początek biegania i walka z kg - czy dobrze myślę?

Biegowe "citius, altius, fortius": miejsce dla tych którzy chca biegac dalej i szybciej.
Awatar użytkownika
Bylon
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1613
Rejestracja: 17 wrz 2012, 17:42
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

2500 to średnie dzienne zapotrzebowanie zdrowego mężczyzny w wieku 20-40 lat, wzrost 180 waga 80 kilo.
Prawda. Tylko to jest średnie zapotrzebowanie dla typowego zdrowego mężczyzny w wieku 20-40 lat, wzrost 180, waga 80 kilo. A niestety typowy w tym wypadku oznacza jedno - prawie nie uprawiający sportu.
Stanowczo odradzam ludziom pałającym się sportem drastyczne liczenie kalorii, szczególnie na podstawie kuriozalnych tabel "z ministerstwa". Niedawno w takiej właśnie ulotce "z ministerstwa" przeczytałem, że margaryny roślinne (czyli mnóstwo tłuszczów utwardzonych=cholernie niebezpiecznych tłuszczów o konfiguracji trans!) to świetne źródło nienasyconych kwasów tłuszczowych. No błagam...
---
Czemu bilans kaloryczny nie ma wiele wspólnego z prawdą? Bo żeby był prawdziwy, musielibyśmy znać dokładne, realne zapotrzebowanie na kalorie przez organizm danego dnia+dokładne przyswojenie kalorii przez organizm. A tego się wyliczyć z odpowiednią dokładnością NIE DA. Po prostu nie da. Wahania metabolizmu są bardzo częste, nasz organizm świetnie się dostosowuje do sytuacji. Przykłady? Jasne.
Zimny prysznic pobudza metabolizm, bo musimy więcej energii wykorzystać żeby utrzymać stałą temperaturę ciała. Jeśli dana osoba jednego dnia weźmie prysznic w 32oC, a drugiego w 22oC już będzie miała inne zapotrzebowanie na kalorie.
Kofeina/teina pobudza metabolizm. Jednego dnia dwie filiżanki kawy, drugiego trzy albo cztery. I mamy inne zapotrzebowanie.
Ruch pobudza metabolizm. Jednego dnia musimy podbiec pod autobus, drugiego spokojnie idziemy na przystanek, a trzeciego przemieszczamy się wyłącznie autem zaparkowanym zaraz przed drzwiami.
Niska temperatura powietrza pobudza metabolizm. Patrz punkt pierwszy. Pogoda na dziś w Krakowie wg Google'a: 5oC, na poniedziałek: 10oC.
Niespanie wymaga dodatkowych kalorii. Jednego dnia zasypiamy o 22, drugiego o 24.
Ubieranie się zmienia metabolizm. Patrz punkt pierwszy. Jeden raz ubieramy jeansy, koszulę i sweter, drugi sztruksy i t-shitra.
Jedzenie i picie drastycznie zmienia metabolizm. Ciekawe co będzie, jak zamiast obiadu wypijemy odpowiednio dużo Coca-Coli (tak, aby idealnie wpasować się w ten Wasz bilans).
Akcja serca wpływa na metabolizm. A każdy, kto mierzy sobie choć raz na jakiś czas tętno spoczynkowe, wie, iż się ono waha - czasem całkiem znacznie. Czyli nawet podczas snu bądź leżenia na kanapie zużycie kalorii nie jest stałe.
---
Zauważcie, że wszystkie wymienione przeze mnie przykłady to są przykłady dla KAŻDEJ osoby, nie dla sportowca bądź osoby aktywnej. Wszystkie z nich mogą spotkać Kowalskiego, który ostatni raz biegał dłużej niż minutę na sprawdzianie na WFie kilkadziesiąt lat temu.
Zauważcie też, że można dosłownie w nieskończoność wymieniać czynniki wpływające na owe legendarne zapotrzebowanie na kalorie, nawet u osoby biernej fizycznie.
A teraz, do tej nieskończoności, dodajcie sobie kolejną nieskończoność czynników wpływających na metabolizm o osoby aktywnej. Teraz już szybko, np. u biegacza: kilometraż, tempo, zmęczenie, interwał czy "stały" bieg, jak "stały" bieg, to czy w idealnie równym tempie cz z lekkimi wahaniami tempa, czy podczas biegu stosowaliśmy napoje, jak tak, to czy był to izotonik czy hipotonik? A może woda? A jak woda, to wysokozmineralizowana, średnio, czy nisko? Jak wysokozminrealizowana, to Muszynianka czy Piwniczanka? A jeśli to był izotonik, to Oshee czy Powerade? Hipertonik: sok pomarańczowy czy jabłkowy? Jabłkowy: Tymbarku czy...
Okej, koniec. To teraz uwzględnijcie wszelkie czynniki (ok. jednej poziomej 8) których nie uwzględniłem ja i...
Miłego liczenia!
"Silikon nad kolanami zapobiega ślizganiu się rąk podczas wspinania się" - patrzcie no, jakie cuda teraz produkują!
PKO
saper
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 631
Rejestracja: 05 mar 2012, 10:00
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wroclaw

