Strasb - w pogoni za formą

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Środa 09/01/2013

1h cardio na siłowni: rowerek + orbi + łyżwiarz/narciarz?

Jak pisałam jakaś taka niewyraźna jeszcze jestem, więc siłkowy zamiennik zamiast biegania. Najpierw 5 minut rozgrzewki na rowerku swobodnie, potem 20' konkretniej - spociłam się nieco, tylko się dziwiłam, że maszyna tętno jakieś z kosmosu pokazuje - nie więcej niż 80-90 uderzeń - dopóki nie odkryłam, że to jednak kadencja pedałowania. :hahaha: Na orbim początkowo bardzo sztywno w udach, w ogóle ten nasz jest jakiś rozklekotany i chyba nie do końca symetrycznie się pracuje. Na koniec łyżwiarz czy też narciach, zaczęłam na niedużym obciążeniu, ale okazało się że dużo wygodniej ćwiczy się przy najwyższych nastawieniach. Dobiłam do godzinki i jeszcze bym się schłodziła na rowerku, ale wpadł pan gasić światła i zamykać - oficjalnie jest czas egzaminów i są krótsze godziny otwarcia, nie byłam jedyną zaskoczoną.
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 10/01/2013

54' easy, buty SKORA FORM

Dziś się jednak skusiłam na hasanie na świeżym powietrzu i na normalny trening biegowy. Podobno dziś najbrzydszy pogodowo dzień z całego tygodnia, fakt - śniegu z deszcze nie brakowało. Jak miałam się zbierać biegać już tylko deszcz, no mżawka taka. Tylko dalej buro, a wiadomo, że w takich okolicznościach najtrudniej wyjść na trening, a potem już biegnie się nieźle. I tak właśnie było. Najpierw pobiegłam mniej więcej naszą zwykłą pętle obiadową - wariant wschodni, zajęło mi to około pół godziny, więc mini trening była zaliczony, ale zmobiliowałam się, by poszurać jeszcze trochę i zatoczyłam też pętle zachodnią mniejszą. :oczko: Na głównym podbiegu z jeziora na poziom campusu szłam, bo jednak chciałam, by ten trening pozostał naprawdę spokojnym. I po tym spacerku złapałam super rytm, ostatni kwadrans na wielkim luzie.

Na nogach SKORA - tak dla odświeżenia sobie wrażeń.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

I dalsza część czwartku:

Wspinaczka 3h

Jakoś ciężko się było rozruszać po przerwie , nie zrobiliśmy zbyt wielu dróg, raczej praca nad techniką.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Chodziło mi po głowie pobieganie w piątek, ale ostatecznie postawiłam na dzień regeneracyjny, a dziś:

Sobota 12/01/2013

narty biegowe, ponad 15km
wspinaczka 2.5h


Jeszcze w piątek przed południem wydawało się, że w ten weekend narty biegowe się nie zmieszczą, ale specjalnemu osobistemu zaproszeniu naszej grudniowej instruktorki nie wypadało odmówić. I tak oto mamy sprzęt wypożyczony na cały sezon i zero wymówek, by z niego nie korzystać. Dziś z domu wyprawiliśmy się wcześnie, ok. 10 dotarliśmy to ślicznie zasypanej świeżym śniegiem La Givrine skąpanej w słońcu. Warunki były doskonałe, nie do porównania z deszczowym grudniem. Świetnie przygotowane tory do klasyka i narty niooosły. Postanowiliśmy machnąc małe kółeczko przed spotkaniem z Kathy, ale z powodu błędów w nawigacji wyszło tego kółeczka ze dwa razy więcej, ponad 6km. Potem trochę kręcenia się w okolicach kilometrowej pętelki, gdzie trenowała grupa, a po zapojeniu herbatką Kathy wysłała nas na nową trasę - no będzie trochę z górki, trochę pod górę...takie tam...ale wy to wysportowani jesteście, nie ma problemu. :bum: No problemów nie było, ale spociliśmy się solidnie: 1.5km podbiegu/podejścia, 1.5km w falujaco i 1km nieźle w górę. Na finiszu byłby piękny widok, ale jakieś chmury się napatoczyły. Jazda w dół bez żadnych wypadków, rzeczywiście sporo się podszkoliliśmy. Choć oczywiście szwajcarskich dziadków to jeszcze długo nie dogonimy. :hahaha:

