kachita - maraton sam się nie pobiegnie...
Moderator: infernal
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
Cele na 2014 - tutaj: viewtopic.php?p=642794#p642794
Jak w temacie - przyszedł nowy rok, nowe cele, więc czas na nowego bloga. Będzie bardziej przejrzyście, tak mi się wydaje.
Celi jest kilka, na razie na wiosnę. Co będzie później, to się okaże. Mam ogólny zarys, co bym tam chciała zrobić, ale szczegółów jeszcze nie znam.
Cel - nazwijmy to "zerowy" - to wyjść na prostą po tym nieszczęsnym złamaniu i wrócić do biegania. ZROBIONE
A teraz cele pozostałe:
1. 7 kwietnia 2013 - Półmaraton w Berlinie - dotrzeć do celu w dobrym zdrowiu i przyzwoitym czasie, to drugie w zależności, jak mi pójdzie cel "zerowy" ZROBIONE
2. 28 kwietnia 2013 - Maraton w Krakowie - w zależności... Jeśli zdrowie nie pozwoli, nie wystartuję i debiut maratoński przełożę na jesień. Przełożone na jesień - 15.09. Wrocław
3. Do końca marca roku umieć podciągnąć się chociaż raz na drążku.
4. Do końca roku pobić życiówkę na dychę.
5. Do końca roku pobić życiówkę na połówkę.
6. Schudnąć co najmniej dwa kg (waga obecna to 58,9 kg )
7. Zdobyć mnóstwo medali i odwiedzić mnóstwo znajomych
Plan.
No tak, tu jest lekki problem, bo plan na dwa pierwsze cele jest, ale wszystko zależy od tego, kiedy będę mogła zacząć biegać. Teoretycznie plan mój zakłada 3 miesiące przygotowań i mniej więcej idzie tak:
PN - wolne
WT - 8 km lub 6,5 km (to po dłuższych wybieganiach i przed samym startem) w różnym tempie, od luźnego do żwawego
ŚR - wolne
CZ - w cyklu 4-tygodniowym - 5 km, 9.5 km/13 km, 13 km, interwały (raz minutówki, raz 3-minutówki), tempo od luźnego do żwawego (np. 13 km w tempie szybszym niż maratońskie)
PT - wolne lub co drugi tydzień luźne 5 km (opcjonalnie, według samopoczucia)
SB - w cyklu 4-tygodniowym - podbiegi, interwały, 8 km, wolne. Tu przewiduję najwięcej modyfikacji, bo niektóre niedzielne testy będę robić w soboty.
ND - długie wybiegania (w tym raz 24 km, raz 21 km i 2 razy 2-2.5 h) i testy. Plan przewiduje dwa testy na połówkę i dwa na dychę. Ja połówkę pobiegnę tylko raz, dyszki prawdopodobnie dwie (Maniacka i coś jeszcze w połowie kwietnia, jeśli samopoczucie po połówce będzie dobre).
Co z tego będzie, okaże się już wkrótce, żeby zdążyć na Kraków, plan muszę zacząć 1 lutego.
CELE NA DRUGI KWARTAŁ - tutaj
No, to tyle słowem wstępu
Jak w temacie - przyszedł nowy rok, nowe cele, więc czas na nowego bloga. Będzie bardziej przejrzyście, tak mi się wydaje.
Celi jest kilka, na razie na wiosnę. Co będzie później, to się okaże. Mam ogólny zarys, co bym tam chciała zrobić, ale szczegółów jeszcze nie znam.
Cel - nazwijmy to "zerowy" - to wyjść na prostą po tym nieszczęsnym złamaniu i wrócić do biegania. ZROBIONE
A teraz cele pozostałe:
1. 7 kwietnia 2013 - Półmaraton w Berlinie - dotrzeć do celu w dobrym zdrowiu i przyzwoitym czasie, to drugie w zależności, jak mi pójdzie cel "zerowy" ZROBIONE
2. 28 kwietnia 2013 - Maraton w Krakowie - w zależności... Jeśli zdrowie nie pozwoli, nie wystartuję i debiut maratoński przełożę na jesień. Przełożone na jesień - 15.09. Wrocław
3. Do końca marca roku umieć podciągnąć się chociaż raz na drążku.
4. Do końca roku pobić życiówkę na dychę.
5. Do końca roku pobić życiówkę na połówkę.
6. Schudnąć co najmniej dwa kg (waga obecna to 58,9 kg )
7. Zdobyć mnóstwo medali i odwiedzić mnóstwo znajomych
Plan.
No tak, tu jest lekki problem, bo plan na dwa pierwsze cele jest, ale wszystko zależy od tego, kiedy będę mogła zacząć biegać. Teoretycznie plan mój zakłada 3 miesiące przygotowań i mniej więcej idzie tak:
PN - wolne
WT - 8 km lub 6,5 km (to po dłuższych wybieganiach i przed samym startem) w różnym tempie, od luźnego do żwawego
ŚR - wolne
CZ - w cyklu 4-tygodniowym - 5 km, 9.5 km/13 km, 13 km, interwały (raz minutówki, raz 3-minutówki), tempo od luźnego do żwawego (np. 13 km w tempie szybszym niż maratońskie)
PT - wolne lub co drugi tydzień luźne 5 km (opcjonalnie, według samopoczucia)
SB - w cyklu 4-tygodniowym - podbiegi, interwały, 8 km, wolne. Tu przewiduję najwięcej modyfikacji, bo niektóre niedzielne testy będę robić w soboty.
ND - długie wybiegania (w tym raz 24 km, raz 21 km i 2 razy 2-2.5 h) i testy. Plan przewiduje dwa testy na połówkę i dwa na dychę. Ja połówkę pobiegnę tylko raz, dyszki prawdopodobnie dwie (Maniacka i coś jeszcze w połowie kwietnia, jeśli samopoczucie po połówce będzie dobre).
Co z tego będzie, okaże się już wkrótce, żeby zdążyć na Kraków, plan muszę zacząć 1 lutego.
CELE NA DRUGI KWARTAŁ - tutaj
No, to tyle słowem wstępu
Ostatnio zmieniony 12 sty 2015, 11:44 przez kachita, łącznie zmieniany 4 razy.
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
wtorek, 8 stycznia
Basen
Teoretycznie 1h, a praktycznie wyszło tak: 20 minut rekreacyjnej żabki, 15 minut czegoś, co wydaje mi się być aqua-joggingiem (w tym skip A i skip C), 10 minut rekreacyjnej żabki. Reszta to pluskanie
Fizjoterapeuta polecał basen, aczkolwiek nóżka parę razy zabolała, jak za mocno machnęłam. Coś, co wydaje mi się być aqua-joggingiem, jest całkiem męczące! Wyglądało to tak, że założyłam sobie pod tułów taką piankową rurkę i majtałam nogami i rękami tak, jak przy bieganiu (plus-minus), nie dotykając nogami dna. Muszę obczaić na youtubie, czy są jakieś tutoriale do tego.
Byłam dzisiaj na kolejnej kinezyterapii, pan fizjoterapeuta był pełen uznania dla tempa mojej rekonwalescencji Nie sądził, że będę chodzić prawie nie kulejąc i że zakresy ruchu stopy będą już tak duże Cóż, jak się ma motywację do indywidualnych ćwiczeń w domu, to widać efekty. Mam zadane do domu kolejne ćwiczenia, tym razem bardziej zaawansowane - mam rozciągać achillesa i trójgłowe. Albo na schodku, albo podpierając ścianę (btw dostałam pochwałę za bardzo ładne wykonanie rozciągania podpierającego ścianę - bo miałam zademonstrować, jak to zwykle robię). Mam też masować to miejsce, gdzie był naderwany mięsień, bo jeszcze się goi i jest zgrubienie.
Jutro kolejna sesja, tym razem z innym fizjo. Stay tuned!
Basen
Teoretycznie 1h, a praktycznie wyszło tak: 20 minut rekreacyjnej żabki, 15 minut czegoś, co wydaje mi się być aqua-joggingiem (w tym skip A i skip C), 10 minut rekreacyjnej żabki. Reszta to pluskanie
Fizjoterapeuta polecał basen, aczkolwiek nóżka parę razy zabolała, jak za mocno machnęłam. Coś, co wydaje mi się być aqua-joggingiem, jest całkiem męczące! Wyglądało to tak, że założyłam sobie pod tułów taką piankową rurkę i majtałam nogami i rękami tak, jak przy bieganiu (plus-minus), nie dotykając nogami dna. Muszę obczaić na youtubie, czy są jakieś tutoriale do tego.