Nieprzeczytany post

To, ze nie da sie czegos dokladnie obliczyc, nie oznacza, ze nie mozna tego z pewnym przyblizeniem oszacowac i ten szacunek z powodzeniem wykorzystac. Zrobilem to ja, zrobilo tysiace innych osob, wiec troche nie rozumiem celu Twojego posta. Czasami zaglebiajac sie w szczegoly czlowiek traci obraz calosci oraz cel dzialania. Trzeba wtedy zrobic krok wstecz.
piotrek90
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 581
Rejestracja: 08 mar 2012, 15:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Admin

Nieprzeczytany post

Może ważniejsze od tego ile się je, jest to co się je. Kaloria kalorii nie równa.
Awatar użytkownika
Bylon
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1613
Rejestracja: 17 wrz 2012, 17:42
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Ale Ty nie jesteś w stanie oszacować tego nawet w przybliżeniu, jeśli weźmiemy pod uwagę gigantyczne różnice wywoływane przez różnej jakości jedzenie i picie. Kaloria kalorii nie równa, Piotrek to dobrze ujął. Mnóstwo osób korzysta z bilansu kalorycznego i robi sobie krzywdę, bo zjada znacznie mniej, niż by mogła. Organizm się przystosowuje, metabolizm zwalnia - i później naprawdę ciężko to odkręcić.
Już gdzieś opisywałem przypadek kolegi, który podczas odchudzania zwolnił sobie metabolizm do tego stopnia, że na śniadanie nie je więcej, niż jeden banan, bo już nim się tak najada, później jakiś obwarzanek na drugośniadanio-obiad + maleńka obiadokolacja. Podkreślam - w ogóle nie jest głodny przy takim trybie życia!
Diety bazujące na liczeniu kalorii to jest porażka ludzkości. Czy wiecie, że hormon, który jest produkowany przy dietach, które bazują na bardzo niewielkiej ilości przyjmowanego pokarmu/głodzeniu się/drastycznym cięciu kalorii utrzymuje się w organizmie przez kilka lat po zaprzestaniu diety! Czyli organizm kogoś, kto zakończył dietę kopenhaską w 2010 roku prawdopodobnie nadal pamięta, że ta dieta miała miejsce.
Ludzie ciągle liczą kalorie i później mamy "a, Snicers to tylko xyz kalorii! Wszamię jednego!". To prawda! Snickers to tylko xyz kalorii!
"Masło orzechowe na pewno jest bardziej tuczące od Nutelli, bo przecież ma więcej kalorii!". Temu drugiemu nie sposób zaprzeczyć, a jeśli za wyznacznik chudnięcia/tycia przyjmiemy bilans kaloryczny, temu pierwszemu też!
"Nie, nie będę jadła orzechów brazylijskich, są tłuste i mają jedną z największych ilości kalorii". No cóż, i to pierwsze, i to drugie jest faktem. Chyba faktycznie nie warto, mogą nam stworzyć dodatni bilans kaloryczny.