Cudownie dziś było tak sobie jechać pośród zaśnieżonego lasu, na polankach nietknięta puchowa kołdra skrzyła się w promieniach słońca, a między drzewami niewyczuwalne podmuchy wietrzyku rozpylały z gałęzi leciutki śnieg, no na taką zimę czekaliśmy! :uuusmiech:

Byliśmy piekielnie głodni, obiadek w knajpce na stoku pochłonęliśmy migiem i wciąż byłam głodnawa. Nic to, pojechaliśmy na ściankę. Na świeżości nie działaliśmy, ale z 2.5h roboty odwalone. Ta cwana żółta trasa w kącie wreszcie musiała się poddać, a na innej po raz pirwszy odważyłam się skakać do chwytu - takie małe zwycięstwa. :usmiech:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 13/01/2013

Snowboard - pełna dniówka

Pierwszy raz w tym sezonie więc z początku nieco sztywno i z pewną taką nieśmiałością. Odkrywaliśmy całkowicie nowy teren - Leysin. Tzn. miejscowość dobrze znana z aktywności letnich, ale zimowo wcześniej nie zawitaliśmy. Fajny świeży śnieg i nie za dużo ludzi. Tuż przed obiadem poza trasą nieźle się wpakowaliśmy w jednak dość ciężki śnieg i po wybrnięciu z niego myśleliśmy tylko o wchłonięciu czegoś kalorycznego. Na szczęście szwajcarska kuchnia oferuje to wiele możliwości. Po obiedzie na zachętę pokazało się przepiękne słońce, tylko uda zaczęły jęczeć, że dwa dni zimowych uciech to za dużo. Do tego szybko nadciągnęły chmury i w momencie na trasie widać było w zasadzie nic. Ale nie ma, że boli, do zamknięcia o 16.30 wyjeździliśmy. :bum:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Dziś nie pobiegałam, obiad jakoś na długo na żołądku zaległ, umówiłam się za to na bieganie jutro z moją pracową koleżanką.

I zapisałam się ostatecznie na sobotnie zawody. Wersje krótszą jednak, 7km zasuwania wieczorem z czołówką po śnieżnych pagórach. Ma być mroźno, śniegu jest jeż sporo i w zasadzie codziennie ma sypać.

Podsumowania zaległe:



Podsumowanie tygodnia 31.12.2012-06.01.2013

Choroba. Zero aktywności.


Podsumowanie tygodnia 07 - 13.01.2013

Ilość treningów: 3
Kilometraż: ok. 25km
Biegi spokojne: 1 (+1 trening na maszynach cardio)
Wybieganie: 1 (narty biegowe)
Inne bodźce: -
Pozostała aktywność: wspinaczka x 2; snowboard 1 dzień

Nie najgorzej, ale mogłoby być lepiej. Trochę miałam obawy przez nawracający ból gardła.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Środa 16/01/2013

44' E, buty Evo

W pełnym słońcu po jeszcze dość świeżym śniegu. Cudnie się biegło, mnóstwo innych biegaczy wyległo na ścieżki nad jeziorem. Evo na śniegu sprawują się super, na lodzie już nie. :bum: I w ogóle uwielbiam w nich biegać, ale pomimo pokus w sobotę założę grzecznie WT110.

Wieczór:

Wspinaczka, 3h?

