szymon - 37:xx na 10k na pełnym luzie
Moderator: infernal
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
10 XI
BBL
Miły rozruch w doborowym towarzystwie.
11 XI
II Luboński Bieg Niepodległości
10 km, atest
38:10
Wymarzony koniec sezonu. Udało mi się poprawić życiówkę, czego absolutnie się nie spodziewałem. Najważniejsze jednak, że po mordędze na trasie w Rakoniewicach, teraz biegło mi się wspaniale.
Organizacja bardzo dobra. Trasa dość wymagająca. Pogoda idealna.
Ustawiłem się w trzeciej linii, żeby nie psuć sobie humoru slalomem na starcie. I bardzo dobrze, bo dobiegłem dwudziesty piąty, więc nikogo raczej nie zablokowałem. Nie czułem się ani szczególnie mocny, ani słaby. Właściwie, to już dawno nie podszedłem do biegu z takim spokojem. Wziąłem stoper i paradoksalnie dzięki niemu biegło mi się bardzo swobodnie.
Właśnie pełna swoboda była dla mnie zupełnym novum. Leciałem luźno i szybko. Kolejne kilometry mijały błyskawicznie. Nie oszczędzałem się. Wszedłem w idealny dla mnie rytm, a rzut oka na stoper po kolejnych kilometrach dawał mi ogromną pewność siebie, bo oto lecę po życiówkę na pełnym luzie. Pierwsza połowa trasy z zapasem, ale było sporo z górki. Druga połowa to długaśne łagodne podbiegi (z wypłaszczeniami na długości jakichś 2,5 km, jeśli przesadzam to niewiele ) Bez paniki. Tempo spadło, bo nie było innego wyjścia.
Ostatnie półtora kilometra na oparach. Starałem się nie zapadać w sobie. W głowie miałem taki bębenek, jak marsjańska armia w "Syrenach z Tytana". Przed metą długa prosta, wyznaczałem sobie po drodze punkty, do których mam dobiec, znak drogowy, samochód, drzewo. Nie miałem sił na finisz, ale yacool mocno mnie zmotywował dopingiem i udało mi się wyciąć jeszcze jednego zawodnika.
Potem kiełbasa, herbata i pogaduchy. W losowaniu nagród wszyscy liczyli na kołdrę, ale nie udało się. Przede wszystkim dlatego, że kołdry nie losowali...
Przechodzę na razie na wolne wybiegania. Co jakiś czas przełaje w weekend.
BBL
Miły rozruch w doborowym towarzystwie.
11 XI
II Luboński Bieg Niepodległości
10 km, atest
38:10
Wymarzony koniec sezonu. Udało mi się poprawić życiówkę, czego absolutnie się nie spodziewałem. Najważniejsze jednak, że po mordędze na trasie w Rakoniewicach, teraz biegło mi się wspaniale.
Organizacja bardzo dobra. Trasa dość wymagająca. Pogoda idealna.
Ustawiłem się w trzeciej linii, żeby nie psuć sobie humoru slalomem na starcie. I bardzo dobrze, bo dobiegłem dwudziesty piąty, więc nikogo raczej nie zablokowałem. Nie czułem się ani szczególnie mocny, ani słaby. Właściwie, to już dawno nie podszedłem do biegu z takim spokojem. Wziąłem stoper i paradoksalnie dzięki niemu biegło mi się bardzo swobodnie.
Właśnie pełna swoboda była dla mnie zupełnym novum. Leciałem luźno i szybko. Kolejne kilometry mijały błyskawicznie. Nie oszczędzałem się. Wszedłem w idealny dla mnie rytm, a rzut oka na stoper po kolejnych kilometrach dawał mi ogromną pewność siebie, bo oto lecę po życiówkę na pełnym luzie. Pierwsza połowa trasy z zapasem, ale było sporo z górki. Druga połowa to długaśne łagodne podbiegi (z wypłaszczeniami na długości jakichś 2,5 km, jeśli przesadzam to niewiele ) Bez paniki. Tempo spadło, bo nie było innego wyjścia.
Ostatnie półtora kilometra na oparach. Starałem się nie zapadać w sobie. W głowie miałem taki bębenek, jak marsjańska armia w "Syrenach z Tytana". Przed metą długa prosta, wyznaczałem sobie po drodze punkty, do których mam dobiec, znak drogowy, samochód, drzewo. Nie miałem sił na finisz, ale yacool mocno mnie zmotywował dopingiem i udało mi się wyciąć jeszcze jednego zawodnika.