Byłam dzisiaj na kolejnej kinezyterapii, pan fizjoterapeuta był pełen uznania dla tempa mojej rekonwalescencji Nie sądził, że będę chodzić prawie nie kulejąc i że zakresy ruchu stopy będą już tak duże Cóż, jak się ma motywację do indywidualnych ćwiczeń w domu, to widać efekty. Mam zadane do domu kolejne ćwiczenia, tym razem bardziej zaawansowane - mam rozciągać achillesa i trójgłowe. Albo na schodku, albo podpierając ścianę (btw dostałam pochwałę za bardzo ładne wykonanie rozciągania podpierającego ścianę - bo miałam zademonstrować, jak to zwykle robię). Mam też masować to miejsce, gdzie był naderwany mięsień, bo jeszcze się goi i jest zgrubienie.
Jutro kolejna sesja, tym razem z innym fizjo. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
czwartek, 10 stycznia
Basen
Dzisiaj na basenie 20 minut pływania (zrobiłam 20 lub 18 basenów - nie jestem pewna ile, bo chyba się rąbnęłam w liczeniu ), potem 20 minut aqua joggingu, w tym 100 skipów A i 100 C, na koniec 5 minut pływania (5 basenów), pomiędzy pluskanie. W ogóle fajny jest ten pas, utrzymuje idealnie ponad powierzchnią wody, wystarczy leciutko majtać nogami, żeby się nie przekręcić w przód lub tył. I fajnie się w tym relaksuje na pleckach Skipy dały mi nieźle popalić, zwłaszcza C. Coś czuję, że zakwasy będą mocne.
Wczoraj na ćwiczeniach z nowym fizjo jeździłam piłką na wszystkie strony, przyciskałam ją do ściany w różnych pozycjach i widać, że mięśnie słabiutkie, bo tak mi się nogi trzęsły, że masakra. Dzisiaj natomiast byłam u pana fizjo, który latem zajmował się moim Achillesem - o dziwo, nawet mnie pamiętał. Tym razem ćwiczenia były na równowagę i tę propriocepcję, czy jak jej tam. Cóż, tu też masakra, gibałam się na wszystkie strony, a mięśnie trzęsły się tak mocno, że aż się fizjo pod nosem uśmiechał Będzie co ćwiczyć. W ogóle on poleca mi bieganie ze śródstopia, najlepiej w butach o cienkiej podeszwie. A propos biegania - spytałam dziś nieśmiało, kiedy będę mogła zacząć. Pan fizjo powiedział, że już niedługo! Właściwie to powiedział "No, to jeszcze troszkę...", no ale zasadniczo to to samo, co nie? Na razie w ramach treningu kazał mi robić spacery - najlepiej po równej bieżni tartanowej. Mam iść wolno, na tyle wolno, żeby nie bolało i żebym nie kulała. Jak się rozkręcę, to mam próbować przyspieszać, aż do momentu, kiedy poczuję ból albo zacznę iść nienaturalnie. Chodzi o to, żeby jak najmniej kuleć, bo się dziwny wzorzec ruchowy wdrukuje. Tak więc plan na sobotnią sztafetę to jednak spacerek. No chyba, że zrobię przez te dwa dni niesamowite postępy
A tak w ogóle to wczoraj bardzo delikatnie i kontrolnie potruchtałam po salonie. Właściwie to było tak wolno, że ledwo odrywałam stopy od ziemi, a fazy lotu nie było w ogóle, ale oj tam, oj tam. Cieszy mnie to, że było prawie bezboleśnie! Ale też poczułam, że mięśnie mi mocno osłabły, niestety
Wczoraj też stwierdziłam, że muszę przestać się ze sobą cackać i się nad sobą użalać, no i dzisiaj był pierwszy dzień bez kul. Oczywiście skończyły się miejscówki w tramwajach , ale skoro mam niedługo zacząć biegać, to muszę być w stanie utrzymać ciężar ciała na jednej nodze, tak? No. Aczkolwiek muszę przyznać, że po całym dniu czuję, że kule jednak mocno odciążały tę moją nóżkę, aż się zdziwiłam, że aż tak.
Stay tuned!
Basen
Dzisiaj na basenie 20 minut pływania (zrobiłam 20 lub 18 basenów - nie jestem pewna ile, bo chyba się rąbnęłam w liczeniu ), potem 20 minut aqua joggingu, w tym 100 skipów A i 100 C, na koniec 5 minut pływania (5 basenów), pomiędzy pluskanie. W ogóle fajny jest ten pas, utrzymuje idealnie ponad powierzchnią wody, wystarczy leciutko majtać nogami, żeby się nie przekręcić w przód lub tył. I fajnie się w tym relaksuje na pleckach Skipy dały mi nieźle popalić, zwłaszcza C. Coś czuję, że zakwasy będą mocne.
Wczoraj na ćwiczeniach z nowym fizjo jeździłam piłką na wszystkie strony, przyciskałam ją do ściany w różnych pozycjach i widać, że mięśnie słabiutkie, bo tak mi się nogi trzęsły, że masakra. Dzisiaj natomiast byłam u pana fizjo, który latem zajmował się moim Achillesem - o dziwo, nawet mnie pamiętał. Tym razem ćwiczenia były na równowagę i tę propriocepcję, czy jak jej tam. Cóż, tu też masakra, gibałam się na wszystkie strony, a mięśnie trzęsły się tak mocno, że aż się fizjo pod nosem uśmiechał Będzie co ćwiczyć. W ogóle on poleca mi bieganie ze śródstopia, najlepiej w butach o cienkiej podeszwie. A propos biegania - spytałam dziś nieśmiało, kiedy będę mogła zacząć. Pan fizjo powiedział, że już niedługo! Właściwie to powiedział "No, to jeszcze troszkę...", no ale zasadniczo to to samo, co nie? Na razie w ramach treningu kazał mi robić spacery - najlepiej po równej bieżni tartanowej. Mam iść wolno, na tyle wolno, żeby nie bolało i żebym nie kulała. Jak się rozkręcę, to mam próbować przyspieszać, aż do momentu, kiedy poczuję ból albo zacznę iść nienaturalnie. Chodzi o to, żeby jak najmniej kuleć, bo się dziwny wzorzec ruchowy wdrukuje. Tak więc plan na sobotnią sztafetę to jednak spacerek. No chyba, że zrobię przez te dwa dni niesamowite postępy
A tak w ogóle to wczoraj bardzo delikatnie i kontrolnie potruchtałam po salonie. Właściwie to było tak wolno, że ledwo odrywałam stopy od ziemi, a fazy lotu nie było w ogóle, ale oj tam, oj tam. Cieszy mnie to, że było prawie bezboleśnie! Ale też poczułam, że mięśnie mi mocno osłabły, niestety
Wczoraj też stwierdziłam, że muszę przestać się ze sobą cackać i się nad sobą użalać, no i dzisiaj był pierwszy dzień bez kul. Oczywiście skończyły się miejscówki w tramwajach , ale skoro mam niedługo zacząć biegać, to muszę być w stanie utrzymać ciężar ciała na jednej nodze, tak? No. Aczkolwiek muszę przyznać, że po całym dniu czuję, że kule jednak mocno odciążały tę moją nóżkę, aż się zdziwiłam, że aż tak.
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
Szczegóły jutro, bo troszkę śpiąca jestem Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
12-13 stycznia
21h Sztafeta Po Światełko Do Nieba we Wrześni
Prolog
Parę godzin przed wyjazdem idę sobie po wertepach (na moim osiedlu chodniki to dobro deficytowe) do jadłodajni, gdy wtem! na jakiejś nierówności przykrytej śniegiem wykręciłam nogę w kostce... Tak, w tej kostce... Serce mi zamarło, kostka zabolała, panika mnie ogarnęła, potem złość i w ogóle teraz to mi na pewno kostka spuchnie, i se kurna potruchtałam No ale głupi to ma szczęście i zanim wróciłam do domu, przestało boleć, opuchlizna się nie pojawiła, więc dobra nasza
Sobota
Wieczorem Ania odebrała mnie z dworca, popróbowałyśmy, czy blok aby nie mdły i pojechałyśmy pomóc w przygotowaniach. Zrobiłam parę zdjęć chłopakom odśnieżającym bieżnię, potem trafiła mi się fucha w biurze zawodów, a tuż przed startem ustawiłam mój sprzęt foto w ładnym miejscu, żeby uwiecznić te 200 osób, które stawiły się na starcie. Na ścianie pojawił się odliczający Owsiak, 3, 2, 1 i ruszyli! Ja na razie tylko robiłam zdjęcia, ale wkrótce też postanowiłam potruchtać - w końcu medalu za darmo nie dostanę Ruszyłam więc. Bardzo dostojnie i z godnościom osobistom Po 3 okrążeniach zaczęła mi nieco drętwieć stopa, więc przeszłam w marsz, piąte kółko znowu przetruchtałam.