Bardziej event towarzyski niż trening, wizyta na małej ściance szkolnej w Prilly (w tej samej szkole była baza listopadowego biegu na 10 to jest... 8.6km :oczko: ). Powierchnia nie duża, ale tylko dwie łatwe drogi, reszta zdecydowanie pozwalała polatać.
Ostatnio zmieniony 18 sty 2013, 12:14 przez strasb, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 17/01/2013

41' very easy, buty Evo

Jak koleżanka nie biegnie ze mną, to ciężko mi się zmobilizować w południe, bo a to coś do zrobienia, a to głód za duży doskwiera - pójdę po południu. A po południu całkiem sporo było do zrobienia i myślałam, że w końcu nie zdążę, ale rzutem na taśmę się udało. Mroźno, sypał śnieg i wiało wcześniej, ale akurat się uspokoiło. Niebawem po starcie złapał mnie ból w podbrzuszu. Postanowiłam szurać powolutko aż sobie pójdzie. I faktycznie po jakimś kwadransie tak było, a szurało się naprawdę bardzo, bardzo przyjemnie, no sama radość w ruchu. Kombinajca temperatury, tempa i ubrania była taka, że wróciłam nic a nic nie spocona. :szok:

Co było w sumie wygodne, bo tylko zmiana niektórych ciuszków i myk na ściankę. Miało być lajtowo, bo wspinaliśmy się dzień wcześniej i nie za dużo czasu, a tymczasem spompowałam się tak, że w drodze powrotnej usnęłam w aucie po 5 minutach. Zawzięłam się, że przejdę na czysto pierwszą swoją drogę 6a. Trochę już w kierunku próbowałam w sobotę, opracowałam, jak robić ostatni krok - doskokiem, bo za niska jestem, ale spadałam wciąż w innych miejscu pośrodku. Tym razem środek wyszlifowałam do perfekcji, ale kosztowało mnie to tyle sił, że na samej górze nie miałam siły doskoczyć. No nic, następnym razem, na świeżo na pewno się uda. '6a' to niby wreszcie taki poziom, który ciężko zrobić tak przyszedłszy z ulicy - dotychczasowe moje osiągi mieściły się w kategorii: "sprawny człowiek zrobi z miejsca". Niemniej mnie przejście przez te 5a, 5b, 5c trochę kosztowało. :lalala:

Wspinaczka 2.5h
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Sobota 19/01/2013

Wspinaczka 3h

No, może to nie było najoptymalniejsze wyostrzenie przed wieczorną śnieżną masakrą, ale trzeba było jakoś w weekend upchnąć czas na zainteresowania obu stron. Niby w planach miałam oszczędzanie się, ale ostatecznie ręce sponiewierałam konkretnie - bo biegają głównie nogi, nie? :hahaha: W każdym razie 6a padło, ale wcale nie w pierwszym ani piątym ataku. :spoko:

Xtreme Trail Blanc, Mouthe, buty WT110

Dystans? Czas?

Po ściance do domu na obiad, rozleniwienie się wkradło, a tu trzeba by się zbierać, zwłaszcza że pogoda na przeprawę przez góry średnia. Dobrze, że rano większość rzeczy naszykowałam, bo przy sprawdzaniu adresu na stronie internetowej okazało się, że start o 16.45 a nie o 17ej - wylot z domu był szybki, choć przy zapisach wyraźnie podawali 17tą. Ze sprzętu organizator nakazał camela lub pas z bidonem, folię NRC, czołówkę, komórkę. Ja dorzuciłam drugą zapasową lampkę i jakieś batony. Nakładek z kolcami nie posiadam, wahałam się nad zakupem, ale ostatecznie nie nabyłam. Stuptutów nie wzięłam, nie mam specjalnych biegowym tylko takie do wyższych butów, nie chroniłyby mnie, a mogłyby przeszkadzać.

