ioannahh - komentarze
Moderator: infernal
- Sylw3g
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3666
- Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
- Życiówka na 10k: 35:56
- Życiówka w maratonie: 2:57:46
- Lokalizacja: Warszawa
Ale wy nudni
Nie lubicie czasem pobalansować po granicy życia i śmierci ? Powiem wam, że to o wiele ciekawsze niż bieganie maratonów
Nie lubicie czasem pobalansować po granicy życia i śmierci ? Powiem wam, że to o wiele ciekawsze niż bieganie maratonów
- zu.zu
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 660
- Rejestracja: 09 maja 2012, 14:42
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
Sylw3g wiem, że żartujesz, ale tak na wszelki wypadek - mieszkałam kilka lat tuż przy Moście Poniatowskiego i widziałam tylu miłośników adrenaliny (a właściwie to co z nich zostało) wbitych w ścianę podtrzymującą ten ślimak mostowy, że odradzam podnoszenie sobie tam adrenaliny.
Ioannahh - rower bossski! Pierwszy raz takie pedały na oczy widzę, w ogóle nie wiedziałam, że jest coś takiego. Nawet na Twoim zdjęciu wyglądało to "normalnie". Czad.
Ioannahh - rower bossski! Pierwszy raz takie pedały na oczy widzę, w ogóle nie wiedziałam, że jest coś takiego. Nawet na Twoim zdjęciu wyglądało to "normalnie". Czad.
- Gife
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5842
- Rejestracja: 27 lut 2010, 18:48
- Życiówka na 10k: 34:04
- Życiówka w maratonie: 2:42:10
- Lokalizacja: Poznań
- Kontakt:
Nowa zabawka, a ile radości..Komentarze ożyły, Asia też, czas na bloga
Early Hardcore 4 Life!
Lech Poznań Fanatic
PB: 5000m - 16'27" (nieof.); 10 km - 34'04"; 21,097 km - 1h15'55" 42,195 km - 2h42'10"
Komentarze,Blog
Garmin Connect
Lech Poznań Fanatic
PB: 5000m - 16'27" (nieof.); 10 km - 34'04"; 21,097 km - 1h15'55" 42,195 km - 2h42'10"
Komentarze,Blog
Garmin Connect
- klosiu
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3196
- Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
- Życiówka na 10k: 43:40
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznan
Hmm, zauważam u Ciebie tą samą tendencję do zarzynania się co w zeszłym roku, tylko na rowerze. 490 km na tydzień? Oby to się jakąś kontuzją znów nie skończyło, bo 2000km miesięcznie to już sporo, szczególnie jak się skokowo zwiększa objętość. Też można narobić sobie problemów.
Może trochę przystopuj, albo nie wiem, rozkręcaj się jakoś stopniowo?
Może trochę przystopuj, albo nie wiem, rozkręcaj się jakoś stopniowo?
The faster you are, the slower life goes by.
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
no, 490 było na szosce w sumie w zeszłym tygodniu 715 km na rowerze (właśnie to policzyłam), bo jeszcze dochodzą dojazdy na mtb. wcześniej jeździłam ok 450-500 km tygodniowo na 'góralu'klosiu pisze:Hmm, zauważam u Ciebie tą samą tendencję do zarzynania się co w zeszłym roku, tylko na rowerze. 490 km na tydzień? Oby to się jakąś kontuzją znów nie skończyło, bo 2000km miesięcznie to już sporo, szczególnie jak się skokowo zwiększa objętość. Też można narobić sobie problemów.
Może trochę przystopuj, albo nie wiem, rozkręcaj się jakoś stopniowo?
ogólnie Twoja idea jest słuszna, moja tendencja do skokowego zwiększania objętości treningowej jest we mnie nadal żywa (co nie jest takie dobre - w dalszym ciągu łatwiej jest mi dorzucić sobie trzeci trening w ciągu dnia niż zająć się rozciąganiem, wzmacnianiem, stabilizacją...). ALE! w zeszłym tygodniu przejechałam 460 km na Giant'cie i 255 na Myce (mtb). TYLKO 255. jazda na rowerze górskim jest tak różna od jazdy na szosówce jak prowadzenie ferrari w stosunku do jazdy traktorem. kiedy robiłam na Myce dwie pętle (55 km) pod wiatr to wracałam do domu i zdecydowanie czułam tę wycieczkę w nogach (I PLECACH!!!!). na Giant'cie kończę 85-kilometrowy przejazd i czuję, że (gdyby nie zdrętwiały nadgarstek i bok stopy wciśnięty w sztywny, nowy but spd ) mogłabym tak jechać cały dzień.
a więc... to nie jest taka jednoznaczna sprawa z tym dorzuceniem objętości. generalnie masz rację, ale szoska to jest inny stan świadomości
- klosiu
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3196
- Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
- Życiówka na 10k: 43:40
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznan
OMG
W życiu tyle nie przejechałem na rowerze w tydzień, w tym roku jeżdżę 1000-1200 km miesięcznie i jest to trochę za mało na długie dystanse na maratonie, ale 1500-1600 w zeszłym roku było optymalnie.
Jeżdżąc tyle, o ile to przetrwasz bez kontuzji, wyrobisz sobie taką wytrzymałość, że po prostu musisz w przyszłym roku wystartować w jakimś supermaratonie szosowym, moim zdaniem pudło masz w kieszeni, objedziesz wszystkie kobiety na samej wytrzymałości na dystansie 200-250km .
