Pulchniak połówka IM w Gdyni
Moderator: infernal
- pulchniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2433
- Rejestracja: 12 lis 2011, 16:25
- Życiówka na 10k: 39,29
- Życiówka w maratonie: 3,33,58
17.09
Po trzech dniach przerwy na wesele wreszcie trening.
Poszło tak:
1 km 00:05:01 143 162
2 km 00:04:57 136 165
3 km 00:04:51 130 135
4 km 00:04:46 130 134
5 km 00:04:46 132 135
6 km 00:04:52 134 139
7 km 00:04:42 133 137
8 km 00:04:38 136 141
9 km 00:04:36 138 142
10km 00:04:31 142 150
0.684m 04:01 123 151
Suma to 10,684 km ze średnim tempem 4:51/km tętno (134/165) gdyby nie finisz i początek byłby BNP w pierwszym zakresie.
Ciekawe dla czego mam na początku tak wysokie tętno? Po dwóch km wszystko wraca do normy.
A tak wyglądaliśmy w sobotę:
Po trzech dniach przerwy na wesele wreszcie trening.
Poszło tak:
1 km 00:05:01 143 162
2 km 00:04:57 136 165
3 km 00:04:51 130 135
4 km 00:04:46 130 134
5 km 00:04:46 132 135
6 km 00:04:52 134 139
7 km 00:04:42 133 137
8 km 00:04:38 136 141
9 km 00:04:36 138 142
10km 00:04:31 142 150
0.684m 04:01 123 151
Suma to 10,684 km ze średnim tempem 4:51/km tętno (134/165) gdyby nie finisz i początek byłby BNP w pierwszym zakresie.
Ciekawe dla czego mam na początku tak wysokie tętno? Po dwóch km wszystko wraca do normy.
A tak wyglądaliśmy w sobotę:
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- pulchniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2433
- Rejestracja: 12 lis 2011, 16:25
- Życiówka na 10k: 39,29
- Życiówka w maratonie: 3,33,58
19.09
Ostatnie wybieganie w okolicach 30 przed maratonem
17 km w 5:00/km (140/156)
5 km w 4:20/km (159/170)
8 km w 5:25/km (141/pod koniec 135)
w sumie 30 km w 4:59/km (144/170)
Bieg z kolegą Gruchą. W trakcie załamanie pogody i mocne ochłodzenie.
Jutro jakieś interwały, pojutrze 15 spokojna, w sobotę się zobaczy a w niedzielę 10 km ostro.
A w przyszłą niedzielę Belin.
Ostatnie wybieganie w okolicach 30 przed maratonem
17 km w 5:00/km (140/156)
5 km w 4:20/km (159/170)
8 km w 5:25/km (141/pod koniec 135)
w sumie 30 km w 4:59/km (144/170)
Bieg z kolegą Gruchą. W trakcie załamanie pogody i mocne ochłodzenie.
Jutro jakieś interwały, pojutrze 15 spokojna, w sobotę się zobaczy a w niedzielę 10 km ostro.
A w przyszłą niedzielę Belin.
- pulchniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2433
- Rejestracja: 12 lis 2011, 16:25
- Życiówka na 10k: 39,29
- Życiówka w maratonie: 3,33,58
20.09
20,92 km w 5:03/km (133/157) w tym 5x200/200 m przebieżek w tempie średnim 4:13/km
Miały być interwały ale zmęczony byłem i postanowiłem to wybiegać.
Chłodno, już nie pamiętam kiedy po treningu wracałem w suchym ubraniu.
20,92 km w 5:03/km (133/157) w tym 5x200/200 m przebieżek w tempie średnim 4:13/km
Miały być interwały ale zmęczony byłem i postanowiłem to wybiegać.
Chłodno, już nie pamiętam kiedy po treningu wracałem w suchym ubraniu.
- pulchniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2433
- Rejestracja: 12 lis 2011, 16:25
- Życiówka na 10k: 39,29
- Życiówka w maratonie: 3,33,58
22.09
BBL w Krakowie
Z dobiegiem i powrotem ze stadionu wyszło prawie 9,5 km w tempie 4:43 tętno 134/161
w tym 4,5 km po 4:10/km
Dzisiaj trener powiedział mi że słabo u mnie z przetaczaniem i tracę przez to prędkość.
