, żeby tego nie utracić ...
biegać po ciemku, nawet z lampką, trzeba się nauczyć; nawet w ostrym, wydawałoby się świetle czołówki - nie wszystko dokładnie od razu widać; z opadłymi liśćmi zlewają się leżące gałęzie i wystające korzenie, kamienie; łatwo zahaczyć nogą, co skutecznie kilka razy mi się udało ; ale zajęcy nie łapalim, na szczęście;
czołówka, a nawet 5 ich sztuk nie gwarantuje, że się drogi nie zgubi, a więc skorzystaliśmy z okazji i troszku pogubiliśmy się w ścieżkach; dzięki temu zaliczony bieg przez "babcyne"; na deser - po zawieszonej w powietrzu wąskiej drewnianej kładce, którą nawet w ciągu dnia ostrożnie się poruszam /lęk wysokości/;
tempo wyszło powalające bowiem 7,55 km śr. 7:37 , ale słowo honoru - mimo iż bardzo spokojnie - wcale to nie było takie byle co, bo i piachy głębokie i rowy i świeżo przeorane pole, a i płasko też nie było;
bardzo mi się spodobało i już jestem umówiona na następny wtorek, tym razem będzie Złota Góra i okolice; trochę trudniej bo teren silniej ukształtowany, będzie też dłużej i żwawiej
bardzo ciekawy trening ; podłączyłam się dziś do grupy z klubu, organizującej co-tygodniowe wyprawy pod nazwą "zabiegana czołówka trial"; wycieczki polegają na treningu w terenie /różnie, raz łatwiejszym, raz trudniejszym/, za każdym razem inną trasą, czasem poza cz-wą np. na jurze - a istotne tu jest to - że trening zawsze zaczyna się po zmierzchu; czołówka jest więc niezbędna
dzisiaj tak śmiesznie się złożyło, że trasa miała miejsce w doskonale znanych mi rejonach, czyli lasek aniołowski;
spotkanie o 20:30, w założeniu miało być bardzo spokojnie - bowiem wszyscy traktowali dzisiejszy bieg jako rozruch po niedzielnych maratonach; dla mnie dobrze - bo to moje pierwsze nocne bieganie z lampką na czole ;
ale, żeby nie było nudno - to zamiast leśnymi ścieżkami - w większości biegliśmy obok tych ścieżek; między krzewami, drzewami, przeskakując przez powalone konary i przełażąc pod tymi, które jeszcze nie całkiem na ziemi leżały ; dodatkową atrakcją były dziesiątki błyszczących w świetle lampek oczu - głównie sarny, ale też i drobniejsze zwierzaki świetnie to wyglądało : ))) ; las w nocy jest niesamowity ... taki cichy ... sporo rozmawialiśmy po drodze, ale szeptem prawie, żeby tego nie utracić ...
biegać po ciemku, nawet z lampką, trzeba się nauczyć; nawet w ostrym, wydawałoby się świetle czołówki - nie wszystko dokładnie od razu widać; z opadłymi liśćmi zlewają się leżące gałęzie i wystające korzenie, kamienie; łatwo zahaczyć nogą, co skutecznie kilka razy mi się udało ; ale zajęcy nie łapalim, na szczęście;
czołówka, a nawet 5 ich sztuk nie gwarantuje, że się drogi nie zgubi, a więc skorzystaliśmy z okazji i troszku pogubiliśmy się w ścieżkach; dzięki temu zaliczony bieg przez "babcyne"; na deser - po zawieszonej w powietrzu wąskiej drewnianej kładce, którą nawet w ciągu dnia ostrożnie się poruszam /lęk wysokości/;
tempo wyszło powalające bowiem 7,55 km śr. 7:37 , ale słowo honoru - mimo iż bardzo spokojnie - wcale to nie było takie byle co, bo i piachy głębokie i rowy i świeżo przeorane pole, a i płasko też nie było;
bardzo mi się spodobało i już jestem umówiona na następny wtorek, tym razem będzie Złota Góra i okolice; trochę trudniej bo teren silniej ukształtowany, będzie też dłużej i żwawiej
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
czwartek, 2 maja
czwartkowe spotkania z zabieganymi na trasie BC zamieniłam na wtorkowe nocne triale; dzisiaj więc wpadło trochę treningu pod półmaraton koniczynka, zostało tylko kilka dni - cudów nie zdziałam, ale przynajmniej przypomnę nogom, że zimą na jurajskich trasach ćwiczyłam trochę siły
>bieg ciągły 8,14 km śr. 5:46; hr śr. 180
>9x podb. 120 m ok. 4% ; góra ok. 4:40 , dół - w bardzo wolnym truchcie; śr. hr 178 - oszczędnie???
chyba wybrałam sobie zbyt łagodny podbieg - na nogach nie zrobił wrażenia, ale te mocniejsze w okolicy były nadto błotniste
czwartkowe spotkania z zabieganymi na trasie BC zamieniłam na wtorkowe nocne triale; dzisiaj więc wpadło trochę treningu pod półmaraton koniczynka, zostało tylko kilka dni - cudów nie zdziałam, ale przynajmniej przypomnę nogom, że zimą na jurajskich trasach ćwiczyłam trochę siły
>bieg ciągły 8,14 km śr. 5:46; hr śr. 180
>9x podb. 120 m ok. 4% ; góra ok. 4:40 , dół - w bardzo wolnym truchcie; śr. hr 178 - oszczędnie???