Razem: 2 km w 17,5 minuty
Niedziela
Rano znów pojawiłyśmy się w biurze zawodów, gotowe do dalszego działania, niosąc kolejne pyszne specjały - sobotnie muffinki Ani były legendarne, ciasto niedzielne też. No i mój blok czekoladowy Chłopaki z klubu Ani byli zachwyceni A jeszcze bardziej zapunktowałam u nich, jak w krytycznym momencie (dwie osoby na bieżni robiące właśnie ostatnie kółko) ubrałam się i wyszłam pobiegać, do tego przejmując pałeczkę w tej sztafecie, czyli flagę klubu. +100 do rispektu Tym razem przetruchtałam całe 5 kółek, lekki dyskomfort w kostce był, ale nie ból, co mnie bardzo ucieszyło. Później jeszcze zrobiłam 2 kółeczka z Anią, ale ponieważ tym razem dyskomfort był większy, to stwierdziłam, że jednak wystarczy i nie należy przesadzać, więc znowu przerzuciłam się na robienie zdjęć. O 13:30 pojawiły się morsy - podziwiam, naprawdę. Było zimno jak cholera, a oni nie dość, że weszli do tej lodowatej wody, to potem jeszcze biegali w tych majtach. Łał. No a potem trzeba było jechać do domu.
Razem: 2,85 km w 22,5 minuty
Ogólnie impreza bardzo mi się podobała, idea takiej sztafety jest super, szkoda tylko, że nie mogłam więcej pobiegać. Chociaż i tak się cieszę, że w ogóle cokolwiek wyszło i że kostka to przeżyła w dobrej formie. No i realizacja punktu 7 mojego planu została zainaugurowana
Na ten tydzień mam również w planach delikatne truchtanko, w zależności od tego jak noga pozwoli. Dalej też się rehabilituję, może wpadnie też basen. Stay tuned!
21h Sztafeta Po Światełko Do Nieba we Wrześni
Prolog
Parę godzin przed wyjazdem idę sobie po wertepach (na moim osiedlu chodniki to dobro deficytowe) do jadłodajni, gdy wtem! na jakiejś nierówności przykrytej śniegiem wykręciłam nogę w kostce... Tak, w tej kostce... Serce mi zamarło, kostka zabolała, panika mnie ogarnęła, potem złość i w ogóle teraz to mi na pewno kostka spuchnie, i se kurna potruchtałam No ale głupi to ma szczęście i zanim wróciłam do domu, przestało boleć, opuchlizna się nie pojawiła, więc dobra nasza
Sobota
Wieczorem Ania odebrała mnie z dworca, popróbowałyśmy, czy blok aby nie mdły i pojechałyśmy pomóc w przygotowaniach. Zrobiłam parę zdjęć chłopakom odśnieżającym bieżnię, potem trafiła mi się fucha w biurze zawodów, a tuż przed startem ustawiłam mój sprzęt foto w ładnym miejscu, żeby uwiecznić te 200 osób, które stawiły się na starcie. Na ścianie pojawił się odliczający Owsiak, 3, 2, 1 i ruszyli! Ja na razie tylko robiłam zdjęcia, ale wkrótce też postanowiłam potruchtać - w końcu medalu za darmo nie dostanę Ruszyłam więc. Bardzo dostojnie i z godnościom osobistom Po 3 okrążeniach zaczęła mi nieco drętwieć stopa, więc przeszłam w marsz, piąte kółko znowu przetruchtałam.
Razem: 2 km w 17,5 minuty
Niedziela
Rano znów pojawiłyśmy się w biurze zawodów, gotowe do dalszego działania, niosąc kolejne pyszne specjały - sobotnie muffinki Ani były legendarne, ciasto niedzielne też. No i mój blok czekoladowy Chłopaki z klubu Ani byli zachwyceni A jeszcze bardziej zapunktowałam u nich, jak w krytycznym momencie (dwie osoby na bieżni robiące właśnie ostatnie kółko) ubrałam się i wyszłam pobiegać, do tego przejmując pałeczkę w tej sztafecie, czyli flagę klubu. +100 do rispektu Tym razem przetruchtałam całe 5 kółek, lekki dyskomfort w kostce był, ale nie ból, co mnie bardzo ucieszyło. Później jeszcze zrobiłam 2 kółeczka z Anią, ale ponieważ tym razem dyskomfort był większy, to stwierdziłam, że jednak wystarczy i nie należy przesadzać, więc znowu przerzuciłam się na robienie zdjęć. O 13:30 pojawiły się morsy - podziwiam, naprawdę. Było zimno jak cholera, a oni nie dość, że weszli do tej lodowatej wody, to potem jeszcze biegali w tych majtach. Łał. No a potem trzeba było jechać do domu.
Razem: 2,85 km w 22,5 minuty
Ogólnie impreza bardzo mi się podobała, idea takiej sztafety jest super, szkoda tylko, że nie mogłam więcej pobiegać. Chociaż i tak się cieszę, że w ogóle cokolwiek wyszło i że kostka to przeżyła w dobrej formie. No i realizacja punktu 7 mojego planu została zainaugurowana
Na ten tydzień mam również w planach delikatne truchtanko, w zależności od tego jak noga pozwoli. Dalej też się rehabilituję, może wpadnie też basen. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
poniedziałek, 14 stycznia
Tym razem miałam wizytę u pani fizjo. Pani zdecydowanie delikatniej od panów ugniatała te moje kości, miła odmiana Ale za to przy ćwiczeniach stabilizacyjnych nie było przeproś. Szły mi zdecydowanie lepiej niż ostatnio, gibałam się tylko nieco bardziej niż normalnie, bez kontuzji Z nowości - robiłam wykroki na karnego jeżyka. Wykrok lewą nogą szedł mi stanowczo lepiej niż prawą - jednak noga zakroczna jest mocniej zaangażowana w stabilizację postawy. Ach, ile to się człowiek uczy o swoim ciele przy okazji takiej kontuzji. Przyda się na przyszłość.
wtorek, 15 stycznia
3,8 km w 29:50
średnie tempo: 7:51
średnie tętno: 162
max tętno: 171
rozciąganie: zaraz będzie
Buty: Adidas Kanadia TRX
Rano miałam wątpliwości, czy wyjdę dziś wieczorem poszurać. Nieco drętwiała mi noga i stopa, prawdopodobnie nie powinnam była rano robić tych ćwiczeń stabilizacyjnych. Cóż, jak to mówią, nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu... Na szczęście w ciągu dnia wszystko się uspokoiło, polepszyło, do tego kupiłam sobie nowe ciuszki biegowe w KappAhlu, więc trzeba było je przetestować. Na dziś poszła kurteczka, a właściwie bluza z zamkiem od góry do dołu. Bardzo fajna rzecz, ładnie dopasowana do kobiecej sylwetki, cieplutka - gdyby nie to, że na razie szuram bardzo wolno i zawsze jest opcja, że przejdę do marszu, to bym nie brała w ogóle kurtki zimowej na wierzch. Udany zakup, a to zawsze cieszy
Jeśli chodzi o samo szuranie, to udałam się na parę rundek dookoła osiedla - w razie co zawsze było blisko do domu. Chodniki raczej nieodśnieżone, trochę wertepów, trochę muld, ale nie było tak źle, musiałam tylko nieco uważać i momentami zwalniać. Buty do zadań specjalnych świetnie się spisały i ani razu się nie poślizgnęłam, ani nie uciekła mi noga. Lekki dyskomfort w kostce był, ale na pewno mniejszy niż w weekend, kiedy to szurałam na idealnie płaskim, więc jest poprawa. Pod koniec dyskomfort zaczął się zwiększać, myślę, że moje mięśnie są jeszcze za słabe i po prostu przestały trzymać wszystko na swoim miejscu. Generalnie moja forma jest w totalnym lesie, w czarnej dziurze, gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie... Masakra. Zero siły, zero wytrzymałości. Dużo pracy przede mną.
W czwartek kolejna wizyta u fizjo, więc poszuram chyba w piątek. Stay tuned!