Kurczę, po co ja jadłem te fistaszki przed chwilą? Co prawda fistaszki to nie orzechy, a fasola, ale cholernie kaloryczna...!
"Silikon nad kolanami zapobiega ślizganiu się rąk podczas wspinania się" - patrzcie no, jakie cuda teraz produkują!
Adrian26
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1971
Rejestracja: 07 cze 2012, 22:17
Życiówka na 10k: 38:14
Życiówka w maratonie: 2:57:08
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Bylon, ale tak jak ktoś już wyżej wspomniał nie chodzi o to, żeby dokładnie wyliczyć swój bilans energetyczny, ale go tylko oszacować.
Gro ludzi jest nieświadoma, że w dwulitrowym słodzonym napoju jest prawie 1000 kcal, że puszka piwa ma koło 300 - "przecież to tylko płyny". Dla wielu osób tyje się od jedzenia, a nie od picia. W końcu płyny to przez organizm "przelecą" :usmiech: Jeżeli ktoś chce schudnąć, to powinien być przynajmniej częściowo świadomy na ile może sobie pozwolić. Co z tego, że będzie kilka razy w tygodniu trenował, skoro nie zmieni nawyków żywieniowych, a najlepszą drogą do tego jest przekonanie się, ile tak naprawdę "kosztują" nas te przyjemności :oczko: Zresztą, podobno jest taka korelacja, że im mniej sie w ciągu życia zje, tym się dłużej pożyje :usmiech: Nie chodzi o głodzenie się, ale racjonalne odżywianie.
A dieta kopenhaska to jest ........ :wrrwrr: :wrrwrr: ......szkoda nawet o niej wspominać. Twórcy tej diety do najrozsądniejszych ludzi na pewno nie należą.
Mój blog: http://neversurrender.blog.pl/
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.
Awatar użytkownika
Adam Ko.
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 258
Rejestracja: 21 lip 2010, 16:28
Życiówka na 10k: 43:15
Życiówka w maratonie: 3:58:51
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Tylko na jakim poziomie dokładności jesteśmy w stanie oszacować bilans kaloryczny? Moim zdaniem w dużym przybliżeniu. Możemy posłużyć się nim dla celów poglądowych typu "patrz, jesz minimum 4000 kcal dziennie, a spalasz mniej niż 3000" - coś, o czym wspomniał Adrian26. Ale zmiennych jest faktycznie za dużo. Dla kogoś kto trenuje każdy trening to inny wydatek, powrót do domu na piechotę, bo autobusy stoją w korku, znowu więcej. W dodatku jak uwzględnić różnice indywidualne w tempie przemiany materii?
Oparcie diety na bilansie kalorycznym + codzienne korygowanie i liczenie tylko zniechęcą człowieka do dbania o wagę. Ile typowa osoba wytrzyma takiego matematycznego reżimu? Im trudniejsza i bardziej wymagająca metoda, tym mniejsza szansa, że zadziała, nawet jeżeli sposób sam w sobie jest skuteczny.
Gorąca prośba o pomoc w badaniu do pracy magisterskiej. Tematyka biegowa: viewtopic.php?f=1&t=37461

Blog treningowy
Obrazek
Adrian26
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1971
Rejestracja: 07 cze 2012, 22:17
Życiówka na 10k: 38:14
Życiówka w maratonie: 2:57:08
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Adam, moim zdaniem cała zabawa z przeliczaniem kalorii nie rozchodzi się o to czy zjadłeś 2300 czy 2600 kcal, ale czy przypadkiem nie pochłonąłeś 5000 :usmiech:
Dużo ważniejsza jest świadomość jakie produkty to tzw. bomby kaloryczne, w dodatku niezdrowe, których powinno się unikać w jadłospisie :usmiech:
Ważne, żeby nie popadać w absurd, bo jak ktoś zacznie analizować ile kalorii więcej spali biorąc zimny prysznic, to może z czasem trafić do pokoju bez klamek :hejhej:
Tak na marginesie to za wiele by to nie było, skoro przecietnie godzina biegania wiąże się ze spaleniem 800 kcal, a jest to raczej intensywny wysiłek dla przeciętnego organizmu, więc 5 czy 10-minutowy zimny prysznic raczej szału by przy tym nie zrobił :hahaha:
Mój blog: http://neversurrender.blog.pl/
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.
Awatar użytkownika
Bylon
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1613
Rejestracja: 17 wrz 2012, 17:42
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Adam, dokładnie! Dlatego warto oprzeć swoją dietę przede wszystkim o ZDROWE, WARTOŚCIOWE produkty, a nie o kalorie. Nie ma prostszego i korzystniejszego sposobu, niż sprawdzić, czy spożywamy wystarczającą ilość pokarmu na sobie - jem zdrowo, a tyję? No to zmniejszam ilość jedzenia. No chyba, że chcę tyć (siłownia). Jem zdrowo, a nie tyję, choć chcę tyć? Zwiększam ilość pokarmu.
Albo zmieniam w nim proporcje wartości odżywczych.
Albo wybieram ten uboższy w sód.
...itd., itd.
Jeśli oprzemy swoją dietę wyłącznie na kaloriach (jak robi mnóstwo osób, nie koniecznie mówię, że Wy, choć wśród Was zapewne też się takie osoby znajdą), bardzo wiele możliwości bardziej zdrowego żywienia sobie odbieramy. Przykładem mogą być wspominane już orzechy, najlepsze źródło nienasyconych kwasów tłuszczowych albo bardzo gorzka czekolada, która wspomaga budowanie mitochondriów w komórkach. Ciągłe liczenie kalorii może też prowadzić np. do wybierania półtłustych bądź odtłuszczonych produktów mlecznych, w których to znajdziemy mniej kalorii, niż w pełnotłustych (czyli najbardziej naturalnych) produktach, ale też mniej witamin A, D.