chyba wybrałam sobie zbyt łagodny podbieg - na nogach nie zrobił wrażenia, ale te mocniejsze w okolicy były nadto błotniste
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
sobota, 4 maja
ale mnie od rana głowa bolała, w zasadzie to od wczoraj, ale wczoraj to co innego więc się nie liczy; w każdym razie - żałuję, że nie zrobiłam tak jak Aga - Provitamina i nie zebrałam się rano, bo w czasie biegu przeszło, wyszło i nie wróciło
...
nowość - dziś nie padało, ale nie szkodzi, bo na polnych drogach błoto i kałuże zupełnie jak wczoraj, tak więc nic straconego ; do tego mokre kępy trawy, czyli gdzie by człowiek nie postawił stopy to albo mokro albo ślisko;
...
a więc treningowo wpadło trochę terenu, czyli: 4 km rozgrzewki po lesie aniołowskim i łąkach, całkiem luźno; nie patrzałam na zegarek, albowiem cel był tylko jeden - rozgrzać się; śr. wyszło 5:44, jak dla mnie chyba za szybko, następnym razem będę więc kontrolować ;
kawalątek szosą a głównie polną drogą umęczyłam 4 x 2 km z przerwą 3 min. ; planowo miało być w ok. 5:25 , ale że pierwszy odcinek prowadził dość mocno z górki i nogi same się kręciły to poszło trochę szybciej; 2-gi i 3-ci odcinek zgodnie z planem zaś czwarty, jako że z kolei prowadził dość mocno pod górkę i chciałam go mieć szybko z głowy - też pocisnęłam szybciej, ale tylko troszeczkę; ogólnie tak to leciało: 5:14/5:23/5:23/5:18 ;
tak wyszło, że po 2-kilometrówkach zostało jeszcze trochę drogi do domu, więc już na spokojnie 3,8 km śr. 5:48, łąką i laskiem oczywiście, a z musu kawałeczek asfaltową promenadą
wróciłam uchlapana i ubłocona po kolana , w bucie znalazłam rozgniecionego robala /jak tam wszedł?/ ale podobało mi się! lubię takie trasy
...
jutro ma być long, czyli długo i spokojnie, tylko że ... mam dylemat z tym długo, albowiem w najbliższy piątek - zawody, 21 km z górkami; zaś we wtorek 15 km wyprawa z czołówką do Poraja /trail, teren mi nieznany / i po prostu nie chcę się zajechać ...
inna sprawa to to, że na Koniczynkę nie jadę się ścigać - bo to nie moja liga jest; raczej liczę na godne przetrwanie i przede wszystkim zabawę
ale mnie od rana głowa bolała, w zasadzie to od wczoraj, ale wczoraj to co innego więc się nie liczy; w każdym razie - żałuję, że nie zrobiłam tak jak Aga - Provitamina i nie zebrałam się rano, bo w czasie biegu przeszło, wyszło i nie wróciło
...
nowość - dziś nie padało, ale nie szkodzi, bo na polnych drogach błoto i kałuże zupełnie jak wczoraj, tak więc nic straconego ; do tego mokre kępy trawy, czyli gdzie by człowiek nie postawił stopy to albo mokro albo ślisko;
...
a więc treningowo wpadło trochę terenu, czyli: 4 km rozgrzewki po lesie aniołowskim i łąkach, całkiem luźno; nie patrzałam na zegarek, albowiem cel był tylko jeden - rozgrzać się; śr. wyszło 5:44, jak dla mnie chyba za szybko, następnym razem będę więc kontrolować ;
kawalątek szosą a głównie polną drogą umęczyłam 4 x 2 km z przerwą 3 min. ; planowo miało być w ok. 5:25 , ale że pierwszy odcinek prowadził dość mocno z górki i nogi same się kręciły to poszło trochę szybciej; 2-gi i 3-ci odcinek zgodnie z planem zaś czwarty, jako że z kolei prowadził dość mocno pod górkę i chciałam go mieć szybko z głowy - też pocisnęłam szybciej, ale tylko troszeczkę; ogólnie tak to leciało: 5:14/5:23/5:23/5:18 ;
tak wyszło, że po 2-kilometrówkach zostało jeszcze trochę drogi do domu, więc już na spokojnie 3,8 km śr. 5:48, łąką i laskiem oczywiście, a z musu kawałeczek asfaltową promenadą
wróciłam uchlapana i ubłocona po kolana , w bucie znalazłam rozgniecionego robala /jak tam wszedł?/ ale podobało mi się! lubię takie trasy
...
jutro ma być long, czyli długo i spokojnie, tylko że ... mam dylemat z tym długo, albowiem w najbliższy piątek - zawody, 21 km z górkami; zaś we wtorek 15 km wyprawa z czołówką do Poraja /trail, teren mi nieznany / i po prostu nie chcę się zajechać ...
inna sprawa to to, że na Koniczynkę nie jadę się ścigać - bo to nie moja liga jest; raczej liczę na godne przetrwanie i przede wszystkim zabawę
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
niedziela, 5 maja
wiosenna odsłona szlaku orlich gniazd - czyli zachciało mi się górek!!
a jak tak - to proszę bardzo, piwo wypite, ale dziś gorzko smakowało oj gorzko ...
