Aniad1312 Run 4 fun - not 4 records ;)
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
29 stycznia 2013
Przez pół godziny wstawałam. Nawet rozważałam opcję odpuszczenia treningu, ale później czułabym się jeszcze gorzej, więc w końcu się wygramoliłam.
No ale w związku z obsuwą czasową musiałam gnać. I nawet miałam chęć na szybkie tempo. Nie mogłam czekać, aż Garminiak załapie, więc pognałam. Załapał dopiero po ciut ponad 1km zmierzyłam sobie na geoportalu. Po dodaniu wyszło mi ok 10.05km po 5:24. Byłoby jeszcze szybciej, moc była, chęć była, ale lekko oblodzone chodniki i momentami nieodśnieżone nie pozwalały na to, żeby się wyżyć.
Przez pół godziny wstawałam. Nawet rozważałam opcję odpuszczenia treningu, ale później czułabym się jeszcze gorzej, więc w końcu się wygramoliłam.
No ale w związku z obsuwą czasową musiałam gnać. I nawet miałam chęć na szybkie tempo. Nie mogłam czekać, aż Garminiak załapie, więc pognałam. Załapał dopiero po ciut ponad 1km zmierzyłam sobie na geoportalu. Po dodaniu wyszło mi ok 10.05km po 5:24. Byłoby jeszcze szybciej, moc była, chęć była, ale lekko oblodzone chodniki i momentami nieodśnieżone nie pozwalały na to, żeby się wyżyć.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
31 stycznia 2013
Przez ostatnie dwa dni próbowałam wcielić w życie pewien eksperyment, ale organizm sam stwierdzał, że chyba na głowę upadłam i dokładał sobie 1.5h snu. Tiaaa...
Dzisiaj przez tę wietrzną pogodę był dzień żarłoka. Tzn w sumie to nawet tak dużo nie zjadłam, ale tak po kawałeczku pogryzałam i miałam wrażenie, że władowałam w siebie kilogramy słodyczy. Nie mówiąc o wczorajszej pizzy i takich tam innych rewelacjach Oczywiście poranny plan był -biegać. Dużo. Ale jak już wszem wobec wiadomo, motywacja na popołudniowe treningi u mnie słaba, oj słaba...No więc jak wylegałam z pracy, to oczywiście miałam tysionc pińcet dwa dziewińcet usprawiedliwień i wymówek. Ale kiedy już dotarłam do domu, wiedziałam, że MUSZĘ pobiegać. I nawet zamarzył mi się stadion i coś szybkiego.
No to pobiegłam. Jakoś tak miałam wrażenie, że nogi mi latają na boki i mój styl przypomina rozmarzoną panienkę biegnącą przez łąki. A przecież dookoła asfalt i bloki
Tak w ogle to biegło mi się jakoś szybko.
1-5:13
2-5:08
Okiej, to jestem na stadionie. Decyzja - co tu biegać. Dawno nie robiłam szybkich treningów, więc nie chciałam jakoś przesadzać, coby się nie zdołować. W końcu stwierdziłam, że pobiegam interwały 10x400m plus przerwa 200m w marszu. Dwusetki trochę za słabe, a kilometrówki za mocne by były. No i ten wiatr dzisiejszy
Anyway, jakoś poszło.
1-3:55
2-4:03
3-4:11
4-4:01
5-4:14
6-4:13
7-4:11
8-4:24
9-4:11
10-4:05
Nie powiem, zmęczona trochę byłam. Ale jakoś tak czułam, że nogi mam nierozruszane, to jeszcze dołożyłam 10 setek przebieżkowych.
3:47/ 4:00/ 4:02/ 4:03/ 4:19/ 4:18/ 4:26/ 4:40/ 4:26/ 4:02
No i powrót, spokojniutki, cały w rytmie Kalimby. Fajnie się przy tym biega, dzisiaj w jakiś taki trans wpadłam coś jakby...
1-5:47
2-5:36
0.47-5:45
Mogłam była biec szybciej, ale mi się nie chciało.
Fajny trening. Zadowolona jestem. Tempa szału nie robią, ale przynajmniej się odmuliłam.
A wogle, to wracając ze stadionu, przy światłach jakiś kierowca mi trąbił i uśmiechał się szeroko, ale już ciemno było, tom żem odmachała, nie poznałam, czy to znajomy, czy nie - nie, żebym była niekulturalna
Jutro też coś wskoczy biegowego. A potem trochę tańcowania może
Styczeń 227.37km
Przez ostatnie dwa dni próbowałam wcielić w życie pewien eksperyment, ale organizm sam stwierdzał, że chyba na głowę upadłam i dokładał sobie 1.5h snu. Tiaaa...
Dzisiaj przez tę wietrzną pogodę był dzień żarłoka. Tzn w sumie to nawet tak dużo nie zjadłam, ale tak po kawałeczku pogryzałam i miałam wrażenie, że władowałam w siebie kilogramy słodyczy. Nie mówiąc o wczorajszej pizzy i takich tam innych rewelacjach Oczywiście poranny plan był -biegać. Dużo. Ale jak już wszem wobec wiadomo, motywacja na popołudniowe treningi u mnie słaba, oj słaba...No więc jak wylegałam z pracy, to oczywiście miałam tysionc pińcet dwa dziewińcet usprawiedliwień i wymówek. Ale kiedy już dotarłam do domu, wiedziałam, że MUSZĘ pobiegać. I nawet zamarzył mi się stadion i coś szybkiego.
