DŻEJOS - Nadal biegam! I Wracam na asfalt w 2022 r 🤪
Moderator: infernal
- DŻEJOS
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 665
- Rejestracja: 15 maja 2010, 10:48
- Życiówka na 10k: 32:00
- Życiówka w maratonie: brak
VI Półmaraton Kietrz & Rohov...
No i pierwsza połówka za mną!
Uczucie ociężałości jednak nie minęło i w dniu startu lekkości niestety nie czułem.. Zaraz po starcie utworzyła się grupka kilku biegaczy ale tempo było zdecydowanie za szybkie jak dla mnie. Było początkowo trochę z góry ale pierwsze 2 km w 6:26 to było przegięcie! Musiałem zwolnic bo się wystraszyłem że nie dam rady.. Pierwsza trójka: Zagórny Marcin (późniejszy zwycięzca) i dwóch Ukraińców uciekło a ja biegłem z Piotrkiem Magierą. W zasadzie to biegłem za nim praktycznie od 2 km do jakiegoś 16 km. Trasa była ciężka bo co z tego że było mnóstwo zbiegów skoro na podbiegach trzeba było zostawić sporo zdrowia i o równym tempie na takiej trasie nie ma mowy.
Piotrka puściłem na tym 16tym kilometrze bo czułem się już dosyć ciężko a zwolnienie tempa o 5"/km sprawiało że biegło mi się dużo luźniej. Oczywiście pewnie gdyby były inne nagrody za 4 i 5 miejsce to bym twardo trzymał ale kasa była taka sama a był to mój debiut więc wolałem wyluzować i spokojnie dowieźć to miejsce do mety. Gdy zobaczyłem tabliczkę że już tylko 4 km do mety nagle odżyłem! Od startu nogi były ciężkie a tu nagle łapię taki luz! Kolejny raz widzę że wszystko tkwi w psychice! Po prostu boje się mocno zmęczyć i głowa mnie hamuje. Na ostatnich 2 km zacząłem z powrotem doganiać Piotrka i na jakieś 600 m do mety byłem już bardzo blisko. Wystarczyło ostatnie pół kilometra pobiec w 1:30 i bym go dopadł! Ale w zasadzie to wyższe miejsce nie dawało mi nic oprócz satysfakcji i odpuściłem.. Teraz trochę żałuje bo trzeba walczyć do końca!!! Zapomniałem jeszcze dodać że przez połowę biegu padał deszcz więc pogoda cacy.
A tak skończyłem na 5tym miejscu z czasem 1:12,57.
5 km -16:38 (3:14, 3:12, 3:31, 3:16, 3:23)
5 km - 17:43 (3:36, 3:19, 7:13, 3:33)
5 km - 17:11 (3:23, 3:18, 3:22, 3:38, 3:29)
5 km - 17:41 (3:39, 3:24, 3:42, 3:33,3:22)
1,097 km - 3:44
No i pierwsza połówka za mną!
Uczucie ociężałości jednak nie minęło i w dniu startu lekkości niestety nie czułem.. Zaraz po starcie utworzyła się grupka kilku biegaczy ale tempo było zdecydowanie za szybkie jak dla mnie. Było początkowo trochę z góry ale pierwsze 2 km w 6:26 to było przegięcie! Musiałem zwolnic bo się wystraszyłem że nie dam rady.. Pierwsza trójka: Zagórny Marcin (późniejszy zwycięzca) i dwóch Ukraińców uciekło a ja biegłem z Piotrkiem Magierą. W zasadzie to biegłem za nim praktycznie od 2 km do jakiegoś 16 km. Trasa była ciężka bo co z tego że było mnóstwo zbiegów skoro na podbiegach trzeba było zostawić sporo zdrowia i o równym tempie na takiej trasie nie ma mowy.
Piotrka puściłem na tym 16tym kilometrze bo czułem się już dosyć ciężko a zwolnienie tempa o 5"/km sprawiało że biegło mi się dużo luźniej. Oczywiście pewnie gdyby były inne nagrody za 4 i 5 miejsce to bym twardo trzymał ale kasa była taka sama a był to mój debiut więc wolałem wyluzować i spokojnie dowieźć to miejsce do mety. Gdy zobaczyłem tabliczkę że już tylko 4 km do mety nagle odżyłem! Od startu nogi były ciężkie a tu nagle łapię taki luz! Kolejny raz widzę że wszystko tkwi w psychice! Po prostu boje się mocno zmęczyć i głowa mnie hamuje. Na ostatnich 2 km zacząłem z powrotem doganiać Piotrka i na jakieś 600 m do mety byłem już bardzo blisko. Wystarczyło ostatnie pół kilometra pobiec w 1:30 i bym go dopadł! Ale w zasadzie to wyższe miejsce nie dawało mi nic oprócz satysfakcji i odpuściłem.. Teraz trochę żałuje bo trzeba walczyć do końca!!! Zapomniałem jeszcze dodać że przez połowę biegu padał deszcz więc pogoda cacy.
A tak skończyłem na 5tym miejscu z czasem 1:12,57.
5 km -16:38 (3:14, 3:12, 3:31, 3:16, 3:23)
5 km - 17:43 (3:36, 3:19, 7:13, 3:33)
5 km - 17:11 (3:23, 3:18, 3:22, 3:38, 3:29)
5 km - 17:41 (3:39, 3:24, 3:42, 3:33,3:22)
1,097 km - 3:44
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- DŻEJOS
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 665
- Rejestracja: 15 maja 2010, 10:48
- Życiówka na 10k: 32:00
- Życiówka w maratonie: brak
Nieudana wycieczka do Nysy...
Poprzedni tydzień to same rozbiegania w maksymalnym tempie 5'/km. Nogi po połówce były zmęczone i obolałe jak po MP w Iwoniczu...
Wahałem się między małym biegiem w Wołczynie a mocną dyszką w Nysie i padło na te drugie zawody. Na miejscu okazało się że jest strasznie mocna obsada plus żar z nieba i odechciało mi się biegania... Trener powiedział że "najwyżej po piątce zejdziesz..." I z taką myślą wystartowałem.. Pierwszy kilometr był w jakieś 3:06 drugi w 3:12 i biegłem w drugiej grupce na jakimś 13tym miejscu. Kolejny kilometr wyszedł w 3:10 i wtedy zacząłem myśleć żeby zejść.. Kolejny kilometr był w 3:19 i stanąłem... Zero motywacji.. Totalnie nie miałem ochoty wypruwać flaków w takim upale... Biegłem na dalekiej pozycji i nie widziałem sensu kontynuowania tego biegu..
