Wiem, że to miał być kopniak motywacyjny, ale motywację na szczęście od początku przygody ze sportem udaje mi się utrzymać. Nawet za dużą chwilami, bo łączenie biegania z siłownią wymaga ostrożności i łatwo o przetrenowanie.
Ja naprawdę sobie zdaję sprawę z tego, że długie wybiegania to (prawie) podstawa. W tym roku (jak pogoda będzie prawdziwie wiosenna, albo na wakacjach) spróbuję wprowadzić jakieś przynajmniej godzinne treningi choć raz na jakiś czas, bo wiem, że bez tego niebawem może być ciężko (teraz wyniki poprawiają mi się jeszcze z racji tego, że nie biegam zbyt długo i wszystko mnie wzmacnia, ale długo to to pewnie nie potrwa). Dzięki za jeszcze mocniejsze uświadczenie w przekonaniu, że bez tego się nie obędzie - teraz jeszcze nie mam jednak możliwości robienia dłuższych biegów, więc muszę próbować z tych skromnych treningów >=45 min ułożyć coś możliwie najlepszego.
Co do samego tematu wątku, tj. interwałów, dziś na BBL mieliśmy świetne 4min/3min/2min/1min (z przerwami długości połowy mocnego odcinku) x3. Bardzo dobrze mi się robiło ten trening. Kilka refleksji:
-zdaje się, że bardzo dobry interwał pod piątkę; Trener Krzysiek potwierdza

-podczas przerw na początku truchtałem, ale później porzuciłem ambicję i przechodziłem w szybki marsz: bardzo dobre rozwiązanie, nie sądzę, żeby trucht->marsz w czasie przerwy zmniejszył wartość treningu, a taka zamiana pozwoliła mi znacznie lepiej, lżej biec mocne odcinki
-mój duży błąd: przy dwuminutowych i minutowych odcinkach próbowałem robić tempo na 3 km; to samo w sobie nie sprawiało problemu, ale kiedy między minutowym odcinkiem /3 km przychodziła ledwie trzydziestosekundowa przerwa i już czterominutowy /5 km - było ciężko, za ciężko jak na trening. Na przyszłość trzeźwo podejdę do sytuacji i wszystko będę robił w tempie /5 km - tak, jak dzisiaj, ale dopiero po drugim obwodzie. Sobie i Wam polecam nie rwać na siłę do przodu, bo to chyba właśnie to jest kwintesencją interwałów. :D
-ostatnia już sprawa: wreszcie dobrałem dość dobre tempo, czyli lekko poniżej 4:30/km. Dzięki temu, cały trening udało mi się zrealizować prawie tak, jak chciałem (tylko ten trucht, minutówki i dwuminutówki na początku pokrzyżowały plany). Na pewno to lepsze, niż kilometrówki z sześcioma-siedmioma minutami przerwy (xD) i każdym kolejnym odcinkiem wolniejszym z powodu zmęczenia.
Może ten wywód pomoże innym w niepopełnianiu moich błędów, które na szczęście - w dużej mierze dzięki Wam! - udaje się po kolei eliminować.
Znowu się wypogadza, przy odrobinie szczęścia w następnym tygodniu zrobię kilka sześćsetmetrówek po 4:15.
"Silikon nad kolanami zapobiega ślizganiu się rąk podczas wspinania się" - patrzcie no, jakie cuda teraz produkują!