No to pobiegłam. Jakoś tak miałam wrażenie, że nogi mi latają na boki i mój styl przypomina rozmarzoną panienkę biegnącą przez łąki. A przecież dookoła asfalt i bloki
Tak w ogle to biegło mi się jakoś szybko.
1-5:13
2-5:08
Okiej, to jestem na stadionie. Decyzja - co tu biegać. Dawno nie robiłam szybkich treningów, więc nie chciałam jakoś przesadzać, coby się nie zdołować. W końcu stwierdziłam, że pobiegam interwały 10x400m plus przerwa 200m w marszu. Dwusetki trochę za słabe, a kilometrówki za mocne by były. No i ten wiatr dzisiejszy
Anyway, jakoś poszło.
1-3:55
2-4:03
3-4:11
4-4:01
5-4:14
6-4:13
7-4:11
8-4:24
9-4:11
10-4:05
Nie powiem, zmęczona trochę byłam. Ale jakoś tak czułam, że nogi mam nierozruszane, to jeszcze dołożyłam 10 setek przebieżkowych.
3:47/ 4:00/ 4:02/ 4:03/ 4:19/ 4:18/ 4:26/ 4:40/ 4:26/ 4:02
No i powrót, spokojniutki, cały w rytmie Kalimby. Fajnie się przy tym biega, dzisiaj w jakiś taki trans wpadłam coś jakby...
1-5:47
2-5:36
0.47-5:45
Mogłam była biec szybciej, ale mi się nie chciało.
Fajny trening. Zadowolona jestem. Tempa szału nie robią, ale przynajmniej się odmuliłam.
A wogle, to wracając ze stadionu, przy światłach jakiś kierowca mi trąbił i uśmiechał się szeroko, ale już ciemno było, tom żem odmachała, nie poznałam, czy to znajomy, czy nie - nie, żebym była niekulturalna
Jutro też coś wskoczy biegowego. A potem trochę tańcowania może
Styczeń 227.37km
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
1 lutego 2013
Ło matko. Miał być lajcik, a wyszło jak zwykle, a nawet lepiej. Słowem - treningowy dzień konia.
Czasu mało, więc nie mogłam zrobić planowanej dychy. Zrobiłam 2x4km i pomiędzy 10 setek z marszem.
A było to tak...
Part 1: 5:25/ 5:34/ 5:18/ 5:13
Setki: 3:40/ 3:48/ 3:34/ 3:32/ 3:43/ 3:59/ 3:14/ 3:23/ 3:39/ 3:23
Part 2: 5:24/ 5:02/ 4:41/ 4:43
Part 2 miało założenie - zatrzymać się po każdym kaemie na chwilkę. Między 2 a 3 km musiałam się zatrzymać na akcję chusteczka, ale zaraz potem był makserski wiadukt. Czy ja tak szybko na niego wbiegłam? No chyba tak, z tego wynika. Te dwa ostatnie to nie wiem, jak to możliwe...Serio...Piknięcia po 3km nie słyszałam, więc jak się zatrzymałam po zbiegu, okazało się, że od 360m już leci następny kaem. Potem już było płasko.
Zadowolonam mocno Ale jutro, to jeśli pobiegam, to naprawdę na lajcie
Jeszcze chwila i trzeba pazury malować.
A! Coś dla Was
Ło matko. Miał być lajcik, a wyszło jak zwykle, a nawet lepiej. Słowem - treningowy dzień konia.
Czasu mało, więc nie mogłam zrobić planowanej dychy. Zrobiłam 2x4km i pomiędzy 10 setek z marszem.
A było to tak...
Part 1: 5:25/ 5:34/ 5:18/ 5:13
Setki: 3:40/ 3:48/ 3:34/ 3:32/ 3:43/ 3:59/ 3:14/ 3:23/ 3:39/ 3:23
Part 2: 5:24/ 5:02/ 4:41/ 4:43
Part 2 miało założenie - zatrzymać się po każdym kaemie na chwilkę. Między 2 a 3 km musiałam się zatrzymać na akcję chusteczka, ale zaraz potem był makserski wiadukt. Czy ja tak szybko na niego wbiegłam? No chyba tak, z tego wynika. Te dwa ostatnie to nie wiem, jak to możliwe...Serio...Piknięcia po 3km nie słyszałam, więc jak się zatrzymałam po zbiegu, okazało się, że od 360m już leci następny kaem. Potem już było płasko.
Zadowolonam mocno Ale jutro, to jeśli pobiegam, to naprawdę na lajcie
Jeszcze chwila i trzeba pazury malować.
A! Coś dla Was
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
2 lutego 2013
10.18km po 5:24
No ten...Jakoś tak samo wyszło...
1-5:39
2-5:36
3-5:45
4-5:28
5-5:26
6-5:23
7-5:24
8-5:17
9-5:05
10-4:52
Reszta truchcikiem.
Co km musiałam robić przerwę chusteczkową, a ostatni odcinek na dwie raty (360m i z ulgą powitane przejście dla pieszych + 670m), więc tak do końca nie wiem, czy mogę to zaliczyć jako szybki kaem.
Jutro long run. Spróbuję 25km, ale czy mi wyjdzie, nie wiem. Bo chciałabym wolno, ale nie wiem jak będzie.