W życiu tyle nie przejechałem na rowerze w tydzień, w tym roku jeżdżę 1000-1200 km miesięcznie i jest to trochę za mało na długie dystanse na maratonie, ale 1500-1600 w zeszłym roku było optymalnie.
Jeżdżąc tyle, o ile to przetrwasz bez kontuzji, wyrobisz sobie taką wytrzymałość, że po prostu musisz w przyszłym roku wystartować w jakimś supermaratonie szosowym, moim zdaniem pudło masz w kieszeni, objedziesz wszystkie kobiety na samej wytrzymałości na dystansie 200-250km .
The faster you are, the slower life goes by.
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
wygląda na to, że rowerowanie jest dla mnie mało kontuzjogenne. statystycznie chyba najmniej - już pływanie gorsze pod tym względem, hihiklosiu pisze: Jeżdżąc tyle, o ile to przetrwasz bez kontuzji
na rowerze (pomijając jakieś nieprzewidziane, tfu tfu, kraksy) mogę sobie najszybciej uszkodzić jakiś nerw w nadgarstku, który ciągle mi drętwieje... na Myce jeszcze nieźle rozwalałam sobie lędźwia, ale na szosówce to miejsce jest zupełnie odciążone.
mogłabym jechać cały dzień (jak wytłumaczę swojemu umysłowi, że MOGĘ się napić z bidonu jadąc a to że mam SPD wcale nie znaczy, że się przy tym wypierdzielę), to fakt, ale i tak nie sądzę, żebym cokolwiek, gdziekolwiek i jakkolwiek mogła wygrać coś na rowerzewyrobisz sobie taką wytrzymałość, że po prostu musisz w przyszłym roku wystartować w jakimś supermaratonie szosowym, moim zdaniem pudło masz w kieszeni, objedziesz wszystkie kobiety na samej wytrzymałości na dystansie 200-250km .
LOL :P wiesz, zawsze mozesz schować się za tirem i cisnąć za nim kawałek, rozpędzając się do niemożliwości. tylko PO COŁeee tam wasze kilometry, liczy się prędkość maksymalna, a nikt nie chce tego wyjawić
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
kisio pisze:Ufff... a myślałem, że tylko ja jestem taki strachliwy, że się bałem na początku bidon wyciągać haha :D
tia... mój mózg mówi mi, że jak tylko wyjmę bidon, to zza zakrętu wyjedzie rozpędzony tir, a ja bezbronna wbiję się w jego maskę
hmm, znaczy strasznie?Zobaczysz jak się pierwszy raz na lemondce położysz khekhe :D
- klosiu
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3196
- Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
- Życiówka na 10k: 43:40
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznan
Grr, jak ja nie lubię takiego podejścia u kobiet . Co druga takie głupoty gada "nie sądzę, nie umiem, nie dam rady, nie wygram"ioannahh pisze: mogłabym jechać cały dzień (jak wytłumaczę swojemu umysłowi, że MOGĘ się napić z bidonu jadąc a to że mam SPD wcale nie znaczy, że się przy tym wypierdzielę), to fakt, ale i tak nie sądzę, żebym cokolwiek, gdziekolwiek i jakkolwiek mogła wygrać coś na rowerze
Jak mówię że pudło masz w kieszeni to masz .
Na długich dystansach startuje bardzo mało kobiet, więcej w maratonach mtb, ale i tak na najdłuższym dystansie najczęściej wystarczy wystartować i ma się pudło. Szczególnie na tzw ogórkach, czyli małych lokalnych maratonach na 300-500 osób.
W szosowych amatorskich supermaratonach kobiet jest chyba jeszcze mniej, i jadąc najdłuższy dystans szybko byś wygrała klasyfikacje, szczególnie w górach, bo jesteś bardzo lekka i tam odpada stresujący niektórych peleton.
Wytrzymałościowo na pewno dasz radę, a wydolność masz bardzo dużą, przecież biegałaś w zeszłym roku bardzo dobrze.
Do przyszłego roku nabierz pewności na rowerze, pojedź może na jakiś trening grupowy, żeby się oswoić z jazdą na kole i od przyszłego roku wygrywaj
The faster you are, the slower life goes by.
- Sylw3g
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3666
- Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
- Życiówka na 10k: 35:56
- Życiówka w maratonie: 2:57:46
- Lokalizacja: Warszawa
Też tak myślę.
W bieganiu zresztą często jest podobnie (choć z roku na rok źródełko wysycha )
W bieganiu zresztą często jest podobnie (choć z roku na rok źródełko wysycha )
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
może - ale ja naprawdę nie wygrywamklosiu pisze: Co druga takie głupoty gada "nie sądzę, nie umiem, nie dam rady, nie wygram"
hym, no dobra, w maratonie na którym wystartowałyby cztery kobiety może przy odrobinie szczęścia bym wygrała. tylko co to za satysfakcja?Szczególnie na tzw ogórkach, czyli małych lokalnych maratonach na 300-500 osób.
to było dawno..przecież biegałaś w zeszłym roku bardzo dobrze
wczoraj przez 40 km jechaliśmy we trójkę i zmienialiśmy się na prowadzeniu co dwa kilometry. co prawda podobno strasznie 'zaciągałam', ale chyba powoli uczę się, jak się jedzie komuś na kolepojedź może na jakiś trening grupowy, żeby się oswoić z jazdą na kole i od przyszłego roku wygrywaj