Poza tym na zajęcia wyciągnąłem Księżnę
Jutro mocna dycha. Ciekawe co mi wyjdzie?
BBL w Krakowie
Z dobiegiem i powrotem ze stadionu wyszło prawie 9,5 km w tempie 4:43 tętno 134/161
w tym 4,5 km po 4:10/km
Dzisiaj trener powiedział mi że słabo u mnie z przetaczaniem i tracę przez to prędkość.
Poza tym na zajęcia wyciągnąłem Księżnę

Jutro mocna dycha. Ciekawe co mi wyjdzie?
- pulchniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2433
- Rejestracja: 12 lis 2011, 16:25
- Życiówka na 10k: 39,29
- Życiówka w maratonie: 3,33,58
23.09
1. Cup Gemini Run 10 km 39:29 netto 39:33 brutto nieoficjalnie 30 miejsce open
PIERWSZY CEL ZREALIZOWANY
a tak wyglądały poszczególne kilometry (garmin dodał prawie 90 m)
dystans min./km. śr. max
1km 000m 00:03:50 151 163
1km 000m 00:03:53 160 163
1km 000m 00:04:00 159 161
1km 000m 00:03:51 162 164
1km 000m 00:03:57 166 168
1km 000m 00:03:59 165 167
1km 000m 00:03:55 165 167
1km 000m 00:03:55 166 168
1km 000m 00:04:03 167 169
1km 000m 00:03:46 169 175
0,89m 00:03:00 175 176
Początek za szybki ale to przez slalom pomiędzy ambitnymi którzy ustawiali się na początku.
Po 2 km zaczęło mnie kuć w boku (dalekie echo kolki) więc zwolniłem tym bardziej że było pod wiatr.
Potem do przodu i 5 oraz 6 km w towarzystwie drugiej dziewczyny (która ostatecznie zwyciężyła).
Czułem się mocny więc wystrzeliłem do przodu ale równo. I tak do 9 km na którym zbierałem siły na finisz a poza tym było pod górę i pod wiatr. Wyprzedzają mnie 2 osoby. 800 metrów przed metą zaczynam finisz i na ostatnich 10 metrach wyprzedzam jednego z tych którzy mnie wyprzedzili i jeszcze jedną osobę krzycząc z bólu i chęci zwycięstwa.
Tak że od 3 km wyprzedziła mnie jedna osoba. Życiówka poprawiona o 1 minutę i 10 sekund.
Po biegu 3 browarki z Gruchą (Adam) i kolegami.
Generalnie bieg świetnie zorganizowany i jest życiówka. Teraz nach Berlin. Tylko prognoza pogody delikatnie zaćmiewa moją radość. Ma być 25 stopni
. Ale zapas jest więc trzymam się planu.
edit: dla pożądku w tygodniu ponad 83 km
1. Cup Gemini Run 10 km 39:29 netto 39:33 brutto nieoficjalnie 30 miejsce open
PIERWSZY CEL ZREALIZOWANY

a tak wyglądały poszczególne kilometry (garmin dodał prawie 90 m)
dystans min./km. śr. max
1km 000m 00:03:50 151 163
1km 000m 00:03:53 160 163
1km 000m 00:04:00 159 161
1km 000m 00:03:51 162 164
1km 000m 00:03:57 166 168
1km 000m 00:03:59 165 167
1km 000m 00:03:55 165 167
1km 000m 00:03:55 166 168
1km 000m 00:04:03 167 169
1km 000m 00:03:46 169 175
0,89m 00:03:00 175 176
Początek za szybki ale to przez slalom pomiędzy ambitnymi którzy ustawiali się na początku.
Po 2 km zaczęło mnie kuć w boku (dalekie echo kolki) więc zwolniłem tym bardziej że było pod wiatr.
Potem do przodu i 5 oraz 6 km w towarzystwie drugiej dziewczyny (która ostatecznie zwyciężyła).
Czułem się mocny więc wystrzeliłem do przodu ale równo. I tak do 9 km na którym zbierałem siły na finisz a poza tym było pod górę i pod wiatr. Wyprzedzają mnie 2 osoby. 800 metrów przed metą zaczynam finisz i na ostatnich 10 metrach wyprzedzam jednego z tych którzy mnie wyprzedzili i jeszcze jedną osobę krzycząc z bólu i chęci zwycięstwa.