Na metę dotruchtałem w 39:53 na 58 miejscu..
Bieg wygrał Gardzielewski przed Kenijczykiem i Białorusinem. Kolejne miejsca zajęli: Ukrainiec, Błaziński, Ukrainiec, Białorusin...
W klasyfikacji kobiet Wygrała Kucharska druga była moja koleżanka z którą byłem w lutym na obozie w Szczyrku Dominika Napieraj a trzecia Kenijka. Super że "Wałbrzyscy" keniole zostali pokonani!!! A Dominika mnie zadziwia! Pól roku trenowania na poważnie i biega 35 minut na dychę! Wow! Nawet nie wiedziałem z kim byłem na obozie.
Humor po zawodach podły... Sportowa złość zrobiła swoje.. Ale jak już emocje trochę opadły to stwierdziłem że dobrze zrobiłem bo miałem ostatnio dużo startów i lepiej odpocząć.. Poza tym po biegu bolały mnie trochę achillesy.. Wszystko przez to że startuje w strasznie zużytych butach Kalenjii które nie dają żadnego wsparcia... Wkurzony zamówiłem dzisiaj startówki Asicsa za 250zł które znalazłem na wyprzedaży w sklepiebiegacza. Co z tego że żyje za 500zł miesięcznie? Jakoś sobie poradzę bo tydzień temu w Kietrzu cztery setki wpadły to trzeba to jakoś fajnie wydać.
Teraz nie wiem co dalej... Brakuje mi trochę tej starej "radości" z biegania...
Poprzedni tydzień to same rozbiegania w maksymalnym tempie 5'/km. Nogi po połówce były zmęczone i obolałe jak po MP w Iwoniczu...
Wahałem się między małym biegiem w Wołczynie a mocną dyszką w Nysie i padło na te drugie zawody. Na miejscu okazało się że jest strasznie mocna obsada plus żar z nieba i odechciało mi się biegania... Trener powiedział że "najwyżej po piątce zejdziesz..." I z taką myślą wystartowałem.. Pierwszy kilometr był w jakieś 3:06 drugi w 3:12 i biegłem w drugiej grupce na jakimś 13tym miejscu. Kolejny kilometr wyszedł w 3:10 i wtedy zacząłem myśleć żeby zejść.. Kolejny kilometr był w 3:19 i stanąłem... Zero motywacji.. Totalnie nie miałem ochoty wypruwać flaków w takim upale... Biegłem na dalekiej pozycji i nie widziałem sensu kontynuowania tego biegu..
Na metę dotruchtałem w 39:53 na 58 miejscu..
Bieg wygrał Gardzielewski przed Kenijczykiem i Białorusinem. Kolejne miejsca zajęli: Ukrainiec, Błaziński, Ukrainiec, Białorusin...
W klasyfikacji kobiet Wygrała Kucharska druga była moja koleżanka z którą byłem w lutym na obozie w Szczyrku Dominika Napieraj a trzecia Kenijka. Super że "Wałbrzyscy" keniole zostali pokonani!!! A Dominika mnie zadziwia! Pól roku trenowania na poważnie i biega 35 minut na dychę! Wow! Nawet nie wiedziałem z kim byłem na obozie.
Humor po zawodach podły... Sportowa złość zrobiła swoje.. Ale jak już emocje trochę opadły to stwierdziłem że dobrze zrobiłem bo miałem ostatnio dużo startów i lepiej odpocząć.. Poza tym po biegu bolały mnie trochę achillesy.. Wszystko przez to że startuje w strasznie zużytych butach Kalenjii które nie dają żadnego wsparcia... Wkurzony zamówiłem dzisiaj startówki Asicsa za 250zł które znalazłem na wyprzedaży w sklepiebiegacza. Co z tego że żyje za 500zł miesięcznie? Jakoś sobie poradzę bo tydzień temu w Kietrzu cztery setki wpadły to trzeba to jakoś fajnie wydać.
Teraz nie wiem co dalej... Brakuje mi trochę tej starej "radości" z biegania...
- DŻEJOS
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 665
- Rejestracja: 15 maja 2010, 10:48
- Życiówka na 10k: 32:00
- Życiówka w maratonie: brak
Życie toczy się dalej...
Po Nysie jakoś ciężko było mi się pozbierać.. Zero ochoty na szybsze bieganie..
Ale trenować trzeba! Zrobiłem w ostatnich dniach dwa ciągłe i jeden cross.
Pierwszy ciągły totalnie bez chęci.. po 6 km chciałem zejść ale jakoś wymęczyłem dychę w 37:21 (śr. 3:44/km), Następnie ostatnio w niedzielę przyjemny cross 10,5 km ze śr 3:46/km. No i dzisiaj znowu dyszka w 35:57 (śr. 3:36). Ale dzisiaj to była męczarnia.. Początek luzik ale jak zaczął się 5 km to przez 3 km wiało mi masakrycznie w twarz i do tego doszła ostra kolka na 7 km.. Normalnie jakaś masakra! Chciałem stanąć po 8 km bo ból był nie do zniesienia ale postanowiłem wykorzystać to w celu treningu psychiki! Mimo bólu ostatni km pobiegłem w 3:19 i przetrwałem!!!
7 lipca X Bieg Opolski organizowany przez moich znajomych ze Stowarzyszenia Bieg Opolski na trasie na której przez ostatnie pół roku robiłem ciągłe więc nie może mnie tam zabraknąć!!!
Po Nysie jakoś ciężko było mi się pozbierać.. Zero ochoty na szybsze bieganie..
Ale trenować trzeba! Zrobiłem w ostatnich dniach dwa ciągłe i jeden cross.
Pierwszy ciągły totalnie bez chęci.. po 6 km chciałem zejść ale jakoś wymęczyłem dychę w 37:21 (śr. 3:44/km), Następnie ostatnio w niedzielę przyjemny cross 10,5 km ze śr 3:46/km. No i dzisiaj znowu dyszka w 35:57 (śr. 3:36). Ale dzisiaj to była męczarnia.. Początek luzik ale jak zaczął się 5 km to przez 3 km wiało mi masakrycznie w twarz i do tego doszła ostra kolka na 7 km.. Normalnie jakaś masakra! Chciałem stanąć po 8 km bo ból był nie do zniesienia ale postanowiłem wykorzystać to w celu treningu psychiki! Mimo bólu ostatni km pobiegłem w 3:19 i przetrwałem!!!
7 lipca X Bieg Opolski organizowany przez moich znajomych ze Stowarzyszenia Bieg Opolski na trasie na której przez ostatnie pół roku robiłem ciągłe więc nie może mnie tam zabraknąć!!!