Tym razem miałam wizytę u pani fizjo. Pani zdecydowanie delikatniej od panów ugniatała te moje kości, miła odmiana Ale za to przy ćwiczeniach stabilizacyjnych nie było przeproś. Szły mi zdecydowanie lepiej niż ostatnio, gibałam się tylko nieco bardziej niż normalnie, bez kontuzji Z nowości - robiłam wykroki na karnego jeżyka. Wykrok lewą nogą szedł mi stanowczo lepiej niż prawą - jednak noga zakroczna jest mocniej zaangażowana w stabilizację postawy. Ach, ile to się człowiek uczy o swoim ciele przy okazji takiej kontuzji. Przyda się na przyszłość.
wtorek, 15 stycznia
3,8 km w 29:50
średnie tempo: 7:51
średnie tętno: 162
max tętno: 171
rozciąganie: zaraz będzie
Buty: Adidas Kanadia TRX
Rano miałam wątpliwości, czy wyjdę dziś wieczorem poszurać. Nieco drętwiała mi noga i stopa, prawdopodobnie nie powinnam była rano robić tych ćwiczeń stabilizacyjnych. Cóż, jak to mówią, nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu... Na szczęście w ciągu dnia wszystko się uspokoiło, polepszyło, do tego kupiłam sobie nowe ciuszki biegowe w KappAhlu, więc trzeba było je przetestować. Na dziś poszła kurteczka, a właściwie bluza z zamkiem od góry do dołu. Bardzo fajna rzecz, ładnie dopasowana do kobiecej sylwetki, cieplutka - gdyby nie to, że na razie szuram bardzo wolno i zawsze jest opcja, że przejdę do marszu, to bym nie brała w ogóle kurtki zimowej na wierzch. Udany zakup, a to zawsze cieszy
Jeśli chodzi o samo szuranie, to udałam się na parę rundek dookoła osiedla - w razie co zawsze było blisko do domu. Chodniki raczej nieodśnieżone, trochę wertepów, trochę muld, ale nie było tak źle, musiałam tylko nieco uważać i momentami zwalniać. Buty do zadań specjalnych świetnie się spisały i ani razu się nie poślizgnęłam, ani nie uciekła mi noga. Lekki dyskomfort w kostce był, ale na pewno mniejszy niż w weekend, kiedy to szurałam na idealnie płaskim, więc jest poprawa. Pod koniec dyskomfort zaczął się zwiększać, myślę, że moje mięśnie są jeszcze za słabe i po prostu przestały trzymać wszystko na swoim miejscu. Generalnie moja forma jest w totalnym lesie, w czarnej dziurze, gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie... Masakra. Zero siły, zero wytrzymałości. Dużo pracy przede mną.
W czwartek kolejna wizyta u fizjo, więc poszuram chyba w piątek. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
środa, 16 stycznia
35 min ćwiczeń siłowych
Tak się zmotywowałam pochwałami z komentarzy, że aż sobie walnęłam kilka ćwiczeń - poza tym trzeba wzmacniać te słabiuchne mięśnie W programie był drążek, brzuszki, squaty, pseudopompki, ćwiczenia stabilizacyjne, a wszystko to przeplatane minutowym truchcikiem w miejscu lub po salonie. Moje mięśnie nóg chyba sobie wyjechały gdzieś na ferie, po 30 squatach byłam tak zasapana, że masakra...
czwartek, 17 stycznia
Kolejny raz u mojego ulubionego pana fizjo - tego co się ze mnie podśmiewa Zresztą nie dziwię mu się, sama się z siebie śmieję, jak się gibam w te i we wte Pan fizjo tym razem postanowił, że wyciągnie na wierzch moje bardzo głęboko ukryte mięśnie głębokie (czyli nasz ulubiony (hard)core) i nie dość, że musiałam robić te ćwiczenia, to jeszcze kazał mi nie dać się wytrącić w równowagi - a próbował, popychając mnie w różne strony... Ale i tak jest moim ulubionym panem fizjo, więc ten I nawet biegał latem, i to nawet chyba w moim parku (tym większym, nie moim przydomowym). I ten, oczywiście nie przyznałam się, że już truchtam
piątek, 18 stycznia
4,45 km w 33:41
średnie tempo: 7:34
średnie tętno: 159
max tętno: 168
rozciąganie: zaraz będzie
Buty: Adidas Kanadia TRX
Jeżu, moje mięśnie Jakie zakwasy mam po tych środowych ćwiczeniach, to masakra. Fiszbiny w staniku mnie nawet uwierały, bo naciskały na te miejsca, gdzie boli No ale motywację mam niezłą, więc wyszłam na ten mróz i w ten mrok.
Plan na dzisiaj był taki, żeby spokojnie potruchtać nieco więcej niż we wtorek. Tak z 10 minut więcej. Plan okazał się być nieco zbyt ambitny, więc w trakcie zmodyfikowałam go do "5 minut więcej". A ponieważ pod koniec zrobiło się nieprzyjemnie i z trudem udawało mi się nie kuleć, to stwierdziłam, że minuta różnicy mnie nie zbawi, a kostce może pomóc. Ostatnie 100-200 metrów do domu pokonałam spacerkiem. I wiecie, co jest najgorsze? Że jak przeszłam już do marszu, to nogi się pode mną ugięły. Mięśnie były tak zmęczone, jakbym biegała długie wybieganie co najmniej 2h. Masakra. Z drugiej strony pamiętam, że po tym pierwszym długim wybieganiu każde kolejne było już łatwiejsze i nogi były w lepszej formie, więc jest dla mnie nadzieja Pocieszam się też, że wreszcie truchtam odpowiednim tempem dla easy - minutę wolniejszym niż marathon pace No ale dużo pracy przede mną. Ale jak wiecie, na drugie mam Uparty Osioł, więc dam radę
W niedzielę znowu popróbuję coś potruchtać. Stay tuned!
35 min ćwiczeń siłowych
Tak się zmotywowałam pochwałami z komentarzy, że aż sobie walnęłam kilka ćwiczeń - poza tym trzeba wzmacniać te słabiuchne mięśnie W programie był drążek, brzuszki, squaty, pseudopompki, ćwiczenia stabilizacyjne, a wszystko to przeplatane minutowym truchcikiem w miejscu lub po salonie. Moje mięśnie nóg chyba sobie wyjechały gdzieś na ferie, po 30 squatach byłam tak zasapana, że masakra...
czwartek, 17 stycznia
Kolejny raz u mojego ulubionego pana fizjo - tego co się ze mnie podśmiewa Zresztą nie dziwię mu się, sama się z siebie śmieję, jak się gibam w te i we wte Pan fizjo tym razem postanowił, że wyciągnie na wierzch moje bardzo głęboko ukryte mięśnie głębokie (czyli nasz ulubiony (hard)core) i nie dość, że musiałam robić te ćwiczenia, to jeszcze kazał mi nie dać się wytrącić w równowagi - a próbował, popychając mnie w różne strony... Ale i tak jest moim ulubionym panem fizjo, więc ten I nawet biegał latem, i to nawet chyba w moim parku (tym większym, nie moim przydomowym). I ten, oczywiście nie przyznałam się, że już truchtam
piątek, 18 stycznia
4,45 km w 33:41
średnie tempo: 7:34
średnie tętno: 159
max tętno: 168
rozciąganie: zaraz będzie
Buty: Adidas Kanadia TRX
Jeżu, moje mięśnie Jakie zakwasy mam po tych środowych ćwiczeniach, to masakra. Fiszbiny w staniku mnie nawet uwierały, bo naciskały na te miejsca, gdzie boli No ale motywację mam niezłą, więc wyszłam na ten mróz i w ten mrok.
Plan na dzisiaj był taki, żeby spokojnie potruchtać nieco więcej niż we wtorek. Tak z 10 minut więcej. Plan okazał się być nieco zbyt ambitny, więc w trakcie zmodyfikowałam go do "5 minut więcej". A ponieważ pod koniec zrobiło się nieprzyjemnie i z trudem udawało mi się nie kuleć, to stwierdziłam, że minuta różnicy mnie nie zbawi, a kostce może pomóc. Ostatnie 100-200 metrów do domu pokonałam spacerkiem. I wiecie, co jest najgorsze? Że jak przeszłam już do marszu, to nogi się pode mną ugięły. Mięśnie były tak zmęczone, jakbym biegała długie wybieganie co najmniej 2h. Masakra. Z drugiej strony pamiętam, że po tym pierwszym długim wybieganiu każde kolejne było już łatwiejsze i nogi były w lepszej formie, więc jest dla mnie nadzieja Pocieszam się też, że wreszcie truchtam odpowiednim tempem dla easy - minutę wolniejszym niż marathon pace No ale dużo pracy przede mną. Ale jak wiecie, na drugie mam Uparty Osioł, więc dam radę
W niedzielę znowu popróbuję coś potruchtać. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
niedziela, 20 stycznia
5,56 km w 40:23
średnie tempo: 7:16
średnie tętno: 168
max tętno: 179
7 min rozciągania
Buty: Adidas Kanadia TRX
Dziś niedziela, dziś coś dłuższego Początkowo chciałam poszurać po parku, ale stwierdziłam, że pewnie będzie zbyt nierówno, a do tego będzie mnóstwo dzieciaków z sankami, więc znowu kręciłam kółka wokół osiedla. Chodniki odśnieżone coraz lepiej, ale tylko fragmentami - w innych fragmentach taki rozchodzony, sypki, nierówny śnieg, w którym strasznie nogi grzęzną
Zaczęłam chyba za szybko, bo oddechu zabrakło mi jakoś wcześniej niż się spodziewałam Po dwóch kółkach, równo w połowie, zrobiłam sobie 2 minuty przerwy w marszu (nie doliczam do statystyk), żeby uspokoić oddech i serce - na niewiele się to zdało, bo jak znowu ruszyłam, wcale nie było lepiej. W ogóle dzisiaj oddechowo, mięśniowo i sercowo była straszna słabizna, do tego ubrałam się za grubo. Ale za to kostka coraz lepiej, nawet na nierównościach - bolała tylko jak było bardzo nierówno, no i oczywiście pod koniec zrobiło się też mało komfortowo. Łyda podczas truchtania siedziała cicho, ale przy rozciąganiu ciągnie. Zobaczymy, co z tego wszystkiego wyniknie.