Potem kiełbasa, herbata i pogaduchy. W losowaniu nagród wszyscy liczyli na kołdrę, ale nie udało się. Przede wszystkim dlatego, że kołdry nie losowali...
Przechodzę na razie na wolne wybiegania. Co jakiś czas przełaje w weekend.
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
13 XI
10,6 km E 5:05/km
Nogi wciąż ciężkie po niedzieli, ale mam wrażenie, że z każdym dniem odpoczynku cięższe. Zupełnie swobodnie, właściwie chciałem nawet trochę wolniej.
Wziąłem na spróbowanie oberżnięte kaptereny. Strasznie twardy jest ten zostawiony fragment podeszwy. Po kilku kilometrach stopa się przyzwyczaja, ale to nie ten komfort, do którego przywykłem Natomiast nie powiem, jeśli chodzi o psie gó..na to przyczepność dużo lepsza - sporo się przyczepia.
Zbieram myśli i refleksje, które ubiorę w słowa i pewnie jutro wrzucę w ramach podsumowania drugiego sezonu debiutanckiego.
10,6 km E 5:05/km
Nogi wciąż ciężkie po niedzieli, ale mam wrażenie, że z każdym dniem odpoczynku cięższe. Zupełnie swobodnie, właściwie chciałem nawet trochę wolniej.
Wziąłem na spróbowanie oberżnięte kaptereny. Strasznie twardy jest ten zostawiony fragment podeszwy. Po kilku kilometrach stopa się przyzwyczaja, ale to nie ten komfort, do którego przywykłem Natomiast nie powiem, jeśli chodzi o psie gó..na to przyczepność dużo lepsza - sporo się przyczepia.
Zbieram myśli i refleksje, które ubiorę w słowa i pewnie jutro wrzucę w ramach podsumowania drugiego sezonu debiutanckiego.
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
14 XI
10,7 km E (5:01/km)
5 przebieżek ~80 m
Easy plus przebieżki na odmulenie. Od przyszłego tygodnia wrócę do trenowania siły.
Podsumowanie sezonu
Właściwie zacząłem pisać to krótkie sprawozdanie jeszcze przed ostatnim startem, żeby potem nie odrywać się od zasłużonego rogala marcińskiego. Jest dużo lepiej niż mógłbym spodziewać się rok temu, bo wtedy po prostu nie biegałam i nie liczyłem, że jeszcze wrócę do treningów. W styczniu 2011 r. złapałem kontuzję równie banalną, jak jej nazwa – kolano biegacza.
Wróciłem do biegania po roku, w styczniu 2012 r. Nie było tak ciężko jak na samym początku, bo kondycję miałem z regularnego jeżdżenia na rowerze do pracy. Urżnąłem podeszwy pod piętami w moich żelazkach i zacząłem interesować się techniką, żeby nie skończyć jak poprzednio. Gdy zeszły śniegi przywiozłem sobie z Gdańska ekideny i wystrugałem zenki. Wtedy wydawało mi się, że zmiana buta wystarczy do zmiany techniki, teraz wiem, że to nie takie proste, a sam sposób lądowania to tylko element większej układanki.
W lipcu przeprowadziłem się do Poznania, więc grzechem byłoby nie skorzystać z treningów yacoola. Kupuję jego filozofię biegania i staram się nakłonić własne ciało, żeby jak najmniej przeszkadzało mi w bieganiu. Bardzo powoli pojawiają się efekty. Idealnie nie będzie nigdy, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Najważniejsze, że ciągle biegam i na razie, odpukać, nie wracają problemy z kolanem i plecami.
Praca nad koordynacją, rytmem i luzem nie wyklucza tradycyjnego treningu. Przez większość sezonu biegałem mniej niż 45km w tygodniu i udało mi się z tego wykręcić całkiem niezłe wyniki.
Przez rok zrobiłem spory progres. Jeszcze zanim wróciłem do biegania, we wrześniu 2011 roku, z marszu (no po 4 rozbieganiach) pobiegłem 15 km w ok. 1:06-1:07 (nie było atestu). Taki też pewnie był mój wyjściowy poziom w styczniu, gdy zacząłem truchtać sobie po te 30'. Już w kwietniu zdecydowanie poprawiłem życiówkę na dychę sprzed kontuzji - z 41:xx na 39:xx. Przy wyznaczaniu temp treningowych na lato oparłem się co prawda na zdecydowanie przeszacowanym tempie z garmina (trasa dychy bez atestu), ale różnice nie były jakieś znaczące. Wiosennego coopera (3210) poprawiłem jesienią o 100m (3340). Ukoronowaniem sezonu była dycha w 38:10 w Luboniu. Z 15km w 1:06 do dyszki w 38:10 to spory skok.