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- DŻEJOS
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 665
- Rejestracja: 15 maja 2010, 10:48
- Życiówka na 10k: 32:00
- Życiówka w maratonie: brak
X Bieg Opolski..
Wreszcie jakieś zwycięstwo!!! W sobote wygrałem bieg na mojej trasie w Opolu! Pogoda znowu nieciekawa bo upał straszny a trasa była w 95% w pełnym słońcu..
Od startu ruszył do przodu Tomek Sobczyk a ja jak cień podążałem za nim. Pierewsze kilometry dosyć żwawo 3:10, 3:15, 3:18, 3:20 po czym gdy mieliśmy już bezpieczną przewagę nad kolejnymi zawodnikami tempo zaczeło spadać 3:25, 3:29, 3:31, 3:33, 3:25 i gdy został już tylko kilometr ostro ruszyłem zostawiając Tomka daleko z tyłu. Na ostatnich 200 metrach miałem już ciemno przed oczami.. Upał zrobił swoje.. I gdy na pół przytomny zobaczyłem nadmuchiwaną bramę i linie na asfalcie odruchowo stanąłem myśląc że to już meta. Oparłem ręce o nogi, podnoszę głowę i widzę że wszyscy krzyczą że to jeszcze nie meta! Meta były jakieś 10 metrów dalej a ja zatrzymałem się pod reklamą Lotto.. Upał zrobił swoje bo nie bardzo to do mnie docierało. No ale po chwili ruszyłem i dobiegłem wreszcie do właściwej mety. Te ostatnie 10 metrów biegłem razem z postojem 9 sekund. Ale i tak ostatni kilometr razem z tym postojem wyszeł mi w 3:06! Bez niego było by jakieś 3:00. Na mecie dochodziłem do siebie jakieś 10-15 minut.. Jak to słońce potrafi zniszczyć człowieka...
Kolejny raz przekonałem się jak moją mocną bronią jest końcówka!
Pierwsza trójka wyglądała następująco:
1. Jacek Sobas 33:37
2. Tomasz Sobczyk 33:48
3. Adam Putyra 34:00
Wśród kobiet wygrała do niedawna moja partnerka treningowa Anna Ryguła. Nasz Trener Edward Rydzewski był na pewno tego dnia bardzo szczęśliwy! Podwójne zwycięstwo!!
Jeszcze muszę podziękować wszystkim którzy mi kibicowali na trasie!! Szczególnie osobą ze Stowarzyszenia Bieg Opolski i z Opolskiego BBLu! Ich doping na trasie bardzo mi pomógł!!! Szczególny był moment pomiędzy 6 a 7 kilometrem gdzie biegłem po wale a dołem w przeciwnym kierunku biegli zawodnicy na dalszych pozycjach którzy mnie ostro dopingowali i to oni mnie najbardziej ponieśli do przodu!!! Dzięki!!!
Wreszcie jakieś zwycięstwo!!! W sobote wygrałem bieg na mojej trasie w Opolu! Pogoda znowu nieciekawa bo upał straszny a trasa była w 95% w pełnym słońcu..
Od startu ruszył do przodu Tomek Sobczyk a ja jak cień podążałem za nim. Pierewsze kilometry dosyć żwawo 3:10, 3:15, 3:18, 3:20 po czym gdy mieliśmy już bezpieczną przewagę nad kolejnymi zawodnikami tempo zaczeło spadać 3:25, 3:29, 3:31, 3:33, 3:25 i gdy został już tylko kilometr ostro ruszyłem zostawiając Tomka daleko z tyłu. Na ostatnich 200 metrach miałem już ciemno przed oczami.. Upał zrobił swoje.. I gdy na pół przytomny zobaczyłem nadmuchiwaną bramę i linie na asfalcie odruchowo stanąłem myśląc że to już meta. Oparłem ręce o nogi, podnoszę głowę i widzę że wszyscy krzyczą że to jeszcze nie meta! Meta były jakieś 10 metrów dalej a ja zatrzymałem się pod reklamą Lotto.. Upał zrobił swoje bo nie bardzo to do mnie docierało. No ale po chwili ruszyłem i dobiegłem wreszcie do właściwej mety. Te ostatnie 10 metrów biegłem razem z postojem 9 sekund. Ale i tak ostatni kilometr razem z tym postojem wyszeł mi w 3:06! Bez niego było by jakieś 3:00. Na mecie dochodziłem do siebie jakieś 10-15 minut.. Jak to słońce potrafi zniszczyć człowieka...
Kolejny raz przekonałem się jak moją mocną bronią jest końcówka!
Pierwsza trójka wyglądała następująco:
1. Jacek Sobas 33:37
2. Tomasz Sobczyk 33:48
3. Adam Putyra 34:00
Wśród kobiet wygrała do niedawna moja partnerka treningowa Anna Ryguła. Nasz Trener Edward Rydzewski był na pewno tego dnia bardzo szczęśliwy! Podwójne zwycięstwo!!
Jeszcze muszę podziękować wszystkim którzy mi kibicowali na trasie!! Szczególnie osobą ze Stowarzyszenia Bieg Opolski i z Opolskiego BBLu! Ich doping na trasie bardzo mi pomógł!!! Szczególny był moment pomiędzy 6 a 7 kilometrem gdzie biegłem po wale a dołem w przeciwnym kierunku biegli zawodnicy na dalszych pozycjach którzy mnie ostro dopingowali i to oni mnie najbardziej ponieśli do przodu!!! Dzięki!!!
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- DŻEJOS
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 665
- Rejestracja: 15 maja 2010, 10:48
- Życiówka na 10k: 32:00
- Życiówka w maratonie: brak
Odpoczywamy i szukamy pracy...
Ostatnie dni to totalnie luźne treningi. Rozbiegania oscylowały w prędkościach 5:30/km. Jedynie we czwartek i wczoraj zrobiłem 10,5 km crossu żeby trochę sobię podnieść tętno. Pierwszy wyszedł ze śrenią 4:06 a drugi 4:02. Czyli totalny luzik. Trener kazał biegać nawet po 4:10 ale kto się słucha Trenera...
Ostatnio zapomniałem napisać że mam problemy z kolanem.. Trochę boli już od ponad 2 tygodni... Jak Marek znajdzie dla mnie wolny termin to od razu jadę do Nysy się leczyć! Bo On zawsze pomoga!!!
W sobotę Dobrodzień i jak pogoda się nie zmieni (20stopni + deszcz) to może paść życiówa! Pogonię za keniolami i ukrainą! Tak ze 2 kilometry...