Przy wyjeździe z Lozanny padał deszcz, na autostradzie zaczął się śnieg, nie tylko w powietrzu, ale coraz grubszą warstwą i na nawierzchi. Po zjeździe w kierunku Francji utknęliśmy za kolumną jadącą ze 30km/h (pewnie za kimś na letnich oponach :sss: ). Zaczęłam się zastanawiać, kiedy będzie należało się poddać i zawrócić. Na szczęście po francuskiej stronie szybko było lepiej, droga czarna, a zamiast śniegu deszcz. Dojechaliśmy do Mouthe, wcześniej w samochodzie ubrałam się wcały rynsztunek, pognaliśmy szukać, gdzie wydają numery. Zamieszanie spore, ale numer w ostatniej chwili odebrałam (+koszulkę techniczną), udało się zaliczyć toaletę, ale ominęło mnie objaśnianie trasy, którego z resztą chyba i tak mało kto słuchał. Ludzi duuuużo jak na bieg w takim wigwizdowie. Przypięłam numer, oddałam wszelki nadbagaż mężowi, podążyłam za tłumem wylewającym się z sali. Ledwo stanęłam na ulicy przed, tłum zaczął biec. Co to, już start? Godzinę mamy 16.53. :ojoj: No nic biegniemy za wszystkimi. W padającym deszczu radośnie przez rozjeżdżone na ulicach błoto pośniegowe. Ciekawe jak ludziom w nakładkach wygodnie na tym asfalcie i w ogóle co ta za Xtreme Trail tyle po asfalcie? I dziwne, że w sumie jak spojrzeć w przód, to biegniemy zwartym peletonem bardzo, tempem narzuconym przez dwa samochody na czele. Wybiegliśmy z mieściny, podbiegamy pod ścianę doliny i okazuje się, że dopiero teraz dotarliśmy do prawdziwego startu - zeskok z szosy w głęboki śnieg. W sumie faktycznie mapka na stronie pokazywała metę w innym miejscu niż start, nawet zastanawiałam się jak to będzie z powrotem na koniec do tej sali. Nagle wszystko się rozjaśnia. Obiecane 7km dopiero przede mną.

Momentalnie nogi dość mocno się ślizgają na przemielonym nogami biegaczy śniegu. Prawie zaraz trasa idzie mocno w górę, grupa równo maszeruje, ja jeszcze sporo biegnę, podobnie jak pani, która została moją sąsiadką jeszcze na części asfaltowej, ale niebawem i ja kapituluję - iść po prostu jest szybciej. Po stromym kawałku wypłaszczenie, trochę biegu, potem znów grupa maszeruje nawet na niewielkim nachyleniu. Nie mam za dużo energii, dostosowuję się. Niebawem pierwszy punkt kontrolny, rozgałęzienie trasy 13km/7km i dla siódemkowiczów szalony zbieg trasą zjazdową. Buty ślizgają się bardzo, początkowo prawie idę, potem odkrywam, że w kopnym śniegu biegnie się stabilniej i nabieram pewności oraz prędkości. Na dole ostry zakręt i dawaj znów na górę, tym razem "monośladem" wydeptanym w głębszym śniegu. Kogoś tam doganiam jeszcze w marszu, sam ustępuje mi miejsca, na wypłaszczeniu za przykładem "sąsiadki" podrywam się do biegu, dobijam do jakiegoś maszerującego pana, na moje nieśmiałe przepraszam nie ma reakcji, wyprzedzam w puchu po kolana bokiem. Zaraz zaczyna się zbieg, tym razem łagodniejszym i z góry dołączają do nas znów trzynastkowicze. Zgubiłam gdzieś panią sąsiadkę, której chyba poluzowały się nakładki, walczę dzielnie na ścieżce pomimo bocznym uślizgów (tylko jedna gleba, miękkie podłoże, więc nie ma o czym mówić) i staram się nie dać stratować wyprzedzającym trzynastkowiczom. Niestety na zbiegu stabilna dotąd czołówka nieubłaganie co chwila zjeżdża mi na nos, a to właśnie czas ją zapalić.