Waga zeszła do 76 kg i tak się trzyma już parę miesięcy.
Rezultaty 2012:
400m – 60.53
800m – 2:18
1000m – 2:59
cooper - 3340
5k (GP) – 18:36
10k – 38:29
Plany:
- wypracować technikę biegu – ma być luźno, efektywnie, ładnie i szybko
- pościgać się zimą w przełajach, wiosną zbliżyć się do 18:00 na GP
- popracować nad siłą, nie tylko biegową
- zwiększyć kilometraż do 60 km/tydzień
- na wiosnę 37:xx na dychę i 2:55 na 1000m
10,7 km E (5:01/km)
5 przebieżek ~80 m
Easy plus przebieżki na odmulenie. Od przyszłego tygodnia wrócę do trenowania siły.
Podsumowanie sezonu
Właściwie zacząłem pisać to krótkie sprawozdanie jeszcze przed ostatnim startem, żeby potem nie odrywać się od zasłużonego rogala marcińskiego. Jest dużo lepiej niż mógłbym spodziewać się rok temu, bo wtedy po prostu nie biegałam i nie liczyłem, że jeszcze wrócę do treningów. W styczniu 2011 r. złapałem kontuzję równie banalną, jak jej nazwa – kolano biegacza.
Wróciłem do biegania po roku, w styczniu 2012 r. Nie było tak ciężko jak na samym początku, bo kondycję miałem z regularnego jeżdżenia na rowerze do pracy. Urżnąłem podeszwy pod piętami w moich żelazkach i zacząłem interesować się techniką, żeby nie skończyć jak poprzednio. Gdy zeszły śniegi przywiozłem sobie z Gdańska ekideny i wystrugałem zenki. Wtedy wydawało mi się, że zmiana buta wystarczy do zmiany techniki, teraz wiem, że to nie takie proste, a sam sposób lądowania to tylko element większej układanki.
W lipcu przeprowadziłem się do Poznania, więc grzechem byłoby nie skorzystać z treningów yacoola. Kupuję jego filozofię biegania i staram się nakłonić własne ciało, żeby jak najmniej przeszkadzało mi w bieganiu. Bardzo powoli pojawiają się efekty. Idealnie nie będzie nigdy, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Najważniejsze, że ciągle biegam i na razie, odpukać, nie wracają problemy z kolanem i plecami.
Praca nad koordynacją, rytmem i luzem nie wyklucza tradycyjnego treningu. Przez większość sezonu biegałem mniej niż 45km w tygodniu i udało mi się z tego wykręcić całkiem niezłe wyniki.
Przez rok zrobiłem spory progres. Jeszcze zanim wróciłem do biegania, we wrześniu 2011 roku, z marszu (no po 4 rozbieganiach) pobiegłem 15 km w ok. 1:06-1:07 (nie było atestu). Taki też pewnie był mój wyjściowy poziom w styczniu, gdy zacząłem truchtać sobie po te 30'. Już w kwietniu zdecydowanie poprawiłem życiówkę na dychę sprzed kontuzji - z 41:xx na 39:xx. Przy wyznaczaniu temp treningowych na lato oparłem się co prawda na zdecydowanie przeszacowanym tempie z garmina (trasa dychy bez atestu), ale różnice nie były jakieś znaczące. Wiosennego coopera (3210) poprawiłem jesienią o 100m (3340). Ukoronowaniem sezonu była dycha w 38:10 w Luboniu. Z 15km w 1:06 do dyszki w 38:10 to spory skok.
Waga zeszła do 76 kg i tak się trzyma już parę miesięcy.
Rezultaty 2012:
400m – 60.53
800m – 2:18
1000m – 2:59
cooper - 3340
5k (GP) – 18:36
10k – 38:29
Plany:
- wypracować technikę biegu – ma być luźno, efektywnie, ładnie i szybko
- pościgać się zimą w przełajach, wiosną zbliżyć się do 18:00 na GP
- popracować nad siłą, nie tylko biegową
- zwiększyć kilometraż do 60 km/tydzień
- na wiosnę 37:xx na dychę i 2:55 na 1000m
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
16 XI
10,7 E ~5:00/km
O samym bieganiu raczej nic ciekawego nie napiszę.