Ostatnie dni to totalnie luźne treningi. Rozbiegania oscylowały w prędkościach 5:30/km. Jedynie we czwartek i wczoraj zrobiłem 10,5 km crossu żeby trochę sobię podnieść tętno. Pierwszy wyszedł ze śrenią 4:06 a drugi 4:02. Czyli totalny luzik. Trener kazał biegać nawet po 4:10 ale kto się słucha Trenera...
Ostatnio zapomniałem napisać że mam problemy z kolanem.. Trochę boli już od ponad 2 tygodni... Jak Marek znajdzie dla mnie wolny termin to od razu jadę do Nysy się leczyć! Bo On zawsze pomoga!!!
W sobotę Dobrodzień i jak pogoda się nie zmieni (20stopni + deszcz) to może paść życiówa! Pogonię za keniolami i ukrainą! Tak ze 2 kilometry...
- DŻEJOS
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 665
- Rejestracja: 15 maja 2010, 10:48
- Życiówka na 10k: 32:00
- Życiówka w maratonie: brak
Nieudany Dobrodzień... 33:40 i 5te miejsce...
(3:10. 3:13, 3:14, 3:21, 3:20) 16:18
(3:34, 3:24, 3:33, 3:26, 3:23) 17:22
Szkoda słów... Do piątego kilometra była walka a potem odpuściłem... Słaba psycha... Napiszę więcej kiedyś jak będę miał więcej czasu..
(3:10. 3:13, 3:14, 3:21, 3:20) 16:18
(3:34, 3:24, 3:33, 3:26, 3:23) 17:22
Szkoda słów... Do piątego kilometra była walka a potem odpuściłem... Słaba psycha... Napiszę więcej kiedyś jak będę miał więcej czasu..
- DŻEJOS
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 665
- Rejestracja: 15 maja 2010, 10:48
- Życiówka na 10k: 32:00
- Życiówka w maratonie: brak
Humor wrócił! Motywacja trochę też!
Dzisiaj pierwszy trening od startu. Zrobiłem 15 km crossu po 3:55/km. Lubie takie dłuższe ciągłe biegi.
A wracając do Dobrodzienia...
Od startu poszedłem mocno za Kenijkami! Bo pierwsza trójka odjechała i kolejną grupę stanowiły właśnie Kenijki! Po kilometrze ostro zwolniły a koledzy po biegu śmiali się że one tak szybko ruszyły bo przez moje długie włosy myślały że jestem kobietą.
Po kilometrze zobaczyłem że jestem sam a że czułem się świetnie starałem się trzymać mocne tempo. Na 4 km trochę zwolniłem bo wiedziałem że do mety jeszcze daleko. Na półmetku ostry zakręt i szok! Mój kolega Krzychu Przybyła jest jakieś tylko 40 metrów za mną!
Momentalnie mnie zmroziło.. Przecież on w tym roku nie złamał ani razu 34 minut a teraz leci na poniżej 33! W Opolu dwa tygodnie wcześniej miał zaledwie 35 minut! Normalnie jak go zobaczyłem to totalnie opadłem z sił bo wiedziałem że znowu (tak jak rok temu) mnie objedzie na drugiej piątce.. Zamroziło mnie a Krzychu na 6 km był już przede mną.. Nawet nie walczyłem.. Odechciało mi się biegania i postanowiłem dobiec na tej 5tej pozycji tracąc jak najmniej sił żeby tylko być pierwszym w kategorii M20..
Ma metę wbiegłem bez żadnego spinania ze słabym czasem.. Słabym jak na moje oczekiwania..
Ale koniec smutów!!! 16 września bieg w Kędzierzynie! Od roku z tego biegu mam życiówę i teraz trzeba to poprawić!
A pracy jakie było tak nie ma.. Dobrze że w Dobrodzieniu dostałem zapas Isostara bo kasy na odżywki brak...
Dzisiaj pierwszy trening od startu. Zrobiłem 15 km crossu po 3:55/km. Lubie takie dłuższe ciągłe biegi.
A wracając do Dobrodzienia...
Od startu poszedłem mocno za Kenijkami! Bo pierwsza trójka odjechała i kolejną grupę stanowiły właśnie Kenijki! Po kilometrze ostro zwolniły a koledzy po biegu śmiali się że one tak szybko ruszyły bo przez moje długie włosy myślały że jestem kobietą.
Po kilometrze zobaczyłem że jestem sam a że czułem się świetnie starałem się trzymać mocne tempo. Na 4 km trochę zwolniłem bo wiedziałem że do mety jeszcze daleko. Na półmetku ostry zakręt i szok! Mój kolega Krzychu Przybyła jest jakieś tylko 40 metrów za mną!
Momentalnie mnie zmroziło.. Przecież on w tym roku nie złamał ani razu 34 minut a teraz leci na poniżej 33! W Opolu dwa tygodnie wcześniej miał zaledwie 35 minut! Normalnie jak go zobaczyłem to totalnie opadłem z sił bo wiedziałem że znowu (tak jak rok temu) mnie objedzie na drugiej piątce.. Zamroziło mnie a Krzychu na 6 km był już przede mną.. Nawet nie walczyłem.. Odechciało mi się biegania i postanowiłem dobiec na tej 5tej pozycji tracąc jak najmniej sił żeby tylko być pierwszym w kategorii M20..
Ma metę wbiegłem bez żadnego spinania ze słabym czasem.. Słabym jak na moje oczekiwania..
Ale koniec smutów!!! 16 września bieg w Kędzierzynie! Od roku z tego biegu mam życiówę i teraz trzeba to poprawić!
A pracy jakie było tak nie ma.. Dobrze że w Dobrodzieniu dostałem zapas Isostara bo kasy na odżywki brak...
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- DŻEJOS
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 665
- Rejestracja: 15 maja 2010, 10:48
- Życiówka na 10k: 32:00
- Życiówka w maratonie: brak
Brak motywacji, brak pracy i przypadkowy start...
Od początku sierpnia biegam bez planu... Nie mam chęci... Nie mam nadal pracy i jest wielki dół..
Na treningi wychodzę i biegam to na co mam ochotę bez ładu i składu. Ostatni tydzień dla przykładu wyglądał tak: w niedzielę siła biegowa, w pon 10,5km crossu po 3:58, we wtorek 10 dwusetek po 31-32 sek ostatnią poleciałem w 27,9 więc depnięcie jest. We środę miało być rozbieganie ale zrobiłem 22,5 km z czego 15 km po 4:00/km czyli szybko. W zasadzie to już zahaczyłem o drugi zakres. We czwartek 11 minutówek a w piątek zrobiłem trening z Piotrkiem (kolega który przeprowadził się do KK z Knurowa i biega jakoś powyżej 34 min na dyszkę). Sam bym się nie zmusił do biegania więc zrobiłem jego trening: 6kmpo 3:55 i potem 1km w 3:10.