17 km śr. 6:16 w terenie, matko jedyna, jak zimą tamtędy biegałam to mniej się umęczyłam; mróz i rześkie powietrze potrafią jednak dodać wigoru, a dziś? gorąc, odrobina deszczu i parno jak w pralni; tylko piękne widoki i urok trasy zrekompensowały mi dzisiejszą sieczkę ;
jak tu się nie zakochać w crossie? mapa dziś w zasadzie tylko dla dekoracji w ręce była, biegłam już na pamięć ; jak się spodziewałam - na Puchacza ledwo się wdrapałam, znaczy spróbowałam wtruchtać, kawałek nawet się udało, ale o konkretnym wbieganiu nie było mowy;
potem było już łatwiej, jeżeli chodzi o ukształtowanie terenu, ale piachy i gliniaste grząskie drogi potrafiły umęczyć; do tego ten gorąccc, uff; szczęście, że większość drogi prowadziła między drzewami - słoneczko kochane nie dokuczało więc tak jak by mogło ; w międzyczasie trzy postoje: jeden krótko na fotki, pozostałe dwa na pojenie i złapanie oddechu - bo z tym dzisiaj u mnie krucho było;
podsumowując: :uuusmiech: fantastyczna wycieczka, męcząca, ale fantastyczna; bolą mnie wszystkie chyba mięśnie; tyłek, nogi, nawet plecy ale nic nie szkodzi i wcale nie mam dość !!!
...
słowo na niedzielę: jaskrawo-zielona koszulka może i wygląda wiosennie, ale przyciąga mnóstwo owadów;
...
na pierwszy ogień - poszedł widoczny na wprost Puchacz
a droga doń prowadziła w taki oto sposób
wiosenna odsłona szlaku orlich gniazd - czyli zachciało mi się górek!!
a jak tak - to proszę bardzo, piwo wypite, ale dziś gorzko smakowało oj gorzko ...
17 km śr. 6:16 w terenie, matko jedyna, jak zimą tamtędy biegałam to mniej się umęczyłam; mróz i rześkie powietrze potrafią jednak dodać wigoru, a dziś? gorąc, odrobina deszczu i parno jak w pralni; tylko piękne widoki i urok trasy zrekompensowały mi dzisiejszą sieczkę ;
jak tu się nie zakochać w crossie? mapa dziś w zasadzie tylko dla dekoracji w ręce była, biegłam już na pamięć ; jak się spodziewałam - na Puchacza ledwo się wdrapałam, znaczy spróbowałam wtruchtać, kawałek nawet się udało, ale o konkretnym wbieganiu nie było mowy;
potem było już łatwiej, jeżeli chodzi o ukształtowanie terenu, ale piachy i gliniaste grząskie drogi potrafiły umęczyć; do tego ten gorąccc, uff; szczęście, że większość drogi prowadziła między drzewami - słoneczko kochane nie dokuczało więc tak jak by mogło ; w międzyczasie trzy postoje: jeden krótko na fotki, pozostałe dwa na pojenie i złapanie oddechu - bo z tym dzisiaj u mnie krucho było;
podsumowując: :uuusmiech: fantastyczna wycieczka, męcząca, ale fantastyczna; bolą mnie wszystkie chyba mięśnie; tyłek, nogi, nawet plecy ale nic nie szkodzi i wcale nie mam dość !!!
...
słowo na niedzielę: jaskrawo-zielona koszulka może i wygląda wiosennie, ale przyciąga mnóstwo owadów;
...
na pierwszy ogień - poszedł widoczny na wprost Puchacz
a droga doń prowadziła w taki oto sposób
Ostatnio zmieniony 08 maja 2013, 15:21 przez rubin, łącznie zmieniany 1 raz.
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
wtorek, 7 maja
zabiegana czołówka trial part two
umawialiśmy się na dzisiaj już od tygodnia, a tu bach, popołudniu burza i ulewa; szczerze - zwątpiłam, że coś z tego treningu wyjdzie, ale co tam, zerknęłam na biegajznami i okazuje się że będzie;
do plecaka ciuchy na przebranie, trochę wody, czołówka, aparat i biegiem na dworzec pkp - dziś: kierunek Poraj, a cel - trail wokół zbiornika wodnego, cirka 15 km w planie
zebrało się nas 12 sztuk wesołego towarzystwa i powiem, że od pierwszej minuty nie było chwili bez rechotu : ))))
wysiadka ok. 20stej, jeszcze jasno, a co ważne - nie padało!!! ci co wymiękli i z powodu deszczu zrezygnowali - niech żałują, bo jest co wspominać ;
mgła tak gęsta, że padające nań światła czołówek nie były w stanie dotrzeć do podłoża i ujawnić po czym to w zasadzie przyjdzie następny krok postawić, no ale przecie nie pogoda nas a my pogodę, no nie ??