Tak że od 3 km wyprzedziła mnie jedna osoba. Życiówka poprawiona o 1 minutę i 10 sekund.
Po biegu 3 browarki z Gruchą (Adam) i kolegami.
Generalnie bieg świetnie zorganizowany i jest życiówka. Teraz nach Berlin. Tylko prognoza pogody delikatnie zaćmiewa moją radość. Ma być 25 stopni

edit: dla pożądku w tygodniu ponad 83 km
- pulchniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2433
- Rejestracja: 12 lis 2011, 16:25
- Życiówka na 10k: 39,29
- Życiówka w maratonie: 3,33,58
24.09
Sauna + beczka z lodowatą wodą 3 x 15 minut
Sauna + beczka z lodowatą wodą 3 x 15 minut
- pulchniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2433
- Rejestracja: 12 lis 2011, 16:25
- Życiówka na 10k: 39,29
- Życiówka w maratonie: 3,33,58
25.09
10,92 km w 4:51/km tętno 134/148 przy czym tradycyjnie najwyższe tętno max mam na pierwszych dwóch kilometrach.
Przypuszczam że to kwestia nie tyle wadliwego pulsometru co niedogrzania.
Pod koniec problemy z żołądkiem i musiałem zwolnić i zmienić technikę biegu na mniej wstrząsogenną.
Radość po dojściu do domu niesamowita
Poza tym chłodno już wieczorem i mgła się nad Błoniami unosi. Ładnie
10,92 km w 4:51/km tętno 134/148 przy czym tradycyjnie najwyższe tętno max mam na pierwszych dwóch kilometrach.
Przypuszczam że to kwestia nie tyle wadliwego pulsometru co niedogrzania.
Pod koniec problemy z żołądkiem i musiałem zwolnić i zmienić technikę biegu na mniej wstrząsogenną.
Radość po dojściu do domu niesamowita

Poza tym chłodno już wieczorem i mgła się nad Błoniami unosi. Ładnie
- pulchniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2433
- Rejestracja: 12 lis 2011, 16:25
- Życiówka na 10k: 39,29
- Życiówka w maratonie: 3,33,58
26.09
5 km w 4:44/km tętno 135/145
2 km w 3:57/km tętno 160/167
5 km w 5:04/km tu pulsometr zwariował i wskazywał 160-170
razem 12 km w tempie średnim 4:45/km
Rano zrobię jeszcze 7 km easy, w południe wyjazd do Berlina. W sobotę rozgrzewka a w niedzielę Maraton.
Prognozy korzystne, stresować się nie miałem czasu. Ciekawe jak będzie???
Podobno ma być relacja w Eurosporcie.
5 km w 4:44/km tętno 135/145
2 km w 3:57/km tętno 160/167
5 km w 5:04/km tu pulsometr zwariował i wskazywał 160-170
razem 12 km w tempie średnim 4:45/km
Rano zrobię jeszcze 7 km easy, w południe wyjazd do Berlina. W sobotę rozgrzewka a w niedzielę Maraton.
Prognozy korzystne, stresować się nie miałem czasu. Ciekawe jak będzie???
Podobno ma być relacja w Eurosporcie.
- pulchniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2433
- Rejestracja: 12 lis 2011, 16:25
- Życiówka na 10k: 39,29
- Życiówka w maratonie: 3,33,58
29.09
Rozgrzewka z finiszem na Olimpia Stadion w Berlinie w towarzystwie Jackmy.
5,29 km w 827/km. Szybciej nie dało rady tyle ludu się pojawiło. 10000 osób na rozgrzewce....
Jutro ma być ponad 40000. Stresik obecny
Tutaj można zobaczyć jak mi idzie na trasie
Mój numer 22988
Rozgrzewka z finiszem na Olimpia Stadion w Berlinie w towarzystwie Jackmy.
5,29 km w 827/km. Szybciej nie dało rady tyle ludu się pojawiło. 10000 osób na rozgrzewce....