Dowiedziałem się że w niedzielę jest bieg w Brzegu więc w sobotę tylko 5 km rozruchu.
A w Brzegu zająłem drugie miejsce z czasem 25:11 na 8km (wg GPSu 7760 m)
wyniki:
http://live.ultimasport.pl/105/index.ph ... =8KM&gen=O
Bieg był ekstremalny jak na biegi uliczne. Trasa prowadziła przez ulice, chodniki, park. Po błocie, schodami w górę potem w dół. Było mnóstwo zakrętów i momentami nie było wiadomo gdzie trzeba biec.. Jakaś masakra. Bieg rozegrał się pomiędzy czterema zawodnikami: wracający po kontuzji Michał Breszka (żyć. na 10 km poniżej 30 min), Bartek Rynkowski (życ. 31:45), Bartek "Tajny" Stajniak (życ. poniżej 33 min) i Ja. Biegło mi się dobrze do 6 km, wtedy nastąpił kryzys i puściłem grupę.. Michał miał już po chwili przewagę z 40 m potem tamta dwójka kilka metrów i dopiero zrezygnowany ja. Naglę ktoś krzyknął że jeszcze tylko kilometr do mety! Wziąłem się w garść i po chwili dogoniłem tę dwójkę i zacząłem nadawać tempo. Jak już wcześniej pisałem trasa była trochę zakręcona dlatego lider w pewnym momencie źle pobiegł i momentalnie stracił nie tylko przewagę ale miał teraz stratę z 30 metrów. Momentalnie zwolniliśmy żeby nas dogonił i zabawa zaczęła się od nowa! Wreszcie dobiegliśmy do stadionu i tam kolejna nerwówka bo nie wiedzieliśmy w którym momencie mamy skręcić na bieżnie.. Wreszcie ostry zakręt który, pokonałem jako drugi, i za nim ostatnie 300 m po bieżni. Ruszyłem za Michałem ale nie dałem rady.. Przegrałem o 2 sek a trzeci był 3 sek za mną. Końcówka była naprawdę szybka! Ale Michałowi który żyć na 3 km ma 8:10 (kosmos) nie dałem rady.
Kolejny raz dała mi się we znaki słaba głowa. Na 6 km myślałem że już mam po biegu i dobiegnę czwarty a potrzebowałem tylko jakiegoś impulsu do walki! W tym wypadku był to krzyk jakiegoś pana że już tylko 1km do mety.
Aż nabrałem po tym starcie chęci do treningu! Ciekawe na ile mi wystarczy...
Od początku sierpnia biegam bez planu... Nie mam chęci... Nie mam nadal pracy i jest wielki dół..
Na treningi wychodzę i biegam to na co mam ochotę bez ładu i składu. Ostatni tydzień dla przykładu wyglądał tak: w niedzielę siła biegowa, w pon 10,5km crossu po 3:58, we wtorek 10 dwusetek po 31-32 sek ostatnią poleciałem w 27,9 więc depnięcie jest. We środę miało być rozbieganie ale zrobiłem 22,5 km z czego 15 km po 4:00/km czyli szybko. W zasadzie to już zahaczyłem o drugi zakres. We czwartek 11 minutówek a w piątek zrobiłem trening z Piotrkiem (kolega który przeprowadził się do KK z Knurowa i biega jakoś powyżej 34 min na dyszkę). Sam bym się nie zmusił do biegania więc zrobiłem jego trening: 6kmpo 3:55 i potem 1km w 3:10.
Dowiedziałem się że w niedzielę jest bieg w Brzegu więc w sobotę tylko 5 km rozruchu.
A w Brzegu zająłem drugie miejsce z czasem 25:11 na 8km (wg GPSu 7760 m)
wyniki:
http://live.ultimasport.pl/105/index.ph ... =8KM&gen=O
Bieg był ekstremalny jak na biegi uliczne. Trasa prowadziła przez ulice, chodniki, park. Po błocie, schodami w górę potem w dół. Było mnóstwo zakrętów i momentami nie było wiadomo gdzie trzeba biec.. Jakaś masakra. Bieg rozegrał się pomiędzy czterema zawodnikami: wracający po kontuzji Michał Breszka (żyć. na 10 km poniżej 30 min), Bartek Rynkowski (życ. 31:45), Bartek "Tajny" Stajniak (życ. poniżej 33 min) i Ja. Biegło mi się dobrze do 6 km, wtedy nastąpił kryzys i puściłem grupę.. Michał miał już po chwili przewagę z 40 m potem tamta dwójka kilka metrów i dopiero zrezygnowany ja. Naglę ktoś krzyknął że jeszcze tylko kilometr do mety! Wziąłem się w garść i po chwili dogoniłem tę dwójkę i zacząłem nadawać tempo. Jak już wcześniej pisałem trasa była trochę zakręcona dlatego lider w pewnym momencie źle pobiegł i momentalnie stracił nie tylko przewagę ale miał teraz stratę z 30 metrów. Momentalnie zwolniliśmy żeby nas dogonił i zabawa zaczęła się od nowa! Wreszcie dobiegliśmy do stadionu i tam kolejna nerwówka bo nie wiedzieliśmy w którym momencie mamy skręcić na bieżnie.. Wreszcie ostry zakręt który, pokonałem jako drugi, i za nim ostatnie 300 m po bieżni. Ruszyłem za Michałem ale nie dałem rady.. Przegrałem o 2 sek a trzeci był 3 sek za mną. Końcówka była naprawdę szybka! Ale Michałowi który żyć na 3 km ma 8:10 (kosmos) nie dałem rady.
Kolejny raz dała mi się we znaki słaba głowa. Na 6 km myślałem że już mam po biegu i dobiegnę czwarty a potrzebowałem tylko jakiegoś impulsu do walki! W tym wypadku był to krzyk jakiegoś pana że już tylko 1km do mety.
Aż nabrałem po tym starcie chęci do treningu! Ciekawe na ile mi wystarczy...
- DŻEJOS
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 665
- Rejestracja: 15 maja 2010, 10:48
- Życiówka na 10k: 32:00
- Życiówka w maratonie: brak
Życie się toczy.. Powoli...
Dawno nic nie pisałem... Co u mnie ? Hmmm.. Były wzloty i upadki..