W środę poszedłem na zajęcia judo dla dorosłych początkujących, więc miałem okazję porządnie poćwiczyć ogólnoroznojówkę. Już drugi dzień chodzę połamany, bo mam zakwasy w miejscach, w których nie podejrzewałem u siebie mięśni Kapitalne uczucie! Na razie zobaczę jak mój organizm znosi ten typ wysiłku.
Same zajęcia super!
10,7 E ~5:00/km
O samym bieganiu raczej nic ciekawego nie napiszę.
W środę poszedłem na zajęcia judo dla dorosłych początkujących, więc miałem okazję porządnie poćwiczyć ogólnoroznojówkę. Już drugi dzień chodzę połamany, bo mam zakwasy w miejscach, w których nie podejrzewałem u siebie mięśni Kapitalne uczucie! Na razie zobaczę jak mój organizm znosi ten typ wysiłku.
Same zajęcia super!
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
17 XI
8,7 km E ~5:00/km
5x80m przebieżki
Dobrze mi się klepie te wolne treningi. Traktuje to jako zasłużony odpoczynek. Nie robiłem przerwy od biegania, bo też nie trenowałem tyle, żeby musieć się jakoś szczególnie roztrenowywać.
No właśnie. Postanowiłem zrobić użytek z dzienniczka treningowego i sprawdzić, ile właściwie biegałem. Wypisałem poszczególne tygodnie od czerwca. Średnio w tym okresie tygodniowo przebiegałem 35 km. Oczywiście dwa słabsze tygodnie we wrześniu wpłynęły na zaniżenie średniej, ale nie jakoś decydująco.
Nie uważam, żeby było to mało. Zrobiłem założony trening, było sporo wymagających akcentów.
Teraz biegam tylko wolne easy i nawet te 50km/tydz to odpoczynek w porównaniu z najcięższymi momentami treningu. Tak czy siak, jeśli zdrowie pozwoli, to zimowy kilometraż będzie okazalszy, ale bez przesady.
8,7 km E ~5:00/km
5x80m przebieżki
Dobrze mi się klepie te wolne treningi. Traktuje to jako zasłużony odpoczynek. Nie robiłem przerwy od biegania, bo też nie trenowałem tyle, żeby musieć się jakoś szczególnie roztrenowywać.
No właśnie. Postanowiłem zrobić użytek z dzienniczka treningowego i sprawdzić, ile właściwie biegałem. Wypisałem poszczególne tygodnie od czerwca. Średnio w tym okresie tygodniowo przebiegałem 35 km. Oczywiście dwa słabsze tygodnie we wrześniu wpłynęły na zaniżenie średniej, ale nie jakoś decydująco.
Nie uważam, żeby było to mało. Zrobiłem założony trening, było sporo wymagających akcentów.
Teraz biegam tylko wolne easy i nawet te 50km/tydz to odpoczynek w porównaniu z najcięższymi momentami treningu. Tak czy siak, jeśli zdrowie pozwoli, to zimowy kilometraż będzie okazalszy, ale bez przesady.
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
18 XI
Z biegiem natury
w sumie koło 10 km
Bardzo miła niedziela. Na 10 pojechałem nad Rusałkę na grupową rozgrzewkę przed głównym spotkaniem. Zapomniałem blokady do roweru, a nie miałem czasu wracać, więc postawiłem rumaka na perwę pod drzewkami przy domkach na stadionie. Na szczęście nikt się nie skusił.
Kulawy pokazał świetną ścieżkę - niby wokół Rusałki, ale żywego dycha nie było, a i teren urozmaicony. Tempo konwersacyjne, z czego wszyscyśmy skrzętnie korzystali.
Od 11 już regularne spotkanie. W sumie wyszło tradycyjne kółko z GP, ale z dodatkiem gimnastyki i kilkoma podbiegami a'la Kulawy, czyli krótko i na temat. Świetną opcją było bieganie w dwójkach. Na każdym powtórzeniu musiałem ścigać się z Robertem, przez co zszargałem się niemiłosiernie.
Z biegiem natury
w sumie koło 10 km
Bardzo miła niedziela. Na 10 pojechałem nad Rusałkę na grupową rozgrzewkę przed głównym spotkaniem. Zapomniałem blokady do roweru, a nie miałem czasu wracać, więc postawiłem rumaka na perwę pod drzewkami przy domkach na stadionie. Na szczęście nikt się nie skusił.
Kulawy pokazał świetną ścieżkę - niby wokół Rusałki, ale żywego dycha nie było, a i teren urozmaicony. Tempo konwersacyjne, z czego wszyscyśmy skrzętnie korzystali.