10.18km po 5:24
No ten...Jakoś tak samo wyszło...
1-5:39
2-5:36
3-5:45
4-5:28
5-5:26
6-5:23
7-5:24
8-5:17
9-5:05
10-4:52
Reszta truchcikiem.
Co km musiałam robić przerwę chusteczkową, a ostatni odcinek na dwie raty (360m i z ulgą powitane przejście dla pieszych + 670m), więc tak do końca nie wiem, czy mogę to zaliczyć jako szybki kaem.
Jutro long run. Spróbuję 25km, ale czy mi wyjdzie, nie wiem. Bo chciałabym wolno, ale nie wiem jak będzie.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
3 lutego 2013
Dzisiaj przed lustrem mogłabym sobie zaśpiewać 'I'm magnificent'.
(co zresztą towarzyszyło mi na trasie, w sensie w słuchawkach, nie że śpiewałam )
26km po 5:46
Ha!
Przy pierwszych 12km byłam akurat koło domu, to na chwilę wleciałam łyknąć wody. Nie zabrałam kasy na ewentualne kupno w jakimś sklepiku, a jednak już przy takim długim dystansie parę łyków jest potrzebne.
No i poleciałam dalej.
Fajnie się biegało. Słoooońce, wreszcie słońce :uuusmiech:
Byłam mile zaskoczona, bo z reguły te długie wybiegania strasznie mi się nudziły, a dzisiaj myk i już prawie koniec był. Na dodatek wcale nie powłóczyłam nogami, a jak sprawdziłam tempo ostatnich 3kaemów, to mnie wbiło w podłogę.
24km-5:14
25km-5:16
26km-4:57
Tadam!
Dzisiaj wypróbowałam moją ostatnią zdobycz muzyczną, przy której mogłabym biec w nieskończoność. Jak dostałam linka do niej, to na pierwszy rzut ucha pomyślałam, że idealna na long easy runa. Ale nie...ale nie...Ma coś takiego w sobie, że nogi same niosą. Tak samo przy tym, nie wiem jak to się dzieje, ale jest w tym utworze jakiś "ukryty" rytm, który wywołuje trans muzyczno-biegowy, który uwielbiam A "ukryty", bo normalnie go nie wychwytuję, dopiero biegnąc się ujawnia
Btw, tak jest chyba z wieloma utworami - wydaje się przy niektórych, że będą idealnie rytmiczne do biegania, a jest zupełnie odwrotnie. A są też takie perełki, które niby nie...niby nie...ale ja tylko w uszach zabrzmią, to aż żal kończyć trening
Niespodziewany tydzień konia zakończony 68km.
Dzisiaj przed lustrem mogłabym sobie zaśpiewać 'I'm magnificent'.
(co zresztą towarzyszyło mi na trasie, w sensie w słuchawkach, nie że śpiewałam )
26km po 5:46
Ha!
Przy pierwszych 12km byłam akurat koło domu, to na chwilę wleciałam łyknąć wody. Nie zabrałam kasy na ewentualne kupno w jakimś sklepiku, a jednak już przy takim długim dystansie parę łyków jest potrzebne.
No i poleciałam dalej.
Fajnie się biegało. Słoooońce, wreszcie słońce :uuusmiech:
Byłam mile zaskoczona, bo z reguły te długie wybiegania strasznie mi się nudziły, a dzisiaj myk i już prawie koniec był. Na dodatek wcale nie powłóczyłam nogami, a jak sprawdziłam tempo ostatnich 3kaemów, to mnie wbiło w podłogę.
24km-5:14
25km-5:16
26km-4:57
Tadam!
Dzisiaj wypróbowałam moją ostatnią zdobycz muzyczną, przy której mogłabym biec w nieskończoność. Jak dostałam linka do niej, to na pierwszy rzut ucha pomyślałam, że idealna na long easy runa. Ale nie...ale nie...Ma coś takiego w sobie, że nogi same niosą. Tak samo przy tym, nie wiem jak to się dzieje, ale jest w tym utworze jakiś "ukryty" rytm, który wywołuje trans muzyczno-biegowy, który uwielbiam A "ukryty", bo normalnie go nie wychwytuję, dopiero biegnąc się ujawnia
Btw, tak jest chyba z wieloma utworami - wydaje się przy niektórych, że będą idealnie rytmiczne do biegania, a jest zupełnie odwrotnie. A są też takie perełki, które niby nie...niby nie...ale ja tylko w uszach zabrzmią, to aż żal kończyć trening
Niespodziewany tydzień konia zakończony 68km.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
5 lutego 2013
Miała wstać wcześniej, bo coś do załatwienia przed pracą. Wstawałam przez pół godziny. Nawet rozważałam opcję nie pójścia, ale stwierdziłam, że jak nie pójdę, będę się czuła gorzej.
No ale w związku z obsuwą czasową nie mogłam zrobić luzakowego biegu, bo musiałam się spieszyć...choć i tak pewnie znów na ostatnią chwilę będę gnała...ożesz ja
2x 4km.
Part 1 po 5:10
1-5:11
2-5:13
3-5:11
4-5:04
Part 2 po 5:00
1-5:00
2-4:59
3-5:04
4-4:56
Fistaszkowy trening, od czapy zupełnie
Anyway, jakbyście potrzebowali słońca, to proszę
Miała wstać wcześniej, bo coś do załatwienia przed pracą. Wstawałam przez pół godziny. Nawet rozważałam opcję nie pójścia, ale stwierdziłam, że jak nie pójdę, będę się czuła gorzej.
