Zapewne dlatego pan Michał Jagiełło zachwalał w wywiadzie uroki chodzenia w sandałach w łatwiejszym terenie i często sam daje dobry przykład, np. na Czerwonych Wierchachyaro1986 pisze:Troche madrzejsci od ciebie pracuja w gorskich sluzbach i co nieco widzieli, i oni biora odpowiedzialnosc za slowa ktore wypowiadaja, a nie sobie teoretyzuja patrzac tylko na siebie.

Sam też się tym nie przejmuję w górach. Ale planując jakiś wyjazd biorę to pod uwagę.yaro1986 pisze:W gorach nikt sie nie przejmuje tym ze byc moze za 30 lat bedzie Cie bolalo kolano bo cos Ci sie wydaje, tylko to zeby nie trzeba bylo zwozic ludzi z gor i nie narazac ratownikow.
Równie prawdziwe jest stwierdzenie: Według mnie jest bardzo dobrą radą żeby nie zakładać sztywniejszych butów za kostkę, to możne uratować kogoś przed wzywaniem służb ratowniczych. Przecież w takich butach ktoś może łatwiej stracić równowagę i zlecieć w dół. Wypadki się zdarzają, a jeśli nie znając konkretnego przypadku składasz winę na nieodpowiednie obuwie, świadczy to o niczym więcej, jak tylko o Twoich uprzedzeniach. To tak, jak bym za każdy upadek w przepaść turysty ubranego w wysokie buty winił jego obuwie.yaro1986 pisze:Wedlug mnie jest bardzo dobra rada zeby zakladac sztywniejsze buty za kostke, to moze uratowac kogos przed wzywaniem sluzb ratowniczych.
W ogóle przesadzasz z tym narażaniem życia przez ratowników. Jeśli przejrzysz kroniki TOPRu, zauważysz że przypadki zwichnięcia stawów to przeważnie uczestnicy wycieczek gdzieś w Kościeliskiej lub Moku; w najlepszym razie na Gąsienicowej. Już bardziej ratownicy narażają życie przechodząc przez ulicę w Zakopanym.