@nowy post Adriana, bo "Przynajmniej jeden post został dopisany w tym wątku. Jeśli chcesz, możesz poprawić swój post". :)
Nie sądzę, żeby cała zabawa się o to rozchodziła u wielu ludzi. Jak widać, często padały stwierdzenia "wystarczy, że bilans będzie na minusie 100 kcal!". A to już jest bardzo duża dokładność, dokładność, przy której już ten zimny prysznic może mieć znaczenie. Problem jest taki, że część osób pozostawi rozsądne podejście, czyli takie, jakie proponujesz, a część będzie dbała o to, żeby "bilans był o 100 kcal na minusie", bo przecież wtedy po trochę mniej, niż trzech miesiącach stracą kilogram tłuszczu!
Zresztą jeśli ktoś ma sensowną, zdrową dietę, to nie waha mu się dzienne spożycie kalorii jakoś drastycznie, o ile faktycznie te ogromne wahania nie są potrzebne (mnie np. czasem trening zużywa 0 kcal, bo dzień odpoczynku, a czasem ponad tysiąc kilokalorii, więc zdarza mi się, że pochłaniam znacznie więcej jedzenia w określone dni, ale to jest usprawiedliwione i wskazane). Wtedy, jeśli widzi, że nie tyje ani nie chudnie, albo że chudnie, może śmiało się nie przejmować tym, ile je.
Na chwilę obecną kompletnie nie liczę zjedzonych kalorii, bo efekty mam dokładnie takie, jak chcę mieć: powolny, ale stały, przyrost masy mięśniowej połączony ze znikomym (pomijalnym wręcz) przyrostem tkanki tłuszczowej. Po co mam więc liczyć kalorie? Żeby się przerazić, że jem ich np. 4000-5000 tysięcy (w czasie pewnych dni niewykluczone), i mimowolnie, prawie podświadomie zacząć znów jeść mniej i znów chudnąć? Pamiętam, jak kiedyś, chwilę po tym, jak uzyskałem w pełni satysfakcjonującą masę ciała, dalej miałem pewne przyzwyczajenia z czasu stosowania diety (opartej o jedzenie mniej, zdrowiej, ale bez liczenia :)) i nadal traciłem kilogramy - było to trochę nieprzyjemne. Nie ucieszyłoby mnie, gdyby wskutek przerażenia się, że jem dwa razy więcej, niż przeciętna osoba, ten stan wrócił.
Jeszcze co do prysznica, to na pewno gigantycznych ilości kalorii nie spali, ale też nie jestem pewien, czy to będzie pomijalna ich ilość. Sęk w tym, że taki zimny prysznic swoją skuteczność opiera o istnienie tłuszczu brunatnego (np. w okolicach obojczyka), który nie służy jako zapas energii, ale sam SPALA węglowodany/tłuszcz, aby nas ogrzać. Skuteczność tego podobno nie jest taka znowu mała...
"Silikon nad kolanami zapobiega ślizganiu się rąk podczas wspinania się" - patrzcie no, jakie cuda teraz produkują!
Adrian26
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1971
Rejestracja: 07 cze 2012, 22:17
Życiówka na 10k: 38:14
Życiówka w maratonie: 2:57:08