No ale w związku z obsuwą czasową nie mogłam zrobić luzakowego biegu, bo musiałam się spieszyć...choć i tak pewnie znów na ostatnią chwilę będę gnała...ożesz ja
2x 4km.
Part 1 po 5:10
1-5:11
2-5:13
3-5:11
4-5:04
Part 2 po 5:00
1-5:00
2-4:59
3-5:04
4-4:56
Fistaszkowy trening, od czapy zupełnie
Anyway, jakbyście potrzebowali słońca, to proszę
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
8 lutego 2013
Dwa dni przymusowej przerwy. Mój organizm mnie zadziwia. Ilekroć przychodzi mi chęć na częste bieganie na maksa, sam w przeróżny sposób mówi mi: "Nie rób scen, dziewczyno..."
Tak więc dzisiaj miał być bieg na luzaku.
Ech, ja to jestem niereformowalna jednak
Na całe szczęście pierwsze 5km było wolniej. Po tym jak ostatnio często chodziłam w butach, w których mam ponad 180cm (w połączeniu z moimi ostatnimi intensywnymi treningami i wiaduktem na 2km po 5:32), to normalka, że piszczele piszczały. Nie powiem, dobrze się stało, bo mnie to spowolniło w okolice 6/km, inaczej znów pewnie bym gnała jak gupia.
Tak więc musiałam chyba ze 3 razy się zatrzymać na rozciąganie, pomogło. Przy 8km włączył mi się tryb 'american runner' dzięki kawałkowi z mojej updatowanej playlisty. Gdybym miała na sobie bluzę z kapturem, to czułabym się jak Michał Żebrowski w "Sępie". Chociaż coś, bo z Anią Przybylską to mam jedynie imię wspólne...
Dwa ostatnie km po 5:00 i 5:06.
Całość 10km po 5:38
Trzeba by pazury pomalować, żeby do butów pasowały...
Dwa dni przymusowej przerwy. Mój organizm mnie zadziwia. Ilekroć przychodzi mi chęć na częste bieganie na maksa, sam w przeróżny sposób mówi mi: "Nie rób scen, dziewczyno..."
Tak więc dzisiaj miał być bieg na luzaku.
Ech, ja to jestem niereformowalna jednak
Na całe szczęście pierwsze 5km było wolniej. Po tym jak ostatnio często chodziłam w butach, w których mam ponad 180cm (w połączeniu z moimi ostatnimi intensywnymi treningami i wiaduktem na 2km po 5:32), to normalka, że piszczele piszczały. Nie powiem, dobrze się stało, bo mnie to spowolniło w okolice 6/km, inaczej znów pewnie bym gnała jak gupia.
Tak więc musiałam chyba ze 3 razy się zatrzymać na rozciąganie, pomogło. Przy 8km włączył mi się tryb 'american runner' dzięki kawałkowi z mojej updatowanej playlisty. Gdybym miała na sobie bluzę z kapturem, to czułabym się jak Michał Żebrowski w "Sępie". Chociaż coś, bo z Anią Przybylską to mam jedynie imię wspólne...
Dwa ostatnie km po 5:00 i 5:06.
Całość 10km po 5:38
Trzeba by pazury pomalować, żeby do butów pasowały...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
10 lutego 2013
Okazuje się, że moja sylwestrowa sukienka jest lucky-dancing<->dancing-lucky, tak więc mało spałam z piątku na sobotę. Wczoraj intensywny dzień, towarzyski, spontaniczny shopping do tego. I taki właśnie przynosi najwięcej efektów...
I te dwa czynniki miały wpływ na to, że dzisiaj było lajtowo. Mimo, że muzyka w uszach zazwyczaj daje powera, tak teraz nawet całkiem spokojnie było.
Bardzo przyjemne bieganie.
Wskoczyło 27.25 km po 5:56
Kolebałam się w okolicach 6/km. Ostatnie 4km po 5:43/ 5:44/ 5:47/ 5:51.
Znów nie wzięłam wody, ale jakoś dałam radę.
Tak sobie truchtałam i zastanawiałam się, na co mi tyle kaemów...Jedynym wytłumaczeniem jest tylko to, że po prostu lubię takie długie wybiegania
....
Dobrze, że już się Wielki Post zaczyna, można się będzie wyciszyć. Szkoda tylko, że dzień po Środzie Popielcowej są walentynki - ten trend "ajlowju-do-bólu" w połączeniu z zalewem romantycznych prezentów w postaci piżamek w serduszka i gaci w różyczki w marketach wielorakich...
Okazuje się, że moja sylwestrowa sukienka jest lucky-dancing<->dancing-lucky, tak więc mało spałam z piątku na sobotę. Wczoraj intensywny dzień, towarzyski, spontaniczny shopping do tego. I taki właśnie przynosi najwięcej efektów...
I te dwa czynniki miały wpływ na to, że dzisiaj było lajtowo. Mimo, że muzyka w uszach zazwyczaj daje powera, tak teraz nawet całkiem spokojnie było.
Bardzo przyjemne bieganie.