Po dłuższej chwili kręcenia w lesie dobijamy do punktu odżywania na skraju pól i teraz biegniemy po płaskim wzdłuż ściany lasu. Zaczyna się robić ciężko, koncentruje się na biegu swoim tempem, nie ma co się wyrywać za szybszymi trzynastkowiczami. Niektórzy idą, ja podtrzymuję bieg, ale spoglądam tęskie kiedy to widoczny z przodu sznur czołówek zacznie zakręcać stronę wioski. Jest i zakręt z małym podbiegiem, zbliżamy się do asfaltówki w stronę Mouthe - no to końcówka będzie łatwa. Gdzie tam - obsługa punktu kontrolnego wysyła nas ponownie w śniegi po drogiej stronie asfaltówki. Przed nami seria krótkich a stromych małych kopczyków bardziej niż pagórków, w przemielonym śniegu nie są one łatwe. Jest już po prostu ciemno, niewiele widzę pod nogami, bo zasłania mi własny cień w świetle czołówki biegacza z tyłu. Znów przebiegamy przez szosę, wolontariusze zaganiają trzynastkowców na jeszcze pętlę w bok, a nam zostało według ich zapewnień - "tylko dwa małe ostatnie kilometry". Wpadłam butem w lodowatą kałużę, deszcz dalej pada, ale napieramy. Ostatni duży zbieg, przedzieranie się przez puch daje w nogi, ale wyprzedzam tych ślizgających się na ścieżce. Zakręt, wbieg na ostatni kopczyk, wolontariusze zagrzewają, by nie odpuszczać, na szczycie kopczyka gleba twarzą w śnieg, ale szybko się podnoszę. Teraz już tylko serpentyny przez łakę pomiędzy pochodniami i ostatnia prosta. Kibice reagują gorąco, więc jak tu nie zebrać się do finiszu. Za mną chyba jakiś lokalny pan, bo sporo osób krzyczy, że ma mnie nie puścić. Ostatecznie przecinamy linię mety razem i sobie serdecznie gratulujemy. Łapię kawałek czekolady i kubeczek z herbatą, która okazuje się niestety colą. Nic to, pędzę się przebrać w coś suchego. No, jednak było nieco Xtreme. :hej:

Dystans to oficjalnie 7km + ta część po asfalcie - oceniam na ponad 2km. Wbiegałam na śnieg mając z około 14 minut na zegarku, na mecie stopera nie zatrzymałam, jak spojrzałam, to było z 1h17. Czas od organizatora może jakiś będzie, ale np. przy wbiegu na śnieg bynajmniej nie czekano aż cała grupa dobiegnie asfaltem, a na mecie nie wiem czy był pomiar.

Edit: jest oficjalny czas 1:03:14, jest to chyba czas liczony od początku śniegu (tzn. od wbiegnięcia pierwszej osoby na śnieg :oczko: ), pan ścigający się ze mną na finiszu sklasyfikowany jednak sekundę później :bum:
Ostatnio zmieniony 21 sty 2013, 19:15 przez strasb, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 20/01/2013

Biegówki, 1h20?, regeneracja

Najpierw solidne odespanie wczorajszych wrażeń, potem jednak wyszliśmy się przewietrzyć. Na terenach tuż nad Lozanną piękna słoneczna pogoda, ale i śnieg przez to wyglądał kiepsko. Podjechaliśmy nieco wyżej, większość drogi we mgle ale w samym Le Cret znów ślicznie. Śnieg zmiękł w słońcu, ale tory się trzymały, choć błoto trochę wyłaziło. Testowałam nowego, ślicznego softshella z kolekcji biegówkowej upolowanego na soldach, ale było na to za ciepło - upociłam się jak mysz.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Podsumowanie tygodnia 14 - 20.01.2013

Ilość treningów: 4
Kilometraż: ?
Biegi spokojne: 2
Wybieganie: 1 (narty biegowe)
Inne bodźce: zawody - Xtreme Trail Blanc Mouthe
Pozostała aktywność: wspinaczka x 2

W zasadzie plan wykonany, 3 jednostki stricte biegowe + jeden trening zamiennie na nartach biegowych. Zrealizowałam pierwsze z założeń na 2013 - zakosztowanie Trail Blanc.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Środa 23/01/2013

1h easy, 8.7 km (6:55 min/km), buty Light Silence

Ależ ja dawno nie biegałam w rewirach domowych- okazało się. Chociaż pora była późna z przyjemnością poczłapałam sobie wzdłuż Route de Lac do portu w Lutry i z powrotem. Jak widać zawrotnie szybko nie wyszło, ale trening był czystą przyjemnością. Pierwotnie miał się on odbyć wczoraj, ale trochę plan dnia się rozjechał i dokuczał mi żołądek, to byłaby walka zamiast dzisiejszej przyjmeności.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 24/01/2013