Od 11 już regularne spotkanie. W sumie wyszło tradycyjne kółko z GP, ale z dodatkiem gimnastyki i kilkoma podbiegami a'la Kulawy, czyli krótko i na temat. Świetną opcją było bieganie w dwójkach. Na każdym powtórzeniu musiałem ścigać się z Robertem, przez co zszargałem się niemiłosiernie.
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
20 XI
8,7 km E ~5:10/km
Po wczorajszym kulaniu się na macie miałem co prawda mniejsze zakwasy niż w zeszłym tygodniu, ale i tak jestem połamany. Wobec tego wolne wybieganie w stylu recovery.
Na kuchni bulgoce ruski barszcz. Trzeba się zregenerować.
8,7 km E ~5:10/km
Po wczorajszym kulaniu się na macie miałem co prawda mniejsze zakwasy niż w zeszłym tygodniu, ale i tak jestem połamany. Wobec tego wolne wybieganie w stylu recovery.
Na kuchni bulgoce ruski barszcz. Trzeba się zregenerować.
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
21 XI
10,7 km E ~5:00/km
5 przebieżek ~80m
No świeżości to ja nie mam. Nogi ciężkie.
Za to głowa lekka. Dziś wracając z biegania zaszedłem na pocztę odebrać przesyłkę z Dallas. Teraz na biurku leży nieco wyświechtane trzecie wydanie Lore of running. Idealna propozycja na długie zimowe wieczory. I nie będę się nudził w pociągach
10,7 km E ~5:00/km
5 przebieżek ~80m
No świeżości to ja nie mam. Nogi ciężkie.
Za to głowa lekka. Dziś wracając z biegania zaszedłem na pocztę odebrać przesyłkę z Dallas. Teraz na biurku leży nieco wyświechtane trzecie wydanie Lore of running. Idealna propozycja na długie zimowe wieczory. I nie będę się nudził w pociągach
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
22 XI
8,7 km E 5:28/km
Wolniutko. Część ścieżki po ciemku i nie chciałem powywalać się o betonowe słupki. Nawet za dnia nie pobiegłbym pewnie szybciej, bo też i po co. W sobotę w Olsztynie zrobię sobie delikatny krosik, a w niedzielę start na 5 km, więc będzie okazja do szybszego biegania.
8,7 km E 5:28/km
Wolniutko. Część ścieżki po ciemku i nie chciałem powywalać się o betonowe słupki. Nawet za dnia nie pobiegłbym pewnie szybciej, bo też i po co. W sobotę w Olsztynie zrobię sobie delikatny krosik, a w niedzielę start na 5 km, więc będzie okazja do szybszego biegania.
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
24 XI
12km kros (4:52/km)
Ależ uwielbiam ten olsztyński las!
Poleciałem sobie taki ciut żwawszy kros. Starałem się akcentować zbiegi (jest kilka dość długich po drodze), bo ciągle mam opory, żeby luźno puścić nogi i lecieć bez napinki. Na podbiegach trochę zabawy.
Lekko kropi, więc można się było po drodze ubabrać. Lubię to. Mam nadzieję, że jutro leśna część trasy na GP (zbiegiemnatury) też będzie błotnisto-ciekawa. Bo z tego co pamiętam to większość pętli prowadzi po... chodniku nad jeziorem. No nic, nie oceniam póki nie pobiegnę.
12km kros (4:52/km)
Ależ uwielbiam ten olsztyński las!
Poleciałem sobie taki ciut żwawszy kros. Starałem się akcentować zbiegi (jest kilka dość długich po drodze), bo ciągle mam opory, żeby luźno puścić nogi i lecieć bez napinki. Na podbiegach trochę zabawy.
Lekko kropi, więc można się było po drodze ubabrać. Lubię to. Mam nadzieję, że jutro leśna część trasy na GP (zbiegiemnatury) też będzie błotnisto-ciekawa. Bo z tego co pamiętam to większość pętli prowadzi po... chodniku nad jeziorem. No nic, nie oceniam póki nie pobiegnę.
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
25 XI
Z biegiem natury Olsztyn - bieg 1
5 km - 19:46
Ależ mnie pozytywnie zaskoczyli organizatorzy! Będąc w Olsztynie postanowiłem, że nie ominę okazji i wystartuję w rodzinnym mieście. Jeszcze do połowy tygodnia na oficjalnej stronie była mapka ze strasznie nudną trasą prowadzącą w większości po polbrukowym chodniku. Szczerze mówiąc byłem bardzo zawiedziony, bo tuż obok zaczyna się piękny las. Dzień przed zawodami zaglądam na stronę, a tu niespodzianka - nowa trasa. Do tego kapitalna.