Wskoczyło 27.25 km po 5:56
Kolebałam się w okolicach 6/km. Ostatnie 4km po 5:43/ 5:44/ 5:47/ 5:51.
Znów nie wzięłam wody, ale jakoś dałam radę.
Tak sobie truchtałam i zastanawiałam się, na co mi tyle kaemów...Jedynym wytłumaczeniem jest tylko to, że po prostu lubię takie długie wybiegania
....
Dobrze, że już się Wielki Post zaczyna, można się będzie wyciszyć. Szkoda tylko, że dzień po Środzie Popielcowej są walentynki - ten trend "ajlowju-do-bólu" w połączeniu z zalewem romantycznych prezentów w postaci piżamek w serduszka i gaci w różyczki w marketach wielorakich...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
12 lutego 2013
Hej Wam
No, ładnie dzisiaj, przyzwoicie.
11km po 5:22
Jeden wiadukt, z innego końca miasta. Z jednej strony wbiegoumilacz - polecam! Z drugiej zbiegorefleksja
Ostatnie dwa km po 5:09 i 5:08. Mogło być szybciej, gdybym coś zjadła przed bieganiem.
Była pokusa na 12km, ale jutro ma być trening szybkościowy, to rozsądek zwyciężył.
Mówią, że na zachodzie słońca ma dziś nie być. No jak nie ma, jak jest
Birdie! Aleź mnie ten Alien woła i kusi i chyba ulegnę
Hej Wam
No, ładnie dzisiaj, przyzwoicie.
11km po 5:22
Jeden wiadukt, z innego końca miasta. Z jednej strony wbiegoumilacz - polecam! Z drugiej zbiegorefleksja
Ostatnie dwa km po 5:09 i 5:08. Mogło być szybciej, gdybym coś zjadła przed bieganiem.
Była pokusa na 12km, ale jutro ma być trening szybkościowy, to rozsądek zwyciężył.
Mówią, że na zachodzie słońca ma dziś nie być. No jak nie ma, jak jest
Birdie! Aleź mnie ten Alien woła i kusi i chyba ulegnę
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
13 lutego 2013
Idę sobie dzisiaj do pracy, ślizgam się raz-po-raz po śniegu i myślę..."No to się pożegnałam z dzisiejszymi interwałami...". Myślę dalej..."Co mówi sobie Panucci patrząc na śnieg? Wybierz prawidłową odpowiedź: A) ach jeju B) żesz go....C) &%$%&%$#@ "
Skoro warunki bio-meteo niekorzystne, to stwierdziłam, że będzie BJl - Biegam Jak Lubię, czyli pobiegamy-zobaczymy.
Kierunek zalew.
1km - 5:32
2km - 5:26
3km - 5:20
Hm...To może zrobię użytek z długich nóg i poćwiczę ich podnoszenie, jakieś może ładne wahadła z tego wyjdą...? Przy okazji wpadnie siła na śniegu. To lecę. Ale coś szybko...Zatrzymuję się, żeby sprawdzić dystans i tempo. A tam 600m z kawałkiem i tempo 4:44. O, proszę! No jak tak tempo weszło, to może pociągnę jednak te interwały? Kolana jakoś idą w górę, to próbujemy (mówi A do A)
4km - 4:48
5km - 4:57
6km - 4:50
7km - 4:56
8km - 4:52
Jakoś tak wyszło, sama nie wiem jak. Wczoraj myślałam, że może 500m poćwiczę, ale żeby kilometrówki? I po śniegu? Dumna jestem, nie ma co! Jeszcze bardziej z tego, że opanowałam chęć zrobienia sobie przerwy w połowie przed-i-ostatniego interwału.
Pomiędzy coś tam maszerowałam, ale nie wiem ile, bo nie miałam ustawionego zegarka na taki trening tylko pauzowałam sama po każdym autolapie.
Porozciągałam się i pobiegłam do domu, już na luzaku, bo zmęczona jednak się czułam.
9km - 5:40
10km - 5:14 (bo to wiadukt znów był, a wiadomo, że mam tendencję do przyspieszania)
Dziękuję Państwu za uwagę :uuusmiech:
ps. Birdie, uległam Aha! Check this out - samo niesie
Idę sobie dzisiaj do pracy, ślizgam się raz-po-raz po śniegu i myślę..."No to się pożegnałam z dzisiejszymi interwałami...". Myślę dalej..."Co mówi sobie Panucci patrząc na śnieg? Wybierz prawidłową odpowiedź: A) ach jeju B) żesz go....C) &%$%&%$#@ "
Skoro warunki bio-meteo niekorzystne, to stwierdziłam, że będzie BJl - Biegam Jak Lubię, czyli pobiegamy-zobaczymy.
Kierunek zalew.
1km - 5:32
2km - 5:26
3km - 5:20
Hm...To może zrobię użytek z długich nóg i poćwiczę ich podnoszenie, jakieś może ładne wahadła z tego wyjdą...? Przy okazji wpadnie siła na śniegu. To lecę. Ale coś szybko...Zatrzymuję się, żeby sprawdzić dystans i tempo. A tam 600m z kawałkiem i tempo 4:44. O, proszę! No jak tak tempo weszło, to może pociągnę jednak te interwały? Kolana jakoś idą w górę, to próbujemy (mówi A do A)
4km - 4:48
5km - 4:57
6km - 4:50
7km - 4:56
8km - 4:52
Jakoś tak wyszło, sama nie wiem jak. Wczoraj myślałam, że może 500m poćwiczę, ale żeby kilometrówki? I po śniegu? Dumna jestem, nie ma co! Jeszcze bardziej z tego, że opanowałam chęć zrobienia sobie przerwy w połowie przed-i-ostatniego interwału.