Wspinaczka 3h

Napięty grafik w pracy, nie udało się pobiegać, musiałabym z obiadu całkiem zrezygnować, a wtedy padłabym w drugiej części dnia. Na wspinaczce intensywnie, wyszliśmy nawet 15 minut przed zamknięciem sali, bo już wszystkim ręce odmawiały posłuszeństwa.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Sobota 26/01/2013

Narty biegowe 1h50

W piątek miałam pobiegać, ale w pracy się nie zebrałam, czas by się znalazł, jakbym się postarała, ale jakaś rozlazła byłam. Nie trzeba się spieszyć, bo przecież pobiegam wieczorem. A wieczorem była niespodziewana impreza, więc w końcu nie pobiegałam, ale i czymś innym niż sportem czasem pożyć trzeba. Niemniej gnana lekkimi wyrzutami sumienia nastawiłam budzik na wczesną godzinę, żeby śmignąć jakąś godzinkę w sobotni poranek przed wypadem na snowboard. Budzik zadzwonił, za oknem ciemnawo, bez większego wahania obróciłam się na drugi bok i ową godzinkę przespałam. Okazało się to słuszną decyzją, bo na snowboard nie pojechaliśmy, pan małżonek uszkodził sobie wczoraj rękę otwierając wino i po nocy wyglądało to nieciekawie. W sumie od dawna po cichu marzyła mi się spokojna sobota w Lozannie. :hahaha: Najpierw ruszyłam w miasto, by załatwić różne rzeczy z listy "gdy się trafi wolna sobota". Koło południa ładnie się wypogodziło, przyjemnie się spacerowało po centrum. Zaraz zakiełkował mi w głowie plan - po szybkim obiedzie kierunek Chalet a Gobet, w bagażnik i narty, i buty do biegania - jedno z dwóch na pewno się uda.

W Lozannie samej śniegu już nie ma, ale w okolicach Epalinges pobocza już białe, parking w Chalet a Gobet nabity samochodami - całe rodziny szaleją na saneczkach. Decyduję się zamienic buty biegowe na narciarskie. Plan - przejechać zieloną trasę ze ścieżek biegowych. Tę dobrze znam, a jak mi zejdzie do zmroku to i z czołówką z niej się wydostanę. Wpinam narty i jadę wzdłuż saneczkowiska. Potem podejście pod górę - lekka masakra po takim przemielonym setkami butów terenie. Wreszcie jestem na górze i skręcam w dróżkę. Sporo spacerowiczów, sporo zlodzonych kawałków - posuwam się bardzo wolno i ostrożnie, by żadnej babci z pieskiem nie mieć na sumieniu. Inaczej ta trasa wyglądała przy pierwszych śniegach w grudnio, teraz mocno jest wyeksploatowana i jak taki lód będzie na niektórych zjazdach, to będzie wesoło. Na niektórych skrętach kusi wybranie lepszych dróg, ale lepiej się trzymać znanego (i oznaczonego). Na zjazdach było faktycznie ciężkawo, ale jedyne gleby, jakie zaliczyłam to w zupełnie łatwych momentach - jedna u stóp pięknego syberiana. Gdy po chwili zbliżyli się jego państwo, dopytywali się, czy to nie z winy psa upadłam (miło!), zapewniłam, że co najwyżej przez jego urodę i swoje gapiostow. :hahaha: Na koniec trochę kluczyłam, by ominąć końcowy spory spadek, gdzie ścieżka biegowa idzie po sporych korzeniach. W każdym razie +/- te 7.5 km zrobiłam, znaczek 5km mijałam po 40 minutach. :hahaha: Przy takim tempie zdecydowanie czułam niedosyt po skończeniu pętli. I wtedy ukazały mi się piękne ślady biegnące środkiem łąki, poniżej miejsca, gdzie zatrzymują się saneczkarze. No, wreszcie była porządna jazda, niezłym masochistą byłam pchając się wcześniej tą ścieżką w lesie. :bum: Przebiegłam łaką dwa razy tam i z powrotem, te ostatnie 40 minut to dopiero rzeczywiście było bieganie. Skończyłam o zachodzie słońca. Tym razem softshell sprawdził się po prostu super (trasa raczej cienista, nie w samo południe). Śmigałam też w legginsach biegowych zamiast spodni z membraną i w cieńszych rękawiczkach - zestaw był komfortowy.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 27/01/2013