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Brunatna tkanka tłuszczowa jest typowa dla nietoperzy, niedźwiedzi itp, u człowieka występuje w śladowych ilościach :usmiech: Nie jestem tylko pewien czy u dorosłego nawet z wiekiem całkowicie nie zanika. W każdym razie nie jest to teraz istotne. Zajmujemy się pierdołami, które mają niewielki wpływ na naszą masę ciała :oczko: To już dużo ważniejsze jest, kiedy robimy trening. Trzeba pamiętać, że po nim tempo metabolizmu jest wyższe i taki stanu trzymuje się przez mniej więcej kilka godzin, a może nawet i dłużej. Skutkuje to zwiększeniem ilości spalanych kcal na godzinę i podejrzewam, że ma to większy wpływ na nasz bilans energetyczny, niż zimny prysznic :usmiech: Z drugiej strony i tak najważniejsze jest co jemy i w jakich ilościach :oczko:
Mój blog: http://neversurrender.blog.pl/
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.
kawo
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 212
Rejestracja: 29 gru 2012, 18:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Bylon pisze:Ale Ty nie jesteś w stanie oszacować tego nawet w przybliżeniu, jeśli weźmiemy pod uwagę gigantyczne różnice wywoływane przez różnej jakości jedzenie i picie. Kaloria kalorii nie równa, Piotrek to dobrze ujął. Mnóstwo osób korzysta z bilansu kalorycznego i robi sobie krzywdę, bo zjada znacznie mniej, niż by mogła. Organizm się przystosowuje, metabolizm zwalnia - i później naprawdę ciężko to odkręcić.
Już gdzieś opisywałem przypadek kolegi, który podczas odchudzania zwolnił sobie metabolizm do tego stopnia, że na śniadanie nie je więcej, niż jeden banan, bo już nim się tak najada, później jakiś obwarzanek na drugośniadanio-obiad + maleńka obiadokolacja. Podkreślam - w ogóle nie jest głodny przy takim trybie życia!
Diety bazujące na liczeniu kalorii to jest porażka ludzkości. Czy wiecie, że hormon, który jest produkowany przy dietach, które bazują na bardzo niewielkiej ilości przyjmowanego pokarmu/głodzeniu się/drastycznym cięciu kalorii utrzymuje się w organizmie przez kilka lat po zaprzestaniu diety! Czyli organizm kogoś, kto zakończył dietę kopenhaską w 2010 roku prawdopodobnie nadal pamięta, że ta dieta miała miejsce.
Ludzie ciągle liczą kalorie i później mamy "a, Snicers to tylko xyz kalorii! Wszamię jednego!". To prawda! Snickers to tylko xyz kalorii!
"Masło orzechowe na pewno jest bardziej tuczące od Nutelli, bo przecież ma więcej kalorii!". Temu drugiemu nie sposób zaprzeczyć, a jeśli za wyznacznik chudnięcia/tycia przyjmiemy bilans kaloryczny, temu pierwszemu też!
"Nie, nie będę jadła orzechów brazylijskich, są tłuste i mają jedną z największych ilości kalorii". No cóż, i to pierwsze, i to drugie jest faktem. Chyba faktycznie nie warto, mogą nam stworzyć dodatni bilans kaloryczny.