Jutro ma być ponad 40000. Stresik obecny
Tutaj można zobaczyć jak mi idzie na trasie
Mój numer 22988
- pulchniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2433
- Rejestracja: 12 lis 2011, 16:25
- Życiówka na 10k: 39,29
- Życiówka w maratonie: 3,33,58
30.09
39. Maraton Berliński
netto: 3:11:57 brutto 3:13:35
połówka 1:35:59
Super wynik
a mógłby być lepszy o ponad pół minuty gdybym nie musiał pójść do toja.
Zrozumiałem co znaczy Major Maraton. Organizacja niesamowita. Dłuższa relacja jak dojdę do siebie.
Jestem szczęśliwy
. Pora na nowe cele, bo założone na ten rok zrealizowałem. :uuusmiech:
39. Maraton Berliński
netto: 3:11:57 brutto 3:13:35
połówka 1:35:59
Super wynik


Zrozumiałem co znaczy Major Maraton. Organizacja niesamowita. Dłuższa relacja jak dojdę do siebie.
Jestem szczęśliwy

- pulchniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2433
- Rejestracja: 12 lis 2011, 16:25
- Życiówka na 10k: 39,29
- Życiówka w maratonie: 3,33,58
39 MARATON BERLIŃSKI - 30.09.2012
Po dość niespokojnej nocy wstałem o 6:00, zjadłem śniadanie (2 croissanty i banan), ubrałem się biegowo i po ataku paniki pt. Gdzie jest karteczka z numerem do depozytu? której nie znalazłem ale nie był to jak się okazało problem ruszyłem na start.
W metrze wymiana uśmiechów z podobnymi mi despeoratami którzy zamiast przeżywać posobotniego kaca zamierzają się skatować. Wszędzie pełno biegaczy, ale dziwić to nie może bo szacunki mówiły o 40 do 50 tysiącach uczestników.
W strefie startowej można było doświadczyć niemieckiej organizacji. Dwójka wolontariuszy na każde 150 pakietów na rzeczy osobiste, jak się zatrzymujesz to podchodzi ktoś z obsługi pytając czy może pomóc. Dla chętnych worki zabezpieczające przed wychłodzeniem (jest poniżej 10 stopni a większość w krótkich spodenkach i kusych koszulkach), dobrze oznaczone sektory startowe. Problemem były kolejki do tojów, ale na pół godziny przed startem można było się tego spodziewać przy tylu uczestnikach.
Pogoda bardzo dobra. Ma być w trakcie mojego biegu max 15 stopni, lekki, zimny wiatr i słonecznie. Po południu w słońcu było bardzo ciepło.
Idę na start. Ponieważ nie udało mi się przedostać do sektora z czasem 3:00 – 3:15 ustawiłem się na początku następnego. Po kwadransie próby skoncentrowania się start. Łzy w oczach i to uczucie – dzieje się! Około półtorej minuty zajęło mi dojście do startu, odpaliłem Garmina i jazda.
Pierwsze trzy kilometry to wymijanie w gęstym tłumie i próba znalezienia odpowiedniego rytmu.
Korzystałem z funkcji tempo chwilowe i tempo odcinka, starając się wejść w rytm 4:30/km
Po trzech kilometrach złapałem ten flow. Baloniki na 3:15 były o ok. 80 metrów z przodu.
Stwierdziłem że dobrze będzie jak wyprzedzę je na ok. 10 km. I tak biegłem czując się jak rybka w gęstej ławicy.
Pierwsze pięć kilometrów idealnie w tempie 4:30/km (z pomiaru czasu) ale wg Garmina 4:26/km
Nie zwróciłem uwagi na te nieścisłości z powodu tłumu i mało widocznych tablic z kolejnymi kilometrami.
Kolejne 5 km biegnę wg Garmina który wskazuje że tempo to 4:30 (pomiar czasu 4:33). Na 7 km wyprzedzam baloniki i lokalne zagęszczenie biegaczy wokół nich.
Na 10 km dopada mnie zgaga. Niepokoją mnie jeszcze trzy rzeczy. Orientuje się że jest dość duże przekłamanie na Garminie. Wychodzi po około 20 metrów na kilometrze i ta różnica się sumuje. Po 10 to już 200. To dużo. Zaczynam czuć parcie na pęcherz i co mnie najbardziej dziwi ból mięśni z przodu ud.