Na przyszły tydzień planuję spokojne szuranko - we wtorek pół godzinki, w czwartek 45 min (jak dam radę), a w niedzielę coś dłuższego (jak dam radę). Może jakiś basen, jak mi się będzie chciało. I ćwiczenia siłowe. Z reha mam kilka zabiegów i jedno tete-a-tete z fizjo Stay tuned!
5,56 km w 40:23
średnie tempo: 7:16
średnie tętno: 168
max tętno: 179
7 min rozciągania
Buty: Adidas Kanadia TRX
Dziś niedziela, dziś coś dłuższego Początkowo chciałam poszurać po parku, ale stwierdziłam, że pewnie będzie zbyt nierówno, a do tego będzie mnóstwo dzieciaków z sankami, więc znowu kręciłam kółka wokół osiedla. Chodniki odśnieżone coraz lepiej, ale tylko fragmentami - w innych fragmentach taki rozchodzony, sypki, nierówny śnieg, w którym strasznie nogi grzęzną
Zaczęłam chyba za szybko, bo oddechu zabrakło mi jakoś wcześniej niż się spodziewałam Po dwóch kółkach, równo w połowie, zrobiłam sobie 2 minuty przerwy w marszu (nie doliczam do statystyk), żeby uspokoić oddech i serce - na niewiele się to zdało, bo jak znowu ruszyłam, wcale nie było lepiej. W ogóle dzisiaj oddechowo, mięśniowo i sercowo była straszna słabizna, do tego ubrałam się za grubo. Ale za to kostka coraz lepiej, nawet na nierównościach - bolała tylko jak było bardzo nierówno, no i oczywiście pod koniec zrobiło się też mało komfortowo. Łyda podczas truchtania siedziała cicho, ale przy rozciąganiu ciągnie. Zobaczymy, co z tego wszystkiego wyniknie.
Na przyszły tydzień planuję spokojne szuranko - we wtorek pół godzinki, w czwartek 45 min (jak dam radę), a w niedzielę coś dłuższego (jak dam radę). Może jakiś basen, jak mi się będzie chciało. I ćwiczenia siłowe. Z reha mam kilka zabiegów i jedno tete-a-tete z fizjo Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
wtorek, 22 stycznia
4,2 km w 31:37
średnie tempo: 7:32
średnie tętno: 164
max tętno: 174
rozciąganie: zaraz będzie
Buty: Adidas Kanadia TRX
Wczoraj miałam trzasnąć trochę ćwiczeń siłowych, ale po tym, jak musiałam popylać do domu na piechtę w zaspach, bo szyny tramwajowe zamarzły, to mi się nie chciało. Był tylko drążek, idzie mi coraz lepiej, niedługo chyba przejdę do fazy drugiej
Dziś w planie spokojnie pół godzinki. Po wczorajszym 24-godzinnym białym szaleństwie lecącym z nieba chodniki znowu zasypane grząskim śniegiem, gdzieniegdzie nawet nie było wydeptanej ścieżki. Było więc bardzo spokojnie i ostrożnie, nogi grzęzły w śniegu i było momentami nieco ciężko. Ale za to kostka spisała się świetnie, dyskomfort był minimalny (momentami w ogóle nic nie było, tylko achilles delikatnie ciągnął), pod koniec nadal było OK, a lekki ból, który pojawia się przy przejściu do marszu, minął zanim zdążyłam dojść do klatki schodowej! No dobra, po drodze byłam na zakupach jeszcze, ale to się nie liczy BTW miałam papierowy pieniądz w kieszonce na ramieniu, pan sklepowy aż spytał, czy pada, jak dostał go do ręki. Błysnął żartem, nie powiem
Jutro fizjo, w czwartek spróbuję coś dłuższego. Stay tuned!
PS Byłam w sklepie przymierzać Skechersy. Się naprzymierzałam, że hej! Go Runy to może będą na wiosnę, a innych trampek tej firmy w moim rozmiarze nawet nie było A w sklepie Pumy pani ekspedientka, poproszona o pokazanie mi butów do biegania, przyniosła jakiegoś sztywnego, ciężkiego skórzanego buta. Innych nie było, może na wiosnę będą Masakra. I jak ja tu mam spontanicznie pompować kasę firmom produkującym obuwie sportowe? Z tego wszystkiego tylko zeżarłam pralinki u Wedla i kanapkę drwala w Macu
4,2 km w 31:37
średnie tempo: 7:32
średnie tętno: 164
max tętno: 174
rozciąganie: zaraz będzie
Buty: Adidas Kanadia TRX
Wczoraj miałam trzasnąć trochę ćwiczeń siłowych, ale po tym, jak musiałam popylać do domu na piechtę w zaspach, bo szyny tramwajowe zamarzły, to mi się nie chciało. Był tylko drążek, idzie mi coraz lepiej, niedługo chyba przejdę do fazy drugiej
Dziś w planie spokojnie pół godzinki. Po wczorajszym 24-godzinnym białym szaleństwie lecącym z nieba chodniki znowu zasypane grząskim śniegiem, gdzieniegdzie nawet nie było wydeptanej ścieżki. Było więc bardzo spokojnie i ostrożnie, nogi grzęzły w śniegu i było momentami nieco ciężko. Ale za to kostka spisała się świetnie, dyskomfort był minimalny (momentami w ogóle nic nie było, tylko achilles delikatnie ciągnął), pod koniec nadal było OK, a lekki ból, który pojawia się przy przejściu do marszu, minął zanim zdążyłam dojść do klatki schodowej! No dobra, po drodze byłam na zakupach jeszcze, ale to się nie liczy BTW miałam papierowy pieniądz w kieszonce na ramieniu, pan sklepowy aż spytał, czy pada, jak dostał go do ręki. Błysnął żartem, nie powiem
Jutro fizjo, w czwartek spróbuję coś dłuższego. Stay tuned!
PS Byłam w sklepie przymierzać Skechersy. Się naprzymierzałam, że hej! Go Runy to może będą na wiosnę, a innych trampek tej firmy w moim rozmiarze nawet nie było A w sklepie Pumy pani ekspedientka, poproszona o pokazanie mi butów do biegania, przyniosła jakiegoś sztywnego, ciężkiego skórzanego buta. Innych nie było, może na wiosnę będą Masakra. I jak ja tu mam spontanicznie pompować kasę firmom produkującym obuwie sportowe? Z tego wszystkiego tylko zeżarłam pralinki u Wedla i kanapkę drwala w Macu
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
środa, 23 stycznia
Dziś byłam u pana fizjo, który na liście moich ulubionych fizjoterapeutów jest (czy też był, o czym za chwilę) na miejscu 4 (na 4 ). Byłam u niego do tej pory tylko raz i jakiś taki strasznie poważny mi się wydawał... Dziś już nieco bardziej się wyluzował, nawet się uśmiechnął raz czy dwa, pochwalił moje elegancko rozciągnięte czwórki, nakazał rozciągać trójki i łydki, podręczył mnie na jeżykach i materacu, kazał oddychać przy ćwiczeniach na (hard)core , ale przede wszystkim zapunktował u mnie tak, że wskoczył na miejsce 3 Otóż przyznałam się, że truchtałam, spokojnie i powoli, przy dyskomforcie przerywałam - powiedział, że bardzo dobrze (!!!) i jeszcze pochwalił, że rozsądnie (!!!) Na moje pytanie, czy w związku z tym mogę normalnie biegać, powiedział, że tak, jak najbardziej, tylko spokojnie, bez dyskomfortu, po miękkim, a nie po asfalcie i w wygodnych butach. Tak więc oficjalnie mogę biegać! :uuusmiech: :uuusmiech: :uuusmiech: Łiiiiii!
Wieczorem zrobiłam 20 min ćwiczeń siłowych - drążek, brzuszki, squaty i trochę rozciągania.