trasa wyborna, niech wspomnę o przeprawie przez bagienko po którym nawet minimale robiły się ciężkawe; ale co tam, kawałek dalej przeprawa nr 2 woda pow. kostek więc całe błoto elegancko wypłukane , przez chwil paręnaście dość solidnie chlupało nam w butach i w zasadzie przestaliśmy zwracać już uwagę na jakiekolwiek kałuże i błota;
mgła coraz gęstsza - więc zrozumiałe że przeoczyliśmy ścieżkę, która miała nas doprowadzić na kładkę prowadzącą z kolei przez zalew i w ten oto sposób z planowanych 15-stu km jakoś dziwnie zrobiło się trochę więcej ;
ale co tam, ważne, ze znowu atrakcje po drodze, bo jak nie kolebiące się, śliskie i dziurawe drewniane mostki, to kolejne bajora na leśnych drogach ... i znowu ścieżka w bok - taki skrót, podobno; jeden skręt, drugi skręt, pole a na środku drogi góra chłopaki krzyczą: bierzemy ją, podbiegggg!!! no i wszyscy na hurrra na tę górę ... na szczycie laliśmy ze śmiechu, bo ta góra okazała się wielką górą łajna , przeznaczonego zapewne do nawożenia pola co to nieopodal; łajno świeże, miękkie , troszkę się w nim pozapadaliśmy, więc większośc z ulgą przyjęła jawiącą się niebawem okazję kolejnej przeprawy przez wodę pow. kostek ;
tych skrótów zrobiliśmy tyle, że z planowanej 15stki wyszło nam jakieś 21 km ile dokładnie - nie wiem - bo zegarek złapał mi sygnał gps dopiero po jakimś czasie, ale co tam, ważne, że zabawa była przednia
aaa, z tych skrótów - wychodziło na to, że możemy nie zdążyć na pociąg powrotny; więc plan awaryjny był taki - do domu z buta, czyli jeszcze + 13 km się szykuje; ale, że głupi ma zawsze szczęście - nasze kochane koleje pkp - i dziś im chwała wielka za to - zorganizowały półgodzinne opóźnienie, tak więc troszkę przed północą udało mi się wrócić do domu i spisać tę historię, co wcale nie było takie oczywiste
hmmm, po dzisiejszym - buty nieco straciły na urodzie; czy na funkcjonalności - nie wiem, trza by je najpierw oskrobać, ale dzisiaj już nie mam na to ochoty, leżą sobie biedne na balkonie
ostatecznie zaliczone 20,88 km śr. 6:06 , więc nie wiem, ale chyba odpuszczę sobie jutrzejszy planowany bieg spokojny, żeby nabrać swieżości przed piątkową koniczynką
zabiegana czołówka trial part two
umawialiśmy się na dzisiaj już od tygodnia, a tu bach, popołudniu burza i ulewa; szczerze - zwątpiłam, że coś z tego treningu wyjdzie, ale co tam, zerknęłam na biegajznami i okazuje się że będzie;
do plecaka ciuchy na przebranie, trochę wody, czołówka, aparat i biegiem na dworzec pkp - dziś: kierunek Poraj, a cel - trail wokół zbiornika wodnego, cirka 15 km w planie
zebrało się nas 12 sztuk wesołego towarzystwa i powiem, że od pierwszej minuty nie było chwili bez rechotu : ))))
wysiadka ok. 20stej, jeszcze jasno, a co ważne - nie padało!!! ci co wymiękli i z powodu deszczu zrezygnowali - niech żałują, bo jest co wspominać ;
mgła tak gęsta, że padające nań światła czołówek nie były w stanie dotrzeć do podłoża i ujawnić po czym to w zasadzie przyjdzie następny krok postawić, no ale przecie nie pogoda nas a my pogodę, no nie ??
trasa wyborna, niech wspomnę o przeprawie przez bagienko po którym nawet minimale robiły się ciężkawe; ale co tam, kawałek dalej przeprawa nr 2 woda pow. kostek więc całe błoto elegancko wypłukane , przez chwil paręnaście dość solidnie chlupało nam w butach i w zasadzie przestaliśmy zwracać już uwagę na jakiekolwiek kałuże i błota;
mgła coraz gęstsza - więc zrozumiałe że przeoczyliśmy ścieżkę, która miała nas doprowadzić na kładkę prowadzącą z kolei przez zalew i w ten oto sposób z planowanych 15-stu km jakoś dziwnie zrobiło się trochę więcej ;
ale co tam, ważne, ze znowu atrakcje po drodze, bo jak nie kolebiące się, śliskie i dziurawe drewniane mostki, to kolejne bajora na leśnych drogach ... i znowu ścieżka w bok - taki skrót, podobno; jeden skręt, drugi skręt, pole a na środku drogi góra chłopaki krzyczą: bierzemy ją, podbiegggg!!! no i wszyscy na hurrra na tę górę ... na szczycie laliśmy ze śmiechu, bo ta góra okazała się wielką górą łajna , przeznaczonego zapewne do nawożenia pola co to nieopodal; łajno świeże, miękkie , troszkę się w nim pozapadaliśmy, więc większośc z ulgą przyjęła jawiącą się niebawem okazję kolejnej przeprawy przez wodę pow. kostek ;
tych skrótów zrobiliśmy tyle, że z planowanej 15stki wyszło nam jakieś 21 km ile dokładnie - nie wiem - bo zegarek złapał mi sygnał gps dopiero po jakimś czasie, ale co tam, ważne, że zabawa była przednia