Kurczę, po co ja jadłem te fistaszki przed chwilą? Co prawda fistaszki to nie orzechy, a fasola, ale cholernie kaloryczna...!
no to przepraszam cie, na diecie jeść te snickersy i orzechy brazylijskie czy też nie?
Awatar użytkownika
wojtek
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 10535
Rejestracja: 19 cze 2001, 04:38
Życiówka na 10k: 30:59
Życiówka w maratonie: 2:18
Lokalizacja: lokalna
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Jesli chodzi o poczatki biegania do zbijania wagi to jestem wielkim przeciwnikiem.

Osoby bez wytrzymalosci i ze slabymi miesniami powinny rozpoczynac od marszow i dlugo, dlugo nic wiecej zanim zacznie sie biegac.

W wielu wypadkach bieganie dla odchudzania to recepta na kleske.
Articles in English:
http://www.examiner.com/atlanta-sports-gear-in-atlanta/wojtek-wysocki

Looking back:
http://bieganie.pl/?cat=37

Jutup: http://www.youtube.com/user/wojtek1425/videos?view=0
Krzychu73
Rozgrzewający Się
Rozgrzewający Się
Posty: 1
Rejestracja: 23 kwie 2013, 11:35
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 5:39:35

Nieprzeczytany post

Witam, nareszcie rozsądne podsumowanie. Wróciłem do biegania w październiku 2012 ze sporą nadwagą i mimo zwiększania kilometrażu i biegania do 35 km tygodniowo, nie zrzuciłem ani kilograma. Znalazłem artykuł który mi to wyjaśnił: http://nowadebata.pl/wp-content/uploads ... awiona.pdf Kilka cytatów:

W roku 2007 na łamach pisma „Scientific American” badacze dokonali następującej obserwacji: „Zwierzę,
któremu ograniczymy dostępne kalorie w pożywieniu, ograniczy wydatkowanie energii poprzez zmniejszoną
aktywność fizyczną i zwolniony metabolizm w komórkach, ograniczając w ten sposób do minimum spadek
wagi ciała. Będzie miało większy apetyt i będzie jadło więcej, dopóki nie odzyska wagi wyjściowej”. Oznacza
to, mówi Taubes, że zwiększenie wydatkowania energii (np. zwiększona aktywność fizyczna) skutkuje
zwiększonym apetytem. Ograniczenie kalorii w diecie powoduje spowolnienie metabolizmu i/lub obniżenie
aktywności fizycznej.
I jeszcze jeden:
Co ciekawe, nawet zwolennicy teorii bilansu energetycznego przyznają, że brak jest dowodów na to, iż
aktywność fizyczna nie jest w rzeczywistości skuteczną metodą na utratę wagi. W „Zaleceniach Aktywności
Fizycznej” z 2007 roku, opracowanymi przez American Heart Association, czytamy „Rozsądnym jest
założenie, że osoba z wysokim dziennym wydatkiem energetycznym będzie mniej narażona na wzrost wagi
z biegiem czasu niż osoba z niskim dziennym wydatkiem energetycznym. Jak dotąd jednak dane, które
mamy na potwierdzenie tej hipotezy, nie są w pełni przekonujące”. Nie są przekonujące ponieważ zwiększona
aktywność fizyczna zwiększa apetyt. Już w 1940 roku Hugo Rony, badacz z uniwersytetu Northwestern, pisał
w książce Obesity and Leaness, że „intensywne ćwiczenia fizyczne powodują natychmiastowe zapotrzebowanie
na obfity posiłek. Wysokie lub niskie wydatkowanie energii skutkuje dużym lub małym apetytem. Dlatego
mężczyźni, którzy pracują fizycznie, jedzą więcej niż mężczyźni, którzy pracują w biurze.” Nie ma wątpliwości,
pisze Taubes, że aktywność sportowa poprawia zdrowie fizyczne i psychiczne. Została jednak błędnie
zinterpretowana i rozpowszechniona jako warunek utraty wagi w ramach teorii bilansu kalorycznego.

