edek103 pisze:A z drugiej sotrny dla amatorów biegajacych 30-70km tygodniowo, najczesicej z nadwagą....to buty nie maja zadnego znaczenia...
pozdrawiam
Edek
Nie zgodzę się. Powiedzmy, że załapuję się na te kryteria i to właśnie obecne buty decydują, że mogę w ogóle biegać. Oczywiście Qba ma racji wiele, ja od pierwszego biegu truchtam na śródstopiu, stąd i moje wybite po niewielkim kilometrażu NB'e właśnie tam. Amortyzacja pięty jest mi mało potrzebna i teoretycznie mógłbym korzystać z minimalistycznego obuwia. Jestem ciężki, ale aparat ruchowy mam przez prawie 30lat gry w kosza przygotowany do biegania i skakania. Czy jednak gdybym od początku biegał w płaskim obuwiu, nie skontuzjowałbym się wcześniej?? Jeśli tak, obuwie takie nie jest dla wszystkich początkujących i amatorów, zwłaszcza, że nie wszyscy oni są zapuszczonymi, brzuchatymi facetami, dla których jedyny ruch to droga do lodówy po piwo...Piszę o tym, bo gdy jako absolutny zółtodziób i człek z małym stażem biegowym szukałem nowych butów, następców wyklepanych New Balance'ów, zastanawiałem się wręcz, czy dla siebie znajdę coś, co zminimalizuje bolesność (o ile się da), a jednocześnie pozwoli dalej biegać na przednią część stopy..Nie chciałem, by ból zmusił mnie do tłuczenia piętą o twardy grunt, bo dla mnie bieganie na śródstopie jest naprawdę instynktowne (tym bardziej, że to trucht w zasadzie wciąż)...Efekt taki, że sprzedawcy jednogłośnie proponowali "koturny", bo w nich uderzenie o podłoże czy piętą, czy śródstopiem jest łagodniejsze. Nie powiem, nie biega się najkorzystniej dla stylu i najwygodniej (przeszkodą jest i ogólna masa buta i spadek pięta-palce), ale się biega w ogóle
