1. Porządna analiza biegu to, o ile wiem, kamera robiąca dużo więcej niż parędziesiąt klatek na sekundę, i z różnych ujęć. A czy się bardzo mylę przypuszczając, że sklepy zwykle nie mają takich kamer i robią zwykle filmy z jednego ujęcia? Z przodu/tyłu - no bo przecież chodzi o rzecz najpraktyczniejszą przy zakupie: ocenę stopnia pronacji (nazwaną szumnie "biomechanicznym typem stopy")? A jeśli nawet robią świetne nagranie - to czy na pewno posiadają kompetencje aby je porządnie zanalizować (przy całym szacunku dla kadry sklepów)? Bo że zgrubnie potrafią to nie wątpię.
2. W moim prywatnym odczuciu nie ma też powodu by wątpić, że porządne sklepy robią porządną robotę - ALE spekuluję, że jest to raczej rzetelna robota jak najlepszego doboru buta to tego sposobu biegania, który im klient
w danym momencie zaprezentuje w sklepie. I trudno im się dziwić. Nawet jeśli pominąć normalne dążenie do sprzedania buta, to nie chcą brać odpowiedzialności za potencjalne kłopoty pozostające poza ich wpływem. Zrozumiałe więc będzie, że jeśli zobaczą na bieżni osobę walącą z pięty to nie zaproponują jej butów do biegania naturalnego (a tym bardziej minimalistycznych) podkreślając ich korzyści lecz przy okazji obudowując to wykładem z biomechaniki oraz długą serią ostrzeżeń, zastrzeżeń i sugestii jak się przestawiać na poprawną technikę. Nie mają bowiem żadnej gwarancji, że klient: (a) ich wysłucha; (b) zrozumie o co chodzi; (c) zechce to zastosować; (d) będzie potrafił to zrobić. Nie mogą klientowi dobierać butów pod potencjalnie, ewentualnie, być może w przyszłości itd. zmieniony styl biegania. W związku z tym podejście tu-i-teraz: "ooo, widzę, że pani jest pronatorem i przetacza z pięty... proszę, tu jest wybór modeli dla pronatorów, ze stabilizacją i dobrą amortyzacją" jawi się (z punktu widzenia sklepu) jako logiczne i całkiem prawidłowe wyjście. To biegacz musi zdecydować, czego chce od życia (tfu, biegania) i czy będzie technikę zmieniał czy nie.
3. Jak słusznie zauważa Szelma, Pure Drifty to raczej nie minimale tylko chyba właśnie buty przejściowe? To jakie "jeszcze bardziej przejściowe" zamierzasz kupić? Coś jak te najkacze fri tylko przewiewniejsze na lato? I z Twojej relacji wynika, że się jeszcze na dobre nie przestawiłaś (skoro Drifty kupione "dopiero co")? Tak naprawdę to trochę mi pobrzmiewa skryte pragnienie powrotu do znajomego i okiełznanego już świata butów, których używasz/łaś przed zakupem Driftów
4. W mojej głowie jest pi razy drzwi to samo, co w Szelmowskiej

: czyli trudno się spodziewać ekstazy w nowym rodzaju (nie modelu, lecz rodzaju) butów usiłując w nich biegać bez choćby drobnej adaptacji techniki - a w przypadku butów bardziej "naturalnych" i mniej wybaczających słowo "adaptacja" oznacza w sumie "zmiana na bardziej poprawną". Jeśli przyplątują się dolegliwości to sygnał, że coś się robi źle - albo w ogóle, albo przynajmniej w tym rodzaju butów; innymi słowy: robi się coś na tyle źle, że w ten rodzaj butów nie potrafi tego wybaczyć i zamaskować. Żelazka wybaczą sporo (tylko jakim długofalowym kosztem?), przejściowe mniej, minimale jeszcze mniej, a najsurowszym nauczycielem będzie bosak po szyszkach (no dobra, przegiąłem, niech będzie po kanciastym żwirze)
Oczywiście to wszystko przy założeniu, że nie ma się jakichś specyficznych medycznych uwarunkowań. Tak czy siak Twój fizjo powiedział m.in. święte słowa: "trzeba poszukać przyczyny, bo inaczej problem będzie nawracał i pogłębiał się".