Od lutego zastosowałem się do diety opisywanej przez klosia - ograniczyłem węglowodany i w przeciągu 5 tygodni zrzuciłem 9 kilogramów. Nie głodowałem, jadłem ile chciałem ale tylko białka i tłuszcze z przewagą tłuszczy (węglowodany szczątkowe w warzywach). Odstawiłem mąkę, cukier, kaszę ryż, ziemniaki. Organizm przestawił się na pozyskiwanie energii z zapasów tłuszczu, którego tkanka spadła z 31% do 28% (mierzona na zwykłej wadze z pomiarem tłuszczu). Po 5 tygodniach trochę wystraszony zwiększyłem spożycie węgli jedząc owoce i waga wzrosła po miesiącu o 2-3 kilogramy. Teraz ponownie zmniejszyłem węgle i znowu zrzucam wagę a zostało mi jeszcze 8-9 kg do optimum. Jem 2-3 razy dziennie i nie głoduję. Przebiegłem połówkę w Warszawie, 10 Orlenu i szykuję się do 5 km 3 maja. Może nie biegam szybko ale jak na poziom biegacza amatora wystarczy mi że biegam.
Wielu pisze że zrzuciło kilogramy od biegania - sądzę że przyczyną była zmiana stylu życia. Po przebiegnięciu kilkudziesięciu km i wychodzeniu na treningi 3-4 razy tygodniowo, zaczynamy doceniać wysiłek jaki się w to wkłada i zastanowimy się kilka razy zanim zjemy coś w McDonaldzie czy KFC.
Awatar użytkownika
MikeWeidenbaum
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1132
Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
Życiówka na 10k: 36:27
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Na każdego działają inne rzeczy, w tych kwestiach nie można zbytnio uogólniać. Podam swój przykład: 2 lata temu osiągnąłem moją szczytową wagę 86kg (przy 180cm wzrostu), wtedy lekko przerażony tym "wynikiem" zmieniłem nawyki żywieniowe - ograniczyłem, a z czasem niemal zupełnie zrezygnowałem ze słodkich napojów (kiedyś puszka coca-coli dziennie była dla mnie niezbędna jak powietrze :P), białego pieczywa, fast foodów (chociaż tych nie jadałem nigdy jakoś bardzo dużo), zacząłem jeść więcej warzyw i owoców, mniej słodyczy. Nie głodziłem się, jadłem ile chciałem, po prostu wybierałem zdrowsze odpowiedniki dotychczasowego jedzenia. Na tej "diecie" bardzo powoli kilogramy zaczęły spadać (nie uprawiałem regularnie żadnych sportów, ale zawsze dużo chodziłem bo mam niechęć do komunikacji miejskiej :P) mniej więcej w połowie 2012 ważyłem 82kg i niżej zejść nie chciało. Od nowego roku zacząłem biegać, mojej diety praktycznie nie zmieniłem, dodałem tylko chleb z dżemem na 2-3h przed bieganiem :oczko:. Przez 3 miesiące biegania średnio 33km/tydzień (4 treningi) waga systematycznie spadała aż do 75kg, wtedy nastąpił lekki przestój, od 2 tyg. zwiększam kilometraż ,docelowo do 50-60km/tydzień i dodałem piąty trening. Dziś ważę 73,5kg, myślę że do końca maja uda się złamać granicę 70 :), trudno się oprzeć stwierdzeniu, że w moim przypadku chudnę dzięki bieganiu.
Adrian26
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1971
Rejestracja: 07 cze 2012, 22:17
Życiówka na 10k: 38:14
Życiówka w maratonie: 2:57:08
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Krzychu73 pisze:Witam, nareszcie rozsądne podsumowanie. Wróciłem do biegania w październiku 2012 ze sporą nadwagą i mimo zwiększania kilometrażu i biegania do 35 km tygodniowo, nie zrzuciłem ani kilograma.
35 km to nie jest duży kilometraż, a po drugie, to czy zgubisz nadwagę zależy też w dużej mierze od tego co jesz. Co z tego, że powiedzmy wyjdziesz na trzy treningi w tygodniu, przebiegniesz dajmy na to 30 km, stracisz 3000 kcal, jak dwa razy tyle wchłoniesz jedząc fast foody, pijąc napoje gazowane albo objadając się słodyczami?