aaa, z tych skrótów - wychodziło na to, że możemy nie zdążyć na pociąg powrotny; więc plan awaryjny był taki - do domu z buta, czyli jeszcze + 13 km się szykuje; ale, że głupi ma zawsze szczęście - nasze kochane koleje pkp - i dziś im chwała wielka za to - zorganizowały półgodzinne opóźnienie, tak więc troszkę przed północą udało mi się wrócić do domu i spisać tę historię, co wcale nie było takie oczywiste
hmmm, po dzisiejszym - buty nieco straciły na urodzie; czy na funkcjonalności - nie wiem, trza by je najpierw oskrobać, ale dzisiaj już nie mam na to ochoty, leżą sobie biedne na balkonie
ostatecznie zaliczone 20,88 km śr. 6:06 , więc nie wiem, ale chyba odpuszczę sobie jutrzejszy planowany bieg spokojny, żeby nabrać swieżości przed piątkową koniczynką
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
środa, 8 maja
baaardzo spokojne 5 km śr. 6:08
żeby nie kusiło - asfalt, czyli promenadą pod własnymi oknami; nie wiem czemu, ale strasznie mi się dzisiaj dłużyło; nuda straszna
póżny wieczór; masa jeży : ))))
baaardzo spokojne 5 km śr. 6:08
żeby nie kusiło - asfalt, czyli promenadą pod własnymi oknami; nie wiem czemu, ale strasznie mi się dzisiaj dłużyło; nuda straszna
póżny wieczór; masa jeży : ))))
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
na razie tyle, reszta jak się ogarnę
21,3 km czas 02:32:48; suma przewyższeń 650m, suma zbiegów 650m
21,3 km czas 02:32:48; suma przewyższeń 650m, suma zbiegów 650m
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
piątek, 10 maja
Koniczynka Trail Marathon 2013
... dla mnie półmaraton;
impreza po raz pierwszy zorganizowana rok temu przez studentów Akademii Wychowania Fizycznego, Specjalizację Turystyki Przygodowej w Krakowie jako projekt na zaliczenie, na zakończenie studiów; w tym roku II bieg z iście ułańską fantazją ;trudny, ale piękny; kameralny, choć chętnych było wielu; trochę chaosu, ale kto by się tam przejmował ;
czasy mierzone były przez studentów stoperami, więc zdarzyło się trochę omyłek; mi np. doliczyli 2 minuty i na medalu mam wypalony czas 2:34:49; tak tak; medale były robione a w zasadzie wykańczane na miejscu, na odwrocie mam wypalony czas i swój nick "rubin" ... aż dziw, że tyle udało się zdziałać nie pobierając żadnych opłat startowych;
start, meta, punkt żywieniowy czyli baza imprezy - w urokliwym barze Sąspówka; mijaliśmy to miejsce kilka razy, za każdym razem zataczając inną pętlę, coś na kształt koniczynki właśnie ; niektórzy wpadli na chwilę do baru na piwo, colę, lody i lecieli dalej
... trasa ... 10% asfalt, 90% prawdziwy górski trail; brak słów żeby opisać - zarówno jej urok jak i stopień trudności ... przecudowne wąwozy, skały, przepaście, ostańce; strumienie, mostki, wzniesienia, doliny ... a po drodze tego wszystkiego tysiące stromych schodów układanych z nierównych głazów, belek, prowadzących zarówno w górę jak i w dół; zbiegi po plątaninie korzeni, po ostrych kamieniach, wyślizganych głazach ... coś cudownego ...człowiek czuje się taki malutki i przytłoczony potęgą przyrody ale i jednocześnie niezwykle wolny - z daleka od infrastruktury ... w tych surowych warunkach ...
jak na moje możliwości trasa bardzo trudna ... przez chwilę myślałam " co ja tutaj robię " , ale zaraz przyszło mi do głowy, że przecież bardzo dobrze się bawię ; podbiegi - w sporej części nie dało się biec, miejscami trzeba było podchodzić a i to nie było łatwe
pogoda - niewiarygodnie gorąco, żar, patelnia i co tam chcecie; ok. 28st., pełne słońce; w lesie jeszcze jako-tako, ale te krótkie fragmenty prowadzące rozgrzanym asfaltem, mimo, że były relatywnie płaskie - najbardziej dawały się we znaki ... wypiłam w czasie biegu z litr wody, piwo i trochę czegoś niebieskiego a suszyło mnie że ... ; po drodze kilka razy chłodziam się w strumieniu, schładzałam kark, moczyłam opaskę
towarzystwo - wyjątkowe; wykładowcy i studenci AWF - to pasjonaci; uczestnicy biegu - fantastyczni ludzie; z najbliższego grona - z cz-wy jechaliśmy do Ojcowa we czworo: KLA Zabiegani-Częstochowa, czyli wlodec, Damian, didi /dorota/ i ja; nawet nie spodziewałam się jak mocne mam towarzystwo w samochodzie ; wlodec - 4 miejsce open w maratonie /1300 m. przewyższeń/; Damian 1 miejsce open w półmaratonie /650 m. up/ ; didi - 2 miejsce w półmaratonie kat. ogólna K ; ja swojego jeszcze nie znam jutro ma się pojawić lista na stronie to się dowiem, ale gdzieś tam z tyłu
edit: mce open 62 na 74 w półmaratonie i 14/22 kobiety
po biegu: pycha obiad w barze-bazie a potem kąpiel w strumieniu ... lodowata woda dobrze zrobiła naszym stopom i kolanom
