
Biegam piąty rok.
Najpierw to było jakieś takie nieregularne bieganie, chociaż udało mi się chyba uniknąć typowych błędów amatora, bo prawie od samego początku mojej przygody z bieganiem zacząłem przychodzić na spotkania ścieżek biegowych Nike, gdzie miałem okazję potrenować pod okiem trenerów, którzy pokazali różne ważne rzeczy, zróżnicowane środki treningowe, rozgrzewkę i rozciąganie - więc przynajmniej nie zacząłem biegania od robienia wszystkich treningów szybko, coraz szybciej.
Biegać zacząłem, żeby schudnąć. Jak - mam wrażenie - wiele osób tutaj. Teraz chyba mam odwrotnie, ciągle ważę sporo za dużo, ale raczej chudnę, żeby lepiej biegać niż odwrotnie.
W zawodach zacząłem biegać wcześnie, bo po kilku tygodniach, z potrzeby rzeczywistego sprawdzenia się i wiarygodnej oceny postępów, i zachęcony mocno wynikami testu Coopera, w którym po 6 tygodniach przygody biegowej zrobiłem ponad 3 km. Najpierw krótkie dystanse, bo nawet 10 km mnie stresowało i strasznie hamletyzowałem. Pierwszą trasę zawodów pojechałem zresztą kilka dni przed biegiem dokładnie obejrzeć, przespacerować się nią, zapamiętać profil. Do dychy dojrzewałem przez cztery miesiące. Pierwszy półmaraton pobiegłem po roku, maraton po półtora - zresztą jak się okazało za wcześnie. Znajomi biegli, więc też się zapisałem, nie najlepiej przygotowany, i skończyło się prawie kompletną porażką (dobiegłem do mety, więc nie aż taką zupełnie kompletną). Następny pobiegłem siedem miesięcy później, po porządnym treningu, poprawiając się o ponad pół godziny.
Szczyt formy miałem w zeszłym roku, na wiosnę. Potem niestety coś się załamało. Po wiosennym maratonie sobie pozwoliłem na trochę za bardzo dodatni bilans energetyczny i już mi się nie udalo wrócić potem do jakiejś przyzwoitej wagi. Potem zimą przyplątała się kontuzja, kompletnie rozbijając mi plan treningowy i zmuszając do rezygnacji z prawie wszystkich startów wiosną 2012 - czego bardzo żałuję, bo miałem ambitne plany, a pogoda była w tym roku idealna do bicia życiówek. Potem jakaś infekcja gardła, kilkutygodniowy urlop w warunkach raczej uniemożliwiających trening - i w końcu wyszedł mi najgorszy dotychczas sezon. Jedyna życiówka, którą poprawiłem przez cały rok to moja życiówka na 10 km - i tylko dlatego, że w zeszłym roku kiedy byłem w formie priorytetem był maraton i żadna prawdziwa dycha się nie trafiła. Ale to marna życiówka - nawet półmaraton pobiegłem już szybszym tempem.

Maraton 3:07:04
Półmaraton 1:27:36
I moje odstające od reszty 10 km 43:00

Miałem się do tego przymierzać w tym roku, ale przez kontuzję i roztycie nic z tego nie wyszło. Więc będziemy próbować na wiosnę - w kwietniu pierwsze prawdziwe podejście do złamania trzech godzin.
Po drodze spróbuję poprawić pozostałe życiówki. Jeśli mam łamać trzy godziny, to powinno się udać również 1:25 w półmaratonie i nie powinno być żadnym problemem zejście poniżej 40 minut na 10 km.
I schudnąć, trochę przy okazji biegania, na tyle żeby dało się zobaczyć, że mam jakieś mięśnie na brzuchu, czyli jakieś 10-12 kilo, ile konkretnie to pewnie trochę w zależności od tego, ile będę tracił tłuszczu, a ile masy sie zrobi z dodatkowych mięśni, więc może się jeszcze okazać, że jeśli zamienię tłuszcz na mięśnie, to nawet z jakichś 5-6 kilo mniej będę zupełnie zadowolony.

Bieganie. Planuję biegać pięć razy w tygodniu, zaczynając od poniedziałku, po okresie kilkutygodniowego roztrenowania. Na ile obowiązki zawodowe mi pozwolą to sie okaże, ale zamierzam zrobić z tego dość ważny priorytet. Trochę też po to tu piszę, żeby się dodatkowo zmotywować

Po drodze chciałem zrobić przynajmniej część cyklu w Falenicy oraz testowo półmaraton pięć tygodni przed maratonem i 10 km na tydzień przed.
Gimnastyka siłowa. Oprócz biegania koniecznie muszę się poważniej wziąć za ogólną pracę nad sobą. Stabilność ogólna, praca nad równowagą (mój fizjoterapeuta był zdania, że moja wiosenna kontuzja się wzięła właśnie z braku stabilności), praca nad korpusem, regularniejsze ćwiczenia brzucha i całej zaniedbywanej reszty - pośladków, grzbietu, szyi i takich tam. Fajnie by było dodać basen z raz w tygodniu, ale nie wiem, czy mi się uda znaleźć czas jeszcze szóstego dnia.
Dieta. Diety ciężko mi nie traktować jako części treningu, zwłaszcza że chcę schudnąć ponad dziesięć kilo. Wierzę w dietę zrównoważoną i deficyt kaloryczny i tego się zamierzam trzymać, zadziałało w zeszłym roku i w tym potrzebuję jedynie trochę więcej samodyscypliny i znowu zadziała. Jedyne moje obawy to białko, bo i poprzednio nie miałem żadnego sensownego pomysłu skąd je brać, jeśli mam w miarę normalnie jeść bez suplementowania się, i nadal nie mam, a moje obecne 0,7-0,8 na kilogram masy z tego co czytam to trochę mało.