Start nad jeziorem. Pierwszy kilometr płaski. Przede mną ok 40 biegaczy, ale się nie podpalam. Do 3. kilometra w ogóle nie interesują mnie inni zawodnicy, skupiam się na sobie. Skręcamy w las i zaczynają się podbiegi. Biegnę je luźno, nie odpuszczam, dzięki temu wyprzedzam. Na zbiegach puszczam nogi i próbuję lecieć bez hamulca, ale w tym elemencie nie jestem zbyt dobry. Około 3. kilometra wracamy nad jezioro. Szybszy płaski fragment. Robiąc rozgrzewkę dokładnie obadałem ostatni kilometr (nigdy nie biegałem na tych ścieżkach) i przebiegłem go parę razy w głowie, więc jestem spokojny i wiem co mnie czeka. Tak się złożyło, że jakieś 10 metrów przed sobą mam pierwszą kobietę, a na moich plecach biegnie druga. Obie wiedzą, że walczą teraz o zwycięstwo. Druga zawodniczka wychodzi mi czasem na zmianę i próbuje dociągnąć do pierwszej. Pomagam ile mogę, ale nie mam mowy o szarpaniu - wiem, że i tak wszystko zdecyduje się na ostatnim podbiegu. Biegnę go bardzo mocno, ale efekt jest taki, że urywam dziewczynę z tyłu, a ta z przodu urywa mnie. Na zbiegu nie udaje mi się nadrobić. Finisz na raty. Najpierw długi drewniany most przecinający jezioro, potem zakręt o 90 stopni i jeszcze z 50 metrów po chodniku do mety. Na ostatniej prostej mam ok 7 metrów straty, więc nie odpuszczam i wyprzedzam o czubek buta. Meta, herbata, rogalik (drożdżówki w Poznaniu lepsze ), potem pizza z młodszą siostrą, która dzielnie kibicowała.
Naprawdę kapitalne zawody. Bardzo fajna trasa. Muszę jeszcze wpaść tam zimą, bo wtedy dopiero będzie ciekawie. Wynik taki jak się spodziewałem, czyli ok 30 sekund za znajomym, który lata dyszkę minutę szybciej ode mnie. Za tydzień GP Poznania, więc znowu będzie okazja mocniej pobiegać.
Z biegiem natury Olsztyn - bieg 1
5 km - 19:46
Ależ mnie pozytywnie zaskoczyli organizatorzy! Będąc w Olsztynie postanowiłem, że nie ominę okazji i wystartuję w rodzinnym mieście. Jeszcze do połowy tygodnia na oficjalnej stronie była mapka ze strasznie nudną trasą prowadzącą w większości po polbrukowym chodniku. Szczerze mówiąc byłem bardzo zawiedziony, bo tuż obok zaczyna się piękny las. Dzień przed zawodami zaglądam na stronę, a tu niespodzianka - nowa trasa. Do tego kapitalna.
Start nad jeziorem. Pierwszy kilometr płaski. Przede mną ok 40 biegaczy, ale się nie podpalam. Do 3. kilometra w ogóle nie interesują mnie inni zawodnicy, skupiam się na sobie. Skręcamy w las i zaczynają się podbiegi. Biegnę je luźno, nie odpuszczam, dzięki temu wyprzedzam. Na zbiegach puszczam nogi i próbuję lecieć bez hamulca, ale w tym elemencie nie jestem zbyt dobry. Około 3. kilometra wracamy nad jezioro. Szybszy płaski fragment. Robiąc rozgrzewkę dokładnie obadałem ostatni kilometr (nigdy nie biegałem na tych ścieżkach) i przebiegłem go parę razy w głowie, więc jestem spokojny i wiem co mnie czeka. Tak się złożyło, że jakieś 10 metrów przed sobą mam pierwszą kobietę, a na moich plecach biegnie druga. Obie wiedzą, że walczą teraz o zwycięstwo. Druga zawodniczka wychodzi mi czasem na zmianę i próbuje dociągnąć do pierwszej. Pomagam ile mogę, ale nie mam mowy o szarpaniu - wiem, że i tak wszystko zdecyduje się na ostatnim podbiegu. Biegnę go bardzo mocno, ale efekt jest taki, że urywam dziewczynę z tyłu, a ta z przodu urywa mnie. Na zbiegu nie udaje mi się nadrobić. Finisz na raty. Najpierw długi drewniany most przecinający jezioro, potem zakręt o 90 stopni i jeszcze z 50 metrów po chodniku do mety. Na ostatniej prostej mam ok 7 metrów straty, więc nie odpuszczam i wyprzedzam o czubek buta. Meta, herbata, rogalik (drożdżówki w Poznaniu lepsze ), potem pizza z młodszą siostrą, która dzielnie kibicowała.