Pomiędzy coś tam maszerowałam, ale nie wiem ile, bo nie miałam ustawionego zegarka na taki trening tylko pauzowałam sama po każdym autolapie.
Porozciągałam się i pobiegłam do domu, już na luzaku, bo zmęczona jednak się czułam.
9km - 5:40
10km - 5:14 (bo to wiadukt znów był, a wiadomo, że mam tendencję do przyspieszania)
Dziękuję Państwu za uwagę :uuusmiech:
ps. Birdie, uległam Aha! Check this out - samo niesie
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
16 lutego 2013
Plan był, żeby biegać wczoraj. Ale wiadomo nie od dzisiaj, że plany mogą ulec zmianie.
Po tym, jak spałam 4h (i jeszcze budziłam się chyba co godzinę, albo i częściej) samopoczucie nie było za fajne. Marzyłam tylko o tym, żeby znaleźć się w domu i mieć święty spokój. A 4h, bo jakoś tak zeszło...
Parę minut po g.22 wskoczyłam do łózka, chwila i już spałam. Plan był, żeby pobiegać wcześnie rano, ale jak już wspomniałam...Kolejny plan dotyczył 10km, no ale ten...no...zawsze miałam słabą orientację w terenie i to co wydawało mi się, odległością ok 2km, wyszło trochę dłużej.
Ogółem 14.26km średnio po 5:28. Ostatni kaem po 5:07 a dwie setki ciut poniżej 5/km.
Jutro pewnie będzie próba pokonania 30km, ale czy wyjdzie?
Anyway, zastanawiałam się dzisiaj, czy sobie tymi długimi wybieganiami nie szkodzę. W kwietniu w Gnieźnie będę może chciała jakąś życiówkę wybiegać, albo co... Wtedy to sobie zmniejszę ten niedzielny dystans. No bo jak na razie jedyną motywacją jest to, że uparcie lubię tak długo pobiegać. Trochę przypomina mi to dowcip, życiowy bardzo taki jeden...
- Dlaczego kobieta, kiedy ma okres gotuje obiad w 6 garnkach?
-???
- Bo tak!!!
No i jeszcze w tych klimatach...
Plan był, żeby biegać wczoraj. Ale wiadomo nie od dzisiaj, że plany mogą ulec zmianie.
Po tym, jak spałam 4h (i jeszcze budziłam się chyba co godzinę, albo i częściej) samopoczucie nie było za fajne. Marzyłam tylko o tym, żeby znaleźć się w domu i mieć święty spokój. A 4h, bo jakoś tak zeszło...
Parę minut po g.22 wskoczyłam do łózka, chwila i już spałam. Plan był, żeby pobiegać wcześnie rano, ale jak już wspomniałam...Kolejny plan dotyczył 10km, no ale ten...no...zawsze miałam słabą orientację w terenie i to co wydawało mi się, odległością ok 2km, wyszło trochę dłużej.
Ogółem 14.26km średnio po 5:28. Ostatni kaem po 5:07 a dwie setki ciut poniżej 5/km.
Jutro pewnie będzie próba pokonania 30km, ale czy wyjdzie?
Anyway, zastanawiałam się dzisiaj, czy sobie tymi długimi wybieganiami nie szkodzę. W kwietniu w Gnieźnie będę może chciała jakąś życiówkę wybiegać, albo co... Wtedy to sobie zmniejszę ten niedzielny dystans. No bo jak na razie jedyną motywacją jest to, że uparcie lubię tak długo pobiegać. Trochę przypomina mi to dowcip, życiowy bardzo taki jeden...
- Dlaczego kobieta, kiedy ma okres gotuje obiad w 6 garnkach?
-???
- Bo tak!!!
No i jeszcze w tych klimatach...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
17 lutego 2013
30km po 5:49
W uszach początkowo Mela. Tempo luzackie, wybiegłam kawałek za miacho, wzdłuż (ale i obok) trasy 92. Fajnie, przyjemnie, aż tu na parę chwil zero aut, cisza, a w uszach nagle kolejna Mela. Biegłam i miałam wrażenie, że to magiczne chwile. Słuchałam słów i tak sobie myślałam o tym, co dostaję. Dostaję wiele, może dlatego nie czekam na złotą rybkę? Wiem, co Mu zawdzięczam (i pewnie wciąż nie wiem ile i jak bardzo). Te wszystkie siły, które pojawiają się gdy sił już brak...Za co? Za moją marność, ucieczki, zwątpienia? Całe szczęście, że wciąż wracam i próbuję odbudować to, co gdzieś po drodze zagubione... czasem z wielkim trudem, ale chyba liczy się to, że próbuję - taką mam nadzieję
Bo to jest tak, jak wyczytałam w pewnej rozmowie - szczęście jest harmonią. Szczęście to nie jest nic konkretnego, to jest zgoda na pewien stan. Brak niepokoju.