Jak już pisałam w komciach, przyszedł Garmin FR 610 HR Jest nieco większy od Polara, ale jakoś tam się mieści na tym moim nadgarstku. Ładny jest, zobaczymy, jak się sprawdzi w akcji.
czwartek, 24 stycznia
6,28 km w 45:13
średnie tempo: 7:12
średnie tętno: 171
max tętno: 178
rozciąganie: zaraz będzie
Buty: Adidas Kanadia TRX
Garmin jest fajny Podoba mi się to, że co kilometr bzyczy, że pokazuje średnie tempo tego kilometra i to, że przez cały bieg nie muszę o niczym myśleć, nic naciskać, takie tam. Po obejrzeniu sobie mapki mojej trasy widzę, że trochę naściemniał i w niektórych miejscach dodał nieco dystansu, w innych znowu odjął, a w efekcie końcowym wyliczył mi jakoś więcej tych kilometrów niż ja sobie narysowałam w google maps. No ale dobra, nie będę się kłócić. Tętno brzmi dość prawdopodobnie, za to ilość spalonych kalorii to totalna ściema - tyle co mi wyliczył dziś to ja spaliłam we wtorek, jak biegałam prawie kwadrans krócej. Pfffff. Tu jednak Polar jest fajniejszy
A teraz o samym biegu. Dzisiaj białe szaleństwo znowu zaatakowało, na szczęście padało tego niewiele, więc te chodniki, które były odśnieżone, miały tylko leciutką warstewkę nowego śniegu. Przy tych, które nie były odśnieżone, nie robiło to najmniejszej różnicy Truchtało się całkiem nieźle, znowu za ciepło się ubrałam i się nieźle zgrzałam, ale za to kostka nie bolała, nie licząc tych momentów, kiedy stopa wykręcała się na muldach czy ześlizgiwała z nierówności. Ale ponieważ codziennie pilnie wykonuję ćwiczenia na stabilność i propriocepcję, to trzymam pion. Po szuraniu dyskomfort trochę był, ale to normalne, po fizjoterapii też mnie boli. Za to mięśnie coraz lepiej, już nie uginają się pode mną nogi, mimo, że to był mój najdłuższy bieg w tym roku Jest więc nadzieja, że forma wróci na czas
Teraz dwa dni regeneracji, a w niedzielę spróbuję coś dłuższego i już nie wokół osiedla. Stay tuned!
Dziś byłam u pana fizjo, który na liście moich ulubionych fizjoterapeutów jest (czy też był, o czym za chwilę) na miejscu 4 (na 4 ). Byłam u niego do tej pory tylko raz i jakiś taki strasznie poważny mi się wydawał... Dziś już nieco bardziej się wyluzował, nawet się uśmiechnął raz czy dwa, pochwalił moje elegancko rozciągnięte czwórki, nakazał rozciągać trójki i łydki, podręczył mnie na jeżykach i materacu, kazał oddychać przy ćwiczeniach na (hard)core , ale przede wszystkim zapunktował u mnie tak, że wskoczył na miejsce 3 Otóż przyznałam się, że truchtałam, spokojnie i powoli, przy dyskomforcie przerywałam - powiedział, że bardzo dobrze (!!!) i jeszcze pochwalił, że rozsądnie (!!!) Na moje pytanie, czy w związku z tym mogę normalnie biegać, powiedział, że tak, jak najbardziej, tylko spokojnie, bez dyskomfortu, po miękkim, a nie po asfalcie i w wygodnych butach. Tak więc oficjalnie mogę biegać! :uuusmiech: :uuusmiech: :uuusmiech: Łiiiiii!
Wieczorem zrobiłam 20 min ćwiczeń siłowych - drążek, brzuszki, squaty i trochę rozciągania.
Jak już pisałam w komciach, przyszedł Garmin FR 610 HR Jest nieco większy od Polara, ale jakoś tam się mieści na tym moim nadgarstku. Ładny jest, zobaczymy, jak się sprawdzi w akcji.
czwartek, 24 stycznia
6,28 km w 45:13
średnie tempo: 7:12
średnie tętno: 171
max tętno: 178
rozciąganie: zaraz będzie
Buty: Adidas Kanadia TRX
Garmin jest fajny Podoba mi się to, że co kilometr bzyczy, że pokazuje średnie tempo tego kilometra i to, że przez cały bieg nie muszę o niczym myśleć, nic naciskać, takie tam. Po obejrzeniu sobie mapki mojej trasy widzę, że trochę naściemniał i w niektórych miejscach dodał nieco dystansu, w innych znowu odjął, a w efekcie końcowym wyliczył mi jakoś więcej tych kilometrów niż ja sobie narysowałam w google maps. No ale dobra, nie będę się kłócić. Tętno brzmi dość prawdopodobnie, za to ilość spalonych kalorii to totalna ściema - tyle co mi wyliczył dziś to ja spaliłam we wtorek, jak biegałam prawie kwadrans krócej. Pfffff. Tu jednak Polar jest fajniejszy
A teraz o samym biegu. Dzisiaj białe szaleństwo znowu zaatakowało, na szczęście padało tego niewiele, więc te chodniki, które były odśnieżone, miały tylko leciutką warstewkę nowego śniegu. Przy tych, które nie były odśnieżone, nie robiło to najmniejszej różnicy Truchtało się całkiem nieźle, znowu za ciepło się ubrałam i się nieźle zgrzałam, ale za to kostka nie bolała, nie licząc tych momentów, kiedy stopa wykręcała się na muldach czy ześlizgiwała z nierówności. Ale ponieważ codziennie pilnie wykonuję ćwiczenia na stabilność i propriocepcję, to trzymam pion. Po szuraniu dyskomfort trochę był, ale to normalne, po fizjoterapii też mnie boli. Za to mięśnie coraz lepiej, już nie uginają się pode mną nogi, mimo, że to był mój najdłuższy bieg w tym roku Jest więc nadzieja, że forma wróci na czas
Teraz dwa dni regeneracji, a w niedzielę spróbuję coś dłuższego i już nie wokół osiedla. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
piątek, 25 stycznia
30 min ćwiczeń siłowych
Drążek, brzuszki, squaty, pseudopompki i sporo ćwiczeń stabilizacyjnych, na koniec nieco rozciągania. Drążek idzie mi coraz lepiej, już nawet przez pierwszą serię opuszczam się w te 2 sekundy Generalnie zmachałam się, niby pół godziny, a daje popalić.
sobota, 26 stycznia
4,21 km w 30:22
średnie tempo: 7:13
średnie tętno: 151
max tętno: 173
rozciąganie: zaraz będzie
Buty: Kultowe Cascadie
Tak mnie nosiło, że w końcu wyszłam. Nie wiem, czy to był dobry pomysł, bo orało się ciężko, jak to w sobotę... Furmanka taka, że łojezu. Ale za to kostka nie bolała w ogóle, nawet po. Tyle dobrego No i jak nigdy cieszyłam się z czerwonych świateł, bo można było trochę odsapnąć I dobrze, że część chodników była nieodśnieżona, bo mogłam z czystym sumieniem nieco zwalniać
Garmin dzisiaj zaszalał - półtora kilometra trasy pokazał z dość dużym błędem, bo biegłam równo wzdłuż ulicy, a ten mi pokazuje, że pomykałam środkiem budynków. Ze 50-100 metrów pewnie uciął - trudno. Ale za to potem było dobrze. O kaloriach to już nawet nie wspominam, bo to totalne bzdury Zresztą dziwnie to moje tętno wygląda w końcówce, nie wiem, czy czasem nie było przerw w nadawaniu pulsu.
Jutro w planach godzinka i byłoby dobrze minimum 8 kaemów zrobić. Po dzisiejszej orce mam małe obawy, ale z drugiej strony w soboty nigdy mi się nie szurało dobrze, co innego w niedziele Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Stay tuned!
30 min ćwiczeń siłowych
Drążek, brzuszki, squaty, pseudopompki i sporo ćwiczeń stabilizacyjnych, na koniec nieco rozciągania. Drążek idzie mi coraz lepiej, już nawet przez pierwszą serię opuszczam się w te 2 sekundy Generalnie zmachałam się, niby pół godziny, a daje popalić.
sobota, 26 stycznia
4,21 km w 30:22
średnie tempo: 7:13
średnie tętno: 151
max tętno: 173
rozciąganie: zaraz będzie
Buty: Kultowe Cascadie
Tak mnie nosiło, że w końcu wyszłam. Nie wiem, czy to był dobry pomysł, bo orało się ciężko, jak to w sobotę... Furmanka taka, że łojezu. Ale za to kostka nie bolała w ogóle, nawet po. Tyle dobrego No i jak nigdy cieszyłam się z czerwonych świateł, bo można było trochę odsapnąć I dobrze, że część chodników była nieodśnieżona, bo mogłam z czystym sumieniem nieco zwalniać
Garmin dzisiaj zaszalał - półtora kilometra trasy pokazał z dość dużym błędem, bo biegłam równo wzdłuż ulicy, a ten mi pokazuje, że pomykałam środkiem budynków. Ze 50-100 metrów pewnie uciął - trudno. Ale za to potem było dobrze. O kaloriach to już nawet nie wspominam, bo to totalne bzdury Zresztą dziwnie to moje tętno wygląda w końcówce, nie wiem, czy czasem nie było przerw w nadawaniu pulsu.