Naprawdę kapitalne zawody. Bardzo fajna trasa. Muszę jeszcze wpaść tam zimą, bo wtedy dopiero będzie ciekawie. Wynik taki jak się spodziewałem, czyli ok 30 sekund za znajomym, który lata dyszkę minutę szybciej ode mnie. Za tydzień GP Poznania, więc znowu będzie okazja mocniej pobiegać.
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
27 XI
8,7 km E - 5:08
28 XI
10,7 km E - 5:00
5x80m przebieżki
29 XI
8 km E - 5:10
Takie tam z nogi na nogę. Mimo, że nie ma tego wiele, czuję spore zmęczenie. W sobotę drugi tydzień pod rząd przełaj, za tydzień pewnie znowu. Na judo robię bardzo solidną ogólnorozwojówkę i w tygodniu nie mam siły ani ochoty biegać żwawiej. Czuję, że zaprocentuje to na wiosnę.
Dzisiaj pogoda zdecydowanie barowa. Dobrze, że pobiegałem zanim zrobiło się zupełnie szaro, bo już w ogóle nie miałbym motywacji. Dystans i tempo na oko, bo zalało mi standardową ścieżkę, a zenki na mokrej glinie przynoszą zdecydowanie więcej radości niż pożytku.
Plan tygodnia w miarę mi się ustabilizował:
poniedziałek: judo
wtorek: easy/recovery
środa: easy, wieczorem judo
czwartek: easy/recovery
piątek: przerwa
sobota: easy/wyścig
niedziela: easy/wyścig
Za trzy tygodnie dodam pewnie trochę urozmaiceń.
8,7 km E - 5:08
28 XI
10,7 km E - 5:00
5x80m przebieżki
29 XI
8 km E - 5:10
Takie tam z nogi na nogę. Mimo, że nie ma tego wiele, czuję spore zmęczenie. W sobotę drugi tydzień pod rząd przełaj, za tydzień pewnie znowu. Na judo robię bardzo solidną ogólnorozwojówkę i w tygodniu nie mam siły ani ochoty biegać żwawiej. Czuję, że zaprocentuje to na wiosnę.
Dzisiaj pogoda zdecydowanie barowa. Dobrze, że pobiegałem zanim zrobiło się zupełnie szaro, bo już w ogóle nie miałbym motywacji. Dystans i tempo na oko, bo zalało mi standardową ścieżkę, a zenki na mokrej glinie przynoszą zdecydowanie więcej radości niż pożytku.
Plan tygodnia w miarę mi się ustabilizował:
poniedziałek: judo
wtorek: easy/recovery
środa: easy, wieczorem judo
czwartek: easy/recovery
piątek: przerwa
sobota: easy/wyścig
niedziela: easy/wyścig
Za trzy tygodnie dodam pewnie trochę urozmaiceń.
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
1 XII
II bieg GP Poznania
18:38, m. 24
W sobotę nabiegałem prawie dokładnie to samo, co miesiąc temu. Bardzo mnie to cieszy, bo wtedy byłem w cyklu treningowym, tydzień przed startem na dychę, a teraz robię tylko rozbiegania.
Tym razem stanąłem bliżej startu, a przynajmniej tak mi się zdawało. Mimo to pierwszy kilometr spędziłem na wyprzedzaniu po krzakach, co w sumie mi nie przeszkadza. Na 2. kilometrze zaczepił mnie Jurek. Bardzo miło było go poznać, tym bardziej, że nie ma chyba bardziej klimatycznego miejsca na zawieranie znajomości niż bieg przełajowy Jedynym minusem jest to, że przy tym tempie rozmowa nie bardzo się klei Na szczęście na mecie mieliśmy jeszcze okazję zamienić kilka słów. Ostatni kilometr poszedłem mocniej niż ostatnio, bo w zasięgu miałem sporą grupkę zawodników. Jakieś 3-4 miejsca zyskałem przed finiszem, a potem jeszcze dwa na ostatniej prostej.
W niedzielę odpuściłem trening, bo miałem gości. Myślałem nawet, żeby przesunąć go na dzisiaj, ale to bez sensu.Wolę po prostu odpocząć dwa dni i nie zmieniać rozkładu tygodnia. Tym bardziej, że w niedzielę, dla odmiany, przełaj w Lasku Marcelińskim.