Spędziłem tydzień w Ustce gdzie treningi wychodziły mi naprawdę kiepsko.. Nie potrafiłem zrobić całego treningu.. Raz skończyłem drugi zakres po 4 km na drugi dzień poprawka i koniec po 6 km... Totalny brak ochoty na to aby się zmęczyć plus straszliwy upał powodowały że z psychą było coraz gorzej... Zacząłem się bać mocnego treningu bo wiedziałem że znowu nie skończę i jeszcze bardziej się załamię.. Jedyną przyjemnością były dłuższe wybiegania i tygodnowo jakoś te 100 km się uzbierało..
W Ustce spotkałem naszego Redaktora Naczelnego Adama Kleina z którym się spotkałem i pogadaliśmy trochę.. Głównie o BBLu który chcę zrobić w Kędzierzynie.
Obecnie ze mną jest trochę lepiej. Zrobiłem ostatnio dwa crossy 10,5 km po 3:51 i 3:47. Oba crossy kończyłem w tempie poniżej 3:40/km na luzię więc to pokazuje że z formą nie jest źle! Mocnego tempa nie ma sensu robić bo tylko bym się dojechał i zostawił siły na treningu. Wczoraj 10 razy 200 m po 30-31 sekund dla ożywienia i w niedzielę jadę na dyszkę do Namysłowa. W planach miałem 4,2 km w Rydułtowach żeby się przetrzeć szybkościowo przed Biegiem Koziołka który jest za dwa tygodnie ale okazało się ze nie mam jak jechać na te zawody.. Jak zawsze jadę tam gdzie mam możliwość.. Może kiedyś będzie mnie stać na samochód i wtedy to ja będę wybierał sobię starty.
Dawno nic nie pisałem... Co u mnie ? Hmmm.. Były wzloty i upadki..
Spędziłem tydzień w Ustce gdzie treningi wychodziły mi naprawdę kiepsko.. Nie potrafiłem zrobić całego treningu.. Raz skończyłem drugi zakres po 4 km na drugi dzień poprawka i koniec po 6 km... Totalny brak ochoty na to aby się zmęczyć plus straszliwy upał powodowały że z psychą było coraz gorzej... Zacząłem się bać mocnego treningu bo wiedziałem że znowu nie skończę i jeszcze bardziej się załamię.. Jedyną przyjemnością były dłuższe wybiegania i tygodnowo jakoś te 100 km się uzbierało..
W Ustce spotkałem naszego Redaktora Naczelnego Adama Kleina z którym się spotkałem i pogadaliśmy trochę.. Głównie o BBLu który chcę zrobić w Kędzierzynie.
Obecnie ze mną jest trochę lepiej. Zrobiłem ostatnio dwa crossy 10,5 km po 3:51 i 3:47. Oba crossy kończyłem w tempie poniżej 3:40/km na luzię więc to pokazuje że z formą nie jest źle! Mocnego tempa nie ma sensu robić bo tylko bym się dojechał i zostawił siły na treningu. Wczoraj 10 razy 200 m po 30-31 sekund dla ożywienia i w niedzielę jadę na dyszkę do Namysłowa. W planach miałem 4,2 km w Rydułtowach żeby się przetrzeć szybkościowo przed Biegiem Koziołka który jest za dwa tygodnie ale okazało się ze nie mam jak jechać na te zawody.. Jak zawsze jadę tam gdzie mam możliwość.. Może kiedyś będzie mnie stać na samochód i wtedy to ja będę wybierał sobię starty.
- DŻEJOS
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 665
- Rejestracja: 15 maja 2010, 10:48
- Życiówka na 10k: 32:00
- Życiówka w maratonie: brak
Namysłów...
...wyszedł tak sobie..
Nie wiedziałem na co mnie stać po bardzo słbo przetrenowanych wakacjach więc musiałem być ostrożny.
Zaraz po starcie utworzyła się grupka Paweł Matner, Tomek Sobczyk, Bartek Stajniak i ja. Pierwszy kilometr mocno w 3:03 czuje że za mocno i jeszcze przed końcem drugiego odpadam od grupy.. Drugi mi wyszedł w 3:07 a miałem już kilka metrów starty. Chłopaki zaczeli w szaleńczym tempie. Trzeci kilometr już luźniej w 3:16 i już po biegu.. Pierwsza trójka odjechała hen daleko niczym pociąg ekspresowy. Za mną pusto więc zwalniam i kolejne dwa kilometry biegnę tak żeby odsapnąć po 3:26. Piątka wychodzi mi w 16:16 czyli najszybszy początek w życiu! Tylko jedno ale.. Bieg staje się nijaki bo przedemną ogromna luka a za mną jeszcze większa.. Kolejne kilometry samotnego biegu mijają dosyć spokojnie 3:21, 3:20, 3:26, 3:22. Kilometr przed metą widzę Bartka jakieś 150 m przedemną. Ale już za późno żeby to nadrobić.. Ostatni kilometr jest nieco dłuższy jakieś 1150 m pokonuje w 3:45. Czyli km był w około 3:10. Wbiegam na metę nie bardzo zmęczony i zły że nie spróbowałem powalczyć.. Całość wychodzi w 33:38 (dycha w jakieś 33:05). A mogłem pójść z nimi bo potem i Bartek i Tomek zdechli i po minach ze zdjęc widziałem że bardzo cierpieli.. A tak oddałem, bieg bez walki.. Bywa..
Teraz przynajmniej wiem że nie jest ze mną najgorzej i w następnych startach łatwo skóry nie sprzedam!!!
Kolejne starty już w ten weekend! "Starty" dlatego że biegam w sobotę 4,5 km w Lubieszowie (taka wioska koło Kędzierzyna) i w niedziele Kędzierzyńska dycha.
Ale tym razem będę walczył! Do upadłego!
Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. – św. Augustyn (Aureliusz Augustyn z Hippony)
...wyszedł tak sobie..
Nie wiedziałem na co mnie stać po bardzo słbo przetrenowanych wakacjach więc musiałem być ostrożny.