Jutro w planach godzinka i byłoby dobrze minimum 8 kaemów zrobić. Po dzisiejszej orce mam małe obawy, ale z drugiej strony w soboty nigdy mi się nie szurało dobrze, co innego w niedziele Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
niedziela, 27 stycznia
7,54 km w 54:44
średnie tempo: 7:16
średnie tętno: 176
max tętno: 183
10 min rozciągania
Buty: Kultowe Cascadie
Long run na raty. Tak jak pisałam w komentarzach, jednak wczorajsze tupanie było złym pomysłem. Dzisiaj kompletnie nie miałam siły, tętno szybowało w kosmos, a ja szurałam na rzęsach. Wprawdzie pierwszy kilometr nawet wyszedł poniżej 7 minut , ale to chodniki były odśnieżone I zresztą to mnie chyba znokautowało... Po drodze zatrzymywałam się 4 razy dla uspokojenia oddechu i tętna (z czego dwa razy na światłach), ale starczało to na bardzo krótko i po stu-dwustu metrach tętno znowu było w kosmosie. Niby w planach była godzina i 8 km, ale darowałam sobie te ostatnie pół kilometra. Dałabym radę, ale po co. Zresztą kostka zaczęła coś tam marudzić, zapewne dlatego, że pod koniec mięśnie miałam już tak zmęczone, że nie trzymały postawy. Cóż, nie jestem jeszcze gotowa na szuranie 4 razy w tygodniu, dlatego z przyszłotygodniowego planu wylatują sobotnie podbiegi. Zresztą i tak zamierzałam je podmienić na coś innego, bo podbiegi to też jeszcze nie najlepszy pomysł dla mojej kostki i osłabionego achillesa.
A tak a propos kosmosu, to lecę
Stay tuned!
7,54 km w 54:44
średnie tempo: 7:16
średnie tętno: 176
max tętno: 183
10 min rozciągania
Buty: Kultowe Cascadie
Long run na raty. Tak jak pisałam w komentarzach, jednak wczorajsze tupanie było złym pomysłem. Dzisiaj kompletnie nie miałam siły, tętno szybowało w kosmos, a ja szurałam na rzęsach. Wprawdzie pierwszy kilometr nawet wyszedł poniżej 7 minut , ale to chodniki były odśnieżone I zresztą to mnie chyba znokautowało... Po drodze zatrzymywałam się 4 razy dla uspokojenia oddechu i tętna (z czego dwa razy na światłach), ale starczało to na bardzo krótko i po stu-dwustu metrach tętno znowu było w kosmosie. Niby w planach była godzina i 8 km, ale darowałam sobie te ostatnie pół kilometra. Dałabym radę, ale po co. Zresztą kostka zaczęła coś tam marudzić, zapewne dlatego, że pod koniec mięśnie miałam już tak zmęczone, że nie trzymały postawy. Cóż, nie jestem jeszcze gotowa na szuranie 4 razy w tygodniu, dlatego z przyszłotygodniowego planu wylatują sobotnie podbiegi. Zresztą i tak zamierzałam je podmienić na coś innego, bo podbiegi to też jeszcze nie najlepszy pomysł dla mojej kostki i osłabionego achillesa.
A tak a propos kosmosu, to lecę
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
poniedziałek, 28 stycznia
35 min ćwiczenia siłowe
Jak zwykle - drążek, brzuszki, squaty, babskie pompki, stabilizacja i rozciąganie.
Dziś pan fizjo (niestety, nie mój ulubiony) masował mi stopę (chyba rozcięgno) i łydkę (achillesa i nie tylko). Było fajnie, chociaż momentami miałam ochotę gryźć leżankę... Potem trochę ćwiczeń z dużą dmuchaną piłką - jest zdecydowanie lepiej niż było te dwa czy trzy tygodnie temu. Jestem pod wrażeniem. Ta lekka opuchlizna, która jeszcze się utrzymuje, to podobno normalna jest, jakiś tam lekki stan zapalny, niedługo samo przejdzie. Mam nadzieję. Kolejna wizyta u tego samego pana w środę, a w czwartek ostatnia - u ulubionego
wtorek, 29 stycznia
5,13 km w 35:29
średnie tempo: 6:55
średnie tętno: 165
max tętno: 174
13 min rozciągania
Buty: Kultowe Cascadie
Dzisiaj chodniki były w znacznej mierze odśnieżone, ale tylko przez połowę dystansu. Potem już było na zmianę to czysto, to rozdeptane na wpół zmrożone, a na wpół roztopione błocko posniegowe. Od razu zresztą widać, że tempo inne Dzisiaj też jakoś tak luźniej mi się biegło, a i tętno po samym biegu uspokoiło się bardzo szybko. Czyli jest dobrze
A poza tym podczas szurania myślałam sobie o różnych rzeczach, m.in. o takich, jak poniżej
W czwartek zaczynam realizację planu do maratonu. Strach się bać Stay tuned!
35 min ćwiczenia siłowe
Jak zwykle - drążek, brzuszki, squaty, babskie pompki, stabilizacja i rozciąganie.
Dziś pan fizjo (niestety, nie mój ulubiony) masował mi stopę (chyba rozcięgno) i łydkę (achillesa i nie tylko). Było fajnie, chociaż momentami miałam ochotę gryźć leżankę... Potem trochę ćwiczeń z dużą dmuchaną piłką - jest zdecydowanie lepiej niż było te dwa czy trzy tygodnie temu. Jestem pod wrażeniem. Ta lekka opuchlizna, która jeszcze się utrzymuje, to podobno normalna jest, jakiś tam lekki stan zapalny, niedługo samo przejdzie. Mam nadzieję. Kolejna wizyta u tego samego pana w środę, a w czwartek ostatnia - u ulubionego
wtorek, 29 stycznia
5,13 km w 35:29
średnie tempo: 6:55
średnie tętno: 165
max tętno: 174
13 min rozciągania
Buty: Kultowe Cascadie
Dzisiaj chodniki były w znacznej mierze odśnieżone, ale tylko przez połowę dystansu. Potem już było na zmianę to czysto, to rozdeptane na wpół zmrożone, a na wpół roztopione błocko posniegowe. Od razu zresztą widać, że tempo inne Dzisiaj też jakoś tak luźniej mi się biegło, a i tętno po samym biegu uspokoiło się bardzo szybko. Czyli jest dobrze
A poza tym podczas szurania myślałam sobie o różnych rzeczach, m.in. o takich, jak poniżej
W czwartek zaczynam realizację planu do maratonu. Strach się bać Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
środa, 30 stycznia
25 min ćwiczenia siłowe
drążek, brzuszki, squaty, stabilizacyjne i nieco rozciągania
Pan fizjo wymasował mi łydkę i rozcięgno, zarządził kilka cyrkowych ćwiczeń i w sumie tyle
czwartek, 31 stycznia
Ulubiony pan fizjo zarządził ćwiczenia młodego padawana (czyli stanie na jednej nodze i majtanie drugą, do tego zamknięte oczy) i podskoki na karnych jeżykach. Te ostatnie nie były przyjemne, podobno przez osłabione troczki, cokolwiek to jest. Jak pan fizjo trzymał troczki (nad kostką), to nie bolało. Mam sobie to tejpować, ale nie do końca ogarniam jak, więc chyba się wybiorę na konsultacje prywatne A, dodatkowo mój mięsień brzuchowaty (albo ten drugi, jak mu tam) został wymasowany i rozluźniony. Cool. I to by było na tyle rehabilitacji, zostało mi jeszcze parę zabiegów krio i ultradźwięków.
PS W drodze do LuxMedu zgubiłam moją ulubioną czapunię... Jestem niepocieszona
6,25 km w 41:48
średnie tempo: 6:41
średnie tętno: 161
max tętno: 170
rozciąganie: zaraz będzie (albo i nie, bo coś nie mogę się zmotywować)
Buty: Saucony Mirage
Wspaniała pogoda na bieganie dzisiaj. Deszcz, wmordewind taki, że zrywa plandeki, gdzieniegdzie błoto po pachy, hell yeah ! Ale i tak cały dzień siedziałam w robocie jak na szpilkach, nie mogąc się doczekać wieczoru i biegania A biegło się super! Na początku trochę lżej niż na koniec, zwłaszcza, że ostatnie dwa km to walka z wiatrem i błockiem, ale i tak było pięknie W porównaniu z kultowymi Cascadiami i Adasiami Miraże są tak leciutkie, że noga sama podaje. Coś tam prawe kolano się odzywało, kostka też nie do końca w formie (ale to cały dzień dzisiaj, zwłaszcza, że sobie ją wykręciłam na kocich łbach ), ale oj tam, oj tam. Ogarnia mnie Nowa Nadzieja The force is strong with this me
W niedzielę plan przewiduje dwa razy taki dystans. Nie wiem, jak to będzie, dopuszczam możliwość marszobiegu. Zobaczymy. Te dwa dni przerwy na pewno dobrze mi zrobią.