Serdeczne pozdrowienia dla Jurka. Bardzo miło było Cię poznać!
II bieg GP Poznania
18:38, m. 24
W sobotę nabiegałem prawie dokładnie to samo, co miesiąc temu. Bardzo mnie to cieszy, bo wtedy byłem w cyklu treningowym, tydzień przed startem na dychę, a teraz robię tylko rozbiegania.
Tym razem stanąłem bliżej startu, a przynajmniej tak mi się zdawało. Mimo to pierwszy kilometr spędziłem na wyprzedzaniu po krzakach, co w sumie mi nie przeszkadza. Na 2. kilometrze zaczepił mnie Jurek. Bardzo miło było go poznać, tym bardziej, że nie ma chyba bardziej klimatycznego miejsca na zawieranie znajomości niż bieg przełajowy Jedynym minusem jest to, że przy tym tempie rozmowa nie bardzo się klei Na szczęście na mecie mieliśmy jeszcze okazję zamienić kilka słów. Ostatni kilometr poszedłem mocniej niż ostatnio, bo w zasięgu miałem sporą grupkę zawodników. Jakieś 3-4 miejsca zyskałem przed finiszem, a potem jeszcze dwa na ostatniej prostej.
W niedzielę odpuściłem trening, bo miałem gości. Myślałem nawet, żeby przesunąć go na dzisiaj, ale to bez sensu.Wolę po prostu odpocząć dwa dni i nie zmieniać rozkładu tygodnia. Tym bardziej, że w niedzielę, dla odmiany, przełaj w Lasku Marcelińskim.
Serdeczne pozdrowienia dla Jurka. Bardzo miło było Cię poznać!
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
4 XII
10,7 km E (4:55)
Nie spodziewałem się dzisiaj ani kszty lekkości, bo wczoraj strasznie się wyżyłowałem w trakcie kulania po macie. Samo kulanie spoko, tylko jeden silny jak tur chłop starał się zawiązać mnie na supeł. Dobrze, że nie jestem dość rozciągnięty, bo prawie mu się udało.
Wyszło jednak fajnie. Przetestowałem na śniegu stuningowane kaptereny i nie mam zastrzeżeń. Mogłoby jeszcze sypnąć.
10,7 km E (4:55)
Nie spodziewałem się dzisiaj ani kszty lekkości, bo wczoraj strasznie się wyżyłowałem w trakcie kulania po macie. Samo kulanie spoko, tylko jeden silny jak tur chłop starał się zawiązać mnie na supeł. Dobrze, że nie jestem dość rozciągnięty, bo prawie mu się udało.
Wyszło jednak fajnie. Przetestowałem na śniegu stuningowane kaptereny i nie mam zastrzeżeń. Mogłoby jeszcze sypnąć.
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
5 XII
8,7 km E (4:55)
6x60m przebieżki
Jakoś szybko zacząłem biegać te easy. Za dwa tygodnie zacznę robić akcenty to pewnie ciut zwolnię.
Przebieżki na bieżni przy szkole. Bieżnia składa się z jednej prostej, a odmierzony fragment ma zapewne dokładnie ileś metrów, ale ile tego nie wiem. Na oko mniej niż 100, więc pewnie 60, bo po co inaczej robić? W sumie żadna różnica. To na odmulenie.
Za oknem prószy śnieżek. Co prawda na chodnikach od razu się roztapia, ale jest nadzieja, że w przyrodzie się utrzyma. Niedzielny bieg w Lasku Marcelińskim tylko by na tym zyskał, bo jest reklamowany jako trasa "szybka i płaska". Wspomniałem już, że to bieg przełajowy?
8,7 km E (4:55)
6x60m przebieżki
Jakoś szybko zacząłem biegać te easy. Za dwa tygodnie zacznę robić akcenty to pewnie ciut zwolnię.
Przebieżki na bieżni przy szkole. Bieżnia składa się z jednej prostej, a odmierzony fragment ma zapewne dokładnie ileś metrów, ale ile tego nie wiem. Na oko mniej niż 100, więc pewnie 60, bo po co inaczej robić? W sumie żadna różnica. To na odmulenie.
Za oknem prószy śnieżek. Co prawda na chodnikach od razu się roztapia, ale jest nadzieja, że w przyrodzie się utrzyma. Niedzielny bieg w Lasku Marcelińskim tylko by na tym zyskał, bo jest reklamowany jako trasa "szybka i płaska". Wspomniałem już, że to bieg przełajowy?