Zaraz po starcie utworzyła się grupka Paweł Matner, Tomek Sobczyk, Bartek Stajniak i ja. Pierwszy kilometr mocno w 3:03 czuje że za mocno i jeszcze przed końcem drugiego odpadam od grupy.. Drugi mi wyszedł w 3:07 a miałem już kilka metrów starty. Chłopaki zaczeli w szaleńczym tempie. Trzeci kilometr już luźniej w 3:16 i już po biegu.. Pierwsza trójka odjechała hen daleko niczym pociąg ekspresowy. Za mną pusto więc zwalniam i kolejne dwa kilometry biegnę tak żeby odsapnąć po 3:26. Piątka wychodzi mi w 16:16 czyli najszybszy początek w życiu! Tylko jedno ale.. Bieg staje się nijaki bo przedemną ogromna luka a za mną jeszcze większa.. Kolejne kilometry samotnego biegu mijają dosyć spokojnie 3:21, 3:20, 3:26, 3:22. Kilometr przed metą widzę Bartka jakieś 150 m przedemną. Ale już za późno żeby to nadrobić.. Ostatni kilometr jest nieco dłuższy jakieś 1150 m pokonuje w 3:45. Czyli km był w około 3:10. Wbiegam na metę nie bardzo zmęczony i zły że nie spróbowałem powalczyć.. Całość wychodzi w 33:38 (dycha w jakieś 33:05). A mogłem pójść z nimi bo potem i Bartek i Tomek zdechli i po minach ze zdjęc widziałem że bardzo cierpieli.. A tak oddałem, bieg bez walki.. Bywa..
Teraz przynajmniej wiem że nie jest ze mną najgorzej i w następnych startach łatwo skóry nie sprzedam!!!
Kolejne starty już w ten weekend! "Starty" dlatego że biegam w sobotę 4,5 km w Lubieszowie (taka wioska koło Kędzierzyna) i w niedziele Kędzierzyńska dycha.
Ale tym razem będę walczył! Do upadłego!
Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. – św. Augustyn (Aureliusz Augustyn z Hippony)
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- DŻEJOS
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 665
- Rejestracja: 15 maja 2010, 10:48
- Życiówka na 10k: 32:00
- Życiówka w maratonie: brak
Dwa starty i dwa zwycięstwa!!! Plus życiówa 32:26!!!
W sobotę wygrałem bieg w Lubieszowie na dystansie około 4,2 km a w niedziele wielki triumf u siebie z życiówką!! Napisze więcej w weekend bo obecnie pracuje... i brakuje mi czasu...
W sobotę wygrałem bieg w Lubieszowie na dystansie około 4,2 km a w niedziele wielki triumf u siebie z życiówką!! Napisze więcej w weekend bo obecnie pracuje... i brakuje mi czasu...
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- DŻEJOS
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 665
- Rejestracja: 15 maja 2010, 10:48
- Życiówka na 10k: 32:00
- Życiówka w maratonie: brak
Lubieszów i Kędzierzyn...
W Lubieszowie startowałem ponieważ mój obecny klub był współorganizatorem tych zawodów. Plan miałem taki żeby stracić jak najmniej sił na tym biegu. Do pokonania było około 4 km i 200 m. Od początku tempo było spokojne więc wszystko szło po mojej myśli. Biegłem w cztero osobowej grupce którą stanowiłem ja , Janusz Put, Łukasz Mika i Daniel Dulski. Na około 3 km mocno przyśpieszył Put i po chwili tylko ja zostałem mu na plecach. Gdy było już jakieś 400m do mety ruszyłem mocno, oderwałem się na kilka metrów i już na spokoju dobiegłem do mety kontrolując sytuacje. Trzeci był Łukasz który zadziwia mnie swoją formą trenując głównie na rowerze.
Natomiast w niedzielę był mój wielki dzień! Wygrałem u siebię i pobiłem życiówkę! Dycha tam była na pewno! Ze ścinaniem zakrętów różnym ludziom wyszło zawsze lekko ponad 10 km.
A jak wyglądał sam bieg? Od startu ja, Bartek Rynkowski z Gdańska ( z którym biegałem już miesiąc temu w Brzegu) i Damian Zawierucha z Jastrzębia oderwaliśmy się mocno od reszty stawki i powiększaliśmy stopniowo przewagę nad następnymi zawodnikami. Tempo od początku nadawał Damian a ja biegłem spokojnie za nim. Nie chciałem szarżować bo wiedziałem że mam w nogach wczorajszy bieg. Na trasie nie było oznaczeń więc nie miałem pojęcia jakie jest tempo. Miałem jeden cel! Trzymać się za wszelką cenę! Bałem się że jak zawsze przyjdzie kryzys koło 6 km ale o dziwo po 2 kółkach (biegliśmy 3 kółka i jakieś 300 m dobiegu) było wszystko w porządku. Gdzieś na 8 km zaatakował mocno Bartek który ruszył dużo mocniej! Ja spojrzałem na Damiana który nie zareagował i ruszyłem po chwili za uciekinierem. Miałem kilka metrów straty ale po jakiś 800 m spokojnym równym tempem go doszedłem a po chwili wyszedłem na prowadzenie stopniowo przyśpieszając. Jakieś 600 m od mety zobaczyłem że Bartek został kawałek więc ruszyłem jeszcze bardziej żeby nie pozostawić mu złudzeń kto dzisiaj wygra! Na metę wbiegłem szczęśliwy ze zwycięstwa! Zmęczenia nie czułem ale to pewnie emocje.
Czas na mecie 32:26, Bartek 32:33 a Damian 32:51. Kolejny na mecie zawodnik miał ponad 36 minut więc przewaga była bardzo duża. 5ta open była pierwsza kobieta a mianowicie Agnieszka Gortel.
Po biegu czekała mnie aż trzykrotna wyprawa na pierwszy stopień podium bo open, kat wiekowa i kat mieszkańców miasta.
To był udany weekend..
Od poniedziałku pracuje w sklepie i sprzedaje pieczywo. Z czegoś trzeba zyć... Ale już czuje niedosypianie i "ciężkie" nogi na treningach.. W tym tygodniu same rozbiegania. Trzeba odpocząć i się przyzwyczaić do tej pracy. A jutro atakuje 6 km w Oleśnicy! Forma chyba przez tydzień nie uciekła! A w Oleśnicy jest zawsze z kim biegać więc szykuje się mocne bieganie!!!
W Lubieszowie startowałem ponieważ mój obecny klub był współorganizatorem tych zawodów. Plan miałem taki żeby stracić jak najmniej sił na tym biegu. Do pokonania było około 4 km i 200 m. Od początku tempo było spokojne więc wszystko szło po mojej myśli. Biegłem w cztero osobowej grupce którą stanowiłem ja , Janusz Put, Łukasz Mika i Daniel Dulski. Na około 3 km mocno przyśpieszył Put i po chwili tylko ja zostałem mu na plecach. Gdy było już jakieś 400m do mety ruszyłem mocno, oderwałem się na kilka metrów i już na spokoju dobiegłem do mety kontrolując sytuacje. Trzeci był Łukasz który zadziwia mnie swoją formą trenując głównie na rowerze.