Na 13 km całus z żoną (musiałem ciut zawrócić). Dostaję skrzydeł.
Na 15 km Garmin wskazuje że biegnę ze średnią 4:29 (pomiar czasu 4:33) 300 metrów różnicy zaczyna mnie martwić ale biegniemy wśród wysokich budynków i często pod drzewami.
Na 18 km muszę wejść do toja. Myślałem o tym wcześniej ale dopiero teraz jest jakiś nie zajęty.
Tracę około pół minuty, ale wciąż mam nadzieję na 3:10
Z powodu bólu mięśni ud postanawiam poczekać z przyspieszeniem do połówki. Biegnę równo, ale przerwa daje się zauważyć.
Połówka w 1:35:59. Garmin pokazuje mi że przebiegłem 21,6 km.
Przełączam na pomiar czasu i od tej chwili nie patrzę na dystans. Tętno mniej niż 150 więc ok.
Próbuję przyspieszyć. Kilometr wychodzi szybciej ale ból dwógłowych powstrzymuje mnie tak że na 25 kilometrze średnia to 4:34/km.
Tracę morale. Pojawia się kryzys. Czuję że 3:10 się wymyka. Na 26 km wyprzedza mnie balonik 3:15 (Swoją drogą dziwnie biegły te baloniki. Było ich trzy dystans między nimi był ok 50 metrów)
Wtedy zapala się lampka. Nie dać odejść balonikowi. I zaczynam go gonić. 50 metrów straty odrabiam do 31 km. Potem jeszcze 4 km biegnę równo z nimi.
Na 30 średnia ostatnich 5 wynosi 4:34/km (to było najcięższe 10 km maratonu)
Na 35 4:32/km
Wtedy szukam motywacji do przyspieszenia.
Myślę o forumowiczach obserwatorach, o Jackmie i o biegnących w Wawie. Pojawia się wqrw na jakiegoś typa który bezceremonialnie mnie taranuje. To mnie budzi. Wyprzedzam gościa, moment satysfakcji i nagle świadomość że mam jeszcze pokłady nieużywanej energii.
Wtedy pojawia się taktyka. Wybieram biegacza/biegaczkę o 20 m z przodu i zaczynam pościg.
Trwa to mniej więcej kilometr ale przynosi efekty. Dużo ludzi zaczyna zwalniać, przechodzą do marszu a jakoś biegnę. Lekko nie jest ale myślę że 40 km już blisko.
Średnia ostatnich pięciu na 40 to 4:36/km ale idę do przodu.
Meta blisko. Ruszam mocniej. Końcowe 2 km ze średnią 4:29 z tego ostatnie 800 metrów sprint w oszałamiającym dopingu z krzykiem na ustach w tempie 3:45/km (wg Garmina pomiarach czasu tego nie widać). Skrzydeł dostałem bo kilometr przed metą jakimś cudem w tłumie kibiców zobaczyłem ukochaną, która zrobiła mi wtedy fotkę.
Wyprzedziłem wtedy z 30 osób. I z tego fragmentu jestem dumny.
Netto 3:11:57 brutto 3:13:35
Byłem 2621 open czyli w pierwszych 7%
Medal, łzy w oczach, piwo bezalkoholowe, potem drugie. Odbiór pakietu (jak pusto było jeszcze), Spotkanie z Jackmą - pozdrawiam.
Ubrałem się i do oczekującej małżonki. Potem grawer czasu na medalu, kwadrans kibicowania (znowu łzy w oczach) i do hotelu.
Super pogoda, niemiecka organizacja, dobra trasa i satysfakcjonujący wynik to plusy.
Radość i uczucie mocy na finiszu bezcenne. Dla takich chwil warto się katować kilka miesięcy.
Nauka na przyszłość nie ufać na zawodach GPSowi. Gdybym od początku biegł na zwykły zegarek była by szansa na 3:10 (Garmin wskazał 42,9 km) co daje na kilometrze 3-4 sekundy różnicy.
Z tojem to sprawa wyższa, niewiele na to można poradzić. To raczej efekt nawadniania dzień wcześniej bo przed biegiem wypiłem tylko 0,7 litra wody i jak mi się wydawało ruszyłem z luzem.
