Nie jestem marketingowcem, ale staram się precyzyjnie odczytywać znaczenia słów. "Wiara" pochodzi od "wierzyć", a nie "wiedzieć" - to bezsporny fakt. Dla mnie różnica między "wierzyć" a "wiedzieć" jest fundamentalna, dlatego powołałem się na św. Tomasza, który uważał, że wiara nie jest nauką. I rzeczywiście tu nie ma nad czym dyskutować, bo jeśli ktoś domaga się jednoznacznych, materialnych dowodów na istnienie Boga, to chce wiarę sprowadzić do roli nauki. W takiej sytuacji trzeba mu zacytować klasyka: "Nie mieszajmy dwóch systemów walutowych, nie bądźmy Pewexami."det_gittes pisze: Bez odrobiny przekąsu muszę się zgodzić, że marketingowo ta myśl, że "wiary nie da się udowodnić, bo gdyby..." jest w swej prostocie genialna. Gdyby można było założyć spółkę giełdową i przekonać akcjonariuszy, by w swych decyzjach a propos inwestowania kierowali się li tylko wiarą.. No, w sumie Amber Gold tak działało Mówiąc jednak nieco poważniej, to zdanie eliminuje możliwość prowadzenia dalszej dyskusji, więc w tym momencie abdykuję :D
Co do innych kwestii, to może to i racja z tym świętym oburzeniem, ale tylko wiara czyni tak wielką obietnicę, jaką jest życie wieczne - a więc nie powinno dziwić, że ci, którzy się z tym nie zgadzają, usiłują to pokazać, kierując się (często słuszną, szczególnie w przypadku fundamentalizmów) zasadą, że mając obiecane życie wieczne, ludzie będą gotowi posunąć dalej, niż jest to słuszne/bezpieczne dla reszty, w tym niewierzących. Masz rację, indoktrynacja jest właściwie wszędzie, uświadamiana czy nie, ale najczęściej - jeśli nie o wiarę chodzi - dotyczy kwestii ziemskich, czyli jakby nie patrzeć nieco błahszych.
Casus Amber Gold pojawił się, jak rozumiem, w formie żartu, bo nie podejrzewam, byś w dyskusji o wierze używał argumentów "jakby nie patrzeć nieco błahszych". :-p