Natomiast w niedzielę był mój wielki dzień! Wygrałem u siebię i pobiłem życiówkę! Dycha tam była na pewno! Ze ścinaniem zakrętów różnym ludziom wyszło zawsze lekko ponad 10 km.
A jak wyglądał sam bieg? Od startu ja, Bartek Rynkowski z Gdańska ( z którym biegałem już miesiąc temu w Brzegu) i Damian Zawierucha z Jastrzębia oderwaliśmy się mocno od reszty stawki i powiększaliśmy stopniowo przewagę nad następnymi zawodnikami. Tempo od początku nadawał Damian a ja biegłem spokojnie za nim. Nie chciałem szarżować bo wiedziałem że mam w nogach wczorajszy bieg. Na trasie nie było oznaczeń więc nie miałem pojęcia jakie jest tempo. Miałem jeden cel! Trzymać się za wszelką cenę! Bałem się że jak zawsze przyjdzie kryzys koło 6 km ale o dziwo po 2 kółkach (biegliśmy 3 kółka i jakieś 300 m dobiegu) było wszystko w porządku. Gdzieś na 8 km zaatakował mocno Bartek który ruszył dużo mocniej! Ja spojrzałem na Damiana który nie zareagował i ruszyłem po chwili za uciekinierem. Miałem kilka metrów straty ale po jakiś 800 m spokojnym równym tempem go doszedłem a po chwili wyszedłem na prowadzenie stopniowo przyśpieszając. Jakieś 600 m od mety zobaczyłem że Bartek został kawałek więc ruszyłem jeszcze bardziej żeby nie pozostawić mu złudzeń kto dzisiaj wygra! Na metę wbiegłem szczęśliwy ze zwycięstwa! Zmęczenia nie czułem ale to pewnie emocje.
Czas na mecie 32:26, Bartek 32:33 a Damian 32:51. Kolejny na mecie zawodnik miał ponad 36 minut więc przewaga była bardzo duża. 5ta open była pierwsza kobieta a mianowicie Agnieszka Gortel.
Po biegu czekała mnie aż trzykrotna wyprawa na pierwszy stopień podium bo open, kat wiekowa i kat mieszkańców miasta.
To był udany weekend..
Od poniedziałku pracuje w sklepie i sprzedaje pieczywo. Z czegoś trzeba zyć... Ale już czuje niedosypianie i "ciężkie" nogi na treningach.. W tym tygodniu same rozbiegania. Trzeba odpocząć i się przyzwyczaić do tej pracy. A jutro atakuje 6 km w Oleśnicy! Forma chyba przez tydzień nie uciekła! A w Oleśnicy jest zawsze z kim biegać więc szykuje się mocne bieganie!!!
- DŻEJOS
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 665
- Rejestracja: 15 maja 2010, 10:48
- Życiówka na 10k: 32:00
- Życiówka w maratonie: brak
Oleśnica...
Pierwszy tydzień pracy za mną i odczułem tą rużnice bardzo.. Nogi codziennie ciężkie.. Ciągle chodze niewyspany... Ale start w Oleśnicy pomimo 10tego miejsca uważam za całkiem udanu.
Do pokonania były 4 pętle o długości 1550 m plus dobieg do mety czyli w sumie jakieś 6,3 km. Od startu ruszyłem mocno z czołówką i pierwszy km był około 2:55! To spowodowało że już po pierwszym kole byłem ugotowany. Całe drugie koło biegłem z jednym z kenijczyków i moim kumplem Tajnym na jakieś 9 pozycji. No i w połowie biegu miałem dość.. Nogi jak z kamienia.. Chłopaki mi odjechali a w głowie były myśli żeby zejść bo miałem naprawdę dość.. Trzecie koło jakoś przemęczyłem. Wydawało mi się że naprawdę mocno zwolniłem.. Na ostatnim kole wyprzedził mnie jeszcze jakiś czech. Ale na około 700 m przed metą wziąłem się w garść i ruszyłem mocno żeby wykrzesać z siebie wszystkie siły na Finiszu! Dogoniłem Czecha a za chwile "Batona" (taki kumpel był w naszej drużynie na AMPach w przełajach w 2010 i 2011r) po czym zaczeła się męka.. Ostatnie 300 m to już była masakra... Nie miałem siły podnieść nogi.. Gdybym zaczął w 3:05 to by się to inaczej potoczyło. A tak dobiegłem dopiero 10ty ale średnia mi wyszła jakieś 3:04/km więc z tego jestem zadowolony. Ostatecznie "BATON" nie dobiegł do mety.. Może wstydził się że przegrał ze mną i z Tajnym? nie wiem..
Wyniki: http://www.maratonypolskie.pl/wyniki/2012/olepsu2op.pdf
Pierwszy tydzień pracy za mną i odczułem tą rużnice bardzo.. Nogi codziennie ciężkie.. Ciągle chodze niewyspany... Ale start w Oleśnicy pomimo 10tego miejsca uważam za całkiem udanu.
Do pokonania były 4 pętle o długości 1550 m plus dobieg do mety czyli w sumie jakieś 6,3 km. Od startu ruszyłem mocno z czołówką i pierwszy km był około 2:55! To spowodowało że już po pierwszym kole byłem ugotowany. Całe drugie koło biegłem z jednym z kenijczyków i moim kumplem Tajnym na jakieś 9 pozycji. No i w połowie biegu miałem dość.. Nogi jak z kamienia.. Chłopaki mi odjechali a w głowie były myśli żeby zejść bo miałem naprawdę dość.. Trzecie koło jakoś przemęczyłem. Wydawało mi się że naprawdę mocno zwolniłem.. Na ostatnim kole wyprzedził mnie jeszcze jakiś czech. Ale na około 700 m przed metą wziąłem się w garść i ruszyłem mocno żeby wykrzesać z siebie wszystkie siły na Finiszu! Dogoniłem Czecha a za chwile "Batona" (taki kumpel był w naszej drużynie na AMPach w przełajach w 2010 i 2011r) po czym zaczeła się męka.. Ostatnie 300 m to już była masakra... Nie miałem siły podnieść nogi.. Gdybym zaczął w 3:05 to by się to inaczej potoczyło. A tak dobiegłem dopiero 10ty ale średnia mi wyszła jakieś 3:04/km więc z tego jestem zadowolony. Ostatecznie "BATON" nie dobiegł do mety.. Może wstydził się że przegrał ze mną i z Tajnym? nie wiem..
Wyniki: http://www.maratonypolskie.pl/wyniki/2012/olepsu2op.pdf