Podsumowanie stycznia:
11 treningów
52,27 km w 6h 23 min
2 wyjścia na basen - 1,5h
5 * ćwiczenia siłowe - 2h 25 min
10 sesji rehabilitacji z dużą ilością ćwiczeń
Stay tuned!
25 min ćwiczenia siłowe
drążek, brzuszki, squaty, stabilizacyjne i nieco rozciągania
Pan fizjo wymasował mi łydkę i rozcięgno, zarządził kilka cyrkowych ćwiczeń i w sumie tyle
czwartek, 31 stycznia
Ulubiony pan fizjo zarządził ćwiczenia młodego padawana (czyli stanie na jednej nodze i majtanie drugą, do tego zamknięte oczy) i podskoki na karnych jeżykach. Te ostatnie nie były przyjemne, podobno przez osłabione troczki, cokolwiek to jest. Jak pan fizjo trzymał troczki (nad kostką), to nie bolało. Mam sobie to tejpować, ale nie do końca ogarniam jak, więc chyba się wybiorę na konsultacje prywatne A, dodatkowo mój mięsień brzuchowaty (albo ten drugi, jak mu tam) został wymasowany i rozluźniony. Cool. I to by było na tyle rehabilitacji, zostało mi jeszcze parę zabiegów krio i ultradźwięków.
PS W drodze do LuxMedu zgubiłam moją ulubioną czapunię... Jestem niepocieszona
6,25 km w 41:48
średnie tempo: 6:41
średnie tętno: 161
max tętno: 170
rozciąganie: zaraz będzie (albo i nie, bo coś nie mogę się zmotywować)
Buty: Saucony Mirage
Wspaniała pogoda na bieganie dzisiaj. Deszcz, wmordewind taki, że zrywa plandeki, gdzieniegdzie błoto po pachy, hell yeah ! Ale i tak cały dzień siedziałam w robocie jak na szpilkach, nie mogąc się doczekać wieczoru i biegania A biegło się super! Na początku trochę lżej niż na koniec, zwłaszcza, że ostatnie dwa km to walka z wiatrem i błockiem, ale i tak było pięknie W porównaniu z kultowymi Cascadiami i Adasiami Miraże są tak leciutkie, że noga sama podaje. Coś tam prawe kolano się odzywało, kostka też nie do końca w formie (ale to cały dzień dzisiaj, zwłaszcza, że sobie ją wykręciłam na kocich łbach ), ale oj tam, oj tam. Ogarnia mnie Nowa Nadzieja The force is strong with this me
W niedzielę plan przewiduje dwa razy taki dystans. Nie wiem, jak to będzie, dopuszczam możliwość marszobiegu. Zobaczymy. Te dwa dni przerwy na pewno dobrze mi zrobią.
Podsumowanie stycznia:
11 treningów
52,27 km w 6h 23 min
2 wyjścia na basen - 1,5h
5 * ćwiczenia siłowe - 2h 25 min
10 sesji rehabilitacji z dużą ilością ćwiczeń
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
niedziela, 3 lutego
11,79 km w 1:19:16
średnie tempo: 6:44
średnie tętno: 164
max tętno: 173
rozciąganie: zaraz będzie
Buty: Saucony Mirage
W piątek poćwiczyłam na drążku, a tak poza tym to zasłużenie obijałam się sportowo dwa dni. Dobrze mi to zrobiło, kostka już prawie nie jest spuchnięta Ale dalej nie ogarniam, jak mam sobie te troczki wesprzeć...
Dzisiaj piękna pogoda, klasyczny wyż zimowy - dość mroźne powietrze i słońce. No i oczywiście wiatr dający w mordę aż miło Dało się to odczuć szczególnie przez ostatnie 2-3 km. No ale teraz będzie u mnie na dzielni wiało przez co najmniej 2 miesiące, trzeba się przyzwyczajać. W parku jeszcze trochę błota, gdzieniegdzie jeszcze zmrożonego, ale Miraże dały radę. Zastanawiałam się przez dwa dni, które buty włożyć, wczoraj jeszcze padało i bałam się ślizgania na błocie, ale z drugiej strony Cascadie są twardsze i sztywniejsze, a na coś dłuższego to ja wolę mieć wygodnie i mięciusio
Plan na dziś mówił: 11,5 do 13 km w tempie 6:00-7:30. Chciałam mieć tempo koło 6:50-7:00. Na początku ruszyłam żwawo, aż się zdziwiłam, że tak szybko, w parku nieco wolniej, bo błoto, a potem znowu żwawo, mimo, że starałam się biec wolno i zwalniać, jak widziałam na zegarku jakieś kosmiczne tempa Zrobiłam też dwie przerwy po drodze - po 35 i 66 minutach. Tak po 2-3 minuty - trochę chodziłam, piłam łyk wody, czyściłam nos, trochę się rozciągałam. Bez tych przerw byłoby ciężko, a tak udało się zrobić tego longa. W końcu miesiąc temu miałam jeszcze gips na nodze. No i mówią, że takie przerwy to nie wstyd
A, i wydaje mi się, że Garmin mi uciął ze 200m - według moich starych zapisków, dzisiejsza trasa ma co najmniej 12 km. Ale nie wiem, może te 5,32 km w parku są niezbyt dokładnie odmierzone albo co. Łorewa. I tak mi ładnie poszło Patrzę w przyszłość z coraz większą nadzieją.
Dziś ruszyły zapisy na Zimowy Bieg Piasta - chciałabym pobiec, tak żeby się sprawdzić, ale nie wiem, czy nie będę musiała w tę sobotę akurat pracować... Pfff.
Stay tuned!
PS Tydzień kończę z przebiegiem 23,16 km, to mniej niż Aniad1312 przebiegła tylko dzisiaj
11,79 km w 1:19:16
średnie tempo: 6:44
średnie tętno: 164
max tętno: 173
rozciąganie: zaraz będzie
Buty: Saucony Mirage
W piątek poćwiczyłam na drążku, a tak poza tym to zasłużenie obijałam się sportowo dwa dni. Dobrze mi to zrobiło, kostka już prawie nie jest spuchnięta Ale dalej nie ogarniam, jak mam sobie te troczki wesprzeć...
Dzisiaj piękna pogoda, klasyczny wyż zimowy - dość mroźne powietrze i słońce. No i oczywiście wiatr dający w mordę aż miło Dało się to odczuć szczególnie przez ostatnie 2-3 km. No ale teraz będzie u mnie na dzielni wiało przez co najmniej 2 miesiące, trzeba się przyzwyczajać. W parku jeszcze trochę błota, gdzieniegdzie jeszcze zmrożonego, ale Miraże dały radę. Zastanawiałam się przez dwa dni, które buty włożyć, wczoraj jeszcze padało i bałam się ślizgania na błocie, ale z drugiej strony Cascadie są twardsze i sztywniejsze, a na coś dłuższego to ja wolę mieć wygodnie i mięciusio
Plan na dziś mówił: 11,5 do 13 km w tempie 6:00-7:30. Chciałam mieć tempo koło 6:50-7:00. Na początku ruszyłam żwawo, aż się zdziwiłam, że tak szybko, w parku nieco wolniej, bo błoto, a potem znowu żwawo, mimo, że starałam się biec wolno i zwalniać, jak widziałam na zegarku jakieś kosmiczne tempa Zrobiłam też dwie przerwy po drodze - po 35 i 66 minutach. Tak po 2-3 minuty - trochę chodziłam, piłam łyk wody, czyściłam nos, trochę się rozciągałam. Bez tych przerw byłoby ciężko, a tak udało się zrobić tego longa. W końcu miesiąc temu miałam jeszcze gips na nodze. No i mówią, że takie przerwy to nie wstyd
A, i wydaje mi się, że Garmin mi uciął ze 200m - według moich starych zapisków, dzisiejsza trasa ma co najmniej 12 km. Ale nie wiem, może te 5,32 km w parku są niezbyt dokładnie odmierzone albo co. Łorewa. I tak mi ładnie poszło Patrzę w przyszłość z coraz większą nadzieją.
Dziś ruszyły zapisy na Zimowy Bieg Piasta - chciałabym pobiec, tak żeby się sprawdzić, ale nie wiem, czy nie będę musiała w tę sobotę akurat pracować... Pfff.
Stay tuned!
PS Tydzień kończę z przebiegiem 23,16 km, to mniej niż Aniad1312 przebiegła tylko dzisiaj
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]