A wracając do treningu - na 15km postój - sklep, zakup wody i baterii do mp3. Oczywiście w sklepie było 500mln rodzajów wody gazowanej, a jedyna niegazowana miała okropnie nieforemną butelkę do trzymania w trakcie biegu. No ale co było robić? Kupiłam i pobiegłam dalej - z Yvonne tym razem. Okropnie z tą butlą, ale bez wody nie dałabym rady, a pasa z bidonami nie chciało mi się brać,
Ostatni kaem - nagle zauważyłam, że szybciej biegnę, chyba z tej radości, że już dom blisko --> po 5:25.
I tak sobie jeszcze myślałam, że czemu biega mi się te długie wybiegania lżej niż w roku ubiegłym. Istnieje pewne wytłumaczenie, być może pokrętne dość - w zeszłym roku biegałam wg planu, a teraz biegam to, na co mam chęć,a nie co mi plan każe ot i cała tajemnica :uuusmiech:
A ze spraw przyziemnych - jedna z moich zasad brzmi - postanawiam nie postanawiać. Ale na W. Post robię wyjątek. Wzorem roku ubiegłego słodycze tylko w niedzielę, a kasa wydana-by w ciągu tygodnia do Michała i Edyty. jako że Michał trenował nas na pierwszym obozie (a Edyta z Martynką w wózku po górkach śmigały) to wiem, do kogo pieniążki pójdą. No, ale nie w tym rzecz. Parę dni dopiero, a już ciężko. W zeszłym roku chyba tak nie było. A tu jeszcze ponad 30dni. Będzie walka
30km po 5:49
W uszach początkowo Mela. Tempo luzackie, wybiegłam kawałek za miacho, wzdłuż (ale i obok) trasy 92. Fajnie, przyjemnie, aż tu na parę chwil zero aut, cisza, a w uszach nagle kolejna Mela. Biegłam i miałam wrażenie, że to magiczne chwile. Słuchałam słów i tak sobie myślałam o tym, co dostaję. Dostaję wiele, może dlatego nie czekam na złotą rybkę? Wiem, co Mu zawdzięczam (i pewnie wciąż nie wiem ile i jak bardzo). Te wszystkie siły, które pojawiają się gdy sił już brak...Za co? Za moją marność, ucieczki, zwątpienia? Całe szczęście, że wciąż wracam i próbuję odbudować to, co gdzieś po drodze zagubione... czasem z wielkim trudem, ale chyba liczy się to, że próbuję - taką mam nadzieję
Bo to jest tak, jak wyczytałam w pewnej rozmowie - szczęście jest harmonią. Szczęście to nie jest nic konkretnego, to jest zgoda na pewien stan. Brak niepokoju.
A wracając do treningu - na 15km postój - sklep, zakup wody i baterii do mp3. Oczywiście w sklepie było 500mln rodzajów wody gazowanej, a jedyna niegazowana miała okropnie nieforemną butelkę do trzymania w trakcie biegu. No ale co było robić? Kupiłam i pobiegłam dalej - z Yvonne tym razem. Okropnie z tą butlą, ale bez wody nie dałabym rady, a pasa z bidonami nie chciało mi się brać,
Ostatni kaem - nagle zauważyłam, że szybciej biegnę, chyba z tej radości, że już dom blisko --> po 5:25.
I tak sobie jeszcze myślałam, że czemu biega mi się te długie wybiegania lżej niż w roku ubiegłym. Istnieje pewne wytłumaczenie, być może pokrętne dość - w zeszłym roku biegałam wg planu, a teraz biegam to, na co mam chęć,a nie co mi plan każe ot i cała tajemnica :uuusmiech:
A ze spraw przyziemnych - jedna z moich zasad brzmi - postanawiam nie postanawiać. Ale na W. Post robię wyjątek. Wzorem roku ubiegłego słodycze tylko w niedzielę, a kasa wydana-by w ciągu tygodnia do Michała i Edyty. jako że Michał trenował nas na pierwszym obozie (a Edyta z Martynką w wózku po górkach śmigały) to wiem, do kogo pieniążki pójdą. No, ale nie w tym rzecz. Parę dni dopiero, a już ciężko. W zeszłym roku chyba tak nie było. A tu jeszcze ponad 30dni. Będzie walka
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
19 lutego 2013
12.11km po 5:29
Bieg na wściekliźnie - ilustracja muzyczna nastroju mego.
Nie ma to, jak nie móc zasnąć, a potem po 3h obudzić się o 3 w nocy i dalej nie móc spać. A to dlatego, że niektórzy zaczynają swoją pracę o tak właśnie dziwnej porze...Powstrzymałam się przed tym, aby moje myśli upodobniły się do języka rynsztoka, ale lekko nie było, zwłaszcza, że o 4 nadal nie spałam, a pani szur szur... Ja kołdra na głowę...** kit z tym, że śnieg padający całe wysiłki pracującej-jej zniweczył. Kit z tym, że jak się ukulało ze 4h snu dzisiaj, to luksus. O tej 4 to już się zaczęłam zastanawiać, czy nie wstać jednak wcześniej i może machnąć 20km i przy okazji zrobić konkurencję Panucciemu --> o każdej porze dnia i nocy
Myślałam, że ostatnie 2km uda się szybciej, ale ze względu na ten... śnieg nie dało rady.
