Gdyby ktoś pytał, to żyję. I to nawet w dobrym zdrowiu...
W międzyczasie w ubiegły piatek troszkę potruchtałam - 13 km z podbiegami.
W sobotę było niezamierzone wolne, ale tradycyjnie logistyka soboty mnie przerosła.
W niedzielę był Bieg Morskie Oko - dla zmyłki, w centrum Warszawy.
Pobiegłam, zaliczyłam, byłam chyba czwarta z kobiet, czas nie najgorszy, wykonanie trochę gorsze, ale generalnie nie było źle.
A zaraz po biegu - URLOP!!!!
Co w moim wykonaniu oznacza, że od poniedziałku (poniedziałek - Kielce, a od popołudnia - Zakopane) do dzisiaj:
a) przebiegłam prawie 59 km - głownie pod górkę i troche z górki...
b) przemaszerowałam po górach prawie 60 km, w tym trasę Biegu Marduły (tu też były fragmenty biegowe, ale tylko fragmenty)
c) spędziłam na basenie i w saunie oraz jaccuzzi prawie 3 godziny....
W tych kilometrach powyżej miesci się m.in. wbieg i zbiega na Morskie Oko, po którym nastąpił również spacerek na tej samej trasie...
Trochę więcej i kilka zdjęć - na aniabiega
A jeszcze weekend został...
