Ja biegam od 1.5 roku i może piszę farmazony ale za to oparte na moich bardzo subiektywnych doświadczeniach - progres w dystansie zauważyłem dopiero po zmniejszeniu ilości wybiegów w tygodniu, jak biegałem 3-4 razy w tygodniu miałem problemy z łydkami i piszczelami już po przekroczeniu 10km, teraz biegam góra 2 razy w tygodniu z czego tylko raz powyżej 10 mil zwykle na plaży, bez patrzenia na czas i spinania się, to naprawdę pomaga, czas ok 5m/km, rekord 27.3km (w czasie sztormu i 2krotnie przejściowego gradobicia na plaży).
Po 16km (10mil) nie czuję większego zmęczenia, choć lekki ból kolan. Biegam bez uzupełniania płynów i do 20 km jest dobrze po 20 czuję się nieco wysuszony i zaczynam czuć zmęczenie. Nie wiem czy to ma jakikolwiek sens ale częste wybiegi powodowały u mnie tylko kontuzje, odkąd zacząłem biegać raz (częściej), góra dwa razy w tygodniu, biegam dużo dalej i znikły problemy z kontuzjami. Następną fajną sprawą jest bieganie bez zegarka, komórki, gpsu itp. Wiem kiedy wystartowałem, zwykle wiem kiedy skończyłem, dystans jak mam ochotę sprawdzam na walkjogrun i tyle. Staram się cieszyć widokiem i dobiec w jakieś nowe dziewicze (dla mnie

) miejsce, to mi pomaga a jak nie plaża to łąki lub biegnę wzdłuż rzeki (niestety nie ma obok mnie żadnych lasów, obecnie mieszkam w GB).