W związku z tym mam refleksje:
1. Zdarzało mi się usłyszeć, że do twarzy mi z wkurzeniem (znaczy się ładnie). Lustro rano pokazało co innego
2. Zgodnie z przysłowiem, Ania zła to Ania głodna. Wolę nie myśleć o tym, co się w takim razie będzie dzisiaj działo.
3. Dobrze, że się dzisiaj z Wami tylko wirtualnie spotkam, biedni byście byli...
**i weź tu się zdobądź na miłość bliźniego w takich warunkach
12.11km po 5:29
Bieg na wściekliźnie - ilustracja muzyczna nastroju mego.
Nie ma to, jak nie móc zasnąć, a potem po 3h obudzić się o 3 w nocy i dalej nie móc spać. A to dlatego, że niektórzy zaczynają swoją pracę o tak właśnie dziwnej porze...Powstrzymałam się przed tym, aby moje myśli upodobniły się do języka rynsztoka, ale lekko nie było, zwłaszcza, że o 4 nadal nie spałam, a pani szur szur... Ja kołdra na głowę...** kit z tym, że śnieg padający całe wysiłki pracującej-jej zniweczył. Kit z tym, że jak się ukulało ze 4h snu dzisiaj, to luksus. O tej 4 to już się zaczęłam zastanawiać, czy nie wstać jednak wcześniej i może machnąć 20km i przy okazji zrobić konkurencję Panucciemu --> o każdej porze dnia i nocy
Myślałam, że ostatnie 2km uda się szybciej, ale ze względu na ten... śnieg nie dało rady.
W związku z tym mam refleksje:
1. Zdarzało mi się usłyszeć, że do twarzy mi z wkurzeniem (znaczy się ładnie). Lustro rano pokazało co innego
2. Zgodnie z przysłowiem, Ania zła to Ania głodna. Wolę nie myśleć o tym, co się w takim razie będzie dzisiaj działo.
3. Dobrze, że się dzisiaj z Wami tylko wirtualnie spotkam, biedni byście byli...
**i weź tu się zdobądź na miłość bliźniego w takich warunkach
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
20 lutego 2013
Dzisiaj walka ze śniegiem zaczęła się przed 5 I tak musiałam za niedługo wstawać, bo miałam coś zrobić przed pracą, ale nie znalazłam jednej rzeczy, którą musiałam mieć, żeby to zrobić, więc ostatecznie tego co miałam zrobić, nie zrobiłam.
Ale przynajmniej zasnęłam szybciej niż wczoraj...
Śniegu napadało tyle, że nad zalewem interwały trudno było przyzwoicie pobiec. Ze względu na to, że byłam pierwszą osobą, która poruszała się na niektórych odcinkach, zdecydowałam się na dwusetki z marszem (100m)
A było tak
Part 1 (4.58km) - 5:34/ 5:35/ 5:22/ 5:27/ 5:32
10x200m - 4:31/ 4:34/ 4:21/ 4:19/ 4:09/ 4:27/ 4:19/ 4:18/ 4:14/ 4:26
Trudno po tym śniegu, choć miałam wrażenie, że tam gdzie nikt nie szedł wcześniej łatwiej było biec, niż po rozdeptanym, co też międzyczasy pokazują. Dziwnie się biegło, bo musiałam się mocno odbijać, kolana w górę, tak więc trochę przypominałam pasikonika w turkusowej bluzie. Hop hop
Anyway, szału nie było jeśli chodzi o tempa.
Part 3 (4km) - 5:28/ 5:11/ 5:02/ 4:53
Jutro chyba też będę hasać.
Aha, widziałam fajny widok nad zalewem, który na pewno Cichy by wykorzystał na zdjęcie. Śnieg, łódeczka, woda, urokliwie bardzo.
Coś jak to oto tutaj (taki staroć ze zbiorów wygrzebany)
Dzisiaj walka ze śniegiem zaczęła się przed 5 I tak musiałam za niedługo wstawać, bo miałam coś zrobić przed pracą, ale nie znalazłam jednej rzeczy, którą musiałam mieć, żeby to zrobić, więc ostatecznie tego co miałam zrobić, nie zrobiłam.
Ale przynajmniej zasnęłam szybciej niż wczoraj...
Śniegu napadało tyle, że nad zalewem interwały trudno było przyzwoicie pobiec. Ze względu na to, że byłam pierwszą osobą, która poruszała się na niektórych odcinkach, zdecydowałam się na dwusetki z marszem (100m)
A było tak
Part 1 (4.58km) - 5:34/ 5:35/ 5:22/ 5:27/ 5:32
10x200m - 4:31/ 4:34/ 4:21/ 4:19/ 4:09/ 4:27/ 4:19/ 4:18/ 4:14/ 4:26
Trudno po tym śniegu, choć miałam wrażenie, że tam gdzie nikt nie szedł wcześniej łatwiej było biec, niż po rozdeptanym, co też międzyczasy pokazują. Dziwnie się biegło, bo musiałam się mocno odbijać, kolana w górę, tak więc trochę przypominałam pasikonika w turkusowej bluzie. Hop hop
Anyway, szału nie było jeśli chodzi o tempa.
Part 3 (4km) - 5:28/ 5:11/ 5:02/ 4:53
Jutro chyba też będę hasać.
Aha, widziałam fajny widok nad zalewem, który na pewno Cichy by wykorzystał na zdjęcie. Śnieg, łódeczka, woda, urokliwie bardzo.
Coś jak to oto tutaj (taki staroć ze zbiorów wygrzebany)