jutro zdjęcia, bo dziś już nie mam siły
Koniczynka Trail Marathon 2013
... dla mnie półmaraton;
impreza po raz pierwszy zorganizowana rok temu przez studentów Akademii Wychowania Fizycznego, Specjalizację Turystyki Przygodowej w Krakowie jako projekt na zaliczenie, na zakończenie studiów; w tym roku II bieg z iście ułańską fantazją ;trudny, ale piękny; kameralny, choć chętnych było wielu; trochę chaosu, ale kto by się tam przejmował ;
czasy mierzone były przez studentów stoperami, więc zdarzyło się trochę omyłek; mi np. doliczyli 2 minuty i na medalu mam wypalony czas 2:34:49; tak tak; medale były robione a w zasadzie wykańczane na miejscu, na odwrocie mam wypalony czas i swój nick "rubin" ... aż dziw, że tyle udało się zdziałać nie pobierając żadnych opłat startowych;
start, meta, punkt żywieniowy czyli baza imprezy - w urokliwym barze Sąspówka; mijaliśmy to miejsce kilka razy, za każdym razem zataczając inną pętlę, coś na kształt koniczynki właśnie ; niektórzy wpadli na chwilę do baru na piwo, colę, lody i lecieli dalej
... trasa ... 10% asfalt, 90% prawdziwy górski trail; brak słów żeby opisać - zarówno jej urok jak i stopień trudności ... przecudowne wąwozy, skały, przepaście, ostańce; strumienie, mostki, wzniesienia, doliny ... a po drodze tego wszystkiego tysiące stromych schodów układanych z nierównych głazów, belek, prowadzących zarówno w górę jak i w dół; zbiegi po plątaninie korzeni, po ostrych kamieniach, wyślizganych głazach ... coś cudownego ...człowiek czuje się taki malutki i przytłoczony potęgą przyrody ale i jednocześnie niezwykle wolny - z daleka od infrastruktury ... w tych surowych warunkach ...
jak na moje możliwości trasa bardzo trudna ... przez chwilę myślałam " co ja tutaj robię " , ale zaraz przyszło mi do głowy, że przecież bardzo dobrze się bawię ; podbiegi - w sporej części nie dało się biec, miejscami trzeba było podchodzić a i to nie było łatwe
pogoda - niewiarygodnie gorąco, żar, patelnia i co tam chcecie; ok. 28st., pełne słońce; w lesie jeszcze jako-tako, ale te krótkie fragmenty prowadzące rozgrzanym asfaltem, mimo, że były relatywnie płaskie - najbardziej dawały się we znaki ... wypiłam w czasie biegu z litr wody, piwo i trochę czegoś niebieskiego a suszyło mnie że ... ; po drodze kilka razy chłodziam się w strumieniu, schładzałam kark, moczyłam opaskę
towarzystwo - wyjątkowe; wykładowcy i studenci AWF - to pasjonaci; uczestnicy biegu - fantastyczni ludzie; z najbliższego grona - z cz-wy jechaliśmy do Ojcowa we czworo: KLA Zabiegani-Częstochowa, czyli wlodec, Damian, didi /dorota/ i ja; nawet nie spodziewałam się jak mocne mam towarzystwo w samochodzie ; wlodec - 4 miejsce open w maratonie /1300 m. przewyższeń/; Damian 1 miejsce open w półmaratonie /650 m. up/ ; didi - 2 miejsce w półmaratonie kat. ogólna K ; ja swojego jeszcze nie znam jutro ma się pojawić lista na stronie to się dowiem, ale gdzieś tam z tyłu
edit: mce open 62 na 74 w półmaratonie i 14/22 kobiety
po biegu: pycha obiad w barze-bazie a potem kąpiel w strumieniu ... lodowata woda dobrze zrobiła naszym stopom i kolanom
jutro zdjęcia, bo dziś już nie mam siły
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Ostatnio zmieniony 13 maja 2013, 09:38 przez rubin, łącznie zmieniany 2 razy.
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
na razie pierwsze zdjęcia /sprzed startu/ czyli cz-wa w biurze zawodów
niektórym biuro tak się spodobało, że pomiędzy pętelkami/listkami koniczynki wpadali na co-nieco choćby na chwilę
depozyt na trawce za płotem a przebieralnia w krzakach
komu w drogę ...
żal było wracać
niektórym biuro tak się spodobało, że pomiędzy pętelkami/listkami koniczynki wpadali na co-nieco choćby na chwilę
depozyt na trawce za płotem a przebieralnia w krzakach
komu w drogę ...
żal było wracać
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
niedziela, 12 maja
ponieważ w piątek nie było mnie cały dzień - w sobotę obiecałam w domu, że nie spojrzę nawet w stronę butów biegowych;
zatem dopiero dzisiaj rozruch i 6 km śr 5:36, ale trzeba by do tego dodac chwilunię na czerwonym + dwie szarpania się z głupim labradorem; jak to labrador - krzywdy mi nie zrobił, ale ciągle skakał na mnie /jak nic myślał, że pobiegamy sobie razem/ i ubabrał strasznie
tempo trochę szybciej niż powinnam, ale w sumie we wtorek szykuje się 15 km nocnego biegania w bardzo spokojnym tempie - to może za dużo by było tego BS ???