Zdjęcia wyślę we wtorek, upload tej sieci jest tragiczny, wysyłanie danych to porażka.
edit: we wrześniu ponad 364 km
Po dość niespokojnej nocy wstałem o 6:00, zjadłem śniadanie (2 croissanty i banan), ubrałem się biegowo i po ataku paniki pt. Gdzie jest karteczka z numerem do depozytu? której nie znalazłem ale nie był to jak się okazało problem ruszyłem na start.
W metrze wymiana uśmiechów z podobnymi mi despeoratami którzy zamiast przeżywać posobotniego kaca zamierzają się skatować. Wszędzie pełno biegaczy, ale dziwić to nie może bo szacunki mówiły o 40 do 50 tysiącach uczestników.
W strefie startowej można było doświadczyć niemieckiej organizacji. Dwójka wolontariuszy na każde 150 pakietów na rzeczy osobiste, jak się zatrzymujesz to podchodzi ktoś z obsługi pytając czy może pomóc. Dla chętnych worki zabezpieczające przed wychłodzeniem (jest poniżej 10 stopni a większość w krótkich spodenkach i kusych koszulkach), dobrze oznaczone sektory startowe. Problemem były kolejki do tojów, ale na pół godziny przed startem można było się tego spodziewać przy tylu uczestnikach.
Pogoda bardzo dobra. Ma być w trakcie mojego biegu max 15 stopni, lekki, zimny wiatr i słonecznie. Po południu w słońcu było bardzo ciepło.
Idę na start. Ponieważ nie udało mi się przedostać do sektora z czasem 3:00 – 3:15 ustawiłem się na początku następnego. Po kwadransie próby skoncentrowania się start. Łzy w oczach i to uczucie – dzieje się! Około półtorej minuty zajęło mi dojście do startu, odpaliłem Garmina i jazda.
Pierwsze trzy kilometry to wymijanie w gęstym tłumie i próba znalezienia odpowiedniego rytmu.
Korzystałem z funkcji tempo chwilowe i tempo odcinka, starając się wejść w rytm 4:30/km
Po trzech kilometrach złapałem ten flow. Baloniki na 3:15 były o ok. 80 metrów z przodu.
Stwierdziłem że dobrze będzie jak wyprzedzę je na ok. 10 km. I tak biegłem czując się jak rybka w gęstej ławicy.
Pierwsze pięć kilometrów idealnie w tempie 4:30/km (z pomiaru czasu) ale wg Garmina 4:26/km
Nie zwróciłem uwagi na te nieścisłości z powodu tłumu i mało widocznych tablic z kolejnymi kilometrami.
Kolejne 5 km biegnę wg Garmina który wskazuje że tempo to 4:30 (pomiar czasu 4:33). Na 7 km wyprzedzam baloniki i lokalne zagęszczenie biegaczy wokół nich.
Na 10 km dopada mnie zgaga. Niepokoją mnie jeszcze trzy rzeczy. Orientuje się że jest dość duże przekłamanie na Garminie. Wychodzi po około 20 metrów na kilometrze i ta różnica się sumuje. Po 10 to już 200. To dużo. Zaczynam czuć parcie na pęcherz i co mnie najbardziej dziwi ból mięśni z przodu ud.
Na 13 km całus z żoną (musiałem ciut zawrócić). Dostaję skrzydeł.
Na 15 km Garmin wskazuje że biegnę ze średnią 4:29 (pomiar czasu 4:33) 300 metrów różnicy zaczyna mnie martwić ale biegniemy wśród wysokich budynków i często pod drzewami.
Na 18 km muszę wejść do toja. Myślałem o tym wcześniej ale dopiero teraz jest jakiś nie zajęty.
Tracę około pół minuty, ale wciąż mam nadzieję na 3:10
Z powodu bólu mięśni ud postanawiam poczekać z przyspieszeniem do połówki. Biegnę równo, ale przerwa daje się zauważyć.
Połówka w 1:35:59. Garmin pokazuje mi że przebiegłem 21,6 km.
Przełączam na pomiar czasu i od tej chwili nie patrzę na dystans. Tętno mniej niż 150 więc ok.