Krzychu73 pisze:W roku 2007 na łamach pisma „Scientific American” badacze dokonali następującej obserwacji: „Zwierzę,
któremu ograniczymy dostępne kalorie w pożywieniu, ograniczy wydatkowanie energii poprzez zmniejszoną
aktywność fizyczną i zwolniony metabolizm w komórkach, ograniczając w ten sposób do minimum spadek
wagi ciała. Będzie miało większy apetyt i będzie jadło więcej, dopóki nie odzyska wagi wyjściowej”.
Tylko, że to są zwierzęta, które bazują na instynkcie i one nie kierują się swoim wyglądem jako motywacją do zmiany stylu życia. Człowiek jest istotą myślącą (taką powinien być przynajmniej z założenia), więc powinien też kontrolować swoje zachowanie, a zwłaszcza obżarstwo. Jesteś głodny? Sięgnij po owoc, a nie po snickersa. Masz ochotę na dokładkę obiadu, to odejdź od stołu i wróc za 15 minut.
Krzychu73 pisze: Oznacza
to, mówi Taubes, że zwiększenie wydatkowania energii (np. zwiększona aktywność fizyczna) skutkuje
zwiększonym apetytem.
Niekoniecznie. U mnie np większy apetyt występuje w dni, kiedy nie trenuje. Po wysiłku żołądek się kurczy i nie trzeba wcale wiele jeść, ważne żeby to było odżywianie racjonalne.
Krzychu73 pisze:Nie ma wątpliwości,
pisze Taubes, że aktywność sportowa poprawia zdrowie fizyczne i psychiczne. Została jednak błędnie
zinterpretowana i rozpowszechniona jako warunek utraty wagi w ramach teorii bilansu kalorycznego.
Może i nie jest warunkiem utraty wagi, są różne diety, np Kopenhaska, w której spożywasz mniej niż 1000 kcal dziennie. Jesteś w stanie dlugo tak pociągnąć? Jeżeli tak, to powodzenia :usmiech:
Jeżeli ktoś trenuje, jest zdeterminowany, potrafi opanować swoje łakomstwo i wie czego unikać w kontekście odżywiania, to aktywność fizyczna znacznie przyspieszy spadek masy ciała.

Krzychu73 pisze:Od lutego zastosowałem się do diety opisywanej przez klosia - ograniczyłem węglowodany i w przeciągu 5 tygodni zrzuciłem 9 kilogramów. Nie głodowałem, jadłem ile chciałem ale tylko białka i tłuszcze z przewagą tłuszczy (węglowodany szczątkowe w warzywach). Odstawiłem mąkę, cukier, kaszę ryż, ziemniaki.
Moim zdaniem nie tędy droga. Zresztą dla osób, które trenują niemożliwością jest wykluczenie węglowodanów na dłuższą metę.

Krzychu73 pisze:Po 5 tygodniach trochę wystraszony zwiększyłem spożycie węgli jedząc owoce i waga wzrosła po miesiącu o 2-3 kilogramy. Teraz ponownie zmniejszyłem węgle i znowu zrzucam wagę a zostało mi jeszcze 8-9 kg do optimum. Jem 2-3 razy dziennie i nie głoduję. Przebiegłem połówkę w Warszawie, 10 Orlenu i szykuję się do 5 km 3 maja.
Jeżeli jesz dwa razy dziennie, to zdecydowanie zbyt mało. Dla mnie to by była głodówka, bez względu na to jakie ilosci bym spożywał. Lepiej to racjonalnie rozłożyć w czasie i nie rezygnować z węglowodanów, bo organizm ich potrzebuje, zwłaszcza organizm osoby, która trenuje. W zimie miałem mniej więcej trzymiesięczną przerwę ze względów zdrowotnych, przytyłem 6 kg, od 2-3 miesięcy wróciłem do biegania i schudłem 7 kg nie rezygnując z węglowodanów. Co ciekawe przez cały czas odżywiałem się niemal identycznie, może nawet nieco mniej starałem się jeść, kiedy nie mogłem biegać. Patrząc na biegaczy, których znam wiem, że to właśnie aktywność fizyczna była głównym motorem napędowym do utraty zbędnych kilogramów.
Mój blog: http://neversurrender.blog.pl/
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.
adriana73
Rozgrzewający Się
Rozgrzewający Się
Posty: 1
Rejestracja: 29 kwie 2013, 12:47
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Cześć


Mam pytanie odnośnie bieganie a walka z kilogramami . Nie mogę zrzucić zbędnych kilogramów pomimo diety /jadam rozsądnie - ciemne pieczywo i tylko na śniadanie, mało smażonego, bez kolacji ,dużo warzyw, słodycze tylko w niedzielę /. Biegam dwa razy w tygodniu po 10 km śr tempo 6,30/km . Coś robię jednak nie tak , może mój organizm przyzwyczaił się do biegania , może powinnam zwiększyć ilość treningów, próbowałam biegać interwały ale ten sposób biegania ogromnie mnie męczy - nadwaga tak około 10 kg.
Adka
New Balance but biegowy
ODPOWIEDZ