biegło się lekutko, pewnie dlatego, że mżawka i chłodno; tak myślę, że jak jesienią będę chciała pobiec jakąś płaską 10-tkę z dobrym wynikiem na zawodach - trzeba by z tydzień wcześniej poleciec jakąś górską połówkę ; to dobrze robi ;
po piątku minimalne zakwasy w 4-kach i łydkach, tyłek już nie boli; najbardziej obawiałam się o kolana - ale tu żadnych strat ani dolegliwości
ponieważ w piątek nie było mnie cały dzień - w sobotę obiecałam w domu, że nie spojrzę nawet w stronę butów biegowych;
zatem dopiero dzisiaj rozruch i 6 km śr 5:36, ale trzeba by do tego dodac chwilunię na czerwonym + dwie szarpania się z głupim labradorem; jak to labrador - krzywdy mi nie zrobił, ale ciągle skakał na mnie /jak nic myślał, że pobiegamy sobie razem/ i ubabrał strasznie
tempo trochę szybciej niż powinnam, ale w sumie we wtorek szykuje się 15 km nocnego biegania w bardzo spokojnym tempie - to może za dużo by było tego BS ???
biegło się lekutko, pewnie dlatego, że mżawka i chłodno; tak myślę, że jak jesienią będę chciała pobiec jakąś płaską 10-tkę z dobrym wynikiem na zawodach - trzeba by z tydzień wcześniej poleciec jakąś górską połówkę ; to dobrze robi ;
po piątku minimalne zakwasy w 4-kach i łydkach, tyłek już nie boli; najbardziej obawiałam się o kolana - ale tu żadnych strat ani dolegliwości
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
wtorek, 14 maja
ok. 15,68 km nocnego trailu z czołówką po lasach, polach, łąkach i zagajnikach wokół Blachowni, czas 1:31:48 , śr. 5:51;
trasę tym razem przygotowali nam członkowie klubu KKTA z Blachowni; mało tego, że przygotowali - dołączyli do nas i prowadzili...niektórych po omacku bo pozapominali czołówek - a trzeba przyznać, że pełni to wczoraj nie było; szczęście że nie było też mgły ...
trasa przepiękna, pachnąca żywicą, ziołami, ściółką, obornikiem, płaska ...
...
jak zwykle zagadałam się strasznie i zegarek włączałam w biegu, do tego uruchomiłam opcję indoor; pewnie dlatego całą drogę na ekranie miałam głupoty; szczęśliwie koledzy byli bardziej przytomni i odpalili kiedy trzeba i co trzeba ; )))) a na dodatek podesłali mi ślad gps
ok. 15,68 km nocnego trailu z czołówką po lasach, polach, łąkach i zagajnikach wokół Blachowni, czas 1:31:48 , śr. 5:51;
trasę tym razem przygotowali nam członkowie klubu KKTA z Blachowni; mało tego, że przygotowali - dołączyli do nas i prowadzili...niektórych po omacku bo pozapominali czołówek - a trzeba przyznać, że pełni to wczoraj nie było; szczęście że nie było też mgły ...
trasa przepiękna, pachnąca żywicą, ziołami, ściółką, obornikiem, płaska ...
...
jak zwykle zagadałam się strasznie i zegarek włączałam w biegu, do tego uruchomiłam opcję indoor; pewnie dlatego całą drogę na ekranie miałam głupoty; szczęśliwie koledzy byli bardziej przytomni i odpalili kiedy trzeba i co trzeba ; )))) a na dodatek podesłali mi ślad gps
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
czwartek, 16 maja
stadionowe męczenie zegarka, czyli trochę asfaltu i można się pogubić
...
ostatnio sporo biegania w terenie i bardziej siłowego niż tempowego treningu, najwyższa pora na urozmaicenie; w pracy w pośpiechu ustawiałam zegarek - tak aby lapował automatycznie każde okrążenie; generalnie plan był taki, że 10x400m śr. 4:35 na 400m trucht;
stadion prawie za płotem, więc te 2,3 km dobiegu śr. 5:31 szybko minęło; pare chwil rozciągania i rozgrzewki i do roboty ...
pierwsze okrążenie jak zwykle za mocno, ale myślę sobie, że z następnymi będzie jak należy; tyle, że kurka wodna lecę te 400m tempa potem 400 m. przerwy truchtanej, patrzę na ekran - a tu cały czas stage1 się kręci, co jest grane? próbowałam to rozkminić przez dwa kolejne kółka i udało się ... LAPy ustawiłam sobie i owszem, co 400 ... ale nie metrów, tylko kilometrów ;
nie byłam w stanie kontrolować tempa poszczególnych okrążeń, bo zegarek uśredniał mi wszystko w przerwami w truchcie - więc wyłączyłam program i włączyłam jeszcze raz ... a potem jeszcze raz - bo ogólnie wczoraj to bardzo techniczna byłam ; jedno okrążenie wcale nie zarejestrowane, bo zapauzowałam - w sumie czemu nie? jak pieprzyć to wszystko po kolei
czort wie ile w sumie tych 400-setek zrobiłam, chyba 8, może 9; mniej więcej tak:
4:15 /4:05/ 4:40 /4:31/ tu nie wiem bo zapauzowałam / 4:05/ 4:08/ 4:18 z przerwami na trucht /ostatnie dwie na pogaduchy ze znajomymi/
lapów zegarek mi nie podał bo nie dałam rady uciągnąć wczoraj 8.000 km, ani nawet 400 km, tak by choć pierwszy stage z 20-stu zaplanowanych wykonac do końca więc musiałam mozolnie przeanalizować wykresy i wyliczyć sobie tempa samodzielnie;
na koniec do domu 2,3 km śr 5:52 przez miasteczo akademickie - juwenalia - bardzo wesoły bieg
...
