Piechu pisze:Primo. Używanie pulsometru przez początkującego wprowadza jeszcze większy mętlik (...) żeby mieścić się w danym przedziale musi szurać choć czuje, że może truchtać lub biec powolutku (...) w tym momencie pulsometr na nic mu się zda bo powinien biegać na czucie a nie na puls
Czucie czego? Przecież początkujący ma mętlik, nie wie, czy jak mu serce chce wyskoczyć z piersi to normalne, czy nie. Nie wie, czy ma biec wolniej, czy szybciej. Ja z pulsometrem zaczynałem pracę na ergometrze i oritreku, oczywiście nie wiem, czy miało to sens bo - tak jak piszesz - z intensywnością zmienia się udział tłuszczu w spalaniu, ale jak? tego tez nie wiemy, bo może być i tak, że to indywidualne..Druga sprawa. Dzisiejszy "początkujący" to internauta, jak chce, to poszuka sobie informacji, co i jak, a jak umie odróżnić fachową poradę od bełkotu, znajdzie interesujące go odpowiedzi. Może sądzę po sobie, ale nie wiem, czy dziś jest ktoś, kto nagle wygrzebie z szafki obuwie i wybiegnie na dwór, nie czytając nic o bieganiu..
Piechu pisze:Jeśli już ktoś się chce trzymać strefy spalania tętna to może biegać w tempie konwersacyjnym i to wystarczy
Tempo konwersacyjne..dla każdego oznacza co innego, o początkującym nie wpominając..Ja do dziś nie wiem, co to znaczy dla mnie..Oj, przepraszam, po wczorajszym ZBN wiem, że przy 7:00 mogę parę zdań zamienić, ale czy to już konwersacja?..
Żeby pogodzić to, co herson pisał - tętno to parametr, jeden z wielu. Porządny początkujący powinien pójść najpierw do lekarza, zbadać serducho, czy ma zielone światło. Ja jestem akurat nieporządny. W zeszłym tygodniu dopiero wziąłem kwita od rodzinnej znachorki do zwykłego EKG, a już rok biegam. Wziąłęm, bo...utrzymuję się wciąż w wysokim tętnie i nie biegam "na lajciku", choć biegam wolno. I tu właśnie kłania się to "czucie siebie", pojęcie abstrakcyjne, bo nie wiem, czy to, że "mam jak mam", to normalne, czy nie..Tym bardziej nie wie tego ten, który pierwszy raz założył buty.