Próbuję przyspieszyć. Kilometr wychodzi szybciej ale ból dwógłowych powstrzymuje mnie tak że na 25 kilometrze średnia to 4:34/km.
Tracę morale. Pojawia się kryzys. Czuję że 3:10 się wymyka. Na 26 km wyprzedza mnie balonik 3:15 (Swoją drogą dziwnie biegły te baloniki. Było ich trzy dystans między nimi był ok 50 metrów)
Wtedy zapala się lampka. Nie dać odejść balonikowi. I zaczynam go gonić. 50 metrów straty odrabiam do 31 km. Potem jeszcze 4 km biegnę równo z nimi.
Na 30 średnia ostatnich 5 wynosi 4:34/km (to było najcięższe 10 km maratonu)
Na 35 4:32/km
Wtedy szukam motywacji do przyspieszenia.
Myślę o forumowiczach obserwatorach, o Jackmie i o biegnących w Wawie. Pojawia się wqrw na jakiegoś typa który bezceremonialnie mnie taranuje. To mnie budzi. Wyprzedzam gościa, moment satysfakcji i nagle świadomość że mam jeszcze pokłady nieużywanej energii.
Wtedy pojawia się taktyka. Wybieram biegacza/biegaczkę o 20 m z przodu i zaczynam pościg.
Trwa to mniej więcej kilometr ale przynosi efekty. Dużo ludzi zaczyna zwalniać, przechodzą do marszu a jakoś biegnę. Lekko nie jest ale myślę że 40 km już blisko.
Średnia ostatnich pięciu na 40 to 4:36/km ale idę do przodu.
Meta blisko. Ruszam mocniej. Końcowe 2 km ze średnią 4:29 z tego ostatnie 800 metrów sprint w oszałamiającym dopingu z krzykiem na ustach w tempie 3:45/km (wg Garmina pomiarach czasu tego nie widać). Skrzydeł dostałem bo kilometr przed metą jakimś cudem w tłumie kibiców zobaczyłem ukochaną, która zrobiła mi wtedy fotkę.
Wyprzedziłem wtedy z 30 osób. I z tego fragmentu jestem dumny.
Netto 3:11:57 brutto 3:13:35
Byłem 2621 open czyli w pierwszych 7%
Medal, łzy w oczach, piwo bezalkoholowe, potem drugie. Odbiór pakietu (jak pusto było jeszcze), Spotkanie z Jackmą - pozdrawiam.
Ubrałem się i do oczekującej małżonki. Potem grawer czasu na medalu, kwadrans kibicowania (znowu łzy w oczach) i do hotelu.
Super pogoda, niemiecka organizacja, dobra trasa i satysfakcjonujący wynik to plusy.
Radość i uczucie mocy na finiszu bezcenne. Dla takich chwil warto się katować kilka miesięcy.
Nauka na przyszłość nie ufać na zawodach GPSowi. Gdybym od początku biegł na zwykły zegarek była by szansa na 3:10 (Garmin wskazał 42,9 km) co daje na kilometrze 3-4 sekundy różnicy.
Z tojem to sprawa wyższa, niewiele na to można poradzić. To raczej efekt nawadniania dzień wcześniej bo przed biegiem wypiłem tylko 0,7 litra wody i jak mi się wydawało ruszyłem z luzem.
Zdjęcia wyślę we wtorek, upload tej sieci jest tragiczny, wysyłanie danych to porażka.
edit: we wrześniu ponad 364 km
- pulchniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2433
- Rejestracja: 12 lis 2011, 16:25
- Życiówka na 10k: 39,29
- Życiówka w maratonie: 3,33,58
Zdjęcia: Część I - Zostań bohaterem Olimpia Stadion
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- pulchniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2433
- Rejestracja: 12 lis 2011, 16:25
- Życiówka na 10k: 39,29
- Życiówka w maratonie: 3,33,58
Kolejka do Expo - czekaliśmy 20 minut
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- pulchniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2433
- Rejestracja: 12 lis 2011, 16:25
- Życiówka na 10k: 39,29
- Życiówka w maratonie: 3,33,58
Poranek przed M
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- pulchniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2433
- Rejestracja: 12 lis 2011, 16:25
- Życiówka na 10k: 39,29
- Życiówka w maratonie: 3,33,58
Bieg
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.