generalnie to pobiegałam, nie powiem, że nie; lekko nie było ale bez płaczu - czyli jest szansa, że stadionowe odmulanie nóg się powiodło - tyle, że intelektualnie muł ze mnie jeszcze jak nic
stadionowe męczenie zegarka, czyli trochę asfaltu i można się pogubić
...
ostatnio sporo biegania w terenie i bardziej siłowego niż tempowego treningu, najwyższa pora na urozmaicenie; w pracy w pośpiechu ustawiałam zegarek - tak aby lapował automatycznie każde okrążenie; generalnie plan był taki, że 10x400m śr. 4:35 na 400m trucht;
stadion prawie za płotem, więc te 2,3 km dobiegu śr. 5:31 szybko minęło; pare chwil rozciągania i rozgrzewki i do roboty ...
pierwsze okrążenie jak zwykle za mocno, ale myślę sobie, że z następnymi będzie jak należy; tyle, że kurka wodna lecę te 400m tempa potem 400 m. przerwy truchtanej, patrzę na ekran - a tu cały czas stage1 się kręci, co jest grane? próbowałam to rozkminić przez dwa kolejne kółka i udało się ... LAPy ustawiłam sobie i owszem, co 400 ... ale nie metrów, tylko kilometrów ;
nie byłam w stanie kontrolować tempa poszczególnych okrążeń, bo zegarek uśredniał mi wszystko w przerwami w truchcie - więc wyłączyłam program i włączyłam jeszcze raz ... a potem jeszcze raz - bo ogólnie wczoraj to bardzo techniczna byłam ; jedno okrążenie wcale nie zarejestrowane, bo zapauzowałam - w sumie czemu nie? jak pieprzyć to wszystko po kolei
czort wie ile w sumie tych 400-setek zrobiłam, chyba 8, może 9; mniej więcej tak:
4:15 /4:05/ 4:40 /4:31/ tu nie wiem bo zapauzowałam / 4:05/ 4:08/ 4:18 z przerwami na trucht /ostatnie dwie na pogaduchy ze znajomymi/
lapów zegarek mi nie podał bo nie dałam rady uciągnąć wczoraj 8.000 km, ani nawet 400 km, tak by choć pierwszy stage z 20-stu zaplanowanych wykonac do końca więc musiałam mozolnie przeanalizować wykresy i wyliczyć sobie tempa samodzielnie;
na koniec do domu 2,3 km śr 5:52 przez miasteczo akademickie - juwenalia - bardzo wesoły bieg
...
generalnie to pobiegałam, nie powiem, że nie; lekko nie było ale bez płaczu - czyli jest szansa, że stadionowe odmulanie nóg się powiodło - tyle, że intelektualnie muł ze mnie jeszcze jak nic
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
sobota, 18 maja
3 km rozgrz. śr. 5:55; ZB: 5x 2:30/3:30 (z rozgrzewką razem 9,40km śr. 5:43); 2,5 km schłodz. śr. 5:55
ZB w terenie - czyli lasek aniołowski + trochę łąki i piachów wzdłuż budowanej obwodnicy miasta; bardzo przyjemny bieg - wieczorem, ciepło ale nie gorąco, lekki chłodzący wiatr - to lubię !
zabawa biegowa leciała tak: 4:33/5:51/5:08/6:36/5:08/6:09/4:32/6:25/4:48/6:15
tempa różne bo i teren zróżnicowany: pofałdowany, sporo zakrętów, nawrotek, wąskich ścieżek, chwilami głęboki piach; gdyby tylko muszek i innych owadów mniej było ... latały jak wściekłe, bo zbierało się na solidną ulewę; ale i tak było super
...
w sumie to nawet zdziwiona jestem, że dzisiaj cokolwiek pobiegałam - wczoraj byłam na grillu u przyjaciół - nie dość, że się opchałam jak bąk to jeszcze były gruzińskie wina i ukraiński samogon - ten ostatni - niezły!!, moc miał, jak nic 60 albo i więcej, a podobno z delikatnego owocowego dżemu robiony
3 km rozgrz. śr. 5:55; ZB: 5x 2:30/3:30 (z rozgrzewką razem 9,40km śr. 5:43); 2,5 km schłodz. śr. 5:55
ZB w terenie - czyli lasek aniołowski + trochę łąki i piachów wzdłuż budowanej obwodnicy miasta; bardzo przyjemny bieg - wieczorem, ciepło ale nie gorąco, lekki chłodzący wiatr - to lubię !
zabawa biegowa leciała tak: 4:33/5:51/5:08/6:36/5:08/6:09/4:32/6:25/4:48/6:15
tempa różne bo i teren zróżnicowany: pofałdowany, sporo zakrętów, nawrotek, wąskich ścieżek, chwilami głęboki piach; gdyby tylko muszek i innych owadów mniej było ... latały jak wściekłe, bo zbierało się na solidną ulewę; ale i tak było super
...
w sumie to nawet zdziwiona jestem, że dzisiaj cokolwiek pobiegałam - wczoraj byłam na grillu u przyjaciół - nie dość, że się opchałam jak bąk to jeszcze były gruzińskie wina i ukraiński samogon - ten ostatni - niezły!!, moc miał, jak nic 60 albo i więcej, a podobno z delikatnego owocowego dżemu robiony