Biegówki 2h50

Mąż rano stwierdził, że dalej jest kontuzjowany i musiało go naprawdę nieźle boleć, bo stwierdził, że i na wspinaczkę nie idziemy. W efekcie nie zerwałam się bladym świtem, ale mimo wszystko o 10ej byłam na parkingu w Chalet a Gobet, bo ładna pogoda miała być tylko do południa. Plan był taki, żeby dziś pozwiedzać trochę nowych dróg w lesie, wczoraj wieczór uważnie studiowałam różne mapki. Przejechałam łąką i za innymi śladami skręciłam do lasu - a tam zjazd po lodzie kończący się szlabanem. Skapitulowałam, zeszłam na butach. Potem miałam kawałek pojechać wczorajszą trasą, hmmm to chyba ten zakręt, ale trasa tak pod górę, niemożliwe, żebym stamtąd wczoraj zjechała. A jednak była to prawda. :hahaha: Pod prąd wyglądało dużo groźniej. Na skrzyżowaniu z mnóstwem drogowskazów skręciłam w pieszy szlak w kierunku Froideville - ależ się cudnie jechało tym duktem, słońce, las wokół, a śmigam w nieznane! Jazda skończyła się tuż pod Froideville na asfalcie, niby do celu niedaleko i może by tak przez czyjąś łąkę przeciać - dobrze, że się nie skusiłam, bo od celu dzielił mnie wąwóz potoczkiem. Po podejściu kawałka asfaltem odnazłam pętle biegową Froideville, brak śladu maszynowego (miejscami maławo śniegu), ale mnóstwo śladów indywidualnych. No to śmigam, aż na zjeździe wyrosła mi przed nartami hopka z błota. Rąbnęłam tuż za nią. Idący z przeciwka starszy pan upewniał się, czy nic mi nie jest i ostrzegał, że podobnych niespodzianek jeszcze czeka mnie sporo. Za chwilę faktycznie było trochę po lodzie, ale po wjechaniu do lasu już całkiem fajnie. Czasami tylko miałam wątpliwości co do przebiegu trasy, na jednym skrzyżowaniu natknęłam się na odpoczywającego narciarza - to się upewnię co do drogi. Nie zdążyłam, pierwszy powiedział, że się trochę zgubił. :hahaha: No nic, jedziemy za śladami, cudnie jest - tylko żal mi tego męża siedzącego samemu w domu. Chwilę po tym telefon - "wiesz, jednak spróbujmy na tę wspinaczkę, ile tak można w domu siedzieć." :hej: Dobra, już biegnę.

Zrobiłam w tył zwrot, wróciłam pod Froideville i myślę, jak by tu ominać ten spacer asfaltem. O, tu można ładnie skrócić. Ten skrót to był zjazd stokiem narciarskim z chwilowo nieczynnym orczykiem. Ciekawa przygoda na biegówkach, zwłaszcza, że ja na nartach zjazdowych nie umiem jeździć. :bum: To teraz moim pięknym duktem do skrzyżowania. Już wiem, czemu tak się nim płynęło poprzednio - on jest cały czas delikatnie nachylony. :hahaha: Na skrzyżowaniu była nieźle spocona. W sumie biegu do samochodu godzina w niezłym tempie, całość orki - 2h50. Wspinaczki było zaledwie :oczko: 2h15', ale jedna złośliwa droga dostała wreszcie za swoje! Po powrocie do domu odnowa biologiczna- ciepła kąpiel na sponiewierane ręce, grzbiet też nieco ciągnął.
ODPOWIEDZ